-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-12
2024-04-08
4,5/5 ⭐
3/5 🌶️
“Jak bajka na dobranoc – mroczna, niezwykła. Niemożliwa.”
Uwielbiam książki z mrocznymi, magicznymi motywami, które mają trochę “dark akademia vibe”. Właśnie to zmotywowało mnie do przeczytania “Okna skąpanego w mroku”, które swego czasu było hitem na książkowej stronie tiktoka i Instagrama. Te kilka godzin, które spędziłam podczas lektury powieści Rachel Gilling dostarczyło mi niezapomnianej rozrywki w małym miasteczku, które otacza nieprzenikniona mgła…
Elspeth od kilku lat nigdy nie jest sama; jako jedenastoletnia dziewczynka przeszła tajemniczą infekcję, która sprawiła, że jej żyły stają się czarne, a w umyśle zamieszkał ktoś jeszcze. Koszmar, bo tak nazywa się nieproszony gość, żyje w jej umyśle i pomaga młodej kobiecie ukryć magię, za którą mogłaby zostać skazana na śmierć. Czy jednak działania potwora są bezinteresowne?
Wątek intruza w umyśle jest często wykorzystywany w książkach i filmach, jednak rzadko się zdarza, by był tak dobrze napisany. Nie ma mowy tutaj o opętaniu, jakie znamy. Historię Elspeth porównałabym do książki „Intruz” – w obu przypadkach nosiciel i pasożyt muszą żyć w symbiozie, inaczej zginą.
Jeśli chodzi o romans między dwójką bohaterów, to uważam, że to słaby punkt tej powieści. Autorka wykorzystała znany nam motyw „udawanego związku”, jednak zbyt szybko przerodziło się to w prawdziwe, poważne uczucie.
Bardzo polubiłam się z kreacją pobocznych bohaterów, jak i skomplikowaną osobowością Koszmaru oraz tym, w jaki sposób Gillig przedstawia nam jego stronę opowieści i naprowadza czytelnika na nieoczywiste wyjaśnienie. Zakończenie zmiotło mnie z planszy i bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Nowe Strony ogłosiło premierę drugiej części, ponieważ bardzo chcę wiedzieć, co jeszcze czeka naszych bohaterów i jakie przeszkody na ich drodze umieściła autorka książki.
4,5/5 ⭐
3/5 🌶️
“Jak bajka na dobranoc – mroczna, niezwykła. Niemożliwa.”
Uwielbiam książki z mrocznymi, magicznymi motywami, które mają trochę “dark akademia vibe”. Właśnie to zmotywowało mnie do przeczytania “Okna skąpanego w mroku”, które swego czasu było hitem na książkowej stronie tiktoka i Instagrama. Te kilka godzin, które spędziłam podczas lektury powieści Rachel...
2018-09-20
"Piękno to strach. Cokolwiek nazywamy pięknym, boimy się tego."
Po raz pierwszy od dawna mam problem z jednoznaczną oceną książki; Tajemna historia Donny Tartt nie jest powieścią łatwą czy schematyczną, ale jednak nie potrafię szczerze przyznać, że całkowicie mnie pochłonęła.
Z jednej strony mamy historię, która wciąga nas bez reszty. Czytelnik zostaje pochłonięty przez wir wydarzeń. Istnieje również ta druga strona, do której autor nie chcę się przyznać. Chodzi mi oczywiście o strony, które nie wnoszą niczego konkretnego i nudzą czytelnika, podając w wątpliwość jego chęć czytania powieści.
Oczywiście, nie można okroić tej książki z wszystkich dodatków, tłumaczeń i rozważań, ale sądzę, że Donna Tartt chciała przekazać nad za dużo.
Współczesna Zbrodnia i kara... Już od początku mamy zabójców i denata, a kolejne rozdziały to próba wyjaśnienia; narrator próbuje przekazać nam motywy, ścieżki, którymi podążyła cała grupa, by znaleźć się na tej konkretnej polanie. Plusem jest fakt, że osoba przedstawiająca nam całą historię nie jest wszechwiedząca. Sama dowiaduje się o pewnych faktach razem z czytelnikiem.
Autorka w świetny sposób pokazuje różne objawy moralności i przekraczania granic. Bohaterowie wszystko robią w imię nauki, ale rozważania na temat tego, co dobre, a co złe nie są im obce. Życie tuż po morderstwie nie jest dla nich wcale takie proste, jak myśleli, że będzie. Wszędzie wietrzą spisek i problemy, a sumienia nie dają im spokoju.
Postacie w tej książce to bardzo złożeni, fascynujący młodzi ludzie, których z pozoru nie łączy tak wiele. Wszyscy spotkali się na zajęciach z ekscentrycznym profesorem, który w swojej budowie również jest bardzo tajemniczy i zadziwiający.
Z nich wszystkich najbardziej polubiłam Richarda, ponieważ czytelnik właśnie jego poznaje najbardziej. Student bardzo stara się wejść do elitarnej grupki przyjaciół, ale nawet gdy mu się to udaje, nadal pozostaje niecodziennym obserwatorem z zewnątrz.
Książkę , pomimo natłoku informacji, czyta się wyjątkowo lekko, choć nie tak szybko, jak wskazuje na to język; wiele kwestii wymaga skupienia, powrotu do nich i powtórzenia, by dokładnie zrozumieć ten lub inny aspekt całej historii.
Bardzo się cieszę, że w końcu zabrałam się za książkę Donny Tartt i mam nadzieję, że kolejne jej powieści będą na takim samym lub wyższym poziomie.
"Piękno to strach. Cokolwiek nazywamy pięknym, boimy się tego."
Po raz pierwszy od dawna mam problem z jednoznaczną oceną książki; Tajemna historia Donny Tartt nie jest powieścią łatwą czy schematyczną, ale jednak nie potrafię szczerze przyznać, że całkowicie mnie pochłonęła.
Z jednej strony mamy historię, która wciąga nas bez reszty. Czytelnik zostaje pochłonięty przez...
2024-03-03
5/5 ⭐
1/5 🌶️
“Łatwo jest zgubić się w wyobrażeniu jakiejś osoby, nie dostrzegając rzeczywistości. To bardzo proste kochać nieznajomego.”
Jay Kristoff należy do moich ulubionych autorów i w sumie na tym mogłabym zakończyć tę recenzję, ponieważ jestem świadoma tego, że książki ukochanych pisarzy często oceniam bardziej subiektywnie niż inne lektury. Chcę Wam jednak trochę napisać o swoich odczuciach po przeczytaniu pierwszego tomu cyklu “Wojny lotosowej” i może zachęcić do zapoznania się z historią Yukiko, bo uważam, że naprawdę warto.
