-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-03-13
2023-06-06
2023-02-08
W pełnym wymiarze na http://kwyrloczka.pl/2023/07/06/o-tym-jak-przykre-sa-wyznania-hochsztaplera-felixa-krulla-tomasz-mann/
MAM CZEGO CHCIAŁAM
Czasem wydaje mi się, że ja mam coś nie tak z mózgiem. Coś ze mną inaczej być musi, bo każdorazowo, gdy sięgnę po jakiś klasyk, no ja was kochani przepraszam, ale tego nie da się znieść. Mordęga i wielomiesięczna walka, żeby przeczytać, żeby zmóc tą wielką, piękną literaturę. Potem kiedy już się podołało, myśleć tylko, czy odłożyć na półkę, czy jednak do kosza z drewnem władować. Niestety, Tomasz Mann, noblista i jego Wyznania Hochsztaplera Feliksa Krulla to kolejna książkowa mina, na którą z uśmiechem na ustach i entuzjazmem wlazłam.
"W MOICH SŁOWACH SŁOMA CZAI SIĘ"
Kiedy piszesz recenzję i jednocześnie obgadujesz z mężem transport piętnastu kostek słomy dla kur i kaczuch, nie może stać się nic dobrego. Tak w zasadzie nie wiem jaki miał Mann cel w stworzeniu tego dzieła. Jeśli chciał pokazać swą stylistyczną wielkość, to udało mu się. Doceniam język, jego zawiłość i styl, podobieństwo do Potockiego i jego Rękopisu nasuwa się samo. W obu przypadkach trzeba wykrzesać z siebie niezmierzone pokłady cierpliwości i dobrej woli, żeby zdanie po zdaniu przemieszczać się do tak upragnionego końca.
WYZNANIA
Mierzymy się w powieści Wyznania Hochsztaplera Feliksa Krulla z historią pewnego młodzieńca, który codziennie stwarza samego siebie. Nie jest prawdziwy od pierwszej chwili świadomego życia. Wszystkim napotkanym ludziom maluje swą postać, tak różną od tego, kim był i jest w rzeczywistości. Kłamie, oszukuje, mami, wodzi i uwodzi, wierząc w istnienie tego nierealnego ja, za które się podaje i uważa. Wizualizuję go sobie jako skrzyżowanie młodego mężczyzny z wiecznie uśmiechniętym kotem z Alicji w Krainie Czarów. Jest kwintesencją samozachwytu, nieomylności, bezkrytyczności i farta. Wszystko bowiem mu się udaje i wszystko uchodzi mu płazem. Paskudna, obrzydliwa i śliska osobowość bohatera w połączeniu z trudnym językowo opisem sprawiają, że kosz na drewno jest jednak najodpowiedniejszym miejscem dla ostatniej, niedokończonej (może na szczęście) powieści Tomasza Manna.
LUBIĘ WIEDZIEC Z KIM MAM DO CZYNIENIA
Wiadomo jak to z noblem jest, trzeba spełniać określone głęboko lewackie warunki. Można być zwykłym ojcem szóstki dzieci, ale wtedy raczej nobla się nie dostanie. Normalna rodzina to zbyt konserwatywne i nie daj Bóg wierzące środowisko. Ale jak się jest ojcem szóstki dzieci i niekryjącym się z tym homoseksualistą, to szanse na nagrodę rosną. Jak się ma do kompletu dwoje dzieci, które również są homoseksualistami to już mamy klarowną sytuację. Samobójstwo dwóch sióstr, samobójstwo dwóch synów. Przedziwna, przedziwna rodzina. I choć nienawidził nazistów nie jest mi z nim raczej po drodze. Nie sięgnę już po Tajemnicza Górę z obawy przed kolejną klasyczna miną.
Można mi teraz zarzucić i zarzucam sobie samej, że orientacja seksualna autora nie powinna mieć znaczenia, czy jednak Mann w Feliksie Krullu nie upatruje dla siebie kochanka idealnego, z lubością opisując i idealizując postać, tak dla kobiety odpychającą?
W pełnym wymiarze na http://kwyrloczka.pl/2023/07/06/o-tym-jak-przykre-sa-wyznania-hochsztaplera-felixa-krulla-tomasz-mann/
MAM CZEGO CHCIAŁAM
Czasem wydaje mi się, że ja mam coś nie tak z mózgiem. Coś ze mną inaczej być musi, bo każdorazowo, gdy sięgnę po jakiś klasyk, no ja was kochani przepraszam, ale tego nie da się znieść. Mordęga i wielomiesięczna walka, żeby...
2022-07-17
MIŚ REKIN I PIES ZAPRASZAJĄ NA RECENZJĘ Z DODATKAMI http://kwyrloczka.pl/2023/04/13/o-tym-jak-zazywamy-odtrutke-na-dunie-lotta-z-ulicy-awanturnikow-astrid-lindgren/
CIEPŁO, CIEPŁO W SERCU MYM
Dawno, dawno temu w odległej Szwecji, żyła mała Lotta. Mała Lotta nie pochodziła z rozbitej rodziny. Ma kochającego tatusia i mamusię, którzy bardzo o nią dbają. Ma też rodzeństwo i czasem bardzo sobie dokuczają, szczególnie kiedy Lottcie śni się, że biją jej Niśka. Choć Lotta ma dopiero pięć lat, właśnie zrobiła okropne głupstwo. Bardzo szybko musi wyprowadzić się z domu, zanim mama wróci z zakupami. Faktycznie znajduje sobie nowe gospodarstwo, ale nie do końca jest tak jak myślała, mądrzy rodzice zadbają jednak o to, żeby mogła się dzięki tej przygodzie czegoś ważnego nauczyć.
