-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać362
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2016-12-28
2016-12-20
2016-12-21
2016-12-17
2016-11-15
2016-12-11
2016-11-19
Pozytywnych recenzji jest już tyle, że nie będę powtarzać tego, co inni już wcześniej napisali. Za to chciałam odnieść się do jednej kwestii, która mnie strasznie zirytowała.
Zacznę od historii, którą kiedyś przeczytałam w gazecie.
W Wielkiej Brytanii pijany Polak wrócił do domu, w którym wynajmował pokój, i wszedł do pokoju, gdzie spała inna najemczyni, także Polka. Próbował ją zgwałcić, ale udało jej się go przepędzić. Nie zgłosiła tego na policję, bo w sumie nic się nie stało. Za to opowiedziała o całym zdarzeniu swojej koleżance - Angielce. Koleżanka, ku wielkiemu zdumieniu Polki, złożyła oficjalne doniesienie, a policja rozpoczęła dochodzenie w sprawie próby gwałtu.
Po prostu czyn, który w Polsce uchodzi za "głupoty zrobione po pijaku" w Wielkiej Brytanii traktowany jest jak poważne przestępstwo.
I tu dochodzimy do "Domu czwartego". Żeby nie spoilerować, napiszę, że jeden z pozytywnych bohaterów serii próbuje po pijaku zgwałcić koleżankę, ale kobieta ostatecznie mu ucieka. Niedoszła ofiara ani myśli o tym komukolwiek powiedzieć, za to trochę się potem na sprawcę gniewa. Ale w sumie to niespecjalnie, bo to dobry człowiek jest, tylko biedny chłopak nie umie sobie poradzić z tragicznym wydarzeniem w swoim życiu.
Nie czepiam się reakcji wspomnianej ofiary. Jest to nawet w miarę wiarygodne, biorąc pod uwagę jej stan psychiczny.
Za to zupełnie nie rozumiem decyzji autorki, by wprowadzić taki wątek. Dotychczas wspomniany bohater był bohaterem pozytywnym; miał - jak wszystkie postaci z serii - swoje wady i robił rzeczy niewłaściwe. Ale mimo wszystko były to czyny na tyle mało warte potępienia, by czytelnik lubił go, przejmował się jego losem i mógł się z nim choć trochę identyfikować.
W powieściach kryminalnych aż roi się od bohaterów-alkoholików, którzy w stanie upojenia popełniają popełniają liczne błędy i robią niesamowite głupoty, którymi niszczą sobie życie osobiste i zawodowe. Ale w kategorii "zrobić coś głupiego po pijaku" można nasikać na radiowóz, zadzwonić do szefa i mu powiedzieć, że jest skończonym kretynem, albo - w bardziej skrajnych przypadkach - zrobić sobie na twarzy tatuaż, przespać się z koleżanką własnej babci albo przegrać oszczędności w kasynie.
Normalny mężczyzna jednak, choćby nie wiem jak pijany, nie których rzeczy nie zrobi. Nie pobije żony, nie skatuje psa, nie zabije ludzi jadąc samochodem na podwójnym gazie, i nie zgwałci koleżanki, bo mu się akurat seksu zachciało.
Trochę szkoda, że autorka próbując zrobić postać która "się pogubiła" w życiu, tak naprawdę zmieniła jedną z moich ulubionych postaci w niezrównoważonego psychicznie, agresywnego psychola. I chyba oczekuje, że dalej będę tę postać lubić. Bo co, bo skoro jednak mu się nie udało, to wszystko jest w porządku?
A gdyby mu jednak wyszło, to też miałabym go dalej lubić?
Pozytywnych recenzji jest już tyle, że nie będę powtarzać tego, co inni już wcześniej napisali. Za to chciałam odnieść się do jednej kwestii, która mnie strasznie zirytowała.
Zacznę od historii, którą kiedyś przeczytałam w gazecie.
W Wielkiej Brytanii pijany Polak wrócił do domu, w którym wynajmował pokój, i wszedł do pokoju, gdzie spała inna najemczyni, także Polka....
