-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2023-04-30
2023-02-01
"Zamęt" Vincenta V. Severskiego opowiada o spisku trawiącym polską Agencję Wywiadu od środka z wątkiem Talibanu w tle.
Tempo akcji książki było bardzo nierówne. Pierwszą połowę książki bardziej się przemęcza niż czyta, druga z kolei aż do dość sennego zakończenia pochłania. Wątki w książce spotkał podobny los, wszystko powoli jak walec musiało się rozruszać. Zdecydowanie najciekawszy był moskiewski wątek Dimy, wprowadzał ciekawe dylematy moralne, a także jego skomplikowane życie rodzinne. Również wątek Romana bardzo przyjemnie się rozwinął. Najgorzej zapamiętam wątek zmagań Henryka w niewoli u talibów, zmierzał całkowicie do nikąd.
Skoro już wspomniałem trochę o postaciach - prym tutaj wiedzie wspomniany wątek moskiewski, Dima, jego eks kochanka Wiera i rosyjski agent Dunin, to jest świetna i wybuchowa kombinacja charakterów i doświadczeń. Monika denerwowała i zadziwiała wieloma amatorskimi błędami i wygłaszanymi uproszczeniami, frazesami, co nie przystoi agentce. Roman był tak przenikliwy jak na szefa elitarnej jednostki wywiadu przystało, a bohaterów dopinają trochę bez wyraźnego charakteru, reagujący tylko na wydarzenia Henryk, Witek i Ela.
Patrząc na książkę pod kątem oczekiwań to trochę się z nimi minąłem. Spodziewałem się akcji agentury jak z "Jamesa Bonda", a dostałem trochę polskie, rodzime "07 zgłoś się" w wersji wywiadowczej. Mimo to, czytało się wcale nie najgorzej, a książka angażowała i zmuszała do przemyśleń, więc nie będę odradzał przeczytania.
"Zamęt" Vincenta V. Severskiego opowiada o spisku trawiącym polską Agencję Wywiadu od środka z wątkiem Talibanu w tle.
Tempo akcji książki było bardzo nierówne. Pierwszą połowę książki bardziej się przemęcza niż czyta, druga z kolei aż do dość sennego zakończenia pochłania. Wątki w książce spotkał podobny los, wszystko powoli jak walec musiało się rozruszać. Zdecydowanie...
2022-10-27
"Różaniec" Rafała Kosika to przede wszystkim krytyczna wizja społeczeństwa, zarówno współczesnego jak i przyszłego, autodestrukcyjnej natury człowieka, ale także historia o miłości, rodzinie i poświęceniu.
Warszawa piórem Kosika to fascynujące miejsce, miasto, które zawisło nie tylko w przestrzeni kosmicznej jako jeden z pierścieni na orbitalnym różańcu ale i w czasie. Niczym w ogromnym cylindrze O'Neilla główny bohater, ojciec małej Marysi, Harpad podróżuje w górę i w dół pierścienia, najpierw by zarobić, a później uratować córkę. Wplątuje się w wielką politykę, wielkie idee, które rządzą tym światem, i oplatają go rośnie mocno co system gAIa z swoim Nadzorem, Prewencją i Eliminacją.
Kosik opisuje świat i wydarzenia w sposób szczegółowy, czasami być może wręcz monotonny i powolny, ale wciągający. Akcja pomimo to jest wartka i idzie jak po sznurku ujawniając co raz więcej szczegółów na temat tego świata, by na końcu została zwieńczona fenomenalnym zakończeniem.
Bohaterowie są żywi, wielowymiarowi, pełni zalet i wad, nie tylko główni, ale także poboczni. Mimo, że głównym bohaterem jest Harpad, troskliwy ojciec podejmujący w życiu wiele złych decyzji, to wciąż otrzymujemy na tyle ważnych informacji o innych postaciach by żyć wraz z nimi na kartkach powieści.
Czuję się mile zaskoczony książką, z chęcią sięgnę po więcej dzieł autora. Polecam, szczególnie fanom zajdlowskich, dystopijnych powieści socjologicznych science fiction. Ale myślę, że zaciekawi i zmusi do przemyśleń właściwie każdego.
"Różaniec" Rafała Kosika to przede wszystkim krytyczna wizja społeczeństwa, zarówno współczesnego jak i przyszłego, autodestrukcyjnej natury człowieka, ale także historia o miłości, rodzinie i poświęceniu.
