-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2021-04-29
2021-03-23
Ta książka przeleżała na mojej półce dobrych kilka lat - najwyraźniej jednak doczekała się odpowiedniego momentu. Po zmęczeniu wywołanym światem wokół, ciągłymi wzmiankami o chorobie i obostrzeniach, "Blackout" był dla mnie wspaniałym oderwaniem. Pewnie teraz myślicie: "Niby dlaczego, przecież to książka o zagładzie Europy?". Dzięki niej przekonałam się jednak, że może nie warto aż tak narzekać na to, co mamy.
"Blackout" opowiada historię ataku na sieci energetyczne w całej Europie oraz Ameryce. Można rzec, że historia poniekąd wyssana z palca, jednak autor inspirował się często rzeczywistymi wydarzeniami, co tylko nadało jego przemyśleniom autentyczności. Wielokrotnie nawet pozwoliłam sobie sprawdzić pewne informacje i rzeczywiście Marc Elsberg wykonał świetną robotę, jeśli chodzi o research. Przyznał co prawda, że pewne fakty nie są zgodne z prawdą, ale to przede wszystkim ze względu na ich poufność. Przez samą historię brnie się bardzo płynnie - nie tylko przez wątek fabularny, ale także wnioski ekonomiczne czy naukowe, o których na co dzień nie myślimy. Jak bez prądu i wody wyglądałoby życie w szpitalach? Jak zaopatrywalibyśmy się w jedzenie? Skąd bralibyśmy pieniądze? A nawet... jak wydoić całą farmę krów bez odpowiednich maszyn? Naprawdę dopracowana książka. Mimo że można oczekiwać bardziej wielowarstwowych postaci i lepszego zakończenia (książka mogłaby po prostu urwać się o te 80 stron wcześniej i całokształt wypadłby moim zdaniem lepiej), to jest to pozycja warta uwagi. W bardzo ciekawy sposób ukazuje sposób postrzegania pewnych rozwiązań IT zaledwie kilka lat wcześniej i pozwala dostrzec, jak zmienia się nie tylko świat wokół, ale też my sami.
Ta książka przeleżała na mojej półce dobrych kilka lat - najwyraźniej jednak doczekała się odpowiedniego momentu. Po zmęczeniu wywołanym światem wokół, ciągłymi wzmiankami o chorobie i obostrzeniach, "Blackout" był dla mnie wspaniałym oderwaniem. Pewnie teraz myślicie: "Niby dlaczego, przecież to książka o zagładzie Europy?". Dzięki niej przekonałam się jednak, że może nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-17
Pozycję tę traktuję na równi z "Myszy i Ludzie" tego samego autora, z tym że w "Na wschód od Edenu" objętościowo Steinbeck znacznie lepiej wykazał się warsztatem literackim i ukazał swój geniusz. Jego przemyślenia i zawarte między wierszami myśli są esencją życia każdego człowieka, niezależnie od tego, ile czasu upłynęłoby od powstania tego dzieła. Historia obszerna, rozciągnięta na wiele lat, pokoleń i bohaterów sprawia, jakbyśmy żyli między nimi, znali ich osobiście, przeżywali z nimi problemy i miłości. Jestem absolutnie zachwycona, bo mimo dużej objętości dosłownie przepadłam w fabule, czego na przykład o "Gronach gniewu" już powiedzieć nie mogłam. Jedynym powodem, dla którego lektura nie dostała ode mnie 10 gwiazdek jest zakończenie. W porównaniu do całości włożonej pracy, miałam wrażenie, że jest co najwyżej mierne. Dość mocno rozwleczone, już takie na siłę i rozmemłane. Całość jednak broni się w stu procentach. Obowiązkowa lektura dla każdego czytelnika.