Autor zabiera czytelnika w dystopijny świat, inspirowany starożytną Japonią i nawet jeśli początkowo czułam się przytłoczona pojęciami i nazwami, to później to naturalnie minęło i lepiej odnajdywałam się w całej opowieści. Nie mogę ocenić tej inspiracji pod względem poprawności i tego, czy Kristoff nie popełnił jakiś kardynalnych błędów, ale na pewno na plus jest dynamicznie rozwijająca się akcja i postacie, które wzbudzały we mnie emocje, a to jest osobiście dla mnie bardzo ważne. Należy jednak pamiętać, że “Tancerze burzy” po raz pierwszy w Polsce zostali wydani w 2013 roku i trochę to widać w kreacji Yukiko, ale też uważam, że nie można byłoby nazwać jej “Mary Sue”, a w tamtym okresie powstawało sporo bohaterek tego typu.
Czasami brakowało mi logiki w zachowaniu bohaterów i większej skrupulatności od autora w prowadzeniu fabuły. Byłam też zdziwiona zakończeniem, ponieważ myślałam, że wiele wątków będzie pociągnięte przez następne tomy, a rozwiązane zostały już w pierwszej części cyklu, przez co liczę na to, że historia Yukiko rozwinie się jeszcze bardziej, może w stronę polityczną.
Sądzę, że jeśli ktoś jest fanem dystopii, gdzie młoda dziewczyna staje się zarzewiem buntu, to w steampunkowej wyspie Shima, gdzie żyją potwory z japońskich mitów i legend, znajdzie książkę dla siebie. Jay Kristoff w dystopijny świat, wplata problemy z teraz, z którymi borykają się ludzie na całym świecie, przez co książka oddziałuje jeszcze mocniej na czytelnika. Teoretycznie tylko bohaterowie “Wojny lotosowej” poruszają się na obrzeżach ekologicznej zagłady, a nas to nie dotyczy… Prawda?
5/5 ⭐
1/5 🌶️
“Łatwo jest zgubić się w wyobrażeniu jakiejś osoby, nie dostrzegając rzeczywistości. To bardzo proste kochać nieznajomego.”
Jay Kristoff należy do moich ulubionych autorów i w sumie na tym mogłabym zakończyć tę recenzję, ponieważ jestem świadoma tego, że książki ukochanych pisarzy często oceniam bardziej subiektywnie niż inne lektury. Chcę Wam jednak trochę...
2013-11-04
Alicja straciła wszystko i próbowała pozbierać się przez wiele miesięcy. Starała się nie czuć, nie pamiętać, nie wspominać.
Chciała odnaleźć cel i nie wypuszczać go z rąk. Uwierzyła w potwory, które zabiły jej bliskich. Chce je wszystkie zabić.
Gena Showlater wzięła "Alicję w Krainie Czarów" i wrzuciła tam zombie, seksownych chłopców i licealny świat, tworząc powieść dla młodzieży, w której zaczytują się miliony nastolatek.
Biały królik, który był zwiastunem przygody i magii teraz zwiastuje śmierć.
Siostra, która wraca jako duch i wywołuje tyle uczuć. Szkoda tylko, że jest niematerialna i nie można jej przytulić.
Ojciec zamieniony w jedno z tych stworzeń, na tyle silny, by walczyć, w końcu się poddaje.
Poczucie winy, ból i wstyd.
Wizja zombie, bezmózgie istoty, które kradną życiową energię.
Chcą tylko gryźć, pożerać, zabijać.
Do tego duchowi wojownicy.
Trudno to ogarnąć?
Ta książka może nie wspięła się na wyżyny, ale mówi o lojalność, miłości, oddaniu i poświęceniu.
Eteryczna Alli i to jak naucza się zabijać.
Kitty Kat i Szron najlepsza (nie)para jaką miałam okazję "poznać".
Cole, o fiołkowych oczach, pan i władca, poczciwy chłopak skrywany za maską buntownika.
To walka dobra ze złem, która toczy się na kartach tej książki.
Jak myślicie, kto wygra?
Smutna, ciekawa, pełna emocji, akcji i miłości. Woń rozkładu miesza się tam z dobrem wojowników i lekkim napięciem pomiędzy niektórymi bohaterami.
Nie wiem jak wy, ale ja po jej przeczytaniu podążam za białym królikiem.
Alicja straciła wszystko i próbowała pozbierać się przez wiele miesięcy. Starała się nie czuć, nie pamiętać, nie wspominać.
Chciała odnaleźć cel i nie wypuszczać go z rąk. Uwierzyła w potwory, które zabiły jej bliskich. Chce je wszystkie zabić.
Gena Showlater wzięła "Alicję w Krainie Czarów" i wrzuciła tam zombie, seksownych chłopców i licealny świat, tworząc powieść dla...
2017-08-30
"Zawsze jest wybór. To jedyna rzecz, której nikt nam nie może odebrać."
Nie do końca wiem, jak napisać o tym tomie i może dlatego, tak długo z tym zwlekałam? Na pewno 4 tom serii Lux był genialny, co można zobaczyć od pierwszych stron.
Ale po kolei...
Jennifer L. Armentrout należy do autorek, które wiedzą, jak wykorzystać słowa, by poruszyć i zaciekawić czytelnika, a na każdej stronie akcja jest odpowiednio wyważona; nie ma tak, że przez kilkanaście stron nie dzieje się nic, by pod koniec przyśpieszyć i w parę rozdziałów dać tyle, że się nie nadąża z czytaniem. Czegoś takiego nie lubię i myślę, że nie jestem w tym jedyna.
Historia toczy się dalej, Katy jest uprowadzona do ośrodka, a potem szkolona wraz z innymi hybrydami. Poznaje fakty na temat organizacji i stara się odkryć jej słabe strony. W tym samym czasie Daemon daje się schwytać i dołącza do ukochanej. Moja ulubiona para znów jest razem i choć może brakuje mi tych złośliwości jak w pierwszym tomie (jest ich o wiele mniej), to nie mogę narzekać na ich relację. To jednak nie wszystko, bo DOD jest czymś więcej niż się wydaje i potem wszyscy kosmici muszą się napracować, by wydostać się z ich łap.
