-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-10-09
2018-09-01
Recenzja z gratisami na blogu kwyrloczka.pl
TOMISZCZE PIERWSZE
Gruba, gruba książka. Gruba książka z półki: Mąż bije i każe czytać. Ja, mężowa forpoczta, czytam bez bicia i opiniuję. Korona Śniegu i Krwi wraz ze swoim rodzeństwem w postaci dwóch kolejnych równie opasłych tomów była gwiazdkowym prezentem, dopiero teraz doczekała się swojej kolejki. Ja czekałam na Polską Grę o Tron, drugiego Sapkowskiego, a tu ni ma… ni ma Pani. Ni ma ani Martina ani Sapkowskiego, tylko Cherezińska jest i ta korona nieszczęsna, gruba, długa i niepotrzebna.
Nadziwić się nie mogę, to się ludziom jednak podoba. Przykre, to że im coś mniej skomplikowane, toporne i stylowo uproszczone tym lepiej odebrane. Nie wiem też jak mój umysł skonstruowano, ale to co wszyscy mają tutaj za plusy dla mnie stanowi minusy tak wielkie, że większych chyba być nie może
MINUS PIERWSZY - JĘZYK
Ja, wychowana na Sienkiewiczowskiej trylogii nie potrafię wybaczyć współczesnym pisarzom braku archaizacji językowej. Nie potrafię – i co poradzę! Jak odzywa się król lub książę to ma odzywać się po królewsku. Nawet jeśli autor wie, że nie podoła i nie wsadzi w jego usta mowy z czasów piastowskich, to przynajmniej niech czuć od króla władzę. Jak się czytało trylogię to się czuło, że taki Jarema Wiśniowiecki jest sztywny jak kij i ma władzę panowie, że ho ho. W Cherezińskiej głównymi bohaterami są sami książęta i królowie, a wszyscy komunikują się co najwyżej jak licealiści przed maturą. Prostym, żeby nie powiedzieć prostackim językiem polskim, w krótkich rzeczowych zdaniach, szybkich dialogach pchających nieuchronnie i szybko do końca powieści.
MINUS DRUGI - WYGLĄD POSTACI
Tutaj to muszę się zgodzić z pewnym podobieństwem do Gry o Tron. Korona Śniegu i Krwi zbliża się do powieści Martina w jednym właśnie aspekcie. Tworzenie postaci rodem z gier fabularnych. Nieodparte mam wrażenie, że Pan Martin rzuca kostką i z tabeli wybiera po wyniku wyrzuconych oczek kolory oczu, włosów, kształty nosów i atrakcje dodatkowe – twarzowe blizny i tym podobne. Pani Cherezińska miała może ciut łatwiej bo gdzieś na kartach historii jakieś opisy być może pozostały; ale to, że jakiś opis postaci jest, to jeszcze trzeba go używać, od czasu do czasu przypomnieć czytelnikowi jak nasi bohaterowie wyglądają.
Przez prawie cały pierwszy tom usiłowałam przypomnieć sobie jak wygląda książę Przemysł. I tak by mi chyba zostało – bo gdzieś tam na początku zapisany opis z cyklu: kolor oczu, kolor włosów, kolor rąk i etc., został zapomniany, a na kolejny przyszło mi czekać do jego drugiego małżeństwa, grubo za połową książki. Niebywale to utrudnia sprawę polubienia postaci, wejścia z nią w jakąś czytelnicza interakcję.
Dziwnym także pozostaje fakt, że bohaterowie się nie starzeją, umierają prędzej tacy jacy byli na początku książki – piękni, młodzi i bezpłciowi. Dla przykładu i jako przeciwwagę opis Białego Wilka – Gwynblejdda – Geralta w Rivii – podam z pamięci, aparycji jego nie da się zapomnieć, nie da się jej także przeoczyć.
Sienkiewiczowi zarzucano cukierkowe przedstawianie dam. Pani Cherezińskiej zarzucić można dzielenie kobiet na trzy grupy: piękne, brzydkie, i brzydkie z tym czymś co czyniło je jednak w jakimś stopniu piękne. Głównym wyznacznikiem kobiecego wyglądu, tym czym różniły się do siebie opisane panie, jest ich kolor i konsystencja włosów.
