-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2018-06-13
2018-03-02
2018-12
2018-09-16
2018-12-24
2018-12-12
O ile Ragdoll zaczął się intrygująco, tak z każdą kolejną przeczytaną stroną traciłam zainteresowanie lekturą, a poziom mojej obojętności, a następnie i irytacji wzrastał. Początkowy suspens ulotnił się już po trzech rozdziałach, a z każdym kolejnym wiało coraz większą nudą. Oczekiwałam powieści mocnej, brutalnej i makabrycznej. Tymczasem jedynym makabrycznym elementem była pojawiająca się w jednym z pierwszych rozdziałów ofiara - kukła. Reszta książki to lekki thriller, wypełniony gatunkowymi kliszami z dodatkiem nieśmiesznego suchego humoru. Nijaki i nieinteresujący jest zabójca, którego motywy tak naprawdę w całości nie zostały wyjaśnione. Dlaczego stworzył kukłę zszytą z części ciała sześciu różnych ofiar? Dlaczego umieścił ją w pobliżu mieszkania głównego detektywa? Autor widocznie sam nie wiedział. Jakiś tam pomysł (nawet niezły!) na historię miał, ale żeby go dobrze rozwinąć, to już talentu pisarskiego zabrakło. Główni bohaterowie są papierowi, jednowymiarowi, a ich zachowania irracjonalne i w przypadku policji - kompletnie nieprofesjonalne. Sporadycznie występujące suche opisy sprawiają, że w książce kompletnie nie da się wyczuć tego specyficznego ponurego brytyjskiego klimatu, którym charakteryzują się thrillery m.in. Mo Hayder i Sharon Bolton. Kolejna wszechobecna nowość wydawnicza i kolejne rozczarowanie. Od twórczości pana Cole’a będę trzymać się z daleka.
O ile Ragdoll zaczął się intrygująco, tak z każdą kolejną przeczytaną stroną traciłam zainteresowanie lekturą, a poziom mojej obojętności, a następnie i irytacji wzrastał. Początkowy suspens ulotnił się już po trzech rozdziałach, a z każdym kolejnym wiało coraz większą nudą. Oczekiwałam powieści mocnej, brutalnej i makabrycznej. Tymczasem jedynym makabrycznym elementem była...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-19
2018-12-15
2018-12-08
2018-12-04
2018-11-25
Mnich, czyli brudne fantazje nastolatka. Matthew Gregory Lewis napisał swoją najsłynniejsze dzieło w wieku niespełna 20 lat. A chyba wszyscy wiemy, co takim młodym chłopcom siedzi w głowie.
Nigdy nie zgadłabym, że jedną z najbardziej zwariowanych i pokręconych książek, jakie przeczytam będzie powieść z XVII w. Czego w Mnichu nie ma! Czarna magia, pakty z diabłem, ciężarna zakonnica, poród w lochach, transwestytyzm, mordy w kryptach, kazirodztwo, trucizny, krwawe duchy. Uf, na razie tyle, chociaż na pewno o czymś zapomniałam. Pierwsze określenie, jakie nasunęło mi się po zamknięciu Mnicha, to nunsploitation w wersji literackiej. Jednak dzięki wyrafinowanemu i pięknemu językowi Lewisa nie jest to wulgarne nunsploitation rodem z filmów Killer Nun czy Sister Emanuelle. Mnicha czyta się znakomicie - wielowątkowość powieści sprawia, że książkę się wręcz pochłania. Tu nie ma miejsca na nudę - na każdej stronie coś się dzieje. A dzieje się dużo! Finał powieści to istny odlot - dosłownie i w przenośni!
PS 1. Matylda my gurl 🖤
PS 2. Jedyną bardziej zwariowaną książka, jaką czytałam była „autobiografia” Klausa Kinskiego. No, ale to Kinski - jego odpałów nikt i nic nie przebije.
Mnich, czyli brudne fantazje nastolatka. Matthew Gregory Lewis napisał swoją najsłynniejsze dzieło w wieku niespełna 20 lat. A chyba wszyscy wiemy, co takim młodym chłopcom siedzi w głowie.