Warszawa piórem Kosika to fascynujące miejsce, miasto, które zawisło nie tylko w przestrzeni kosmicznej jako jeden z pierścieni na orbitalnym różańcu ale i w czasie....
2022-05-08
Książka Iana Rankina "Miecz i tarcza" to drugi utwór tego autora, który trafił w moje dłonie (pierwszym byli "Święci Biblii Cienia"). Tym razem John Rebus, protagonista kryminału, mierzy się z terrorystyczną organizacją paramilitarną działającą w Szkocji, powiązaną z bojówkami z Irlandii Północnej.
Akcja dzieje się 1993 roku, w ciągu trwającego konfliktu w Irlandii Północnej toczącego się między brytyjskimi paramilitarnymi bojówkami a IRA. Mnogość nazw własnych kolejnych organizacji mnie mocno przytłoczyła. Musiałem naprawdę dużo sobie dopowiadać w google, szukając wyjaśnień kolejnych skrótów i wydarzeń z Ulster.
Nie pomagało, również to, że autor przytłacza wszystkim. Bohaterami, których jest sporo, na tyle dużo, że miałem momenty, w których nie mogłem sobie przypomnieć kim jest ta osoba, z którą rozmawia główny bohater. Nazw dzielnic, ulic Edynburga. Znam topografię miasta, ale jednocześnie przez ubogie ich opisy, nie potrafię sobie wyobrazić tego miasta. Podobnie było w "Świętych Biblii Cienia", ale nie odczuwałem tego tak mocno.
Sam John Rebus nie zmienił się dużo między tomami ("Miecz i tarcza" to tom szósty, "Święci Biblii Cienia" tom dziewiętnasty), jest właściwie taki sam, mimo upływu lat. Więc i opis postaci z mojej poprzedniej opinii jest niezmienny, dalej to poważny aż do przesady, dekadencki fan rocka, który wierzy w swój instynkt i działa "jak za starych dobrych czasów" gdy policjanci mogli sobie na więcej pozwolić.
Wątek kryminalny był zawiły, wystarczająco by trzymać w niepewności - ale nie w napięciu. Głównie z powodów opisanych wyżej, jak i również kiepskiego tłumaczenia książki, po prostu w tej zawiłości traci się podekscytowanie sprawą. Samo rozwiązanie akcji było ciekawe, czuć niedosyt, ale było najlepszym punktem książki.
Niezbyt polecam tę książkę. Fanów Rankina i inspektora Rebusa może zadowolić, osób zainteresowanych trochę konfliktem w Irlandii stanowiącym tło też. Całą resztę osób, myślę że nie.
Książka Iana Rankina "Miecz i tarcza" to drugi utwór tego autora, który trafił w moje dłonie (pierwszym byli "Święci Biblii Cienia"). Tym razem John Rebus, protagonista kryminału, mierzy się z terrorystyczną organizacją paramilitarną działającą w Szkocji, powiązaną z bojówkami z Irlandii Północnej.
Akcja dzieje się 1993 roku, w ciągu trwającego konfliktu w Irlandii...
2022-03-26
Bernard Minier w "Paskudnej historii" zabrał mnie w niebywałą podróż, wprost na samotne wysepki na granicy stanu Waszyngton z Kanadą by śledzić losy chłopaka zamieszanego w morderstwo swojej dziewczyny. I cóż, z chęcią bym powiedział "ja chcę jeszcze raz".
Od pierwszych stron książki w oczy rzuca się język używany przez autora, obrazowy, dokładny ale kwiecisty. Używany z niezwykłą płynnością, nie będący przewlekle nudny. Wyobraźnia szaleje na każdej stronie, od samego początku, gdy autor rzuca nas orkom na pożarcie, po samą końcówkę naznaczoną zdobytym luksusem ale i utratą. Dawno nie czytałem nic, tak po prostu, pięknie napisanego.
Dzięki niesamowitej elokwencji Miniera tła nakreślonych w książce wydarzeń są rzeczywiste, każda lokacja, każdy budynek należycie opisany, tak by dało się wyobrazić to miejsce. Nie inaczej rzecz ma się z bohaterami, nie znajdziemy tu osób opisanych naprędce, na szybko. Każdy ma wystarczająco dużo miejsca na kartach powieści by w niej zaistnieć i dać jej swój unikalny ślad. To naprawdę wielka zaleta.