Pozycję tę traktuję na równi z "Myszy i Ludzie" tego samego autora, z tym że w "Na wschód od Edenu" objętościowo Steinbeck znacznie lepiej wykazał się warsztatem literackim i ukazał swój geniusz. Jego przemyślenia i zawarte między wierszami myśli są esencją życia każdego człowieka, niezależnie od tego, ile czasu upłynęłoby od powstania tego dzieła. Historia obszerna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-10
Pierwsze moje wrażenie z tej książki? Wydawała mi się odrobinę absurdalna, zwłaszcza jeśli patrzyłam na nią pod kątem zachwytu, jaki się wobec niej przetoczył. Gdy przeczytałam zdanie, w którym kobieta rozpoznała wyraz twarzy mężczyzny po jego piętach, już zupełnie myślałam, że jedyne, co się udało w tej lekturze, to niesamowicie piękna okładka.
Wystarczyło jednak przywyknąć do bardzo specyficznego języka, jakim prowadzona jest narracja. Zagłębiając się w fabułę, zupełnie przestaje nam przeszkadzać inna mentalność, a zaczyna fascynować klimat opisywanej historii. Ostrzegam jednak: jeśli oczekujecie miłosnego trójkąta, a już zwłaszcza w formie fizycznej, to lepiej zmieńcie swoje nastawienie. Trójka ludzi z bardzo zawiłymi relacjami była, ale to na tyle. Autorka zaznaczyła, że opisywane przez nią plemiona są tylko inspirowane rzeczywistością, ale stworzyła naprawdę rzetelny obraz, w który chce się wierzyć. Podobało mi się też opisywanie bez ceregieli warunków higienicznych i nieupiększanie obrzędów czy różnych wierzeń. To też jednak z niewielu książek od długiego czasu, która sprawiła, że obudziły się we mnie duże emocje wywołane sytuacją bohaterów.
W ostatecznym rezultacie polecam, lektura na pewno na długo zapadnie mi w pamięć i pięknie ubarwiła mi czas spędzany w domu.
Pierwsze moje wrażenie z tej książki? Wydawała mi się odrobinę absurdalna, zwłaszcza jeśli patrzyłam na nią pod kątem zachwytu, jaki się wobec niej przetoczył. Gdy przeczytałam zdanie, w którym kobieta rozpoznała wyraz twarzy mężczyzny po jego piętach, już zupełnie myślałam, że jedyne, co się udało w tej lekturze, to niesamowicie piękna okładka.
Wystarczyło jednak...
2020-04-07
"Małe eksperymenty ze szczęściem" roztaczają wokół siebie nutę tajemniczości, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ich autor nie ujawnił się do tej pory. Z pewnością jednak to ktoś, kto bardzo dobrze znał od środka domy starości w Holandii i orientował się w polityce kraju, bo za osłoną zwykłego dziennika staruszka kryje się mnóstwo faktów i fakcików, które budują niesłychany klimat opowieści.
Fabuła książki przedstawia rok z życia Hendrika Groena. Z założenia prowadzi on dziennik, by zamieszczać w nim pozytywne rzeczy: ma być to taki swoisty manifest rzeczywistości, która go otacza. Życie jednak szybko weryfikuje jego zamiary, a prowadzone notatki pozwalają mu uporać się z codziennością - śmiercią bliskich, samotnością, chęcią pożegnania się z życiem.
To właściwie lektura słodko-gorzka. Pełna absurdów i humoru, a także podejścia, że z życia trzeba czerpać jak najwięcej się da, a równocześnie zahaczającą o zupełny marazm i poczucie bezsensu. Równocześnie porusza bardzo ważne problemy demencji czy też eutanazji, a także wykluczenia społecznego. Czasem człowiek marzy, by robić takie rzeczy na starość jak bohaterowie, by umilić sobie dni, a czasami boi się, czy jego emerytura nie będzie wyglądać podobnie. Istna huśtawka nastrojów.
Sięgnęłam po tę książkę z zamiarem psychicznego odpoczynku, jednak nie do końca to dostałam. Lektura do przemyśleń, nawet wprawiająca w lekką melancholię, ale na pewno warta poświęconego jej czasu.