KIEDYŚ TO BYŁO
Piękne to czasy, w których nie ma jeszcze kaszojadów, gówniaków i bombelków, a dziecko jest największą wartością dla każdego dorosłego, nie tylko rodzica. Lotta z ulicy Awanturników to ciepła opowieść o dziecięcym uporze, o radzeniu sobie ze złością i strachem oraz o konsekwencjach, jakie powinno ponosić nawet pięcioletnie dziecko. Krótka bajeczka na jedno wieczorne czytanie dla każdego maluszka, napisana prostym językiem, w zasadzie o niczym, a jednak o tak wielu sprawach. Kawał dobrej, bezpiecznej ideologicznie literatury dziecięcej. Polecam z czysty sumieniem.
NIE JEST TO KONIEC
Jeśli spodobały Wam się przygody Lotty z ulicy Awanturników powinniście wiedzieć, że jest także część druga, o której już niedługo opowiem. Zapomniałam jeszcze dodać, że jest to, moim zdaniem, bardzo dobra książka do pierwszego samodzielnego czytania. Duże litry i ładne ilustracje na pewno ułatwią dziecku rozpoczęcie przygody z książkami.
MIŚ REKIN I PIES ZAPRASZAJĄ NA RECENZJĘ Z DODATKAMI http://kwyrloczka.pl/2023/04/13/o-tym-jak-zazywamy-odtrutke-na-dunie-lotta-z-ulicy-awanturnikow-astrid-lindgren/
CIEPŁO, CIEPŁO W SERCU MYM
Dawno, dawno temu w odległej Szwecji, żyła mała Lotta. Mała Lotta nie pochodziła z rozbitej rodziny. Ma kochającego tatusia i mamusię, którzy bardzo o nią dbają. Ma też rodzeństwo i...
2022-03-31
SZWEDZKIE RODZINY Z PROBLEMAMI
Dunia mieszka z tatą, przynajmniej od jakiegoś czasu. Ojciec Duni ma bowiem ewidentne problemy emocjonalne. Drugi raz już pozostawia córkę pod opieką dziadków, chociaż obiecywał jej jakieś wspólne wyprawy. Pierwszy raz porzucił ją po śmierci mamy Duni, teraz zostawia po raz drugi, ponieważ nie potrafi poukładać swojego życia po rozstaniu z narzeczoną. To pierwsza przykra rzecz, która spotyka dziewczynkę i rozpoczyna ona serię nieszczęść na dalszych stronach książki. Pozostawiona u dziadków smutna Dunia dowiaduje się, że nikt nie może zabrać jej na urodziny najlepszej przyjaciółki. Znajduje się i na to rada, trochę odklejona od rzeczywistości babcia, wsadza Dunię do pociągu, którym ma ona dotrzeć do Uppsali. Faktycznie, szczęśliwie dociera, i można by pomyśleć, że będzie to jednak miła opowieść ze szczęśliwym zakończeniem, do którego poprowadzą nas przyjazne dziecku przygody.
NIENADOPIEKUŃCZA BABCIA
Niestety, na Dunię na dworcu nikt nie czeka. Przerażona chroni się w dworcowej poczekalni, gdzie zostaje napadnięta, poszczuta psem i okradziona. Ukrywającą się pod ławką dziewczynkę znajduje policjantka, która prywatnie jest siostrą niedoszłej macochy dziewczynki. Wera, bo tak nazywa się była narzeczona taty, odwozi dziewczynkę do dziadków. Tutaj mierzymy się ze skomplikowaną relacją między dzieckiem a kobietą, która nie chciała być mamą dla Duni, a jedynie jej przyjaciółką. Wybaczcie, ale nie ogarniam takiej relacji między dorosłym a siedmiolatką. Tym bardziej dorosłym wchodzącym na miejsce utraconego rodzica. Niby taki już happy and, ale jeszcze na koniec dowalmy dziecku gorączką i chorobą. Niestety nie spotkała się też z przyjaciółką na urodzinach, które jak okazało się miały być dzień później, a babcia, jak to baba pomyliła daty i wszystko sknociła.
TROCHĘ JAK TWARDOCH DA NAJMŁODSZYCH
Napisałam jednego wielkiego spojlera. Zrobiłam to celowo, ponieważ Szczęśliwy ten, kto dostanie Dunię to książka, którą zdecydowanie odradzam. Nie wydaje mi się słusznym opowiadanie dzieciom, w moim przypadku pięcioletnim, o depresji rodzica, o tym, że mama może umrzeć, że być może zastąpi ją druga pani, która chce się z nami kolegować na swoich zasadach, a wszystko to zapakować w same nieszczęśliwe wydarzenia i przykre wypadki. Autor pokazuje świat jako strasznie smutne i groźne miejsce. Słowa dziadka upominającego babcię, że wszystko może się zdarzyć, gdy wyślesz małą dziewczynkę w półtoragodzinną podróż do obcego miasta, stają się prorocze. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia autor rozbitymi rodzinami pobocznych bohaterów. Tylko dziadkowie, poprzednie pokolenie, jeszcze trwa w małżeństwie, jak relikt z poprzedniej epoki.
NIE JEST TO ASTRID LINDGREN I SZCZĘŚLIWE ŻYCIE W BULLERBYN
Można podejmować w książkach dla dzieci trudne tematy, odnoszę jednak wrażenie, że Szczęśliwy ten, kto dostanie Dunię to książka opisująca współczesną rzeczywistość bez jakiegokolwiek komentarza. Nikt tutaj nie powie - to przykre, że rodzice Fridy nie są razem - to jest po prostu normalna rzecz. Bardzo uwidoczniona jest także niechęć dziadków do ojca Duni, w zasadzie z tej niechęci wynika cała nieudana podróż dziewczynki. Dziecko to wyrasta w świecie trudnych i złych relacji międzyludzkich, i te trudne i złe relacje przenoszone są na czytelnika, a czytelnikiem jest dziecko.
