-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel11
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-02-04
2020-01-04
Drugi tom opowiadań o Wiedźminie Geralcie z Rivii zachwycił mnie równie mocno jak jego poprzednik. Przy każdym kolejnym czytaniu, tudzież słuchaniu udowadniając mi bardzo dobitnie, iż Pan Andrzej Sapkowski mistrzem, i to takowym przez łogromelne eM, jest i kropka. Nie czarujmy się... Bez genialnej prozy Sapkowskiego nie byłoby gier, nie byłoby serialu od Netflixa, ba, nie byłoby nawet tego czegoś z Żebrowskim, Zamachowskim i gumowymy potworamy na zameczki błyskawiczne... Ale o tym wszyscy przecież doskonale wiedzą. Podejrzewam zaś skromnie, iż nie wszyscy wiedzą jeszcze o tym, iż bez genialnej prozy Pana Sapkowskiego nie byłoby również arcygenialnego słuchowiska powstałego w kooperatywie Audioteki, Fonopolis i Teatru Polskiego Radia. Słuchanie wiedźmińskich opowieści w takim wydaniu jest przeżyciem niemal porównywalnym z Katharsis. Genialna rzecz. W końcu Geralt już oficjalnie jest naszym eksportowym skarbem narodowym, a owe słuchowisko aż nazbyt dobitnie to potwierdza. Polecam z całego serca. Warto. Pieruńsko bardzo warto.
Ps.
Niniejsza skromna opinia tyczy się oczywiście wszystkich opowiadań ze zbioru "Miecz Przeznaczenia". Dlaczegóż to każde z nich zostało wprowadzone na lubimyczytac jako oddzielny utwór? A jakimż to niby prawem ja maluczki próbuję pojąć bezmiar geniuszu, tudzież durnoty, poczynań dodających do niniejszego serwisu te wszystkie wiedźmińskie opowieści? Spuśćmy więc na toto zasłonę milczenia. Ja zaś pozwolę sobie raz przedłożyć niniejszą opinię. Nie będę przecież na siłę kopiowač i wklejać sześć razy tego samego ;)
Drugi tom opowiadań o Wiedźminie Geralcie z Rivii zachwycił mnie równie mocno jak jego poprzednik. Przy każdym kolejnym czytaniu, tudzież słuchaniu udowadniając mi bardzo dobitnie, iż Pan Andrzej Sapkowski mistrzem, i to takowym przez łogromelne eM, jest i kropka. Nie czarujmy się... Bez genialnej prozy Sapkowskiego nie byłoby gier, nie byłoby serialu od Netflixa, ba, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-04
2020-01-04
2020-01-04
2020-01-04
2020-01-04
2019-12-04
Zaczynanie poznawania kolejnego cyklu literackiego od tomu ósmego jest szczytem durnoty. Ja zaś nie tylko wspiąłem się na ów szczyt, to jeszcze cieszyłem się przy tym jak głupi.
Przyznać się muszę, że o ile "Dziewczyna o czterech palcach" jest moim pierwszym spotkaniem z Edwardem Popielskim, o tyle z twórczością Pana Marka Krajewskiego miałem już wcześniej do czynienia i byłem wręcz zachwycony.
Poprzeczkę ustawiono więc bardzo wysoko i cóż... Dostałem dokładnie to, co chciałem, a nawet kapkę więcej. Wszelakie zarzuty, jakoby "Dziewczynie..." bliżej było do powieści szpiegowskiej niż do kryminału stanowią dla mnie wyłącznie kolejne atuty.
Moje gratulacje Panie Marku. Kawał porządnej roboty!
Polecam oczywiście!
Ps.
Jeszcze do niedawna wyśmiałbym każdego, kto śmiałby twierdzić, iż będę z zapartym tchem czytywać o pojedynkach szachowych, a tu proszę... Życie jest jednak pełne niespodzianek...
PS2.
"Dziewczynę o czterech palcach" wysłuchałem w postaci audiobooka dzięki akcji Czytaj PL. Dziękuję.
Zaczynanie poznawania kolejnego cyklu literackiego od tomu ósmego jest szczytem durnoty. Ja zaś nie tylko wspiąłem się na ów szczyt, to jeszcze cieszyłem się przy tym jak głupi.
Przyznać się muszę, że o ile "Dziewczyna o czterech palcach" jest moim pierwszym spotkaniem z Edwardem Popielskim, o tyle z twórczością Pana Marka Krajewskiego miałem już wcześniej do czynienia i...
