-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant4 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać382 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant11 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2023-08
2023-05
Nie wiem, co jest, bo cała moja rodzina uwielbia tę książkę i po dekadach od lektury wciąż wspomina ją z rozrzewnieniem, a mnie tylko znudziła i zirytowała.
Nie napawa mnie jakąś szczególną dumą historia budowania polskiej marynarki, nie bawią mnie za bardzo anegdoty o nieledwie wojskowym drylu i apodyktycznych przełożonych, nie bardzo się też wyczuwam w przygody dramatyczne (parszywe jedzenie, pragnienie, głód, cisza na morzu) i wesołe.
Nie mam natomiast wątpliwości, że jest to książka barwnie i wciągająco napisana, niepozbawiona humoru - i że jest w niej ten nieuchwytny czar i romantyzm dwudziestolecia.
Nie wiem, co jest, bo cała moja rodzina uwielbia tę książkę i po dekadach od lektury wciąż wspomina ją z rozrzewnieniem, a mnie tylko znudziła i zirytowała.
Nie napawa mnie jakąś szczególną dumą historia budowania polskiej marynarki, nie bawią mnie za bardzo anegdoty o nieledwie wojskowym drylu i apodyktycznych przełożonych, nie bardzo się też wyczuwam w przygody...
2023-05
Jestem dość zaskoczona, jak wiele satysfakcji sprawiła mi ta książka - jeśli chodzi o moją majową podróż sentymentalną do Stonesów, aż chciałoby się powiedzieć "do trzech razy sztuka ("Mick i Keith", "Satysfakcja").
Na początku troszkę się zżymałam na opowiastki z życia prywatnego autora, które doprowadziły go do bliskiej współpracy z zespołem, ale w sumie... mają sporo uroku i kto pamięta jeszcze czasy LP, kaset, pierwszych płyt CD, czekania w radiu na swoją ulubioną piosenkę, czasy, w których muzyka tworzyła plemiona, ten będzie miał łzy w oczach.
Podoba mi się w tej książce to, że pokazuje, jak zmieniał się autor i jak zmieniali się Stonesi; jak dojrzewali i jak zajmowali nowe miejsca w życiu. A najbardziej chyba to, że z wiernego fana zespołu wyznaczającego trendy można stać się krytycznym i jednocześnie czułym obserwatorem tego, jak z kontrkultury przez dekady zespół kostniał w relikt pewnej epoki - budzący podziw lub rozczulający, ale jednak relikt.
Piękna, słodko-gorzka opowieść o tym, jak zespoły się zmieniają i jak zmieniają się ich fani.
Jestem dość zaskoczona, jak wiele satysfakcji sprawiła mi ta książka - jeśli chodzi o moją majową podróż sentymentalną do Stonesów, aż chciałoby się powiedzieć "do trzech razy sztuka ("Mick i Keith", "Satysfakcja").
Na początku troszkę się zżymałam na opowiastki z życia prywatnego autora, które doprowadziły go do bliskiej współpracy z zespołem, ale w sumie... mają sporo...
2023-05
Słusznie pisał Flaubert, że nie należy zbliżać się do posągów, bo pozłota zostaje na rękach - wydanie "Satysfakcji" z 1998 roku przez całe lata było dosłownie moją biblią, książką, z którą się nie rozstawałam, w którą wierzyłam i która otworzyła przede mną świat klasycznego rocka.
25 lat później (naprawdę się postarzałam...) czytam "Satysfakcję" z mieszanymi uczuciami. To nadal jest świetna biografia - w tym, jak przedstawia tło wydarzeń, jak je opisuje, jak płynnie łączy wątki. No i ta budząca podziw, iście encyklopedyczna drobiazgowość.
Ale zaczyna mnie razić płaski dowcip. Zaczyna mnie razić brak krytycyzmu autora wobec zespołu - czuć w tym ślepą fanowską miłość i głębokie oddanie. Nie powiem, trochę mnie rozczula, a trochę budzi mój sentyment, jednak nadal uważam, że sposób, w jaki autor opisuje to, co działo się w Altamont, obrzydliwą mizoginię w szatach graficznych i tekstach piosenek w latach 70 i wreszcie to, jak zespół stał się karykaturą samych siebie, zasługuje na trochę więcej uwagi, trochę namysłu i trochę więcej wrażliwości.
