-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-11
2022-07-14
2022-02-07
2022-01-22
2021-03-17
2021-01-17
2020-02-06
2019-05-06
Dobra, porządna, konkretna książka.
Joanna Kuciel-Frydryszak podejmuje się tematu ciekawego, a przy tym rzadko poruszanego- kim tak naprawdę były służące? Te postaci pojawiają się w literaturze (i nie tylko) bardzo często, możemy na nie natrafić czytając powieści historyczne, fantastykę, czy też po prostu książki mające już swoje lata. Od czasu do czasu stają się głównymi bohaterkami opowieści tworzonych na motywie kopciuszka- romansów, erotyków, młodzieżówek, tzw. young adult. Mało kto zastanawia się jak wyglądało ich życie w rzeczywistości. Jeżeli jednak kogoś ten problem zajmuje, może zacząć swoje badania od "Służących do wszystkiego".
Autorka w swojej publikacji skupia się na losach polskich służących na początku XX wieku. Losach zwykle bardzo do siebie podobnych i bardzo smutnych. Opowiada Czytelnikom historię kilkudziesięciu konkretnych kobiet, które służyły w różnych domach, u różnych "państwa". Niezależnie od charakteru chlebodawców w warunkach dla współczesnego człowieka porażających. Bez własnego kąta, na każde zawołanie, kąpiąc się kilka razy do roku i to w wodzie po pańskiej rodzinie, wstając wcześniej i kładąc się późno po dniu wypełnionym spełnianiem cudzych zachcianek, ciężką pracą za nędzne pieniądze, bez prawa do protestu, do zrezygnowania z pracy. Relacjonuje ich życie systematycznie i konkretnie, bez ociągań, udziwnień i tanich chwytów narracyjnych. Pisze o tym, co te kobiety robiły w wolnym czasie (którego miały rozpaczliwie mało), o stowarzyszeniach, w których się zrzeszały, o książeczkach, w których "państwo" wypisywali opinie o nich, które były dla nich batem, smyczą i obrożą, o stosunku Kościoła do pracy tych dziewczyn, o udanych bądź nie próbach zmiany prawa, o ruchach feministycznych i socjalistycznych, które z ich okropną sytuacją starały się walczyć. Opowiada o nich samych z perspektywy ludzi, do których mogła dotrzeć- zwykle do dzieci, które w zamian rodziców wychowały. Sięga do opublikowanych wspomnień, czasami osób szeroko znanych i poważanych, w których służące się pojawiają. Zwraca uwagę na ich rolę w życiu polskich literatów, przytacza prowadzoną aż do śmierci korespondencję Witolda Gombrowicza ze służącą jego rodziny, Anielą, autorkom ostatnich słów "Ferdydurke", wspomina o służącej Henryka Sienkiewicza, bardzo oddanej swoim chlebodawcom, która, jako najbardziej zaufana, później nadzorowała ich majątek, o dziwnych relacjach Zofii Nałkowskiej z własną służącą, które łamały wszelkie normy obyczajowe- kobieta do swojej pracodawczyni na przykład zwracała się per "Zocha". Takich przykładów w "Służących..." jest dużo więcej. Z całej książki chyba najbardziej poruszyły mnie opowieści o służących żydowskich rodzin, które nawet podczas II Wojny Światowej pozostały im wierne. Udawały się za nimi do gett, czasami nawet na śmierć, ratowały z narażeniem życia małych paniczów i panienki. Kobiety, które w wielu domach były traktowane jak meble, często analfabetki. Oczywiście nie jest to jedyny rodzaj zachowań, jakie w wojennym czasie były udziałem służących. Na wielki plus dla Autorki, że o tych negatywnych też wspomniała.
Bardzo ważna dla mnie jest jeszcze jedna kwestia. Autorce w tej książce, może zamierzenie, może mimochodem, udało się stworzyć wspaniały przekrój życia w II RP. W młodym, odrodzonym kraju, który chce pójść własną drogą, ale nie do końca wie, jak to zrobić, targany mnóstwem zmian, społecznych, gospodarczych, politycznych. Który może stać się wszystkim. Szarpanym przez różne ruchy, chrześcijańskie, demokratyczne, socjalistyczne, sanację... Pokazuję jak dynamicznie się on zmieniał, jaką dziwną mieszaniną różnych kultur i zwyczajów był. Pokazuje jego "półfeudalny", jak sama to określa, styl bycia i jednocześnie wszystkie ruchy, które starały się ten system zmienić. Wszyscy mają swoje racje, ważne, prawdziwe rację, a w którą stronę Polska pójdzie- tego nie wie nikt. Nie wie po dziś dzień, bo rozwój II Rzeczpospolitej został brutalnie przerwany przez II Wojnę Światową, późniejsze "wyzwolenie" przez Armię Czerwoną i narzuconą kuratelę ZSRR. Pod tym kątem jest to naprawdę fascynująca lektura.
