-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-02-29
2018-10-20
2018-12-31
Poprzednia książka Davida Day'a - Atlas Tolkienowski ogromnie przypadła mi do gustu, ponieważ opisywała historię od Stworzenia Ardy, aż po odejście Powierników Pierścienia, a przy tym była bogato ilustrowana. Kolejna książka autora - Bitwy w świecie Tolkiena, dotyczy najważniejszych potyczek, jakie odbyły się Śródziemiu. Jest to bogato ilustrowany przewodnik po zmaganiach sił dobra i zła, jakie toczyły się na przestrzeni trzech er istnienia Ardy, a także przed jej stworzeniem.
Autor rozpoczyna od genezy świata wykreowanego przez Tolkiena, która została przedstawiona w Silmarillionie, a kończy na Wojnie o Pierścień, ukazanej w ostatniej księdze Władcy Pierścieni. Przy każdej potyczce David Day szczegółowo opisuje przyczyny konfliktu, jakie siły były w niego zaangażowane i wiele więcej. Autor podaje również, gdzie dokładnie znajdziemy opis danego starcia, co łatwo umożliwia prześledzenie go w trakcie czytania tego atlasu. Osobiście kilkukrotnie podczas lektury tej książki sięgałem po Hobbita, czy Władcę Pierścieni i czytałem krótkie fragmenty opisów bitew, wojsk, czy twierdz, aby porównać je z zamieszczonymi w książce Day'a.
Nie jest to bynajmniej książka przedstawiająca jedynie najważniejsze bitwy, do których przygotowano ilustracje i mapy. David Day poświęcił bowiem dużo czasu i zawarł przy każdej bitwie dość szczegółowe porównanie konfliktów i bohaterów stworzonych przez Tolkiena z konfliktami i bohaterami znanymi z legend naszego świata i nie tylko. Znajdziemy nawiązania do Biblii, mitologii greckiej, nordyckiej, tybetańskiej, ale również do sagi o Volsungach i Beowulfie, czy nawet do Szekspira i historii Europy. Dlatego jestem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ wymagało to ogromnej pracy, aby wszystko przeanalizować i zinterpretować, nawet opierając się na rożnych artykułach i analizach naukowych. Jest to zdecydowanie jeden z największych atutów tej książki! Ciekawym uzupełnieniem tej książki jest również ukazanie w jakich latach Tolkien był powołany do wojska, jak cudem uniknął śmierci i jak te przeżycia odbiły się na jego pisarstwie.
Bitwy w świecie Tolkiena zostały wydane, w takim samym stylu jak Atlas Tolkienowski. Twarda oprawa z obwolutą, kolorowe ilustracje, jak również graficzne interpretacje najważniejszych bitew. Jednak do tego ostatniego elementu mam pewne zastrzeżenia. Mapy bitew nie przypominają w żadnym wypadku tych znanych z lekcji historii, gdzie najczęściej wojska są przedstawiane jako w prostokąty różnych kolorach, a ich ruch oznaczony odpowiednimi strzałkami. W książce Day'a natomiast poszczególne wojska oznaczono rysunkami symbolizującymi odpowiednie jednostki, których niekiedy na mapach jest bardzo dużo, co powoduje, że chwilami trudno mi było zobaczyć jak wyglądała bitwa, którą dobrze znam. Rozumiem, że chciano zachować jednolity styl z zamieszczonymi ilustracjami, ale przez to mapy bitew są dość nieczytelne, czego ogromnie żałuję, ponieważ jest to jeden z ważniejszych elementów w tego typu książkach.
Bitwy w świecie Tolkiena stanowią wspaniałe kompendium najważniejszy starć, jakie zostały stoczone w Śródziemiu. David Day porównuje konfliktów i bohaterów stworzonych przez Tolkiena z konfliktami i bohaterami znanymi z legend naszego świata, co jest ogromnym atutem tej pozycji. Żałuję tylko, że samym mapom różnych bitew nie poświęcono więcej czasu i są one mało czytelne.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
https://hrosskar.blogspot.com/2019/01/bitwy-w-swiecie-tolkiena-david-day.html
Poprzednia książka Davida Day'a - Atlas Tolkienowski ogromnie przypadła mi do gustu, ponieważ opisywała historię od Stworzenia Ardy, aż po odejście Powierników Pierścienia, a przy tym była bogato ilustrowana. Kolejna książka autora - Bitwy w świecie Tolkiena, dotyczy najważniejszych potyczek, jakie odbyły się Śródziemiu. Jest to bogato ilustrowany przewodnik po zmaganiach...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-22
Dwójka pisarzy Jay Shaer i Jessica Freeburg, oraz rysownik Jeff Stokley stworzyli komiksową adaptację podania ludowego o Szczurołapie z Hameln, spisanego między innymi przez braci Grimm i opowiadające o tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w czerwcu 1284 roku.
W małym miasteczku Hameln, pośrodku gęstego mrocznego lasu żyje głucha Magdalena, którą okoliczni mieszkańcy unikają i traktują jak popychadło. Jedyną radość daje jej bujna wyobraźnia, dzięki której wymyśl niesamowite opowieści i marzy, że kiedyś przeżyje miłość jak z bajki. Pewnego dnia spotyka Szczurołapa, który przybył zaoferować swoją pomoc w pozbyciu się wszystkich szczurów, które stały istną plagą w mieście. Oczekuje w zamian dużej zapłaty, ale problem jest naglący, więc mieszkańcy przystają na propozycję nieznajomego. Magdalena widzi w owym młodym mężczyźnie spełnienie swoich najskrytszych marzeń i bardzo szybko zakochuje się w nim. Jednak skrywa on mroczną tajemnicę, która z biegiem czasu wychodzi na jaw...
Trójce autorów udało się przedstawić tę historię wyjątkowo dobrze i nawet osoby, które ją znają, jak ja, będą ją czytały jednym tchem, chcąc poznać jak się potoczą losy Magdaleny oraz Szczurołapa. Całą historię spowija mroczny klimat i atmosfera, podobnie jak samą legendę - znajdziemy tutaj tajemnice z przeszłości, prześladowanie, jak również tajemniczą muzykę wydobywającą się z fletu, dzięki której Szczurołap może rozkazywać szczurom. A jednocześnie w tej historii nie brakuje miłości oraz przyjaźni, które kiełkują w sercu młodej dziewczyny.
Siłą tej opowieści są przede wszystkim bohaterowie. Magdalena jest postacią, która wiele przeżyła - najpierw stratę rodziców, brata, a później słuchu. A jednak nie poddała się i dzięki swoim marzeniom oraz wyobraźni idzie dzielnie naprzód. Nie jest również skora do zemsty i zwyczajnie stara się nie zauważać tego, jak ktoś jej dokucza. Jest uosobieniem dobrej osoby, która wiele wycierpiała, ale pomimo tego nie chce odpłacać tym samym swoim prześladowcom, lecz czynić dobro. Natomiast Szczurołap z początku wydaje się być zwyczajnym, młodym chłopakiem, który umie posługiwać się fletem i dzięki niemu robić różne sztuczki ze zwierzętami. Jednak im bardziej go poznajemy, tym więcej pojawia się w tej postaci zła, bolesnych doświadczeń i wspomnień, które doprowadziły do tragicznych wydarzeń w Hameln... W przeciwieństwie do Magdaleny nie potrafi wybaczać, uważa, że należy ukarać ludzi za ich uczynki i nie zważa na prośby dziewczyny. Autorzy postawili w ciekawej opozycji tę dwójkę bohaterów, którzy mają dość odmienne poglądy na pewne kwestie, a jednak zbliżają się do siebie i zakochują...
Jak większość z Was zapewne wie, nie jest to historia ze szczęśliwym zakończeniem. Niezadowoleni z postępów mieszkańcy zaczynają wątpić, czy Szczurołap pozbędzie się szczurów, które każdego dnia zjadają ich ziarno. A po pozbyciu się szkodników, kilkoro z nich rzuca nawet fałszywe oskarżenia, żeby tylko nie zapłacić dość wygórowanej ceny za usługi Szczurołapa. Finał tej historii jest smutny i tragiczny, a jednocześnie odnosi się wrażenie, że winni dostali to, na co zasługiwali - za swoją pychę i brak poszanowania dla innych ludzi. Jest to historia skłaniająca do myślenia i zastanowienia się nad tym jacy jesteśmy wobec drugiego człowieka, jak się do innych osób odnosimy i czy sami byśmy też chcieli być tak traktowani.
Od strony graficznej, to powieść wygląda świetnie. Bardzo dobrze został oddany mroczny nastrój całej historii, dynamiczność niektórych scen, a rysunkom postaci i poszczególnych miejsc trudno cokolwiek zarzucić. Jeśli chodzi o dialogi są porządnie napisane i nie ma tutaj zbędnych kwestii, ani żadnej sztywności. Całość wypada naprawdę dobrze i miło spędziłem czas z tą powieścią.
Szczurołap jest krótką, ale dającą do myślenia powieścią graficzną, opowiadającą o bardzo znanej legendzie, której akcja miała mieć miejsce w XIII wieku w niemieckiej miejscowości Hameln. Będzie to interesująca lektura nie tylko dla młodszych czytelników, ale również starszych. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/06/szczuroap-jay-asher-jessica-freeburg.html
Dwójka pisarzy Jay Shaer i Jessica Freeburg, oraz rysownik Jeff Stokley stworzyli komiksową adaptację podania ludowego o Szczurołapie z Hameln, spisanego między innymi przez braci Grimm i opowiadające o tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w czerwcu 1284 roku.
W małym miasteczku Hameln, pośrodku gęstego mrocznego lasu żyje głucha Magdalena, którą okoliczni...
2018-08-08
Z twórczością Anny Kańtoch spotkałem się niedawno w antologii Inne światy. Jej opowiadanie Człowiek, który kochał stanowiło ciekawą wizję alternatywnej Polski. Dlatego postanowiłem sięgnąć po pierwszy z tomów opowiadań o Domenicu Jordanie, czyli Diabeł na wieży. Pierwotnie został on wydany przez Fabrykę Słów w 2005 roku, a miesiąc temu został on wznowiony przez Wydawnictwo Powergraph.
Diabeł na wieży zawiera sześć nie za długich opowiadań, które łączy ze sobą postać tajemniczego Domenica Jordana. Z zawodu jest on medykiem, z zamiłowania – tropicielem magii, zagadek i spraw nierozwiązanych. W trakcie tych opowiadań, Jordan stanie przed wieloma, z pozoru nierozwiązywalnymi zagadkami i niejednokrotnie sam będzie w niebezpieczeństwie.
Akcja opowiadań dzieje się w Okcytanii, która przywodzi na myśl Francję z końca XVII wieku. Dowiadując się kolejnych informacji o tym świecie nie sposób nie pomyśleć, że przypomina on świat znany z powieści Aleksandra Dumasa. Jednak różni się on zasadniczo - można tutaj spotkać demony, selvenes, przypominające elfy, czy wilkołaki i inne istoty. A jednocześnie jest tutaj silnie zaznaczona pozycja kościoła - święci uzdrawiają ludzi, obdarowują wyjątkowymi zdolnościami, a magia współistnieje obok religii. W trakcie opowiadań dowiadujemy się niestety jedynie strzępów informacji o Okcytanii, a akcja rozgrywa się głównie w mniejszych miejscowościach i to je mamy lepiej bądź gorzej poznać. O samym zaś świecie, regułach jakie w nim panują, ustroju politycznym, nie dowiadujemy się za wiele. Szkoda, że autorce nie udało się wpleść pomiędzy interesującą akcję kilku zdań dodatkowego opisu świata, wówczas zbiór byłby znacznie bardziej interesujący.