MINUS TRZECI - CHARAKTER POSTACI
Dramat, dramat ludzie. Postaci jest wiele, każda ma jakiś interes i swoje – w kwestii zdobycia większej władzy – plany. Bo w książce tylko o zdobycie władzy chodzi. Jakiej władzy? To już w zasadzie obojętne. Problem z postaciami jest taki, że poza paroma wyjątkami wszystkie są jednakowo miałkie. Posługują się tym samym językiem. Czy to chłop czy to Pan, inaczej wyglądają, a po za tym są zupełnie jednakowe. Przemysł II, Henryk IV Probus i Jakub Świnka to tak naprawdę jedna i ta sama osoba. Trochę tak jakby jeden aktor grał w teatrze trzy role, wszystkie jednakowo źle. Niezależnie od czynów bohaterów ich podejście i słownictwo jest identyczne. Henryk kreowany na łotra i bezbożnika wypowiada się zupełnie tak samo jak dobroduszny Arcybiskup Gnieźnieński przez co czyny wszystkich stają się nieszczere, momentami groteskowe. Żadnego z nich nie da się lubić… lub nienawidzić! Bo jak nienawidzić czy lubić ta samą postać, która w jednym rozdziale robi coś dobrego, w drugim coś złego, a w trzecim nic nie robi?
Tylko etykiety (nazwiska rozpoczynające podrozdziały) się zmieniają.
PLUS PIERWSZY - RIKISSA, KINGA I BOLESŁAW
Trzy postacie, które mają charakter, które coś sobą reprezentują. Jest jakiś zamysł i jakaś ich budowa. Myślą i działają według siebie, zgodnie ze swoimi osobowościami. Nie są nijacy. Wątek nadnaturalny Kingi i Bolesława może się wielu czytelnikom nie podobać, ale przynajmniej jest czymś innym niż przeciętność reszty fabuły. Dla mnie osobiście była to miła odskocznia, ponieważ ja fantastykę lubię i miłości do czarów, elfów i strzyg nigdy się nie wyrzeknę (podpowiem tylko, że można było więcej o nich napisać – dając w ten sposób wytchnienie od dużych ilości prawd historycznych).
Niestety, kiedy już się człowiek do kogoś przywiąże to ten ktoś umiera.
MINUS CZWARTY - OPIS
Wiem, że teraz moda taka, że opisów w książce im mniej – tym ludzie bardziej zachwyceni. A jak już o trzy zdania za dużo o jakimś badylu to zaraz larum, że po co tyle opisów przyrody (no to ja zapraszam do Przeminęło z Wiatrem i trzystu opisów balowych sukien).
Problem jest jeden i kluczowy: czytając książkę o natłoku zdarzeń i informacji bez opisów czegokolwiek – za rok nie będziecie pamiętać niczego. Nie ma momentu przerwy, w którym mózg mógłby to wszystko posortować i poukładać, nawet trochę się znudzić w oczekiwaniu na kolejną porcję akcji. Korona Śniegu i Krwi opisów ma jak na lekarstwo (już abstrahuję od postaci), ale jak Polska wyglądała w tamtych czasach to się raczej nie dowiecie, może jedynie liźniecie zagadnienie palisady wokół grodu. Czy to był karaj zielony, czy łysy. Żyzny, ładny, brzydki? Była sobie taka Polska, taka Europa i w niej się kotłowali równie bezbarwni władcy. Pani Cherezińska stworzyła być może pierwszą na świecie fabularyzowaną encyklopedię wydarzeń z czasów rozbicia dzielnicowego. Nie wiem czy ją za to szanować…
MINUS CZWARTY I PLUS DRUGI W JEDNYM - MAGIA
Usiłowała autorka jakoś to pogodzić. Z jednej strony stawiając kościół, a z drugiej dawne wierzenia. Na mój gust i upodobania wątków tych jest za mało. Zabrakło zdecydowania, albo piszemy książkę i na warsztat bierzemy same fakty, albo dodajemy od siebie coś więcej i jest więcej tego więcej. Zamiast wykorzystać słowiańską magię jako przerywnik, odskocznię od przynudnawej i ciągłej walki o stołki , gdzieś w połowie książki zapodziały się te wątki i wracają jedynie w postaciach dwóch dziewcząt (również granych przez jedną i ta sama aktorkę), przewijających się przy książętach – a to z dzbankiem wina, a to z gołym tyłkiem.
