-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2021-06-20
2021-06-20
2021-06-20
2020-10-07
2020-08-07
Książkę miałam okazję czytać już dość dawno temu, patrząc na moje tempo, ale na pewno szybko jej nie zapomnę. Blurb z tylnej okładki przyciąga uwagę i to dość mocno. Dodatkowo miewam okresy, kiedy interesują mnie lata moich urodzin (bardziej przed, niż po), a ta powieść idealnie wpasowuje się w te czasy. Dodatkowo nie mogę pominąć faktu, że coraz częściej jako wzrokowca przyciągają moją uwagę okładki. Muszę przyznać, że aktualnie są one naprawdę ciekawe, a dodatkowo bywają albo tajemnicze, albo intrygujące, albo na tyle skromne, że wydają się wręcz nie pasować do ilości rzeczy, które według opisu mają się mieścić w książce.
Grudzień, rok 1981.
Minęło zaledwie kilka dni od ogłoszenia stanu wojennego i ludzie dopiero uczą się jak zaplanować codzienne życie, by zdążyć do domu przed godziną milicyjną. Pewne młode małżeństwo również robi wszystko by nie zostać złapanym poza domem. Wyjeżdżają autem od znajomych, którzy mieszkają naprawdę blisko. Trzeba przejechać tylko jeden przejazd kolejowy... Niestety tu szczęście się kończy. Dochodzi do tragicznego wypadku, w którym jak wszystko wskazuje, giną zarówno kierowca, jak i pasażerka samochodu, w który uderzył pociąg. Milicja bada sprawę niezwykle pobieżnie i okoliczności zdarzenia tak naprawdę nigdy nie zostały wyjaśnione.
Grudzień, rok 1997.
Pewnego późnego zimowego wieczoru, malarka Ewelina wychodzi z domu na spacer. Jak gdyby nigdy nic nogi prowadzą ją w stronę przejazdy kolejowego, do którego ma dość blisko. Spotyka tam tajemniczą kobietę błąkającą się po torach kolejowych, tak jakby kogoś szukała. Ewelina nawet nie zauważa, w którym momencie nieznajoma znika w śnieżnej zawierusze. Po powrocie do domu coś nie daje jej spokoju i postanawia namalować z pamięci portret tejże kobiety. Kilka dni później podczas sylwestrowego spotkania ze znajomymi goście oglądają jej obraz. Jedna osoba, która z zawodu jest policjantem, dostrzega w nim coś więcej, niż niezwykle realistyczny portret. Mężczyzna jest pewien, że Ewelina namalowała kobietę, którą kiedyś już widział i to w... policyjnej kartotece! Jednak nie to jest zadziwiające, a fakt, że namalowana nieznajoma od szesnastu lat... nie żyje.
Kocham książki, które wciągają od pierwszych stron, a nie dopiero na kilka kartek przed końcem. Uwielbiam, kiedy coś się w nich dzieje. Cenię, kiedy autor/autorka dają z siebie tyle, ile mogą, by przyciągnąć czytelnika. Czy Ewa Grocholska spełniła te "życzenia"? Owszem. To jedna z tych książek, które były dla mnie swego rodzaju ruchomymi piaskami. Co planowałam ją odłożyć, to ona wołała, że jeszcze strona, jeszcze rozdział... No i w pewnym momencie się skończyła, zostawiając mnie w osłupieniu, co może człowiek człowiekowi zrobić. Jakie tajemnice może skrywać. Dodatkowo postanowiłam poznać autorkę lepiej, sięgając po jej obyczajowe pozycje z serii o Paryżu i jednego jestem pewna. Pani Ewo to kryminały i książki psychologiczne są Pani światem! Chcę więcej, a Was zachęcam do przeczytania "Uprowadzonego życia".
Książkę miałam okazję czytać już dość dawno temu, patrząc na moje tempo, ale na pewno szybko jej nie zapomnę. Blurb z tylnej okładki przyciąga uwagę i to dość mocno. Dodatkowo miewam okresy, kiedy interesują mnie lata moich urodzin (bardziej przed, niż po), a ta powieść idealnie wpasowuje się w te czasy. Dodatkowo nie mogę pominąć faktu, że coraz częściej jako wzrokowca...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-12
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Minęło naprawdę sporo czasu między usłyszeniem o Ilarii a przeczytaniem jej pierwszej powieści "Kwiaty nad piekłem". Niestety zasługą tego jest chroniczny brak czasu na kolejne książki. Jednak jeśli coś ewidentnie przypadnie mi do gustu, to robię wszystko by ciągnąć dalej, szczególnie jeśli do czynienia mam z cyklem, a nie pojedynczymi pozycjami. Także, "Śpiąca nimfa" również musiała w końcu trafić w moje ręce i tak też się stało. Pierwszą część o komisarz Battagli pamiętam aż za dobrze. To były moje prywatne ruchome piaski, które wciągały do ostatniej strony. Czy "Śpiąca nimfa" także mnie pochłaniała?
Teresa Battaglia to komisarz z ogromnym stażem i doświadczeniem. Widziała już naprawdę wiele, choć ostatnie śledztwo uświadomiło jej, że nie ma prawa mówić, że wszystko. Tym razem przedmiotem śledztwa okazuje się...obraz. Chodzi o portret przepięknej kobiety, który został namalowany przez partyzanta podczas ostatnich dni II wojny światowej. Obraz, który namalowany jest intrygującą czerwienią, skrywa jednak niebywałą i szokującą tajemnicę. Został on namalowany ludzką krwią, krwią prosto z serca ofiary.
Pytanie brzmi, kim była ofiara, a kim "artysta"? Czy możliwe jest, by autor dzieła zabił tylko po to, by uwiecznić piękno młodej kobiety?