Jeśli kochaliście tę książkę lata temu, nie czytajcie jej teraz - po co się rozczarowywać?
Słusznie pisał Flaubert, że nie należy zbliżać się do posągów, bo pozłota zostaje na rękach - wydanie "Satysfakcji" z 1998 roku przez całe lata było dosłownie moją biblią, książką, z którą się nie rozstawałam, w którą wierzyłam i która otworzyła przede mną świat klasycznego rocka.
25 lat później (naprawdę się postarzałam...) czytam "Satysfakcję" z mieszanymi uczuciami. To...
2023-05
Bardzo rozczarowująca książka, która w zasadzie nie wychodzi poza encyklopedyczny zbiór faktów. Nie jest to w żadnym razie żaden portret podwójny - bo to by zakładało, że autor spróbował "wejść" w mentalność Błyszczących Bliźniąt, zrozumieć ich życiowe wybory i zachowania, że zaproponował chociaż cień analizy tych charyzmatycznych twórców.
Tymczasem Mick i Keith u Salewicza to całkowicie papierowe postacie. Jeszcze bym zrozumiała, że autor pomija pozostałych Stonesów, ponieważ duet tekściarz/kompozytor przyćmiewa pozostałych członków, ale niestety w trakcie lektury nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Salewicz zwyczajnie nie miał pomysłu, co napisać o innych członkach zespołu.
Nuda i szkoda czasu.
Bardzo rozczarowująca książka, która w zasadzie nie wychodzi poza encyklopedyczny zbiór faktów. Nie jest to w żadnym razie żaden portret podwójny - bo to by zakładało, że autor spróbował "wejść" w mentalność Błyszczących Bliźniąt, zrozumieć ich życiowe wybory i zachowania, że zaproponował chociaż cień analizy tych charyzmatycznych twórców.
Tymczasem Mick i Keith u...
2023-01
"Top Gun" jest jednym z najlepszych i najgorszych filmów, jakie widziałam - i jak zawsze w takich wypadkach byłam ciekawa, na ile technikolorowa fikcja miała się do rzeczywistości. Książka autentycznego instruktora szkoły i zawodowego pilota, który współuczestniczył w powstaniu filmu nieźle się sprawdza jako źródło do porównań "fakty-film". Owszem, trochę niszczy mit pilota stworzony w filmie, ale zastępuje go czymś o wiele lepszym, prawdziwszym i znacznie ciekawszym.
Ku mojemu zaskoczeniu te fragmenty, które nie opowiadają o samej produkcji, są znacznie ciekawsze niż te, które odnoszą się do spotkań z ekipą i pracy nad materiałem filmowym (łącznie z tworzeniem głupich rozmów między pilotami w trakcie ćwiczeń i słynnym lotem przy wieży).
Bohaterem jest tutaj nie sam autor - to naprawdę godne uwagi, z jakim wdziękiem Dave Baranek usuwa się w cień, uczciwie pisząc i o swoich sukcesach, i o porażkach, które go motywowały. Powiedziałabym raczej, że bohaterem jest tu ta elitarna szkoła i jej etos: profesjonalizmu, wiedzy merytorycznej, dokładności i jakości. Film? Przy okazji, jako fajna przygoda, ale relatywnie mało ekscytująca w porównaniu do codziennych obowiązków pilota i instruktora.
"Top Gun" jest jednym z najlepszych i najgorszych filmów, jakie widziałam - i jak zawsze w takich wypadkach byłam ciekawa, na ile technikolorowa fikcja miała się do rzeczywistości. Książka autentycznego instruktora szkoły i zawodowego pilota, który współuczestniczył w powstaniu filmu nieźle się sprawdza jako źródło do porównań "fakty-film". Owszem, trochę niszczy mit pilota...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01
Fajnie czyta się książki ludzi, którzy mieli jakieś marzenie i którym udało się je zrealizować na najwyższym poziomie sprawności technicznej i satysfakcji osobistej. "Before Top Gun Days" jest właśnie taką książką: młody David Baranek ma tylko jedno marzenie - zostać pilotem myśliwca. Okazuje się jednak, że zaczyna ujawniać się wada wzroku, która natychmiast dyskwalifikuje go jako pilota... objętość książki jest spoilerem sama w sobie, bo łatwo się domyślić, że uparty i zdeterminowany Dave dopnie swego, nawet jeśli troszkę dalej od sterów.