Najlepszym zabiegiem jest to, że w "Origin" narracja jest podzielona na dwie osoby; mamy swoje momenty z Katy i Daemonem, co jest fantastyczne i jak najbardziej z mojej strony chciane. Autorka pokazuje, co tak naprawdę siedzi w jego głowie, jakie ma spojrzenie na wszystko i zaczynamy dostrzegać tą bardziej romantyczną naturę ich relacji. Ich uczucia są bardzo plastyczne i świetnie przedstawione, choć jak się okazuje nadchodzą złe czasy dla całego świata i fanów "Lux", ponieważ tom 5 zapowiada się bardzo drastycznie i boleśnie.
W tej części widzimy ile Katy i Daemon są wstanie poświęcić, by te drugie wyszło z tych wszystkich problemów bez szwanku. A problemów będzie wiele, a wszyscy bohaterowie będą musieli poświęcić bardzo wiele dla sprawy. W tym tomie jest dużo śmierci, często niepotrzebnej, ale to już musicie przeczytać sami. Ja przeżywałam wszystko na równi z bohaterami. Ich problemy na pewien czas stały się moimi i bardzo ciężko było przechodzić z nimi przez to wszystko, co ich spotykało. Lektura w tej części staje się poważna; z młodzieżowego romansu przechodzimy do książki, w której mamy problemy z rządem, dramaty i problemy, które do łatwych nie należą.
Mądrze byłoby nikomu tej serii nie polecać, bo ona całkowicie wypala. Gwarantowany kac książkowy, którego będziecie leczyć przez długi czas. Sama tak miałam. Jestem bezwarunkowo zakochana w tej serii i czuję się gotowa, by przygarnąć ją do swojej biblioteczki na długi czas.
"Zawsze jest wybór. To jedyna rzecz, której nikt nam nie może odebrać."
Nie do końca wiem, jak napisać o tym tomie i może dlatego, tak długo z tym zwlekałam? Na pewno 4 tom serii Lux był genialny, co można zobaczyć od pierwszych stron.
Ale po kolei...
Jennifer L. Armentrout należy do autorek, które wiedzą, jak wykorzystać słowa, by poruszyć i zaciekawić czytelnika, a na...
2024-02-26
4,5/5 ⭐
0/5 🌶️
Sarah Engell w swojej książce opisuje fikcyjne wydarzenia, które jednak zbyt często mają swoje odbicie w rzeczywistości, co jest niewyobrażalnie smutne i przykre. Szczególnie, gdy przeczytamy informacje znajdujące się przed każdym rozdziałem; każdy z tych nastolatków miał plany i marzenia, które zostały zniszczone przez ludzi, którzy nie myśleli o konsekwencjach płynących z ich słów, tak samo jak nie myśleli o nich bohaterowie “21 sposobów na śmierć”.
Stella jest zwykłą nastolatką, która do niedawna uwielbiała muzykę i miała dwójkę kochających rodziców i najbliższą przyjaciółkę. Tę czasy jednak minęły - jej mama zmarła po walce z chorobą, tata przeżywa żałobę, a była już przyjaciółka nastawiła całą klasę przeciwko dziewczynie, więc spotyka ją cała gama nieprzyjemnych zachowań w rzeczywistości i internecie. Konflikt rozwija się dynamicznie, a zachowania rówieśników stają się coraz śmielsze; Stella dostaje nieprzyjemne smsy, na instagramie ktoś zakłada szkalujący ją profil, a w końcu ktoś życzy jej śmierci. Nastolatka nie widzi sensu w walce, zaczyna się poddawać i tworzy listę, która może zmienić lub zakończyć całe jej dotychczasowe życie.
“21 sposobów na śmierć” to trudna i bolesna książka, ponieważ czytelnik ma świadomość, że takie rzeczy mają miejsce na świecie, a o ich skutkach możemy usłyszeć w wiadomościach bądź przeczytać w internecie. Autorka porusza wiele trudnych tematów, takich jak gnębienie fizyczne i psychiczne, hejt w internecie, alienowanie nastolatków w grupie, wykorzystanie seksualne i stratę bliskiej osoby. Pokazuje również, jak łatwo jest obrócić sytuację na naszą niekorzyść i obrócić wszystkich przeciwko jednej osobie, jeśli grupą przewodzi wystarczająco silna i zarazem okrutna osoba, którą tutaj jest Amalie. Początkowo chciałam znaleźć w oprawczyni Stelli jakieś pozytywne cechy i ją usprawiedliwić, ale końcowe wydarzenia utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że dziewczyna jest całkowicie zepsuta i wie, jakie konsekwencje mogą mieć jej słowa, jednak jej egoizm jest na tyle duży, że ma zdrowie i życie Stelli za nic i za wszelką cenę chce doprowadzić do załamania byłej przyjaciółki.
Najbardziej szokujące nie było dla mnie to, że autorka przytacza przykłady z prawdziwego życia czy zachowanie rówieśników głównej bohaterki, ale to, jak sprawę próbowali załatwić dorośli ludzie, czyli nauczyciele bądź wychowawcy klasy. Zamiast zgłosić sprawę do odpowiednich organów, to wykształceni pedagodzy chcą załatwić wszystko rozmową na forum klasy i zamieść sprawę pod dywan, przez co klasa czuje się bezkarna, a szykany i wyzwiska tylko przybierają na sile. Jest to o tyle bulwersujące, że takie wydarzenia mają miejsca w rzeczywistości, a w wielu polskich szkołach właśnie w taki sposób próbuje się rozwiązywać problem mobbingu wśród rówieśników.
Sarah Engell ma świetny styl, jednak książka jest emocjonalnie trudna i wywołuje wiele skrajnych emocji, z którymi nawet mi ciężko było sobie poradzić. Jest to powieść zdecydowanie 15+, jednak sądzę, że osoby od tego progu wiekowego powinny się z nią zapoznać, ale również jest to lektura, która mogłaby być omawiana w szkołach z nauczycielami i pedagogami, którzy często są pierwszymi osobami, do których zwracają się prześladowani uczniowie.
4,5/5 ⭐
0/5 🌶️
Sarah Engell w swojej książce opisuje fikcyjne wydarzenia, które jednak zbyt często mają swoje odbicie w rzeczywistości, co jest niewyobrażalnie smutne i przykre. Szczególnie, gdy przeczytamy informacje znajdujące się przed każdym rozdziałem; każdy z tych nastolatków miał plany i marzenia, które zostały zniszczone przez ludzi, którzy nie myśleli o...
2023-12-31
“- To zgraja pieprzonych aktorów - rzucił Colborne. - Mogą kłamać jak z nut i skąd będziemy wiedzieć, że tego nie robią?”