Battaglia i jej współpracownicy nie mają praktycznie żadnych śladów. Dysponują tylko obrazem. Nie ma ciała, nie ma śladów, ale jest krew. To ona prowadzi komisarz i jej podwładnego Mariniego do doliny Resia. Surowej krainy wśród gór w północno-wschodniej części Włoch. I tak krok po kroku zaczynając od jednego tropu, potem doliny i dzięki rozmowom z kolejnymi ludźmi śledztwo nabiera kształtu. Zaczynają pojawiać się osoby, które coś pamiętają, coś wiedzą, ale wolą milczeć... Jest ktoś, kto zrobi wszystko, by tajemnica nie ujrzała światła dziennego. Determinacja tego kogoś zaskoczy chyba wszystkich.
W największych tarapatach znajdzie się jednak sama Teresa. Jej choroba postępuje, a nie chce nikomu o niej powiedzieć. Ukrywanie powoduje, że zeszyt, który był jej prawą ręką, znika i grozi demaskacją jej ułomności... Marini zaś z jednej strony chce wspierać Battaglię, ale z drugie sam zmaga się z nie lada problemami i to natury niezwykle osobistej.
Jak potoczą się ich losy? Kto komu w ostateczności będzie pomagał? Czy będzie im dane uratować się nawzajem? Kim będzie osoba, która pomoże im w śledztwie i nie tylko?
Książka niestety nie była tak porywająca, jak jej pierwsza część. Potrzebowałam sporo czasu na wciągnięcie się w akcję, a niestety za połową było już chyba tylko gorzej. Dodatkowo nie potrafię uwierzyć, że nikt z bliskich współpracowników nie widzi problemów, z jakimi zmaga się komisarz Battaglia. Jest zostawiona sama sobie, każdy ją słucha jak Boga jedynego, a ona nawet przez sekundę nie pomyśli jakie zagrożenie stwarza dla współpracowników. To mi się bardzo nie podobało i spowodowało, że książkę odbierałam dość nieprzyjaźnie. Mimo to, jeśli autorka wyda kolejną, chcę po nią sięgnąć. Gdyby tylko wróciła poziomem do "Kwiatów nad piekłem" to myślę, że zniosłabym samowolkę pani komisarz i jej rządy na komisariacie (i nie tylko). Jeśli planujecie czytać to koniecznie w odpowiedniej kolejności, bo ma ona ogromne znaczenie (w przypadku Teresy, ale również Massima).
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Minęło naprawdę sporo czasu między usłyszeniem o Ilarii a przeczytaniem jej pierwszej powieści "Kwiaty nad piekłem". Niestety zasługą tego jest chroniczny brak czasu na kolejne książki. Jednak jeśli coś ewidentnie przypadnie mi do gustu, to robię wszystko by ciągnąć dalej, szczególnie jeśli do czynienia mam z cyklem, a nie pojedynczymi...
2020-10-20
Jako miłośniczka tematów medycyny oraz śmierci samej w sobie, nie umiałam przejść obojętnie obok tego tytułu. Pomyślałam, że oto nareszcie coś z perspektywy nie stricte naukowej, ani nie parapsychologicznej. To coś dla przeciętnego człowieka, który chciałby się dowiedzieć pewnych spraw związanych z umieraniem. "Jak umieramy. ..." odpowiada na wiele pytań, które kłębią się niejednokrotnie w naszych głowach. Zobaczmy zatem, co kryją strony tej pozycji i jakie wywarły na mnie wrażenie.
Roland Schulz postanowił podzielić swoją książkę na trzy części. Każda z nich skupia się na innym zagadnieniu związanym z naszą śmiercią i otwiera nam oczy na różne aspekty schyłku życia, śmierci oraz tego, co po niej.
Umieranie, czyli to, co dzieje się z nami na kilka dni i godzin przed śmiercią. Ten czas, kiedy jeszcze nikt dokładnie nie zna dnia, ani godziny, kiedy odejdziesz z tego świata. Dowiesz się, co zmienia się w twoim organizmie, jak zmieniają się jego stałe funkcje, by dostosować się do tego, że ciało tarci swoją wydajność i sprawność.
Śmierć to rozdział, który pokazuje nam, jak wygląda samo umieranie oraz to, co tuż po niej. Zmiany w naszym organizmie t tylko niewielki fragment tego rozdziału. Autor ukazuje nam, ile tak naprawdę formalności jest do załatwienia po stwierdzeniu naszego zgonu. Podpowiada co i gdzie należy zgłosić (książka jest niemiecka, stąd wszystko odnosi się do ich organizacji, ale z tyłu mamy przypisy odnoszące się do naszych polskich realiów).
Żałoba to chyba najbardziej pożądany rozdział dla wielu z nas. Pomaga zrozumieć, co przeżywamy po stracie bliskiej osoby i czego możemy, ale nie musimy się spodziewać. Pierwszy etap żałoby to tak naprawdę pogrzeb. Niejednokrotnie okazuje się tym "najłatwiejszym" etapem, bo mamy się na czym skupić, co robić itp. Kiedy jest już po uroczystości, to okazuje się, że nagle zostajemy sami z bólem, stratą i cierpieniem, nie wiemy co zrobić, o czym myśleć, nie licząc tego, że nie ma przy nas tej konkretnej osoby. Zastanawiasz się, ile będzie trwał ten stan. Czy będzie to kilka tygodni/miesięcy? Czy już do końca życia twoje serce będzie krwawić za sprawą tak ważnej straty? Czy tak jak chce tradycja dotycząca żałoby, czyli rok?
Rok.
365 dni.
8760 godzin.
525600 minut.
I każda z nich bez tej konkretnej bliskiej osoby...
