-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Biblioteczka
2022-02-28
2021-10-23
2021-05-15
Gdy zasiadałam do tej, pozycji byłam pewna, że to swego rodzaju kontynuacja książki, którą czytałam już spory czas temu, a gdzie również uprowadzono dwie siostry. Po dokładniejszym zapoznaniu się z blurbem trochę się zdziwiłam, że to jeszcze inna historia i że o niej nie słyszałam! Ja, miłośniczka (tak, wiem, jak to zabrzmi) wszelkich tragedii, morderstw, porwań i innych koszmarów! Nie było więc szans, bym darowała sobie przeczytanie tego tytułu. Musiałam znaleźć czas by usiąść i zaliczyć ją w jak najkrótszym czasie, gdyż tego typu książek nie lubię rozciągać na długie wieczory. Czuję wewnętrzny mus czytania i poznania całej zawartości takich pozycji.
Jeden z kwietniowych dni w 1975 roku był dla rodziców Katheriny i Sheili Lyon najgorszym w ich życiu. Ich córki przepadły bez wieści jak gdyby nigdy nic. Na przedmieściach Waszyngtonu w jednym z centrów handlowych ktoś wywabił dwie dziewczynki, dziesięcio- i dwunastoletnią. Śledztwo utknęło w miejscu, nie znaleziono ani sióstr, ani ich ciał. Zdarzenie uznano za niewyjaśnione i choć wielu policjantów wracało do tej sprawy wielokrotnie, to nie udało im się posunąć ani o krok do przodu. Dopiero w 2013 roku, czyli po prawie 40 latach znalazł się jeden zdeterminowany policjant, który się nie poddał. Drążył i szukał, bo czuł, że gdzieś jakiś ślad musi być. Miał rację... Zwykły protokół przesłuchania jednego z rzekomych świadków daje mężczyźnie do myślenia. Mało tego okazuje się nitką, która doprowadzi to kłębka.
Ta książka zdecydowanie zbyt często frustruje i irytuje, a boli to tym bardziej że policjanci muszą to przeżywać praktycznie na co dzień. W przypadku tej książki jest to jednak o tyle duża zaleta, że pokazuje nam prawdziwe oblicze pracy funkcjonariuszy, a nie filmowe "pitu, pitu", gdzie sprawa rozwiązana jest w ciągu jednej dniówki! To wspaniały, a zarazem przerażający obraz tego, w co grają podejrzani (będąc przesłuchiwanym 10 razy, 9 razy zmieniają wersję swoich zeznań), ile cierpliwości muszą mieć w sobie policjanci oraz ile pomysłów, jak podejść daną osobę, by wyciągnąć z niej jak najwięcej.
Po skończeniu i odłożeniu "Ostatniego tropu. Tajemnica..." pozostaniemy rozdrażnieni, zirytowani i wzruszeni jednocześnie. Będziemy czuć frustrację przez wzgląd na to jak długo i w jakim stylu ciągła się ta historia i pewnego rodzaju radość dzięki zakończeniu. Bezuczuciowy, wręcz zimny tekst sprawi, że czytanie nie będzie łatwością ani przyjemnością, ale nie jest to kwestia warsztatu autora, lecz lecz realizmu codziennej pracy funkcjonariuszy.
Gdy zasiadałam do tej, pozycji byłam pewna, że to swego rodzaju kontynuacja książki, którą czytałam już spory czas temu, a gdzie również uprowadzono dwie siostry. Po dokładniejszym zapoznaniu się z blurbem trochę się zdziwiłam, że to jeszcze inna historia i że o niej nie słyszałam! Ja, miłośniczka (tak, wiem, jak to zabrzmi) wszelkich tragedii, morderstw, porwań i innych...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-11
Moi stali obserwatorzy i czytacze moich recenzji dobrze wiedzą co kręci mnie najbardziej. Także wybór tego tytułu nie był przypadkowy w najmniejszym nawet milimetrze. Chciałabym więcej takich pozycji, a aż za dobrze zdaję sobie sprawę, że materiałów do ich napisania jest ogrom. I choć serce krzyczy NIE, bo za każdą sprawą jest czyjaś ogromna tragedia, to rozum wrzeszczy TAK, bo skoro i tak to się stało to, czemu by o tym nie przeczytać. Dualizm ludzkich uczuć jednak potrafi rozstroić i spowodować ból głowy od natłoku przemyśleń. Jednak ja nie odpuściłam i sięgnęłam właśnie po ten tytuł.
Monika Całkiewicz dzięki wieloletniej pracy jako prokurator miała okazję badać motywy morderców i analizowała, w jaki sposób postępują. Robert Ziębiński z jej pomocą odsłania mroczne strony spraw, które wstrząsnęły Polską w XXI wieku. Spraw niezwykle głośno komentowanych, ale i tych nieujawnianych od samego początku.
W duecie analizują, jak postępowały śledztwa w konkretnych sprawach, jak na przełomie kilkunastu/kilkudziesięciu lat zmieniały się metody pracy w policji i prokuraturze. Pokazują, jak w pewnym momencie śledztwo może potoczyć się w przeróżnych kierunkach i to niekoniecznie ze sobą związanych. Jednak to, co najważniejsze to, to że nareszcie ukazano, że nie istnieje coś takiego jak: "nie ma zbrodni bez ciała". Jak się okazuje, niepotrzebne są zwłoki, by skazać kogoś za morderstwo, choć takie śledztwo jest trudne, żmudne i trzeba mieć inne dowody.
Przyznać muszę, że ciężka to książka do czytania. Zawsze będę uważać, że choćby coś było, nie wiem jak pouczające, dające nam wiedzę i informacje to nigdy nie przysłoni to tragedii ukrytych pod całą tą otoczką wspaniałości. Tak będzie z pozycjami o chorobach, ale również o morderstwach, gwałtach i innych okrucieństw. I choć w pewien sposób tego typu literatura zawsze będzie dla mnie bestsellerem, to zawsze okraszonym bólem i smutkiem. Dalej będę sięgać po tematykę poruszaną na ich stronach, ale zawsze mając w pamięci, że moja "wiedza" to czyjś ból, smutek i cierpienie. Wierzę jednak, że dzięki temu można też zapobiec, jeśli nie kilkudziesięciu to może kilkunastu tragediom? A może chociaż kilku?
Moi stali obserwatorzy i czytacze moich recenzji dobrze wiedzą co kręci mnie najbardziej. Także wybór tego tytułu nie był przypadkowy w najmniejszym nawet milimetrze. Chciałabym więcej takich pozycji, a aż za dobrze zdaję sobie sprawę, że materiałów do ich napisania jest ogrom. I choć serce krzyczy NIE, bo za każdą sprawą jest czyjaś ogromna tragedia, to rozum wrzeszczy...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-26
Minęło zaledwie kilka dni od premiery kolejnej książki z dziedziny kryminologii. Książki, której jeśli bym nie przeczytała, to nie byłabym sobą. "Seryjni mordercy", bo o tej pozycji mowa zagościła na moim regale jako "must have". Nie pamiętam dokładnie, kiedy tematyka kryminalistyczna zaczęła być moim pewnego rodzaju konikiem. Wiem za to, iż byłam pewna, że to chwilowa fascynacja. Jednak, zamiast odpuszczać, to z każdą kolejną wydaną w tym gatunku książką czuję, że dopiero się rozkręcam i wcale nie przeszkadza mi to, że zawarte informacje się powielają i tylko nieliczne zagadnienia są mi obce lub mniej znane.