Czy “A jeśli jesteśmy złoczyńcami” to hołd oddany Donnie Tart i jej książkom? Czy może kompletnym przypadkiem jest podobieństwo między tymi dwoma powieściami? Ciężko mi to stwierdzić, jednak muszę przyznać, że na obu tych książkach bawiłam się bardzo dobrze. Początkowo bałam się, że po “Tajemnej historii” twórczość Rio wyda mi się płytka i nijaka, jednak autorka wyśmienicie poprowadziła całą historię, czyniąc ją wyjątkowo przystępną, szczególnie dla młodszych czytelników.
Elitarna szkoła artystyczna jest miejscem, gdzie ambicja, pewność siebie i nieposkromione żądze mieszają się ze strachem i myślami o byciu niewystarczająco dobrym. Siedmioro ludzi połączyła przyjaźń i zaangażowanie, jednak co się stanie, jeśli sztuka zapanuje nad naszym życiem, a gniew zacznie wylewać się poza scenę? Oliver Marks próbuje odpowiedzieć sobie na to pytanie po dziesięcioletniej odsiadce w więzieniu i zabiera czytelnika w podróż po wspomnieniach, których nigdy nie zatrze czas…
Jako wielka miłośniczka “dark akademii” musiałam w końcu trafić na “A jeśli jesteśmy złoczyńcami”, a moje początkowe obawy, co do tej powieści zamieniły się w pełen uwielbienia zachwyt i fakt, że moje myśli nadal krążą wokół przeczytanej historii, mimo że skończyłam ją czytać już jakiś czas temu. Nie mogę napisać, że zadziałał tutaj efekt “Wow”; bardzo wiele rzeczy mogłabym skrytykować w tej powieści, jednak sam klimat urzekł mnie całkowicie i sprawił, że wracam do ulubionych fragmentów, a nawet odświeżyłam sobie ‘Makbeta”, który był jedną z moich ulubionych lektur w liceum.
Warto właśnie wspomnieć o nawiązaniach do twórczości Szekspira, bo to ona jest największą zaletą powieści. Podobało mi się również podzielenie książki na akty i sceny, jednak z drugiej strony muszę wspomnieć o lekkim niedopracowaniu fabuły i charakterów postaci, które pod względem psychologicznym wypadają bardzo słabo, a ich “przyjacielska” relacja jest bardzo toksyczna. Miałam wrażenie, że ich przyjaźń wypada wyjątkowo sztucznie i nijako.
Mimo tego, że w jakimś stopniu przewidziałam zakończenie, to jestem w stanie dać wysoką ocenę twórczości M. L. Rio i liczę na to, że autorka wyda kolejną, równie klimatyczną powieść, co “A jeśli jesteśmy złoczyńcami”.
“- To zgraja pieprzonych aktorów - rzucił Colborne. - Mogą kłamać jak z nut i skąd będziemy wiedzieć, że tego nie robią?”
Czy “A jeśli jesteśmy złoczyńcami” to hołd oddany Donnie Tart i jej książkom? Czy może kompletnym przypadkiem jest podobieństwo między tymi dwoma powieściami? Ciężko mi to stwierdzić, jednak muszę przyznać, że na obu tych książkach bawiłam się bardzo...
2023-12-24
2023-12-31
2023-12-14
[współpraca z Wydawnictwem Literackim]
Jakoś nigdy nie byłam fanką świątecznych książek i nie odczuwałam potrzeby, by czytać tego typu literaturę w okresie przedświątecznym. W tym roku dałam jednak szansę powieści napisanej przez Abiole Bello, która łączy moje ulubione motywy z bożonarodzeniową aurą.
Trey Anderson to popularny nastolatek, którego rodzina prowadzi lokalną księgarnię pod uroczą nazwą “Kraina Czarów”. Niestety, biznes zaczyna podupadać, a uratowanie rodzinnej spuścizny staje się sprawą priorytetową. Tak chłopak poznaje Ariel, z którą od samego początku ma dosyć trudne relacje, jednak nie może zaprzeczyć, że obiektywne rady dziewczyny i jej pomoc sprawiają, że Kraina Czarów ma szansę przetrwać…
“Miłość w Krainie Czarów” to urocza książka, którą można określić mianem “kocyka”. Jest idealna na zimowe wieczory z kubkiem gorącej czekolady, a styl pisania autorki sprawia, że czyta się ją przyjemnie i wyjątkowo szybko. Polubiłam kreacje głównych bohaterów, choć nie byłam w stanie przymknąć oka na pojedyncze przejawy braku logiki w ich zachowanie, takie jak zorganizowanie imprezy w księgarni.
Czytelnik musi wziąć również pod uwagę, że to jednotomówka, gdzie zostało poruszone dosyć sporo trudnych motywów, jak na przykład utrata rodzica czy zaburzenia odżywiania. Szkoda, że Bello nie skupiła się bardziej na rozbudowie tych konkretnych rzeczy, a poświęciła tyle czasu na demonizowanie związku Trey’a i Blair, co dla mnie było wyjątkowo nienaturalne. Mimo wszystko nastolatkowie byli ze sobą kilka lat, a miałam wrażenie, że wady Blair były mocno wyolbrzymione, by czytelnik mógł z czystym sumieniem kibicować Ariel.
Mimo tych wad (i tym, że autorka wspomniała o twórczości Chrisa Browna, który jest przemocowcem) powieść była bardzo przyjemna i sądzę, że będę wracała do niej z wielką chęcią w okresie przedświątecznym.
[współpraca z Wydawnictwem Literackim]
Jakoś nigdy nie byłam fanką świątecznych książek i nie odczuwałam potrzeby, by czytać tego typu literaturę w okresie przedświątecznym. W tym roku dałam jednak szansę powieści napisanej przez Abiole Bello, która łączy moje ulubione motywy z bożonarodzeniową aurą.
Trey Anderson to popularny nastolatek, którego rodzina prowadzi lokalną...
2023-11-06
Czy jesień to idealna pora na czytanie kryminałów? Uważam, że tak, a jeśli myślicie tak samo i dodatkowo kochacie fantastykę, to “Krew i księżyc” będzie idealną pozycją dla Was.