Domenic Jordan, jak wspomniałem, jest lekarzem, ma protekcję jednego z hierarchów kościoła i może zajmować się naukową stroną magii. Fascynuje go wpływ magii na ludzki organizm - deformacje, nadnaturalne zdolności, jak również wszelkiego rodzaju choroby. Cechuje go duża ciekawość, która sprowadza na niego kłopoty, jak i kolejne trudne zagadki do rozwiązania. Od samego początku polubiłem Jordana, który swoim zachowaniem i sposobem myślenia bardzo przypomina Sherlocka Holmesa. Niemniej jednak odniosłem wrażenie, że tej Jordanowi brakuje głębi, większej wyrazistości. Zabrakło mi kilku szczegółów z jego życia, jakiś wspomnień, celów, planów. A w opowiadaniach nie dowiadujemy się nic ponad to, co jest niezbędne do kreacji tej postaci w opowiadaniach. Posiada on wiele tajemnic i co prawda o paru z nich dowiadujemy się w trakcie lektury, ale to zdecydowanie za mało.
Znacznie lepiej wypada sama akcja, zagadki kryminalne i klimat jaki stworzyła autorka. Każda zagadka jest różna od pozostałych, wymaga zastosowywania innego podejścia do sprawy, przez co cały zbiór czytałem z dużą przyjemnością, choć nie jest on zbyt obszerny. A na tempo akcji nie ma co narzekać - jest ono odpowiednio wyważone i zapewnia dużo wrażeń czytelnikowi. Autorka tworzy również mroczny klimat w swoich opowiadaniach - największym potworem nie jest to, co nadprzyrodzone, lecz człowiek. Postacie, jakie spotyka Jordan łatwo zrzucają wszelką winę na demony, lecz tak naprawdę to oni są winni najgorszych niegodziwości. O czym niejednokrotnie przekonałem się w trakcie lektury
Diabeł na wieży to zbiór sześciu opowiadań detektywistycznych, osadzonych w świecie fantasy, przypominającym Francję pod koniec XVII wieku. Zagadki są interesujące i do samego końca trzymają w napięciu, ale zabrakło mi większej wyrazistości w kreacji świata oraz głównego bohatera.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Powergraph!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/08/diabe-na-wiezy-anna-kantoch.html
Z twórczością Anny Kańtoch spotkałem się niedawno w antologii Inne światy. Jej opowiadanie Człowiek, który kochał stanowiło ciekawą wizję alternatywnej Polski. Dlatego postanowiłem sięgnąć po pierwszy z tomów opowiadań o Domenicu Jordanie, czyli Diabeł na wieży. Pierwotnie został on wydany przez Fabrykę Słów w 2005 roku, a miesiąc temu został on wznowiony przez Wydawnictwo...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-13
W zeszłym roku ukazało się wznowienie Mitów skandynawskich Rogera Lancelyna Greena, które okazało się być bardzo dobrym kompendium przybliżającym nordyckie bóstwa i ich przygody. Dokładnie rok później ukazała się kolejna książka autora - Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Zysk i S-ka kontynuuje wydawanie dzieł Greena, ponieważ w przystępny i rzetelny sposób przybliżają one wiele znanych i ważnych kulturowo historii oraz legend.
Książka Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu pierwotnie została wydana 1953 roku, a więc już jakiś czas temu. Jednak jej treść jest wciąż jak najbardziej aktualna i stanowi znakomite źródło wiedzy o Królu Arturze i jego rycerzach. Książka została oparta na jednym z najsłynniejszych romansów Le Morte d'Arthur, napisanym przez Thomasa Malory’ego. W odróżnieniu od tego dzieła, książka Greena stanowi spójną powieść, której elementem wspólnym jest królestwo, zasady rycerskości i przeciwstawianie się złu oraz barbarzyństwie. Dodatkowo, autor sięgnął po inne wersje tej historii, aby wypełnić niektóre luki, a także zweryfikować różne wersje tych samych wydarzeń i przedstawić je jak najwierniej. W ten sposób otrzymujemy rzetelne i bogate opracowane legendy o Królu Arturze, z którym koniecznie trzeba się zapoznać.
Książka została napisana przystępnym, aczkolwiek lekko archaizowanym językiem, który od razu kojarzy się z opowieściami o rycerzach i bitwach. Można odnieść wrażenie jakbyśmy słuchali jednej z opowieści, jaką snuje bard podczas uroczystej uczty w średniowiecznym zamku, a nie tylko czytali książkę. Powoduje to jednak, że nie każdy będzie czerpał z jej lektury tyle samo przyjemności, ponieważ nie jest ona lekka w czytaniu i wymaga odrobiny większego skupienia. Mnie osobiście zupełnie to nie przeszkadzało i cieszy mnie, że postanowiono zachować oryginalny, lekko archaiczny styl powieści, a nie próbować go na siłę uwspółcześniać. W ten sposób książka dużo zyskała i trudno nie poczuć tego magicznego uroku, jaki mają w sobie przygody Artura i jego rycerzy.
Znalazły się tutaj znane mi wcześniej historie i opowieści, ale również dla mnie nieznane, które pozwoliły mi lepiej poznać niektórych z rycerzy Artura, bądź poznać dokładniej dane wydarzenie. Wszystkie te historie pokazują wyidealizowaną, ale piękną wizję królestwa i rycerzy broniących poddanych przed wszelkim złem. Są one również wyrazem hołdu dla rycerskości i zasad, według których powinien żyć przykładny rycerz. Przez wiele wieków to właśnie te historie były opowiadane na dworach całej Europy, a tysiące rycerzy dążyli do tego nieuchwytnego ideału. Oprócz tego znajdziemy tutaj wiele turniejów, potyczek ze złymi ludźmi, ratowaniem dam z opresji i poddanych z rąk złoczyńców i nieszczęśliwie zakochanych par. Jest to zatem ogromna kopalnia motywów, znaczeń i historii, które były wykorzystywane przez dziesiątki pisarzy, artystów, reżyserów i wielu innych.
Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu to piękna i urzekająca historia jednej z najbardziej znanych legend, która miała niebagatelny wpływ na kulturę i historię Europy. To opowieść pełna szlachetnych uczynków, odwagi, miłości, o której trudno zapomnieć i do której można wracać wielokrotnie. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/12/krol-artur-i-rycerze-okragego-stou.html
W zeszłym roku ukazało się wznowienie Mitów skandynawskich Rogera Lancelyna Greena, które okazało się być bardzo dobrym kompendium przybliżającym nordyckie bóstwa i ich przygody. Dokładnie rok później ukazała się kolejna książka autora - Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Zysk i S-ka kontynuuje wydawanie dzieł Greena, ponieważ w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-29
Pierwszy tom cyklu fantasy Wierni i Upadli - Zawiść, bardzo przypadł mi do gustu i z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego tomu. Dlatego z wielkim entuzjazmem zabrałem się do lektury Męstwa. Drugi tom okazał się jednak słabszy i zabrakło mi w nim jakiejś myśli przewodniej.
Armia najwyższego króla Nathaira maszeruje przez Ziemie Wygnanych i rzuca wyzwanie każdemu, kto stanie jej na drodze. To przed nią ucieka Corban wraz z przyjaciółmi z Ardanu, poszukując bezpiecznego schronienia na północy. Po drodze czekają jednak na nich nie tylko wrogie oddziały, ale również wilkuny, które nie zważają na wojny ludzi i atakują każdego na swojej drodze... Zaś Cywen budzi się porzucona w kraju opanowanym przez wroga i walczy o przetrwanie. Szybko jednak staje się przynętą, dzięki której Nathair i Calidus chcą pojmać, a najlepiej zabić Corbana. Uwikłany w wzmagania o władzę i przetrwanie świat śmiertelników nie jest świadomy zagrożenia, jakie czyha w Zaświecie. Mroczne siły przygotowują się bowiem do wysłania zastępu Upadłych i zakończenia wojny z Wiernymi raz na zawsze. Wkrótce rozpocznie się wojna zapowiadana w proroctwach...
Akcja drugiego tomu rozpoczyna się w miejscu, gdzie zakończyła się w Zawiści. Corban ucieka z Ardanu, Cywen stara się przetrwać wśród wrogów, a Nathair poprzez swoich popleczników zdobywa kolejne tereny na Ziemiach Wygnanych. I jest to wszystko konsekwentnie rozwijane i przedstawiane przez całą książkę. Akcję obserwujemy z punktu widzenia dużej liczby postaci, w tym wielu nowych, dzięki czemu uzyskujemy szeroki obraz tego, co dzieje się na Ziemiach Wygnanych. Na brak akcji zatem trudno narzekać, ponieważ nieustannie coś się dzieje - znajdziemy tutaj ucieczki, pogonie, oblężenia, pojedynki, bitwy, starcia i wiele więcej. Dodatkowo autor przedstawia szerzej swój świat, który z każdą kolejną stroną intrygował mnie coraz bardziej, a liczne nawiązania do mitologii i religii powodują, że sprawia on wrażenie realnego i bardzo nam bliskiego.
W tym wszystkim zabrakło mi jednak jakiejś myśli przewodniej, która połączyłaby ze sobą wszystkie opisywane wydarzenia w jedną spójną całość. Bowiem Męstwo można określić jako taką relację z tego, co dzieje się na Ziemiach Wygnanych i jak radzą sobie bohaterowie. Co prawda, pod koniec książki jest dość ważne wydarzenie, a Corban powoli uświadamia sobie kim jest i jaka będzie jego rola w nadchodzących wydarzeniach, to jednak odniosłem wrażenie, że jest to taki przerywnik pomiędzy kolejnymi wydarzeniami, które mają dopiero nastąpić. Dlatego w mojej opinii jest to książka troszkę przegadana, pomimo że dzieje się w niej bardzo dużo. Brakuje ważnych i istotnych wydarzeń, które spowodowałyby, że przepowiednia, która jest jednym z najważniejszych elementów tego cyklu, zaczęłaby nabierać realnych kształtów. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie będzie się więcej działo i konflikt pomiędzy Jasną Gwiazdą i Czarnym Słońcem nabierze rozmachu, jakiego można oczekiwać po tym cyklu.
W Męstwie mamy kilkoro nowych postaci, jak również wiele znanych z Zawiści. Wszyscy ci bohaterowie otrzymali swoje rozdziały i możemy z ich perspektywy poznać niektóre wydarzenia, jak również ich samych. Gwynne bardzo dobrze kreuje swoje postacie, tworzy ich złożone osobowości, przedstawia myśli i plany, dzięki czemu wiemy co chcą osiągnąć i jakie emocje wywołują w nich wydarzenia, których są świadkami. W przypadku Corbana zabrakło mi jednak rozwoju osobistego, który pokazałby jak ta postać zmienia się w obliczu kolejnych wydarzeń. Z dziecięcym uporem przez długi czas nie dopuszcza do siebie myśli kim jest i jaka jest jego rola w nadchodzących wydarzeniach. Nie odniosłem też wrażenia, by przeżyte przygody go jakoś szczególnie zahartowały, lub zmieniły wewnętrznie, a przecież powinny. Pomimo że nabrał doświadczenia w walce, to wciąż pozostaje praktycznie takim samym chłopakiem, jak z początku Zawiści.