Nie wiem, dlaczego liczyłam na coś innego, jeśli chodzi o książkę "Jak umieramy". Nie wiem też, czego tak naprawdę się spodziewałam. Najważniejsze jest jednak to, że czytając, czułam, że to jest to, czego mi potrzeba, że ta pozycja zadowoli niejedną osobę i mam nadzieję, że choć okładka jest specyficzna, a tytuł może odstraszyć to, że po tę pozycję sięgnie jak najwięcej osób. Nie wątpię, że książka pomoże niejednej osobie, a ta, która dzięki niej przeżyje utratę bliskiej osoby, chociaż odrobinę lżej, chętnie poleci tytuł dalej. Ogromnie cieszę się, że trafiłam na tę pozycję i mogłam ją przeczytać. I tylko żałuję, że nie miałam takiej książki, gdy byłam nastolatką i utraciłam dziadziusia...
Jako miłośniczka tematów medycyny oraz śmierci samej w sobie, nie umiałam przejść obojętnie obok tego tytułu. Pomyślałam, że oto nareszcie coś z perspektywy nie stricte naukowej, ani nie parapsychologicznej. To coś dla przeciętnego człowieka, który chciałby się dowiedzieć pewnych spraw związanych z umieraniem. "Jak umieramy. ..." odpowiada na wiele pytań, które kłębią się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-29
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Nie przepadam za literaturą stricte świąteczną, bo zazwyczaj jest ona zwykłym laniem wody. Magiczna data, która dziwnym trafem wszystkim bohaterom książek przynosi tylko szczęście, pieniądze i miłość, za to zero problemów, stresu czy łez. Takie pozycje, zamiast poprawiać humor i cieszyć dobijają człowieka całkiem. Ewentualnie ta bardziej pozytywna wersja, czyli rozśmieszają do bólu brzucha. Dlaczego zatem zmieniłam decyzję i w moje ręce trafiło "Gorące dochodzenie"? Jedyne wytłumaczenie to umiejscowienie akcji w biurze detektywistycznym. Ot, może akurat chociaż jeden element mi się spodoba.
Maisie Wilkins pracuje w biurze detektywistycznym jako resercherka. Pomaga doświadczonym detektywom w zdobywaniu informacji, ale też chętnie bierze udział w rozwiązywaniu zagadek. Do tej pory nie przeszkadzało jej, że niektórzy współpracownicy są dość gburowaci. Jednym z takich nieprzystępnych osób jest Cameron Grant. Okazuje się, że straszny charakter idzie w parze z niezwykle kuszącą prezencją.
Na imprezie świątecznej organizowanej przez firmę Maisie postanawia porozmawiać z Cameronem. Powodem jest jego samotnie siedząca przy barze postać. Kobieta jako niezwykle towarzyska i optymistyczna osoba nie umie wyobrazić sobie, by w święta ktokolwiek był sam. Okazuje się, że rozmowa toczy się płynnie i to dosłownie, gdyż towarzyszy jej spora ilość alkoholu. Nie mija zbyt wiele czasu, jak bar zmienia się w mieszkanie Camerona, a niezobowiązująca rozmowa w gorącą i niekoniecznie grzeczną noc.
Jednak czy romans biurowy to dobra decyzja? Czy ma on szansę na rozwinięcie i przekształcenie się w coś poważnego? Co na to współpracownicy, a przede wszystkim szefowa Maisie i Camerona?
Przyznam, że zasiadając do tej pozycji, oczekiwałam totalnego lania wody, być może sporo seksu i rozterki głównej bohaterki pt. czy dobrze robię. Zaskoczył mnie fakt jak przyjemnie i szybko czytało mi się "Gorące dochodzenie" i że choć faktycznie literatura była leciutka to jednak niebezsensowna i płytka. Styl autorki zdecydowanie przypadł mi do gustu i chętnie zapoznam się z innymi jej powieściami, a co za tym idzie, liczę, że na polskim rynku pojawi się więcej jej książek, a nie tylko dwa tytuły. Polecam i to nie tylko w świątecznym okresie!
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Nie przepadam za literaturą stricte świąteczną, bo zazwyczaj jest ona zwykłym laniem wody. Magiczna data, która dziwnym trafem wszystkim bohaterom książek przynosi tylko szczęście, pieniądze i miłość, za to zero problemów, stresu czy łez. Takie pozycje, zamiast poprawiać humor i cieszyć dobijają człowieka całkiem. Ewentualnie ta...
2020-12-31
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
To kolejna z pozycji, która przyciągnęła moją uwagę nie tyle opisem ile... okładką! Z reguły nie oceniam książek właśnie po niej, ale niektóre mają w sobie coś, co powoduje, że nie ważne co jest w środku, to chcę ją mieć i przeczytać. Zazwyczaj jest to jak najlepsza reakcja i po skończeniu gratuluję sama sobie, że dałam przyciągnąć swoje oko. Jednak dobrze wiemy, że nie wszystko złoto co się świeci i bywa, że niesamowita okładka skrywa totalne dno. Przyjęłam zasadę, że bardzo często się to zdarzać nie może...
Jak się okazuje, Konrad Reznowicz jest nie tylko autorem, ale i bohaterem książki pt. "Pójdziesz ze mną?" Czy to tylko zbieg okoliczności, czy też powieść jest oparta na życiu autora? - obstawiam, że na to pytanie aktualnie odpowiedź zna tylko sam pisarz.
Konrad jest młodym i wydawałoby się pewnym siebie chłopakiem. Mieszka w Warszawie, studiuje socjologię i szuka swojego miejsca na świecie. Mając dwadzieścia jeden lat, nadal był prawiczkiem, bo jak sam twierdził, miał wiele koleżanek, ale z żadną nie łączyło go nic poza koleżeństwem i rozmowami. Jednak samoobsługę opanował do perfekcji i mógłby się nazwać królem masturbacji. Tyle że przyszedł w końcu dzień, kiedy Konrad doszedł do wniosku, że to nie wystarczy, że nie tego pragnie.