2016-11-12
Narkomania, prostytucja, korupcja, znęcanie nad dziećmi, pedofilia, kazirodztwo, morderstwa, alkoholizm, sprzedaż i przemyt narkotyków, napad zbrojny, porwanie, porzucenie dziecka, kradzieże, oszustwa, tortury, krzywoprzysięstwo, porachunki mafijne, fabrykowanie dowodów, zdrada małżeńska i różne inne.
Gdzie to wszystko? W stolicy wszelkiego zła i zepsucia - maleńkim Lipowie i okolicach.
Tu wszystkich coś łączy. Wybierz dwie dowolne osoby z okolic Lipowa, a okaże się, że są ze sobą spokrewnione, uprawiały kiedyś ze sobą seks i chodzą do tego samego psychiatry, a jeśli nie chodzą to powinny, bo cierpią na chorobę psychiczną, uzależnienie albo jakieś zaburzenia.
Czy to absurdalne zagęszczenie patologii i mało wiarygodne psychologicznie postaci przeszkadzają w lekturze? A gdzie tam. Czyta się świetnie. Akcja gna z kopyta. Tak do 3/4 książki przynajmniej, bo przy liście Rakowskiego napięcie trochę siada, można się też już pogubić. Ale pod koniec znowu jest jazda bez trzymanki.
Nie bierzcie tej książki do ręki, jeśli nie planujecie zarwanej nocy.
Narkomania, prostytucja, korupcja, znęcanie nad dziećmi, pedofilia, kazirodztwo, morderstwa, alkoholizm, sprzedaż i przemyt narkotyków, napad zbrojny, porwanie, porzucenie dziecka, kradzieże, oszustwa, tortury, krzywoprzysięstwo, porachunki mafijne, fabrykowanie dowodów, zdrada małżeńska i różne inne.
Gdzie to wszystko? W stolicy wszelkiego zła i zepsucia - maleńkim Lipowie...
2016-03-02
Miałam nadzieję na neutralną światopoglądowo historyczną analizę, a dostałam manifest feministyczny.
Autorka przedstawia historię traktowania kobiecego łona z bardzo feministycznego punktu widzenia, z naciskiem na ciemiężenie kobiety przez mężczyznę przez wszystkie stulecia. Czytelniczki, które nie mają skrajnie feministycznych poglądów, może irytować zupełnie nieobiektywny sposób przedstawiania różnych tematów. Przykładowo, ja nie jestem zwolenniczką nieograniczonego prawa do aborcji i raziły mnie sformułowania typu "w Hiszpanii niektórzy ustawodawcy chcący narzucić kobietom moralność, którą zarazili całe społeczeństwo, stawiają pod znakiem zapytania prawo do aborcji". Nie wiem, co dokładnie chcieli zrobić hiszpańscy politycy, ale czy naprawdę każde ograniczenie prawa do aborcji to narzucenie innym swojej moralności?
Autorka nie zostawia żadnego miejsca na interpretację: światem rządzą mężczyźni, którzy narzucają swą wolę kobietom, koniec kropka. Mężczyźni mordują i gwałcą, zabraniają się rozmnażać albo nakazują się rozmnażać; kobiety zawsze są ofiarami a nigdy sprawcami, a jeśli już walczą, to w obronie pokoju i pokojowymi środkami.
W dodatku można odnieść wrażenie, że najgorzej traktowane są kobiety w Europie i USA. Gdzie tam Europie do oświeconych pod względem zaspokojenia potrzeb seksualnych kobiet w Indiach i Chinach! Skoro istnieją "Kamasutra" i inne wiekowe dzieła, to z pewnością przez stulecia każdy Hindus i Chińczyk dbał o orgazm swojej partnerki, a kobieca seksualność była traktowana z szacunkiem. Może i w Chinach przeprowadzano przymusowe aborcje i sterylizacje, ale tylko przez pewien czas, a teraz jest już lepiej. Może i w Indiach usuwa się żeńskie płody, ale taka informacja zasługuje jedynie na kilka słow. Gdzie tam Europie do czarnej Afryki! Może i trwały tam okrutne wojny, w czasie których masakrowano cywilów, ale kobiety położyły temu kres, pokazując publicznie swoje części intymne albo odmawiając mężom seksu.
