-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus2
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz2
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2017-02-08
2016-03-02
Miałam nadzieję na neutralną światopoglądowo historyczną analizę, a dostałam manifest feministyczny.
Autorka przedstawia historię traktowania kobiecego łona z bardzo feministycznego punktu widzenia, z naciskiem na ciemiężenie kobiety przez mężczyznę przez wszystkie stulecia. Czytelniczki, które nie mają skrajnie feministycznych poglądów, może irytować zupełnie nieobiektywny sposób przedstawiania różnych tematów. Przykładowo, ja nie jestem zwolenniczką nieograniczonego prawa do aborcji i raziły mnie sformułowania typu "w Hiszpanii niektórzy ustawodawcy chcący narzucić kobietom moralność, którą zarazili całe społeczeństwo, stawiają pod znakiem zapytania prawo do aborcji". Nie wiem, co dokładnie chcieli zrobić hiszpańscy politycy, ale czy naprawdę każde ograniczenie prawa do aborcji to narzucenie innym swojej moralności?
Autorka nie zostawia żadnego miejsca na interpretację: światem rządzą mężczyźni, którzy narzucają swą wolę kobietom, koniec kropka. Mężczyźni mordują i gwałcą, zabraniają się rozmnażać albo nakazują się rozmnażać; kobiety zawsze są ofiarami a nigdy sprawcami, a jeśli już walczą, to w obronie pokoju i pokojowymi środkami.
W dodatku można odnieść wrażenie, że najgorzej traktowane są kobiety w Europie i USA. Gdzie tam Europie do oświeconych pod względem zaspokojenia potrzeb seksualnych kobiet w Indiach i Chinach! Skoro istnieją "Kamasutra" i inne wiekowe dzieła, to z pewnością przez stulecia każdy Hindus i Chińczyk dbał o orgazm swojej partnerki, a kobieca seksualność była traktowana z szacunkiem. Może i w Chinach przeprowadzano przymusowe aborcje i sterylizacje, ale tylko przez pewien czas, a teraz jest już lepiej. Może i w Indiach usuwa się żeńskie płody, ale taka informacja zasługuje jedynie na kilka słow. Gdzie tam Europie do czarnej Afryki! Może i trwały tam okrutne wojny, w czasie których masakrowano cywilów, ale kobiety położyły temu kres, pokazując publicznie swoje części intymne albo odmawiając mężom seksu.
Dobór informacji potwierdzających tezy autorki jest czasem dziwaczny. Oto mamy opis leczenia w XIX wieku tzw. histerii (a nawet profilaktycznie, by ustrzec kobietę przed nieczystością) w Europie poprzez wycięcie łechtaczki, a w USA - usunięcie jajników. Jako kobieta drżę ze zgrozy, myśląc o takich barbarzyńskich i idiotycznych z medycznego punktu widzenia praktykach. Ale dlaczego autorka pominęła to, że tzw. żeńskie obrzezanie jest obecnie powszechne w niektórych krajach arabskich, i w dodatku praktyki te są dużo bardziej okrutne, przeprowadzane u małych dziewczynek wbrew ich woli i bez znieczulenia - a nie, jak w przypadku Europejek i Amerykanek - u dorosłych kobiet, na ogół za ich zgodą i w znieczuleniu)?
Według Ducret wszystkie te okropności dzieją się za sprawą tajemniczych "władz" i "społeczeństwa" czy grupy etnicznej. Ale czy aby na pewno gdy "władze" nakazują (albo zakazują) aborcji i antykoncepcji, to dzieje się to przy sprzeciwie wszystkich kobiet? A skąd ta władza się wzięła - z kosmosu, czy może została ustanowiona przy poparciu przynajmniej części społeczeństwa, a nawet wybrana w demokratycznych wyborach? Czy żadna Niemka w III Rzeszy nie opowiadała się za ograniczeniem płodności Żydówek?
Czy gdy serbscy żołnierze gwałcili muzułmanki, a radzieccy Niemki, matki, żony i córki tych żołnierzy protestowały masowo w obronie niewolonych kobiet? A może raczej myślały "dobrze im tak, dziwkom, zasłużyły na swoje!"?