Pani Kuciel-Frydryszak udało się stworzyć bardzo dobre i poruszające szeroką gamę różnych kwestii opracowanie. Naprawdę gratuluję. A wszystkim niezdecydowanym książkę serdecznie polecam.
Dobra, porządna, konkretna książka.
Joanna Kuciel-Frydryszak podejmuje się tematu ciekawego, a przy tym rzadko poruszanego- kim tak naprawdę były służące? Te postaci pojawiają się w literaturze (i nie tylko) bardzo często, możemy na nie natrafić czytając powieści historyczne, fantastykę, czy też po prostu książki mające już swoje lata. Od czasu do czasu stają się głównymi...
2019-05-04
Zacznę od konkretów. Nie podoba mi się. Praktycznie nic w tej książce nie przypadło mi do gustu.
Twierdzenie, że jest to historia Danki Siedzikówny to moim zdaniem spora przesada. A może inaczej: niedopowiedzenie. Bo o samej Ince mamy tutaj stosunkowo niewiele, za to dużo o wszystkim innym. Mało ważne, czy Autorka akurat próbowała opisać jej dzieciństwo, życie w czasie, czy też po II Wojnie Światowej, ciągle ucieka w dygresje. W dzieciństwie opowiada o konfliktach polsko-białoruskich, losach miejscowości w której Danka spędziła tylko kilka pierwszych lat życia, nie zważając na to, że z samą bohaterką niewiele ma to wspólnego. Czas wojny i późniejszej walki to historia nie Danuty, a oddziałów w których służyła, często bardzo odległa od jej życia. Miejsce dla niej i tylko dla niej znajduje się wyłącznie w ostatnich opisach publikacji, tych opowiadających o samym zakończeniu życia tej młodej dziewczyny, kilku kończących je miesiącach. Dużo można się z "Szukając Inki..." dowiedzieć o AK na Kresach, o Żołnierzach Wyklętych, ale o niej samej- prawie nic.
Autorka od początku do końca zarzuca nas nazwiskami, nazwami miejscowości i pseudonimami. Jeżeli ktoś się w tym wszystkim połapał, bez uprzedniego przygotowania merytorycznego, to ja naprawdę gratuluję. Mi się nie udało. Po kilkunastu stronach czytałam już zupełnie bez orientacji, kto jest kim i tym bardziej, co w danym miejscu robi, z jakiej racji się tam znajduje i co planuje. Zrobiła się z tego papka suchych faktów, z których z biegiem stron pojmowałam coraz mniej, żeby w końcu dojść (gdzieś przed połową) do miejsca, w którym nie wiedziałam już nic i, co gorsza, całkowicie się z tym pogodziłam. Zgubiłam się w tej książce i nie widziałam ani sposobu, ani motywacji by się odnaleźć.
Jeszcze jedna sprawa, tak na koniec tego mojego narzekania. Dlaczego akurat Danka Siedzikówna? Dziewczyna nie wykazywała się szczególnym bohaterstwem, nigdzie nie zasłynęła, Autorce bliska w sposób naturalny nie była (a przynajmniej w książce tego nie zasugerowano), jej życie jest słabo udokumentowane. Ogólnie- kiepski materiał do pisania. W którymś momencie Autorka wspomina, że życie Inki jest samo w sobie jak scenariusz filmowy. Być może. Ale w tamtym czasie podobnych historii życie tworzyło miliony, a niektóre z nich były dużo bardziej niezwykłe.
Niestety nie polecam.
Zacznę od konkretów. Nie podoba mi się. Praktycznie nic w tej książce nie przypadło mi do gustu.
Twierdzenie, że jest to historia Danki Siedzikówny to moim zdaniem spora przesada. A może inaczej: niedopowiedzenie. Bo o samej Ince mamy tutaj stosunkowo niewiele, za to dużo o wszystkim innym. Mało ważne, czy Autorka akurat próbowała opisać jej dzieciństwo, życie w czasie,...
2019-04-23
Jakoś tak nie do końca się zgrywałam z tą książką. Moje pierwsze (i drugie, i trzecie...) podejście do niej zakończyło się klęską. Nawet nie dlatego, że jest zła. Nie jest. Dlatego, że jest nijaka.