Męstwo, czyli drugi tom cyklu fantasy Wierni i Upadli Johna Gwynne okazało się być słabsze aniżeli Zawiść. Zabrakło mi myśli przewodniej, która przyświecałaby tej części, jak również lepszego rozwoju osobistego głównego bohatera. Pomimo tego, czekam z niecierpliwością na kolejne tomy!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Mag!
https://hrosskar.blogspot.com/2019/01/mestwo-john-gwynne.html
Pierwszy tom cyklu fantasy Wierni i Upadli - Zawiść, bardzo przypadł mi do gustu i z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego tomu. Dlatego z wielkim entuzjazmem zabrałem się do lektury Męstwa. Drugi tom okazał się jednak słabszy i zabrakło mi w nim jakiejś myśli przewodniej.
Armia najwyższego króla Nathaira maszeruje przez Ziemie Wygnanych i rzuca wyzwanie każdemu, kto...
2018-11-28
Poprzednia książka popularnonaukowa Neila deGrasse Tysona - Astrofizyka dla zabieganych, bardzo mnie zainteresowała, więc nie mogłem nie sięgnąć po kolejną jego książkę - Kosmiczne zachwyty. Składa się ona z 18 rozdziałów, z których każdy ukazał się na łamach magazynu Natural History w kolumnie Universe. Dotyczą one planet, układu słonecznego, komet, antymaterii, prędkości światła, gęstości wszechświata i wielu innych zagadnień.
Kosmiczne zachwyty są grubszą książką aniżeli Astrofizyka dla zabieganych, ale wydaną w takim samym formacie i stylu. Jest to zatem idealna książka, żeby zabrać ją ze sobą w podróż, do autobusu, czy do poczekali u lekarza i w wolnej chwili dowiedzieć się wie;u fascynujących i nieznanych rzeczy o otaczającym nas wszechświecie.
Tyson porusza w swojej książce tematy łatwe, niekiedy oczywiste, a innym razem zdecydowanie trudniejsze. Za każdym jednak razem przekazuje wiedzę w sposób bardzo przystępny i interesujący. Bardzo często autor posługuje się analogiami do naszego codziennego życia lub z wykorzystaniem przedmiotów, które znamy. Dzięki czemu bardzo łatwo jest sobie wyobrazić nawet skomplikowane teorie i zagadnienia. Co więcej, w jednym z rozdziałów, Tyson pokazuje jak wielu rzeczy możemy dowiedzieć się o wszechświecie wbijając po prostu kawałek drewnianego kija w ziemię. Ja byłem autentycznie zaskoczony! Niesamowita wyobraźnia i talent do autora do przekazywania i popularyzowania wiedzy o kosmosie.
W książce nie mamy tylko wyjaśnionego danego zagadnienia, ale także całe mnóstwo ciekawostek i niekoniecznie oczywistych informacji. Tyson pokazuje również jak zmieniała się nasza wiedza o kosmosie, jego badaniu i wyobrażeniu - od starożytności aż do współczesności. Wielokrotnie byłem zaskoczony, jak dawno ludzkość odkryła pewne rzeczy! Może się wydawać, że badania kosmosu, to głównie ostatnie kilkadziesiąt lat, kiedy na orbicie Ziemi pojawiły się teleskopy zdolne do robienia zdjęć i mierzenia promieniowania nawet odległych galaktyk. A jednak już w starożytności dokonano wielu znaczących odkryć i to często za pomocą prostej obserwacji nieba. Nie mamy zatem tylko wyjaśnienia danego zagadnienia związanego z kosmosem, ale przede wszystkim całą historię z nim związaną oraz ludzi, którzy za tym wszystkim stali. Niesamowicie uatrakcyjnia to lekturę książki i od razu nabiera się ochoty, żeby samemu sięgnąć po kolejne tytuły i pogłębić swoją wiedzę.
Kosmiczne zachwyty to krótka, ale bogata w fascynujące historie i opowieści, książka o otaczającym nas wszechświecie. Neil deGrasse Tyson opowiada o kosmosie w sposób bardzo przystępny i rozumiały nawet dla laika. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Insignis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/kosmiczne-zachwyty-neil-degrasse-tyson.html
Poprzednia książka popularnonaukowa Neila deGrasse Tysona - Astrofizyka dla zabieganych, bardzo mnie zainteresowała, więc nie mogłem nie sięgnąć po kolejną jego książkę - Kosmiczne zachwyty. Składa się ona z 18 rozdziałów, z których każdy ukazał się na łamach magazynu Natural History w kolumnie Universe. Dotyczą one planet, układu słonecznego, komet, antymaterii, prędkości...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-24
Powoli tradycją staje się, że w okolicach świąt Bożego Narodzenia czytam książkę związaną z Gwiazdką. W poprzednich latach były to opowieści wigilijne Charlesa Dickensa, których autor napisał w sumie kilkadziesiąt. A w tym roku mój wybór padł na Dziadka do orzechów.
Siedmioletnia Klara i jej braciszek Fred czekają na świąteczne prezenty. Najwspanialszy prezent dostają od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, ich chrzestnego ojca. W tym roku jest to wspaniały zamek z poruszającymi się figurkami, ale dzieci wolą inne zabawki od mechanicznych cudów, ponieważ nie można się nimi tak po prostu bawić. Klara dostaje nowe lalki i śliczną sukienkę, natomiast Fred pułk ołowianych huzarów oraz konia na biegunach. Pod choinką jest jeszcze jeden prezent – dziadek do orzechów, w postaci małego człowieczka o dużej głowie i cienkich, krótkich nóżkach. Figurka, mimo że jest brzydka, to bardzo przypada do serca Klarze, jej więc zostaje oddana pod opiekę i w ten sposób rozpocznie się jej niezwykła przygoda…
Są w naszym życiu takie historie, które zdawałoby się dobrze znamy, a kiedy zaczynamy je czytać, poznawać bohaterów i ich losy, to okazuje się, że tylko wydawało nam się, że wiemy o czym jest to opowieść. Takie właśnie miałem odczucie czytając powieść Hoffmanna, która z każdą kolejną stroną zaskakiwała mnie czymś nowym i nieznanym, choć rok temu widziałem balet o tym samym tytule.
Dziadek do orzechów jest powieścią krótką, liczącą niecałe dwieście stron, ale skrywającą przepiękną i baśniową historię. Jest to zarazem prosta opowieść, ale niosąca ze sobą uniwersalne przesłanie o akceptacji i dostrzeganiu prawdziwego wnętrza drugiego człowieka. Klara, za sprawą Dziadka do orzechów, zostaje wciągnięta w świat pełen magii i niebezpieczeństw. Będzie świadkiem zażartego boju zabawek z myszami pod dowództwem złowrogiego Króla Myszy, który chce się zemścić na Dziadku do orzechów. Mamy tutaj przepięknie opisaną bitwę, pełną napięcia i patosu, choć chwilami może wydawać się trochę za brutalna, jak na książkę dla dzieci. Nie powinno to jednak odstraszać, nawet młodszych czytelników, ponieważ w ten sposób autor pokazuje dreszczyk grozy i niebezpieczeństwa, jakim jest Król Myszy i jego armia.
Na osobną uwagę zasługuje wydanie. Twarda oprawa z piękną grafiką i wklejkami, które od razu na myśl przywodzą Boże Narodzenie. Ponadto, w książce znajdziemy dziesiątki czarno-białych ilustracji, które obrazują wydarzenia z książki i pozwalają jeszcze lepiej poczuć niezwykły urok opisywanej historii. Nie sposób przejść obojętnie obok tak pięknego wydania!
Dziadek do orzechów to piękna i baśniowa historia, która pomimo upływu ponad dwustu lat, jest wciąż jak najbardziej aktualna i zachwyci zarówno starszych, jak i młodszych czytelników. Polecam!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/12/dziadek-do-orzechow-eta-hoffmann.html
Powoli tradycją staje się, że w okolicach świąt Bożego Narodzenia czytam książkę związaną z Gwiazdką. W poprzednich latach były to opowieści wigilijne Charlesa Dickensa, których autor napisał w sumie kilkadziesiąt. A w tym roku mój wybór padł na Dziadka do orzechów.
Siedmioletnia Klara i jej braciszek Fred czekają na świąteczne prezenty. Najwspanialszy prezent dostają od...
2018-12-22
Thomas Arnold jest znanym i chwalonym polskim pisarzem thrillerów i kryminałów. Do tej pory nie miałem okazji czytać żadnej z jego książek, ale pomimo tego nie wahałem się i zdecydowałem się zostać patronem jego najnowszej książki, ale tym razem z gatunku fantasy: Strach stary i nowy.
Przed wieloma wiekami pierwsi ludzie z Terenów Centralnych musieli uciekać, ponieważ ziemie na których żyli zostały opanowane przez olbrzymy, gigantów i niszczycieli. Archeon pozostawał przesiąknięty strachem, śmiercią oraz pierwotnym złem powołanym do życia przez Stwórców. Ku swej uciesze sprowadzali na świat kolejne monstra pustoszące lądy i oceany, a ich jedynym celem była chęć niszczenia tego, co już istniało. Po setkach lat, Archeończycy powrócili i rozpoczęli odbudowę zniszczonego królestwa. Przez blisko trzysta lat żyli w spokoju i rozszerzali swoje królestwo. Tym razem znów Bogowie zaczęli ingerować w świat i zesłali demoniczną hordę, która zabija, pustoszy i rośnie coraz bardziej w siłę. Palone są całe wioski, z grobów znikają zwłoki, a wysyłane wojska nie są w stanie jej znaleźć. Wygląda, że ktoś chce nie już wypędzić Archeonów, ale doszczętnie ich zniszczyć.
Strach stary i nowy zaskoczył mnie pozytywnie, ponieważ poza drobnymi mankamentami, o których za chwilę napiszę, jest to ciekawe i pasjonujące otwarcie nowego cyklu fantasy. Książkę czyta się bardzo dobrze, do samego końca trzyma w napięciu i jestem ciekawy jak się potoczą dalej losy bohaterów. Jest to powieść droga, której głównym bohaterem jest książę Aodhan, syn króla Gawena i jego towarzysz Hagan, którzy muszą uciekać ze stolicy Archeonu, spustoszonego przez tajemniczą hordę. Przemierzają wiele krain i terenów, przeżywając po drodze niezliczone przygody. Drugi, główny wątek dotyczy brata króla Gawena - Briona. Został on dość szybko odsunięty od władzy i wysłany do miasta Kasarak, owianego złą sławą, aby doglądać szkolenia rycerzy. Nie chce udzielić Gawenowi zbrojnej, kiedy ten o nią prosi, a kiedy już jest na to za późno i stolica została zniszczona, zaczyna planować jak samemu sięgnąć po koronę.
Świat przedstawiony został w książce bogato i ze szczegółami opisany. Jest to zarazem duża zaleta, ale również minimalna wada tej powieści. Pozwala to poznać wiele interesujących historii i szczegółów o poszczególnych miejscach, postaciach i wydarzeniach. Jednak najczęściej ma to postać opisów na początku rozdziału, bądź w trakcie, kiedy zostanie wspomniana jakaś nazwa, bądź imię. Powoduje to wrażenie, że troszkę na siłę, autor próbuje od razu wszystko opowiedzieć o świecie, nie zostawiając nutki tajemnicy, którą można z czasem wyjaśnić. Oczywiście, nie jest tak przez cały czas, ale zdecydowana większość opisów ma taką konstrukcję. Osobiście lubię dowiadywać się szczegółów o świecie z rozmów bohaterów lub krótkich opisów tego, co widzą postacie, dzięki czemu całość czyta się zdecydowanie lepiej i łatwiej poczuć się częścią danej krainy.