"Małe eksperymenty ze szczęściem" roztaczają wokół siebie nutę tajemniczości, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ich autor nie ujawnił się do tej pory. Z pewnością jednak to ktoś, kto bardzo dobrze znał od środka domy starości w Holandii i orientował się w polityce kraju, bo za osłoną zwykłego dziennika staruszka kryje się mnóstwo faktów i fakcików, które budują niesłychany...
więcej mniej Pokaż mimo to2019
Do przeczytania książki, jak można się spodziewać, zachęcił mnie wcześniej obejrzany i pokochany za klimat serial. Oczywiście brałam pod uwagę, że to pozycja młodzieżowa i nie spodziewałam się górnolotności, ale jednak jakieś oczekiwania miałam, zwłaszcza że "Ciemność nad miastem" stanowi rozszerzenie historii bohaterów, głównie Nastki i Hoppera, a przynajmniej takie było założenie.
Dlaczego tylko założenie? Cóż, bo postać Nastki wydaje się w tej pozycji naprawdę płaska, to na policjanta skierowane są wszystkie reflektory. Żeby chociaż z dobrym efektem... Tak naprawdę z czegoś, co ma niesamowity klimat lat 80-tych powstał... bardzo niskiej klasy kryminał. Jednak inaczej czyta się o intrygach wychodzących spod piór osób przeszkolonych medycznie, mających jakąś głębszą styczność z prawem czy przestępczością. Tutaj odniosłam wrażenie, że czytelnik jest traktowany jak małe dziecko, które zadowoli się byle historią, byle tylko nawiązywała do serialu.
Mnie na przykład w ogóle cały ten wątek kryminalny nie wciągnął. Jeśli miał unaocznić mi, dlaczego Hopper jest jaki jest, co wpłynęło na kształtowanie się jego przeszłości i tak dalej, to nie wyszło. Oczywiście, są wstawki z jego prywatnego życia, są wzmianki o żonie (one jedyne chyba nadają tej historii jakiejś barwy), ale tak czy siak efekt jest mizerny. Nie polecam, ja się rozczarowałam.
Do przeczytania książki, jak można się spodziewać, zachęcił mnie wcześniej obejrzany i pokochany za klimat serial. Oczywiście brałam pod uwagę, że to pozycja młodzieżowa i nie spodziewałam się górnolotności, ale jednak jakieś oczekiwania miałam, zwłaszcza że "Ciemność nad miastem" stanowi rozszerzenie historii bohaterów, głównie Nastki i Hoppera, a przynajmniej takie było...
więcej mniej Pokaż mimo to2019
2019-06-29
Ciągle zastanawiałam się, czy w serii o Jakubie Mortce natrafię na coś, co przebije "Podpalacza", no i wreszcie się doczekałam. Właśnie do takich kryminałów jest mi tęskno.
"Osiedle marzeń" to jakże prześmiewczy tytuł historii, która opowiada o śmierci pewnej dziewczyny. Nagle w kilku zwyczajnych blokach, w których mieszkają wpływowi, bogaci ludzie, odnajdujemy kilka charakterów spod ciemnej gwiazdy, a przynajmniej tak się wydaje. Sposób, w jaki każda z tych postaci jest ze sobą połączona, dosłownie wprawia w zachwyt. Każde wydarzenie jest skrupulatnie zaplanowane, a czytelnik dosłownie daje się wodzić za nos. Tutaj już jest czegoś pewny, a zaraz powraca do poprzedniej wersji wydarzeń i znowu wierzy w co innego. No i ta magia szczegółów, ach... Jedna maleńka rzecz, która wydaje się zupełnie zbędna dla fabuły, nagle zupełnie ją przeinacza. I za to bardzo szanuję Chmielarza: u niego nigdy niczego nie można być pewnym na sto procent. Poza tym wciąż uważam go za mistrza "dobrych" zakończeń, a i ta książka nie stanowi wyjątku od reguły.
Jestem absolutnie zachwycona postaciami, intrygą i tym, w jakim napięciu pozostawiły mnie ostatnie strony tej lektury. Polecam gorąco!
Ciągle zastanawiałam się, czy w serii o Jakubie Mortce natrafię na coś, co przebije "Podpalacza", no i wreszcie się doczekałam. Właśnie do takich kryminałów jest mi tęskno.
"Osiedle marzeń" to jakże prześmiewczy tytuł historii, która opowiada o śmierci pewnej dziewczyny. Nagle w kilku zwyczajnych blokach, w których mieszkają wpływowi, bogaci ludzie, odnajdujemy kilka...