"Renia Rączkowska już mnie nudziła, bo ileż można oglądać pocieracze i masturbować się na widok gigantycznych silikonów. W końcu coś się we mnie przełamało i postanowiłam, że albo znajdę sobie dziewczynę, albo skorzystam z profesjonalnej pomocy". *
Decyzję podjął szybko, a swój pierwszy raz może zaliczyć nie tylko do udanych, ale i do profesjonalnych, bo odbył go nie z byle kim, a z doświadczoną prostytutką! To był pierwszy krok, by rozwinąć swoje życie erotyczne. Od tej chwili zaliczał już każdą możliwą "panienkę" na czele z lesbijką. Seks stał się jego życiowym mottem i celem. Praca była dodatkiem, by mieć za co żyć. Jednak to żądze były napędem dnia codziennego. Coś się zmienia, gdy w jego życiu pojawia się pewna śliczna studentka o imieniu Natalia. Między nimi iskrzy praktycznie od razu. Konrad się ustatkował, zrezygnował z szukania przygód wszędzie i z każdą możliwą dziewczyną. Jednak to, co piękne nawet w książkach potrafi się popsuć. Ukochana chłopaka popada w alkoholizm i ginie w wypadku samochodowym. On sam zaczyna mieć problemy psychiczne, popada w paranoję, widzi ją i słyszy. Chłopak dobrze wie, że to są urojenia, ale nie potrafi sobie z nimi poradzić, a nie chce iść do lekarza. Do czego zaprowadzi go taka sytuacja?
Rzecz, która mnie zszokowała, kiedy usiadłam pisać recenzję to umieszczenie "Pójdziesz ze mną?" w kategorii literatury pięknej... No cóż, albo ja nie znam się na gatunkach, albo ktoś był nie do końca trzeźwy. Droga sprawa to fakt, że mam za sobą niejedną książkę z gatunku erotyki i jedne mi się podobały bardziej, inne mniej, ale czytało się je szybko i przyjemnie. Tu, choć erotyka zajmuje jakieś 3/4 książki jest ona przesadzona, wulgarna i momentami niesmaczna. Ogólnie język autora mógłby być "łagodniejszy". Choć książka sama w sobie idealnie wpisuje się w dzisiejsze czasy i ludzką pogoń jak nie za pieniędzmi, to sukcesami czy sławą, ma w sobie niesamowitą gamę emocji, to niestety jest coś, co spowodowało, że głównego bohatera nie polubię nigdy. Nie toleruję traktowania kobiet przedmiotowo. Poderwę, zaliczę i zostawię. Ewentualnie tylko zaliczę. Były momenty, kiedy trochę to było niesmaczne, ale dobrze wiemy, że są kobiety, które lubią takie klimaty.
Podsumowując, nie odnalazłam się w tej książce i nie wpadłam w jej sidła. Zaczęłam, przeczytałam i szybko zapomnę (w sumie to mam taką nadzieję). Nie zachęcam, nie zniechęcam. Może właśnie Ty znajdziesz w tej pozycji, coś, czego ja nie zauważyłam, albo co mnie odrzuciło, a Ciebie zaintryguje.
* - cytat z "Pójdziesz ze mną" Konrad Reznowicz, str. 9
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
To kolejna z pozycji, która przyciągnęła moją uwagę nie tyle opisem ile... okładką! Z reguły nie oceniam książek właśnie po niej, ale niektóre mają w sobie coś, co powoduje, że nie ważne co jest w środku, to chcę ją mieć i przeczytać. Zazwyczaj jest to jak najlepsza reakcja i po skończeniu gratuluję sama sobie, że dałam przyciągnąć...
2020-12-22
Jeszcze parę lat temu na rynku wydawniczym wręcz niemożliwe było znalezienie pozycji, która jawnie oskarżałaby ogromne instytucje o kłamstwa, matactwa i fałszerstwa. Potem zaczęłam widywać jakieś pojedyncze i najczęściej dość trudno dostępne egzemplarze. A teraz? Za sprawą COVID-19 tego typu pozycje pojawiają się jak grzyby po deszczu! "Pandemia kłamstw" jest pierwszą, która trafiła w moje ręce, ale na pewno nie ostatnią. Czy dlatego, że aż tak mnie zafascynowały?
"Bill Gates, Anthony Fauci i koncerny farmaceutyczne nie chcą byś przeczytał tę książkę. Co przed tobą ukrywają? Czego się boją? Czyim interesom służy tuszowanie niewygodnej prawdy?" *
Powyższe słowa możemy przeczytać na okładce książki, słowa, które przyciągają i zwracają naszą uwagę, bo zasadniczo o to autorom danych pozycji chodzi. Ja właśnie dzięki nim zainteresowałam się zarówno tą książką, jak i innymi o podobnej tematyce.
Judy Mikovits to była amerykańska badaczka, która za swój cel przyjęła być szczerą i niczego nie tuszować. Jednak po przeczytaniu "Pandemii kłamstw" odnoszę wrażenie, że bardziej zależy jej na teoriach spiskowych.
Pozycja zawiera wiele cennych i popartych naukowo faktów, ale autorka przeplata je z informacjami zupełnie nic niewnoszącymi lub... opisami tego, co miała na sobie danego dnia. Byłam pewna, że sięgam po książkę naukową, która albo udowodni mi ile kłamstwa jest wokół nas, albo zrobi z siebie pośmiewisko. Dostałam raczej pozycję pseudonaukową, która, choć na początku wciągnęła mnie jak ruchome piaski to im dalej, tym bardziej miałam ochotę się z niej śmiać niż czytać dalej.