Astrid Lindgren pojawia się w nagłówku nie przypadkiem. Czytamy teraz powieść Madika z Czerwcowego Wzgórza, tutaj także pojawiają się trudne zagadnienia. Jest przykładowo wujek Nilsson, który za dużo zagląda do kieliszka, są biedne dzieci, które mają wszy i przeklinają, są ubodzy wieśniacy, żyjący swoim wiejskim ubogim życiem. Świat nie jest idealny, ale są rodzice Madiki, którzy bardzo się kochają, którzy są ostoją dziecięcego świata, bezpieczną przystanią. To jest dla mnie pozytywny wzorzec. Zbyt wiele zła widzą dzieci wokół siebie, nie muszą dodatkowo czytać książek, w których uważa się, że to zło jest normalne.
SZWEDZKIE RODZINY Z PROBLEMAMI
Dunia mieszka z tatą, przynajmniej od jakiegoś czasu. Ojciec Duni ma bowiem ewidentne problemy emocjonalne. Drugi raz już pozostawia córkę pod opieką dziadków, chociaż obiecywał jej jakieś wspólne wyprawy. Pierwszy raz porzucił ją po śmierci mamy Duni, teraz zostawia po raz drugi, ponieważ nie potrafi poukładać swojego życia po rozstaniu z...
2022-03-14
Wpadajcie poznać mnie bliżej na http://kwyrloczka.pl/2023/03/12/o-tym-jak-stracic-krolestwo-szczepan-twardoch/
DLA CZEGO?
Myśl taka ciągle mnie nachodziła, jaka jest przyczyna powstania drugiej części Króla. Wydaje mi się, że Król wyszedł Panu Twardochowi jednak zbyt pogodny. Jeśli ktoś zna inne powieści autora, to wie, że słowo pogodny ma się do jego twórczości jak hotel all inclusive na Teneryfie do sowieckiego łagru. Oczywiście to tylko moje domysły, wydaje mi się jednak, że czuł Pan Twardoch wielką wewnętrzną potrzebę zrównoważenia pierwszej części, czymś naprawdę dramatycznym, trudnym i smutnym. No i to się udało.
WIARA DUSZ
O kunszcie pisarskim rozwodzić się nie będę. Osobiście uwielbiam język i styl. Historie rysują się na mojej duszy czarnym rysikiem z kamiennego węgla, kreska jest gruba, czarna i pozostaje na zawsze. Czuję z autorem pewne pokrewieństwo dusz, być może wynikające z naszego wspólnego pochodzenia i historii. Łączą nas, tak myślę, rodzinne opowieści o wojnie, a do nos Śōnzokōw nie są to proste sprawy. Gdzieś ta wojna siedzi w nas, gdzieś w środku, powoduje naszymi działaniami. Mnie w książkach każe szukać przyczyny i zrozumienia, a Panu Twardochowi pisać o sobie w niepowtarzalnym, turpistycznym stylu.
KOBIECIE I MATCE
Królestwo oddziałuje na mnie podwójnie. Pierwszym razem wali we mnie jako w kobietę, drugim uderzaniem poprawia jako matce. Myślę ciężko, jak o tym wszystkim opowiedzieć, a nie zdradzać jednak fabuły. W Królestwie poznajemy dalsze losy Jakuba Szapiry i jego rodziny. Jego, a właściwie pustą skorupę po tym, kim kiedyś był, uratowała determinacja Ryfki, jego żonę i syna Daniela uratowała szybka śmierć, a Dawida siła i myśl o zemście.
Żaden z bohaterów nie zaznał szczęścia. Wpadli wszyscy do wykopanego przez Niemców dołu, jak dziewczyna w niebieskiej sukience, winna jedynie swojego pochodzenia. Ja jako czytelnik czuję czasem, że jestem Ryfką Kij, ofiarnie ratującą miłość swego życia, choć miłość ta już jej nie potrzebuje i nie chce. Umarła i został z niej jedynie bezwolny męski korpus. Czasem czuję, że jestem Emilią Szapiro. Wtulam w siebie swoje dzieci, które są jednocześnie dzidziusiami, nastolatkami i dorosłymi. Chowam je pod sercem przed złem całego świata. To zło ciągle jest żywe, już nie przyczajone, a rozzuchwalone panoszy się po świecie. Umarł pewien akwarelista, ale jego idee pozostały i upomną się o nas, chociaż zmieniła się ich forma.
DOBRZE, WIĘC O CZYM JEST TA KSIĄŻKA?
Powieści Królestwo nie jest książką dla każdego, myślę, ze wielu osobom zafascynowanym pierwszym tomem, kompletnie nie przypadnie do gustu, a nawet ich rozczaruje. Trudno bowiem mierzyć się z potwornością i okrucieństwem wojny opisanym nie jako chwalebną walkę żołnierzy, a jako dramatyczną próbę przeżycia zwykłych ludzi, osądzonych już przez świat i skazanych na śmierć. To tyle i aż tyle. Musiał jednak być we mnie jakiś zgrzyt po przeczytaniu, bo oceniłam ją jedynie na 5 z 10 gwiazdek. Nie takiej kontynuacji się spodziewałam, zabrakło jakiegoś niewielkiego płomyka nadziei, który w Królu, głęboko zagrzebany w popiele, tlił się bardzo nieśmiało. W Królestwie wygasł całkowicie i teraz, po czasie, pamiętam tylko to, co mną naprawdę szarpnęło. Króla chętnie przeczytałabym raz jeszcze, tak do Królestwa raczej już nie wrócę.