Bohaterów jest w książce całkiem dużo, ale większości z nich brakuje głębi i nie mamy możliwości ich lepiej poznać. Co prawda, Aodhan i Hagan w trakcie wędrówki co chwila spotykają kogoś na swojej drodze, ale są to w większości przypadków postacie występujące w zaledwie paru scenach. Przez co tak naprawdę bohaterów, których dobrze poznajemy jest raptem kilkoro. Jest to jednak powieść droga, więc nie przeszkadza to jakoś znacząco w lekturze. Niemniej jednak, zabrakło mi bardziej wnikliwego spojrzenia na psychikę postaci - co myśli i jakie emocje wywołują w niej poszczególne wydarzenia. A także jakiś nawiązań do wydarzeń sprzed opisywanych w książce, dzięki czemu postacie byłyby bardziej realne i zakorzenione w świecie. Dzięki czemu można byłoby lepiej poznać występujące postacie, niekoniecznie zwiększając drastycznie ilość stron.
Strach stary i nowy Thomasa Arnolda stanowi udany debiut autora, jeśli chodzi o literaturę fantasy. Jest to ciekawe i interesujące high fantasy, otwierające trylogię Legendy Archeonu, która ma duży potencjał, choć niektóre kwestie wymagają jeszcze dopracowania. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorowi, Thomasowi Arnoldowi!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/12/strach-stary-i-nowy-thomas-arnold.html
Thomas Arnold jest znanym i chwalonym polskim pisarzem thrillerów i kryminałów. Do tej pory nie miałem okazji czytać żadnej z jego książek, ale pomimo tego nie wahałem się i zdecydowałem się zostać patronem jego najnowszej książki, ale tym razem z gatunku fantasy: Strach stary i nowy.
Przed wieloma wiekami pierwsi ludzie z Terenów Centralnych musieli uciekać, ponieważ...
2018-12-18
W ostatnim roku w moje ręce trafiło kilka przepięknych atlasów, dzięki którym dowiedziałem się wielu nieznanych faktów na temat odkryć geograficznych, nieistniejących lądów, czy niezrealizowanych wizji architektonicznych. Dlatego też postanowiłem sięgnąć po Atlas odkrywców Michała Gaszyńskiego i Piotra Wilkowieckiego. Jest to książka wypełniona po brzegi wieloma ciekawostkami i informacjami o świecie, kontynentach i poszczególnych krajach. Od kultury, historii, po ekonomię, geografię, wydarzenia sportowe i wiele innych.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Atlas odkrywców, najbardziej rzucił mi się w oczy jej format - 27 na 35 centymetrów. Jest to jedna z największych książek, jakie miałem do tej pory okazję czytać. Jednak nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ jest to rodzaj atlasu, choć nieco inny niż te, które znamy ze szkoły. Owszem, mamy tutaj mapy kontynentów i państw, ale na tym kończą się podobieństwa. Na samym początku znajdziemy kilka ogólnych kart, przedstawiających ogólny obraz naszej planety, rozmieszczenie płyt tektonicznych, najdłuższe rzeki, czy najwyższe góry. Wokół rysunków i grafik zamieszczono wiele interesujących wiadomości, np. jak wiele osób zdobyło Mount Everest w danym roku, czy gdzie jest najwięcej aktywnych wulkanów. Po tym krótkim wprowadzeniu mamy podział na poszczególne kontynenty i wiele interesujących informacji na ich temat oraz o poszczególnych krajach. Znajdziemy tutaj ważne wydarzenia, dane statystyczne, miejsca otwarcia wielkich koncernów i tak dalej. Ilość wiedzy, jaką zgromadzili autorzy robi naprawdę ogromne wrażenie. Wiele z nich jest oczywistych i łatwych do sprawdzenia w każdym atlasie, ale zdecydowana większość, to ciekawostki, które trudno byłoby samemu znaleźć i to o tak wielu krajach. Wymagało to na pewno mnóstwo poszukiwań.
W przypadku tej książki trudno mówić o jej przeczytaniu, ponieważ na poszczególnych stronach mamy kilkadziesiąt krótkich tekstów, często jednozdaniowych, które przybliżają dany kontynent, czy też kraj. Z tego powodu, nie da się jej czytać od deski do deski, a przynajmniej nie od razu, choć ma zaledwie 144 strony. Sam czytałem ją zaledwie po kilka stron, ponieważ więcej zwyczajnie się nie da. Trzeba przemyśleć przeczytane informacje i wrócić do lektury po chwili.
Pomimo że autorami tej książki jest dwójka Polaków, to po raz pierwszy ukazała się ona po angielsku jako Explorer’s Atlas: For the incurably curious. Z przetłumaczeniem nie powinno być zatem problemów, ale nie obyło się bez paru chochlików. Mamy Poland, a nie Polska i kilka nie do końca brzmiących po polsku zdań. Również dobór kolorów tekstów na poszczególnych planszach jest troszkę niefortunny, ponieważ przy sztucznym świetle żółte napisy są chwilami słabo widoczne. Nie są to jednak jakieś rażące błędy i cała książka zasługuje na duże wyróżnienie.
Atlas odkrywców jest prawdziwą skarbnicą wiedzy, ale również ciekawostek o świecie, kontynentach i poszczególnych państwach. Autorzy w ciekawy i przystępny sposób zaprezentowali ogromną ilość informacji, a samą książkę można czytać od dowolnego miejsca. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Insignis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/12/atlas-odkrywcow-dla-niepoprawnie.html
W ostatnim roku w moje ręce trafiło kilka przepięknych atlasów, dzięki którym dowiedziałem się wielu nieznanych faktów na temat odkryć geograficznych, nieistniejących lądów, czy niezrealizowanych wizji architektonicznych. Dlatego też postanowiłem sięgnąć po Atlas odkrywców Michała Gaszyńskiego i Piotra Wilkowieckiego. Jest to książka wypełniona po brzegi wieloma...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-08
Za każdym razem, kiedy siadam do lektury książki Dana Simmonsa, wiem, że będzie to dzieło niezwykłe, które wzbudzi we mnie wiele rozmaitych emocji i na długo je zapamiętam. Obojętnie, czy będzie to science-fiction, fantasy, czy horror. Dlatego z dużym entuzjazmem zabrałem się za lekturę wznowienia Letniej nocy, które ukazało się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.
Jest to horror rozgrywający się latem 1960 roku w miasteczku Elm Haven w Illinois. Dla szóstki młodych bohaterów zaczęły się upragnione wakacje. Old Central School do której uczęszczali przechodzi do historii - budynek ma zostać zamknięty i później wyburzony. Jest to potężny, ale mroczny i tajemniczy gmach skrywający wiele tajnych przejść, o którym przez lata krążyły legendy. Ostatniego dnia jedno z dzieci nie opuszcza budynku i zostaje uznane za zaginione. Wkrótce potem pojawiają się kolejne tajemnicze zniknięcia i zgony... Krok po kroku garstka dzieciaków odkrywa tajemnicę związaną z Old Central School i dzwonem, który się tam znajduje. Jednak zło od tej chwili depcze im po piętach i już żadne z nich nie jest bezpieczne...
Pierwsze sto stron, a nawet dwieście, Letniej nocy było dla mnie dość ciężkie i trudno mi było odnaleźć się w tej historii. Autor bowiem co chwila zmienia perspektywę i pokazuje wydarzenia z punktu widzenia aż sześciorga bohaterów, nakreślając ich charaktery, zainteresowania, rodziny i przyjaciół. Do tego dochodzi jeszcze wiele innych postaci drugoplanowych, które pojawiają się w całej historii. Nie brakuje tutaj również bardzo bogatego nakreślenia życia w małym miasteczku, ze wszystkimi jego aspektami. Jednak w pewnym momencie można poczuć lekki przesyt i poczucie, że zwyczajnie za bardzo autor rozbudował część obyczajowa.
Ostatecznie jednak książka ogromnie mnie zainteresowała, na tyle, że drugą, większą połowę, czyli ponad czterysta stron, przeczytałem w zaledwie dwa dni. Z każdą kolejną stroną nastrój grozy i niewiadomego jest silniejszy, więcej się dzieje, a mniej mamy opisów codziennego życia bohaterów i miasteczka. Coraz częściej pojawiają się sceny z bardzo sugestywnymi opisami, przy których chwilami trudno nie mieć gęsiej skórki, bądź nie sprawdzić ciemnych zakamarków w domu. Są potwory czające się pod łóżkiem, ale również furgonetka, zbierającej padlinę i rozsiewająca wokół siebie przykrą woń, czy też sama szkoła, zabita deskami, robiąca upiorne wrażenie. Na pierwszy rzut oka, nie wydają się to być rzeczy, które mogą być straszne, a niektóre można wziąć za wytwór dziecinnej wyobraźni, a jednak Dan Simmons nadaje im niezwykle mroczne i upiorne znaczenie. Opisu znajdujące się w książce bardzo dobrze grozę i strach, a mnie również chwilami udzielał się ten dreszczyk emocji, dlatego trudno mi było odłożyć tę książkę na bok i pilnie śledziłem losy bohaterów.
Pomimo że początek zawierał zbyt dużo wątków obyczajowych, to ostatecznie trudno mi ich nie docenić. Przede wszystkim dlatego, że autor z dużą dozą realizmu oddaje życie młodych chłopaków w małym miasteczku. Trudno w nim o anonimowość, każdy każdego zna i ludzie wiedzą o sobie wszystko. Znajdziemy tutaj cały przekrój różnych osobowości - są ojcowie alkoholicy, samotne matki, skostniałe nauczycielki, klasowi cwaniacy i biedne dzieci, które chodzą ciągle w tych samych rzeczach. Simmons pokazuje ich codzienne życie, dramaty i sukcesy, przez co odnosi się wrażenie, jakbyśmy sami żyli w takim miasteczku i w nim się wychowywali. Niemniej ważna w tej całej opowieści jest przyjaźń głównych bohaterów, którzy nie zawsze za sobą przepadają, niekiedy się kłócą, ale w obliczu demonicznych sił, jednoczą się i razem stawiają mu czoło. Simmons pokazuje tym samym jak wielką moc ma przyjaźń, która można zdziałać prawdziwe cuda w obliczu zagrożenia, a po latach przygody z przyjaciółmi z czasów dzieciństwa wspomina się z pewną nostalgią.
Letnia noc nie od razu mnie oczarowała, ale kiedy już to zrobiła, to wprost nie mogłem się od niej oderwać. Jest to ciekawy i pasjonujący horror, pokazujący jaką moc ma przyjaźń grupki młodych chłopaków, która jest w stanie przezwyciężyć każde zło. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/12/letnia-noc-dan-simmons.html
Za każdym razem, kiedy siadam do lektury książki Dana Simmonsa, wiem, że będzie to dzieło niezwykłe, które wzbudzi we mnie wiele rozmaitych emocji i na długo je zapamiętam. Obojętnie, czy będzie to science-fiction, fantasy, czy horror. Dlatego z dużym entuzjazmem zabrałem się za lekturę wznowienia Letniej nocy, które ukazało się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.