Obok dobrego określenia przestrzeni, miejsca akcji oraz jego bohaterów, kluczową dla tytułu z gatunku thrillera sensacyjnego jest fabuła. Tutaj jednak też nie mam się do czego przyczepić, książka wywołuje sporo dreszczyku, podnosi adrenalinę, daje multum emocji. Jednocześnie jest bardzo dokładna, bez dziur, od a do z poprowadzona. I z świetnym zwrotem akcji pod koniec.
Bardzo mocno książkę polecam, fanom thrillerów, ale nie tylko, bo to naprawdę świetny tytuł. Dobrze napisany, z niebanalną fabułą z ciekawym zakończeniem.
Bernard Minier w "Paskudnej historii" zabrał mnie w niebywałą podróż, wprost na samotne wysepki na granicy stanu Waszyngton z Kanadą by śledzić losy chłopaka zamieszanego w morderstwo swojej dziewczyny. I cóż, z chęcią bym powiedział "ja chcę jeszcze raz".
Od pierwszych stron książki w oczy rzuca się język używany przez autora, obrazowy, dokładny ale kwiecisty. Używany z...
2022-01-09
2021-11-20
Po latach udało mi się wrócić i skończyć trylogię "Więzień Labiryntu" Jamesa Dashnera. Po moich ostatnich przygodach z polskimi horrorami dobrze mi zrobiło przeczytanie czegoś napisanego normalnie i przyjemnie.
W "Leku na śmierć", zwieńczeniu cyklu, w końcu dochodzi do ostatecznej rozprawy z DRESZCZem i z tym, czy faktycznie jest on taki dobry, jak sama organizacja lubi się określać. Akcja w książce wręcz pędzi, przechodzimy od wydarzenia do wydarzenia, nie wiemy co się wydarzy za parę stron. Dla niektórych to z pewnością zaleta, mnie to zmęczyło. Może się starzeję, ale brakowało mi paru przestojów, by lepiej rozwinąć emocje, które odczuwali Brenda, Minho, Newt i Jorge, żeby się zatrzymali i pogadali, a mi pozwolili oswoić się z tym co się wydarzyło oraz mentalnie przygotować na to co nadejdzie. Łapałem się na tym, że stwierdzałem brak sensu zapamiętywania kolejnych wydarzeń, bo przecież za dwie strony wydarzy się już coś nowego, po co się skupiać na bieżącym.
Świat za to został bardzo dobrze rozwinięty, poznaliśmy realia życia ludzi w świecie ogarniętym Pożogą i autor świetnie stworzył klimatyczny, post-apokaliptyczny obraz kipiący życiem, choć często wynaturzonym. Dodatkowo wydarzenia były naprawdę dobrze napisane, mimo często chaosu wynikającego z wydarzeń czytelnik stale dobrze wiedział co się aktualnie na kartach powieści dzieje.
Brakowało mi jednak głębi w postaciach, nie rozwinięto za bardzo już innych postaci pobocznych nie licząc Newta i antagonistów z DRESZCZ, ale to co bolało to to, że główny bohater, Thomas był po prostu schematyczny - wszystkie jego zachowania wpadły w schemat: jest nastolatkiem, więc się buntuję, a gdy nie mogę się zbuntować, to poczekam do momentu, w którym będę mógł się zbuntować. I tak przez właściwie całą książkę. Autor próbował zaszczepić jakieś rozterki i w paru scenach, jak przy rozwiązaniu wątku Newta, udało mu się to, ale zbyt często wpadał w pułapkę buntowniczej pętli.
Mimo to, książkę czytało się naprawdę dobrze, szybko i przyjemnie, i jak ktoś chce kipiącą akcją, niezbyt wymagającą książkę post-apokaliptycznego fantasy to zarówno trzeci tom, jak i cały cykl "Więźnia Labiryntu" naprawdę polecam.
Po latach udało mi się wrócić i skończyć trylogię "Więzień Labiryntu" Jamesa Dashnera. Po moich ostatnich przygodach z polskimi horrorami dobrze mi zrobiło przeczytanie czegoś napisanego normalnie i przyjemnie.
W "Leku na śmierć", zwieńczeniu cyklu, w końcu dochodzi do ostatecznej rozprawy z DRESZCZem i z tym, czy faktycznie jest on taki dobry, jak sama organizacja lubi...
2021-09-18
"Miasteczko" Roberta Cichowlasa i Łukasza Radeckiego ciężko nazwać horrorem, choć teoretycznie w tym gatunku występuje. Co ciekawsze i zabawniejsze, na okładce widnieją słowa Mastertona o tej książce, chociaż wątpię by ją ktokolwiek w otoczeniu Grahama chociaż widział na oczy, bo o samym autorze nie wspomnę.