Collins to małe miasteczko, które najbardziej słynie z ogromnego sanktuarium poświęconego Słońcu. Spokój mieszkańców zakłóca seria okrutnych morderstw, które wzbudzają niepokój i nikt nie może czuć się bezpieczny. Siedemnastoletnia Catrin współpracuje z głównym architektem podczas budowy świątyni i przypadkowo wplątuje się w śledztwo prowadzone przez Simona, który jak nikt inny potrafi zrozumieć działania mordercy. Uczucie między nimi rośnie, tak samo jak tajemnice, które oboje skrywają…
Połączenie fantastyki i kryminału w “Krwi i księżycu” to coś, co potrzebowałam, a nie byłam tego do końca świadoma. Beaty ukazuje czytelnikowi świetnie skonstruowany świat i dobrze rozwiniętym systemem magicznym, który ma swoje zasady. Nie dopatrzyłam się dziur w logice czy światotwórstwie, choć też nie ukrywam, że jakoś specjalnie ich nie szukałam, ponieważ bardzo mocno wkręciłam się w zagadkę kryminalną i szukanie mordercy razem z Cat i Simonem. Główni bohaterowie zostali przedstawieni w ciekawy sposób; oboje się dopełniają, dzięki czemu nie mamy wrażenia, że któreś z nich jest tylko dodatkiem do tej drugiej osoby.
Motyw chorób umysłowych został poprowadzony w naprawdę delikatny sposób, ukazując czytelnikowi z czym muszą najczęściej mierzyć się osoby chore. Autorka nie boi się pisać o braku akceptacji czy wykluczeniu, lecz robi to w nienachalny sposób, uświadamiając czytelnika o wadze problemu.
Nie spodziewałam się, że “Krew i księżyc” Erin Beaty będzie tak inna, niż większość książek przeczytanych przeze mnie w tym roku. Piszę to oczywiście w pozytywnym znaczeniu i mam nadzieję, że ta powieść zyska szerokie grono czytelników na całym świecie.
Czy jesień to idealna pora na czytanie kryminałów? Uważam, że tak, a jeśli myślicie tak samo i dodatkowo kochacie fantastykę, to “Krew i księżyc” będzie idealną pozycją dla Was.
Collins to małe miasteczko, które najbardziej słynie z ogromnego sanktuarium poświęconego Słońcu. Spokój mieszkańców zakłóca seria okrutnych morderstw, które wzbudzają niepokój i nikt nie może...
2023-11-02
Zastanawiałam się, czym jeszcze może zaskoczyć mnie historia Citry i Rowana, którzy na samym końcu tomu rozpoczynającego serie, zostali rozdzieleni na Zimowym Konklawe. Dziewczyna dołączyła do Kosiarz Curie, która wspierała ją podczas pierwszych miesięcy pracy. Rowan rozpoczął za to walkę z zepsuciem w Kosodomie i jako Kosiarz Lucyfer pozbawiał życia ludzi, których uważał za niegodnych.
Oboje dążą do zmian, jednak wybrali kompletnie różne metody, a skutki ich działań są nieprzewidywalne. W “Thunderhead” bardziej skupiamy się na poznawaniu pracy bytu i podziału społeczeństwa, więc samej akcji nie ma tutaj tyle, ile myślałam, że otrzymamy. Nie zmienia to faktu, że książka wciągnęła mnie od pierwszego słowa, a styl pisania Neala Shustermana sprawił, że ponad pięćset stronicową lekturę pochłonęłam w niecałe dwa dni.
Bliżej poznajemy już znanych nam bohaterów, ale również do opowieści wprowadzone są nowe osoby, które sporo mieszają. Kibicowałam obydwu głównym bohaterom, choć czasami zastanawiałam się nad tym, czy czyny Rowana są na pewno podyktowane chęcią “naprawienia” Kosodomu czy nie jest to już zabawa w sędziego i kata w jednym. Strona Kosiarz Anastazji to bardziej polityczne gierki, a osobiście motyw polityki w książkach dla młodszych czytelników uwielbiam całą sobą.
Książka podzielona jest, jak w przypadku pierwszego tomu, na rozdziały, które poprzedzają krótkie, więc filozoficzne refleksje. Tym razem nie są one autorstwa Kosiarzy, lecz samego Thunderheada, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć tę postać, jeśli w ogóle możemy go tak nazwać.
“Thunderhead” Neala Shustermana to dystopijna powieść o świecie, do którego jest nam w tym momencie bliżej niż kilkanaście lat temu. Sztuczna inteligencja coraz bardziej opanowuje Internet, media społecznościowe i nawet życia. Wyszukiwanie informacji stało się jeszcze prostsze, a “chat GPT” potrafi odpowiedzieć na każde, zadane pytanie. Czy czegoś wam to nie przypomina?
Zastanawiałam się, czym jeszcze może zaskoczyć mnie historia Citry i Rowana, którzy na samym końcu tomu rozpoczynającego serie, zostali rozdzieleni na Zimowym Konklawe. Dziewczyna dołączyła do Kosiarz Curie, która wspierała ją podczas pierwszych miesięcy pracy. Rowan rozpoczął za to walkę z zepsuciem w Kosodomie i jako Kosiarz Lucyfer pozbawiał życia ludzi, których uważał...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-11
[współpraca reklamowana Wydawnictwo Uroboros]
“(...) śmierć jest ułaskawieniem tylko dla zmarłych, panie Thorly. Niewiele dba o tych, których zostawia.”
Marzenia Signy Farrow są typowe dla każdej, dziewiętnastoletniej dziewczyny: chce nosić piękne stroje, chodzić na bale i wyjść dobrze za mąż, by nie martwić się społeczeństwem. Jednak różnica między nią, a jej rówieśnicami polega na tym, że Signie przez całe życie towarzyszy Śmierć, która jednak nie planuje zabrać ze sobą dziewczyny. Tułaczka przez kolejnych opiekunów, którzy interesują się tylko jej spadkiem, sprowadza ją w końcu do Thorn Grove, w którym Śmierć była już wcześniej. Przedwczesna choroba pani domu i jej zgon pogrążyły mieszkańców w mroku, szczególnie gdy wkrótce potem zaczyna chorować córka głowy rodu, a kuzynka Signy, Blythe. Wkrótce dziewiętnastolatka dowie się, dlaczego Śmierć nie opuszcza jej na krok…
Moje oczekiwania względem “Belladonny” Adalyn Grace były ogromne i muszę przyznać, że autorce prawie udało się im sprostać. Wprowadzenie było wyśmienite i zapowiadało, że powieść będzie naprawdę mroczna, bo czegóż innego można spodziewać się po historii, w której na pierwszych stronach umierają wszyscy goście na przyjęciu, ponieważ wino serwowane przez służbę, zostało zatrute? No i właśnie utrzymanie tego mrocznego klimatu odrobinę autorce nie wyszło, pomimo Thorn Grove, które jest odrobinę upiorną posiadłością i ducha, który nawiedza główną bohaterkę. Nie jest to jednak zła powieść, a wręcz przeciwnie; gotycki klimat jest wyczuwalny coraz mocniej z każdą kolejną stroną, a zagadki i tajemnice nie pozwalają na chwilę wytchnienia. Polubiłam główną bohaterkę, ponieważ od początku wiemy, czego można się po niej spodziewać. Signa jest odrobinę nierozważna i podejmuje decyzje pod wpływem chwili, jednak jaka dziewiętnastolatka tak nie robi?