Jest to...
2018-11-24
Od jakiegoś czasu trudno mi było znaleźć książkę, którą czytałbym z wielkim zainteresowaniem i niecierpliwie wyczekiwał chwili, kiedy znów będę miał czas, żeby poznać dalsze losy bohaterów. Zupełnie niespodziewanie taką książką dla mnie okazała się być Zawiść Johna Gwynne'a. Jest klasyczna powieść fantasy, która może nie wnosi powiewu świeżości do gatunku, a jednak zawładnęła mną na dobrych kilka dni i z niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu.
Ziemie Wygnanych. Setki lat temu miejsce straszliwej wojny ludzi z klanami olbrzymów, które ogromnym wysiłkiem zostały pokonane. Gdzieniegdzie jednak wciąż można znaleźć ich zrujnowane fortece, a niedobitki mieszkają w mrocznych lasach. W ostatnim czasie nasilają się ataki ze strony olbrzymów, starożytne głazy płaczą krwawymi łzami, a białożmije znów wyszły z ukrycia. Nadciąga zapowiedziana w przepowiedni kolejna wojna, w której ciemność i światło powołają swoich czempionów: Czarne Słońce i Jasną Gwiazdę. Ludzkość nie może dopuścić, żeby Czarne Słońce zyskają przewagę, inaczej wszystkie marzenia i nadzieję zamienią się w pył. Dlatego Najwyższy Król Aquilus wzywa wszystkich władców Ziem Wygnanych na naradę, żeby utworzyć sojusz mogący przeciwstawić się ciemności. W obliczu tych wydarzeń dorasta młody chłopak, Corban, który marzy o dniu, kiedy będzie mógł ująć w dłoń miecz i zacząć ćwiczyć, by stać się mężczyzną oraz bronić swego króla. Ten dzień nadejdzie jednak dla niego znacznie szybciej niż myślał...
Zawiść jest udanym debiutem Johna Gwynne'a i stanowi pierwszy tom czterotomowego cyklu. Co prawda, nie znajdziemy tutaj elementów, którymi starego wyjadacza fantastyki można by było zaskoczyć, to książkę czytało mi się bardzo dobrze. Odniosłem wrażenie, że autor zdawał sobie sprawę, że w fantastyce dość trudno o oryginalność i nie powielanie schematów, więc nie silił się na to, aby jego historia była jak najbardziej inna od wszystkiego co dotychczas wydano. Gwynne przedstawia za to swoją historię z dużą dokładnością i mnogością wątków, która z początku może dezorientować, ale z czasem wszystko układa się w logiczną całość. Jest to jednak tom pierwszy, a więc takie niejako wprowadzenie do opisywanego świata i historii, więc akcja nie zawsze jest tutaj bardzo dynamiczna. Niemniej jednak są momenty, przy których nie mogłem wręcz odłożyć książki na bok, szczególnie pod koniec. Dawno żadna opowieść tak mnie nie wciągnęła!
Bohaterów jest tutaj bardzo dużo i na początku był to dla mnie pewien problem. Co rusz pojawia się nowy król, wraz z całą świtą oraz wojownikami i z ich punktu widzenia obserwujemy bieżące wydarzenia. Zdecydowanie zabrakło mi tutaj spisu wszystkich postaci występujących w książce, który ułatwiłby rozeznanie się kto jest kim, szczególnie podczas pierwszych kilkunastu rozdziałów. W związku z tak dużą liczbą postaci, nie są one bardzo dobrze wykreowane, ze świetnie zarysowanymi profilami psychologicznymi. ponieważ nie ma na to zwyczajnie czasu. Jak również nie można za bardzo przywiązywać do postaci, ponieważ autor ich, kolokwialnie mówiąc, nie oszczędza... Mamy okazję lepiej poznać jedynie kilkoro bohaterów, w tym Corbana, który z początku jest chłopakiem jakich wielu w Krainie Wygnanych. Jednak z czasem zaczyna się wyróżniać - nie tylko swoimi niecodziennymi czynami, jak uratowanie młodego wilkuna, ale również zdolnościami w walce. Nie sposób go nie polubić i jestem ogromnie ciekawy jak się potoczą jego dalsze losy.
Ziemie Wygnanych są typową krainą, jaką można spotkać w wielu książkach fantasy. Mamy królestwa, rozgrywki władców, stare lasy zamieszkane przez inną rasę oraz starożytny konflikt, który na oczach czytelnika rozgorywa na nowo. Dlatego nie spodziewałem się, że Zawiść będzie mi się tak dobrze czytało. Być może dlatego, co wspomniałem na początku, autor nie sili się tutaj na to, aby zachwycić oryginalnym światem czytelnika, ale po prostu snuje swoją historię, powoli odkrywając poszczególne elementy i dawno nie miałem już okazji czytać takiej powieści. Jeśli miałbym się czegoś przyczepić w tym względzie, to zdecydowanie autor za mało akcentuje powagę konfliktu, który nadchodzi. Owszem, większość ludzi traktuje to jak bajkę, a nie coś, co realnego, ale jednak czegoś delikatnie zabrakło mi w tej kwestii.
Zawiść jest udanym debiutem otwierającym nowy cykl fantasy. Czytałem książkę Gwynne z początku z pewnymi trudnościami, ale z czasem nie mogłem się od niej wręcz oderwać, pomimo drobnych niedociągnięć. Zdecydowanie potrzeba mi było ostatnio stosunkowo prostej i nie udziwnionej fantastyki. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Mag!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/zawisc-john-gwynne.html
Od jakiegoś czasu trudno mi było znaleźć książkę, którą czytałbym z wielkim zainteresowaniem i niecierpliwie wyczekiwał chwili, kiedy znów będę miał czas, żeby poznać dalsze losy bohaterów. Zupełnie niespodziewanie taką książką dla mnie okazała się być Zawiść Johna Gwynne'a. Jest klasyczna powieść fantasy, która może nie wnosi powiewu świeżości do gatunku, a jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-20
Rok temu miałem okazję czytać przepiękną książkę Edwarda Brooke-Hitchinga - Atlas lądów niebyłych, której zawarto kilkadziesiąt miejsc, które nigdy nie istniały, a jednak znalazły się na wielu mapach i niekiedy przez długi czas tam byly. Po roku wydawnictwo Rebis wydało kolejną książkę autora - Złoty atlas. Największe wyprawy, odkrycia i poszukiwania na mapach. Przedstawia ona pasjonującą historię odkryć geograficznych, które są zilustrowane wieloma rzadkimi i przepięknymi mapami.
Podobnie jak Atlas lądów niebyłych, oraz Architektura. Wizje niezrealizowane, Złoty atlas ma formę bogato ilustrowanego leksykonu, zawierającego bardzo dużo różnych ciekawostek i informacji o poszczególnych odkryciach. Autor rozpoczyna swoją opowieść od czasów przed naszą erą, a kończy na początku XX wieku. Mamy zatem okazję poznać jak kształtowały się poglądy na temat odkryć geograficznych, jak niekiedy komicznie wyobrażano sobie dopiero co odkryte lądy i jak na podstawie strzępów informacji próbowano narysować cały kontynent. Jest to również książka opisująca losy dziesiątek żeglarzy, którzy swoimi odkryciami przyczynili się do lepszego poznania świata, do wytyczenia nowych szlaków, czy wzbogacenia się swojego kraju. Autor przytacza o nich ciekawostki, historie z ich życia, ale również jak zakończyły się ich losy i przede wszystkim co zmieniły odkrycia, jakich dokonali.
Oprócz historii odkryć i ludzi, którzy za tym stali, autor przedstawia również powody, które były siłą napędową poszukiwań nowych lądów i szlaków. Początkowo była to ciekawość co kryje się gdzieś tam daleko za morzem, czy oceanem, a z czasem żądza potęgi, handlu, zysku, ewangelizacji i złota. Zmieniało się to wraz ze zmianą sytuacji politycznej, panowaniem kolejnych królów, jak i po prostu z upływem czasu, co autor ciekawe wplata w opisywane historie. Nadaje to poszczególnym odkryciom głębi i bogactwa szczegółów.
Autor zawarł tutaj dziesiątki fascynujących historii, które wypełniłyby nie jedną, a kilkanaście książek i wciąż byłoby coś do powiedzenia na ten temat. Znajdziemy tutaj m.in historię, która stała się podstawą do napisania Przypadków Robinsona Kruzoe Daniela Dafoe, jak również Terroru Dana Simmonsa. Znam dobrze obie książki, toteż z ogromnym zainteresowaniem czytałem o historiach, które stały się podstawą do napisania tych powieści.
Złoty atlas został wydany w takim samym formacie i stylu jak Atlas lądów niebyłych oraz Architektura. Wizje niezrealizowane. Bardzo dużo kolorowych map, ilustracji, rysunków, porterów, które mają za zadanie przybliżyć jak zmieniała się nasza wiedza o świecie i jak znikały kolejne białe plamy. Całość zamknięta w twardej oprawie z przepiękną grafiką na okładce i złoceniami. Zdaję sobie sprawę, że jest to stosunkowo drogi atlas, ale w mojej opinii wart tych pieniędzy. Jest to książka niezwykle starannie wydana, do której można wracać wielokrotnie i może stanowić początek własnych poszukiwań dotyczących znanych żeglarzy, danego odkrycia, czy w ogóle zainteresowania się mapami.
Złoty atlas to przepięknie wydana książka opisująca największe wyprawy i odkrycia od czasów przed naszą erą aż do XX wieku. Jest pełna fascynujących odkryć i pokazuje jak zmieniły one ówczesne postrzeganie świata. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/zoty-atlas-najwieksze-wyprawy-odkrycia.html
Rok temu miałem okazję czytać przepiękną książkę Edwarda Brooke-Hitchinga - Atlas lądów niebyłych, której zawarto kilkadziesiąt miejsc, które nigdy nie istniały, a jednak znalazły się na wielu mapach i niekiedy przez długi czas tam byly. Po roku wydawnictwo Rebis wydało kolejną książkę autora - Złoty atlas. Największe wyprawy, odkrycia i poszukiwania na mapach. Przedstawia...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-15
Przemek Garczyński jest jedną z tych osób, które poznałem za sprawą prowadzenia bloga. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, rok temu ukazała się jego książka – Kelner, stosunkowo krótki kryminał, rozgrywający się w jego rodzinnym mieście Poznaniu.
Rok 2015. W Poznaniu ginie kibic Legii Warszawa. Ciało zostaje znalezione pod wiaduktem kolejowym na trasie Poznańskiego Szybkiego Tramwaju, obok graffiti z cytatem z Boskiej Komedii Dantego Alighieri: Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. Niedługo później zostaje zamordowana córka znanej artystki. Śledztwo podejmują policjanci z poznańskiej Komendy Wojewódzkiej oraz ich warszawski partner.
Jak wspomniałem na początku jest to stosunkowo krótki kryminał – nieco ponad 200 stron dość niewielkiego formatu. Książkę czyta się przyjemnie i cały czas trzyma w napięciu. Dodatkowo autor ubarwia swoją historię wieloma nawiązaniami do innych dzieł, jak chociażby Boskiej Komedii, ale również do obrzędów wikingów. Nie powiem, urozmaica to ciekawie lekturę, szczególnie, że zagadka z jaką przyszło się mierzyć głównemu bohaterowi nie jest łatwa, brakuje poszlak, a media domagają się informacji. Przemek wykorzystał ciekawy motyw, jeśli chodzi o zabójstwa, dzięki czemu zagadka kryminalna zdecydowanie wyróżnia się na tle innych.