Sama fabuła kręci się wokół fikcyjnej wersji wierzeń słowiańskich i demonów, a raczej demonic, niby rodem z rodzimej demonologii. Niestety temat, który możnaby poruszyć ciekawie postanowiono zastąpić tandetną erotyką, która przysłoniła wszystko inne. Sceny opisane słabo, czułem się jakbym czytał fantazje erotyczne wyjątkowo sfrustrowanej osoby.
Postacie przez większość książek snuły się otępiałe, jakby ignorując warstwę zdarzeń ponadnaturalnych, które wokół nich mają miejsce, a dojście do wniosków, do których ludzie dochodzą w kilka minut (jak to, że w Morwanach nie ma zwierząt) zajmuje głównemu bohaterowi kilka dni. Żeby nie wspomnieć, że każdy mówi głównemu bohaterowi o ważności zdobytego przez niego przedmiotu, a on przez pół książki nosi go tylko w kieszeni.
Jednym z najbardziej bezsensownie wprowadzonych postaci jest postać detektywa Pawła. Nie wnosi ona za wiele, ma zdolności nadprzyrodzone, z których korzystanie nic nie daje fabularnie. Dodatkowo dochodzi masa absurdalnie słabych dialogów między nim a głównym bohaterem. Warto też wspomnieć, że w książce nie ma bliżej pierwszego planu żadnej postaci kobiecej, którą można opisać w sposób pozytywny, z kolei, poza postaciami z retrospekcji o każdym mężczyźnie można tu napisać coś dobrego.
Mimo to książki nie czyta się z bólem w zębach, nie ma powtórzeń, dziwnej stylistyki, wydarzenia w miarę płynnie przechodzą jedno w drugie.
Nie wiem komu bym miał "Miasteczko" polecić. Fani horrorów będą zawiedzeni, fani erotyki wieloma scenami obrzydzeni. Może przypadnie do gustu fanom słowiańszczyzny o niezbyt wysokich wymaganiach lub może niektórym fanom bdsm. Chociaż nie jestem pewien, czy i dla nich to nie jest zbyt wiele...
"Miasteczko" Roberta Cichowlasa i Łukasza Radeckiego ciężko nazwać horrorem, choć teoretycznie w tym gatunku występuje. Co ciekawsze i zabawniejsze, na okładce widnieją słowa Mastertona o tej książce, chociaż wątpię by ją ktokolwiek w otoczeniu Grahama chociaż widział na oczy, bo o samym autorze nie wspomnę.
Sama fabuła kręci się wokół fikcyjnej wersji wierzeń słowiańskich...
2021-07-25
Stephen King dla początkujących. "Cmętarz Zwieżąt" jak na jego książki czytało się całkiem płynnie i przyjemnie. Nie było aż tak tego, z czego głównie znam Kinga, czyli dużej ilości przedłużonych niemiłosiernie opisów. Wciąż jednak było czuć rękę autora, czasem były takie przestoje akcji, że chciało aż się wołać "niech się coś tu w końcu stanie" , wciąż nie był to jednak poziom frustracji, podczas którego rzuca się książkami pod ściany.
Grozy było tu niewiele, ale chyba celowo, to raczej miała być książka obyczajowa, i jako taka była całkiem niezła, z horrorem jedynie w tle.
Największym plusem powieści zdecydowanie są żywe postacie - z przyjemnością słuchało się razem z Louisem niesamowitych opowieści Juda, razem z Rachel przeżywało traumy z przeszłości i razem z Ellie martwiło się pójściem do przedszkola.
Zakończenie książki było zdecydowanie punktem kulminacyjnym, podczas którego natężenie horroru było największe. Myślę jednak, że objętościowo względem reszty treści było ono zdecydowanie za krótkie. Czułem niedosyt.
Jeśli ktoś zaczyna czytać Kinga, nie czytał jego dłuższych, bardziej rozbudowanych tytułów jak np. "Bastion" to "Cmętarz Zwieżąt" może mu się spodobać. Osoby, które mają je za sobą, mogą czuć się zawiedzione.