Ciężko napisać o II Wojnie Światowej coś, czego wcześniej by nie było, coś, co mogłoby jeszcze szokować. Temat ważny, niezaprzeczalnie, ale wymęczony do granic wytrzymałości, szczególnie w Polsce. Z literaturą opisującą przeżycia wojenne zawsze (jako amatorskiej pasjonatce historycznej) było mi bardzo po drodze. Gdzie nie spojrzałam to jakieś książki, filmy, relacje, czasopisma, ze wszystkich gatunków i rodzajów. A ja nigdy za tą tematyką nie przepadałam, tak samo jak nie znoszę chociażby powstań narodowych. Z tego samego powodu zresztą: i jedno, i drugie jest wiecznie opisywane tak bardzo patriotycznie, tak bardzo idealistycznie i tak bardzo nieobiektywnie, że mdli mnie już na samą myśl. Pewien człowiek (historyk, z wykształcenia i zawodu) powiedział mi kiedyś coś takiego- "O kampanii wrześniowej można znaleźć tysiąc książek. W tym żadnej porządnej". Doskonale trafił w moją opinię na ten temat, tyle, że ja rozszerzam ją na całą II Wojnę Światową z polskiej perspektywy. O okrutnych Niemcach/bolszewikach/Ukraińcach, zdradzieckich Francuzach/Anglikach i bohaterskich Polakach już słuchać nie mogę. Schemat na schemacie doprawiony mnóstwem uogólnień. Nie twierdzę, że Niemcy, czy Rosjanie "źli", okrutni i bezmyślni nie byli. Nie twierdzę też, że Polacy bohaterstwem się nie wykazywali. Ale twierdzę, że wyjątków od obu tych reguł było wystarczająco dużo, by warto to było zauważyć. A zupełne ich ignorowanie w literaturze mnie dobija.
Tak więc z relacjami z II Wojny Światowej zaprzyjaźniona nie jestem, nie byłam i pewnie nigdy nie będę. Ale tego typu książki czasem same z siebie wręcz mi się pchają w ręce. I tak oto do mojej listy "Przeczytanych" mogę dopisać "Dziewczyny z Powstania". Jak wrażenia?
A nawet nieźle. Wspaniale też nie jest, ale wiele nie oczekiwałam. Relacje obiektywne nie są, ale, jako, że to wspomnienia, wcale takie być nie muszą. Z tym, czy są interesujące bywa różnie. Bo losy tych wszystkich kobiet tak naprawdę są bardzo podobne. Czytanie o sanitariuszkach pod ostrzałem ratujących żołnierzy, czy też matkach z malutkimi dziećmi ukrywających się po piwnicach jest szalenie interesujące. Ale jeżeli czyta się jedną porządną relację o losach jednej kobiety. A nie co kilka stron przeskok do kolejnej niemal identycznej opowieści innej. Te losy są tragiczne, smutne, przerażające. I niestety w takim przedstawieniu także monotonne. Autorka pisze dobrze, czasem nawet stylizuje poszczególne rozdziały, zapewne tak aby pasowały do opowiadających. Nie są to teksty na najwyższym poziomie, nie porywają same dla siebie, ale są w porządku. Na neutralnym poziomie. Spotkałam w tej książce także kilka miłych szczególików: historię Anny Branickiej, hrabianki, przedwojennej mieszkanki pałacu w Wilanowie, odpowiedzi bohaterek na pytanie, co po tych wszystkich latach myślą o zasadności wybuchu powstania, ładne zdjęcia... Nie jest źle, naprawdę.
Polecać jakość strasznie gorąco to nie polecam, ale przeczytać można. Ja zaczęłam ostatnie podejście z nudów, skończyłam tylko z rozpędu. Ostanie 9 stron dłużyło mi się niemiłosiernie, sama nie wiem dlaczego.
Jakoś tak nie do końca się zgrywałam z tą książką. Moje pierwsze (i drugie, i trzecie...) podejście do niej zakończyło się klęską. Nawet nie dlatego, że jest zła. Nie jest. Dlatego, że jest nijaka.
Ciężko napisać o II Wojnie Światowej coś, czego wcześniej by nie było, coś, co mogłoby jeszcze szokować. Temat ważny, niezaprzeczalnie, ale wymęczony do granic wytrzymałości,...