2019-06-26
Kiedy przyniosłam tę książkę do domu, na twarzy mojej mamy pojawił się wyraz zniesmaczenia. Nie dlatego, że nie szanuje takiej literatury, po prostu ona w przeciwieństwie do mnie już nie wyobraża sobie zagłębiania się w podobne historie. Mimo że znam odpowiedź, za każdym razem pytam: "Czemu?", a ona niemalże zawsze odpowiada, że na wiele rzeczy z perspektywy czasu patrzy inaczej. Ostatnio dodała jeszcze: "Może to dlatego, że jestem matką i za każdym razem myślę o tym pod kątem własnych dzieci".
To jest właśnie jedna z tych historii, dzięki którym ją zrozumiałam. Widzicie, to trochę inaczej, gdy czyta się dzienniki, pamiętniki i biografie z obozów zagłady, a co innego, kiedy ktoś opracowuje je na tyle skrupulatnie, że jest w stanie spisać historię więźnia, który sam tego nie zrobił. Piszę tę opinię i ciągle szlocham. Naprawdę nie wiem, kiedy ostatni raz popłakałam się przy jakiejkolwiek książce tak bardzo, chyba nigdy. Mimo że wiem, że część z wydarzeń nie miała miejsca (wszystko wyjaśnia kalendarium historyczne pod koniec), mimo że autor nie mógł wiedzieć, co kobieta myślała, nie do końca, a jednak zdecydował się na pierwszoosobową narrację: matki pięciorga dzieci, żony, która została rozdzielona z mężem, i kobiety, która zasiała jakiś cień nadziei w obozie, w którym nawet nie musiała się znaleźć.
Książka jest niesamowita, bo choć poraża swoim tragizmem, to niejednokrotnie można poczuć przy niej ciepło na sercu i wdzięczność za to, że jednak my, nasze rodziny, dzieci i wszyscy jesteśmy bezpieczni. Czytałam naprawdę dużo relacji z tego okresu, a jednak przedstawiona w tej lekturze perspektywa dotarła do mnie w sposób, w jaki nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Gorąco polecam.
Kiedy przyniosłam tę książkę do domu, na twarzy mojej mamy pojawił się wyraz zniesmaczenia. Nie dlatego, że nie szanuje takiej literatury, po prostu ona w przeciwieństwie do mnie już nie wyobraża sobie zagłębiania się w podobne historie. Mimo że znam odpowiedź, za każdym razem pytam: "Czemu?", a ona niemalże zawsze odpowiada, że na wiele rzeczy z perspektywy czasu patrzy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-25
"Przejęcie" to najgłośniejsza, najbardziej doceniania i nagradzana powieść z serii o Jakubie Mortce. Czy słusznie? Zważając na sam temat i jego dopracowanie, zapewne tak. Subiektywnie rzecz biorąc... mnie wciąż pozostaje sentyment do "Podpalacza" i czekam na kontynuację, która mu dorówna.
Tym razem rzecz dotyczy przemytu narkotyków. Sam wstęp do opowiadanej historii i tło zbrodni jest wyśmienite, aż można żałować, że nie powstała z tego odrębna historia. Później jednak powracamy na stabilniejszy grunt, do Warszawy i naszego komisarza. Pojawia się nowa wspólniczka, która zdaje się mieć duży potencjał na rozwinięcie jej wątków w przyszłych częściach serii. Jej postać nadała kolorytu całej fabule, stała się oficjalnie moim numerem jeden. Następuje nieco zmian w życiu Mortki i niektóre z nich też uważam za absolutny fenomen, bo są świetnym przykładem na to, jak z nieważnego faktu można zrobić coś na miarę żyły złota. Tak więc wątki obyczajowe jak najbardziej na plus. Jeśli zaś chodzi o samą zbrodnię... szczerze mówiąc, była chyba najnudniejsza z dotychczasowych, mimo że najbardziej zawiła, wow, tyle zwrotów akcji, przekrętów, kłamstw i tak dalej. Wszystko spójne, idealnie rozplanowane, a jednak właśnie brakowało mi jakiejś spontaniczności, takiego zupełnego zaskoczenia. Mimo tego autor bardzo rozwija się pomiędzy poszczególnymi częściami i nie traci poziomu, za co mocno szanuję.