Nigdy nie zgadłabym, że jedną z najbardziej zwariowanych i pokręconych książek, jakie przeczytam będzie powieść z XVII w. Czego w Mnichu nie ma! Czarna magia, pakty z diabłem, ciężarna...
2018-12-01
2018-11-29
2018-11-28
2018-11-20
2018-11-18
2018-11-11
Yrsa Sigurdardóttir to jedna z tych pisarek, których książki mogę kupować w ciemno. Przeczytałam wszystkie dotychczas wydane w Polsce powieści Islandki i tylko raz spotkało mnie rozczarowanie. Nie powinno więc nikogo dziwić, że z Odziedziczonym Złem wiązałam duże nadzieje, licząc na mroczny kryminał, który nie pozwoli mi się oderwać od lektury na parę godzin. Czy powieść sprostała moim oczekiwaniom? I tak, i nie. Zacznijmy od plusów. Jeśli chodzi o fabułę, to nie mam się do czego przyczepić - jest i zagadkowa tajemnica z przeszłości i ciekawie skonstruowana intryga kryminalna i nieliczne, acz wymyślne i brutalne morderstwa. Postaci, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe są dobrze nakreślone - wyraziste i realistyczne. Jak to u Yrsy - dużo w powieści rozbudowanych opisów, co dla mnie akurat jest ogromną zaletą, gdyż pozwala czytelnikowi lepiej wczuć się w klimat książki i bliżej poznać bohaterów. Osoby, które preferują szybkie thrillery, gdzie akcja leci na łeb na szyję, a konstrukcja powieści opiera się głównie na dialogach, mogą czuć się rozczarowane. Powrócę jeszcze na chwilę do klimatu książki, gdyż to właśnie do niego mam największe zastrzeżenia. Okładkowe blurby obiecują lekturę mroczną i makabryczną. I właśnie za to pokochałam twórczość Yrsy - za ponurą, ciężką atmosferę z domieszką grozy i pierwiastków nadnaturalnych. W Odziedziczonym Złu jednak żadnego z tych elementów nie znalazłam. Jest to najlżejsza pozycja w dorobku pisarki - jedynym mocniejszym akcentem są bestialskie morderstwa, których nie powstydziłoby się przyzwoite giallo. Mimo tego sporego minusu powieść wciągnęła mnie już od pierwszych stron i muszę przyznać, że ciężko było mi ją odłożyć na dłużej. A sam finał kompletnie mnie zaskoczył - pozytywnie!
Odziedziczone Zło nie dorównuje poziomem cyklowi z Thorą, jednak z chęcią sięgnę po kolejne tomy - zwłaszcza, że bardzo polubiłam główną bohaterkę - błyskotliwą i niezależną psycholożkę Freye. Jestem też niezmiernie ciekawa, w jaką stronę pójdzie autorka w kolejnych częściach - czy pozostanie przy lżejszych kryminałach czy może powróci do charakterystycznych dla siebie mrocznych i przygnębiających klimatów.
