-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik1
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej, by móc otrzymać książkę Ałbeny Grabowskiej „Odlecieć jak najdalej”LubimyCzytać4
-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-04-27
2024-03-31
2024-01-24
2024-02-21
2023-10-22
2023-06-16
2023-05-30
2023-05-24
2023-03-16
Tytułowa bohaterka, Miranda, w wieku 10 lat zakochuje się w Turnerze — starszym bracie swojej najlepszej przyjaciółki. Sam Turner ma w prologu lat 19 i z zachowania faktycznie jest takim typowym starszym bratem Waszej znajomej osoby, który zawsze powie cześć i będzie dla Was milszy niż faktyczne rodzeństwo. Niemniej jednak Miranda zakochuje się w nim tak bardzo, że postanawia zabrać się za pisanie dzienników. Jej pierwszy wpis głosi: "Dziś się zakochałam".
Kolejna dekada mija Mirandzie na codziennym tworzeniu wpisów, w każdym podkreślając swoje niegasnące uczucia z dzieciństwa. Turner w międzyczasie zdążył ożenić się, zyskać przyprawione rogi i zostać wdowcem po kobiecie, która zabiła w nim wszelkie dobro. Tutaj zaczyna się właściwa akcja książki, podczas której Miranda usiłuje "naprawić" Turnera; on sam zaś nie jest do końca pewien, jakimi uczuciami darzy naszą protagonistkę. Jednego dnia widzi w niej przybraną siostrę, a następnego zaczyna jej pożądać.
And the plot thickens...
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że do książki podeszłam tak naprawdę w ciemno: nie znałam twórczości tej autorki i tak naprawdę nie wiedziałam nawet, czego mam się po fabule spodziewać. Zabrzmi to w tym momencie źle, ale nie miałam przysłowiowych oczekiwań, samą Quinn kojarzyłam jedynie z serii Bridgetonów — i sądząc po recenzjach z Goodreads, wyszło mi to na dobre. Początkowe rozdziały nieco mi się dłużyły, bynajmniej nie z winy stylu pisania — książka jest napisana w taki sposób, że naprawdę przyjemnie się przez nią brnie mimo "nowinek" w słownictwie (najwyraźniej typowych dla twórczości Quinn). Większy dyskomfort sprawiała mi różnica wieku między głównymi bohaterami oraz fakt, że miłość Mirandy to tak naprawdę "childhood crush", którego życie nigdy nie miało szansy zweryfikować.
Kiedy już przebrnęłam przez niezręczny etap spotkania po latach i pierwszego "kim onx dla mnie jest?", zaczęłam naprawdę czerpać radość z lektury; do tego stopnia, że ta różnica 20/29 lat gdzieś mi się zaczęła zacierać. Między Mirandą a Turnerem dochodzi do ciekawego banteru oraz uroczych sytuacji, które pozwalają czytelnikowi dostrzec iskrę w ich relacji. Jednocześnie przez cały ten czas chodzi za nimi widmo w postaci Olivii (najlepsza przyjaciółka in question) oraz reszty rodziny naciskającej na braterski stosunek Turnera wobec Mirandy.
Czar pryska mniej-więcej w momencie padnięcia pierwszej poważnej deklaracji. Od tego momentu fabuła niemiłosiernie przyspiesza, oferując przeskoki w czasie, które poniekąd tworzą dziury w zrozumieniu relacji. Oprócz tego zarówno Miranda, jak i Turner — w większości Turner — popełniają decyzje, przez które nie potrafiłam im kibicować. Nie ma ani jednej chwili wytchnienia od dram, problemów i fochów, nierzadko możliwych do rozwiązania przez rozmowę, do której nigdy nie dochodzi.