Sam pomysł ożywienia zwierząt herbowych bohaterów, którym wielu czytelnikom nie przypadł do gustu, nie jest zły, problem tylko taki, że bohaterowie tych swoich zwierzaków nie zauważają. Niby są świadomi, że te stworzenia coś robią, bawią się przykładowo z małą księżniczką, ale nic po za tym, nikt się do tego nie odnosi, a szkoda. Ot taki fabularny bezwartościowy dekor, odwracacz uwagi od encyklopedyczności wydarzeń.
MINUS SZÓSTY - SEKS
Ja tam do tego typu umilaczy zwykle zażaleń nie mam, erotyczne potyczki bohaterów mi nie przeszkadzają. Myślę, że Korona Śniegu i Krwi prosiła się o umieszczanie historii miłosnych podbojów bohaterów, czy też momentami ordynarnego chędożenia. Boli tylko nieudolność w opisaniu takich zbliżeń. Kolejna już nieudolność.
Jeśli mieliście przyjemność czytać Nienackiego i jego Dagome Iudex, i przypomnicie sobie tamte sceny erotyczne, to będziecie wiedzieć w czym rzecz. Nienacki pisał tak, że robiło się ciepło, żeby nie powiedzieć wilgotno. Cherezińska pisze tak, że śmiem wątpić w jej udane pożycie. Przepraszam, ale tragedia. To chyba już lepiej było odpuścić całkowicie te wątki.
Szczególnie odpuścić Leszka Czarnego i jego romans ze swym podchorążym. Ich obrzydliwe, równie słabo opisane igraszki w skarbcu czy innej piwnicy. Fe! Znowu te lewackie granty, czy o co tam z tym chodzi? Nie wiem.
KORONA ŚNIEGU I KRWI
Czy tak to się dzieje z książkami pisanymi na zamówienie, że są tak strasznie nieszczere. Wypływająca z nich historia jest jakby nieprawdziwa, nakreślone charaktery bezpłciowe. Ważny czas i to żeby upchać wszystkie potrzebne wątki w trzy opasłe tomy powieści. To mogło być dzieło życia, a stało się przelewem na konto.
Powieść składa się prawie z samych dialogów. Aż dziw bierze, że to da się czytać. Bo da się, historię połyka się zdanie po zdaniu, dialog po dialogu, w zawrotnym tempie. Jest to w pewnym sensie plus, ale żeby ten plus nie przysłonił nam pozostałych minusów.
Niestety nie mam szerokiej wiedzy na temat rozbicia dzielnicowego – tyle co pamiętam ze szkoły – że było. Nie jestem w stanie powiedzieć wam, czy opisane wydarzenia tak właśnie wyglądały w rzeczywistości. Wiem za to, że w przeciwieństwie do postaci z książki w tamtych wydarzeniach brali udział prawdziwi ludzie z krwi i kości. Z ciekawości zaglądnęłam właśnie w Wikipedię do żywotu Henryka IV i widzę, że jego losy w książce są dokładnie takie same jak tutaj. Tym bardziej boli mnie fakt, że postacie są tak słabo napisane. Jakaż jest bowiem siła książki, w której historia znana jest od początku do końca, jeśli nie w dobrze stworzonych charakterach?
NIE POLECAM
Nawet miłośnikom tego okresu, to już lepiej niech się miłośnicy wezmą za książki naukowe. Na półce czekają jeszcze dwa tomy i ja te dwa tomy przeczytam – może, choć wątpię – coś mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy. Zastanawiając się chwilę nad tym co za mną Korona Śniegu i Krwi to półprodukt, prędzej scenariusz filmowy niż powieść, kto wie, może taki był zamysł. Tylko kto to nakręci, Polacy? Po obejrzeniu pierwszego odcinaka Korony Królów śmiem wątpić.
http://kwyrloczka.pl/2018/09/15/o-tym-jak-i-czy-opisywac-rozbicie-dzielnicowe-korona-sniegu-i-krwi-elzbieta-cherezinska/
Recenzja z gratisami na blogu kwyrloczka.pl
TOMISZCZE PIERWSZE
Gruba, gruba książka. Gruba książka z półki: Mąż bije i każe czytać. Ja, mężowa forpoczta, czytam bez bicia i opiniuję. Korona Śniegu i Krwi wraz ze swoim rodzeństwem w postaci dwóch kolejnych równie opasłych tomów była gwiazdkowym prezentem, dopiero teraz doczekała się swojej kolejki. Ja czekałam na Polską...