Stephen King dla początkujących. "Cmętarz Zwieżąt" jak na jego książki czytało się całkiem płynnie i przyjemnie. Nie było aż tak tego, z czego głównie znam Kinga, czyli dużej ilości przedłużonych niemiłosiernie opisów. Wciąż jednak było czuć rękę autora, czasem były takie przestoje akcji, że chciało aż się wołać "niech się coś tu w końcu stanie" , wciąż nie był to...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-04-17
"Maska Luny" Jarosława Moździocha była naprawdę świetnym horrorem, niestety jednak tylko dla czytelnika. Zarzucić tutaj można wiele - nienaturalne dialogi, brak rzetelnego opisu jakiejkolwiek postaci męskiej, może za wyjątkiem Iana - ale do walorów postaci kobiecych autor wraca regularnie, największym grzechem jednak było epatowanie erotyką, często zwyczajnie fetyszystyczną, przy braku towarzyszącej jej grozy, co właściwie odrywa z tytułu łatkę horroru i obnaża słabą fantastykę pseudonaukową. No bo ciężko nazwać strasznym sytuację, w której główny bohater zerka do dziury i nie ma w niej drapieżnego ptaka, po czym okazuje się, że olaboga! jednak tam jest. Ta scena, jak zresztą właściwie każda scena mająca straszyć, raczej śmieszy absurdem.
O postaciach ciężko coś powiedzieć, bo większość można opisać dwoma słowami, poza tym, że postacie męskie są masą, która różni się tylko imionami i tym z którymi koleżankami sypiają. Dużo lepiej stoi tutaj sprawa z postaciami żeńskimi, ale i te są niezwykle ubogie (jedyna trochę lepiej opisana postać to Karolina).
Zakończenie zostało zrobione koszmarnie na szybko, były zbyt duże skoki informacji, którymi autor wręcz zalewał czytelnika, a sam plot twist wyciągnięty z kapelusza tylko po to by zaskoczyć, nie by miał sens.
To co można zaliczyć na plus to dość niezły wgląd we wnętrze umysłu głównego bohatera oraz z całą pewnością sporą pracę autora nad przybliżeniem sobie terminów i niektórych odkryć archeologicznych ostatnich lat.
Książki nie polecam, bo nie wiem nawet komu bym mógł, nie wiem kto jest grupą docelową tej książki, co tylko utwierdza w przekonaniu, że coś tu poszło bardzo mocno nie tak.
"Maska Luny" Jarosława Moździocha była naprawdę świetnym horrorem, niestety jednak tylko dla czytelnika. Zarzucić tutaj można wiele - nienaturalne dialogi, brak rzetelnego opisu jakiejkolwiek postaci męskiej, może za wyjątkiem Iana - ale do walorów postaci kobiecych autor wraca regularnie, największym grzechem jednak było epatowanie erotyką, często zwyczajnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-31
2021-01-31
Spodziewałem się, że odbędę piękną i relaksującą podróż po lasach, podczas której drzewa zdradzą mi swoje sekrety. "Sekretne życie drzew" niestety tylko częściowo spełniło moje oczekiwania.
Peter Wohlleben z własnego doświadczenia leśnika oraz miłości do drzew brnie z rozdziału na rozdział. Opisuje niesamowite rzeczy w sposób, który już taki niesamowity nie jest. Gdy do tego dojdzie fakt, że co jakiś czas autor pół strony poświęca na powtórzenie wiadomości, które były już wcześniej, to ma się wrażenie, że autor się zapętla, jakby nie pamiętał już co pisał na początku. Mimo to konsekwentnie co kilka rozdziałów mamy powrót do wyjaśnienia czemu buki to naddrzewa lasów środkowej Europy. Od pewnego momentu jest to głównym czynnikiem, przez który książka nudzi.
Sama treść jest naprawdę ciekawa aczkolwiek dla osób, które nie są biologicznymi laikami, sekretne życie drzew opisane w książce już nie jest takie sekretne. Wiele rzeczy oczywiście dalej zdumiewa, ale już nie zaskakuje, myślę, że osoba bez biologicznego lub chemicznego wykształcenia doceni tę książkę lepiej niż ja pod tym względem.
Biorąc jednak poprawkę na fakt, niż autor nie jest doświadczonym pisarzem, a docelowym celem książki mogą być osoby, które są tylko amatorami zieleni w celu popularyzacji zagadnienia ochrony przyrody i drzewostanu to książkę mimo wszystko mogę polecić. Dzięki niej może ktoś pokocha naturę, lasy i zastanowi się nad ochroną środowiska naturalnego. A to na pewno byłoby zarówno spełnienie marzeń zarówno moich jak i autora.
