-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Biblioteczka
2022-02-28
2021-06-05
Gdyby ktoś spytał mnie czy wierzę w duchy, demony, UFO lub inne nadprzyrodzone "istoty" to nie odpowiedziałabym jednoznacznie. Dlaczego? Bo gdybym powiedziała, że wierzę to bym skłamała, a gdybym wybrała opcję, że jednak nie to też było by kłamstwo. Najnormalniej w świecie nie potrafię się zdecydować co począć z materią, której arkana staram się zgłębiać cały czas. O ile jeszcze duchy i wszelkiego rodzaju demony są mi w pewien sposób "bliższe", bo sporo książek o tym miałam okazję widzieć i czytać to z UFO mam nie po drodze. A jednak staram się czytać różne artykuły i książki, więc po ujrzeniu "Tajemnic Dolnego Śląska. ..." pomyślałam, że czemu by nie? Nie dość, że polska książka to jeszcze o naszych rodzimych ziemiach i niewyjaśnionych zjawiskach.
Publikacja stanowi unikalny zbiór - w większości nigdzie niepublikowanych – autentycznych relacji ludzi, którzy osobiście zetknęli się ze zjawiskiem UFO. Relacje dokumentalne podparte bogatą kartoteką zdjęciową, ilustracjami i grafikami wraz z oryginalnymi wypowiedziami świadków wprowadzają czytelnika w świat, w którym poukładana codzienność zostaje zaburzona zjawiskiem wykraczającym daleko poza wymiar zrozumienia. Ponad 20 lat zbierania relacji o obserwacjach UFO na terenie Dolnego Śląska przez autora książki kompletnie wypacza powszechnienie znany i starannie ugruntowany w mass mediach wizerunek UFO.
Czy opisane w książce liczne przypadki obserwacji UFO w Sudetach, okolicach Legnicy i Wrocławia są dowodem na ingerencje pozaziemskich sił? Kim - lub czym - jest ukrywająca się za UFO siła, która od wieków nawiedza wiele malowniczych zakątków Dolnego Śląska?
Kiedy czytałam umieszczony na okładce blurb, byłam podekscytowana tą książką i czułam, że muszę się z nią zapoznać. Śmiałam się, że ciągnęły mnie do niej nadprzyrodzone i niewyjaśnione siły. Niestety bardzo szybko mój zapał do niej opadł, a czytanie stało się wręcz męką. A wiecie, co jest najgorsze? Że w sumie ciężko mi powiedzieć dlaczego. Język autor ma naprawdę przystępny i ludzie, którzy dopiero stykają się z ufologią, na pewno wszystko zrozumieją. Ja niestety nie poczułam nawet odrobiny mięty do tej pozycji i okazała się ona jedną z naprawdę niewielu niedokończonych książek w moim dorobku. Nie zmienia to faktu, że tytuł zostaje ze mną i będę chciała ją doczytać w wolnych chwilach, nawet jeśli zajmie mi to dużo czasu. Znalazłam się w ogromnej kropce, jeśli chodzi o wystawienie oceny, gdyż danie niskiej tylko dlatego, że nie dałam rady jej skończyć czy też nie podpasowała mi książka sama w sobie jest głupie. Szczególnie że informacje zawarte w środku wydają się ciekawe i intrygujące, a tylko ja nie umiałam się do nich odpowiednio dobrać. Stąd też ocena dziś wyśrodkowana i pamiętajcie: Ja nikogo nie zniechęcam! Sama będę chciała dokończyć "Tajemnice Dolnego ...", więc nie wahajcie się zajrzeć do tej książki! I koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami! Może inny punkt widzenia pomoże mi podejść do tej książki jeszcze raz z całkowicie otwartym umysłem!