2019-08-24
Miało być słowiańskie urban fantasy, a wyszedł z tego taki miszmasz słowiańskiego fantasy z romansidełkiem podlany dość solidnie sosikiem pastiszu i szydery. Nie wiem, czy takowe były zamiary Pani Kasi Autorki, ale udało jej się stworzyć parodię tzw. paranormal romanse w klimatach słowiańskich. Nie wiem, czy Pani Kasia Autorka koniecznie pragnęła stawiać na humor, ale właśnie ten humor ratuje całą powieść sprawiając, iż wysłuchałem jej wersji audio z nieskrywaną przyjemnością. "Szeptucha" jest lekturą łatwą i przyjemną. Durnowatość głównej bohaterki jest wręcz legendarna, zaś jej paranormalny wybranek nie jest tym razem ani wampirem, ani mumiem, ani wilkołakiem, czy innym ustrojstwem. On jest słowiańskim bohaterem i to nieśmiertelnym. Do tego jeszcze słowiańscy bogowie, słowiańskie demony, słowiańskie wierzenia. Cud , miód i malinka normalnie!!!
Jedyne, co mi zgrzytało w powieści Pani Kasi Autorki było potraktowanie współczesnej Polski jako państwa słowiańskiego odrobinę po łebkach... Szkoda, bo to bardzo rozwojowy temat. Może kolejne tomy cyklu naprawią owe niedopatrzenie. Oby...
Miało być słowiańskie urban fantasy, a wyszedł z tego taki miszmasz słowiańskiego fantasy z romansidełkiem podlany dość solidnie sosikiem pastiszu i szydery. Nie wiem, czy takowe były zamiary Pani Kasi Autorki, ale udało jej się stworzyć parodię tzw. paranormal romanse w klimatach słowiańskich. Nie wiem, czy Pani Kasia Autorka koniecznie pragnęła stawiać na humor, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-12
Powieść ta kilkukrotnie mnie zaskoczyła. Niezmiernie pozytywnie. Debiut młodej polskiej pisarki, która co prawda ma na swoim koncie kilkanaście opowiadań, ale z dłuższym tekstem mierzy się pierwszy raz. I to jak się mierzy... Nie spodziewałem się, że Pani Monika uraczy mnie wspaniałą celtycką fantasy. Opowieścią o bogach i demonach, którą pochłaniałem z wypiekami na gębusi równie zachwycony, jak wówczas gdy jako kilkuletni gówniarz odkrywałem Mitologię Parandowskiego.
Może czasami bywa odrobinę za epicko. Może czasami widać lekkie braki w warsztacie pisarskim, ale ja osobiście nawet tych uchybień nie zauważałem pochłonięty lekturą.
Czekam na kolejną powieść Pani Moniki z niesłychaną niecierpliwością, gdyż po takim debiucie trzeba koniecznie iść za ciosem. Oj, trzeba...
Ponadto przepełnia mnie jeszcze ogromna duma wynikająca z patriotyzmu lokalnego, gdyż Pani Monika, zanim wyemigrowała sobie do mroźnej Norwegii, mieszkała niemalże w moim sąsiedztwie. Ot, mała rzecz, a niezmiernie cieszy ;)
Podsumowując, zdecydowanie polecam. Oby jak najwięcej takich debiutów.
Powieść ta kilkukrotnie mnie zaskoczyła. Niezmiernie pozytywnie. Debiut młodej polskiej pisarki, która co prawda ma na swoim koncie kilkanaście opowiadań, ale z dłuższym tekstem mierzy się pierwszy raz. I to jak się mierzy... Nie spodziewałem się, że Pani Monika uraczy mnie wspaniałą celtycką fantasy. Opowieścią o bogach i demonach, którą pochłaniałem z wypiekami na gębusi...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09-23
Fantasy humorystyczne. Miało być lekko, miło i przyjemnie i właśnie tak było. Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. I chwała za to Pani Magdzie od Wampirów, gdyż czytałem tę książkę w dość trudnym dla mnie okresie, w którym potrzebowałem właśnie takiej lekkiej, miłej i przyjemnej lektury w klimatach mniej więcej Arivalda Jacka Piekary.
Dla osób lubiących fantasy rzecz wręcz pierwszorzędna. Polecam.
Fantasy humorystyczne. Miało być lekko, miło i przyjemnie i właśnie tak było. Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. I chwała za to Pani Magdzie od Wampirów, gdyż czytałem tę książkę w dość trudnym dla mnie okresie, w którym potrzebowałem właśnie takiej lekkiej, miłej i przyjemnej lektury w klimatach mniej więcej Arivalda Jacka Piekary.
Dla osób lubiących fantasy...