To solidnie napisana książka, której jakimś cudem udaje się udźwignąć ciężar aspektów technicznych i która jakimś cudem nie nudzi, kiedy autor przeprowadza nas przez kolejne procedury obowiązujące przyszłego RIO - a tych jest niemało. Od pierwszych szkoleń aż do pierwszych chwil w F-14 Dave jest skromny, efektywny i zdeterminowany. Przyznam, że miejscami zastanawiałam się, czy styl autora i jego osobowość przebijająca między wierszami są jego wrodzonymi cechami czy zostały ukształtowane w stawiającym na profesjonalizm, efektywność i wysoki poziom merytoryczny środowisku instruktorów Top Gun.
W napięciu nie trzyma, na kolana nie rzuca, ale rzeczowo i bardzo "informacyjnie", punkt po punkcie, przedstawia kolejne kroki na ścieżce kariery zawodowego żołnierza. Proszę o tym pamiętać: to nie jest książka krytyczna, analityczna ani z zacięciem filozoficznym czy politologicznym. Jeśli Dave Baranek w jakikolwiek sposób ocenia działanie armii amerykańskiej, decyzje zwierzchników i włodarzy politycznych - z tej książki się o tym nie dowiemy.
Fajnie czyta się książki ludzi, którzy mieli jakieś marzenie i którym udało się je zrealizować na najwyższym poziomie sprawności technicznej i satysfakcji osobistej. "Before Top Gun Days" jest właśnie taką książką: młody David Baranek ma tylko jedno marzenie - zostać pilotem myśliwca. Okazuje się jednak, że zaczyna ujawniać się wada wzroku, która natychmiast dyskwalifikuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03
Marzyłam o tym, żeby przeczytać tę książkę - przerażała mnie objętość angielskiego wydania i nie powiem, trochę też zwątpiłam na widok opasłego tomu w polskim przekładzie... też tak mieliście, że strony odwracały się nie wiadomo jak i kiedy, nagle byliście w połowie i niespodziewanie to opasłe tomiszcze się skończyło?
Nie ma tu apoteozy bogini. Legenda kina dźwiękowego złotej ery Hollywood połyskuje w odłamkach opowieści, w postaciach i zdarzeniach widzianych oczami dziecka, dla którego to zwykła codzienność, nie zawsze wesoła i często pozbawiona magii. Arcydzieła kinematografii nie są tworzonymi w natchnieniu dziełami, ale wynikiem lukratywnych kontraktów i więcej mają wspólnego z ciężką pracą niż artyzmem i sztuką.
Flaubert pisał, że nie należy zbliżać się do posągów, ponieważ pozłota zostaje na rękach - i miał rację. Słusznie napisała tu jedna z czytelniczek: Riva i dla mnie odczarowała Dietrich. Posągowa piękność ma swoje sekrety, jest mistrzynią podtrzymywania iluzji o sobie, tworzenia własnej legendy. Jets w tym tak dobra, że czar trwa po latach i nie blednie.
Czy dobrze jest zobaczyć Dietrich o nieidealnym ciele, o najbardziej toksycznym charakterze, jaki można sobie wyobrazić, ograniczoną, próżną, małostkową i głupią? Warto się odważyć, bo sąsiaduje z Dietrich genialną, twórczą, ekscentryczną, wielką.
Dla mnie to również w jakimś sensie książka-terapia. Myślałam, że życie z takim człowiekiem jak Dietrich - a o takich wcale nie jest trudno - musi niszczyć do granic kompletnej rozsypki. Tymczasem dystans, czuły i mądry, z jakim Riva opisuje swoją chimeryczną, toksyczną matkę, pozwala uwierzyć, że nawet po takich doświadczeniach można się pozbierać. Można być sobą, bez kontekstu matki.