Czy nie są kobietami posłanki prawicowych partii, z trybuny sejmowej grzmiące na temat "cywilizacji śmierci" i zabójstw nienarodzonych dzieci w postaci komórek w próbówkach? Czy te kobiety znalazły się w parlamencie, bo tylko mężczyźni na nie głosowali?
Bardzo mnie ta książka wkurzyła. Przedstawione informacje są bardzo interesujące (i przerażające), o wielu rzeczach nie wiedziałam (np. o tym, że w Europie przeprowadzano damskie obrzezania, a jeszcze w XX w. zastanawiano się, czy ograniczanie bólu porodowego jest zgodne z religią katolicką). Dużo jest tu ciekawostek, którymi można zabłysnąć w towarzystwie (wiedzieliście, że jedną z przyczyn, dla których obraz "Maja naga" był tak skandalizujący, jest widoczne owłosienie łonowe modelki?). Ale łopatologiczny feminizm autorki uczynił lekturę niestrawną. W epilogu Ducret podsumowuje, przedstawiając wszelkie możliwe zbrodnie przeciwko seksualności i godności kobiet: "Tacy właśnie są mężczyźni: przechodzą ze skrajności w skrajność".
Zdaję sobie sprawę z tego, że historia ludzkości to - przynajmniej do niedawna - przede wszystkim historia mężczyzn, a nie kobiet pilnujących domowego ogniska. Ale litości, nie wprowadzajmy podziału dobre kobiety - źli mężczyźni, bo do niczego to nas nie prowadzi. Kochajmy naszych facetów, wychowujmy córki na świadome swojej wartości kobiety, a synów uczmy szacunku.
I jeszcze na temat tłumaczenia: jest fatalne. Regularnie używa się określenia "wagina" na oznaczenie zewnętrznych części ciała. "Cameltoe" (po polsku: kopyto wielbłąda - potoczna nazwa odzieży wżynającej się w krocze) przetłumaczono jako "paznokieć wielbłąda". Ciekawa jestem, co by powiedziała autorka na nazywanie krocza w jej książce sromem - negatywnie nacechowanym słowem, z którym polskie feministki walczą. Ale szczytem tłumaczenia jest informacja, że w Indiach sprzedaje się specyfiki do "wybielania pochwy". Droga tłumaczko, pochwa to jest to coś w środku, nie to na zewnątrz!
Miałam nadzieję na neutralną światopoglądowo historyczną analizę, a dostałam manifest feministyczny.
Autorka przedstawia historię traktowania kobiecego łona z bardzo feministycznego punktu widzenia, z naciskiem na ciemiężenie kobiety przez mężczyznę przez wszystkie stulecia. Czytelniczki, które nie mają skrajnie feministycznych poglądów, może irytować zupełnie...
2016-04-13
2015-10-18
Po raz kolejny przeczytałam coś zachęcona entyzjastycznymi opiniami z "Lubimy czytać" i po raz kolejny się rozczarowałam. Może gdybym miała mniejsze oczekiwania, ocena książki byłaby lepsza.
Różne mniej lub bardziej zabawne anegdotki historyczne z pewnością pozwolą zabłysnąć na niejednej imprezie, ale całość jest raczej nudna, a przede wszystkim kiepsko potwierdzona badaniami (albo może zbyt rzadko autor stosuje przypisy). W wielu przypadkach miałam wątpliwości, czy autor napisał coś, przedstawiajac własne wyobrażenia i teorie, czy też opiera się na jakichś badaniach naukowych. Jako potwierdzenie swoich teorii co do rzeczywistych męskich zachowań przytacza na przykład opisy zachowania postaci literackich, albo plotki o znanych ludziach.
Autor regularnie raczy czytelnika tekstami w stylu "Kobiety wolą, gdy seks łączy się z miłością. Dla mężczyzn nie ma to znaczenia." nie uzasadniając, czy to to jego własna teoria czy też ma na jej potwierdzenie badania naukowe. Śmiem twierdzić, że jego własna teoria - albo może w moim otoczeniu są jacyś nienormalni ludzie, bo znam i kobiety, dla których seks i miłość to zupełnie inne pojęcia, i mężczyzn, którzy nigdy by nie poszli do łóżka z kobietą, której nie kochają.