Jestem bardzo ciekawa, jak historia rozwinie się dalej, ponieważ “Belladonna” jest tylko wprowadzeniem do serii książek i liczę na to, że już niedługo na polskim rynku wydawniczym dostaniemy drugą część. Bardzo zżyłam się z bohaterami i ostatnie rozdziały, czyli wyjaśnienie całej zagadki uważam za bardzo dobrze poprowadzone i napisane.
[współpraca reklamowana Wydawnictwo Uroboros]
“(...) śmierć jest ułaskawieniem tylko dla zmarłych, panie Thorly. Niewiele dba o tych, których zostawia.”
Marzenia Signy Farrow są typowe dla każdej, dziewiętnastoletniej dziewczyny: chce nosić piękne stroje, chodzić na bale i wyjść dobrze za mąż, by nie martwić się społeczeństwem. Jednak różnica między nią, a jej...
2023-10-04
Moje zainteresowanie fanfiction, czyli opowiadaniami napisanymi przez fanów jakiegoś uniwersum, rozpoczęło się około dziesięciu lat temu i jak na okres 2013-2015, skupiało się przede wszystkim na historiach, w których główną rolę odgrywali sławni piosenkarze lub członkowie zespołów. Po pewnym czasie jednak poszłam w kompletnie inną stronę i tak zrodziła się moja miłość do Dramione, czyli połączenia w parę Hermiony Granger i Draco Malfoy’a.
“W kajdanach” SenLinYu to historia o wiele mroczniejsza i okrutna niż pierwowzór. Harry Potter nie żyje, a następstwami przegranej wojny jest szerzący się strach i program repopulacji czarodziejów, którym Voldemort próbuje odbudować, powoli wykrwawiający się, świat magii. Hermiona Granger zostaje złapana i wcielona do programu, a w jej umyśle tkwi tajemnica, którą chce odkryć sam Voldemort. Młoda kobieta zostaje zesłana do domu Wielkiego Łowcy, dopóki nie zostanie złamana, a jej sekrety nie ujrzą światła dziennego.
Na pewno muszę ostrzec, że te opowiadanie jest mroczne, zawiera sceny gwałtów i przemocy, zgony postaci i bardzo plastyczne opisy brutalności na polu bitwy.
Wśród polskich fanów shipu zapanowało spore poruszenie odnośnie tego opowiadania i chciałam sama przekonać się, czy pochlebne recenzje są obiektywne, czy raczej naznaczone faktem, iż na polskim “rynku” mało jest ciekawych opowiadań. Większość z nich czytałam kilkakrotnie, a “W kajdanach” okazało się strzałem w dziesiątkę. Sam pomysł na poprowadzenia fabuły, podzielenie opowiadania na trzy części i świetne tłumaczenie sprawiło, że całość pochłonęłam bardzo szybko i nie mogłam oderwać się od ekranu komputera. Tutaj nie mamy oczywistego wybuchu płomiennych uczuć, a bohaterowie nawiązują ze sobą głębsze relacje bardzo długo. Brak cukierkowatości to ogromny plus; charakter postaci jest ciekawy i brak w nim pewnych schematów, tak częstych dla Dramione.
Autorka stworzyła naprawdę ciekawą książkę, do której na pewno niejednokrotnie wrócę. Zakończenie nie było tak satysfakcjonujące, jakbym chciała, jednak zostało w idealny sposób dopasowane do samej historii.
Moje zainteresowanie fanfiction, czyli opowiadaniami napisanymi przez fanów jakiegoś uniwersum, rozpoczęło się około dziesięciu lat temu i jak na okres 2013-2015, skupiało się przede wszystkim na historiach, w których główną rolę odgrywali sławni piosenkarze lub członkowie zespołów. Po pewnym czasie jednak poszłam w kompletnie inną stronę i tak zrodziła się moja miłość do...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-23
[współpraca recenzencka Wydawnictwo Hype]
“Czasami wydaje mi się, że świat wali mi się na głowę, a ja stoję w środku i próbuję to powstrzymać. Jestem bardzo zmęczona, Chaosie.”
Ostatnio myślałam, że czas książek, które niszczą mi serce minął. Podczas czytania płaczę często, bo po prostu taką mam naturę; są motywy, które zawsze mnie wzruszają, nieważne jak źle napisana jest sama powieść. Twórczość Rebecci Yarros pokazała mi jednak, że nadal są historie, które zostają z czytelnikami na dłużej…
Beckett dopiero zakończył służbę w wojsku i razem ze swoją wierną towarzyszką Demolką postanawia zamieszkać w pensjonacie prowadzonym przez Elle, czyli siostrę jego najlepszego przyjaciela. Kobieta, mimo swojego młodego wieku, została mocno doświadczona przez los; utraciła bliskie jej osoby, samotnie wychowuje bliźniaki i prowadzi stabilnie prosperującą firmę. Życie jednak nie jest dla niej łaskawe, a los rzuca jej kolejne kłody pod nogi i Becketta, który pojawia się w najgorszym momencie i zaczyna znaczyć dla niej zbyt wiele.
Przyznaję, że “Ostatni list” przeczytałam ze względu na fenomen autorki i fakt, że ciężko jest znaleźć negatywną opinię na temat jej twórczości, a czytelnicy opisują jej książki jako wzruszające, łamiące serce i wywołujące łzy. Przyznaję, że autorce udało się stworzyć historię, która wywołała wiele emocji i sprawiła, że płakałam jeszcze długo po przeczytaniu ostatniego zdania. Zacznijmy od bohaterów, którym kibicowałam z całego serca. Beckett i Ella to postacie, których życie nie oszczędzało. Niewiele wiemy o przeszłości mężczyzny, ale jego samotność i próba nieangażowania się w żadne relacje były przeciwieństwem tego, co przyrzekł swojemu przyjacielowi. Urzekła mnie również więź człowieka z psem i pokazanie tego, jak kompatybilność dwóch różnych jednostek jest ważna w życiu zawodowym i prywatnym. Motyw matki, która z całych sił walczy o swoje dziecko jest tutaj dominujący i to głównie opis choroby nowotworowej Maisie wywoływał u mnie potok łez. Niesprawiedliwość, jaką obie musiały znosić , sprawiała, że odczuwałam złość na bezwzględny system ubezpieczeniowy i fakt, że czasami od pełnego wyzdrowienia dzielą nas pieniądze. Rebecca Yarros przedstawiła również jak działają szpitale i decyzje, z którymi mierzą się bliscy osób chorych.
