Ścigając krzyk Johann Hari 7,8
![Ścigając krzyk](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4846000/4846628/658987-352x500.jpg)
Trzeba powiedzieć, że otwierając niniejszą książkę piszący te słowa sytuował się zdecydowanie po stronie przeciwników penalizacji posiadania narkotyków na własne potrzeby użytkownika.
Takowym też pozostał po jej przeczytaniu.
Choć paradoksalnie, książka która zasadniczo ma czytelnika przekonać do jakiejś formy legalizacji narkotyków w zasadzie wybudowała w nas pewną podejrzliwość.
A to poprzez fakt, że od pierwszej do ostatniej strony wypełniają ją egzaltowane kocopały o tym, że użytkownicy narkotyków to w zasadzie bez wyjątku niedostosowani wrażliwcy, potrzebujący farmakologicznych schronów przed swoimi koszmarami. Jakby motywem ludzkich postępowań nie były także nuda i terror grupy.
Z kolei ci, którzy reprezentują rozmaite struktury przymusu państwowego, które z narkotykami toczą beznadziejną (i zgadza się, w wielu wypadkach całkowicie bezsensowną) wojnę zostali tu odmalowani jako autorytarni psychopaci i kryptofaszyści. W kontrze natomiast otrzymujemy będące niejako plonem działalności tych ostatnich, postaci nowojorskiego dilera oraz meksykańskiego sicario. I tu akurat jak się oczywiście okazuje świat przestaje być nagle czarno-biały, a człowieka można odnaleźć w każdym nędzniku. Dodatkowo uobficie to wszystko podlewając różnego rodzaju badaniami, z których wychodzi z całą pewnością, że łatwiej uzależnić się od napojów gazowanych niż od heroiny. Powodem zaś uzależnień narkotykowych i całego straszliwego cierpienia, które często mu towarzyszy i którego z pewnością nie życzylibyśmy nikomu, a już na pewno nie własnym dzieciom jest deficyt miłości i opiekuńczości. Przeganiamy zatem faszystów i otwieramy magazyny z rządowymi rezerwami miłości i żegnamy problemy dotychczas kojarzące się z narkomanią.
Tak jakby nie było jasne, że miłość, w tym dojrzałym pojęciu, któremu towarzyszy branie odpowiedzialności za bliźnich i gotowość do poświęceń jest towarem zdecydowanie bardziej deficytowym niż hera czy crack.
Na koniec próbując przekonać nas, że ostatecznie dalece bardziej niebezpieczne są zabawy z alkoholem, jako najbardziej uzależniającą substancją na tym łez padole, ignorując całe kulturowe tło które różni wódę od heroiny, bo na Boga naprawdę nie jest łatwo wyobrazić sobie toast noworoczny, weselny lub jakikolwiek inny w którym następuję zbiorowe walnięcie sobie w żyłę.
Plus naprawdę nieznośne, egzaltowane zakończenie jako wisienka na torcie.
Amen