Seryjni mordercy byli, są i będą. Dlaczego zatem nie spróbować ich rozgryźć, poznać czy zrozumieć? Próbowało i nadal próbuje to zrobić wiele osób. Jedną z nich jest Michelle Kaminsky. Poruszyła ona bowiem temat, który od lat fascynuje nie tylko mnie, ale ogromną liczbę ludzi na świecie. To książka nie tylko o samych mordercach, ale także o narzędziach zbrodni, o sposobach dokonania przestępstw, o ciekawostkach jak zostali schwytani, co ich zdradziło czy jak sami się podkładali.
"Seryjni mordercy" to pozycja, która została podzielona na sześć rozdziałów. Zobaczcie co w sobie kryje:
*Zacznijmy od podstaw, czyli wprowadzenie w świat kryminalistyki. Skąd wzięło się określenie "seryjny morderca"? Gdzie jest ich najwięcej? W jaki sposób zabijają najczęściej? Czy jest coś takiego jak typowy seryjny morderca (płeć, rasa, poziom inteligencji)? Czy równie często są to kobiety, jak i mężczyźni?
*Najsłynniejsi seryjni zabójcy. No tu tytuł rozdziału mówi sam za siebie i z oczywistych względów nie powinno tu zabraknąć takich osobistości jak: Jeffrey Dahmer, John Wayn Gacy, Ted Bundy, David Berkowitz, Ed Gein, Charles Manson czy Edmund Kemper
*Seryjne morderczynie czyli dla odmiany płeć piękna i przy okazji słaba (czy aby na pewno?) po drugiej stronie lustra. Tutaj najsławniejsza seryjna morderczyni czyli Aileen Wuornos, a w jej towarzystwie kilka mniej znanych nazwisk jak: Juana Barraza, Susan Atkins czy Marybeth Tinning.
*Seryjni zabójcy na świecie to jak sam podtytuł wskazuje zbrodniarze spoza sławnych Stanów zjednoczonych. I tak mamy tu do czynienia z: Abul Djabar z Afganistanu, Andriej Czikatiło z Ukrainy, Paul Bernardo i Karla Homolka z Kanady, Vlado Taneski z Macedonii czy Ali Reza Khoshruy Kuran Kordiyeh z Iranu a także Moses Sithole z RPA.
*Seryjni mordercy nieco mniej znani, ale równie odrażający. I to jeden z dwóch rozdziałów za który jestem ogromnie wdzięczna autorce książki. Nareszcie poruszenie spraw nie tak głośnych i ogólnodostępnych jak do tej pory. Faye i Ray Copeland, którzy zaczęli zabijać odpowiednio w wieku 65 i 70 lat. Rodzina Krwawych Benderów (UWAGA - żaden z członków rodziny nie miał takiego nazwiska!).Tommy Lynn Sells czyli tak zwany morderca od wybrzeża do wybrzeża. Richard Trenton Chase zwany wampirem z Sacramento oraz CarrollmEdward Cole o niezwykle wysokim ilorazie inteligencji wynoszącym 152.
*Sprawy nierozwiązane lub wciąż w toku. To ten drugi rozdział, który wpadł mi w oko, a z którym nie miałam jeszcze do czynienia w innych tego typu książkach. Sprawy gdzie są podejrzani, ale brak dowodów. Gdzie aresztowano konkretną osobę z powodu innych wykroczeń, ale dziwnym trafem wraz z jej zamknięciem ustały np. morderstwa.
To, co wyróżnia tę pozycję na tle innych przeczytanych przeze mnie książek to, to jak została napisana. Całość to tak naprawdę pytania, na które autorka stara się odpowiedzieć wyczerpująco i szczerze. Do tego różne ciekawostki, o których niekoniecznie było nam dane słyszeć wcześniej. To, co mnie z jednej strony zaskoczyło, a z drugiej ucieszyło (może nie jesteśmy aż tacy straszni?) to fakt, że na liście omawianych zabójców nie znalazł się żaden Polak. Niestety nie świadczy to o tym, że ich nie mamy, bo ciężko wyprzeć się takich osobników jak Karol Kot, Edmund Kolanowski czy choćby Mariusz Trynkiewicz.
Powiem tak: jeśli interesujesz się tą tematyką, to się nie zawiedziesz, bo jest tu sporo ciekawych oraz niekoniecznie poruszanych aspektów spraw seryjnych morderców. Dodatkowo działy o mniej znanych, jak i cały czas prowadzonych/nierozwiązanych sprawach są niemałym kąskiem dla ciekawskich. Ja jestem zadowolona z pozycji i chętnie przeczytałabym coś jeszcze spod pióra Kaminsky.
Minęło zaledwie kilka dni od premiery kolejnej książki z dziedziny kryminologii. Książki, której jeśli bym nie przeczytała, to nie byłabym sobą. "Seryjni mordercy", bo o tej pozycji mowa zagościła na moim regale jako "must have". Nie pamiętam dokładnie, kiedy tematyka kryminalistyczna zaczęła być moim pewnego rodzaju konikiem. Wiem za to, iż byłam pewna, że to chwilowa...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-21
2019-12-14
Kryminalistyka, kryminologia, patologia... Czy tej tematyki kiedyś będę miała dość? Nie wiem. Na razie chłonę jak gąbka wszystko, co tylko zostaje wydane. I nawet jeśli informacje zawarte w każdej pozycji się powielają i niewiele nowego się dowiaduję to sama zmiana stylu kolejnego autora zazwyczaj mi wystarczy tak samo, jak ubranie w inne słowa tej samej rzeczy. Jeśli to się zmieni trzeba będzie szukać nowości lub zmienić dziedzinę zainteresowania. Na razie jednak czekam na tego typu pozycje z ogromną niecierpliwością.
Co powiedzą innym moje zwłoki, kiedy mnie już nie będzie?
Dzięki Sue Black, która jest profesorem anatomii i antropologii sądowej na Uniwersytecie w Dundee i od wielu lat spotyka się z tragicznymi przypadkami ludzkiej śmierci mogłam się tego dowiedzieć. Ofiary morderstw, katastrof, nieszczęśliwych wypadków, a nawet samotnej śmierci w domu lub poza nim nie odpowiedzą nam na pytania, co się stało, kto im to zrobił, jak do tego doszło... Jednak ich ciała owszem. W zaciszu laboratorium medycznego można odpowiedzieć na prawie każe pytanie jeśli tylko ma się ludzkie zwłoki czy choćby ich szczątki.
Autorka w barwny, czasami śmieszny, a czasami makabryczny sposób odkrywa przed nami tajemnice śmierci, anatomii ludzkiego ciała, ale także takie ciekawostki jak sposoby pochówku i jego ekologia, zmiana mentalności w ludziach czy wpływ tatuaży, czy układu żył w organizmie. To te ostatnie rzeczy zaciekawiły mnie najbardziej.
Sue Black uświadamia nam jak ważna w dzisiejszych czasach jest antropologia sądowa i jak ogromny ma wpływ na odczytywanie ostatnich chwil życia czy przyczyn śmierci. Prócz tego autorka postawiła na coś zupełnie innego niż w większości tego typu pozycji. Nie opierała się na jednostkowych przypadkach medycznych lecz w sporej części na swojej rodzinie, na własnych emocjach oraz rozważaniach na temat śmierci.
Mimo tego, ze wszystko to brzmi niezwykle ciekawie i intrygująco to muszę przyznać, że dawno się tak nie wynudziłam czytając tego typu książkę. Dla mnie to bardziej pewnego rodzaju autobiografia Sue niż książka o antropologii. Zawiodłam się, bo nie po to sięgam po książkę tego rodzaju by czytać o wspomnieniach z dzieciństwa autorki. Tak naprawdę dopiero pod koniec książka zainteresowała mnie tak naprawdę mocno i przeczytałam ją z zainteresowaniem. Ta pierwsza połowa znudziła i zirytowała mnie dość mocno i cieszę się, że chociaż dalsza część uratowała moje wrażenia i czas, który poświęciłam tej książce. Nie zniechęcam do niej, ale jeśli chcesz przeczytać konkretną książkę antropologiczna to znajdziesz wiele innych i przede wszystkim lepszych, ciekawszych i intrygujących pozycji.