Gdyby ktoś spytał mnie czy wierzę w duchy, demony, UFO lub inne nadprzyrodzone "istoty" to nie odpowiedziałabym jednoznacznie. Dlaczego? Bo gdybym powiedziała, że wierzę to bym skłamała, a gdybym wybrała opcję, że jednak nie to też było by kłamstwo. Najnormalniej w świecie nie potrafię się zdecydować co począć z materią, której arkana staram się zgłębiać cały czas. O ile...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-25
Pewnie zauważyliście już, że literatura dokumentalna bywa u mnie w miarę częstym gościem. Szczególnie w postaci książek związanych z kryminologia i kryminalistyką oraz ... podróżami! Gdy sięgałam po "Jak zostałam peruwiańską żoną" czułam, że będzie to zdecydowanie pozycja w moim guście. Zaskoczenie przyszło wraz ze zgłębianiem kolejnych stron. Dlaczego? Bo nie sądziłam, że czytanie książki na faktach może być również fascynujące i wciągające jak powieść! To nie suche fakty, encyklopedyczne notatki i język dla naukowców. To otwartość, dzielenie się własnymi problemami i kompleksami oraz lekkość pióra są atutem Mii Słowik i jej autobiograficznych książek. Nadszedł więc czas by zabrać się za kolejny tom, bo nie wyobrażam sobie przerwać coś co zaczęłam, a powstaje nadal!
Jak wiemy z pierwszej części Mia nie miała lekko. Jej zmagania z niską samooceną doprowadziły ją zarówno na różne terapie jak i do wróżek! To u jednej z nich kobieta dostała radę by z biletem w jedną stronę wyruszyła do Ameryki Południowej. Jak wiemy mentalność, tradycje i ogólny styl bycia ludzi z tamtych rejonów delikatnie mówiąc różni się od naszych. Najpierw Kolumbia, następnie Peru. Do tego dwa związki, gdzie nie ma miłości...
Tym razem wraz z Mią i jej partnerem wracamy do Polski. Po około sześciu latach bycia razem w ich związku pojawiła się miłość, a Mia nareszcie widzi, że jest z nim nie tylko z obowiązku i miłości do dziecka. Niestety pech i problemy kobiety nie mają końca. A najgorsze, że uczucia, które nareszcie się pojawiły nie ułatwiają podjęcia decyzji i nie powodują by sprawa była choć odrobinę łatwiejsza do ogarnięcia.
Mia stała się świadkiem zdrady partnera z zaledwie dziewiętnastoletnią modelką! To, co zszokowało kobietę bardziej to fakt, że nie był to jednorazowy wybryk. Okazuje się, że trzymający ją praktycznie pod kluczem zazdrosny o nią mężczyzna jest chronicznym kłamcą, uzależnionym wręcz od przygód na boku!
Co ciekawe najbliższą powiernicą trosk i kłopotów Mii jest jej przyjaciółka, która sypia z... cudzymi mężami!
Przepadłam podczas czytania pierwszej części i podobnie było z drugą. To z jaką lekkością, dystansem i poczuciem humoru podchodzi do życia autorka jest niezwykłe. Jestem pełna szacunku, że nawet tak poważne i intymne sprawy jak zdrady Mia jest w stanie potraktować z dystansem i pewną dozą wesołości. Muszę przyznać, że żałuję iż tego typu literatury jest tak mało na rynku (a może to ja nie umiem szukać?). Pewne jest to, że liczę na kolejną część i dalsze losy autorki, bo jeśli zostanie napisana i wydana to będę miała co czytać i znów mój czas będzie pozytywnie wykorzystany! Polecam, ale koniecznie czytajcie chronologicznie!
Pewnie zauważyliście już, że literatura dokumentalna bywa u mnie w miarę częstym gościem. Szczególnie w postaci książek związanych z kryminologia i kryminalistyką oraz ... podróżami! Gdy sięgałam po "Jak zostałam peruwiańską żoną" czułam, że będzie to zdecydowanie pozycja w moim guście. Zaskoczenie przyszło wraz ze zgłębianiem kolejnych stron. Dlaczego? Bo nie sądziłam, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-05
2020-03-31
Agnieszkę Pruską i stworzonego przez nią komisarza miałam okazję poznać trzy lub cztery lata temu. Wpadłam praktycznie od pierwszej jej książki i to tak naprawdę z powodu, dla którego wiele osób uważa jej powieści za... nudne! Jako jedna z niewielu pokazała prawdziwą pracę policji. To nie jest tak zwana inteligencja wyższa, intuicja czy łut szczęścia, jak np. u Chrisa Cartera, ale przesłuchiwania, raporty, papiery, analizy, znów przesłuchiwania i tak w koło Macieju aż trafi się na ten najważniejszy szczegół, który ruszy śledztwem jak lawiną. Do tego praca nie tylko policjantów śledczych, ale również patologa i techników. Pojawia się też postać psychologa, który pomaga łączyć fakty i analizować zachowanie mordercy. Jak zatem nie dać się pochłonąć tego typu książkom?
