-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2024-04-06
2020-01-19
2019-05-18
2019-12-10
2019-09-04
2019-02-18
2014-04-01
2018-01-22
Nie miałam nigdy okazji czytać powieści z miasta, w którym mieszkałam lub mieszkam. No, może z wyjątkiem cyklu Marka Krajewskiego z Wrocławia, jednak opisywane czasy były tak odległe, że żadnych miejsc w zasadzie zlokalizować nie mogłam. Teraz jednak przekonałam się jaka to frajda, porzucić wyobrażenie i fantazje o miejscach, gdzie akcja się rozgrywa! Otóż mieszkam w Haugeusnd, tym właśnie mieście, śledziowym mieści, gdzie Maestro rozgrywa swoje requiem. Bez trudności odnajdywałam opisywane miejsca, jakbym się tam znajdowała. Bloki, w których popełniono pierwszą zbrodnię w Haugesund też znam, wielokrotnie tam bywałam w odwiedzinach u znajomych, mieszkających 3 piętra niżej :). NIe wiem, może podniecam się bez powodu, pewno warszawiacy znają ten dreszczyk czytając powieści dziejące się w Warszawce. Musze jednak powiedzieć, że to było dla mnie nowe przeżycie czytelnicze, i jakże ciekawe!
Stron w 2018: 1.967
Nie miałam nigdy okazji czytać powieści z miasta, w którym mieszkałam lub mieszkam. No, może z wyjątkiem cyklu Marka Krajewskiego z Wrocławia, jednak opisywane czasy były tak odległe, że żadnych miejsc w zasadzie zlokalizować nie mogłam. Teraz jednak przekonałam się jaka to frajda, porzucić wyobrażenie i fantazje o miejscach, gdzie akcja się rozgrywa! Otóż mieszkam w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-06
2017-04-08
Nie wiem, po prostu nie wiem, co jest w powieściach Kanusgaarda, co czyni, że nie jest łatwo się od nich oderwać. W powieściach nic się szczególnego nie dzieje, ot, zwykłe życie, tym razem studenta w Bergen. W tym szarym, zachmurzonym, wiecznie płaczącym deszczem mieście, które co nieco sama znam. W mieście w którym „w jednym momencie nie padało, a w następnym tysiące milionów kropli jednocześnie waliło w ziemię z szeleszczącym, niemal terkoczącym odgłosem”. Być może to dodaje smaczku towarzyszeniu Karlowi Ovego w studenckich ekscesach, snuciu się razem z nim po ulicach, które się trochę zna, szczególnie w okolicach szpitala Haukeland i cmentarza, leżącego po drugiej stronie ulicy, po błądzeniu w okolicach targu rybnego i drewnianego Bryggen. Mnie chyba urzeka ta trafność jego szczerych odczuć, niezależnie jakie uczucia wzbudzają u czytelnika. Czasem są wręcz odrzucające, podłe, nisko upadłe, które z gruntu negujemy, ale są też te miłe, szczere, optymistyczne. Przemyślenia Karla Ovego są tak celne i ostre jak brzytwa, że tną świadomość o nas samych. Ilu z ans może się z taką szczerością przyznać do swoich porażek i mrocznych myśli. Myślę, że niewielu... Ale chyba właśnie to czy tę prozę wyjątkową.
Stron w 2017: 6891
Nie wiem, po prostu nie wiem, co jest w powieściach Kanusgaarda, co czyni, że nie jest łatwo się od nich oderwać. W powieściach nic się szczególnego nie dzieje, ot, zwykłe życie, tym razem studenta w Bergen. W tym szarym, zachmurzonym, wiecznie płaczącym deszczem mieście, które co nieco sama znam. W mieście w którym „w jednym momencie nie padało, a w następnym tysiące...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-05
Powieść jest dużo lepsza niż jej ekranizacja, którą miałam okazję niedawno oglądnąć w norweskiej telewizji. Zresztą niemal jak zawsze, ekranizacje są tylko czubkiem góry lodowej.