Wpadajcie poznać mnie bliżej na http://kwyrloczka.pl/2023/03/12/o-tym-jak-stracic-krolestwo-szczepan-twardoch/
DLA CZEGO?
Myśl taka ciągle mnie nachodziła, jaka jest przyczyna powstania drugiej części Króla. Wydaje mi się, że Król wyszedł Panu Twardochowi jednak zbyt pogodny. Jeśli ktoś zna inne powieści autora, to wie, że słowo pogodny ma się do jego twórczości jak hotel...
2022-04-11
Klasycznie na http://kwyrloczka.pl/2022/11/13/o-tym-jak-wilamowski-zakrzyknal-veto-opowiesci-z-dzikich-pol-jacek-komuda/
JA PRZECIEŻ NIE LUBIE OPOWIADAŃ
Tak mi się przynajmniej zwykle zdawało. A tu niespodzianka, zbiór siedmiu opowiadań, które naprawdę mi się spodobały. Opowieści z Dzikich Pól okazały się bardzo przyjemną lekturą rozrywkową. XVII wiek, to były zacne czasy dla Rzeczpospolitej. Jednocześnie są to lata, które całkiem lubię, a które znam w zasadzie jedynie z Sienkiewiczowskiej Trylogii (to może być obciach). Przyjemnie więc było powrócić po latach na odległe kresy, do Atamanów, Mołojców, Kozaków i Szlachty. Do krajobrazów, co mi przed oczyma płyną, kiedy myślę o tamtych wiekach. Do tych futrzanych kołpaków z czaplim piórkiem, żupanów kolorowych i kontuszy, koni z rzędem i radosnego palenia wiosek.
OPOWIEŚCI Z DZIKICH PÓL
Opowieści to takie skrzyżowanie Sienkiewicza z Lovecraftem i Edgarem Alanem Poe, mam nadzieję, że się autor nie obrazi za tego Sienkiewicza, bo zdaje się, nie całkiem go lubi. Komuda zaserwował czytelnikowi ciekawą mieszaninę fantasy i horroru doprawiona szczyptą inteligentnego humoru. Jeśli od książki, jak ja, oczekujesz jednak czegoś więcej, niż tylko banalnej rozrywki, nie zawiedziesz się. Nie brak u Komudy i treści moralizatorskich (Wtrącenie dla współczesnych odbiorców – to te brednie o męskim honorze i wierze w jedynego Boga, które zobowiązywały do takich, a nie innych wyborów). Mimo że na 272 stronicach mamy do czynienia z niedługimi opowiastkami, jest w nich coś magnetyzującego. Już od kilku dni zastanawiam się, czym jest ta nieuchwytna zaleta.
VETO
Wreszcie, w ostatnim momencie, przyszło olśnienie. Realizm opisu – to jest to. Czytasz i czujesz otaczającą cię lepką mgłę zimnego, jesiennego świtu. Czujesz strach i samotność, ukryty gdzieś w chaszczach, zbyt daleko od gościńca. Każdemu wejściu do gospody towarzyszy niepewność – dobrych czy złych ludzi zastaniesz za ciężkimi dębowymi drzwiami. Czy zaprzedasz duszę w imię miłości? A może trafisz na najgorszy z najgorszych scenariuszy – oblężone miasto, w którym zjedzono już wszystko, co jadane. Zostały tylko trupy twoich towarzyszy i głód, stopniowo zmieniający się w obłęd. Czy ostatkiem człowieczeństwa krzykniesz Veto, nad rozkopanym grobem?
Klasycznie na http://kwyrloczka.pl/2022/11/13/o-tym-jak-wilamowski-zakrzyknal-veto-opowiesci-z-dzikich-pol-jacek-komuda/
JA PRZECIEŻ NIE LUBIE OPOWIADAŃ
Tak mi się przynajmniej zwykle zdawało. A tu niespodzianka, zbiór siedmiu opowiadań, które naprawdę mi się spodobały. Opowieści z Dzikich Pól okazały się bardzo przyjemną lekturą rozrywkową. XVII wiek, to były zacne czasy...
2022-02-08
Zapraszam na http://kwyrloczka.pl/2022/10/12/o-tym-jak-szabrem-zdobyc-swiat-siedem-pigulek-lucyfera-sergiusz-piasecki/
DLA ANI
To nie jest ani dobra, ani zła książka. Jest po prostu inna i dziwna zupełnie jak rok urodzenia autora (1899). Ani się dobrze czytało, ani źle. Czasem się trochę nudziło, czasem wciągało w historię. Bywały momenty zabawne, lecz całość nie jest ani trochę śmieszna. Tragizm połączony z absurdem, a na końcu smutek, żal i myślenie – jak to się mogło tak potoczyć.
SIEDEM PIGUŁEK LUCYFERA
Diabła Marka za karę zsyłają na ziemię. Ma tylko siebie i siedem tytułowych pigułek, a w każdej zaklętą jakąś inną moc. Tak oto wyekwipowany musi odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości. Marek nie jest specjalnie złym diabłem, nie jest też zabójczo inteligentny, zupełnie też nie rozumie realiów świata, w którym się znalazł. Radzi sobie jednak jak może z pomocą napotykanych na swej drodze ludzi. Faustowskie z niego diablisko, więcej dobrego swoimi czynami działa, niż szkodzi. Przygody jego są ciut infantylne, jak i sama markowa osoba, uroku jednak odmówić mu nie można, jest coś urzekającego w przystosowawczej nieporadności Marka.
Samą satyrę czyta się szybko, ale czy współcześni ludzie, nie takie Boomery jak ja, znajdą w niej coś ciekawego i wartościowego dla siebie? Trudno mi wyrokować. Dla mnie to nie jest koniec przygody z prozą Piaseckiego, ciekawa jestem jego poważniejszych powieści, coś w prostocie jego opisu magnetyzuje i sprawia, że chce się przeczytać więcej.