2017-01-12
2017-05-10
"Czarownica" to moje drugie spotkanie z panią Gregory. I jak na ten moment ostatnie. Powieści nie dałam rady, poddałam się po 1/3. Czemu? Niby wszystko dobrze, oryginalna historia, osadzona w ciekawych czasach. Niestety, przynajmniej dla mnie nijaka. Nie widziałam w niej żadnej głębi. Główna bohaterka mnie niezmiernie irytowała, a reszta ferajny wydawała się być taka... mdła. Historia toczyła się bez ładu i składu, bez sensu, bez emocji. Alys oczywiście miała swoje bolączki, ale płytkie i nudnawe. Intrygi w tle też nie porywały, a czary były przedstawione bez żadnej dramaturgii, a trzeba podkreślić, że były to czasy polowań na czarownice i nutka niepokoju z powodu ich użycia u naszej drogiej siostrzyczki powinna się pojawić. Opierała się, to prawda, ale również odrobinkę nieprzekonująco... Tak naprawdę to w przypadku mojej pierwszej przeczytanej powieści autorki "Czarownicy" miałam bardzo podobne zarzuty. Najwyraźniej styl Philipy Gregory mi nie podchodzi.
Nie doczytałam, nie oceniam.
"Czarownica" to moje drugie spotkanie z panią Gregory. I jak na ten moment ostatnie. Powieści nie dałam rady, poddałam się po 1/3. Czemu? Niby wszystko dobrze, oryginalna historia, osadzona w ciekawych czasach. Niestety, przynajmniej dla mnie nijaka. Nie widziałam w niej żadnej głębi. Główna bohaterka mnie niezmiernie irytowała, a reszta ferajny wydawała się być taka......
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-07
2017-06-19
I co ja mam o tej książce napisać..?
Jest to dobra powieść. Nie lekka, nie specjalnie miła, choć też nie przygnębiająca. Dobra.
Autorka ukazuję nam świat podziału rasowego XX wiecznych Stanów. Świat, co tu dużo mówić w Europie nie znany. Przeciętny młody człowiek w Polsce ledwie kojarzy, że jakiś problem w Ameryce istniał. Nie ma się co dziwić, nasz kontynent miał wtedy własne problemy. Powieść te czasy przybliża. Opowiada historie czarnych służących w domach białych pań, kobiet, w których życiu kolor skóry znaczy wszystko. Temat ciekawy, ale wykorzystanie go mnie odrobinę rozczarowało. Akcja skupia się na zmianie, na dążeniu do niej, na tym jak to służącym było źle, wzięły sprawy w swoje ręce (z świetnie przedstawionymi oporami, muszę przyznać) i poszły zmieniać świat. Nie twierdze, że to źle, że to nie ma znaczenia, ale z takiej historii można było wyciągnąć coś więcej. Opowiedzieć choćby o Celi, której pomimo białej skóry nie wiodło się przecież dobrze, o kimś kto łamie schemat tamtych czasów, nie próbuje się tych schematów pozbyć. Bardzo chętnie bym o tym przeczytała, szczególnie, że postacie mają głębie z którą dawno się nie spotkałam. Są realistyczne, żywe i chciałabym poznać ich historie. Co o powieści bardzo dobrze świadczy. Wciąga od pierwszych stron, pozwala zatracić się w wykreowanym świecie. I przy okazji dowiedzieć się czegoś.
Jak najbardziej polecam.
I co ja mam o tej książce napisać..?
Jest to dobra powieść. Nie lekka, nie specjalnie miła, choć też nie przygnębiająca. Dobra.
Autorka ukazuję nam świat podziału rasowego XX wiecznych Stanów. Świat, co tu dużo mówić w Europie nie znany. Przeciętny młody człowiek w Polsce ledwie kojarzy, że jakiś problem w Ameryce istniał. Nie ma się co dziwić, nasz kontynent miał wtedy...
2017-07-27
2017-07-27
Króciutkie opowiadanie obok którego nie da się przejść obojętnie. Najsłynniejsze z opowiadań Borowskiego, zaliczających się z kolei do najważniejszych obrazów II wojny światowej. Jak na marne kilka stron wywiera gigantyczny wpływ, stanowi opis świata, który z ludzi, wszystkich znajdujących się pod jego wpływem, zarówno SS-manów jak i więźniów, wyciska ostatnie krztyny człowieczeństwa. Pokazuje ludzi w obliczu niewyobrażalnego odczłowieczenia, jest świadectwem największej zbrodni w historii ludzkości. Jeden opis, niezbyt rozbudowany, kilka godzin z obozowego życia.
Przeczytać zdecydowanie warto.
Króciutkie opowiadanie obok którego nie da się przejść obojętnie. Najsłynniejsze z opowiadań Borowskiego, zaliczających się z kolei do najważniejszych obrazów II wojny światowej. Jak na marne kilka stron wywiera gigantyczny wpływ, stanowi opis świata, który z ludzi, wszystkich znajdujących się pod jego wpływem, zarówno SS-manów jak i więźniów, wyciska ostatnie krztyny...
więcej Pokaż mimo to