Strony w 2017: 4622
Powieść jest dużo lepsza niż jej ekranizacja, którą miałam okazję niedawno oglądnąć w norweskiej telewizji. Zresztą niemal jak zawsze, ekranizacje są tylko czubkiem góry lodowej.
Strony w 2017: 4622
2016-10-31
Tydzień po premierze wszyscy chyba rzucili się na czytanie kontynuacji Milenium. Wtedy na LC niemal 1200 osób zadeklarowało, iż chce powieść przeczytać. Niemała tutaj sprawka dosyć rozpowszechnionej akcji reklamowej. A czytelnicy podzieli się na tych, którzy oczekują równie mocnego dreszczyku emocji jak w poprzednich dziełach i nieważne dla nich, że to już nie Larsson oraz tych, zgryźliwych, którzy już przed przeczytaniem wyrobili sobie zdanie, iż to będzie klapa, bo nie Larsson.
W końcu i ja przeczytałam... I co? Nijakie, może nie najgorsze, ale w cieniu samego Larssona.
Tydzień po premierze wszyscy chyba rzucili się na czytanie kontynuacji Milenium. Wtedy na LC niemal 1200 osób zadeklarowało, iż chce powieść przeczytać. Niemała tutaj sprawka dosyć rozpowszechnionej akcji reklamowej. A czytelnicy podzieli się na tych, którzy oczekują równie mocnego dreszczyku emocji jak w poprzednich dziełach i nieważne dla nich, że to już nie Larsson oraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-10-21
To było moje pierwsze spotkanie z tym norweskim pisarzem i wrażenie towarzyszące tej lekturze mogę krótko streścić jako fascynujące!
Stron w 2016: 27.642
To było moje pierwsze spotkanie z tym norweskim pisarzem i wrażenie towarzyszące tej lekturze mogę krótko streścić jako fascynujące!
Stron w 2016: 27.642
2016-05-20
To trzecia już część opowieści o Erice i Patriku, którzy prócz oczywiście morderstw zajmują się (może nieco bardziej Erica) pieleszami domowymi z dwumiesięczną córeczką.
To w zasadzie dwie powieści przeplatające się między rozdziałami. Ta współczesna z kanwą zabójstwa małej Sary i starsza, rozpoczynająca się w latach dwudziestych ubiegłego wieku oparta na wątku kamieniarza i losów jego żony, Agnes. Tak więc przenosimy się raz tu, raz tam, i kołacze nam w głowie, co ma jedno z drugim wspólnego. Wiec brniemy dalej w powieść, by się dowiedzieć jak najszybciej.
Oczywiście wciąga, jak prawie każdy kryminał, bo zagadka zostawia w głowie masę domysłów i pomysłów, na to kto jest mordercą. Autorka jednak stosuje wszelkie zabiegi, byśmy za wcześnie nie odgadli kto za morderstwem stoi.
Jednak pod powłoką kryminału czai się stara psychologiczna prawda, że jakieś tam „śmieci” z dzieciństwa, toksyczne rodziny, doświadczona przemoc, kiedyś tam wypłynie uruchamiając ciąg nieszczęść w naszym życiu.
Stron w 2016: 15.594
To trzecia już część opowieści o Erice i Patriku, którzy prócz oczywiście morderstw zajmują się (może nieco bardziej Erica) pieleszami domowymi z dwumiesięczną córeczką.
To w zasadzie dwie powieści przeplatające się między rozdziałami. Ta współczesna z kanwą zabójstwa małej Sary i starsza, rozpoczynająca się w latach dwudziestych ubiegłego wieku oparta na wątku kamieniarza...
2016-08-01
2016-04-24
Wydana w Norwegii w 2015 powieść Mai Lunde jakoś przeszła bez echa, nawet ja, mieszkająca w Norwegii mało co o niej słyszałam (o powieści, jak i samej pisarce). W Wikipedii norweskiej brak nawet linka do powieści, jako rzekomego sukcesu norweskiej scenopisarki związanej w oficjalną telewizją NRK. Nie wiem skąd więc ta nachalna reklama polskiego wydania, jakoby to było „największe odkrycie i powieść norweskiej literatury”. Owszem zdobyła uznanie recenzentów większych krajowych dzienników jak „Verdens Gang” (VG) czy „Aftenposten”, może i zdobyła norweską nagrodę księgarską (Bokhandelpris), ale nie huczało o tym w Norwegii, jak można by wykoncypować z polskich rozbuchanych reklam księgarskich.