Dobór informacji potwierdzających tezy autorki jest czasem dziwaczny. Oto mamy opis leczenia w XIX wieku tzw. histerii (a nawet profilaktycznie, by ustrzec kobietę przed nieczystością) w Europie poprzez wycięcie łechtaczki, a w USA - usunięcie jajników. Jako kobieta drżę ze zgrozy, myśląc o takich barbarzyńskich i idiotycznych z medycznego punktu widzenia praktykach. Ale dlaczego autorka pominęła to, że tzw. żeńskie obrzezanie jest obecnie powszechne w niektórych krajach arabskich, i w dodatku praktyki te są dużo bardziej okrutne, przeprowadzane u małych dziewczynek wbrew ich woli i bez znieczulenia - a nie, jak w przypadku Europejek i Amerykanek - u dorosłych kobiet, na ogół za ich zgodą i w znieczuleniu)?
Według Ducret wszystkie te okropności dzieją się za sprawą tajemniczych "władz" i "społeczeństwa" czy grupy etnicznej. Ale czy aby na pewno gdy "władze" nakazują (albo zakazują) aborcji i antykoncepcji, to dzieje się to przy sprzeciwie wszystkich kobiet? A skąd ta władza się wzięła - z kosmosu, czy może została ustanowiona przy poparciu przynajmniej części społeczeństwa, a nawet wybrana w demokratycznych wyborach? Czy żadna Niemka w III Rzeszy nie opowiadała się za ograniczeniem płodności Żydówek?
Czy gdy serbscy żołnierze gwałcili muzułmanki, a radzieccy Niemki, matki, żony i córki tych żołnierzy protestowały masowo w obronie niewolonych kobiet? A może raczej myślały "dobrze im tak, dziwkom, zasłużyły na swoje!"?
Czy nie są kobietami posłanki prawicowych partii, z trybuny sejmowej grzmiące na temat "cywilizacji śmierci" i zabójstw nienarodzonych dzieci w postaci komórek w próbówkach? Czy te kobiety znalazły się w parlamencie, bo tylko mężczyźni na nie głosowali?
Bardzo mnie ta książka wkurzyła. Przedstawione informacje są bardzo interesujące (i przerażające), o wielu rzeczach nie wiedziałam (np. o tym, że w Europie przeprowadzano damskie obrzezania, a jeszcze w XX w. zastanawiano się, czy ograniczanie bólu porodowego jest zgodne z religią katolicką). Dużo jest tu ciekawostek, którymi można zabłysnąć w towarzystwie (wiedzieliście, że jedną z przyczyn, dla których obraz "Maja naga" był tak skandalizujący, jest widoczne owłosienie łonowe modelki?). Ale łopatologiczny feminizm autorki uczynił lekturę niestrawną. W epilogu Ducret podsumowuje, przedstawiając wszelkie możliwe zbrodnie przeciwko seksualności i godności kobiet: "Tacy właśnie są mężczyźni: przechodzą ze skrajności w skrajność".
Zdaję sobie sprawę z tego, że historia ludzkości to - przynajmniej do niedawna - przede wszystkim historia mężczyzn, a nie kobiet pilnujących domowego ogniska. Ale litości, nie wprowadzajmy podziału dobre kobiety - źli mężczyźni, bo do niczego to nas nie prowadzi. Kochajmy naszych facetów, wychowujmy córki na świadome swojej wartości kobiety, a synów uczmy szacunku.
I jeszcze na temat tłumaczenia: jest fatalne. Regularnie używa się określenia "wagina" na oznaczenie zewnętrznych części ciała. "Cameltoe" (po polsku: kopyto wielbłąda - potoczna nazwa odzieży wżynającej się w krocze) przetłumaczono jako "paznokieć wielbłąda". Ciekawa jestem, co by powiedziała autorka na nazywanie krocza w jej książce sromem - negatywnie nacechowanym słowem, z którym polskie feministki walczą. Ale szczytem tłumaczenia jest informacja, że w Indiach sprzedaje się specyfiki do "wybielania pochwy". Droga tłumaczko, pochwa to jest to coś w środku, nie to na zewnątrz!
Miałam nadzieję na neutralną światopoglądowo historyczną analizę, a dostałam manifest feministyczny.