Część przedstawionych przez Hickmana tez jest moim zdaniem równie kontrowersyjnych co kiepsko udokumentowanych. Weźmy jako przykład śmiałą teorię o tym, że symbol chrześcijaństwa - krzyż - zapożyczono z religii pogańskich, gdzie przedstawiał - jakże by inaczej - penisa z jądrami. Wooow, ale herezja, dzięki ci boże że jestem agnostyczką, bo gdybym była katoliczką, już zawsze podczas wizyty w kościele miałabym bardzo nieodpowiednie myśli.
Ale tak na serio - czy patrząc na krzyż - ten podstawowy, tzw. grecki, gdzie wszystkie 4 ramiona są równe, przychodzi wam na myśl penis z dodatkami? A może symbolem chrześcijaństwa jest krzyż, bo - uwaga, uwaga, będzie śmiała teza - uważa się, że Chrystus zginął na krzyżu (albo palu, jeszcze lepiej - symbol falliczny na 100%)? Czy gdyby chrześcijanie zamiast krzyża wybrali sobie, dajmy na to, kółko, to nie podniosłyby się głosy, że chrześcijanie "pożyczyli" sobie pogański symbol koła, który oczywiście kojarzy się z waginą? A gdyby wybrali sobie trójkąt - to oczywiście jest też to symbol falliczny, no bo jeden penis i dwa jądra równa się trzy (zresztą symbol Świętej Trójcy w książce też został uznany z tego powodu za symbol falliczny).
Jeszcze chwila refleksji. Sięgnęłam po "Boskie przyrodzenie" niedługo po lekturze ksiażki "Zakazane ciało. Historia męskiej obsesji" Diane Ducret, opowiadającej jakby siostrzaną historię - kobiecych narządów płciowych. I w sumie doszłam do smutnych wniosków.
"Historię penisa" poświęcono trochę kwestiom anatomicznym, trochę psychologicznym, jest trochę statystyki, trochę anegdot. Historia kobiecego krocza to zaś opis walki.
Gdy Hickman opisuje dawne teorie na temat braku udziału kobiety w powstaniu nowego życia, to jest to tylko zbiór anegdot dla rozbawienia czytelnika, jakieś starocie, które dzisiaj mogą budzić jedynie śmiech. U Ducret taka historia będzie dowodem na odwieczny ucisk kobiety przez mężczyznę, kontynuowany do dzisiaj.
U Hickmana wygląd, wielkość i kształt męskich klejnotów są niezwykle istotne dla samego posiadacza "sprzętu", jego kochanek oraz innych mężczyzn. Z lektury "Zakazanego ciała" wynika z kolei, że Wygląd i wymiary kobiecego krocza zasadniczo nikogo (z wyjątkiem dziwnych plemion afrykańskich) nie obchodzą, ważne jest jedynie (nie)istnienie błony dziewiczej.
Hickman pisząc o męskich organach płciowych pisze o seksie - jak długo, jak często, komu stanął a komu nie stanął, oraz - w ramach barwnych historycznych opowieści - o kastratach i chorobach wenerycznych. Diane Ducret pisząc o pochwie z przyległościami opowiada o gwałtach, aborcjach, antykoncepcji i okaleczaniu ciała.
Jakby to podsumować, to penis okazuje się źródłem lęku i wstydu, ale i wielkiej radości, dumy i zabawy dla swego posiadacza (a często i osób mu bliskich). Kobiece krocze jest zaś sprawą publiczną, wiecznym zakładnikiem w sporze filozoficznym i religijnym. Penisy są zabawne, pochwa to zawsze sprawa śmiertelnie poważna.
W związku z tym chciałam życzyć wszystkim czytelniczkom i czytelnikom, żebyśmy dożyli czasów, gdy będzie mniej książek o waginach, polityce i religii, a więcej o poczciwych cipkach i radości seksu.
Po raz kolejny przeczytałam coś zachęcona entyzjastycznymi opiniami z "Lubimy czytać" i po raz kolejny się rozczarowałam. Może gdybym miała mniejsze oczekiwania, ocena książki byłaby lepsza.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRóżne mniej lub bardziej zabawne anegdotki historyczne z pewnością pozwolą zabłysnąć na niejednej imprezie, ale całość jest raczej nudna, a przede wszystkim kiepsko potwierdzona...