W Gdańsku na jednym z osiedli ginie młoda kobieta. Zwłoki zostają znalezione w jej własny m domu. Niestety ich stan pozostawia wiele do życzenia, gdyż nie dość, że przeleżały kilka dni, to towarzyszyły im dwa wygłodniałe i przerażone owczarki niemieckie. Widok, jaki zastają policjanci oraz technicy jest zatem co najmniej makabryczny. Okazuje się, że to jednak nie jest najbardziej wstrząsające, no ciężko się dziwić zwierzętom za to, co zrobiły. To, co szokuje śledczych najbardziej to podklejony oczy ofiary. Sprawca ewidentnie chciał, by kobieta patrzyła na wszystko, co robi! Uszkier i jego ekipa zaczyna śledztwo, które zapowiada się niezwykle mozolnie. Niestety nie mija aż tak wiele czasu, a zostają znalezione kolejne zwłoki. Choć samo morderstwo trochę się różni to znak charakterystyczny, czyli podklejone oczy pozostają. Podobnie jak kradzież oszczędności obu kobiet. Czy śledczy i mieszkańcy Gdańska muszą przyjąć do wiadomości, że pojawił się u nich seryjny morderca? A jeśli tak to, kim jest i gdzie go szukać skoro nie zostawia za sobą żadnego śladu? Chociaż czy na pewno?
Już po raz piąty Agnieszka Pruska nie zawiodła swoich wiernych czytelników i wierzę, że zdobędzie ich jeszcze wielu. Ja sama z jednej strony spodziewałam się wiele, ale chyba nie aż tyle. To, co autorka podała nam na tacy, w jak się okazuje ostatnim już tomie z komisarzem Barnabą (na razie nie umiem sobie wyobrazić, że już nie spotkam Uszkiera na swojej drodze!) zszokuje chyba wielu czytelników. Dodatkowo łamanie stereotypu policjanta z brzuszkiem, lubiącego pić i/lub palić, czyli stworzenie policjanta kochającego i dbającego o rodzinę, kochającego ruch (bieganie i aikido) oraz piwo, ale w normalnych ilościach! Agnieszka Pruska te trzy lub cztery lata temu dała mi wiarę w polskich autorów, że oni też potrafią. A ja dzięki niej daję szansę kolejnym i muszę przyznać, że coraz rzadziej się waham i tylko sporadycznie czuję rozczarowanie. Kochani, jeśli chcecie dobrego kryminału, to sięgnijcie po swoich rodaków! Agnieszka Prusak zasługuje na uwagę czytelników. Zresztą polecam również jej humorystyczny cykl z nauczycielkami Alicją i Julią! Czytajcie, ale zachowajcie chronologię!
Agnieszkę Pruską i stworzonego przez nią komisarza miałam okazję poznać trzy lub cztery lata temu. Wpadłam praktycznie od pierwszej jej książki i to tak naprawdę z powodu, dla którego wiele osób uważa jej powieści za... nudne! Jako jedna z niewielu pokazała prawdziwą pracę policji. To nie jest tak zwana inteligencja wyższa, intuicja czy łut szczęścia, jak np. u Chrisa...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-09
Kilka już lat prowadzenie bloga, a jednak zauważyliście pewnie, że opowiadania jeszcze nie recenzowałam. Powód tego jest bardzo prosty - rzadko zasiadam do pojedynczych i przede wszystkim bardzo cienkich historii, które następnie trudno Wam zrecenzować tak by z jednej strony zaciekawić, a z drugiej nie zdradzić zbyt wiele. No, bo tak szczerze jaki sens w tym by zdradzić najciekawsze elementy i nie zostawić dosłownie nic na deser?