Jest tylko jedna rzecz, za jaką życzę wydawcy, żeby nadepnął gołą nogą na klocek Lego: zapisywanie dat, w tym roku, słownie. Proszę to sobie samemu przeczytać i sprawdzić, czy fajnie :/
Marzyłam o tym, żeby przeczytać tę książkę - przerażała mnie objętość angielskiego wydania i nie powiem, trochę też zwątpiłam na widok opasłego tomu w polskim przekładzie... też tak mieliście, że strony odwracały się nie wiadomo jak i kiedy, nagle byliście w połowie i niespodziewanie to opasłe tomiszcze się skończyło?
Nie ma tu apoteozy bogini. Legenda kina dźwiękowego...
2019-07
Nie ma najmniejszego znaczenia, co czytali sobie, gdy byli mali, ponieważ wszyscy rozmówcy pochodzą mniej więcej z podobnych roczników, kiedy w komunistycznym kraju wydawało się skończoną ilość tytułów w nakładach, które dziś brzmią jak sen szalonego księgarza. Te same tytuły książek dla dzieci i młodzieży przewijają się przez wszystkie wywiady, a te są do siebie na ogół dość podobne - kto kiedy zaczął czytać i pisać, u kogo w domu jaki był stosunek do książek, kto zaraził czytelniczym bakcylem, kto co lubił, a czego nie... Wywiady są zatem lekturą z gatunku "miłe, ale miałkie i bez znaczenia" - szkoda, bo rozmówcy niebanalni, w kilku wypadkach - śmiem twierdzić - nieznani szerszej publiczności, a niestety "wywiadowcy" podeszli do nich dość banalnie, jakby bez pomysłu.
To, co stanowi o wartości tej w gruncie rzeczy mało wartościowej książeczki to przepiękna - absolutnie, powalająco przepiękna - szata graficzna. Dla tych pomysłowych ilustracji, inteligentnych nawiązań i aluzji kulturowych, dla poczucia humoru - bezwzględnie warto. Można nie przeczytać tych klepanych do znudzenia pytań o książki, ale nie wierzę, że można oglądać ją krócej niż jedno popołudnie.
Nie ma najmniejszego znaczenia, co czytali sobie, gdy byli mali, ponieważ wszyscy rozmówcy pochodzą mniej więcej z podobnych roczników, kiedy w komunistycznym kraju wydawało się skończoną ilość tytułów w nakładach, które dziś brzmią jak sen szalonego księgarza. Te same tytuły książek dla dzieci i młodzieży przewijają się przez wszystkie wywiady, a te są do siebie na ogół...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01
Przyznam się: moją literacką guilty pleasure są opowiadania o szkole, pierwszych miłościach i dorastaniu.
Na ogół nie jest to literatura wysokich lotów, ale od czasu do czasu trafia się taka literacka perełka jak "Moab is my Wahspot" Stephena Fry'a. Opisać dorastanie i pierwszą miłość tak, aby nie popaść ani w kliszę, ani w kicz to wielka sztuka wymagająca sporego dystansu do siebie, dużej dawki dowcipu, a przede wszystkim olbrzymiej czułości wobec trudów i burz dojrzewania. I to wszystko jest w tej książce, pięknie podane, wnikliwie napisane, okraszone celnymi uwagami.
Nawet jeśli ktoś nie jest fanem twórczości i talentu brytyjskiego komika, można przeczytać tę książkę, żeby spotkać się z sobą samym młodszym o dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat...
Przyznam się: moją literacką guilty pleasure są opowiadania o szkole, pierwszych miłościach i dorastaniu.
Na ogół nie jest to literatura wysokich lotów, ale od czasu do czasu trafia się taka literacka perełka jak "Moab is my Wahspot" Stephena Fry'a. Opisać dorastanie i pierwszą miłość tak, aby nie popaść ani w kliszę, ani w kicz to wielka sztuka wymagająca sporego dystansu...
Nie wiem, jak o mnie świadczy, że taką książkę czytam przy obiedzie... Inna sprawa, że ci, którzy spisywali zeznania Christiane i zdołali nadać im taką formę, żywą, autentyczną, przejmującą w swojej naturalności, dokonali cudu.