Autorka przedstawia historię traktowania kobiecego łona z bardzo feministycznego punktu widzenia, z naciskiem na ciemiężenie kobiety przez mężczyznę przez wszystkie stulecia. Czytelniczki, które nie mają skrajnie feministycznych poglądów, może irytować zupełnie...
2016-08-18
W sumie nie bardzo wiem, czego oczekiwałam i nie bardzo wiem, o czym w sumie jest ten poradnik.
Co mnie najbardziej uderzyło, to że chyba jestem z innego świata niż autorka. Moze to kwestia wieku (chociaż wcale nie różnimy się aż tak bardzo). Joanna żyje w innej rzeczywistości niż ja - w rzeczywistości hmmm... rzeczywistej i rzeczywistości wirtualnej, splecionych ze sobą mocno i przenikających się. W tym świecie co chwilę zerka się do skrzynki pocztowej, by sprawdzić, czy nie przyszedł mail. Codziennie poszukuje inspiracji na pintereście. Informuje na Facebooku o tym, że właśnie wypiło się kawę i przeżywa katusze, gdy wpis o wypiciu kawy nie zebrał odpowiedniej ilości lajków od znajomych, których nie widziało się od kilku lat. Prowadzi się bloga lajfstylowego i regularnie bywa na imprezach dla blogerów.
Niby rozumiem, o czym Joanna pisze, ale nie rozumiem. Też prowadzę bloga, dzięki któremu znajduję klientów. Też mam konto na Facebooku (no dobra - przyznaję, że mam również znajomych, których zupełnie nie kojarzę, ale jakoś głupio mi kliknąć, że już nie chcę, żeby byli moimi znajomymi, no bo by mogły się te osoby obrazić na mnie, i byłoby mi przykro, mimo że nie mam pojęcia kim ci ludzie są, i tak, gdy to piszę to dostrzegam jak bardzo to jest idiotyczne). Ale nie traktuję świata wirtualnego na równi z tym prawdziwym. Jestem cyfrowym dinozaurem.
Im dłużej czytałam, tym bardziej uśmiechałam się pod nosem. A gdy doszłam do porady, by zaproponować osobie, która mi się podoba, pójście na kawę, zamiast śledzenia jej poczynań w internecie... Mój boże, czy już jestem taka stara? W czasach gdy poznałam mojego przyszłego męża, jeszcze niktomu Facebook się nie śnił.
Niby mogłabym jakoś zastosować rady per analogiam, ale po prostu czuję, że ten poradnik nie jest dla mnie.
Dodam jeszcze, że świat Joanny nie ma też wiele wspólnego z moim, bo mam małe dziecko. To naprawdę zmienia nie tylko jeśli chodzi o ilość czasu wolnego i możliwość zaplanowania czegokolwiek, ale i wartości, które stawiamy na pierwszym miejscu. U Joanny to niezależność, samorozwój i przyjemne spędzanie czasu. U mnie to już zapewnienie dziecku szczęśliwego domu, bezpieczeństwo finansowe i... sen.
Dałam niską ocenę, ale nie jest to zła książka. Gdybym miała młodszą siostrę w wieku 17-25 lat, uzależnioną od internetu i smartfona (czyt. normalną młodą osobą w dzisiejszych czasach), mogłabym jej dać w prezencie "Slow life" i pewnie by była zadowolona.
W sumie nie bardzo wiem, czego oczekiwałam i nie bardzo wiem, o czym w sumie jest ten poradnik.
Co mnie najbardziej uderzyło, to że chyba jestem z innego świata niż autorka. Moze to kwestia wieku (chociaż wcale nie różnimy się aż tak bardzo). Joanna żyje w innej rzeczywistości niż ja - w rzeczywistości hmmm... rzeczywistej i rzeczywistości wirtualnej, splecionych ze sobą...
2016-08-21
Po raz pierwszy czytałam "Opowieść podręcznej" jako nastolatka.
Teraz - przy drugim podejściu do tej lektury - jestem już dorosłą kobietą, żoną i matką. Gdy czytałam, moja córeczka bawiła się u moich stóp, a ja ocierałam łzy na samą myśl o utracie dziecka przez Fredę (chyba powinno to się właściwie odmieniać "Fredową"?).