Kiedy zbliżał się rok 2000 pojawiła się u nas panika między innymi odnośnie sieci komputerowych. Jak one to przetrwają, czy nie potracimy danych etc. Dobrze wiemy, że był to rok przełomowy i od tego czasu technika szła do przodu naprawdę szybko. Telefony komórkowe, coraz cieńsze telewizory, teraz smartfony... A zastanawialiście się kiedykolwiek o przyszłości co jeszcze może się zmienić i czy aby na pewno na korzyść?
Bohater opowiadania Łukasza Migury czyli Antoni Broniewski żyje w czasach (jak dla mnie) dużo gorszych. Jego świat to świat gdzie rządzi wirtualny pieniądz, a człowiek może się podłączyć do sieci poprzez port wszczepiony w ciało. Jako prywatny detektyw do tej pory zajmował się głównie sprawami obyczajowymi, aż nagle w jego gabinecie pojawia się pewna kobieta, która rzekomo szuka dawnego znajomego. Ponieważ rzekomo się znali to powinna łączyć ich jakaś przeszłość.
Pojawia się kilka pytań: kim jest kobieta?, co ją łączy tak naprawdę z poszukiwanym?, kto z tej dwójki jest tak naprawdę zły? Oraz wiele, wiele innych, na które odpowiecie sobie (mam nadzieję) przeczytaniem "Duchów przeszłości".
Co prócz odpowiedzi na powyższe pytania może nam zaserwować teoretycznie krótkie opowiadanie? Uwierzcie mi, że naprawdę wiele. Choć nie ma tu jako takiej dynamiki to można przepaść czytając tą historię. Pierwsze skrzypce grają tu opisy tak zdarzeń, jak i ludzi, do tego odgłosy i dźwięki, które czytelnik wyobraża sobie dosłownie "od ręki" i nagle okazuje się, że to wystarcza. Wręcz przenosi człowieka w całkiem inny świat. A to, co najlepsze to, że okazuje się, iż by to uzyskać nie potrzebujemy książki, która ma kilkaset stron. Wystarczy dobry autor i kilkaset świetnie skomponowanych słów.
Do tej pory Łukasza Migury nie znałam, ale wytłumaczenie jest bardzo proste - science fiction czy noir nie gościły w moim życiu zbyt często, jeśli w ogóle. Gdyby "Duchy przeszłości" były tylko z tego gatunku to też bym się pewnie nie zainteresowała. Jednak gdy dorzucone zostają elementy kryminału i thrillera to jest to idealna mieszanka by zacząć sc-fi czy noir wprowadzać w życie. Mogę powiedzieć, że nie żałuję czasu spędzonego z zaledwie 38-stronicowym opowiadaniem, a sam autor choć dziś może mało znany to daje nadzieję na to, że zaistnieje w literackim świecie.
Kilka już lat prowadzenie bloga, a jednak zauważyliście pewnie, że opowiadania jeszcze nie recenzowałam. Powód tego jest bardzo prosty - rzadko zasiadam do pojedynczych i przede wszystkim bardzo cienkich historii, które następnie trudno Wam zrecenzować tak by z jednej strony zaciekawić, a z drugiej nie zdradzić zbyt wiele. No, bo tak szczerze jaki sens w tym by zdradzić...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-07
Miałam już okazję czytać książkę Penelope Ward, ale pisaną w duecie z panią Keeland. Jako solistka trafiła w moje ręce po raz pierwszy. Jako że Vi znam bardzo dobrze to bez większych kłopotów rozpoznawałam, mieszankę stylów i to które fragmenty, do której z pań należą. Czytając "Mieszkając z wrogiem" tylko potwierdziłam, że Penelope ma swoje pióro i nie pomylę go z innym dobrze mi znanym. Czy jest ono godne polecenia? Czy warto poświęcić jej czas? Zobaczmy.