Nie wiem, jak o mnie świadczy, że taką książkę czytam przy obiedzie... Inna sprawa, że ci, którzy spisywali zeznania Christiane i zdołali nadać im taką formę, żywą, autentyczną, przejmującą w swojej naturalności, dokonali cudu.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-11
Na ocenę takich książek nie ma skali.
Na ocenę takich książek nie ma skali.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12
Po "Sprawie Dantona" Przybyszewskiej potrzebne mi było jakieś w miarę przystępne opracowanie życia i działalności Robespierre'a dla poznania kontekstu historycznego i politycznego, padło na książkę Ruth Scurr...
Z żalem stwierdzam, że nie czuję się dużo mądrzejsza po jej przeczytaniu niż przed. Przede wszystkim gąszcz francuskich ugrupowań politycznych i płaszczyzny, na jakich się ze sobą ścierały, nadal jest dla mnie głęboko niejasny, raczej mętny i cokolwiek nieprzejrzysty, a często przywoływane fragmenty wystąpień deputowanych raczej przekonały mnie, że panowie kruszyli kopie o słowa i słówka, definicje i odcinanie kuponów od swoich poprzednich zasług niż prowadzeniem jakiejkolwiek rzeczowej dyskusji. Mniej więcej po egzekucji króla Ludwika XVI w dyskusjach politycznych dominuje ton "kto jest bardziej", a kto powinien zacząć się bać o swoją skórę, co jest mniej więcej tak pasjonujące, jak polska polityka.
Ciężko mi powiedzieć, czy autorka też była "chora na Robespierre'a". na ile mogłam ocenić, wydaje się zachowywać trzeźwe podejście, dystans i obiektywność. Czy dlatego książka jest sucha, nudnawa i raczej beznamiętna? Trudno powiedzieć, na ile jest to sprawa warsztatu, a na ile bohatera opowieści, skoro Robespierre był do znudzenia uczciwy i nigdy nie wplątał się w żaden skandal. Inna sprawa, że ten wzór cnót, o którym można powiedzieć wszystko, ale przede wszystkim to, że był dosłownie nieludzki, pod koniec zaczyna budzić szczerą antypatię połączoną z całkiem zasadnymi wątpliwościami, czy był poczytalny. Kwestia punktu widzenia autorki czy sugestia wynikająca z przedstawionych faktów?
Po "Sprawie Dantona" Przybyszewskiej potrzebne mi było jakieś w miarę przystępne opracowanie życia i działalności Robespierre'a dla poznania kontekstu historycznego i politycznego, padło na książkę Ruth Scurr...
Z żalem stwierdzam, że nie czuję się dużo mądrzejsza po jej przeczytaniu niż przed. Przede wszystkim gąszcz francuskich ugrupowań politycznych i płaszczyzny, na...
Zawiedzie się ten, kto będzie szukał prostej, jasnej biografii - Felstiner wykorzystuje fakty z życia Paula Celna tylko po to, aby stworzyć tło dla jego niezwykłe poezji, przeniknąć do hermetycznego świata wykreowanego poetyckim obrazem. Próżno tu szukać romantycznych historii o związku z Bachmann, próżno szukać tu historii małżeńskich i drobiazgowej analizy choroby poety. To, co przynosi książka Felstinera, to pełne wrażliwości, wielowarstwowe analizy, interpretacje, próby odczytania poezji Celana a także oceny jego przekładów, niemal nieznanych w Polsce, rozważania nad metodą obraną przez Celana-tłumacza.
Owszem, to lektura dla wytrwałych i nie, nie ma żadnej gwarancji na to, że podsunięty przez autora klucz do poezji Celana okaże się lepszy niż ten wypracowany w czasie własnej lektury - ale czas poświęcony na tę monografię na pewno nie jest czasem straconym.
Zawiedzie się ten, kto będzie szukał prostej, jasnej biografii - Felstiner wykorzystuje fakty z życia Paula Celna tylko po to, aby stworzyć tło dla jego niezwykłe poezji, przeniknąć do hermetycznego świata wykreowanego poetyckim obrazem. Próżno tu szukać romantycznych historii o związku z Bachmann, próżno szukać tu historii małżeńskich i drobiazgowej analizy choroby poety....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008-12
Natomiast wczoraj skończyłam jedną z książek, na które czaiłam się „od dawna”, z tym że w tym wypadku zawsze było mi szkoda tych 40 zł. We wtorek znalazłam ją przypadkiem u mojego brata i natychmiast sobie pożyczyłam. Chodzi o książkę Grahama Phillipsa, poszukiwacza przygód i „detektywa” specjalizującego się w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek przeszłości, „Aleksander Wielki – morderstwo w Babilonie”.