Niemniej jednak to, iż być może to najmniej norweska powieść, może być prawdą. Inny klimat, pszczoły, które w ogóle nie kojarzą się z zimną Norwegią, żaden norweski wątek. A więc zgadza się!
Co dalej… „Akcjonariuszy”, czyli miłośników akcji powieść zawiedzie, dla „myśliwych”, którzy drążą przesłanie w fabule i symbolice, owszem. Niemniej jednak ja myślałam i myślałam po zakończeniu wieczornej lektury kilkudziesięciu stron, i nic wymyślić nie mogłam. Wspólne pszczoły w trzech wątkach i… niemal trzy różne powieści o zawiłościach bliskich relacjach w rodzinie, jak również zawiłościach konsekwencji naszych poczynań z naturą.
Stron w 2016: 11.057
Wydana w Norwegii w 2015 powieść Mai Lunde jakoś przeszła bez echa, nawet ja, mieszkająca w Norwegii mało co o niej słyszałam (o powieści, jak i samej pisarce). W Wikipedii norweskiej brak nawet linka do powieści, jako rzekomego sukcesu norweskiej scenopisarki związanej w oficjalną telewizją NRK. Nie wiem skąd więc ta nachalna reklama polskiego wydania, jakoby to było...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-21
W czwartym tomie zabiera nas Karl Ove na północ Norwegii, na przepiękny notabene archipelag wysp Lofoty (byłam, widziałam, dech zapiera), gdzie jako dziewiętnastolatek wybywa by zostać nauczycielem, trochę z przymusu, jakieś pieniądze zarobić w końcu musi. Przybywa i odkrywa, że w zasadzie jest jak jego uczniowie, niewiele starszy, ma ciągoty do pijackich imprez, które są z pewnością jedną z niewielu uciech na nudnym krańcu Norwegii. Nauczycielskie opowieści na początku i końcu spinają jakby klamrą to co działo się tuż przed zerwaniem z nastoletnią przeszłością.
Wraca bowiem do lat gimnazjalnych, wspominając i opisując każdy zwykły dzień, w swoim detalicznym, proustowskim stylu. Opowiada więc o przewalaniu się z kolegami ze wsi, rozmowami z matką, treść wypełniają relacje z odwiedzin u ojca, który zamieszkał z nową kobietą i niestety rozpoczynający swoją alkoholową niedolę. Nic a zarazem wszystko co wypełniało życie nastolatka, sprawy błahe, jak i poważniejsze, np. praca jako recenzent muzyczny dla jednej z lokalnych gazet. Karl Ove opisuje również próby miłosnych podbojów, jakoś mu nie idzie z dziewczynami i nawet, przyznaje się, że nie umiał się onanizować. Zresztą seksualne przeżycia ciągle jakoś przewijają się w fabule.
Dylematy czy ubrać mokre majtki, bo matka zapomniała wywiesić pranie, czy iść w brudnych z dnia poprzedniego. Wraca do wspomnienia z wycieczki, kiedy to z ojcem musieli dać odpór „atakowi” żmij, kamienując je. Dalej znajdziemy, żałosne z punktu widzenia dorosłego oczywiście, opisy pijackich ekscesów w hotelu za granicą. No i oczywiście klasyka – opis kilku miesięcy przed końcowym egzaminem dojrzałości (po norwesku nazywa się to russefest) który u Karl Ove był niestety czasem permanentnego picia, jarania haszu i zapomnienia (to taka przedłużona w czasie studniówka, ciekawe czy w tłumaczeniu pojawi się wyjaśnienie).