Kryminalistyka, kryminologia, patologia... Czy tej tematyki kiedyś będę miała dość? Nie wiem. Na razie chłonę jak gąbka wszystko, co tylko zostaje wydane. I nawet jeśli informacje zawarte w każdej pozycji się powielają i niewiele nowego się dowiaduję to sama zmiana stylu kolejnego autora zazwyczaj mi wystarczy tak samo, jak ubranie w inne słowa tej samej rzeczy. Jeśli to...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-25
"Bestie. Zbrodnie i kary" to książka, na którą czyhałam od dłuższego czasu. Raz miałam w rękach i musiałam odpuścić, ale z myśli nigdy mi się nie wymknęła. To jest właśnie literatura, którą mogłabym pochłaniać (zważywszy na gabaryty i wagę tej konkretnej) tonami. W tej konkretnej przedstawiono zbrodnie popełniane w Polsce w drugiej połowie XX wieku. Myślę, że wymienione w niej nazwiska znane będą każdemu z nas czy to starszym, czy młodszym, bo one były, są i będą krążyć "w powietrzu" już chyba zawsze.
Muszę przyznać, że choć uwielbiam tego typu lekturę to nawet ja nie przeczytałam jej w tak zwane dwa dni. Musiałam robić przerwy prawie po każdej z opisanych postaci. Czy zza dużej dawki przemocy? Też, ale głównie dlatego, że chciałam przemyśleć, spróbować zrozumieć, wgłębić się w podane mi informacje.
Kogo autor zaliczył do bestii wartych opisania? Kolanowskiego z Tuchlinem, Mazurkiewicza, Trynkiewicza, Knychałę, Kota, Pękalskiego czy Arnolda. Oczywiście kolejność jest inna, ale ja i tak nie czytałam po kolei. To, co mi się spodobało to nazywanie rzeczy po imieniu i nie owijaniu w bawełnę. Jeśli coś ma być czarne, a coś białe to takie jest i autor niczego nie tonuje, za co mu dziękuję.
Sprawa każdej z bestii to sprawa przeanalizowana od A do Z. Autor długo się przygotowywał, długo zbierał materiały i je analizował by powstała taka, a nie inna pozycja.
Czytając opis każdego sprawcy, powielał się cały czas jeden schemat, który mógł występować w całości lub w różnych kombinacjach:
-nieprawidłowy popęd seksualny,
-sadyzm,
-upośledzenie umysłowe,
-zaburzenia osobowości,
-zboczenia seksualne,
-preferencje kontaktów oralno-genitalnych,
-zachwiany obraz rodziny czy wychowywanie tylko przez jednego rodzica;
Podobne schematy można zaobserwować, jeśli chodzi o działanie oprawców:
-działa samotnie,
-atakuje w miejscach odosobnionych tj. leśne dróżki, ciemne uliczki,
-napada z zaskoczenia,
-używa tępych narzędzi
-atakuje przypadkowe/losowe osoby,
-uderza o różnych porach dnia czy porach roku,
-godzina oraz miejsce ataku często zależy "czucia" potrzeby mordu;
Można by powiedzieć, że wszystko się powiela, pokrywa i jest do siebie niezwykle podobne. A jednak sprawcy są różni i każdego z nich trzeba analizować osobno. Podobnie zbrodnia - ją także trzeba rozpatrzyć, nawet jeśli została już dopasowana do innego schematu. Niejednokrotnie okazuje się bowiem, że zostaje ona zakwalifikowana zupełnie gdzie indziej i do kogoś innego.
To, co dodatkowo mi się spodobało to ukazanie każdej z ofiar oraz przebiegu każdego napadu. Krok po kroku o tyle o ile było to możliwe odtworzono praktycznie cały przebieg wydarzeń. Dzień, zbliżona godzina, opis otoczenia, a także czy ofiara zginęła, czy przeżyła (w jakim stanie się znajdowała ostatecznie) to coś, czego nie spotkałam jak na razie w innych pozycjach. Co zaś najbardziej mnie zafascynowało? Chyba składanie zeznać przez morderców, a potem sposoby ich odwoływania, kręcenia, wymyślania co i jak było inaczej, kto zmusił do powiedzenia właśnie tego etc. Chyba nie wpadłabym na pomysł by tak mataczyć i kombinować. To wymaga więcej wysiłku niż cokolwiek innego.
Wszystko było by pewnie super, gdyby nie fakt, że język i składnia tej książki trochę mnie przerosła. Czułam jakby momentami byłą pisana wręcz przez dziecko, a brak logiki w niektórych zdaniach mnie rozczarował. Jednak wiedza, jaką dostałam zdecydowanie góruje nad niedociagnięciami, które lepszy korekta na pewno by załatwiła. Ludziom żądnym wiedzy o seryjnych mordercach z Polskiej ziemi zdecydowanie ta pozycja przypadnie do gustu. Polecam i ostrzegam, że łatwo nie będzie.
"Bestie. Zbrodnie i kary" to książka, na którą czyhałam od dłuższego czasu. Raz miałam w rękach i musiałam odpuścić, ale z myśli nigdy mi się nie wymknęła. To jest właśnie literatura, którą mogłabym pochłaniać (zważywszy na gabaryty i wagę tej konkretnej) tonami. W tej konkretnej przedstawiono zbrodnie popełniane w Polsce w drugiej połowie XX wieku. Myślę, że wymienione w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-02
Z Krzysztofem Jackowskim i jego dwiema innymi książkami miałam do czynienia już parę ładnych lat temu. Gdy je czytałam miałam bardzo różne odczucia. A te wahania spowodowały, że całkiem się pogubiłam. Wierzyć? Nie wierzyć? To prawda czy fałsz? Mamienie nam oczu czy jednak realny świat tylko taki, którego nie możemy dotknąć? Bogatsza o kolejną książkę, kolejne wyznania, wręcz dowody w ciągu dalszym jedyne co mogę powiedzieć to: nie wiem co sądzę. Bo nie wiem, na prawdę.
Z jednej strony ciężko powiedzieć: "nie wierzę, bo nie widzę, nie dotknę, nie zmierzę". Bo jednak prawie każdy z nas należy do jakiejś religii, która opiera się na wierze, a nie na namacalnych rzeczach. Skoro więc umiemy uwierzyć w Boga, którego nie widzimy to dlaczego nie uwierzyć w jasnowidzenie? Pan Krzysztof ma pełno dowodów, że to co robi to prawda. Że nikogo nie oszukuje. Może moja awersja jest spowodowana tym, że na świecie jest wielu oszustów. Byli, są i będą i zawsze zepsują reputację tym, którzy robią wszystko dobrze. Jackowski ma wielu takich "wrogów", a wsadzanie go do jednego worka z wróżkami i wróżami z gazet i telewizji to już jak dla mnie przesada. On sam mówi, że nie podejmie się każdej sprawy, a im mniej o niej wie tym lepiej dla niego i dla śledztwa. Każda informacja powoduje, że zaczyna mieć jakieś ukierunkowanie - czy to swoje czy "narzucone" przez opinię innych. Mając tylko to co potrzebuje czyli jakąś rzecz należącą do ewentualnej poszukiwanej osoby ma otwarty umysł. Na to co się stało i co może przekazać mu taki człowiek - najczęściej martwy. Pan Krzysztof sam mówi, że woli szukać osób martwych, bo one nie przemieszczają i łatwiej "złapać" mu punkt zaczepienie. Osoba żywa, która zagięła może się przemieszczać i to myli. W tej chwili jest tu, za chwilę gdzie indziej i ciężko się skupić, zorientować.