Nie da się jednak ukryć, że jest to debiut. Co prawda na co dzień nie czytam tak wielu kryminałów, żeby kwestionować prowadzenie zagadki, działań policji, które jak autor wspomniał, nieco odbiegają od rzeczywistości. Chciałem się za to skupić na innej kwestii, a mianowicie na kreacji bohaterów i opisów Poznania. Zacznę od tego drugiego, ponieważ mieszkam aktualnie w tym mieście, a obok graffiti użytego w książce przejeżdżam średnio raz w tygodniu, a niekiedy nawet częściej. Inne lokacje występujące w książce znam jednak znacznie słabiej, choć mniej więcej kojarzę, gdzie się rozgrywają. Dlatego zabrakło mi tutaj lepszego przedstawienia poszczególnych miejsc, bardziej skrupulatnych i pełnych opisów, dzięki którym lepiej można byłoby wyobrazić sobie okolice w jakich znajdują się bohaterowie.
To samo dotyczy również bohaterów. Mamy okazję poznać bardzo pobieżnie głównego bohatera, jak również kilka osób z komendy. Co prawda, Przemek opisał kilka scenek obyczajowych z ich udziałem, ale to niestety za mało, żeby móc dobrze ich poznać – ich historię, jacy są i jakie dokładnie uczucia budzi w nich ta sprawa. Oczywiście, nie jest tak, że postacie są płaskie, ale brakuje ich charakteru, takiej głębi osobowości. Przez co nie do końca potrafiłem przejąć się losami głównego bohatera i reszty postaci, poczuć grozę kolejnych zabójstw. Być może wiąże się to z tym, że mam za wygórowane wymagania po przeczytaniu setek książek i wymagam już troszkę więcej w kwestii kreacji bohaterów oraz świata. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w kolejny tomie, autor zwróci większą uwagę na te kwestie.
Kelner jest debiutem Przemysława Garczyńskiego, prowadzącego bloga 3telnik.pl. Jest to powieść dobra, ale chwilami można zauważyć, że jest to debiut i pewne kwestia wymagają jeszcze poprawy. Niemniej jednak była to ciekawa lektura i czekam na kolejny tom!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/kelner-przemysaw-garczynski.html
Przemek Garczyński jest jedną z tych osób, które poznałem za sprawą prowadzenia bloga. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, rok temu ukazała się jego książka – Kelner, stosunkowo krótki kryminał, rozgrywający się w jego rodzinnym mieście Poznaniu.
Rok 2015. W Poznaniu ginie kibic Legii Warszawa. Ciało zostaje znalezione pod wiaduktem kolejowym na trasie Poznańskiego Szybkiego...
2018-11-11
Królowie Wyldu, z początku skojarzyli mi się mocno z Czarną Kompanią Glena Cooka, ale w trakcie czytania okazało się, że to coś zgoła odmiennego. To powieść fantasy, która najprościej mówiąc nie jest do końca poważna i króluje w niej humor pod wieloma postaciami oraz liczne nawiązania do muzyki i innych książek.
Opowiada ona o historii Claya Coopera, który za młodu był członkiem Sagi - grupy najemników, najlepszych ze wszystkich, którzy zapuszczali się do Wyldu, lasu rojącego się od różnych stworów i zyskali sobie miano Królów Wyldu. Jednak czasy ich świetności dawno przeminęły - rozpili się, przytyli, zestarzeli i założyli rodziny. Jednak pewnego dnia do Claya przybywa jego dawny kompan, Gabriel z nietypową prośbą. Otóż jego córka, Rose, jest uwięziona na drugim końcu świata w mieście, które oblega horda potworów z Wyldu... Czas zatem reaktywować Sagę i udać się na pomoc córce Gabriela, ale nie będzie to proste zadanie...
Królowie Wyldu są powieścią drogą i przez to w dość dużym stopniu fabuła jest przewidywalna i trudno nie zgadnąć jak się ta książka zakończy. Jednak Eames był tego najzupełniej świadomy i wcale się z tym nie krył. Zamiast silić się na jak największą oryginalność, postawił na humor. W całej książce znajdziemy wiele komicznych scen, jeszcze więcej ciętych uwag i komentarzy, przy których niejednokrotnie śmiałem się do łez. Jakby tego było mało, bohaterowie zmagają się z dolegliwościami typowymi dla ich wieku - strzykanie w kręgosłupie, bóle nóg, zmęczenie po krótkim biegu, nie mówiąc już o nawet krótkiej walce. Nie poddają się jednak i dzielnie walczą z wrogiem, którego napotykają na każdym kroku. Dość często dla większości z nich kończy się to siniakami i ranami, ale udaje im się wyjść cało z kolejnych potyczek. Trudno tutaj o nudę, ponieważ cały czas się coś dzieje. Ale jeśli myślicie, że Saga bardzo szybko wyruszy na pomoc, to się mylicie, ponieważ zebranie wszystkich członków nie jest łatwe, ani bezpieczne... Autor zamieścił również wiele nawiązań do muzyki rockowej, ale również do innych książek i postaci z popkultury, co powoduje, że czyta się ją jeszcze lepiej.
W kreacji świata, Eames również nie jeden raz rozbawił mnie do łez. Z jednej strony jest to typowy świat z klasycznego fantasy - mamy mroczny las, zamieszkiwany przez potwory, z którymi walczą ludzie i najemnicy i są królowie rządzący swoimi królestwami. A z drugiej strony tam, gdzie tylko może autor odchodzi od tego wizerunku klasycznego wizerunku i stąd spotkamy wiele bardzo dziwnych potworów jak np. sowomisie i wiele innych. Dochodzi do tego jeszcze problem oblężenia miasta Castia. Władcy zastanawiają się, czy posłać pomoc, czy lepiej pozwolić upaść miastu, od którego dzieli ich cały Wyld, a hordy wokół tego bastionu ludzi są wręcz niezliczone. Jedynymi, którzy wyruszają, są członkowie Sagi, mający lata świetności za sobą. Pokazuje to, że autor jest bardzo świadomy wszystkich swoich zabiegów, umiejętnie wszystko zaplanował i nie ma mowy o przypadkowej kreacji jakiegoś elementu przez to, że jest to jego debiut. Wszystko płynnie się zazębia i tworzy dziwny, pokręcony świat, a jednocześnie taki swojski, w którym łatwo się odnaleźć fanowi fantasy.
Bohaterów mamy kilkoro, ale pierwszoplanową rolę odgrywa Clay Cooper. Jest on strażnikiem, pilnującym murów miasta, zbiera na otwarcie gospody i ma kilkuletnią córkę. Przed wieloma laty zdołał zwalczyć w sobie gniew i potwora, jaki w nim czyhał i stał się dobry, pomocny i kochany. Takiego zastaje go Gabriel, niegdyś lider grupy, który raz na jakiś czas próbuje reaktywować Sagę i tym razem ma arcyważny powód - jego córka jest w oblężonym mieście Castia. Do tego mamy, jakby nie inaczej, ekscentrycznego maga, który choruje na nieuleczalną chorobę i któremu zdarzają się liczne pomyłki w rzucaniu czarów. Matrick jest królem, ale roztył się, rozpił, przez co trudno stwierdzić, czy jego liczne potomstwo jest rzeczywiście jego. I na samym końcu jest Ganelon, który jako jedyny się nie zmienił przez dziewiętnaście lat, ale dlaczego, to już pozostawię w tajemnicy. Nie da się ukryć, że wszyscy z nich zmienili się, na lepsze bądź gorsze - w większości to drugie, ale od samego początku daje się poczuć, że tworzą rodzinę, każdy chroni każdego i ma własne talenty, dzięki czemu wychodzą cało z wielu opresji.
Królowie Wyldu to ciekawa powieść bazująca na utartych schematach, ale jednocześnie odchodząca od nich wszędzie tam gdzie to możliwe. Jest to książka, gdzie powaga miesza się z komizmem, a zarazem trudno tutaj o nudę i brak akcji. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/krolowie-wyldu-nicholas-eames.html
Królowie Wyldu, z początku skojarzyli mi się mocno z Czarną Kompanią Glena Cooka, ale w trakcie czytania okazało się, że to coś zgoła odmiennego. To powieść fantasy, która najprościej mówiąc nie jest do końca poważna i króluje w niej humor pod wieloma postaciami oraz liczne nawiązania do muzyki i innych książek.
Opowiada ona o historii Claya Coopera, który za młodu był...
2018-11-04
Minęło znacznie więcej czasu niż planowałem zanim sięgnąłem po Holocaust F Cezarego Zbierzchowskiego. Wcześniej miałem okazję czytać jego zbiór opowiadań Requiem dla lalek, które można traktować jako takie wprowadzenie do świata Rammy, na którym oparto fabułę Holocaustu F.
Książka opowiada o Franciszku Eliasie, który jest członkiem pewnej potężnej i wpływowej rodziny. Ma w życiu wszystko, co jest w stanie zaoferować mu nowoczesna technologia. Jest tzw. cradlerem, czyli człowiekiem, którego mózg jest umieszczony w specjalnej kołysce, wraz ze wszystkimi wspomnieniami i tożsamością, dzięki czemu może przenieść swoją osobowość do innego ciała w przypadku poważnych ran lub chorób. Będzie to dla niego bardzo przydatne, ponieważ niedługo czekają go duże kłopoty - do siedziby jego rodu zbliża się bowiem Szarańcza - horda zmutowanych ludzi, których jedynym celem jest zagłada ludzi...
Podobnie jak w przypadku opowiadań, także i w powieści, autor rzuca czytelnika od razu na głęboką wodę. Nie mamy żadnego wprowadzenia, ani wyjaśnienia tego, co widzimy i w jakiej sytuacji znaleźli się bohaterowie. Tego wszystkiego musimy się sami dowiedzieć z rozmów bohaterów, które wcale nie ułatwiają tego zadania. Ma to jednak swój niebywały urok - dzięki temu możemy poczuć się jakbyśmy autentycznie znajdowali się w opisywanym świecie, byli jego częścią, a nie tylko o nim czytali. Pewnym ułatwieniem była dla mnie na pewno lektura zbioru opowiadań, ponieważ część z tych tekstów jest mocno powiązana z Holocaustem F i wprowadza w realia opisywanego świata.
Świat, jaki wyłania się z kart opowieści jest nie do pozazdroszczenia. Otóż po Roku Zero, plazmat, czyli taki element duchowy opuścił ziemię, a miliardy podłączonych do Synergii zginęło, bądź zmutowało, a sama sieć stała się niebezpieczna i każde połączenie z nią może być śmiertelne. Mniej więcej wtedy też narodziła się też Szarańcza, czyli organizacja terrorystyczna nowej generacji. Jej członków nazywano zbrodniarzami, anarchistami, szaleńcami, ale z czasem po prostu wampirami, ze względu na to, że chętnie piją krew wzbogaconą o katalizatory i w tym celu atakują ocalałych ludzi. Pojawia się również nowa śmiercionośna broń oparta na frenach, która sieje prawdziwe spustoszenie, zmienia rozkład prawdopodobieństwa, zakrzywia czas i ma bardzo silny związek z plazmatem. Nie jest to świat łatwy do opisania a jego realia poznajemy stopniowo, dlatego pozostaje mi mieć nadzieję, że nic nie przekręciłem i nie zmieniło to sensu całej historii. Nie da się jednak ukryć, że jest to wizja świata bardzo przemyślana i dopracowana do najmniejszego szczegółu. Mnie osobiście ogromnie zaintrygowała i odczuwam nawet pewien niedosyt, ponieważ chciałbym świat Rammy móc jeszcze lepiej poznać.