DLA SERGIUSZA
Nie mogę sobie odmówić opowiedzenia Wam o osobie autora, którego życiorys zasługuje na dobrą biografię. Pan Piasecki został wyrzucony z wywiadu za nadużywanie narkotyków oraz awanturnicze usposobienie. Jako bezrobotny agent, którego nawet Legia Cudzoziemska nie chciała, naśmigawszy się jak messerschmitt napadł z rewolwerem na dwóch żydowskich kupców, a z kolegą na pasażerów kolejki wąskotorowej. Skazano go za to na karę śmierci. Wywinął się jednak skrzętnie przez wzgląd na swoją wcześniejszą działalność wywiadowczą, tą sprzed kokainy. Dobroduszny prezydent zamienił mu wyrok pozbawienia życia na piętnaście lat więzienia, z czego łącznie dwa lata spędził w izolatce, a wyszedł na cztery przed zakończeniem wyroku.
W więzieniu wydał swoją pierwszą powieść Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. Był przyjacielem Witkacego (wiadomo cóż to była za persona… kokaina, kokaina) i Wańkowicza, a w czasie II Wojny Światowej dowodził specjalnym oddziałem do wykonywania wyroków śmierci wydanych przez podziemny sąd. Przedostał się do Anglii z wojskami Andersa i tam pozostał. To maltretowane dziecko, obrońca Warszawy w 1920 roku, szuler, fałszerz i producent pornografii – nienawidził komuchów, żył skromnie, zmarł na raka. To był gość!
DLA MNIE
Dla Kwyrloczki informacje wprost od człowieka, który proceder szabru oglądał na własne oczy. Zmienił tym samym moje myślenie, że to komuna i nowi mieszkańcy rozgrabili Dolny Śląsk. Okazało się, że ten nowy duet jedynie dokończył dzieła, które rozpoczęli zawodowi szabrownicy. Podgatunek złodziei, wywożących, z ziem odzyskanych, na sprzedaż co, tylko im wpadło w ręce. Złodzieje ci różnili się skalą, jedni szabrowali drobiazgi, inni większe gabaryty, jako ostatni – największy szabrownik upomniał się o nieruchomości. Dopiero na szarym końcu miejscowa ludność zabrała jeszcze framugi i drewniane podłogi, resztę rozwiał wiatr. Choć mnie chrześcijance powinno to być zupełnie obojętne, jednak smuci
Zapraszam na http://kwyrloczka.pl/2022/10/12/o-tym-jak-szabrem-zdobyc-swiat-siedem-pigulek-lucyfera-sergiusz-piasecki/
DLA ANI
To nie jest ani dobra, ani zła książka. Jest po prostu inna i dziwna zupełnie jak rok urodzenia autora (1899). Ani się dobrze czytało, ani źle. Czasem się trochę nudziło, czasem wciągało w historię. Bywały momenty zabawne, lecz całość nie jest ani...
2022-02-08
Więcej i więcej http://kwyrloczka.pl/2022/09/10/o-tym-jak-zmienic-zycie-rok-zajaca-arto-paasilinna/
MĘSKIE OPOWIEŚCI
Herbata, może herbata jakoś dopomoże. Bo co ja biedna kobieta mogę napisać o książce, którą uważam za męską. Znaczy napisaną dla mężczyzn. Żebyście mnie nie zrozumieli źle, to nie jest zła książka. Powiedziałabym nawet, że jest to bardzo dobra powieść, ale nie dla mnie. Zmuszona jestem ulokować ją na półce z Magiem i Obsługiwałem angielskiego króla, które również uważam za książki raczej dla płci przeciwnej.
BLISKA SERCU, A JEDNAK TAK ODLEGŁA
Zdarzyło wam się porzucić dotychczasowe życie? Nagle podjąć decyzję, chrzanię to, zabieram zabawki i zmieniam piaskownicę. Pewnie komuś się zdarzyło, ale czy jest wielu takich odważnych, szalonych lub natchnionych co zdolni są rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Ja jestem przedstawicielem grupy natchnionych duchem bożym, który wysłał mnie w zupełnie inne góry. Może to jednak kiepskie porównanie, ale Bóg się chyba nie pogniewa, bohatera książki natchnął bowiem zając. Nieszczęśliwie potrącone boże stworzenie, z którym czerwcowego wieczora pozostał zupełnie sam w lesie. Ratując mu życie nie miał jeszcze ani odrobiny świadomości, że to zając tak naprawdę uratuje jego.
VATANEN
Człowiek z dobrą pracą, odpowiednią żoną, mieszkaniem, samochodem i ziejącą w duszy pustką. Jego los spleciony z losem zwierzątka, które duszy nie ma, ale tętni w nim niesamowita wola życia. Razem wyruszają na poszukiwanie nowego ja Vatanena. Zagrzebanego w otchłani codzienności męskiego pierwiastka, o uwolnienie którego walka właśnie się rozpoczęła. Ciężko identyfikować się z taką postacią. Kobiety raczej nie porzucają domów i rodzin. Z natury jesteśmy bardziej stacjonarne, nastawione na wicie gniazda. Ciężko nam także zostać drwalem, ścigającym niedźwiedzia myśliwym czy małomównym pustelnikiem. Myślę, że takie życie kobietę by zabiło, za to mężczyznę wynosi na wyżyny męskości.
ROK ZAJĄCA
Nie jest książka dla panów od Barbera co myślą, że broda zrobi z nich prawdziwych mężczyzn. Nie jest to książka dla bab, które segregują mężczyzn wedle modnych ciuchów i wypiłowanych paznokci. To jest książka dla tych brudnych i spoconych z odciskami od siekiery, o twardej skorupie i delikatnym, potrzebującym czułości i pieszczoty wnętrzu.