Kilkanaście lat temu odbierałam "Opowieść podręcznej" wyłącznie jako ostrzeżenie przed religijnym ekstremizmem i seksistowskim podporządkowaniem kobiety mężczyźnie. Teraz dostrzegam przede wszystkim rozważania na temat macierzyństwa, zarówno jeśli chodzi o role matki w społeczeństwie, ale i o nasze własne - kobiet - postrzeganie siebie.
To o nas chcą decydować - czy ważniejsze od naszego życia i zdrowia jest prawo do życia naszego nienarodzonego dziecka. To nas traktuje się jak inkubatory, które służą do utrzymania przy życiu nowych członków społeczeństwa. To my stajemy się dodatkiem do naszego nienarodzonego dziecka, gdy tylko ciąża stanie się widoczna. To my nie zasługujemy na znieczulenie przy porodzie, bo przecież taki już los kobiety, że musi boleć, a po porodzie szybko się zapomni. To my stajemy się matką - i wyłącznie matką, która musi bezwarunkowo kochać, bezgranicznie się poświęcać i zrezygnować z samej siebie, stać się Matką Polką. Ale też nas się wielbi. My mamy swoje święto. To nas kochają nasze dzieci najbardziej na świecie - przynajmniej przez jakiś czas.
To my zachodzimy w ciążę, bo uważamy, że posiadanie dziecka da nam największe spełnienie, zapełni pustkę w życiu, naprawi nieudany związek. To my traktujemy siebie jako gorsze - niczym wybrakowane egzemplarze, niepełne kobiety - gdy nie możemy zajść w ciążę. To my uważamy, że dopiero kobieta mająca dzieci coś wie o życiu, a przede wszystkim o zorganizowaniu czasu. To my domagamy się szacunku, bo jesteśmy matkami, bo wszystko poświęcamy dla dziecka.
Freda jest w gruncie rzeczy w idealnej sytuacji. Ma tylko zajść w ciążę i urodzić dziecko. Nie musi pracować, nie ma żadnych obowiązków poza chodzeniem po zakupy od czasu do czasu. Ma dach nad głową, dba o nią służba. Przypomina to wam coś? Freda żyje jak żyły wysoko postawione kobiety w dawnych czasach - miały zapewnić przedłużenie rodu; nie musiały nic poza tym robić i nie wymagano nawet od nich by wychowywały dziecko.
A czyż nie marzymy jako małe dziewczynki o tym, by żyć jak księżniczki?
Radykalni islamiści z Państwa Islamskiego też twierdzą, że kobieta, która nie musi (czyt. nie może) pracować, bo utrzymuje ją mąż, jest wolna od trosk. A zakryta od stóp do głów nie jest narażona na chamskie odzywki, i oceniana ze względu na przymioty charakteru, a nie wygląd. Tych samych argumentów używają "strażnicy tradycyjnych wartości" na całym świecie, także ci polscy.
Dlaczego więc tak walczymy o to, by chodzić do pracy - nawet jeśli nie możemy spędzać odpowiednio wiele czasu z rodziną, nawet jeśli tej pracy nie lubimy?
Dlaczego walczymy prawo do noszenia krótkich spódniczek i wyciętych dekoltów, nawet jeśli stajemy się ofiarami zaczepek podpitych mężczyzn ?
Za moich czasów "Opowieść podręcznej" nie była lekturą, teraz tez chyba nie jest. A powinna być.
Po raz pierwszy czytałam "Opowieść podręcznej" jako nastolatka.
Teraz - przy drugim podejściu do tej lektury - jestem już dorosłą kobietą, żoną i matką. Gdy czytałam, moja córeczka bawiła się u moich stóp, a ja ocierałam łzy na samą myśl o utracie dziecka przez Fredę (chyba powinno to się właściwie odmieniać "Fredową"?).
Kilkanaście lat temu odbierałam "Opowieść...
2016-06-01
Książkę kupiłam właściwie jako wyraz wdzięczności dla autorki, za to że poświęcała swój czas prowadząc bloga, do którego dostęp jest bezpłatny. Dużo z tego bloga skorzystałam, tak samo jak z Simplicite i Ubieraj się klasycznie (które bardzo polecam).