Co ciekawe ta konkretna książka nie powstała z rąk samego pana Jackowskiego. Osoba, która jak by przejęła nad nią kontrolę to młody policjant. Absolwent Wydziału Bezpieczeństwa Wewnętrznego Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie oraz Centrum Nauk Sądowniczych Uniwersytetu Warszawskiego. Ma zaledwie 28 lat, został nagrodzony za najlepszą pracę dyplomową na WSP. Mowa o panu Krzysztofie Janoszce. Prywatnie i od lat jest pasjonatem parapsychologii. Interesuje go możliwość jej wykorzystania w pracy organów ścigania. To było powodem nawiązanie przez niego kontaktu z Krzysztofem Jackowskim.
Ta książka to nie tylko opisanie spraw, którymi zajmował się Jackowski. To także jego rozmowy z Janoszką, ale też rozmowy Janoszki z różnymi przedstawicielami policji, dziennikarzem, byłym wiceministrem spraw wewnętrznych z doktorem i byłym oficerem policji i wykładowcą w WSP. Te rozmowy powodują, że książka staje się realna i prawdziwa, a osoby, które się wypowiadają nie negują umiejętności Krzysztofa Jackowskiego.
Mimo to, mimo wielu podziękowań ze strony rodzin i policji udokumentowanych na piśmie większość organizacji nie przyznaje się do jakiejkolwiek współpracy z jasnowidzem. Ci, którzy się tu wypowiadali w pewien sposób to rozumieją. Wbrew temu nie chodzi o samą opinię Polaków czy całego świata: "Jak to policja sobie nie radzi i musi korzystać z czarów?". Nie. Tu chodzi o media i ich podejście. Tak zwane: "robienie z igły widły". Wyolbrzymianie i znajdywanie tylko złych stron. A przecież sam Jackowski przyznaje, że nie zawsze umie pomóc, nie zawsze potrafi. Chcieć nie znaczy móc.
Ja w dalszym ciągu stoję na rozstaju dróg i nie wiem co sądzę, co uważam, w co wierzę. Nie neguję, nie potwierdzam. Myślę, że każdy z nas musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie czy jasnowidzenie istnieje. A książkę polecam nawet jeśli nie dla miłośników parapsychologii to jednak dla wielbicieli kryminalistyki. Sprawy tu ukazane niejednokrotnie wbijają w fotel i szokują tym, że to jednak nie wyobraźnia autora, a życie. Życie, które toczy się tuż obok nas...
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Z Krzysztofem Jackowskim i jego dwiema innymi książkami miałam do czynienia już parę ładnych lat temu. Gdy je czytałam miałam bardzo różne odczucia. A te wahania spowodowały, że całkiem się pogubiłam. Wierzyć? Nie wierzyć? To prawda czy fałsz? Mamienie nam oczu czy jednak realny świat tylko taki, którego nie możemy dotknąć? Bogatsza o kolejną książkę, kolejne wyznania,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-25
Panią Ewę Ornacką miałam okazję poznać już spory czas temu. Pierwszą jej książką jaka trafiła w moje ręce to "Tajemnice zbrodni". Poza tym pisze nie tylko solo, ale także w duecie z Piotrem Pytlakowskim. Tematy, które porusza są nie tyle trudne i ciężkie co niebezpieczne. Pisanie o zbrodniach, śledztwach, a w tym wypadku o mafii to nie byle co. Jednak jako dziennikarka pasjonująca się kryminalistyką pisała o seryjnych zabójcach, gangsterach - również tych z "żółtymi papierami", ale również o powiązaniach organów ścigania z przestępczym półświatkiem.
Tym razem Ewa porusza temat zorganizowanych grup przestępczych jakimi są mafie. Odkrywa przed nami kulisy "pracy" ich członków. Grupa mokotowska, bo głównie o niej tu mowa jest głównym bohaterem z kart "Kombinatu zbrodni".
Choć nie od dziś wiadomo jak działają takie grupy to nawet one mają, a raczej miały (do pewnego czasu) swój kodeks - nazwijmy go - moralnym. Jednak dwa przełomowe zabójstwa zniszczyły wieloletnią umowę między grupami. Nietykalność na urlopie - zabójstwo Pershinga, szefa grupy pruszkowskiej na wyjeździe wypoczynkowym. Żelazna zasada wśród mężczyzn o nietykalności rodzin - zabójstwo Anny, matki dwójki dzieci i żony Bajbusa, powiązanego z grupą mokotowską.
To były przełomowe momenty, które zniszczyły wszystko. I o ile o zabójstwie Pershinga oraz powiązanym z nim "Pruszkowem" pisano i mówiono bardzo dużo to o kulisach drugiego morderstwa oraz grupie mokotowskiej wiadomo było nie wiele - jeśli liczy się prawda.
Ewa Ornacka znów nie zawahała się podjąć trudnego tematu. Nie bała się, bo dla niej liczy się prawda. A tu jest ona koszmarna. Książka oparta na aktach spraw sądowych, artykułach, wywiadach zarówno z członkami mafii jak i policjantami. Zderzenie dwóch światów. Tak zwanych - dobrego i złego. A między nimi granica tak cienka, że prawie niewidoczna. Policja współpracująca z mafią, mafia grożąca śmiercią. Okupy, nawet takie o wartości kilkuset tysięcy euro czy dolarów. Odcięte palce czy groźby. I chwile, gdy tracisz pieniądze - rzecz nabytą, ale nie odzyskujesz osoby, którą kochasz. Bo tak postanowili gangsterzy...
Książka warta swojej uwagi choć czyta się ciężko. Nie na wzgląd o opisy choć te dla niektórych też mogą być ciężkostrawne. Tu chodzi o mataczenie, kręcenie i zaprzeczanie samemu sobie. Pytasz trzy osoby, a masz cztery opinie. Nie wiesz komu ufać. I czy w ogóle komuś ufać można. Co z tego jest bajką na obronę, co prawdziwym horrorem. Nie tylko między dobrem, a złem jest cienka granica. Między wymysłem, a wiarygodnością również...
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Panią Ewę Ornacką miałam okazję poznać już spory czas temu. Pierwszą jej książką jaka trafiła w moje ręce to "Tajemnice zbrodni". Poza tym pisze nie tylko solo, ale także w duecie z Piotrem Pytlakowskim. Tematy, które porusza są nie tyle trudne i ciężkie co niebezpieczne. Pisanie o zbrodniach, śledztwach, a w tym wypadku o mafii to nie byle co. Jednak jako dziennikarka...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-14
Prawda jest taka, że już od kilku dobrych lat tematyka kryminalistyki, kryminologii, psychologii kryminalnej i tym podobne stały się moją pasją. Brzmi to dziwnie i wiem o tym, ale głęboko wierzę, że mój umysł nadal pracuje w miarę prawidłowo i zmieniać miejsca zamieszkania na takie bez klamek nie będę musiała ewentualnie na takie gdzie świat oglądany przez okno wydaje się być w kratkę...
No, ale już na poważnie. Gdy trafiłam na tą pozycję ogarnęły mnie dwa sprzeczne uczucia. Pewien lęk patrząc już na okładkę oraz niepewność względem objętości tej książeczki. Pomyślałam, że tu niewiele może być, bo to bardziej broszurka niż konkretna pozycja. A jednak chęć zapoznania się z nią była większa niż obawy przed grubością i ewentualnie okrojoną ilością faktów.
Pierwsza rzecz, którą trzeba powiedzieć o tej pozycji to, że jest stricte naukowa. To nie jest żadna książka fabularyzowana, to podzielona na trzy niby skromne, a jednak posiadające zadziwiającą ilość informacji części.