2015-11-18
Siedzę i ryczę. Patrzę na swoją ścieżkę i żałuje, że ta książka powstała dopiero teraz. Gdyby ktoś wetknął mi ją do przeczytania jeszcze w liceum, może inaczej by się moje życie potoczyło. Może miałabym siłę wynieść się do jakiejś puszczy, może znalazłabym w sobie determinację do robienia tego, co lubię, co mnie kręci, a nie tego, co może mi się kiedyś w życiu przyda. Jeśli wasze dziecko ma jakiś dar od Boga, to ten dar należy rozwijać, choćby się to wydawała najgłupszą rzeczą pod słońcem. Bo tylko robiąc to, co się kocha można osiągnąć mistrzostwo, w innych przypadkach można, co najwyżej być przeciętnym. Niech nigdy w waszych ust nie padną te zbrodnicze słowa, potworne: a co ty będziesz potem robić? Te słowa zabijają, przygniatają życiem powszednim młodzieńcze ideały i marzenia.
Pani Simona zamieszka w moim sercu już na zawsze. Będzie przykładem dla moich dzieci jak walczyć o siebie każdego dnia, o siebie i o świat, który sobie stworzyliśmy.
Młodzieży, czytajcie opowieść o niezwyczajnym życiu i uczcie się, zanim zaczniecie żałować swoich wyborów!
P.S. Moją ocenę daję opisanej postaci nie książce. Sam sposób napisania moim zdaniem trochę słaby.
Siedzę i ryczę. Patrzę na swoją ścieżkę i żałuje, że ta książka powstała dopiero teraz. Gdyby ktoś wetknął mi ją do przeczytania jeszcze w liceum, może inaczej by się moje życie potoczyło. Może miałabym siłę wynieść się do jakiejś puszczy, może znalazłabym w sobie determinację do robienia tego, co lubię, co mnie kręci, a nie tego, co może mi się kiedyś w życiu przyda. Jeśli...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-13
Zacznę od tego, jak weszłam w posiadanie tej książki. Została ona wyrzucona z biblioteki leżała przy drzwiach jako jedyna w miarę nowo wydana książka na stercie innych starych jak świat trupów pamiętających jeszcze poprzedni ustrój.
Co czuję po jej przeczytaniu – smutek, żal, nienawiść. Niestety tak, jak tu opisano, wygląda polskie usłużne dziennikarstwo. Widać to zresztą jak tylko włączy się telewizor. Zmanierowany Kraśko syn SB-ka, którego nie mogę oglądać, TW Stokrotka - blond nawiedzona szkaradna baba, Żak ta szuja, Urban, Michnik. Popłuczyny po poprzednim systemie, które powinny wisieć. O tym właśnie jest ta książka, ktoś napisał o SB-ku to, co ja przed chwilą, publicznie, i został zakrzyczany, zmieszany z błotem, wyrzucony z pracy. Zniszczono życie człowiekowi za PRAWDĘ. Za zdemaskowanie Bolka… przepraszam Lwa. Wildstein obnaża życie na najwyższych szczeblach władzy, biznesu i dziennikarstwa mainstreamowych mediów, ich wzajemne przenikanie się. Wszytko to jedna klika. Jedyne co ich interesuje to utrzymanie status quo. Swoich paskudnych tyłków przy korycie za wszelka cenę nawet ludzkiego życia.
Wyrzucenie tej książki z biblioteki śmierdzi mi przykazem z góry i to tylko układa się w jeszcze większa obrzydliwą całość obrazu tego kraju. Jeśli jest ktoś, kto przeczytał tę pozycję i twierdzi, że tak nie wyglądają realia naszego kraju jest albo głupi, albo ślepy, albo z resortu.
Zacznę od tego, jak weszłam w posiadanie tej książki. Została ona wyrzucona z biblioteki leżała przy drzwiach jako jedyna w miarę nowo wydana książka na stercie innych starych jak świat trupów pamiętających jeszcze poprzedni ustrój.
Co czuję po jej przeczytaniu – smutek, żal, nienawiść. Niestety tak, jak tu opisano, wygląda polskie usłużne dziennikarstwo. Widać to zresztą...
2015-10-29
Smutno mi po przeczytaniu tej książki raz z racji treści, a dwa z racji tego, że czegoś jej strasznie brakowało. Konkretnie brakowało przynajmniej jeszcze 300 dodatkowych stron. Całość jest trochę jak szkic powieściowy i dziw aż bierze, że autor pracował nad nią osiem długich lat.