Amelia ma zaledwie dwadzieścia cztery lata, gdy świat jej się wali. Najpierw dowiaduje się, że dla swojego ukochanego nie była tą jedyną bowiem Adam od kilku tygodni prowadził nieczystą podwójną grę. Jakby tego było mało umiera ukochana babcia Amelii. Kiedy dziewczyna myśli, że wszystko, co złe już na nią spadło wstrząsa nią jeszcze jedna wiadomość. Spadek, jaki otrzymała od babci i w którego skład prócz biżuterii wchodzi domek podzielony jest na pół. Prócz niej chatkę nad morzem dziedziczy jej najlepszy przyjaciel z dzieciństwa - Justin, który był dla niej jak rodzony wnuk. Problem w tym, że rozstali się wiele lat temu i delikatnie mówiąc nie było to rozstanie w przyjacielskiej zgodzie. Mało tego od tej chwili nie mieli ze sobą kontaktu.
Tak jak spodziewała się młoda kobieta spotkanie po latach to istny koszmar. Złośliwość, ironia, drwiny i dogadywanie na każdym kroku to praktycznie codzienność, a dom będą dzielić przez całe wakacje, chyba że podzielą się nim okresowo. Jade dziewczyna Justina stara się załagodzić sytuację i spróbować chociaż zneutralizować kontakty tych dwojga, bo na ponowną przyjaźń nie ma co liczyć. Amelia coraz ciężej znosi pobyt na wyspie, ale nie chce stąd uciekać, bo to miejsce wiele dla niej znaczy. Głęboko wierzy, że uda jej się porozmawiać z Justinem i wyjaśnić to, co wydarzyło się między nimi lata temu. Problem w tym, że jak to mówią do tanga trzeba dwojga i sama nic nie wskóra...
Co ciekawe to tylko malutka część tego, co przydarzy się Amelii oraz Justinowi. Ta książka choć nie zapowiada ukrywa wiele i to niekoniecznie smutnych i dramatycznych momentów choć przyznać trzeba, że one są kanwą dla całej historii. To, co mnie trochę zbijało z pantałyku to mieszanie przez Penelope naprawdę romantycznych momentów z wręcz powiedziałabym wulgarnym i wyuzdanym erotyzmem. Na początku miałam do tego mieszane uczucia, ale dość szybko przełączyłam się na jej tryb i czytało mi się bardzo przyjemnie. Choć to moje pierwsze spotkanie z Ward jako solistką to na pewno nie ostatnie. Ma w swoim piórze charakter i potrafi z niczego zrobić coś. I choć historia, jakich wiele w dzisiejszej literaturze to muszę przyznać, że żeby ją stworzyć na nowo to trzeba to umieć i Penelope to potrafi. Mimo dramatów lektura jest niezwykle przyjemna i lekka w czytaniu oraz odbiorze. Myślę, że teraz jak robi się cieplej niejedna dziewczyna lub kobieta śmiało może po nią sięgnąć i spędzić razem z bohaterką oraz piękną pogodą kilka godzin w domku nad brzegiem morza...
Miałam już okazję czytać książkę Penelope Ward, ale pisaną w duecie z panią Keeland. Jako solistka trafiła w moje ręce po raz pierwszy. Jako że Vi znam bardzo dobrze to bez większych kłopotów rozpoznawałam, mieszankę stylów i to które fragmenty, do której z pań należą. Czytając "Mieszkając z wrogiem" tylko potwierdziłam, że Penelope ma swoje pióro i nie pomylę go z innym...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-14
Lars Kepler, czyli duet Ahndoril. Szwedzka para postanowiła stworzyć cykl książek, gdzie główne skrzypce gra komisarz Joona Lina. Jak widać, jest to druga część i przy okazji drugie moje spotkanie zarówno z autorami, jak i bohaterem. Pierwsze wspominam jako jedno z tych naprawdę udanych. Styl i tempo akcji były zdecydowanie w moim stylu. No i było typowo kryminalnie, czyli... krwawo.
Archipelag Szwedzki. Dryfuje po nim opuszczony i dryfujący jacht. Jednak nie jest on pusty. Na jego pokładzie znaleziono zwłoki kobiety. Ubrania ma suche, za to w płucach pełno morskiej wody. Ledwo następnego dnia zostaje odkryte kolejne ciało. Tym razem to mężczyzna. Wszystko wskazuje, że powiesił się na żyrandolu we własnym mieszkaniu. Tylko jak to zrobił, skoro obok nie ma żadnego stołka, czy czegokolwiek co umożliwiłoby zawieszenie pętli.