Polecam, u mnie w domu dosłownie każdy pochłonął tę serię w całości. Z pewnością jedne z lepszych polskich kryminałów. Biorę się za następną część i jestem ciekawa, co też czeka mnie tym razem.
"Przejęcie" to najgłośniejsza, najbardziej doceniania i nagradzana powieść z serii o Jakubie Mortce. Czy słusznie? Zważając na sam temat i jego dopracowanie, zapewne tak. Subiektywnie rzecz biorąc... mnie wciąż pozostaje sentyment do "Podpalacza" i czekam na kontynuację, która mu dorówna.
Tym razem rzecz dotyczy przemytu narkotyków. Sam wstęp do opowiadanej historii i tło...
2019-06-05
Moje kolejne spotkanie z Chmielarzem w zupełnie innym klimacie, zupełnie nowym miejscu. Z przeludnionej, gwarnej Warszawy przenosimy się do małych Krotowic, gdzie wszyscy znają wszystkich, a pojęcie "zbrodnia" jest raczej nieznane. Nasz główny bohater wciąż ma kontakt z bohaterami z pierwszej części, ale jednak mnie bardzo brakowało klimatu i napięcia, który oferował nam "Podpalacz". Nie znaczy to jednak, że jestem rozczarowana; może po prostu mniej zachwycona.
Jedyne czego żałuję, to faktu, że okładka i tytuł książki zdradzają dość dużo jeśli chodzi o samą fabułę. Nie jest ona już po prostu większym zaskoczeniem, chociaż sam pomysł wydaje się dość nietuzinkowy i, co ciekawe, wsparty faktami. Mówi się jednak, że stworzenie kontynuacji do stworzonej przez siebie opowieści jest bardzo trudne przy okazji drugiej części i czasem odnosiłam wrażenie, że autor usilnie walczył z tym mitem, broniąc się sprawdzonymi chwytami takimi jak prostytucja, seks, rasizm i tak dalej. No wiecie, takimi tematami, które zatrzymają każdego czytelnika.
Mimo wszystko po raz kolejny bardzo podobały mi się relacje między postaciami i ich autentyczność. Mocną stroną Chmielarza są także zakończenia, więc i tym razem się nie zawiodłam. Na pewno jednak nie jestem już pod takim wrażeniem jak przy okazji pierwszej książki z serii, gdzie miliony wątków łączyły się w jeden i jednak czytelnik mógł więcej zgadywać, bo w "Farmie dla lalek" wielokrotnie z góry wiemy już o pewnych rzeczach. Tak czy siak polecam, ale to jedna z tych serii, które najlepiej czytać od pierwszej części, by nie straciły dużo na wartości.
Moje kolejne spotkanie z Chmielarzem w zupełnie innym klimacie, zupełnie nowym miejscu. Z przeludnionej, gwarnej Warszawy przenosimy się do małych Krotowic, gdzie wszyscy znają wszystkich, a pojęcie "zbrodnia" jest raczej nieznane. Nasz główny bohater wciąż ma kontakt z bohaterami z pierwszej części, ale jednak mnie bardzo brakowało klimatu i napięcia, który oferował nam...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-23
Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu, ale po którymś: "Musisz w końcu przeczytać Chmielarza!" spasowałam i zabrałam się do dzieła. Nie przepadam za polskimi autorami, a jednak przy okazji "Podpalacza" poczułam, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz lektura mnie wciągnęła, a tutaj tak właśnie się stało.
Historia Jakuba Mortki jest wielopłaszczyznowa i nie wpisuje się w czysty kryminał. Mamy wiele rozbudowanych wątków obyczajowych, które nie skupiają się tylko na głównym bohaterze. Autor ukazuje niesamowicie barwne społeczeństwo, postacie są zróżnicowane, każda z nich ma swoje własne problemy, a ich sposób bycia sprawia, że moglibyśmy zobaczyć ich pierwowzory maszerując po mieście czy witając się z naszym sąsiadem. Nie można odmówić tej książce autentyczności i zwracam honor, jako że na samym początku miałam wrażenie, że dialogi niespecjalnie wpisują się w rzeczywistość.