Relacja Becketta z bliźniakami i to, że zaczął pełnić rolę rolę ich ojca, to wspaniała część książki i osobiście uwielbiam motyw “found family”. Wątek romantyczny odrobinę mi się dłużył, jednak zakończenie całkowicie przysłoniło tą niedogodność i w pełni zrozumiałam, dlaczego powieści Yarros cieszą się takim uznaniem wśród czytelników na całym świecie.
“Ostatni list” polecam wielbicielom gatunku i czytelnikom, którzy “wychowali się” na powieściach Nicholasa Sparksa. Dla mnie to książka bliska ideałowi i nie mogę doczekać się, aż przeczytam coś jeszcze spod pióra tej autorki.
[współpraca recenzencka Wydawnictwo Hype]
“Czasami wydaje mi się, że świat wali mi się na głowę, a ja stoję w środku i próbuję to powstrzymać. Jestem bardzo zmęczona, Chaosie.”
Ostatnio myślałam, że czas książek, które niszczą mi serce minął. Podczas czytania płaczę często, bo po prostu taką mam naturę; są motywy, które zawsze mnie wzruszają, nieważne jak źle napisana...
2023-07-29
[współpraca Wydawnictwo Jaguar]
Chyba pierwsza książka powyżej pięciuset stron, którą przeczytałam w tym roku, ale nie żałuję ani sekundy, którą poświęciłam na “Srebro w kościach” Alexandry Bracken. Autorka łączy ze sobą moje wszystkie ulubione motywy i zapewnia czytelnikowi rozrywkę na bardzo wysokim poziomie.
Tamsin Lark to rozważna i twardo stąpająca po ziemi siedemnastolatka, która razem ze swoim przyszywanym bratem Cabellem rabuje starożytne krypty na zlecenie i zdobywa magiczne i drogie przedmioty, jeśli ktoś jest w stanie odpowiednio dużo zapłacić… Dziewczyna nigdy nie powinna wkraczać w świat Poszukiwaczy, ale pomimo braku talentu magicznego, jest zdeterminowana, by rywalizować z innymi Poszukiwaczami. Tamsin chce odnaleźć Pierścień Rozproszenia i swojego opiekuna, który zaginął dziesięć lat wcześniej, zostawiając dzieci same na wrzosowiskach. Przygotowana na wszystko i niesamowicie nieufna, podejmuje współpracę ze swoim wrogiem i odkrywa kolejne warstwy tajemnicy, która może zmienić cały świat na zawsze.
Uwielbiam skomplikowane książki, w których światotwórstwo jest na bardzo wysokim poziomie. Alexandra Bracken zarzuciła mnie mnóstwem informacji, postaci i bardzo wielowątkową fabułą i autorce udało się to utrzymać przez ponad pięćset stron na niesamowitym poziomie. Powieść ma mroczny klimat, jest oparta na legendach arturiańskich, a fabuła obfituje w epickie bitwy, zwroty akcji, zdradę, romans i tajemnice; nie miałam ochoty odrywać się od czytania, a kolejne plot twisty tylko utwierdziły mnie w tym, że muszę jak najszybciej dotrzeć do końca, by dowiedzieć się, jak potoczą się losy rodzeństwa Lark i innych bohaterów.
Jeśli już wspomniałam o bohaterach, to warto zaznaczyć, że jest ich tutaj całkiem sporo i oprócz głównych postaci, ci poboczni również mają swoje charaktery, a ich budowa nie polega tylko na uzupełnieniu luk w fabule. Oczywiście, główne skrzypce w historii gra Tamsin i muszę przyznać, że bardzo ją polubiłam. Nastolatka jest konkretna, nie daje sobą manipulować i bardzo ciężko zdobyć jej zaufanie. Otacza się murem z powodu traum z dzieciństwa, a jej przeszłość chwyta czytelnika za serce. Na pewno jestem mniejszą fanką Cabella, który irytował mnie swoim egoizmem. Współczułam mu z powodu klątwy, ale z drugiej strony on sam nie widział tego, że nie jest jedyną osobą, która z tego powodu cierpi. Siostra była w stanie zaryzykować życie dla niego, a on zasypywał ją tylko wyrzutami i oskarżeniami.
Myślę, że to nie spoiler i chciałabym o tym wspomnieć, ponieważ autorce “Srebra w kościach” udało się poprowadzić jeden z najlepszych wątków enemies to lovers, który był po prostu idealnie skonstruowany. Nie było ani za wolno, ani za szybko, co dla mnie jest ogromnym plusem.
Podsumowując; jeśli, tak jak ja, kochacie książki fantastyczne z wielowątkową fabułą i nietuzinkowymi postaciami, to powieść “Srebro w kościach” zabierze Was na niesamowitą przygodę, w której wrócicie do legend o Królu Arturze i pewnej wyspie, ukrytej dla oczu śmiertelników.
[współpraca Wydawnictwo Jaguar]
Chyba pierwsza książka powyżej pięciuset stron, którą przeczytałam w tym roku, ale nie żałuję ani sekundy, którą poświęciłam na “Srebro w kościach” Alexandry Bracken. Autorka łączy ze sobą moje wszystkie ulubione motywy i zapewnia czytelnikowi rozrywkę na bardzo wysokim poziomie.
Tamsin Lark to rozważna i twardo stąpająca po ziemi...
2016-01-07
2013-08-08
2023-06-17
[współpraca z Wydawnictwem Media Rodzina]
Delilah Green, czyli nasza tytułowa bohaterka, nie ma wszystkiego gdzieś. Raczej mogę pokusić się o stwierdzenie, że sporo myśli nad swoją przeszłością. Szczególnie, gdy jej przyszywana siostra Astrid, wynajmuje ją jako fotografkę na swój ślub i wesele, a kwota, którą podaje, przełamuje niechęć kobiety do powrotu do Bright Falls. W końcu nikt nie chciałby wracać do miejsca, w którym czuł się odrzucony, a inni jawnie nazywali go “dziwadłem”.