Jednocześnie ponieważ nie miałam żadnych oczekiwań względem romansu czy fabuły, przez całą resztę lektury dobrze się bawiłam — śmiałam się trochę z absurdu niektórych sytuacji w ostatniej 1/3 historii, a samo zakończenie (dość przewidywalne) przyjęłam z przymrużeniem oka. Powtórzę się w tym momencie, ale styl pisania autorki odwalił tutaj kawał dobrej roboty. Dzięki temu opowieść o Mirandzie stanowi naprawdę przyjemny kawałek literatury, niekoniecznie ambitny, ale — jeżeli potraktowany z odpowiednią dozą dystansu — przynoszący rozrywkę.
Przyczepię się tylko jeszcze do tytułowych pamiętników — ich praktycznie w ogóle nie doświadczamy. Ograniczają się one do wstawek na koniec każdego rozdziału, nie stanowiąc jednak żadnego ważniejszego punktu fabularnego.
Tytułowa bohaterka, Miranda, w wieku 10 lat zakochuje się w Turnerze — starszym bracie swojej najlepszej przyjaciółki. Sam Turner ma w prologu lat 19 i z zachowania faktycznie jest takim typowym starszym bratem Waszej znajomej osoby, który zawsze powie cześć i będzie dla Was milszy niż faktyczne rodzeństwo. Niemniej jednak Miranda zakochuje się w nim tak bardzo, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-09
2023-04-03
2023-03-25
2023-02-17
Wyobraźcie sobie, że któregoś dnia postanawiacie odmienić swoje życie o 180 stopni — rzucacie dotychczasowe dobrze płatne stanowisko, by spełnić się w zawodzie marzeń. W tym samym momencie dostajecie kilka kopniaków od życia na raz, ostatecznie kończąc w kawalerce po przyjaciółce. Taki los spotyka Rosie Graham, która — na domiar złego przy twórczej suszy — została wykopana z mieszkania przez zawalony sufit. Przyjdzie jej żyć pod jednym dachem z Lucasem, kuzynem wspomnianej wcześniej przyjaciółki... i jednocześnie skrytym obiektem westchnień Rosie.
"The American Roomate Experiment" to poniekąd kontynuacja poprzedniej książki Eleny Armas; zamiast jednak śledzić losy Liny i Aarona (który swoje szczęśliwe zakończenie już odnaleźli), autorka skupia się na Rosie, którą mogliśmy wcześniej przelotnie poznać. Zmiana protagonistów zdecydowanie wyszła na plus — Rosie to przesympatyczna dziewczyna, która podjęła ogromne ryzyko na drodze ku pisarskiej karierze. Fakt, że jej początki nie są idealne (nie licząc mniejszych lub większych popełnionych błędów) sprawiają, że jako postać jest ludzka. Myślę, że wielu z nas znajdzie cząstkę siebie w relacjach Rosie z rodziną, chociażby przez wzgląd na tajemnice chowane w obawie przed zawodem.
Ponieważ mamy do czynienia z romansem, pierwsze skrzypce gra relacja między Rosie a Lucasem, jej niezapowiedzianym współlokatorem. Lucasa pokochałam w sumie od pierwszych stron — ze swoim ciepłym uśmiechem i lekkim podejściem do życia (przy wyłączeniu osobistych kart, które odkrywa z czasem przed Rosie) stanowi przeciwieństwo Aarona. To z kolei sprawiło, że czekałam na dalszy ciąg wydarzeń w kawalerce, która stanowi miejsce akcji paru pobocznych wydarzeń.
Podczas lektury zgrzytały mi jedynie dwie rzeczy, przy czym pierwszą jest ilość Liny i Aarona. Jakkolwiek miły nie byłby powrót tych postaci, wolałabym, żeby miały troszeczkę mniejszy wpływ na Rosie i Lucasa. :D Drugą wadą były w moim odczuciu sceny fizyczności; może to po prostu kwestia osobistych preferencji, ale już przy "The Spanish Love Deception" kręciłam lekko nosem na tego typu fragmentach.