Wiedziałam, że nie warto wydawać na tę książkę ani grosza i naprawdę nie chcę, żeby to zabrzmiało rasistowsko, ale tylko Amerykanin mógł wpaść na pomysł, żeby nie tylko napisać taką książkę, ale i napisać ją w taki sposób.
Po pierwsze nie jest to ani biografia, ani monografia historyczna, a opis kampanii Macedończyka jest tam dodany chyba tylko dla zwiększenia objętości, bo tak to ja pisałam streszczenia wojen perskich i peloponeskich na zajęcia z historii Grecji. Poza tym autor ma denerwującą manierę lania wody, w czym, co muszę przyznać, przebija nawet mnie. Po jaką ciężką cholerę powtarzać coś, co się napisało marne 180 stron wcześniej? Może w Ameryce ludzie zapominają, co czytali na początku i co chwilę trzeba przytaczać te same argumenty?
Pomijając już kwestie warsztatu i wartość merytoryczną, nie rozumiem, jak można dopuszczać się niewłaściwej interpretacji tekstu źródłowego tylko dlatego, że pasuje do poglądu autora czy popełniać rażące błędy rzeczowe wynikające z ewidentnej nieznajomości tematu. Mam w nosie, czy tezy Phillipsa są śmiałe, czy nie, czy są szokujące, czy nie, obchodzi mnie tylko, czy są dobrze uzasadnione i czy argumentacja mnie przekona, czy nie, a w tym wypadku miałam chwilami wrażenie, że czytam historię alternatywną, która miała miejsce tylko w wyobraźni autora. Już nawet nie denerwujące a tylko rozczulające jest przypisywanie postaciom w III w. p.n.e. motywacji zdecydowanie współczesnej: co to za bzdura, że Jończyk Nearchos na pewno chciał odtworzyć imperium Jonów z czasów dominacji cywilizacji minojskiej, skoro według wszelkiego prawdopodobieństwa nie wiedział nawet, że taka kultura istniała?
W każdym razie Phillps podaje listę ośmiu osób, które mogły otruć Aleksandra strychniną, potem przez kolejne 80 stron w najnudniejszy na świecie sposób przedstawia swoją jakże błyskotliwą dedukcję opartą na domysłach i poszlakach. Nie twierdzę, że nie ma racji podejrzewając Roksanę o to, że zabiła męża, ale motywy, jakie przypisuje nie tylko jej, ale i wszystkim podejrzanym, są dla mnie co najmniej mało przekonującej. Może i książka ma potencjał, ale wykonanie jest mniej niż mierne. Pomijając już fakt, że nie mam pojęcia, po jaki gwint facet napisał coś takiego; sam Aleksander jest postacią raczej nudną, natomiast zmiany, jakie zapoczątkował okres jego podbojów to już temat na zupełnie inną dyskusję… ale jaki autor, taka książka, nie ma co wymagać od wołu… etc.
Natomiast wczoraj skończyłam jedną z książek, na które czaiłam się „od dawna”, z tym że w tym wypadku zawsze było mi szkoda tych 40 zł. We wtorek znalazłam ją przypadkiem u mojego brata i natychmiast sobie pożyczyłam. Chodzi o książkę Grahama Phillipsa, poszukiwacza przygód i „detektywa” specjalizującego się w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek przeszłości, „Aleksander...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2009-12
„Poczet cesarzy Bizancjum” Krawczuka był w sam raz na lekką, niezobowiązującą lekturę, a utwierdził mnie w przekonaniu, że po pierwsze Krawczuk ma kapitalne, lekkie pióro, a po drugie, że tematyka związana z Bizancjum jest na tyle ciekawa, że powinnam ją jakoś dokładniej zgłębić.