Informacje o oszustwach podczas badań naukowych nie są nowością, a już na pewno każdy zdaje sobie sprawę z tego, że koncerny farmaceutyczne to praktycznie pewnego rodzaju mafia. Stąd liczyłam, że autorka posunie się dalej, albo chociaż posłuży się konkretnymi i mocnymi dowodami. Owszem nie wierzę w zbieg okoliczności, że za każdym razem, kiedy ktoś z otoczenia Judy chciał powiedzieć coś negatywnego o szczepionkach i powikłaniach po nich ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jednak dla mnie książka albo jest niedopracowana i autorka zbyt szybko postanowiła ją wydać, albo ma niewiele do powiedzenia na temat, który aktualnie jest niezwykle popularny.
Muszę jednak przyznać, że mimo kiepskich wrażeń planuję zgłębić tematykę kłamstw, matactw i mydlenia oczu w branży medyczno-farmaceutycznej. "Pandemia kłamstw" była nie najlepszym wstępem, ale zdecydowanie zaintrygowała i zaciekawiła. Czy polecam? I tak i nie. Sami zdecydujcie czy chcecie wchodzić w ten przykry i niekoniecznie służący człowiekowi świat.
* - cyt. z "Pandemia kłamstw" Judy Mikovits, Kent Heckenlively, okładka
Jeszcze parę lat temu na rynku wydawniczym wręcz niemożliwe było znalezienie pozycji, która jawnie oskarżałaby ogromne instytucje o kłamstwa, matactwa i fałszerstwa. Potem zaczęłam widywać jakieś pojedyncze i najczęściej dość trudno dostępne egzemplarze. A teraz? Za sprawą COVID-19 tego typu pozycje pojawiają się jak grzyby po deszczu! "Pandemia kłamstw" jest pierwszą,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-28
https://swiatmiedzystronami.blogspot.com/2020/12/joanna-opiat-bojarska-chodz-za-mna.html
Joanna Opiat-Bojarska to polska autorka wielu książek. Na swoim koncie ma wiele świetnych pozycji kryminalnych oraz jedną wyjątkową książkę o swojej walce z chorobą - to mój must have na najbliższy czas! Osobiście słyszałam o niej wiele dobrego, choć aktualnie skończona powieść jest moją pierwszą, jeśli chodzi o tę pisarkę. Jednak po zakończeniu "Chodź za mną" ciągnie mnie do zapoznania się mi z cyklem "Kryształowi". Jedno jest pewne - czas poszukać kogoś, kto zagina czasoprzestrzeń, by starczyło mi czasu i życia na czytanie tego, co bym chciała!
Ile razy zastanawialiście się, czy publikowane w internecie zdjęcia, czy historyjki są w stu procentach prawdziwe? Czy mają tylko jedną stronę, czy może podszyte są chęcią ukrycia tego, co złe, smutne lub tragiczne?
Dokładnie to robi Ewa. Ukrywa się za wyidealizowanymi zdjęciami i swoim profilem na Instagramie. Tam wszystko musi być perfekt - nawet rozczochrana fryzura zaraz po wstaniu z łóżka. Młoda kobieta to kocha i czuje się z tym świetnie, ale tylko do czasu, gdy sama zaczyna zauważać, że to, co pokazuje, nie ma nic wspólnego z tym, co przeżywa...
Artur jest niewidomy, a to, czego nie cierpi najbardziej na świecie to biała laska i litość. Jego oczami jest dotyk, słuch i węch. To, co najciekawsze właśnie dzięki pozostałym zmysłom "widzi" więcej niż pozostali.
Ewa wpada w ogromne tarapaty. Artur chce jej pomóc. Co jednak zrobić kiedy nie wiadomo kto tak naprawdę w tym całym zamieszaniu jest ofiarą?
Idealne życie jest nie tylko jak sen, który w każdej chwili może zmienić się w koszmar. To często iluzja, która ma nam wynagrodzić codzienność, która niejednokrotnie odbiega od naszych oczekiwań. Z idealizowaniem jednak trzeba uważać...
Muszę przyznać, że w "Chodź za mną" wciągnęłam się od pierwszych stron. To było dokładnie to, czego w pewien sposób oczekiwałam. Joanna umiejętnie na każdym kroku dawkowała napięcie, pokazywała sekrety kolejnych mieszkańców kamienicy i odkrywała karta po karcie, co może się stać, gdy tylko jedna cegiełka ze zbudowanego przez nas domu wykruszy się i powstanie niewielka wyrwa. Czytałam i czekałam na zakończenie z przytupem, ale nawet moje wygórowane oczekiwania nie sięgały tak wysoko. To, co dostałam, usadziło mnie na czterech literkach i spowodowało, że będę uważniej życzyć sobie wybuchowych zakończeń. Bez zająknięcia zachęcam do przeczytania tej powieści Opiat-Bojarskiej.
https://swiatmiedzystronami.blogspot.com/2020/12/joanna-opiat-bojarska-chodz-za-mna.html
Joanna Opiat-Bojarska to polska autorka wielu książek. Na swoim koncie ma wiele świetnych pozycji kryminalnych oraz jedną wyjątkową książkę o swojej walce z chorobą - to mój must have na najbliższy czas! Osobiście słyszałam o niej wiele dobrego, choć aktualnie skończona powieść jest...