"Slow fashion" walczy z wyśmiewanym zjawiskiem, które dotyka wiele kobiet: syndrom "ciuchy wylewają mi się z szafy, a nie mam co na siebie włożyć". Do tego dochodzi często brak własnego stylu, niezadowolenie ze swojego nudnego wyglądu i spore kwoty wydane na ubrania, które właściwie nie wiadomo po co się kupiło. Brzmi znajomo? W moim przypadku tak.
Poradnik Joasi pomaga stworzyć garderobę pasujących do siebie ubrań, które nosi się z przyjemnością. I na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że to naprawdę działa - czuję się lepiej, stając co rano przed swoją szafą (dość mocno "wyczyszczoną" z ubrań, które w ogóle nie powinny do niej trafić). Czuję się lepiej oglądając w internecie nowe kolekcje różnych sklepów z poczuciem, że to nie są żadne "must have" i wcale nie muszę nic kupować, żeby dobrze wyglądać.
Książkę kupiłam właściwie jako wyraz wdzięczności dla autorki, za to że poświęcała swój czas prowadząc bloga, do którego dostęp jest bezpłatny. Dużo z tego bloga skorzystałam, tak samo jak z Simplicite i Ubieraj się klasycznie (które bardzo polecam).
"Slow fashion" walczy z wyśmiewanym zjawiskiem, które dotyka wiele kobiet: syndrom "ciuchy wylewają mi się z szafy, a nie...
2016-05-24
2016-04-30
2016-04-13
2016-04-15
Zaczyna się dobrze - główni bohaterowie są interesujący, zagadka sprawy "ornitologa" wciąga, czyta się dobrze. Problem w tym, że wspomniana zagadka kryminalna w 1/3 książki właściwie przestaje istnieć, powróci dopiero pod koniec. Ten dziwaczny zabieg tak naprawdę "zabija" tę książkę, niszczy cały klimat kryminału. Przecież czytelnik powinien połykać kolejne kartki, nie mogąc się doczekać ujawnienia, kto jest mordercą - a tu zostajemy zasypani pobocznymi wątkami obyczajowymi, które częściowo połączą się w kolejny wątek sensacyjno-kryminalny. Sprawa "ornitologa" tymczasem zostaje zupełnie zapomniana.
Szkoda, że autorowi nie starczyło odwagi, żeby od początku do końca skupić się na "ornitologu", zamiast mnożyć wątki.
A wydawnictwo Prószyński i S-ka powinno dostać specjalną nagrodę za opis na okładce - jednocześnie wprowadzający w błąd jak i zawierający spoilery.
Zaczyna się dobrze - główni bohaterowie są interesujący, zagadka sprawy "ornitologa" wciąga, czyta się dobrze. Problem w tym, że wspomniana zagadka kryminalna w 1/3 książki właściwie przestaje istnieć, powróci dopiero pod koniec. Ten dziwaczny zabieg tak naprawdę "zabija" tę książkę, niszczy cały klimat kryminału. Przecież czytelnik powinien połykać kolejne kartki, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-05
2016-03-18
Sprawa Wampira z Zagłębia zawsze budziła emocje. Najpierw ze względu na brutalne zbrodnie, których się dopuszczał, i żmudne milicyjne śledztwo zakończone wykryciem mordercy. Potem - ze względu na podejrzenia, że skazany na śmierć Zdzisław Marchwicki był niewinny, i stał się ofiarą komunistycznego wymiaru sprawiedliwości (a raczej "sprawiedliwości").
W książce przedstawiono obszerną analizę akt milicyjnych i sądowych oraz reportaży dziennikarzy, którzy relacjonowali sprawę. Wyłania się z nich przygnębiający obraz społeczeństwa polskiego i aparatu państwowego w PRL-u. Śledztwo, które musiało zakończyć się znalezieniem sprawcy, proces, który musiał zakończyć się skazaniem i przekaz medialny, który musiał zawierać jedynie słuszną prawdę.