„Poczet cesarzy Bizancjum” Krawczuka był w sam raz na lekką, niezobowiązującą lekturę, a utwierdził mnie w przekonaniu, że po pierwsze Krawczuk ma kapitalne, lekkie pióro, a po drugie, że tematyka związana z Bizancjum jest na tyle ciekawa, że powinnam ją jakoś dokładniej zgłębić.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-07
Od strony naukowej praca zasługująca na podziw, szacunek i uwagę, bo taki ogrom starań, rzetelnej wiedzy, badań, dogłębnej analizy i wszechstronnego ujęcia tematu to wzór do naśladowania. Od strony czytelniczej - nuda jak wszyscy diabli, przebrnęłam z trudem, ale inna sprawa, że z takim materiałem poległby każdy autor, bo wszystkie zmienne sojusze kształtowane przez nie mniej zmienne okoliczności militarne, polityczne i gospodarcze, wojny i wojenki, starcia, zmagania, pakty i układy, koligacje rodzinne i morderstwa - to naprawdę potrafi dać w kość. Powinno być w środek, że nie ma połówek, to zaokrągliłam do trzech gwiazdek za ostatnie rozdziały, bardzo dokładnie rozważające kulturową kwestię wampiryzmu.
Od strony naukowej praca zasługująca na podziw, szacunek i uwagę, bo taki ogrom starań, rzetelnej wiedzy, badań, dogłębnej analizy i wszechstronnego ujęcia tematu to wzór do naśladowania. Od strony czytelniczej - nuda jak wszyscy diabli, przebrnęłam z trudem, ale inna sprawa, że z takim materiałem poległby każdy autor, bo wszystkie zmienne sojusze kształtowane przez nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07
Jest to pierwotna wersja książki znanej pod tytułem "Gdy rozum śpi, a w mięśniach rodzi się obłęd". Ta niewielka książeczka prezentuje biografię Niżyńskiego przedstawioną pod kątem patogenezy jego choroby, a także sam jej postęp wraz z rysem an temat możliwości i prądów ówczesnej psychiatrii. Autor drobiazgowo przedstawia także historię leczenia wielkiego tancerza.
Jest to pierwotna wersja książki znanej pod tytułem "Gdy rozum śpi, a w mięśniach rodzi się obłęd". Ta niewielka książeczka prezentuje biografię Niżyńskiego przedstawioną pod kątem patogenezy jego choroby, a także sam jej postęp wraz z rysem an temat możliwości i prądów ówczesnej psychiatrii. Autor drobiazgowo przedstawia także historię leczenia wielkiego tancerza.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08
Umówmy się: na chorobach psychicznych ciąży poniekąd zrozumiałe społeczne odium lęku, nieufności i uprzedzenia - zrozumiałe, skoro u znakomitej części z nas choroba psychiczna budzi zrozumiały lęk przed nieznanym i niechęć wobec nieprzewidywalnego.
Książka Arnhild Lauveng jest niezwykła z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że pokazuje, jak wyglądał jej świat jako schizofreniczki od zewnątrz - śmiem twierdzić, że dla części czytelników będzie to sporym zaskoczeniem. Tym samym autorka wyjaśnia też, dlaczego schizofrenia jest tak ciężką chorobą i z jakimi problemami zmagają się ludzie na nią cierpiący albo walczący o powrót do zdrowia.
Po drugie, książka Lauveng jest cenna, ponieważ daje nadzieję, pokazuje ścieżkę prowadzącą do wyjścia. Jest to opowieść intymna i pełna szczerości, ponieważ autorka przedstawia koleje swoich konfrontacji z ukrytymi lękami i potrzebami, które później jako głosy, obsesje i halucynacje uniemożliwiały jej samodzielne życie. I śmiem twierdzić, że również osoby mające szczęście życia w zdrowiu znajdą tu temat do refleksji nad motywami, jakie kierują naszym zachowaniem i wpływają na to, co czujemy.
Dodatkowy plus: ta książka jest naprawdę dobrze napisana! Nie chodzi nawet o sam język, ale ujęcie tematu, precyzyjny tok narracji i umiejętne dawkowanie "napięcia" sprawiają, że lektura, poza bezdyskusyjną wartością poznawczą, staje się też - poniekąd - przyjemnością.