Obie sprawy trafiają w ręce komisarza Liny, który wraz z kolegami i koleżankami próbuje rozwikłać, o co tak naprawdę może chodzić. Joona dość szybko dochodzi do wniosku, że sprawy się łączą, ale brakuje na to jasnych i konkretnych dowodów.
Tym razem państwo Ahndoril poszli bardziej w stronę sensacji niż kryminału. Handel bronią, machlojki i korupcje podczas załatwiania ofert czy groźby śmiercią. A wszystko to w kręgach politycznych oraz biznesowych z wyższych półek. Autorzy postanowili wpakować komisarza w sam środek tego "bagna". Jednak mam mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko wkomponowuje się w dzisiejsze czasy, akcja i dynamika na wysokim poziomie, przez co czyta się niezwykle szybko i płynnie. Z drugiej zaś jest to tak mało realne, że aż boli. A może ja nie znam świata przestępczego? Szczególnie tego niedostępnego dla przeciętnego szarego człowieka. Jednak jak by na to nie spojrzeć, nie pisze nigdzie, że książka ma mieć coś z faktami wspólnego. Czytam dla rozrywki, więc i coś takiego czasami się przyda. Pewne jest jedno. Kolejny tom już na mnie czeka i nie odpuszczę. Pytanie, czy będzie lepszy, czy wręcz przeciwnie...
Lars Kepler, czyli duet Ahndoril. Szwedzka para postanowiła stworzyć cykl książek, gdzie główne skrzypce gra komisarz Joona Lina. Jak widać, jest to druga część i przy okazji drugie moje spotkanie zarówno z autorami, jak i bohaterem. Pierwsze wspominam jako jedno z tych naprawdę udanych. Styl i tempo akcji były zdecydowanie w moim stylu. No i było typowo kryminalnie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-01
O Larsie Keplerze, czyli duecie kryjącym się pod tym pseudonimem czytałam już jakiś czas temu. Dużo pozytywnych i zachęcających recenzji skłoniło mnie tylko do szybszego sięgnięcia po tę, a nie inną książkę. W tym wypadku zaciekawił mnie wątek leczenia hipnozą oraz fakt, że książka jest... szwedzka. Jakże by inaczej. Kryminał skandynawski, zbrodnie, komisarz i przede wszystkim cykl, czyli kilka powieści do przeczytania, jeśli tylko ta pierwsza się spodoba to idealne połączenie dla mnie.
Tumba to małe szwedzkie miasteczko. Do tej pory dość spokojne. Jednak pewnego dnia dochodzi tam do makabrycznej zbrodni. Zostaje zamordowana kobieta i jej najmłodsza córka. Świadkiem tego wszystkiego był starszy syn. Doznał poważnych obrażeń i jest w szoku, który uniemożliwia nawiązanie z nim poprawnego kontaktu, a tym bardziej uzyskania wiarygodnych zeznań. Jako że chłopiec jest jedynym świadkiem morderstwa, to prowadzący sprawę komisarz Joona Lina prosi o pomoc psychiatrę, który lata temu stosował hipnozę. Problem tkwi w tym, że doktor Erik Maria Bark zaprzestał jej stosowania dziesięć lat temu i poprzysiągł już więcej jej nie używać. Za namową Joony łamie jednak swoją przysięgę i zgadza się na seans. Niestety wywołuje to ciąg dramatycznych wydarzeń, których nie da się zatrzymać.
Książka zaczyna się logicznie jako spójna całość. Jednak im głębiej wchodzimy w las, tym bardziej wszystko zaczyna się rozwarstwiać. Dla mnie to świetny przykład thrillera psychologicznego. Mamy tu, że się tak wyrażę pięknie przedstawione zaburzenia psychiczne głównie u dziecka, ale nie tylko. Jest bezsilność rodziców względem swojej pociechy, która żyła w odrębnym świecie. W świecie, do którego nie wpuszczała nikogo. W świecie, gdzie dziecko samo stworzyło reguły gry oparte na przemocy, zasady, o których istnieniu nie wie nikt prócz ich twórcy. A to wszystko ma swój finał. Niestety niezwykle tragiczny.