Tutaj nie ma wątków zbędnych, każdy jest "po coś". Jeśli nawet zaczynamy w to wątpić, to na samym końcu pojawią się dwa krótkie akapity, które sprawią, że aż zagwiżdżemy z uznaniem. Oczywiście nie jest to lektura mogąca się równać klasykom, nie znajdziemy tu raczej zbyt dużo życiowej mądrości, ale na pewno spędzimy naprawdę dobrze czas przez te kilka godzin. "Podpalacz" to dużo nietypowych rozwiązań, które dla wielu mogą okazać się niespełnionymi oczekiwaniami, ale jak dla mnie Chmielarz stał się przodownikiem współczesnego, polskiego kryminału. Gorąco polecam.
Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu, ale po którymś: "Musisz w końcu przeczytać Chmielarza!" spasowałam i zabrałam się do dzieła. Nie przepadam za polskimi autorami, a jednak przy okazji "Podpalacza" poczułam, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz lektura mnie wciągnęła, a tutaj tak właśnie się stało.
Historia Jakuba Mortki jest wielopłaszczyznowa i...
2019-02-05
Wybór tej książki nie był, jak w przypadku wielu, powodowany zwykłą ciekawością. Kierowałam się głównie autorami tej pozycji, jak i samym faktem wakacyjnego wyjazdu. Prawda jest taka, że „Szepty kamieni” to nietypowy reportaż, ale napisany bardzo skrupulatnie i w stylu, który od razu podsuwa nam obraz ludzi zżytych z Islandią. Nie znajdziemy tutaj rzeczowych, prostych opisów zwiedzanych miejsc w kolejności od A do Z. To bardziej obrazy pamięciowe, poetyckie opisy niezwykle surowego krajobrazu, który wiele osób urzeka na tyle, że chcą tam wracać i wracać.
Autorzy przedstawiają jedną ze swoich podróży, skupiając się na eksploracji opuszczonych miejsc, których na Islandii jest bez liku. Początkowo prowadzili na ten temat bloga, jednakże z czasem ich doświadczenia rozrosły się na tyle, że postanowili oprawić je w książkę, a to wszystko dzięki bogatym historiom napotkanych po drodze ludzi. Osoby wymienione w publikacji nie tylko skupiały się na własnej historii, ale także na dziejach miejsc, przedmiotów, a także legend na temat skrzatów czy kołysanek o mrocznych stworzeniach.
Co mnie zachwyciło, to warstwa literacka całego reportażu, bo to troszkę takie udowodnienie, że jak się chce, to się potrafi. Para mimo tego, że nie spędza całego swojego życia w Polsce, potrafi pisać gramatycznie i interpunkcyjnie lepiej niż polscy autorzy z bestsellerowych list, naprawdę. Poza tym rzuciło mi się w oczy parę zdań, które uważam za swoiste perełki załączone jako dodatek do merytorycznej części tekstu, a także wiele prostych sformułowań, które w bardzo przystępny sposób ukazują odmienność mentalną tamtejszych mieszkańców.
Naprawdę wartościowa pozycja, gorąco polecam wraz z całą rodziną! A na całość recenzji zapraszam tutaj: https://mediaturapl.wordpress.com/2019/02/15/kraj-na-koncu-swiata/
Wybór tej książki nie był, jak w przypadku wielu, powodowany zwykłą ciekawością. Kierowałam się głównie autorami tej pozycji, jak i samym faktem wakacyjnego wyjazdu. Prawda jest taka, że „Szepty kamieni” to nietypowy reportaż, ale napisany bardzo skrupulatnie i w stylu, który od razu podsuwa nam obraz ludzi zżytych z Islandią. Nie znajdziemy tutaj rzeczowych, prostych...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-15
Ostatnio naprawdę nie mam chwili, żeby przysiąść przy książce i poświęcić jej dużo czasu. To opowiadanie, a może raczej mini-powieść, okazało się wręcz idealne, mimo że zazwyczaj dzieła, które wyszły spod pióra Kinga, są dla mnie odrobinę toporne. Współpraca z Richardem Chizmarem zdziałała tu jednak cuda.