Umówmy się: na chorobach psychicznych ciąży poniekąd zrozumiałe społeczne odium lęku, nieufności i uprzedzenia - zrozumiałe, skoro u znakomitej części z nas choroba psychiczna budzi zrozumiały lęk przed nieznanym i niechęć wobec nieprzewidywalnego.
Książka Arnhild Lauveng jest niezwykła z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że pokazuje, jak wyglądał jej świat jako...
2016-04
Objechawszy solidnie gniot Diane di Primy wydany w tej samej serii przez to samo wydawnictwo obiecałam sobie, że nie tknę nic więcej sygnowanego przez tę instytucję... i skusiłam się jednak na "Lata sześćdziesiąte". Było warto.
Ta krótka książeczka to nie tyle wspomnienia, ale refleksja nad wspomnieniami. Że hippisowska moda? To nie tylko ubrania, to cała rewolucyjna idea raczkującego jeszcze konsumpcjonizmu i zaczątki tej dyskryminacji, której doświadczają dziewczyny różniące się od aktualnie lansowanego ideału. Swoboda seksualna? Pod "przykrywką" tego "wyzwolonego" seksu kotłuje się całe piekło mieszczańskiego wychowania, niespełnienia, napięć i braku dojrzałości, aby sobie z nimi poradzić. Wolność jednostki, idee żywcem wzięte z pism Jana Jakuba Rousseau? Jenny Diski opisuje, do jakiego ekstremum można je było popchnąć na przykładzie absolutnej wolności ludzi cierpiących na choroby psychiczne i na przykładzie... uczniów. Zwłaszcza przygody z edukacją są w tym kontekście znamienne: jak kończy się eksperyment, w którym zamiast wtłaczać młodych ludzi w opresyjne szkolne formy da im się wolność?
Książeczka Jenny Diski to też ciekawie postawione pytanie o to, co stało się z pokoleniem wyzwolonych buntowników. Odpowiedź jest pełna zrozumienia, pozbawiona niepotrzebnego żalu i goryczy, pogodzona z naturalnym przemijaniem i zmianami.
Całkiem przyzwoicie.
Objechawszy solidnie gniot Diane di Primy wydany w tej samej serii przez to samo wydawnictwo obiecałam sobie, że nie tknę nic więcej sygnowanego przez tę instytucję... i skusiłam się jednak na "Lata sześćdziesiąte". Było warto.
Ta krótka książeczka to nie tyle wspomnienia, ale refleksja nad wspomnieniami. Że hippisowska moda? To nie tylko ubrania, to cała rewolucyjna idea...
Ech, nie wiem, jak ocenić tę książkę.
Lubię książki popularnonaukowe, nie boję się słowa "fizyka" i mam cierpliwość do przebijania się przez teksty, których na początku nie rozumiem - ale fizyki w tej książce w zasadzie nie ma.
Lubię książki biograficzne i nie odstraszają mnie wywody historyków - ale historii jest tu niewiele, a biografia gubi się w politycznych niuansach lat wojennych i rozkręcającego się maccartyzmu.
Żeby nie było: ta biografia Oppenheimera to jest pomnik wystawiony monumentalnej, niewyobrażalnej pracy autorów ze źródłami. Tyle tylko, że w gąszczu zapisów z nielegalnych podsłuchów, materiałów z tajnych i poufnych akt łatwo stracić z oczu człowieka z krwi i kości, który miał swoje wady, ambicje i role do odegrania - i przyjęte świadomie, i narzucone przez czas i okoliczności.
Wyobrażam sobie, że dla czytelnika amerykańskiego kwestie zdrady stanu i posądzeń o współpracę z komunistami są ważne i wymagają pracowitego nakreślenia kontekstu, w jakim należy je interpretować. Niestety właśnie to sprawia, że miejscami ta książka cholernie dobra książka robi się wręcz trudna do zniesienia.
Ech, nie wiem, jak ocenić tę książkę.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toLubię książki popularnonaukowe, nie boję się słowa "fizyka" i mam cierpliwość do przebijania się przez teksty, których na początku nie rozumiem - ale fizyki w tej książce w zasadzie nie ma.
Lubię książki biograficzne i nie odstraszają mnie wywody historyków - ale historii jest tu niewiele, a biografia gubi się w politycznych niuansach...