Pierwsza to psychopatologia sprawcy. Autorka rozwodzi się nad tym co ma wpływ na bycie mordercą i psychopatą. Czy jest to kwestia środowiska, w którym przebywamy, wychowanie czy może genetyka. Niejednokrotnie słyszałam, że wpływ na nasze zachowanie i postępowanie ma to, co oglądamy, czytamy etc. Jeśli tak to ja nie powinnam robić tego co robię i przebywać tu gdzie przebywam. Na moim koncie powinna być rekordowa ilość zbrodni i nie tylko. Możliwe jest, że wpływ ma fakt, kiedy zaczynamy się interesować tego typu rzeczami. Ja jak na grzeczną osobę przystało zrobiłam to po pełnoletności, ale jak już wpadłam to nie zamierzam zmienić zainteresowań. Wychowanie? Nie wiem. Mówi się, że zaniedbanie pomaga schodzić na złą drogę. Tak pomaga, ale nie jest wyznacznikiem. I mam przykład idealny gdzie ktoś zostawiony jako nastolatek praktycznie samemu sobie wyrósł na porządną, godną zaufania osobę. Ale już maltretowanie, alkoholizm, narkotyki, przemoc fizyczna czy psychiczna jak najbardziej może być impulsem do popełnienia przestępstwa i temu nie da się zaprzeczyć.
Druga część daje nam możliwość poznania ważnych rozważań: czy morderców, psychopatów i zwyrodnialców lepiej skazać na karę śmierci czy leczyć za pomocą leków i psychoterapii? Zasadnicze pytanie brzmi: czy w ogóle można "wyleczyć", a raczej unormować stan psychiczny oraz zachowania społeczne u takich ludzi? Kiedy ma się okazję porozmawiać z niektórymi zbrodniarzami lub poznać jego tok myślenia to naprawdę kara śmierci okazuje się jedynym słusznym wyjściem. Jeśli przytoczymy słowa Karola Kota słynnego Wampira z Krakowa, który grasował w latach 70 XX w. i jego opinię o moralności to włos jeży się na głowie...
"Według mnie jest to takie postępowanie, które sprawia przyjemność, które odpowiada człowiekowi. Co jest przyjemne, to jest moralne. Jeśli więc mnie zgładzenie ludzi sprawiało satysfakcję i zadowolenie, to było to postępowanie zgodne z moją moralnością. Byłem oburzony, gdy rodzice komentowali opisywane w gazetach wypadki mordu i mówili, że robi to drań. Ja siebie nie uważam za takiego. Drań to ktoś, kto jest pijakiem, złym człowiekiem. Ja zaś uważam siebie za dobrą osobę. Dokonywane przeze mnie mordy to była moja prywatna sprawa. Byłbym złym człowiekiem, gdybym pił wódkę i zadawał się z prostytutkami. Można więc być mordercą i zarazem dobrym człowiekiem, tak jak ja."*
Część trzecia to aspekty typowo prawne i kryminalistyczne.
Całość choć wydaje się skromna to warta jest poświęcenia tych kilku godzin (nie każdy przebrnie przez nią od ręki, bo może być za ciężka). To, co trochę przeszkadza to osobiste wtrącenia autorki, bo całość aspiruje do bezstronnej pozycji naukowej. Książka dużo zyskuje dzięki umieszczeniu wywiadów z Tedem Bundy'm oraz Karolem Kotem. Pozycja ta na pewno nie jest dla każdego. Nie znajdzie tu nic osoba, której nie interesuje psychologia morderców (szczególnie tych najbardziej zatwardziałych). Jest ona zawężona tylko do tych seryjnych i tylko ich dotyczy. Ja jestem pozytywnie zaskoczona, bo zdecydowanie spodziewałam się niedosytu po tej objętości. A jednak jedyny niedosyt, jaki mam to chęć sięgnięcia po kolejne książki z tego gatunku. Chęć poznawania kolejnych aspektów związanych z kryminalistyką, psychologią, sądownictwem. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle zaniecham poszerzania moich horyzontów w tych tematach, ale dopóki mam możliwość i chęci to będę to robić. Polecam wszystkim o podobnych zainteresowaniach!
* - Cytat z "Seryjni mordercy" Urszula Szczęch, str. 52
Prawda jest taka, że już od kilku dobrych lat tematyka kryminalistyki, kryminologii, psychologii kryminalnej i tym podobne stały się moją pasją. Brzmi to dziwnie i wiem o tym, ale głęboko wierzę, że mój umysł nadal pracuje w miarę prawidłowo i zmieniać miejsca zamieszkania na takie bez klamek nie będę musiała ewentualnie na takie gdzie świat oglądany przez okno wydaje się...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-07
Skąd w ogóle pomysł by sięgnąć po tego typu książkę? Ciekawość to chyba jeden z pierwszych powodów. Zainteresowania są drugim. Trzecim są opinie, opis na tyle okładki i ... sama okładka. Powiecie jednak, że znacie mnie lepiej i do przeczytania tak naprawdę skłoniły mnie zainteresowania. Jeśli mam być szczera to tak, ale jak widać nie tylko.
Mimo że ostatni wyrok kary śmierci w Polsce wykonano 21 kwietnia 1988. W polskim prawie karnym karę śmierci zniesiono w roku 1998. Jednak ostateczne jej zniesienie w każdym aspekcie nawet wojny nastąpiło w 2013 roku czyli całkiem niedawno.
Jerzy Andrzejczak to znany polski Ghost Writer czyli autor widmo. Nie czytałam innych jego pozycji, ale wiem, że ta jest wznowieniem wzbogaconym o nowe informacje. Autor postawił na dość trudny temat przewodni swojej książki, którym jest, a raczej było bycie katem. "Spowiedź polskiego kata" to jak dla mnie plątanina (przepraszam za wyrażenie, ale niestety tak jest) rozmowy z ostatnim polskim katem oraz informacji dotyczących instytucji kata. To skakanie z tematu na temat, chaotyczne rozłożenie w książce oraz powtórzenia strasznie męczą.
Przyznać muszę, że wyjątkowo to nie części z rozmowy z katem mnie zaciekawiły. To ta druga część przenosząca nas przez całe wieki stanowiska i pracy, jaką do wykonania miał kat. Ich zwyczaje, obowiązki czy sporadycznie, ale jednak ludzkie odruchy. Przy niektórych fragmentach włos jeży się na głowie i to dosłownie. Nie sama kara śmierci bowiem jest straszna, ale to jak często przed jej wykonaniem torturowano ludzi. Setki lat wcześniej była to norma. Nie dość, że straszna to, co ciekawe... popierana przez Kościół.
Odnosiło się wrażenie, że autor na siłę chce wydrzeć z ust byłego kata przyznanie się, że on również jest mordercą, że nie ma sumienia albo wręcz przeciwnie, że nie jest tak twardy jak sam się opisuje. Było to nieprzyjemne zwarzywszy na fakt, że dla mnie oczywiste jest, iż taka osoba nie zachowa się przed pierwszą lepszą osobą jak u księdza w konfesjonale, przez co tytuł według mnie trochę nie idzie w parze z zawartością.
W tej pozycji znajdziemy również fragmenty rozmów z największymi zbrodniarzami w Polsce. I tu również trzeba przyznać, że momentami zniesienie kary śmierci wydaje się być śmieszne, bo niektórzy zbrodniarze nie zasługują na życie. Ale pytanie można odwrócić i spytać: Czy kat też nie jest mordercą? Na usta ciśnie się odpowiedź zarówno tak jak i nie, bo w końcu to zawód, wykonywanie wyroku. Nie mnie to oceniać. Tak naprawdę to tylko kaci są w stanie sami odpowiedzieć na to pytanie, a ten, z którym rozmawiał Andrzejczak nie uważa się za mordercę. W końcu on tylko wykonywał swoje obowiązki.