Sprawa Wampira z Zagłębia zawsze budziła emocje. Najpierw ze względu na brutalne zbrodnie, których się dopuszczał, i żmudne milicyjne śledztwo zakończone wykryciem mordercy. Potem - ze względu na podejrzenia, że skazany na śmierć Zdzisław Marchwicki był niewinny, i stał się ofiarą komunistycznego wymiaru sprawiedliwości (a raczej "sprawiedliwości").
W książce przedstawiono...
2016-03-10
Kto by pomyślał, że można połączyć akademickie rozważania filozoficzne z dorosłym, ironicznym spojrzeniem na świat i nieskrępowaną wyobraźnią dziecka? Leszkowi Kołakowskiemu to się udało.
Od dawna nie czytałam nic równie rozkosznie absurdalnego jak historie o naleśnikach złośliwie uciekających z talerza albo o młodym mężczyźnie, który przebrał się za niemowlę i czekał aż ktoś się nim zaopiekuje. Jestem pewna, że gdy moja córeczka będzie już starsza, doceni te opowieści (może nawet bardziej niż ja - ograniczona swym dorosłym umysłem).
Ciekawostką jest to, że bajka o wielkim głodzie została ocenzurowana w czasach PRL-u, mimo że jej wymowa ma charakter uniwersalny - widocznie cenzor działał zgodnie z zasadą "uderz w stół, a nożyce się odezwą".
Kto by pomyślał, że można połączyć akademickie rozważania filozoficzne z dorosłym, ironicznym spojrzeniem na świat i nieskrępowaną wyobraźnią dziecka? Leszkowi Kołakowskiemu to się udało.
Od dawna nie czytałam nic równie rozkosznie absurdalnego jak historie o naleśnikach złośliwie uciekających z talerza albo o młodym mężczyźnie, który przebrał się za niemowlę i czekał aż...
2016-03-06
Zdecydowanie najlepszy tom z serii, zwłaszcza pod względem literackim. Tym razem jest to kryminał połączony z horrorem. Czytałam z zapartym tchem, a autorka ciągle podrzucała zgrabnie fałszywe tropy.
Po raz pierwszy Puzyńska pokazała, jak poszczególne osoby odbierają tę samą sytuację (np. mąż kupuje stary samochód, bo pamięta, że żona przed laty bardzo tę markę lubiła; żona nienawidzi tego samochodu i nie rozumie, czemu dostała takiego starego grata).
Myślałam, że pilnie strzeżoną przez prokuratora tajemnicą okażą się jakieś nietypowe upodobania seksualne, a Emilia i Marek - którzy bardzo dobrze się dogadywali w poprzednim tomie - teraz będą mieli romans. Moje przewidywania się nie sprawdziły, ale wątek romansowy który się faktycznie pojawił bardzo mi się spodobał, i mam nadzieję że w następnym tomie będzie kontynuacja tej historii, a nie po prostu marudzenie o wyrzutach sumienia.
Plus za rozwój postaci Daniela, który jako potulny misio / idealny syn / romantyczny narzeczony był już nudny i irytujący.
Za to mało wiarygodne pod względem psychologicznym wydaje mi się zachowanie Klementyny. Może autorka się nią znudziła i postanowiła się z nią pożegnać? Może i lepiej, bo ciagle wspominanej Teresy mam serdecznie dość.
Zdecydowanie najlepszy tom z serii, zwłaszcza pod względem literackim. Tym razem jest to kryminał połączony z horrorem. Czytałam z zapartym tchem, a autorka ciągle podrzucała zgrabnie fałszywe tropy.
Po raz pierwszy Puzyńska pokazała, jak poszczególne osoby odbierają tę samą sytuację (np. mąż kupuje stary samochód, bo pamięta, że żona przed laty bardzo tę markę lubiła;...
Sprawnie napisane, wciągające, początkowo zabawne, potem coraz bardziej przerażające... ale czy jest w tym głębszy sens? Nie znalazłam.
Nie polecam osobom, które bardzo silnie przeżywają opisy znęcania się nad zwierzętami.
Sprawnie napisane, wciągające, początkowo zabawne, potem coraz bardziej przerażające... ale czy jest w tym głębszy sens? Nie znalazłam.
Pokaż mimo toNie polecam osobom, które bardzo silnie przeżywają opisy znęcania się nad zwierzętami.