Warto wspomnieć jeszcze kilka słów o głównym bohaterze, ponieważ wiąże się z nim ciekawy motyw. Jak wspomniano wcześniej, jego mózg jest umieszczony w kołysce, dzięki czemu możliwy jest migracja osobowości z jednego ciała do drugiego. Tym samym Franciszek może żyć bardzo długo. Przypomina to koncepcję Richarda Morgana, którą zaprezentował w Modyfikowanym węglu, ale w swojej książce Zbierzchowski dotyka nieco innych problemów. Mózg, jako rodzaj komputera, można zainfekować, jak również zatracić się w wymianie informacji w Synergii, ponieważ podłączamy się bezpośrednio za pomocą mózgu i tym samym można zupełnie stracić kontakt z rzeczywistością. Dochodzi do tego kwestia zmieniania wspomnień, usuwania ich i autor stawia pytanie, czy istnieje granica, gdzie dana osoba przestaje być sobą w wyniku takich ingerencji? Co jest wyznacznikiem, że wciąż jest to ta sama osoba? Oprócz tego mamy również w książce androidy, które przyjmują różne kształty i niekiedy trudno je odróżnić od człowieka - nie tylko z samego wyglądu, ale przede wszystkim z zachowania i myśli. Zbierzchowski stawia w swojej książce trudne pytania o tożsamość, o to co definiuje człowieka, a jednocześnie snuje wizje świata pogrążonego w pewnego rodzaju apokalipsie z intrygującym wątkiem plazmatu i frenów. Trudno przejść obojętnie obok takiej wizji.
Holocaust F jest powieścią trudną, którą trudno jednoznacznie ocenić i opisać. Jest to pesymistyczna wizja ludzkości, w której najważniejsza jest przyjemność i dążenie do technologicznych nowości, a jednocześnie rozgrywająca się w umierającym świecie. Trudna w odbiorze, ale warta przeczytania. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Powergraph!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/holocaust-f-cezary-zbierzchowski.html
Minęło znacznie więcej czasu niż planowałem zanim sięgnąłem po Holocaust F Cezarego Zbierzchowskiego. Wcześniej miałem okazję czytać jego zbiór opowiadań Requiem dla lalek, które można traktować jako takie wprowadzenie do świata Rammy, na którym oparto fabułę Holocaustu F.
Książka opowiada o Franciszku Eliasie, który jest członkiem pewnej potężnej i wpływowej rodziny. Ma...
2018-10-31
Dość dawno nie miałem już okazji czytać klasycznego high fantasy, w którym obok interesującej akcji znajdziemy także bogatą kreację świata przedstawionego i ciekawe przygody bohaterów. Okazja by taką książkę przeczytać nadarzyła się za sprawą Księżnej jeleń Andrésa Ibáñeza, autora głośnego Lśnij, morze Edenu.
W Inglundzie, znajduje się miasto Irundast, nad którym góruje Wieża Magów, gdzie mieszkają piękna Olcha, król Urbán i arcymag Saamsar de Olden. Tam trafia młody chłopak - Hjalmar, który w wyniku nieporozumienia zostaje pomocnikiem w kuchni, a nie giermkiem. Jednak pewnego dnia spotyka Olchę w przebraniu, o której nie może przestać myśleć, a jakiś czas później tajemniczego maga. Oba te spotkania odmieniają jego dotychczasowe życie. Niedługo później, Hjalmar zostaje uczniem arcymaga, lecz jest to dopiero początek jego fascynujących przygód...
O tym z jakim gatunkiem książki i czego możemy się po niej spodziewać, można zobaczyć już po pierwszych kilku stronach. Znajduje się tutaj bowiem długi, ale piękny i niezwykle malowniczy opis miasta do którego przybywa Hjalmar. Choć zajmuje on kilka stron, to bardzo dobrze pozwala poznać w najdrobniejszych szczegółach jak wygląda Irundast, jak również poczuć niezwykłą magię i urok opisywanego świata. Nie jest to bynajmniej tylko jeden taki długi opis, ponieważ w trakcie książki przeczytamy bardzo dużo krótszych lub dłuższych opisów, obrazujących nam kolejne elementy świata przedstawionego. Może to z początku przeszkadzać, ale można szybko można się do tego przyzwyczaić i podziwiać piękno oraz złożoność świata, jaki autor stworzył. Jest on bardzo tajemniczy, pełen imperiów, fanatycznych religii, prastarych legend i tajemnic, a jednocześnie bardzo przypomina nasz własny. W nazwach królestw i religii oraz opisywanych wydarzeniach łatwo doszukać się, co było inspiracją dla autora. Wystarczyłoby zmienić raptem kilka nazw, a akcję można byłoby umieścić w Europie, sprzed paroma wiekami. Dzięki temu miałem wrażenie, jakby autor opowiadał historie ze świata, który mógł kiedyś istnieć, gdzie magiczne stworzenia i magia istniały w naszym świecie, a nie fikcyjnego.
Bohaterów, nie ma tutaj zbyt wielu. Raptem kilku głównych oraz kilkanastu pobocznych. Jednak są oni ciekawie przedstawieni i szczególnie Hjalmara mamy okazję dobrze poznać - jak się zmienia, dojrzewa i uczy nowych rzeczy u arcymaga. Z początku nie rozumie dlaczego trafił do kuchni, skoro chciał być giermkiem, ale dość szybko zostaje uświadomiony, że został sprzedany jako niewolnik. Jednak jego wrodzona ciekawość i odwaga, pozwalają mu wyrwać się z kuchni i rozpocząć niezwykłą przygodę u boku arcymaga. Większość książki jest w narracji pierwszoosobowej, w której Hjalmar opowiada o swoich przygodach i wrażeniach od przybycia do Irundast i dlatego mamy okazję najlepiej go poznać. Niemniej interesującą bohaterką jest Olcha, która bardzo lubi czytać, polować i przeżywać przygody. A więc zupełnie nie to, czego oczekuje się po kobiecie, a szczególnie księżnej. Aby móc rozwijać swoje pasje, przebiera się za mężczyznę i realizuje własne marzenia. Jednak do czasu...
Fabuła jest stosunkowo prosta i można ją streścić w kilku zdaniach i jednocześnie wykorzystuje bardzo wiele klasycznych motywów, nie tylko z literatury fantasy. Niektórym osobom może to przeszkadzać, a innym nie. Ja jestem gdzieś tak po środku. Doceniam piękne opisy, kreację świata, bohaterów, ale po przeczytaniu bardzo wielu książek fantasy, trudno o zachwyt nad motywami, które są mi dobrze znane, przez co łatwo było mi przewidzieć zakończenie. Nie oznacza to, że wynudziłem się przy tej książce, nic bardziej mylnego. Chwilami miło mnie zaskoczyła, jak chociażby w kwestii tajemniczych białych spodków. Żałuję tylko, że pod koniec autor pozostawił kilka ciekawych wątków niedopowiedzianych, jakby je pominął.
Księżna jeleń jest klasyczną powieścią high fantasy, która czerpie wiele motywów i wątków z innych książek. Jednym ten fakt może przeszkadzać, drugim nie, ale nie da się ukryć, że kreacja świata potrafi tutaj oczarować i zrekompensować pewne niedociągnięcia.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/11/ksiezna-jelen-andres-ibanez.html
Dość dawno nie miałem już okazji czytać klasycznego high fantasy, w którym obok interesującej akcji znajdziemy także bogatą kreację świata przedstawionego i ciekawe przygody bohaterów. Okazja by taką książkę przeczytać nadarzyła się za sprawą Księżnej jeleń Andrésa Ibáñeza, autora głośnego Lśnij, morze Edenu.
W Inglundzie, znajduje się miasto Irundast, nad którym góruje...
2018-10-25
Twórczość Petera Baxtera miałem już okazję wcześniej poznać za sprawą cyklu Długa Ziemia współtworzonego z Terrym Pratchettem. Była to ciekawa i dobra seria science-fiction, którą miło wspominam, mimo że nie czytałem wszystkich części. Dlatego z dużym entuzjazmem usiadłem do lektury Proximy.
Akcja książki rozgrywa się w XXII wieku. Z powodu przeludnienia Ziemi, jak i kolonii na Marsie i Merkurym, zostaje opracowany plan wysłania załogowej misji na odległą planetę Proxima Centauri, celem jej kolonizacji. Jednak brakuje chętnych do tego - na kolonistów czeka bowiem surowa planeta, samotność i misja zbudowania cywilizacji praktycznie od zera, co skutecznie wszystkich odstrasza... Jednak ONZ chce za wszelką cenę skolonizować tę planetę, zanim zrobią to Chiny, więc urządzają łapankę. Yuri jest jednym z takich kolonistów i wraz z tysiącem innych osób niedługo dowie się jak to jest żyć na obcej planecie, z obcą biosferą i dość niecodziennymi warunkami. Sama zaś planeta skrywa tajemnice, które rzucą nowe światło na pochodzenia człowieka we wszechświecie...
Baxter w swojej książce wykorzystał motyw znany, który był eksploatowany przez dziesiątki autorów, czyli kolonizację obcych planet. Jednak odniosłem wrażenie, że autor był tego jak najbardziej świadomy. Nie silił się, żeby całą swoją historię udziwnić, nadać jej egzotycznego i nieprawdopodobnego charakteru. Napisał po prostu książkę, którą dobrze się czyta i z pewnością zaciekawi niejednego fana science-fiction. Mamy tutaj ciekawy język, dużo wstawek naukowych, a do tego wiele nieoczywistych problemów i zagadnień, dzięki czemu książka potrafi zainteresować do samego końca, pomimo że akcja nie jest w niej jakoś bardzo dynamiczna.
Bardzo ciekawą kwestią w książce jest dość nietypowa kolonizacja, bo przez osoby dość często z marginesu społecznego, które w grupach kilkunastoosobowych muszą stworzyć zalążki cywilizacji. Nie dość, że samo zadanie uprawy roli na planecie, gdzie gleba nie istnieje i trzeba ją niejako stworzyć, jest wyzwaniem, to pojawiają się dość szybko kłótnie, bójki, podziały społeczne i rasowe. Poszczególne grupy zostały dobrane na podstawie ich genów, a nie tego jak się będą dogadywać i czy będą w stanie stworzyć społeczeństwo, które przetrwa setki lat. Co więcej, nikt nie chce skazywać swoich przyszłych dzieci na podobny los, jaki ich spotkał. Koloniści czują się oszukani, zrozpaczeni sytuacją, ale nie mają wyjścia - muszą ze sobą współpracować, uprawiać rolę, albo zginąć w bezsensownych potyczkach między sobą... Choć poznajemy głównie Yuri'ego, to Baxter bardzo dobrze oddał to, co czują wszyscy koloniści i problemy z jakimi przyszło im się mierzyć. Jest to zdecydowanie inny obraz kolonizacji, bardziej pesymistyczny, który nie ma nic w sobie za grosz heroizmu, ani podniosłości, że jest się wybranym, aby stworzyć podwaliny cywilizacji na nowej planecie. Przypomina to bardziej zesłanie, bądź więzienie, ale bez krat, gdzie jedynym ratunkiem jest robienie tego, co musimy. Był to dla mnie jeden z najciekawszych elementów w książce.