Ile jest w stanie znieść ludzka psychika? Jaka ona musi być by podjąć się takiego "zawodu"? A co z ludzkim sumieniem? Ile wyroków człowiek musi wykonać by zacząć robić to "automatycznie" i bez emocji? Czy w ogóle towarzyszą mu wtedy jakieś emocje?
Wiele pytań i prawdopodobnie nikt na nie nie odpowie albo zrobi to nieszczerze. Jak widać autorowi niewiele udało się "wycisnąć" z ostatniego polskiego kata. A to, co się udało było zimne, bezosobowe i jakby nieludzkie. Czy takim człowiekiem był ten mężczyzna, czy to jednak zasłona przed pokazaniem tego, kim był/jest naprawdę?
Choć książka jest dość chaotyczna i pomieszana to czyta się szybko. Tylko momentami potrafi męczyć. Myślę jednak, że spowodowane jest to tym, że wybrany do dialogu mężczyzna okazał się być poprostu małomówny. Na całe szczęście pozycja krąży wokół tematu instytucji kata, więc wszelkie ciekawostki czy informacje czyta się z zaciekawieniem, a przy okazji jeżeniem włosów. Mimo kilku wpadek polecam serdecznie jeśli kogoś interesuje taka tematyka.
Skąd w ogóle pomysł by sięgnąć po tego typu książkę? Ciekawość to chyba jeden z pierwszych powodów. Zainteresowania są drugim. Trzecim są opinie, opis na tyle okładki i ... sama okładka. Powiecie jednak, że znacie mnie lepiej i do przeczytania tak naprawdę skłoniły mnie zainteresowania. Jeśli mam być szczera to tak, ale jak widać nie tylko.
Mimo że ostatni wyrok kary...
2019-09-22
Wierzę, że część z moich czytelników pamięta jak recenzowałam "Psy Prewencji", które wbiły mnie w przysłowiowy fotel (osobiście takiego nie posiadam), a potem dzięki uprzejmości autora mogłam z nim porozmawiać i tę rozmowę Wam udostępnić. Dzis przyszedł czas na kolejną poważną, życiową i chyba się nie pomylę jak dodam, że szokującą pozycję pióra Pana Norberta. "Folwark komendanta", bo o nim mowa od dawna był przeze mnie wyczekiwany i liczę, że przez wiele innych osób również. Chociaż obstawiam, że byli i tacy co robili wszystko by do jej wydania nie doszło.
"Folwark komendanta" to umiejscowione w jednym miejscu, a dokładniej w Wyższej Szkole Policyjnej w Szczytnie (obstawiam, że miejsce znane nawet cywilom!) historie wielu policjantów i policjantek. Niestety nie są to opowieści, którymi nasza Policja czy jej uczelnie powinny się szczycić i popularyzować. Te wyznania zostały spisane tak by tworzyły jedną spójną historię młodego kadeta i otoczenia, w jakim się znajduje.
Główny bohater Wojtek jest synem komendanta, który nie dość, że znęca się nad żoną to jeszcze permanentnie przepija wypłaty. Chłopak od początku boi się ojca, a przez fakt, że nie zbyt się w niego wdał jest przez niego wyśmiewany i gnębiony. Jednak gdy przychodzi co do czego ojciec z pomocą wysoko postawionej (w Kościele i Policji) rodziny wciągają Wojtka do szkółki policyjnej. Opis, w jaki sposób do tego dochodzi jest przytłaczający - poparcie wujków policjanta oraz księdza wykupione jest walizkami mocnych trunków, a badania lekarskie załatwiane są za sprawą koperty pełnej zielonych. Chwila moment i młody mężczyzna jest pełnoprawnym uczniem WSPol-u w Szczytnie. To, co dzieje się na terenie powyższej uczelni stawia włosy dęba chyba nie mniej niż to, w jak można się tam dostać.
Łapówki, pijaństwo, a nawet handel ciałem to nic nadzwyczajnego, a wręcz na język ciśnie się, że to coś normalnego. Nie ważne czy kobiety są mężatkami, czy nie i tak potrafią załatwić sobie fory. Podobnie mężczyźni - albo są prawdziwymi facetami, albo trzęsą gaciami na pierwszym lepszym egzaminie czy sprawdzianie. Spotkamy dziewczyny z jajami większymi od niejednego kolesia, a mena strachliwego bardziej od myszy. Mało tego będziemy świadkami tuszowania wypadków np. na strzelnicy oraz próbą zastraszania i molestowania.
Siadając do tej książki byłam już po "Psach Prewencji" oraz wywiadzie z Panem Norbertem. Mogłam, więc śmiało powiedzieć, że wiedziałam co mnie czeka. A jednak z każdą kolejną stroną moja mina stawała sie coraz bardziej bezcenna, a rzekome oczekiwania "wszystkiego" okazały się być mrzonką. Okazało się, że wcale nie byłam gotowa na to, co Kościesza nam przekazał. I choć niejednokrotnie się uśmiałam to śmiech ten nie był wcale takie pozytywny jak by człowiek chciał. Bo powiedzmy sobie szczerze - co dobrego świadczy fakt, że człowiek naśmiewa się z formacji, jaką jest Policja? Policja, która powinna być odbierana poważnie, z szacunkiem i respektem? Policja, która powinna zapewnić nam bezpieczeństwo, pewnego rodzaju spokój ducha oraz służyć pomocą?
Co ciekawe książka choć ukazuje negatywny obraz Policji (miejmy jednak na uwadze, że jak zaznacza autor to niewielki odsetek wszystkich funkcjonariuszy w firmie*) mi zapadła w głowie pod postacią jednego wiele mówiącego cytatu:
"Pamiętajcie, szkolenie to jedno, a wasze życie i bezpieczeństwo to co innego. Na pierwszym miejscu trzeba zadbać o siebie i partnera, a później o pozostałych. Medale nie zwrócą wam życia ani was nie zwrócą waszym żonom, mężom i dzieciom."*
I pamiętajmy proszę, że mimo tego, co ujawnia nam Pan Norbert to zdecydowana większość Policjantów swoją służbę wykonuje nie z obowiązku, a z serca. I tak jak mówi Rota ślubowania: " [...] ślubuję: służyć wiernie Narodowi, chronić ustanowiony Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej porządek prawny, strzec bezpieczeństwa Państwa i jego obywateli, nawet z narażeniem życia." tak oni robią to z szacunkiem i godnością niejednokrotnie oddając za nas to, co najważniejsze czyli siebie.
A to, co dziś mogę powiedzieć to czytajcie, polecajcie dalej i tak jak ja czekajcie na więcej
* - Cytat z "Folwark komendanta" Norbert Grzegorz Kościesza, str.154
Wierzę, że część z moich czytelników pamięta jak recenzowałam "Psy Prewencji", które wbiły mnie w przysłowiowy fotel (osobiście takiego nie posiadam), a potem dzięki uprzejmości autora mogłam z nim porozmawiać i tę rozmowę Wam udostępnić. Dzis przyszedł czas na kolejną poważną, życiową i chyba się nie pomylę jak dodam, że szokującą pozycję pióra Pana Norberta. "Folwark...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-14
Kto mnie zna wie czym się interesuję i co kocham czytać. Tytuł książki zatem nikogo tu nie zdziwi. W końcu pochłaniam wszystko, co z mordercami, śledztwami i tego typu sprawami ma cokolwiek wspólnego. Gdy dojrzałam ten tytuł wiedziałam, że go sobie nie odpuszczę i prędzej czy później go zdobędę i odhaczę jako kolejną z listy "must have". Czy w jakikolwiek sposób książka spełniła moje oczekiwania? Czy cieszę się, że faktycznie mam ją za sobą?