2020-10-31
https://swiatmiedzystronami.blogspot.com/2020/12/agnieszka-jez-szaniec.html
Gdy zobaczyłam tę pozycję, to w mojej głowie zapaliły się dwie żarówki. Zielona, że muszę ją przeczytać, gdyż blurb głośno i wyraźnie mnie przywołuje. Żółta przechodząca w czerwoną, żebym zostawiła tę książkę i uciekała, gdzie pieprz rośnie, bo jak autorka obyczajów bierze się za kryminał, to raczej nic dobrego z tego nie wyniknie. No, bo że to polska powieść to już mi ten fakt nie straszny, bo ostatnio sięgam po naprawdę dużą ilość rodzimych pisarzy i muszę przyznać, że jest coraz lepiej! Jak myślicie, co zrobiłam? Jako osoba lubiąca ryzyko oraz działająca na przekór nie tylko innym, ale też sobie postanowiłam zaryzykować. W końcu kto nie ryzykuje, nie pije szampana, co nie?
Ośmioro ludzi planuje wypocząć. Odciąć się od codzienności i przemyśleć pewne sprawy. Miejsce, jakie wybierają do tego celu to Szaniec. Niecodzienny i ekskluzywny hotel z programem survivalowym. Goście znają tylko swoje imiona i są odcięci od świata. Zero telewizji, radia, komputerów czy telefonów. Wszystko wskazuje, że to faktycznie będzie to, co oferuje folder reklamowy. To wręcz idealne warunki by "zajrzeć w głąb siebie".
Niestety pobyt w Szańcu kończy się tragicznie dla jednego z uczestników programu. Ciało ułożone jak do snu, brak nawet kropli krwi, a przy ciele karteczka z cytatem z biblii:
"Do mnie należy pomsta, to ja wymierzę zapłatę"
Pierwsze wrażenie to idealne warunki do popełnienia idealnego morderstwa. Sprawę prowadzą sierżant Wiera Jezierska i komisarz Jerzy Kosoń. Ona to młoda, dynamiczna i zaangażowana policjantka. Natomiast on jest o krok od emerytury i po prostu odhacza kolejną sprawę.
Szybko okazuje się, że ofiarą był ksiądz dziekan z Olsztyna. Szanowany i znany okazuje się nie być tak krystaliczny, jak można by oczekiwać. Elegancka zbrodnia odkrywa koszmarne tajemnice, a nazwa Szaniec nabiera całkiem nowego znaczenia.
Policjanci, mając wiele poszlak, muszą uważać - jeden nieostrożny krok i morderca nigdy nie zostanie schwytany.
Kiedy siadałam do tej książki, miałam mieszane uczucia. Zarówno zaciekawienie, bo opis niezwykle intrygujący, a zarazem obawy, bo pisarka do tej pory miała na koncie stricte kobiecą literaturę. Po zakończeniu powieści wiem, że obawy były słuszne, ale też nie żałuję, że dałam Agnieszce Jeż szansę. Może kiedyś zabiorę się za jej pierwsze oblicze, czyli książki obyczajowe/romanse. Zaryzykowałam i choć nie napiłam się szampana, to cieszę się z tego, co postanowiłam. Najdziwniejsze jest to, że nie do końca wiem, do czego się przyczepić. Styl, konstrukcja, język... wydają się w porządku, ponieważ książkę czyta się szybko i w pewien sposób przyjemnie. Niestety dość szybko straciłam zainteresowanie fabułą. Możliwe, że chodziło o bohaterów. Komisarz tuż przed emeryturą, który jakby tylko czekał na ucieczkę z komendy oraz zbyt nadgorliwa sierżant i jej irytujące przemyślenia. Na chwilę obecną musiałabym się zastanowić czy sięgnęłabym po kolejny kryminał pióra Jeż, ale nie zniechęcam nikogo. Sama zagadka była naprawdę fajnie skomponowana.
https://swiatmiedzystronami.blogspot.com/2020/12/agnieszka-jez-szaniec.html
Gdy zobaczyłam tę pozycję, to w mojej głowie zapaliły się dwie żarówki. Zielona, że muszę ją przeczytać, gdyż blurb głośno i wyraźnie mnie przywołuje. Żółta przechodząca w czerwoną, żebym zostawiła tę książkę i uciekała, gdzie pieprz rośnie, bo jak autorka obyczajów bierze się za kryminał, to...
2020-12-06
2020-09-21
2020-11-07
Jako dziecko kochałam filmy podróżnicze i przyrodnicze. Pamiętam te czasy, gdy siadło się najpierw tacie na kolanach, potem już obok taty i oglądało. Kocham to nadal, choć robię sporadycznie, a już na pewno rzadko z tatą. Jednak z wiekiem, gdy nauczyłam się czytać (tak wiem, było to setki lat temu) wzbogaciłam to o książki. Myślę, że ta miłość nie zgaśnie nigdy. Może dlatego, że nie bardzo mam możliwość podróżować, a gdy mogę to robić tylko na papierze, to jest to dla mnie niezwykle przyjemne. Lubię poznawać zakątki, których sama pewnie nigdy nie ujrzę na własne oczy. Co więcej, gdy treść wzbogacają przepiękne zdjęcia, to naprawdę można się czuć tak, jak byśmy byli razem z autorem/autorką tam na miejscu. I tylko żal, że nie czujemy zapachów i nie słyszymy dźwięków, które czasami oddają najwięcej.
Nie od dziś wiemy, że każde najprostsze nawet hobby może zrobić z nas niewolnika. Słowa Daniela Kocuja oddają to idealnie:
"Czytanie książek bywa niebezpieczne. To przez kontakt z książką zaraziłem się "cyklozą". Czytając o przygodach polskich podróżników, zacząłem fantazjować. Utożsamiałem się z tymi śmiałkami, bez pardonu wchodziłem w ich skórę, wczuwałem się do tego stopnia, że wyobrażałem sobie siebie w takiej roli. Zadawałem coraz śmielsze pytania w stylu "Co by było, gdyby...", aż w końcu doszedłem do wniosku, że to marzenie jest jak najbardziej do zrealizowania."*
Jedno jest pewne. Od tej chwili po głowie chodzi mi myśl "gdzie mnie zaprowadzi moje czytanie książek...", bo jak widzicie, potrafi w różne miejsca.