Jednakowoż czas spędzony nauczycielsko zaowocowało jego pierwszymi pisarskimi "wypocinami"
Podczas lektury więc dosyć często rozjaśniało mi umysł dlaczego niektórzy moi norwescy znajomi kwitują moje zaczytywanie się Kanusgårdem – „jak możesz czytać tego palanta?”…
Stron w 2016: 10.543
W czwartym tomie zabiera nas Karl Ove na północ Norwegii, na przepiękny notabene archipelag wysp Lofoty (byłam, widziałam, dech zapiera), gdzie jako dziewiętnastolatek wybywa by zostać nauczycielem, trochę z przymusu, jakieś pieniądze zarobić w końcu musi. Przybywa i odkrywa, że w zasadzie jest jak jego uczniowie, niewiele starszy, ma ciągoty do pijackich imprez, które są z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-30
Przymierzałam się dość długo do lektury, sporo wcześniej, zanim pierwsze tomy zostały przetłumaczone na język polski. Mam to szczęście, iż znam norweski, więc nie byłoby problemu by przeczytać w oryginale (choć Fosse konsekwentnie i dumnie pisze w nynorsk, czyli pisanej odmianie języka norweskiego bazującego na dialektach a nie standardowym norweskim nauczanym na kursach).
Po nagrodzeniu go Noblem musiałam już się spiąć, choć coraz częściej slyszałam opinie, ze jego proza jest specyficzna i trudna i sami Norwedzy wydawali mi się sceptyczni odnośnie jego stylu pisania. "Nudne jak flaki z olejem", "nijakie", "masło maślane" ("smør på flesk" czyli w wolnym tłumaczeniu "masło na smalcu"). Zwątpiłam...
Ale myślę sobie zacznę zobaczę tak, zobaczę myślę A cóż mi szkodzi zobaczyć te światłość bijącą z ciemności tak bo ciemność swieci swieci mocno i nie każdy ją widzi (to nie cytat, he, he).
I zaczęłam powoli ostrożnie i mnie to zmęczyło bardzo zmęczyło myślę sobie że tak może kogoś takie wielkie dzieło zmęczyć Męczyłam się kilka dni i myślałam ze Norwedzy maja racje i ciążyło mi to kiedy tego Nobla dostał nawet w telewizji co ja oglądam rzadko puszczali godzinami nagrania samego Fosse który czytał swoje działo godzinami dzieło sam tak czytał dla nas wszystkich czytał i czytał powoli ostrożnie tak powoli ze powieki się same zamykały słowa usypiały minuta za minutą (w Norwegii państwowa telewizja NRK ma w zwyczaju puszczać programy pt. "Minuta za minutą" gdzie nic się nie zazwyczaj nie dzieje, a pokazywane są relacje z jakiś nudnych przedsięwzięć jak płynący statek pasażerski rozbijając fale morza i fiordów).
No i tak czytałam czytałam muszę pójść dalej myślałam skoro to takie ważne dzieło i brnęłam dalej aż nagle myślę ze to było nieoczekiwane tak nieoczekiwane czułam że powinnam była zobaczyć co się dalej dzieje z Asle i Åsleikiem i Guro wnikać w ich dusze tak tak głęboko i spodobało mi się myślę tak myślę to było dobre jak ta jasność bijąca z czerni z obrazów Asle tak ta jasność biła mocno że aż nie mogłam uwierzyć że mi się podoba że mnie wciąga i już nie przeszkadza brak kropek i przecinków i tych powtórzeń i powtórzeń tego samego i wciąż tego samego że to było dobre tak dobre...
Ok, czekam na kolejne części. Czekam bo duch Fosse ożył we mnie. Mieszkam w mieście (Haugesund) i pracuje w szpitalu gdzie na świat przyszedł Jon Fosse. Jestem z tego dumna!!!
Przymierzałam się dość długo do lektury, sporo wcześniej, zanim pierwsze tomy zostały przetłumaczone na język polski. Mam to szczęście, iż znam norweski, więc nie byłoby problemu by przeczytać w oryginale (choć Fosse konsekwentnie i dumnie pisze w nynorsk, czyli pisanej odmianie języka norweskiego bazującego na dialektach a nie standardowym norweskim nauczanym na kursach)....
więcej Pokaż mimo to