Yrsa Sigurdardóttir to jedna z tych pisarek, których książki mogę kupować w ciemno. Przeczytałam wszystkie dotychczas wydane w Polsce powieści Islandki i tylko raz spotkało mnie rozczarowanie. Nie powinno więc nikogo dziwić, że z Odziedziczonym Złem wiązałam duże nadzieje, licząc na mroczny kryminał, który nie pozwoli mi się oderwać od lektury na parę godzin. Czy powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-15
2018-11-14
2018-11-08
Czas spędzony w Domu na Wyrębach uważanym za bardzo udany! Jak dobrze było przenieść się z szarej pełnej smogu Warszawy do zielonych lasów Lubelszczyzny. Porzućcie wszelką nadzieję, Wy, którzy wyobrażacie sobie rzadki brzozowy lasek zamieszkały przez przyjazne sarny i zające. Co zatem znajdziemy w położonych na leśnym odludziu Wyrębach? Jak na rasową powieść grozy przystało jest i stary drewniany dom i zdziwaczały opryskliwy sąsiad samotnik i ukryty między drzewami opuszczony cmentarz, a także upiorny, pohukujący po nocach, puszczyk. Obowiązkowo, zjawa prześladująca bezbronnego głównego bohatera też jest! Tym razem pod postacią słowiańskiego demona - strzygi. Debiut Stefana Dardy to horror w stylu klasycznych powieści o duchach. Nie leją się tu hektolitry krwi, odcięte kończyny nie latają na prawo i lewo, trup gęsto się nie ściele. Darda straszy czytelnika w subtelniejszy sposób - autor postawił budowanie atmosfery grozy. Przez całą lekturę czytelnikowi towarzyszy niepokojący, wywołujący dreszcze klimat mrocznych lasów, w których czai się groza. Akcja powieści nie leci na łeb na szyję, jest wręcz dosyć powolna. Na szczęście charakterystyczny lekki i gawędziarski styl Dardy sprawia, że nawet o tak trywialnych, codziennych czynnościach jak parzenie herbaty czy remont dachu czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem. Niezwykle realistyczne i obrazowe są opisy przyrody - nie tylko około lubelskich lasów, ale i związanych z ornitologiczną pasją głównego bohatera żurawi. Właśnie, o bohaterach słów kilka! Postaci z “Domu” nie da się nie lubić. Są to tacy ludzie z krwi i kości, typowi Polacy, jednak nie w negatywnym tego słowa znaczeniu - bliżej im do zwyczajnego Kowalskiego, niż do Janusza i Grażyny. W ogóle cała powieść jest bardzo polska (to znów, broń Boże nie jest zarzut!) - są i pijaczki spod wiejskiego monopolowego, i ludowe zabobony i regionalna, niezrozumiała dla typowego mieszczucha gwara. Wspaniałe się to wszystko czyta. Lektura “Domu na Wyrębach”, była dla mnie nostalgiczną podróżą do czasów ledwo pamiętanego bardzo wczesnego, beztroskiego dzieciństwa, do Polski połowy lat 90. Już nie mogę się doczekać kolejnej wizyty w Wyrębach!
Czas spędzony w Domu na Wyrębach uważanym za bardzo udany! Jak dobrze było przenieść się z szarej pełnej smogu Warszawy do zielonych lasów Lubelszczyzny. Porzućcie wszelką nadzieję, Wy, którzy wyobrażacie sobie rzadki brzozowy lasek zamieszkały przez przyjazne sarny i zające. Co zatem znajdziemy w położonych na leśnym odludziu Wyrębach? Jak na rasową powieść grozy przystało...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Dybuk” Marka Świerczka jest powieścią ciężka, niezwykle przygnębiająca. Książkę trudno zakwalifikować do jednego gatunku, zdecydowanie nie jest to typowy horror, bliżej jej do powieści drogi z elementami kryminału i grozy. To, co najbardziej zachwyciło mnie w “Dybuku”, to nie wielce skomplikowana czy odkrywcza fabuła, a realizm. To właśnie w wyjątkowo plastycznych opisach i dosadnym języku tkwi największa siła tej powieści. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś książka tak mnie poruszyła i — nie ukrywajmy — rozbiła emocjonalnie. U Świerczka najgroźniejsze i najokrutniejsze dla człowieka nie jest zło kryjące się pod postacią żydowskiego demona, a drugi człowiek. Lektura “Dybuka” zdecydowanie nie należała do najlżejszych czy najprzyjemniejszych, ale jakże satysfakcjonujących. Oby więcej takich książek!
“Dybuk” Marka Świerczka jest powieścią ciężka, niezwykle przygnębiająca. Książkę trudno zakwalifikować do jednego gatunku, zdecydowanie nie jest to typowy horror, bliżej jej do powieści drogi z elementami kryminału i grozy. To, co najbardziej zachwyciło mnie w “Dybuku”, to nie wielce skomplikowana czy odkrywcza fabuła, a realizm. To właśnie w wyjątkowo plastycznych opisach...
więcej Pokaż mimo to