Jak mówi sam tytuł, Daniel od marzeń do realizacji zrobił ogromny krok. Jako że miał dość pracy w korporacji to postanowił zmienić wiele, a raczej wszystko. Wyleciał z rowerem, dziewczyną i przyjacielem do Australii, do Sydney. To tam zaczyna swoją przygodę z tym dwukołowym pojazdem i stamtąd za sprawą roweru i swoich nóg planuje podróż i przygodę życia w jednym.
Jego "Bike'owa podróż" to nic innego jak opowieść o tym, co go podczas tej podróży spotkało, kogo poznał. Czasami uśmiał się do łez, innym razem walczył ze strachem lub własnymi słabościami. Na swej drodze spotkał ludzi, o których nigdy nie zapomni, ale i takich, o których wolałby zapomnieć od razu. Dodatkowo mamy kartki z pamiętnika Zendera, czyli przyjaciela Dana. To, co jak zwykle zauroczyło mnie najbardziej, nie licząc zwierzeń, to zdjęcia. Zachwycające, zapierające dech w piersiach i hipnotyzujące.
Pewnie zauważyliście, że książka posiada adnotację, że jest to część 1. No, więc podobnie jak Wy liczę na dalszy ciąg. A wracając do tego, co już mamy... Daniel nie chcąc przepłacać za bilet powrotny, postanawia do domu wrócić... na rowerze! I tym sposobem prócz Australii mamy możliwość zwiedzenia jeszcze Indonezji, Malezji, Tajlandii, Birmy oraz Indii. Tak więc wygodne siodełka, dobra pompka i niekończąca się woda w bidonach, bo kilometrów do pokonania delikatnie mówiąc dużo.
Czytanie tego typu pozycji ma ogromne zalety. W przeciwieństwie do przewodników ukazują nam perspektywę kraju nie od strony 5 gwiazdkowych hoteli, nadmorskich kurortów czy wycieczek z przewodnikiem. To pokazanie dzikiej strony kraju. Możemy wraz z podróżującym zobaczyć pustynie i puszcze, doświadczyć suszy oraz gwałtownej burzy z ulewą i to na środku pustkowia. W towarzystwie zaledwie roweru i dwóch sakw do niego przymocowanych. Jak się okazuje przygotowanie sprzętu oraz siebie pod kątem fizycznym to kropla w morzu potrzeb. Podczas takich podróży trzeba umieć improwizować, myśleć niestandardowo, bo większości problemów nie dało się w ogóle przewidzieć! Trzeba liczyć na szczęście, siebie i być może na drugiego człowieka.
Muszę przyznać, że po tych 352 stronach czuję ogromny niedosyt. Teraz trzeba nabrać cierpliwości i czekać na kolejną część, by poznać dalsze losy Daniela i jego dwukołowego wierzchowca. No, a Was zachęcam do przejechania z autorem tych kilometrów z pomocą książki "Bike'owa podróż"
* - Cytat z "Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1" Daniel Kocuj, str. 15
Jako dziecko kochałam filmy podróżnicze i przyrodnicze. Pamiętam te czasy, gdy siadło się najpierw tacie na kolanach, potem już obok taty i oglądało. Kocham to nadal, choć robię sporadycznie, a już na pewno rzadko z tatą. Jednak z wiekiem, gdy nauczyłam się czytać (tak wiem, było to setki lat temu) wzbogaciłam to o książki. Myślę, że ta miłość nie zgaśnie nigdy. Może...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-17
Jak tylko zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach w jednej z księgarń, to przepadłam. Po prostu wiedziałam, że to książka stworzona dla mnie. Nie od dziś za sprawą znajomych (i siebie) wiem, że daleko mi do osoby o normalnych zainteresowaniach. Sekcje zwłok? Medycyna sądowa? Psychologia kryminalistyczna z naciskiem na seryjnych morderców i psychopatów? A może wszelkie obrzydliwości, o których nie będę wypisywać, bo nawet najbliżsi nie wiedzą, a nie chcę zostać wyklęta, że tak ładnie to ujmę. Także widzicie, że "Co za ohyda! ..." to książka idealna dla mnie.
Erika Engelhaupt od ponad 10 lat współpracuje jako dziennikarka i redaktorka z przodującymi periodykami naukowymi, a także czasopismami i portalami internetowymi, mi: "National Geographic", "Science News" czy "Scientfic American". Erika uwielbia zadawać pytania, które chodzą po głowie prawie każdego z nas, ale mało kto odważyłby się je zadać. Ona się tego nie boi, a ta książka to dowód na to, ile dziwnych spraw zaprząta nam głowę! (Mi na pewno większość tych pytań przez myśl przemknęła przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście razy!).
Książka podzielona została na sześć różnych rozdziałów, a każdy z nich odpowiada na kilka pytań. Swoją drogą długo zastanawiałam się, która część jest moją ulubioną, ale nie ma takiej, gdyż każda z nich zawiera kilka aspektów, które nie od dziś mnie interesowały.
Coś dla miłośników czworonożnych pupilków, czyli: Czyli: "Czy Twój piesek (kotek też) zjadłby cię po śmierci?
A może nie jeden i nie dwa razy zastanawialiście się nad smakiem, konsystencją oraz dostępnością smacznych, pełnych białka robaczków? Erika odkryła karty, czemu powinniśmy zajadać się owadami, choć większość z nas tego nie zrobi.
Zastanawialiście się, jaką najbardziej kontrowersyjną operację chirurgiczną przeprowadzono do tej pory? Otóż okazało się, że co dwie głowy to nie jedna, czyli próba stworzenia np. dwugłowych psów (ten temat akurat znam już od kilku lat).