ZABRZMIAŁO TAK POWAŻNIE
Zabrzmiało poważnie, ale, hej, halo! – chłop z zającem wędruje przez świat. Czy to może być tak do końca poważna życiowa literatura? W ogóle tak, ale w szczegółach to pełen absurdów i sytuacyjnego humoru spis przygód niesztampowej pary. Czyta się szybko, łatwo, przyjemnie i z uśmiechem raz szerszym, raz węższym ciągle jednak obecnym. W świecie, w którym tak mało pozytywnych historii Rok Zająca jest dwustustronnicowym rozbłyskiem dobra.
Więcej i więcej http://kwyrloczka.pl/2022/09/10/o-tym-jak-zmienic-zycie-rok-zajaca-arto-paasilinna/
MĘSKIE OPOWIEŚCI
Herbata, może herbata jakoś dopomoże. Bo co ja biedna kobieta mogę napisać o książce, którą uważam za męską. Znaczy napisaną dla mężczyzn. Żebyście mnie nie zrozumieli źle, to nie jest zła książka. Powiedziałabym nawet, że jest to bardzo dobra powieść, ale...
2021-06-10
Z dodatkami na http://kwyrloczka.pl/2022/05/05/o-tym-jak-wyruszac-na-zwiad-zwiadowcy-john-flanagan/
UWAGA! OPINIA O PRAWIE CAŁYM CYKLU!
ZACZĘŁO SIĘ OD ZAKUPÓW
Mamo, mamo kup mi, kup mi. Mamo, to super książka. No i mamo kupiło. Dziecko, najstarsza zimorośl, zwana dalej Paskudą, a czasem także Królewną Pasztetową zaczęło czytać. Rewelacja, dziecko czyta, prze do przodu strona za stroną. Pierwszy tom, drugi, trzeci, czwarty… utknęła. Hmmmm, wszystko rozumiem, ale taki hit?
ZAKŁAD
Skoro sierotka utknęła, ruszyłam jej z pomocą i założyłam się o pięćdziesiąt złotych, że również przeczytam całość. Wyprzedzę ją z gracją i skończę pierwsza wszystkie szesnaście części Zwiadowców. Piękne było to założenie i zacny pomysł, stanęłyśmy więc w szranki i… teraz wchodzi proza Johna Flanagana.
PRZECZYTAŁAM
Początkowo czytanie szło łatwo, opowieść młodzieżowa, nawet jak na młodzież ciut infantylna. Fabuła przewidywalna dość, a naprawdę, w przeciwieństwie do mojego męża, bardzo, bardzo staram się nie domyślać co, będzie dalej. Lubię, kiedy niesie mnie opowieść, a zakończenie nadchodzi powoli. Wyłania się z cienia i…
… wchodzi ta Paskuda i powiada do mnie:
– Co jest gorszego od kraba na pianinie?
– Rak na organach.
Zaraza, że tak zaklnę po wiedźmińsku. Wybiła mnie z rytmu i nie wiem co, miałam przekazać. A tak, zakończenie wyłania się z mroku opowieści i wpadamy wprost do drugiego tomu o tytule Płonący Most. Tutaj to już naprawdę nie wiem jak można by się nie domyślać zakończenia – Płonący Most – no nie wiem, nie wiem. Zmutowane Grzechotniki Atakują USA, to też nie wiem o czym mogło by być. Gratuluje autorowi i mistrzowi spoileru – brawo, brawo. Grubo już, a dopiero druga część. Rozochocona rywalizacją przebrnęłam przez dziesięć kolejnych tomów. Każdy następny był grubszy od swego poprzednika. Jedenasty pominęłam, bo się na chwilę zagubił i przyswoiłam jeszcze dwunasty.
OD RUIN GORLANU PO KRÓLEWSKIEGO ZWIADOWCĘ
Patrzę teraz na spis tytułów, wspominam fabułę każdej z opowieści. Kurcze, mało kiedy tak dobrze pamiętam co się działo. Jedenaście historii, a ja wszystko wiem. Tego, co było wczoraj na obiad nie pamiętam, a tutaj scena za sceną. Nie myślcie jednak, że to zaleta. Mówimy tu o cyklu, który ma być wciągającą lekturą dla młodego czytelnika. Z przykrością zauważam, że każda z książek zawiera tyle fabuły żeby stworzyć dobre dłuższe opowiadanie, cała otoczka zupełnie niepotrzebnie rozwleka się do niebotycznych rozmiarów. Czytanie nudzi się okrutnie i dłuży, i męczy. Bohaterowie ciągle gdzieś jadą i jadą, i wloką się pustyniami, morzami, lasami, jeziorami. Prowadzą przy tym zdawkowe rozmowy wspominając poprzednie przygody, które już przecież czytaliśmy. Stylowo opisy leżą, leżą i kwiczą, a to mnie strasznie denerwuje. Owszem można się przywiązać, a nawet po czasie zatęsknić, do bohaterów, są fajni, sympatyczni. Każdy z nich jest inny, to jednak nie wystarcza, żeby zachwycić, porwać w cudowną, naprawdę długą podróż po zupełnie innym świecie.
INNYM? CZY NA PEWNO?
Tak, tak wiem, nie jest łatwo wymyślić nowy świat, nie każdy jest Tolkienem. Mimo wszystko można by się ciut bardziej wysilić. Może się nikt nie zorientuje, jak Wikingom, Arabom, Japończykom, Beduinom i Rzymianom zmienimy nazwy, rozlokujemy ich na ciut innej Ziemi i będziemy naszych bohaterów zderzać z nimi kulturowo. Błyskotliwy plan. Ja niestety tego nie kupuję i moje dziecko też nie kupiło. W literaturze Fantasy oczekuje się jednak czegoś bardziej fantazyjnego. Zapalnika do uwolnienia niewyobrażalnych zasobów wyobraźni, a wraz z nimi odkrywania niespotykanych nigdzie do tej pory krain. Poznawania przedziwnych nacji, może ciut podobnych do tych realnych, ale nie tak ostentacyjnie zapożyczonych.