Jednak sytuacja się zmieniła, Delilah jest dorosła, spełnia się jako artystyczna fotografka, a jej wygląd przyciąga inne kobiety… To samo dzieje się z Claire, która jest najlepszą przyjaciółką Astrid, w miasteczku prowadzi dobrze prosperującą księgarnię i samotnie wychowuje prawie nastoletnią córkę.
Zakochałam się w tej powieści, silnych postaciach kobiecych i złożoności całej historii. Spodziewałam się lekkiej, spicy powieści, dzięki której oderwę się od trudów codziennego życia, a otrzymałam rollercoaster emocji, które wbiły mnie w fotel. Zacznijmy od tego, że Delilah to silna, kobieca postać, która jednak została bardzo realnie stworzona przez autorkę. Nie wszystko jej się udaje, walczy o swoją pozycję w Nowym Yorku jako fotografka i często zastanawia się, jak uda jej się zapłacić czynsz za mikro kawalerkę. Zasuwa jako kelnerka w barze i zdarza jej się nie pamiętać imion kobiet, z którymi idzie do łóżka. Jest normalną kobietą, a nie wyidealizowanym marzeniem. Bardzo spodobała mi się również reszta postaci i nawet polubiłam Astrid, która jest specyficzną osobą.
Najcięższym wątkiem dla mnie była historia Josha i Ruby, ponieważ w ich relacji znalazłam dużo siebie. Wiem, jak czuje się dziecko, którego rodzic “znika” i czułam ten ból razem z Ruby.
Zresztą, największym plusem “Delilah Green ma to gdzieś” jest właśnie to, że autorce udało się zrównoważyć romantyczną i poważną stronę książki, dzięki czemu czytelnik nie ma momentu przesłodzenia opowieścią o rodzącym się uczucia Delilah i Claire. Ostatnie kilkadziesiąt stron przepłakałam z powodu tego, co się działo, jednak w moim sercu wciąż była nadzieja na szczęśliwe zakończenie…
Ashley Herring Blake udało się połączyć historię miłości dwóch kobiet, problemy rodzinne i ciężki motyw utraty bliskiej osoby, dzięki czemu mogłam przeczytać “Delilah Green ma to gdzieś”. Uważam, że to jedna z lepiej napisanych książek, które przeczytałam w tym roku, na której wylałam morze łez, jednak również uśmiechałam się, dzięki ciepłu, które biło że stron pokrytych tuszem.
[współpraca z Wydawnictwem Media Rodzina]
Delilah Green, czyli nasza tytułowa bohaterka, nie ma wszystkiego gdzieś. Raczej mogę pokusić się o stwierdzenie, że sporo myśli nad swoją przeszłością. Szczególnie, gdy jej przyszywana siostra Astrid, wynajmuje ją jako fotografkę na swój ślub i wesele, a kwota, którą podaje, przełamuje niechęć kobiety do powrotu do Bright Falls. W...
[współpraca reklamowa Wydawnictwo Moondrive]
4/5 ⭐
3.5/5 🌶
Kwiecień będzie miesiącem pod znakiem zakazanej magii, „enemies to lovers” i czarownic, które romansują z łowcami czarownic… „Szkarłatna ćma” Kristen Ciccarelli idealnie wpasowuje się w ten klimat, zabierając czytelnika do dworskich czasów, wystawnych bali i Krwawego Reżimu, który stanowczo rozprawia się z czarownicami i ich sympatykami.
Rune Winters jest idealna damą z towarzystwa; piękna, obraca się w najlepszym towarzystwie i wydaje wykwintne kolacje i bale, a co najważniejsze: jest oddana Republice. Z całą stanowczością można to powiedzieć o dziewczynie, która w czasie trwania rewolucji wydała własną babkę Krwawej Gwardii na oczyszczenie. Mimo płytkiej powierzchowności dziewczyna skrywa pewien mroczny sekret, którego wyjście na jaw może skutkować śmiercią Rune, jak i osób zamieszanych w jej działalność.
Czy istnieje lepsze „enemies to lovers” niż czarownica i łowca czarownic? Wydaje mi się, że nie, a „Szkarłatna ćma” zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko. Uwielbiam dworski klimat, a moje uwielbienie jest w tym momencie podsycane nowym sezonem Bridgertonów, więc ten aspekt książki Kristen Ciccarelli bardzo mi odpowiadał. Opisy mogły być bardziej szczegółowe, ale też rozumiem, że autorka skupiła się na innych częściach powieści, chociażby na fakcie, że dwójka głównych bohaterów wykorzystuje romansowanie ze sobą do własnych celów. Podoba mi się, że ich nienawiść do siebie nawzajem utrzymana jest prawie przez wszystkie strony, a Rune i Gideon nie zaczęli pałać do siebie uczuciami po kilku przeczytanych rozdziałach. Właśnie to największy błąd autorek romantasy; gdy „enemies” za szybko stają się „lovers”. Tutaj tego nie ma, a sam koniec… Jest obłędnie zaskakujący i nawet przez myśl mi nie przeszło, że czekać będzie mnie taki plot twist podczas czytania.
Muszę również poruszyć jeden temat, który odrobinę mi ciążył i jest to niestety ten nieszczęsny trójkąt miłosny, który zawiązuje się na początku „Szkarłatnej ćmy”. Nie jestem fanką tego motywu w literaturze, tym bardziej gdy chodzi o braci i tutaj niestety również nie zapałałam do niego miłością.
Kreacja bohaterów również zasługuje na uwagę, choć teoretycznie autorka nie napisała nic odkrywczego, to jednak forma i styl jest są na tyle lekkie i przyjemnie, że polubiłam się z postaciami i nawet jakoś specjalnie nie mam ich za co krytykować. Szczególnie Rune jest wykreowana na silną postać kobiecą, a to naprawdę lubię w literaturze fantastycznej.
Jeśli lubicie dobre romantasy z motywem „enemies to lovers” i silnymi postaciami kobiecymi w literaturze, to „Szkarłatna ćma” Was nie zawiedzie. Nie mogę się doczekać, aż w swoje ręce dostanę kolejne części tej historii.
[współpraca reklamowa Wydawnictwo Moondrive]
więcej Pokaż mimo to4/5 ⭐
3.5/5 🌶
Kwiecień będzie miesiącem pod znakiem zakazanej magii, „enemies to lovers” i czarownic, które romansują z łowcami czarownic… „Szkarłatna ćma” Kristen Ciccarelli idealnie wpasowuje się w ten klimat, zabierając czytelnika do dworskich czasów, wystawnych bali i Krwawego Reżimu, który stanowczo rozprawia się z...