Owady i pasożyty do dla wielu ludzi tabu. Ani to przyjemne do słuchania, ani do oglądania, a już na pewno nie do przeżywania na sobie. Jeśli myśleliście, że plaga robaczków w domu jest ohydna, to ich pojawienie się w uchu to żadna przyjemność. Jeśli tego Wam mało to zawsze jest opcja, by znaleźć jakiegoś nicienia np. w oku. Posiadanie pasożytów czy innych "gości" w mózgu to już koniec zabawy, bo często ma to skutek śmiertelny.
Myśleliście kiedykolwiek nad przeszczepem flory bakteryjnej w jelitach? Brzmi dobrze, gdy ma się z tym nawracające problemy, ale gdy dowiecie się, w jaki sposób to nie jestem pewna czy Wasze zainteresowanie nadal będzie tak ogromne!
No i jeszcze coś na deser, czyli... odwieczny strach przed clownami! Skąd się bierze? Czemu tak wielu z nas boi się postaci, które powinny nas rozśmieszać? Czy powodem naszego lęku był morderca, który w czasie kiedy nie zabijał, to zarabiał przebrany za klauna Pogo - John Wayne Gacy? Czy może Stephen King przeraził nas swoim Pennywise'em z książki "TO"?
A pomyślcie sobie, że to tylko po jednym zagadnieniu z każdego rozdziału. Mało tego nie te najobrzydliwsze. Przecież nie będę wam zdradzać najciekawszych pytań, a raczej odpowiedzi! Ja bawiłam się przy tej książce przednio, a zdobyta wiedza zaspokoi, chociaż część mojej specyficznej strony natury. Jedno jest pewne: tego typu pozycje są przeze mnie mile widziane zawsze, wszędzie i o każdej porze dnia i nocy (roku także!).
Jak tylko zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach w jednej z księgarń, to przepadłam. Po prostu wiedziałam, że to książka stworzona dla mnie. Nie od dziś za sprawą znajomych (i siebie) wiem, że daleko mi do osoby o normalnych zainteresowaniach. Sekcje zwłok? Medycyna sądowa? Psychologia kryminalistyczna z naciskiem na seryjnych morderców i psychopatów? A może wszelkie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Samanta Schweblin nie była mi do tej pory znana i choć wydawnictwo Sonia draga wydało już jedną jej książkę to zupełnie tego tytułu "nie zauważyłam". Zdarza się, że w natłoku różnych nowości coś nam umyka, a czasami to kwestia wypromowania. Wiadomo, że jednym książkom jest łatwiej innym trudniej. Szczególnie, że literatura piękna nie ma tak wielkiego brania jak powiedzmy kobieca czy kryminały. Sama z ogromnym smutkiem muszę przyznać, że sięgam po nią sporadycznie mimo, że najczęściej bardzo dobrze się z nią "dogaduję".
W wiejskim szpitalu umiera młoda kobieta. Co ciekawe przy jej łóżku przebywa Dawid. Mały chłopiec, który nie jest jej synem, tak jak ona nie jest jego matką. A jednak łączy ich o wiele więcej niż można by się było spodziewać. Oboje na zmianę opowiadają sobie przerażającą historię o ludziach, a raczej ich duszach przepełnionych toksynami. O sile jaką mają oraz o desperacji by otrzymać to czego chcą, co im się rzekomo należy.
Wręcz nieludzki głos chłopczyka powoduje, że Amanda musi zmierzyć się z podjętymi wcześniej decyzjami, które doprowadziły ją do tego miejsca, w którym się znajduje. Porzucenie męża, ucieczka z Buenos Aires i wyprowadzka na wieś. Do tego poznanie Carli, która twierdzi, że dusza jej synka opuściła jego ciało i wstąpiła w inne...
Jednym z powodów dla których sięgnęłam po ten tytuł było zakwalifikowanie go przez portal Lubimy Czytać do gatunku grozy/horroru. Pomyślałam, że czemu by nie sięgnąć po coś z tej półki, tak dla odmiany z kryminałami, z którymi na co dzień się zadaję. Potem jak zapoznałam się z wydawnictwem Sonia Draga to okazało się, że to jednak proza, gdzieś jeszcze indziej literatura piękna... A więc bądź mądry i pisz wiersze za co tak naprawdę się wzięłam.
To co ciekawe, to fakt, że jak skończyłam czytać to sama nie byłam pewna z jakim gatunkiem miałam do czynienia. Podobnie jest z moimi uczuciami po odłożeniu pozycji na bok. Ani mnie ten tytuł wciągnął, ani zniechęcił. Momentami owszem, nudziłam się, ale chwilę potem było niezwykle ciekawie. Jedno jest pewne - to nie jest ani łatwa, ani przyjemna lektura. Trzeba się skupić, wczuć i dać trochę z siebie by zrozumieć co autorka ma na myśli. Choć nie jestem pewna czy sięgnę po pierwszy wydany przez Sonię Dragę tytuł, to nie mówię stanowczego NIE. Po prostu wiem, że jeśli się zdecyduję to muszę się za nią wziąć w odpowiednim momencie i tylko wtedy, gdy będę w stanie poświęcić książce więcej niż tylko kilka godzin.
Samanta Schweblin nie była mi do tej pory znana i choć wydawnictwo Sonia draga wydało już jedną jej książkę to zupełnie tego tytułu "nie zauważyłam". Zdarza się, że w natłoku różnych nowości coś nam umyka, a czasami to kwestia wypromowania. Wiadomo, że jednym książkom jest łatwiej innym trudniej. Szczególnie, że literatura piękna nie ma tak wielkiego brania jak powiedzmy...
więcej Pokaż mimo to