Powieść niezwykle brutalna stąd nie będę mogła jej polecić każdemu. Jednak typowy miłośnik thrillerów powinien być zadowolony. Ja zdecydowanie będę drążyć dalej, jeśli chodzi o śledztwa i losy komisarza Joony Liny i jego kolegów. Was również do tego zachęcam.
O Larsie Keplerze, czyli duecie kryjącym się pod tym pseudonimem czytałam już jakiś czas temu. Dużo pozytywnych i zachęcających recenzji skłoniło mnie tylko do szybszego sięgnięcia po tę, a nie inną książkę. W tym wypadku zaciekawił mnie wątek leczenia hipnozą oraz fakt, że książka jest... szwedzka. Jakże by inaczej. Kryminał skandynawski, zbrodnie, komisarz i przede...
więcej mniej Pokaż mimo to
Okazuje się, że z Agnieszką Pruską jest mi zdecydowanie po drodze. Mam za sobą wszystkie jej książki jakie wydała! Muszę przyznać, że zaczęłam od cyklu z komisarzem Barnabą Uszkierem i to był strzał w dziesiątkę. Prawdziwe realia pracy polskiej policji zawarte w wydawałoby się niepozornej powieści. Później wpadła mi w ręce seria z nauczycielkami Julką i Alicją gdzie oprócz kryminalnych zagadek pojawił się humor co było dla mnie świetnym połączeniem. Gdy dowiedziałam się, że Agnieszka wydaje kolejną serię tym razem o Macieju Gromskim byłam zachwycona. Trzeba było zdobyć i przeczytać.
Maciej Bromski wraca do domu z wyjazdu służbowego. Oczywiście nic nie może być idealnie i po drodze łapie go awaria samochodu. Melduje się zatem w hotelu i postanawia przy okazji trochę odpocząć, a może i pozwiedzać okolicę - zależy ile czasu będzie trwała naprawa samochodu. Żeby przygód nie było za mało, Gromski odkrywa zwłoki. Staje się podejrzanym numer jeden, ale szybko udaje mu się wytłumaczyć i dać alibi. Za to sam staje się bardzo ciekawy kto i dlaczego zamordował. Siostra Macieja, która jest policjantką najpierw go łaja za wtrącanie się w sprawy policji, ale sama trochę mu podpowiada i pomaga poukładać elementy zagadki w jedną całość.
Kim jest morderca? Jakie miał motywy? Czy ofiar będzie więcej?
Musze przyznać, że opowiadanie wciąga od pierwszych stron i tylko żal, że jest ich tak niewiele. Może nie odczułabym tej małej ilości gdyby historia nie była tak dynamiczna i intrygująca. A tak to niestety człowiek razem z opowieścią nabiera rozpędu, daje się pochłonąć i nagle... koniec. To czekanie na kolejne opowiadanie jest zarówno nagrodą (będzie się działo dalej!), jak i karą, bo przecież można było od razu napisać jedną długą historię, a nie kilkanaście krótkich. Na ogromna pochwałę zasługuje główna postać czyli sam Maciej Gromski. Rozważny, inteligentny i ogarnięty mężczyzna, który wie czego chce. Jak na razie autorka nie ujawnia wad bohatera, więc nie wiemy czy karty odsłaniać będzie stopniowo czy może stworzyła postać idealną. Ja lecę do kolejnego opowiadania i Wam polecam to samo!
Okazuje się, że z Agnieszką Pruską jest mi zdecydowanie po drodze. Mam za sobą wszystkie jej książki jakie wydała! Muszę przyznać, że zaczęłam od cyklu z komisarzem Barnabą Uszkierem i to był strzał w dziesiątkę. Prawdziwe realia pracy polskiej policji zawarte w wydawałoby się niepozornej powieści. Później wpadła mi w ręce seria z nauczycielkami Julką i Alicją gdzie oprócz...
więcej Pokaż mimo to