Myślę jednak, że "The American Roomate Experiment" to świetna romantyczna odskocznia, bijąca pierwowzór na głowę. Brak tu zaskakujących zwrotów akcji — zamiast tego mamy lekką i uroczą powieść, po którą warto sięgnąć na zbliżające się cieplejsze dni. 🌸
Wyobraźcie sobie, że któregoś dnia postanawiacie odmienić swoje życie o 180 stopni — rzucacie dotychczasowe dobrze płatne stanowisko, by spełnić się w zawodzie marzeń. W tym samym momencie dostajecie kilka kopniaków od życia na raz, ostatecznie kończąc w kawalerce po przyjaciółce. Taki los spotyka Rosie Graham, która — na domiar złego przy twórczej suszy — została wykopana...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-07
2022-12-04
2022-11-13
2022-05-30
2022-11-09
2022-10-26
2022-10-16
Abriella wie, jak działać w cieniu. Potrafi skradać się i kraść od bogatych, by móc zapewnić sobie i swojej siostrze lepsze życie — a przynajmniej szansę na nie. Brie i Jasalyn, na skutek niefortunnych wydarzeń, znajdują się pod kloszem ciotki, która wykorzystuje je jako tanią siłę roboczą. Dziewczyny są związane niewolniczym kontraktem, którego spłacenie opóźnia się w czasie z każdym miesiącem. Sytuacja pogarsza się do tego stopnia, że Jasalyn zostaje wydana królowi Mrocznych Fae, a Brie postanawia ją uratować.
"Nasze puste przysięgi" promowane są jako połączenie Dworów S.J. Maas oraz świata fae wykreowanego przez Holly Black — mamy zatem kombinację dwóch skrajności, bo o ile twórczość Black kocham, tak sagi Maas nie potrafię ździerżyć. Po okładce wnioskowałam, że Lexi Ryan stworzyła świat bardziej zbliżony do stylu Maas, jednak nie straciłam nadziei! Zwłaszcza, że w grę wchodzi moje obiektywnie ulubione wydawnictwo.
Początek był bardzo obiecujący; historia, choć miała w sobie nieco podobieństwa do Dworów, rozpoczęła się z przytupem i unikalną nutą, która zapowiadała ciekawe fantasy —Brie dodatkowo wydawała się być bardzo rozgarniętą bohaterką, stąpającą twardo po ziemi i mającą świadomość swoich czynów. Taki stan utrzymywał się przez mniej-więcej połowę książki, aż do momentu, w którym nasza protagonistka zaczęła wzdychać do dwóch męskich fae naraz.
Okładka niestety zobowiązuje i podczas lektury pojawia się kąt miłosny między Brie a Sebastianem i Fynnem. Nie chcę tutaj zdradzać zbyt wiele, powiem jednak, że mamy tutaj poniekąd kopię relacji Feyry z Tamlinem i Rhysandem. Im dalej w las, tym bardziej całość książki zaczyna przypominać Dwory — do tego stopnia, że powoli zaczęłam rozpatrywać plagiat treści. Co prawda nieco lepiej napisany, ale wciąż plagiat.
I tak szczerze, to czuję się mocno zawiedziona. Historia miała naprawdę mocny start i potencjał, który niestety nie został rozwinięty — a zaskakujące zakończenie nie zdołało uratować średniej jakości treści z drugiej połowy. W przyszłości być może zabiorę się za kontynuację, nie będzie to jednak mój czytelniczy priorytet.
Abriella wie, jak działać w cieniu. Potrafi skradać się i kraść od bogatych, by móc zapewnić sobie i swojej siostrze lepsze życie — a przynajmniej szansę na nie. Brie i Jasalyn, na skutek niefortunnych wydarzeń, znajdują się pod kloszem ciotki, która wykorzystuje je jako tanią siłę roboczą. Dziewczyny są związane niewolniczym kontraktem, którego spłacenie opóźnia się w...
więcej Pokaż mimo to