ZAKŁAD ROZWIĄZANO
Umęczone, zmaltretowane i wynudzone rozwiązałyśmy zakład. Walcząc dzielnie łeb w łeb, na zmianę czytając dwunastą część Zwiadowców. Okazała się ona oszustwem i plagiatem pierwszego tomu swego własnego cyklu. Ambitny, młody i zabawny uczeń stał się swym nauczycielem. Marudnym, małomównym i charakternym starszawym zwiadowcą, któremu jak kiedyś tamtemu dokooptowują ucznia, a w zasadzie uczennicę. Parytet bowiem rzecz święta i baba w formacji, w której od setek lat bab nie było być musi. Paskudny ten zabieg niestety wyszedł nieźle i czytało się nawet z przyjemnością. Jaki z tego morał? Podobają się opowieści, kiedy krnąbrna i chaotyczna młodość uczy się od statecznego i mrukliwego doświadczenia.
CYKLU ZWIADOWCY NIE POLECAM
Nie jest to porywająca przygodówka, która zachwyca od pierwszej do ostatniej trony. Celowo nie opisuję fabuły, a dziele się tylko odczuciami, jakie we mnie pozostały. Może ktoś mimo wszystko się skusi i na jakiś, dłuższy lub krótszy, czas zostanie Królewskim Zwiadowcą dźwigając na swych barkach trudy i dostojeństwo tego urzędu.
Z dodatkami na http://kwyrloczka.pl/2022/05/05/o-tym-jak-wyruszac-na-zwiad-zwiadowcy-john-flanagan/
UWAGA! OPINIA O PRAWIE CAŁYM CYKLU!
ZACZĘŁO SIĘ OD ZAKUPÓW
Mamo, mamo kup mi, kup mi. Mamo, to super książka. No i mamo kupiło. Dziecko, najstarsza zimorośl, zwana dalej Paskudą, a czasem także Królewną Pasztetową zaczęło czytać. Rewelacja, dziecko czyta, prze do przodu...
2022-01-25
2022-01-10
2021-12-28
2021-12-14
2021-11-09
2021-10-20
2021-05-10
Recenzja rozszerzona na http://kwyrloczka.pl/2022/04/03/o-tym-jak-zostawic-ten-kurwatelefon-kapitan-car-marek-lawrynowicz/
SATYRA NA WOJSKO, ALE CZY TYLKO?
Akcja powieści Kapitan Car zaczyna się z pozoru zwyczajnie, prawie zwyczajnie. Dwóch chłopaków spotka się na dworcu i razem udają się, w różnym stylu, do Szkoły Wojsk Zmechanizowanych. Historia stara jak świat. Kimże jednak są wspomniani osobnicy? Intensywnie główkowałam całą opowieść i biorąc pod uwagę fantastyczno-nadprzyrodzone fenomeny będące ich udziałem, takie oto wysnułam wnioski. Panowie Była i Paciorek to dwa pomniejsze diabły/diabełki, które wysłane zostają do szkoły wojskowej, a by tam, w niepozbawionym komizmu stylu, pewnym ludziom napsuć krwi, innym dać radość albo i armatę. Paciorek i Buła, być może nie świadomie nawet, funkcjonują jako „cząstka siły mała, co złego pragnąc zawsze dobro zdziała.” (Cytatu tego nie zagrał na gitarze, którą przywiózł z Czechosłowacji – Goethe, po prostu napisał w Fauście, a niejaki Bułhakow wykorzystał dalej, ale to już zupełnie inna powieść, a wraz z nią także i inna historia). Są to oczywiście moje subiektywne spostrzeżenia, a raczej wrażenia towarzyszące mi podczas czytania.
KAPITAN CAR
Moim osobistym zdaniem, początek jest dużo fajniejszy od zakończenia. Im historia toczy się dalej, tym ciężej o jej zrozumienie i akceptację ewoluującego wątku. Sama powieść nie jest długa i dzięki temu duża dawka kurwawojskowego kurwahumoru nie razi ani nie zdąży się czytelnikowi znudzić. Przeszkadzać może niezaznajomionym z drylem wojskowym, niech mają oni jednak świadomość tego, że do Armii wstępuje się jednak dla zabijania, a nie podróży, o czym świadczyć musi dobitny męski wulgaryzm. To, czym czytelnik się nie znudzi sprawia jednocześnie wrażenie, że ma do czynienia z formą rozwiniętego szkicu, a nie powieścią samą w sobie. Kiedy strona po stronie docieramy wreszcie do końca, pozostaje jakiś przedziwny niedosyt połączony z pytaniem, które wyraża się, może niezbyt pięknie, w języku obcym, skrótem – WTF, lub w wariancie młodzieżowym, pytaniem – co się tutaj odjaniepawliło?
Kim jest tytułowy Kapitan Car? Szczerze, wydaje mi się to zupełnie nieistotne. Mocniej nurtuje mnie pytanie, czy w wojsku coś się teraz zmieniło? Czy jest bardziej inteligentnie, mniej absurdalnie? Jakże by mogło tak być, nie ma chyba większego absurdu niż… tutaj posłużę się cytatem – „Na wojnach zabijają się nawzajem ludzie, którzy zupełnie się nie znają, w imię interesów ludzi, którzy się doskonale znają, ale się nie zabijają.” – Pablo Neruda
Recenzja rozszerzona na http://kwyrloczka.pl/2022/04/03/o-tym-jak-zostawic-ten-kurwatelefon-kapitan-car-marek-lawrynowicz/
SATYRA NA WOJSKO, ALE CZY TYLKO?