Oprócz tego mamy jeszcze drugi główny wątek, choć przedstawiony w mniejszym stopniu, czyli dotyczący Stephane, badającej tzw. ziarna. To właśnie one pozwoliły dotrzeć ludzkości na Proximę w krótkim czasie - zaledwie kilku lat, a nie kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset. Autor skupia się tutaj bardziej na kwestiach naukowych, choć i tych nie brakuje w losach Yuri'ego, kiedy poznajemy niezwykłą przyrodę Proximy. Z początku rozdziały z udziałem Stephane mogą wydawać się tylko ozdobnikiem, bądź elementem wypełniającym fabułę, ale z czasem okazuje się, że mają one bardzo duże znaczenie. Pod koniec książki można zauważyć jak Baxter umiejętnie przedstawia wszystkie fakty, które stopniowo nabierają znaczenia.
Proxima to przyjemna i interesująca książka opowiadająca o kolonizacji odległej planety przez grupę skazańców - bez splendoru, ani bez chwały, ale w trudach i kłotniach. Pomimo że nie ma tutaj dynamicznej akcji, to powieść Baxtera czyta się bardzo dobrze i trudno się od niej oderwać. Z niecierpliwością wyczekuję drugiego tomu. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/10/proxima-stephen-baxter.html
Twórczość Petera Baxtera miałem już okazję wcześniej poznać za sprawą cyklu Długa Ziemia współtworzonego z Terrym Pratchettem. Była to ciekawa i dobra seria science-fiction, którą miło wspominam, mimo że nie czytałem wszystkich części. Dlatego z dużym entuzjazmem usiadłem do lektury Proximy.
Akcja książki rozgrywa się w XXII wieku. Z powodu przeludnienia Ziemi, jak i...
2018-10-14
Mniej więcej rok temu miałem okazję czytać pewną książkę, a w zasadzie album, opisujący lądy i światy, których nigdy nie było, a przez dłuższy lub krótszy czas istniały na mapach. Mowa o Atlasie lądów niebyłych, a w tym roku wydawnictwo Rebis przygotowało kolejną książkę o podobnej tematyce, czyli Architektura - wizje niezrealizowane Philipa Wilkinsona.
Zostało w niej przedstawionych kilkadziesiąt projektów, pomysłów i śmiałych wizji architektonicznych. Wśród najciekawszych można wymienić chociażby drapacz chmur wysoki na milę, kopułę, która miała okrywać Manhattan, łuk triumfalny w kształcie słonia, mauzoleum w kształcie ogromnej kuli, czy kroczące miasto. Wiele z nich było niezwykle nowatorskie jak na swoje czasy, przez co nie doczekały się realizacji, bądź też ówczesny stan techniki na to nie pozwalał. Trudno jednak nie dostrzec w nich niezwykłej wyobraźni i zastosowania śmiałych idei, aby stworzyć coś nowego, wspaniałego, co zostanie zapamiętane przez pokolenia. Pomimo że wszystkie pokazane w książce projekty nie doczekały się realizacji, to były inspiracją i natchnieniem dla kolejnych pokoleń architektów i nie tylko.
Opisane w książce projekty i wizje zostały podzielone na sześć tematycznych rozdziałów, a w nich uporządkowane chronologicznie: Światy idealne, Oświecone wizje, Eksplozja miasta, Zbudowane na nowo, Rozświetlone miasta i Krok naprzód. Czytając nazwy samych rozdziałów już częściowo można domyślić się o jakich projektach przeczytamy. Niemniej jednak różnorodność wizji jest przeogromna i dopóki nie przeczytałem tej książki, nie zdawałem sobie sprawy jakie niezwykłe pomysły mieli projektanci już ponad 100 lat temu. Nie znajdziemy tutaj tylko bardzo technicznych rysunków, których jest stosunkowo mało. Przede wszystkim znajdziemy tutaj wiele pięknych szkiców, a nawet obrazów i wizualizacji jak będzie wyglądał dany budynek w otoczeniu istniejącej architektury. Stąd też przy wielu projektach nie sposób nie zauważyć podobieństwa do budynków znanych z wielu powieści science-fiction. Dobrym przykładem jest tutaj kroczące miasto z 1964 roku, które jest głównym wątkiem w książce Christophera Priesta Odwrócony świat i wiele innych.
O wszystkich projektach i wizjach autor bogato opowiada, podając wiele szczegółów i ciekawostek. Niekiedy są to informacje o architekcie, który później stał się sławny lub już był w momencie projektowania. Innym razem jest to historia losów budowy razem z całą interesującą sytuacją polityczno-gospodarczą. Autor opisuje również powody dla których nie doszło do zrealizowania projektu. Zwłaszcza w ostatnich rozdziałach, wiele z tych wizji zostało zaprojektowane w ramach konkursu np. na siedzibę gazety, czy aby zagospodarować działkę w środku miasta o nietypowym kształcie. Dzięki tak wielu różnych informacjom, bogactwie danych historycznych, dany projekt nie jest tylko kilkoma ilustracjami, o których szybko zapomnimy, lecz czymś realnym, co stworzył przed wieloma laty architekt i co miało szansę powstać. Przez to też nie sposób nie docenić ich piękna, niezwykłości i śmiałości idei.
Książka Philipa Wilkinsona została wydana w identycznym stylu i formacie jak Atlas lądów niebyłych. Twarda oprawa, złocenia na okładce i wysokiej jakości kolorowe ilustracje, powodują, że jest to książka niezwykle pięknie wydana, ale przez to nie jest też tania. Niemniej jednak cena jest w mojej ocenie jak najbardziej adekwatna do jakości wydania i samej treści. Owszem, książkę można przeczytać raptem w kilka godzin, ale jeśli zaczniemy przyglądać się uważniej poszczególnym planom, wizualizować je sobie w głowie, szukać dodatkowych informacji, to jest to lektura na wiele dni.
Architektura - wizje niezrealizowane jest przepięknie wydaną książką przybliżającą projekty budynków, które nigdy nie powstały. Jest ona bogato ilustrowana, a Philip Wilkinson bardzo ciekawie przybliża czytelnikowi realia ich powstania. Polecam!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
https://hrosskar.blogspot.com/2018/10/architektura-wizje-niezrealizowane.html
Mniej więcej rok temu miałem okazję czytać pewną książkę, a w zasadzie album, opisujący lądy i światy, których nigdy nie było, a przez dłuższy lub krótszy czas istniały na mapach. Mowa o Atlasie lądów niebyłych, a w tym roku wydawnictwo Rebis przygotowało kolejną książkę o podobnej tematyce, czyli Architektura - wizje niezrealizowane Philipa Wilkinsona.
Zostało w niej...
Po książkę Corey'a sięgnąłem z czystej ciekawości, żeby sprawdzić dlaczego jest to tak chętnie czytana seria. Niebagatelny wpływ miała również adaptacja w postaci serialu, którego jeszcze nie miałem okazji oglądać. Dlatego postanowiłem sięgnąć po Przebudzenie Lewiatana i najpierw poznać pierwowzór książkowy. Autor przedstawił ciekawy, choć znany już motyw, w którym ludzkość skolonizowała Układ Słoneczny i stoi przed pojawiającymi się konfliktami i wyzwaniami. W wizji Corey'a ludzkość jest podzielona się na takie trzy autonomiczne obozy: Ziemię, Mars i Pas. Ostatnie dwie frakcje, a szczególnie Pas, są silnie uzależnione od Ziemi i produktów, jakie tylko tam można wyprodukować. To powoduje, że napięcie pomiędzy tymi trzema grupami są bardzo duże i nie potrzeba wiele, żeby wybuchła wojna, która zresztą dość szybko wybucha. W związku z tym bardzo dużo się dzieje w książce, mamy wiele potyczek i bitew, nie tylko w kosmosie, ale również na stacjach i na statkach. To powoduje, że trudno odłożyć chwilami książkę, ponieważ ciągle chce się wiedzieć co będzie dalej. Trudno też nie docenić, jak autor zgrabnie połączył ze sobą wszystkie wątki w spójną całość i jak stopniowo dowiadujemy się całej prawdy.
Niemniej jednak nie wszystko przypadło mi do gustu w tej książce. Szczególnie na początku, jak bohaterowie wspominają o jakimś wynalazku, bądź zdarzeniu, to zaraz mamy to wyjaśnione w kolejnym akapicie. Może się wydawać, że przesadzam, ale czytałem już wiele książek science-fiction, w której autor traktował czytelnika jakby znał opisywany świat i technologię, a szczegółach wydarzeń, bądź funkcjonowania danej rzeczy musiał domyślić się z rozmów, bądź nielicznych opisów na ten temat. Wówczas taką książkę czyta się znacznie lepiej i w rezultacie zapada nam w pamięć. W Przebudzeniu Lewiatana czegoś takiego nie ma, są po prostu opisy, które zwyczajnie wszystko tłumaczą. Dla jednym może to być wada, dla innych zaleta. Mnie nie do końca to przekonało. Ponadto, brakowało mi lepszego wyjaśnienia jak niektóre rzeczy i wynalazki funkcjonują, a nie tylko bardzo pobieżnego wzmiankowania. Oczywiście, jest to space opera z dużą ilością akcji, ale chwilami aż się prosi o więcej informacji na niektóre tematy.
W kwestii bohaterów to nie mam większych zastrzeżeń. Jim Holden to idealista, który ma własny kodeks moralny i sztywno się go trzyma. Troszczy się o swoją załogę i za wszelką cenę chce ją utrzymać przy życiu. Nie da się go nie lubić, choć nie jest to mój ulubiony typ bohatera. Natomiast Miller ma zdecydowanie bardziej elastyczny kręgosłup moralny. Lubi doprowadzać sprawy do końca, za co zostaje wyrzucony z pracy, ale nie poddaje się, tylko dalej prowadzi śledztwo na własną rękę. Jest to zdecydowanie ciekawszy i bardziej złożony bohater aniżeli Holden. Oprócz tej dwójki, poznajemy jeszcze załogę Holdena - mniej lub bardziej, ale nie ma to dużego znaczenia podczas czytania. Ogólnie, kreacja bohaterów jest dobrym poziomie, choć niektórym z nich przydałaby się im większa głębia osobowości oraz lepsze poznanie ich wcześniejszych losów.
Przebudzenie Lewiatana otwiera ciekawą serię książek science-fiction, w której ludzkość skolonizowała Układ Słoneczny i stanęła przed nowymi wyzwaniami. Dużo akcji, potyczek i bitew, czyli space opera pełną krasą. To prosta i niezbyt skomplikowana lektura, przy której miło spędziłem parę godzin.
Po książkę Corey'a sięgnąłem z czystej ciekawości, żeby sprawdzić dlaczego jest to tak chętnie czytana seria. Niebagatelny wpływ miała również adaptacja w postaci serialu, którego jeszcze nie miałem okazji oglądać. Dlatego postanowiłem sięgnąć po Przebudzenie Lewiatana i najpierw poznać pierwowzór książkowy. Autor przedstawił ciekawy, choć znany już motyw, w którym ludzkość...
więcej Pokaż mimo to