Spodziewałem się, że odbędę piękną i relaksującą podróż po lasach, podczas której drzewa zdradzą mi swoje sekrety. "Sekretne życie drzew" niestety tylko częściowo spełniło moje oczekiwania.
Peter Wohlleben z własnego doświadczenia leśnika oraz miłości do drzew brnie z rozdziału na rozdział. Opisuje niesamowite rzeczy w sposób, który już taki niesamowity nie jest. Gdy do...
2020-12-20
2020-10-22
Długo czytałem tę książkę, co jakiś czas wracałem, ale musiałem przerywać. Wiele mnie w niej męczyło.
Przede wszystkim opowiadania, mimo naprawdę niezłej części obyczajowej bardzo niewiele wzbudzały grozy, emocji takich jak niepokój, te znane chyba każdemu czytelnikowi dreszcze na skórze nie wystąpiły. A przecież takie jest zamierzenie opowiadań, które jednak miały być w klimacie okołohorrorowym.
Klub absolutnej karty kredytowej jeszcze się tego trzymał, był ciężki klimat, aczkolwiek treść się rozwijała zdecydowanie za powoli.
Im dalej w las tym gorzej, opowiadania były co raz mniej klimatyczne, co raz mniej miały dobrych wątków grozy, co raz płytszą miały puentę.
Dopiero Czarne motyle wydawały się zerwać z tym ciągiem. Nieoczekiwanie zmieniła się narracja, zmieniły się odczucia na gorzką, jesienną melancholię. I choć wiele rzeczy w nim było niepotrzebne, to jako eksperyment opowiadanie było udane.
Cały tomik nie był zły, w końcu doczytałem do końca, ale po Grzędowiczu spodziewałem się więcej, dużo więcej.
Długo czytałem tę książkę, co jakiś czas wracałem, ale musiałem przerywać. Wiele mnie w niej męczyło.
Przede wszystkim opowiadania, mimo naprawdę niezłej części obyczajowej bardzo niewiele wzbudzały grozy, emocji takich jak niepokój, te znane chyba każdemu czytelnikowi dreszcze na skórze nie wystąpiły. A przecież takie jest zamierzenie opowiadań, które jednak miały być w...
"Amerykańscy bogowie" to jedna z najpopularniejszych powieści Neila Gaimana. Główny bohater, Cień, spotyka po wyjściu z więzienia tajemniczego jegomościa, pana Wednesday. Razem z nim udaje się w podróż po Ameryce by zebrać bogów, przywleczonych do niej wraz z migrantami, do ostatecznej walki z zapomnieniem.
Wiele wątków się tu pojawiło, niektóre były prowadzone lepiej, inne gorzej. Plot twist na koniec był spodziewany acz pożądany właśnie w takiej formie w jakiej był przedstawiony. Zdecydowanie najlepiej podobał mi się wątek Likeside, lekko obyczajowy, z kryminałem w tle. Nie czułem, żeby odcinał się od reszty powieści, raczej był jej świetnym uzupełnieniem. Najmniej ciekawiły mnie perypetie żony Cienia - Laury. Wiele klimatu dodawały wstawki o historiach bóstw czy oniryczne wydarzenia snów Cienia.
Główny bohater jest jak swoje imię, jego charakter nie ma kształtu, jest niezdefiniowany jak u noworodka, zdaje się reagować na polecenia innych, ale sam jest totalnie apatyczny. Ciekawy wybór na stworzenie postaci, ale nie ułatwia czytania. Na szczęście towarzyszą mu charyzmatyczne postacie poboczne z różnych mitologii i nie tylko, na czele z Wednesday i Samanthą.
Książkę wbrew pozorom, tej pewnej współczesnej baśniowości, nie czyta się aż tak lekko. Ciężko mi powiedzieć komu ją polecić, na pewno nie jest dla każdego. Mimo to, jeśli ktoś lubi urban fantasy, mitologie i symbolikę, to w książce odnajdzie wiele pożądanych przez niego motywów.
"Amerykańscy bogowie" to jedna z najpopularniejszych powieści Neila Gaimana. Główny bohater, Cień, spotyka po wyjściu z więzienia tajemniczego jegomościa, pana Wednesday. Razem z nim udaje się w podróż po Ameryce by zebrać bogów, przywleczonych do niej wraz z migrantami, do ostatecznej walki z zapomnieniem.
więcej Pokaż mimo toWiele wątków się tu pojawiło, niektóre były prowadzone lepiej,...