Historia kolonizacji dzikiego zachodu z perspektywy tych, którym się nie udało była niebywale ciekawa i wciągająca. Szkoda wielka, że styl jest tak prosty i okrojony, zabrakło mi opisów przyrody i opisów bohaterów bardziej rozwiniętych niż: miała twarz jak cynowe wiadro.
Myślę sobie teraz czy mąż tak łatwo oddałby mnie pod czyjąś opiekę, czy pozwoliłby na tak daleka podróż. Skoro jedna zima doprowadziła cztery kobiety do szaleństwa to kto mógł zagwarantować, że w ogóle bezpiecznie dojadą. To chyba prawdziwy dramat i kwintesencja tej powieści - życie nie na dobre i na złe póki śmierć nas nie rozłączy, a raczej na dobre i na jeszcze lepsze póki masz dwie ręce do roboty i możesz tyrać razem ze mną.
Smutno mi po przeczytaniu tej książki raz z racji treści, a dwa z racji tego, że czegoś jej strasznie brakowało. Konkretnie brakowało przynajmniej jeszcze 300 dodatkowych stron. Całość jest trochę jak szkic powieściowy i dziw aż bierze, że autor pracował nad nią osiem długich lat.
Historia kolonizacji dzikiego zachodu z perspektywy tych, którym się nie udało była niebywale...
Więcej życia na kwyrloczka.pl
ZMOGŁAM DRUGI TOM
Jest ciut lepiej i ciut gorzej zarazem. Ciut gorzej bo często obserwowałam błędy stylistyczne i jakieś dziwaczne składnie. Nie żebym ja była orłem w tej materii. Ja mam jednak tylko siebie i jednego męża redaktora/korektora, zdaje się przy wydawaniu powieści sztab poprawiaczy jest obszerniejszy. Niech będzie, nie czepiam się. Może mi się to tylko wydawało, a może za prędko wychodziła ta książka żeby ją tak dogłębnie poprawić?
MANKAMENT Z POSTACIAMI W TLE
O dziwo, poprawiły się postacie. Poszczególne charaktery bardziej się różnicują. Może też być tak, że się przyzwyczaiłam. Mimo to, nie dostrzegam już tutaj powtarzalności z pierwszego tomu, gdzie zmianie ulegały tylko etykiety na początkach rozdziałów i czyny postaci, a sam trzon pozostawał niezmienny. W przeciwieństwie do pierwszej części Niewidzialna Korona nie oferuje niestety żadnej nadzwyczajnej persony. Piastówna Rikissa II to już nie swoja matka, a ktoś dużo bardziej zwyczajny - szkoda. Jedyne Vaclav II Przemyślida zasługuje na wzmiankę. Osobowość stworzona dość oklepanym zabiegiem poprzez obdarzenie złotego Przemyślidy konkretnym świrem. Jakim to już sobie sami doczytajcie, co ja Wam będę opowiadać. Świr nie Świr ale pomysłu na niego nie można Pani Cherezińskiej odmówić. Nie wiem także czemu autorka nie lubi Czechów, i ojca i syna przedstawia w nieprzychylnym świetle. Ojciec to świr, niegłupi, ale dający sobą manipulować. Syn "rządzi" nie wychodząc z łóżka, do tego żre i żre żadnego innego pożytku nie dając.
ZWIERZĘTA RULES
Na czoło nietuzinkowych osobowości wysuwa się... jakby to powiedzieć, no ten... koń. I chyba ją - bo to klacz jest - lubię najbardziej. Rulka klacz Władysława Łokietka - koń który mówi - koń z charakterkiem. Koń, który zdobył moje serce. Dziękuje Pani więc za konia i za to, że umilił mi on czytanie mimo wszystko. Tylko czy ten koń nie jest mądrzejszy od dobrze urodzonego jeźdźca? Czy opisy spółkujących koni nie są ukłonem w stronę... nie, nie idźmy tą drogą, nie idźmy!!!!!