Tak, mam bzika na punkcie tego typu pozycji i nie mam zamiaru tego ukrywać. Tak samo jak faktu, że śledzę wszelkie informacje z Polski i świata o mordercach, psychopatach i innych zwyrodnialcach. Tak już mam odkąd tylko wkroczyłam w świat dorosłych. Nie było zmiany krok po kroku. Ot z bajek przeszłam do mroku koniec kropka. Jednak słowa, które wspomniałam na początku, czyli "mieć bzika" zaczęły mieć dla mnie całkiem inny oddźwięk, gdy zaczęłam czytać "Obsesję zbrodni. ...". Tak to już nie jest zainteresowanie, fioł czy bzik. To jest jak sam tytuł mówi OBSESJA. Michelle praktycznie zatraciła się w poszukiwaniach jednego z seryjnych morderców w USA. Każdy możliwy dzień czy noc poświęcała na odkrycie jego tożsamości. I choć jej się nie udało, tak samo jak nie udało jej się doczekać wydania książki, gdyż zmarła w 2016 roku w tragicznych okolicznościach - przedawkowała leki, a choroba serca dopełniła swego.
Michelle McNamara była dziennikarką kryminalną, blogerką, która prowadziła popularną stronę TrueCrimeDiary.com. Golden State Killer zawładną jej umysłem od początku, gdy o nim usłyszała. Przeczytała tysiące stron akt policyjnych, oglądała raporty z sekcji zwłok, rozmawiała z ofiarami gwałtów oraz ludźmi mogącymi być świadkami ataków psychopaty.
Przygotowując śniadanie dla małej córeczki myślała o gwałtach i przemocy nieznanego sprawcy, wśród jej zabawek rozkładała zdjęcia ofiar. W internecie spędzała setki godzin śledząc wzmianki o przestępstwach, a będąc z mężem na galach w Hollywood myślami była wśród ofiar.
To, co przeraża to fakt ile zła może mieć w sobie człowiek i ile jest w stanie tego zła przerzucić na drugą osobę. Morderca atakował kobiety we własnej sypialni, zabijał mężów na oczach żon. Gwałcił i wychodził. Wybierał parterowe domy w spokojnych dzielnicach. Włamując się uczył się rozkładu pomieszczeń na pamięć i nie zostawiał po sobie żadnego śladu. Z dnia na dzień zniknął unikając kary, omamiając policję, w tym najlepszego profilera w historii. Wydawałoby się, że tak zakończy się sprawa nieuchwytnego seryjnego mordercy mającego na koncie 50 gwałtów oraz 10 sadystycznych morderstw. A jednak nie. W 2018 roku złapano winnego tych czynów, a Michelle McNamara zdecydowanie się do tego przyczyniła.
Gdybym miała ocenić zawartość książki byłoby super. Ale jeśli dodam do tego choćby styl to wszystko pada na łeb na szyję. Czytałam, a raczej zmęczyłam tę książkę już jakiś czas temu, a recenzja dopiero teraz, bo musiałam pomyśleć, odpocząć i poukładać to i owo. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona i ogłupiała po przeczytaniu książki. Mam ochotę zjechać wydawcę od góry do dołu, że w ogóle wydał coś takiego. Rozumiem, że autorka nie żyje, a książka powstała na podstawie jej zapisków, notatek i nagrań. Ale ludzie! Ta książka się kupy d...y nie trzyma za przeproszeniem. Gdyby ktoś po mojej śmierci wydał moje zapiski w takiej formie to zrobiłabym wszystko by wstać zza grobu i pogadać ze sprawcą tego czynu! Chaos. Jeden wielki chaos. Tyle przychodzi mi na myśl po skończeniu, umęczeniu i odłożeniu tej książki. Coś, co mogło być kanwą świetnej książki stało się literackim dnem. I ratuje ją tylko to o czym opowiada, niestety.
Kto mnie zna wie czym się interesuję i co kocham czytać. Tytuł książki zatem nikogo tu nie zdziwi. W końcu pochłaniam wszystko, co z mordercami, śledztwami i tego typu sprawami ma cokolwiek wspólnego. Gdy dojrzałam ten tytuł wiedziałam, że go sobie nie odpuszczę i prędzej czy później go zdobędę i odhaczę jako kolejną z listy "must have". Czy w jakikolwiek sposób książka...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-27
2019-05-26
Thorwalda miałam okazję poznać już spory czas temu i przyznam, że jest chyba jednym z moich ulubionych autorów jeśli chodzi o literaturę medyczną, a dokładniej początki tej zacnej dziedziny. Jest jednak sporo osób, które nie wiedzą, że Jurgen ma na swoim koncie także dzieła dotyczące medycyny sądowej czy kryminalistyki. Mało tego dużym uznaniem cieszą się także jego dzieła o II wojnie światowej. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że to nazwisko chyba zawsze będzie kojarzone ze "Stuleciem chirurgów" oraz "Triumfem chirurgów".
Ja dziś jednak chcę przedstawić wam pozycję o początkach kryminalistyki. "Stulecie detektywów" to historia niezwykle podobna do "Stulecia chirurgów" jednak nie w sensie treści. No powiedzmy sobie szczerze, ale detektyw zajmuje się czymś innym niźli chirurg. Chodzi tu raczej o zarys historii powstawania dziedziny, jaką aktualnie jest kryminalistyka. Jak wyglądała na samym początku, gdy stawiano w niej pierwsze kroczki, gdy nie mieli tego wszystkiego czym dysponuje się dziś. Jak zatem szukać mordercy, a czasami ciała, gdy ma się ograniczone środki? Uwierzcie, że sie da. To, że nie można było rozróżnić czy krew jest ludzka, czy zwierzęca stanowiło nielada problem, ale nie taki, któremu można by było jakoś zaradzić.
Co ciekawe największym problemem było wdrażanie nowych metod ułatwiających codzienną pracę w kryminalistyce. Ludzie byli tak ślepi na stare i błędne opracowania, że potrafili toczyć wręcz wojny na salach sądowych byle nie uznać czegoś co było nowe, niezrozumiałe czy poprostu dawało inny wynik niż ten, który wyszedł według ich praktyk.
To, co jest praktyczne to fakt, że aby przeczytać tę książkę nie potrzebujemy żadnych dokumentów potwierdzających jakiekolwiek związki z dziedziną, jaką jest kryminalistyka. Wystarczy, że nas to interesuje i to z prostego powodu. Thorwald unika naukowego słownictwa czy żonglowania technicznym żargonem. Przez to lektura jest przejrzysta dla każdej osoby. Jednak ma to swoją wadę i zapaleńcy czy naukowcy nie będą pocieszeni. Za to laicy i miłośnicy kryminałów będę czerpać nielada satysfakcję z każdą kolejną stroną tej lektury
Książka mimo swej objętości jest tak naprawdę jeszcze bardziej wciągająca niż tak bardzo znane "Stulecie chirurgów". Dlaczego? Bo mimo wagi poruszanych tematów oraz ilości materiałów do przyswojenia czyta się ją jak rasowy kryminał. To nic, że ma ponad 800 stron, bo tak naprawdę nie zorientujecie się, kiedy przełożycie ostatnią stronę i będzie to koniec książki, ale nie historii detektywów. Oj, nie! Pamiętajcie, że jest jeszcze dalsza historia czyli "Godzina detektywów", z którą mam plany się spotkać w niedługim czasie i wam również polecam to zrobić. Pamiętajmy, że "Stulecie detektywów" mimo iż jest nowością na rynku to tak naprawdę nie nią nie jest. To poprostu kolejne wydanie (być może z inna okładką) z powodu ogromnej popularności, a to może być jednym ze wskaźników, iż warto zapoznać się z twórczością Jurgena Thorwalda. Za mną dopiero dwie jego pozycje, więc mam jeszcze trochę możliwości by spędzić z nim sporo czasu.