Akcja powieści Kapitan Car zaczyna się z pozoru zwyczajnie, prawie zwyczajnie. Dwóch chłopaków spotka się na dworcu i razem udają się, w różnym stylu, do Szkoły Wojsk Zmechanizowanych. Historia stara jak świat. Kimże...
2021-08-20
2021-07-15
Recenzja z oprawą fotograficzną i muzyczną na http://kwyrloczka.pl/2023/10/30/o-tym-jak-prawdziwie-kochac-bracia-lwie-serce-astrid-lindgren/
KSIĄŻKA O ZADZIWIAJĄCYM POCZĄTKU
Bohaterami historii są dwaj bardzo kochający się bracia. Jeden z nich, młodszy, jest od urodzenia ciężko chory i w zasadzie leżąc w łóżku, z pełną świadomością swojego losu, oczekuje na śmierć. Starszy brat umila mu długie i nudne dni opowieściami o cudownej krainie – Nangjali, do której przenosi się każdy odchodzący z tego świata. Na to właśnie czeka i tak wyobraża sobie życie po śmierci dziesięcioletni Karol, chociaż strasznie mu smutno, że będzie musiał zostawić starszego brata i mamę. Dziwne jednak są losu koleje. Zupełnie nieoczekiwanie to Jonatan ratuje życie swojego chorego braciszka, a sam jednocześnie je traci. Fragment ten zdecydowanie wbija w fotel. Na usta cisną się pytania, ale jak to? Co to się teraz wydarzyło? Czemu, czemu tak się stało? Żadne z nich jednak niczego nie zmienia, Karolkowi pozostaje tylko czekać na własną śmierć, by znów móc zobaczyć brata.
Bracia Lwie Serce - Astrid Lindgren
KAROL ZWANY SUCHARKIEM W NANGJALI
Tak też wreszcie się staje. Karol umiera i tafia do tej cudownej upragnionej krainy, w której czeka na niego ukochany Jonatan. Od teraz Dolina Wiśni staje się jego nowym domem. Nie dzieje się jednak dobrze w Nangjali. Sąsiadująca z Doliną braci, Dolina Dzikich Róż jest okupowana przez paskudnego Tengila, jego czarną świtę i potworną Katlę. Wyciągają oni teraz łapska po nowy dom Karola i Jonatana, a chłopcy muszą stanąć w jego obronie.
WOLNOŚĆ PONAD WSZYSTKO
Czy teraz ciągle tak się pisze o umiłowaniu i wielkiej potrzebie wolności? Nie wiem. Nie spotkałam się w dotychczasowych naszych dziecięcych podróżach po literaturze z tym zagadnieniem. Przyznaję, że książki przychodzą do nas dość chaotycznie i nie kierujemy się w ich wyborze jakimiś specjalnymi kryteriami poza ideologiczną szkodliwością. Może tak o wolności pisać potrafią tylko Ci co, przeżyli wojnę? Niemniej w powieści Bracia Lwie Serce walka o wolność właśnie i o godność każdego człowieka stanowi zagadnienie najważniejsze. Wypływa ona bezpośrednio z miłości do drugiej osoby i pięknego świata, na którego zniszczenie nie można pozwolić, nawet za cenę własnego życia.
SMUTNE PRAWDY O WSPÓŁCZESNOŚCI
Powieść opisuje bardzo niepopularne w naszych czasach wartości. Poświęcanie siebie dla innych, umiejętność oddania życia za sprawę, za drugiego człowieka, za brata, nie są teraz modne. Z każdego medium sączy się w nas i nasze dzieci pochwała egoizmu, nastawienia wyłącznie na własne pragnienia i przyjemności. Od dziecka wmawia się wszystkim, że nasze osobiste bezpieczeństwo jest najważniejsze. (Pewnie da tego w jednej z recenzji przeczytałam, że książka przedstawia motyw śmierci szkodliwy dla dzieci). Na każdym kroku zabezpiecza się wszystkich przed ponoszeniem konsekwencji swoich działań. Żyjemy w niewoli, która nie wojną, a powolnym urabianiem, za aprobatą wielu wystraszonych ludzi, stała się naszą rzeczywistością. Dla tego wydaje mi się tak ważnym, aby o tej książce Wam opowiedzieć, chociaż jest to pozycja raczej chłopięca, opowiadająca o smokach, rycerzach i wojnie.
POCHWAŁA SAMOBÓJSTWA
Wyczytałam w komentarzach, że w powieści idealizuje się samobójstwo. I owszem jest taki moment, ale jest to samobójstwo raczej w kategorii Jezusa, idącego na śmierć, żeby uratować nasze dusze, a nie forma ucieczki od nieodpowiadającej nam rzeczywistości.
Myślę też, że wzbudzanie kontrowersji wśród czytelników, szczególnie dorosłych, to jednak zaleta powieści. Świat mierzymy bowiem swoją miarą, a nie miareczką dziecięcego rozumu, który jakbyśmy się nie wysilali nie postrzega trudnych wydarzeń tak dramatycznie jak my.
Recenzja z oprawą fotograficzną i muzyczną na http://kwyrloczka.pl/2023/10/30/o-tym-jak-prawdziwie-kochac-bracia-lwie-serce-astrid-lindgren/
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKSIĄŻKA O ZADZIWIAJĄCYM POCZĄTKU
Bohaterami historii są dwaj bardzo kochający się bracia. Jeden z nich, młodszy, jest od urodzenia ciężko chory i w zasadzie leżąc w łóżku, z pełną świadomością swojego losu, oczekuje na śmierć....