KOSZMARNE KLARYSKI
Kiedy pojawiały się szanowne Panie Klaryski, siostry zakonne, dezaprobata mieszała się we mnie ze zniesmaczeniem. Ulokowane w klasztorze Piastówny z różnych rodowych odgałęzień, wyświęcone zakonnice rajcujące się bieżącą sytuacją polityczną i omawiające ją przy każdorazowym spotkaniu jeszcze zniosłam. Zakonnice rajcujące się opowieściami (więcej domagające się tych opowieści ze szczegółami) odwiedzającej je Elżbiety na temat stu sposobów brania jej przez dwóch z rzędu kochanków - niesmaczne, niestosowne, nie do pomyślenia w tamtych czasach. Kleru nie lubię, Klosztornych Panien nie rozumiem - uważam jednak, że to nadużycie wprowadzone jedynie w celu szargania już i tak nadwątlonego imienia Kościoła Katolickiego, dla samej zasady.
ORDO FRATRUM DOMUS HOSPITALIS SNACTAE MARIAE THEUTONICORUM IN JERUSALEMO
Były i sprośne Klaryski, są i wyuzdani Krzyżacy. Dwóch Panów razem w lesie, całuski i tak dalej. Podziękuję jednak - fuj. Tak przy okazji, zastanawialiście się kiedyś czemu tylko panowie pojawiają się w takich sytuacjach, a dwie panie uprawiające seks już nie? Przecież podchodzą pod LBTG, zdaje się to jest dyskryminacja takowych. A może skoro dwie Panie mogą się podobać także tym seksistowskim szowinistom hetero to jest to już zakazane. No, w każdym razie Krzyżacy to również katolicy, a skoro katolicy to obrażać ich należy, a jak najlepiej ich obrazić - męsko męskim seksem. Punkt to obowiązkowy w pewnych pisarskich kręgach i Niewidzialna Korona jak i jej poprzedniczka nie są tu wyjątkami.
CO Z TYM BOGIEM
Jest to zagadnienie, które rozbawiło mnie setnie. Zdaje się, że Ciebie Boże nikt nie rozumie. To może ja się postaram jakoś wytłumaczyć, że Bogu nie zależy na tym kto będzie rządził Polską, żadnemu Jakubowi Śwince nie mówiłby jak ma krajem pokierować, żeby osiągnąć takie, a nie inne cele. Żadna niewidzialna korona od Boga nie zostałaby mu dana. Kiedyś, przed przyjściem na świat Jezusa, to i owszem, ale teraz... Teraz to każdy niech weźmie swój krzyż i podąża za Jezusem tym jedynym, który jest drogą, prawdą i życiem. Fragmenty, w których Chrystus gada z krzyża co kto ma robić, są raczej śmieszne. Stawiają Boga na równi z ciskającym piorunami z nieba Perunem i Trzygłowem, którzy także w książce mają swój głos. Więcej, tamci pojawiają się z wykopem, z waleniem w drzewo okrwawioną głową, dźwiękiem piorunów, a taki ukrzyżowany człowieczek zawieszony gdzieś pod powałą - co on tam może. To już zdaje się rzecz wiary.
"A mówią, że nie można tak
Wciąż wytłumaczyć ktoś się stara
Że ten cały wiary brak
To też właściwie jakby wiara"
Piotr Bukartyk - utwór do posłuchania na blogu
NIEWIDZIALNA KORONA
Nadal rozczarowuje, nawet okładka jest brzydka. Tylko ta moja fobia kończenia rozpoczętych książek, tym bardziej, że mam wszystkie trzy tomy w domu, trzyma mnie przy tym cyklu.
Trzecia cześć się zaczyna i Rulka pewnie zdechnie. Skoro Władysław ma już 45 lat, a długo, długo na niej jeździ, przyjdzie i czas na nią. Będzie mi przez to smutno, zawsze jest mi smutno, gdy odchodzą zwierzęta. Zwierzęta i dzieci... jak pierworodny Stefan. Taka już jestem.
http://kwyrloczka.pl/2018/10/09/o-tym-jak-nadchodzi-wladyslaw-niewidzialna-korona-elzbieta-cherezinska/
Więcej życia na kwyrloczka.pl
więcej Pokaż mimo toZMOGŁAM DRUGI TOM
Jest ciut lepiej i ciut gorzej zarazem. Ciut gorzej bo często obserwowałam błędy stylistyczne i jakieś dziwaczne składnie. Nie żebym ja była orłem w tej materii. Ja mam jednak tylko siebie i jednego męża redaktora/korektora, zdaje się przy wydawaniu powieści sztab poprawiaczy jest obszerniejszy. Niech będzie, nie czepiam...