Wiele osób narzeka na pewien niedosyt przy okazji tej pozycji literackiej. Wynika on pewnie z tego, że nie znajdziemy tutaj typowego dla Kinga klimatu: surowego, pełnego wulgaryzmu, niewyjaśnionych zjawisk i turpizmu. Właściwie dorastamy wraz z bohaterką utworu, która jest troszeczkę naiwna, ale jednak bardzo moralna i wrażliwa w tym, co robi. Ten sposób narracji był więc na pewno odmianą, ale jak dla mnie bardzo miłą, jako że trochę przejadła mi się ta rutyna królewskich opowieści. Myślę, że bardzo duży udział miał w tym Chizmar, który specjalizuje się w krótkich formach. Co jak co, ale widać to zwłaszcza przy okazji kompozycji i zakończenia, z jakim King przeważnie ma niemałe problemy po świetnie zbudowanej fabule. Tutaj wszystko jest przemyślane, zaplanowane i ładnie spięte.
Przyjemność ta co prawda zamyka się w około dwóch godzinach i jest raczej ładną opowiastką z bardzo trafiającym przesłaniem do tych, którzy są w jakiś sposób związani z pisaniem i literaturą. Dla mnie jednak objętość stanowiła zaletę, bo szukałam czegoś właśnie na jeden wieczór. Jestem mile zaskoczona i polecam.
Ostatnio naprawdę nie mam chwili, żeby przysiąść przy książce i poświęcić jej dużo czasu. To opowiadanie, a może raczej mini-powieść, okazało się wręcz idealne, mimo że zazwyczaj dzieła, które wyszły spod pióra Kinga, są dla mnie odrobinę toporne. Współpraca z Richardem Chizmarem zdziałała tu jednak cuda.
Wiele osób narzeka na pewien niedosyt przy okazji tej pozycji...
Już tłumaczę stosunkowo niską ocenę, ponieważ bynajmniej nie wynika ona z mojego braku szacunku dla autora. Oczywiście moim pierwszym zetknięciem z Grzesiukiem, co pewnie nikogo nie zdziwi, było "5 lat kacetu" i już przy okazji tejże pozycji podkreślałam, że jest to pamiętnik genialny, bo przede wszystkim szczery i odważny, traktujący o tym, o czym większość więźniów obozów koncentracyjnych pisać po prostu nie chciała czy nie miała siły. Wiedza jest bezcenna, natomiast już wtedy wspomniałam, że warsztat literacki pozostawia wiele do życzenia. Wtedy jednak liczyła się bardziej treść niż forma, więc książka do dziś porusza we mnie bardzo wrażliwe struny. W przypadku "Boso, ale w ostrogach" czar ten jednak prysł. Jest to świetnie oddany obraz przedwojennej Warszawy z perspektywy biedniejszej co by nie było warstwy społecznej. Obraz dorastania, przygód i psikusów większych lub mniejszych, lecz czyta się o nich dość opornie. Wiele historii pokrywa się ze sobą, wnosząc niewiele nowego kontentu. Poczułam też, że z autorem niespecjalnie bym się w życiu polubiła, mimo że zawsze będę darzyć go ogromnym szacunkiem. Warto przeczytać, żeby mieć pewne wyobrażenie o tamtych czasach w stolicy, natomiast nie należy przy tej lekturze doszukiwać się genialnego kunsztu literackiego ;)
Już tłumaczę stosunkowo niską ocenę, ponieważ bynajmniej nie wynika ona z mojego braku szacunku dla autora. Oczywiście moim pierwszym zetknięciem z Grzesiukiem, co pewnie nikogo nie zdziwi, było "5 lat kacetu" i już przy okazji tejże pozycji podkreślałam, że jest to pamiętnik genialny, bo przede wszystkim szczery i odważny, traktujący o tym, o czym większość więźniów obozów...
więcej Pokaż mimo to