2019-04-26
Szanowna Pani Marto, Działa!!!
Po przeczytani "Dożywocia" czuję się ze wszech miar zrekrutowany. Ma Szanowna Pani Marta we mnie wiernego wyznawcę. Niepoprawnego akolita, któremu nie pozostało nic innego, jak miniołtarzyka Szanownej Pani Marcie stawiać...
Ale jak tu się dziwić, skoro "Dożywocie" jest tak kiepskie jak kiepskie są cud, miód i malin tak na oko z pół tony wzięte do kupy. Fabuła wyśmienita. Bohaterowie soczyści z moim ulubieńcem Krakersem na czele. Otóż Krakers - jeden z legendarnych Przedwiecznych (tak, tych od Lovecrafta) jak już jakimś cudem przedarł się do naszej rzeczywistości, stwierdził, iż zamiast pożerać i niewolić żałosne ludziki, zdecydowanie woli im... gotować... i to bardzo smacznie gotować...
Normalnie jak to przeczytałem to padłem na glebę, a jak już jakimś cudem po pewnym czasie się z tej gleby pozbierałem, to sobie o tym przypomniałem i znowu padłem...
Podsumowując tę żałosną "recenzję" - bardzo długo szukałem, aż wreszcie udało mi się znaleźć polskiego Pratchetta. Do tego jeszcze żywego, zdrowego i w spódnicy!!! I czegóż chcieć więcej? Ciągu dalszego? Ależ przecież jest i czeka niecierpliwie na czytanie, ba na dogłębne studiowanie. A ja, pozwólcie moi drodzy, iż skończę wreszcie wyskrobywać te dyrdymały i polecę w try miga budować ten ołtarzyk. W końcu Szanowna Pani Marta w nieskończoność czekać nie będzie ;)
Szanowna Pani Marto, Działa!!!
Po przeczytani "Dożywocia" czuję się ze wszech miar zrekrutowany. Ma Szanowna Pani Marta we mnie wiernego wyznawcę. Niepoprawnego akolita, któremu nie pozostało nic innego, jak miniołtarzyka Szanownej Pani Marcie stawiać...
Ale jak tu się dziwić, skoro "Dożywocie" jest tak kiepskie jak kiepskie są cud, miód i malin tak na oko z pół tony...
2013-02-15
2013-02-23
2013-03-09
2013-03-19
2013-05-13
2013-05-18
2013-07-20
2014-04-21
Pan Jarek Grzędowicz niczym jakiś tam Midas wszystko, za co się weźmie zamienia w złoto i nieważne, czy tłumaczy Usagiego Yojimbo, czy może pisze.
O, a na pisaniu to Pan Jarek zna się jak mało kto. Tym razem mamy cyberpunka, w którym, jak przystało na pieruńsko dobrego cyberpunka, pełno cyberwszczepów (z takimi łechtającymi ośrodki rozkoszy, którymi sterować można zdalnie niczym telewizorkiem ze zgrabnego pilocika), pieprzonej polityki, zmuszania ludzisków do żarcia wegańskiego syfu (podczas gdy elyty w wierkuszki obżerają się mięchem po zawór - pamiętacie szanowni Państwo danie główne na pewnej uczcie w drugiej części przygód Indiany Jonesa?) wszędobylskiej sieci, ale również bojowników o miłość i sprawiedliwość. To znaczy bojownicy są zwykłymi najemnikami, którym ich szefuńcio każe walczyć o miłość i sprawiedliwość, a walczyć to oni umiejom, w końcu zanim zostali najemnikami byli wszak komandosami.
A później mamy zakończenie książki, które ze zgrabnego cyberpunka przechodzi w mocarną space operę z jedną wielką napierdzielanką na księżycu na czele, przyznam się szczerze, że tego akurat się nie spodziewałem.
Bardzo mi się podobało. Polecam.
PS.
Ciekawy patent na ukrócenie arabskiego terroryzmu. Wystarczy poprzez globalną politykę ekologiczno - klimatyczną zamknąć rynki zbytu na ropę...
Pan Jarek Grzędowicz niczym jakiś tam Midas wszystko, za co się weźmie zamienia w złoto i nieważne, czy tłumaczy Usagiego Yojimbo, czy może pisze.
więcej Pokaż mimo toO, a na pisaniu to Pan Jarek zna się jak mało kto. Tym razem mamy cyberpunka, w którym, jak przystało na pieruńsko dobrego cyberpunka, pełno cyberwszczepów (z takimi łechtającymi ośrodki rozkoszy, którymi sterować można zdalnie...