Thorwalda miałam okazję poznać już spory czas temu i przyznam, że jest chyba jednym z moich ulubionych autorów jeśli chodzi o literaturę medyczną, a dokładniej początki tej zacnej dziedziny. Jest jednak sporo osób, które nie wiedzą, że Jurgen ma na swoim koncie także dzieła dotyczące medycyny sądowej czy kryminalistyki. Mało tego dużym uznaniem cieszą się także jego dzieła...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-08
Wywiad z autorem ---> https://swiatmiedzystronami.blogspot.com/2019/03/wywiad-z-norbertem-grzegorzem-kosciesza.html
Wymarzone dla mnie gatunki książek to nie tylko kryminały czy thrillery. To także wszelkie reportaże czy książki oparte na prawdziwych zdarzeniach. A skoro czytam o mordercach to mam potrzebę poznania też drugiej strony, tej lepszej, czyli policjantów. Stąd też pozycja „Psy prewencji” koniecznie musiała u mnie zawitać. To nie jest typowa książka o życiu policjantów na służbie. To realia jak ono wygląda. Bez mydlenia oczu, bez wypowiedzi wyższych sfer, które mówią to co chcą. To pozycja bez patronatu oraz zgody KGP, oraz MSWiA. Jej tekst próbowano ocenzurować, naciskano by usunąć wiele jej stron. Został nawet wydany nieoficjalny zakaz czytania tej książki przez funkcjonariuszy Policji. Zakaz wydany przez komendantów i przełożonych w kilku (czy aby na pewno?) komendach miejskich, powiatowych i wojewódzkich.
Ten wstęp sam za siebie mówi, że książka nie jest sielanką ani przyjemną lekturą, a co dopiero wymarzoną pracą dla kogoś, kto chciał pomagać innym. Wybór pracy policjanta to wybór świadomy. Wybór poparty tym, co chcemy robić. Jeśli chcemy porządku, walki z przestępczością i pomocy ofiarom to pierwszy zawód, jaki się jawi to właśnie policjant. A realia są całkiem inne.
„Ludzie, którzy stawili się do służby, pełni fascynacji i wyidealizowanych obrazków, po zderzeniu z rzeczywistością i mechanizmami istniejącymi w policji, takimi jak kolesiostwo, nepotyzm, sprzedawanie się za awanse i premie, popadają w alkoholizm i wypalają się zawodowo.” *
Zaznaczmy, że pewnie nie wszędzie tak jest, ale hierarchia robi swoje. Ta historia to historia tych na samym dole jej policyjnego odpowiednika. Większość to pracownicy prewencji stąd też i wziął się tytuł „Psy prewencji”
Gdy zasiadłam to tej książki to wiedziała od początku, że to jest właśnie to czego chciałam. Nie jakaś wyidealizowana pozycja jak to pięknie jest pomagać, jak szybko rozwiązuje się sprawy i jak nagradzani są policjanci za swoje osiągnięcia. Nie. To pozycja o gnojeniu, pomiataniu, kablowaniu. O wiecznym braku pieniędzy, sprzętu, a w pewnym momencie sił by walczyć.
„Psy prewencji” to historia w 80% prawdziwa. Dodana fikcja to fikcja kamuflująca. Postacie, imiona i pseudonimy powstały na potrzeby publikacji przez wzgląd, że niektóre osoby nadal pracują w Policji. Pod ksywkami często kryje się mieszanka dwóch osób. Jak wspomniał autor tym razem wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest zamierzone i celowe. Zarówno koledzy, jak i wrogowie rozpoznają się po zachowaniu i akcjach, które, nawet jeśli częściowo spreparowane to między nimi dobrze znane.
Chciałabym na rynku więcej tego typu nowości. Dla mnie to pewne, że byłaby to zdecydowanie grupa bestsellerów, po które chętnie by sięgano. Nareszcie coś realnego, a nie wyidealizowanego jak w telewizji. Ja obecnie czekam na "Folwark komendanta", a jeśli autor zechce pisać więcej to oczywiście będę śledzić wszystkie jego pozycje. Warto
* - Cytat z "Psy Prewencji" Norbert Grzegorz Kościesza, str. 6-7
Wywiad z autorem ---> https://swiatmiedzystronami.blogspot.com/2019/03/wywiad-z-norbertem-grzegorzem-kosciesza.html
Wymarzone dla mnie gatunki książek to nie tylko kryminały czy thrillery. To także wszelkie reportaże czy książki oparte na prawdziwych zdarzeniach. A skoro czytam o mordercach to mam potrzebę poznania też drugiej strony, tej lepszej, czyli policjantów. Stąd...
2019-03-23
Nie minęło zbyt wiele czasu od przeczytania innej, ale przede wszystkim polskiej książki o realiach w policji. Teraz czas przyszedł na fakty, jakie kryje za sobą New York City Police Department. Nim zacznę pozwólcie, że będę pisać skrótami (każdy będzie wyjaśniony). Autor pozycji, czyli Charles Campisi to legendarny szef biura spraw wewnętrznych zwanych u nich IAB (Internal Affairs Bureau - Biuro Spraw Wewnętrznych), czyli jak nasze BSWP (Biuro Spraw Wewnętrznych Policji). Przynajmniej powinno być adekwatne, a już wiem, że nie jest. Nasze Biuro chyba delikatnie zaniedbuje swoje obowiązki. Tyle że po odejściu Charlesa u nich też zaczynają się problemy...
Autor marzył o pracy w NYPD od młodości, a trzeba przyznać, że to nie była w jego rodzinie praca z pokolenia na pokolenie. Nie, on sam chciał osiągnąć coś więcej. Pomagać innym. W 1974 roku kończy nowojorską akademię policyjną, po czym zaczyna pracę najpierw w strefie ruchu drogowego, a potem w 73. komisariacie zwanym również Fortem Z - to charakteryzująca się wysoką przestępczością część Brooklynu. Rok później zostaje zwolniony z powodu kryzysu i braku pieniędzy wraz z prawie trzema tysiącami innych funkcjonariuszy. Gdy po niemal dwudziestu dwóch miesiącach wraca do służby i jako kapitan w roku 1989 zostaje szefem 6. komisariatu na Manhattanie. Po niespełna czterech latach zostaje zwerbowany do IAB w celu objęcia dowództwa nad CPAU (Corruption Prevention & Analysis Unit, czyli jednostka ds. prewencji korupcji i analiz).
I tak naprawdę to tutaj zaczyna się cała historia tej napisanej przez Charlesa książki. Choć tytuł to "Dobry gliniarz" to opisuje on tutaj tych złych. Pokazuje on jak Ci PRAWDZIWI walczą często wbrew sobie, bo w końcu "kablowanie" to zło z tymi, którzy psują ich renomę, ich opinię. Tych, którzy bezczeszczą mundury, niszczą dobre imię funkcjonariuszy. Handel narkotykami, prostytucja, korupcja czy... dziecięca pornografia. NYPD powinno z tym walczyć, a nie brać w tym udział. Do tego więc służy IAB, który na czele z Campisim działa. Walczą sami, z pomocą innych agencji oraz prawych policjantów czy cywilów. Tak zwane "testy uczciwości" by udowodnić niewinność lub winę konkretnego funkcjonariusza. Często wykonywane też losowo i niespodziewanie w trakcie całej służby policjantów. Niejednokrotnie prawdziwe i życiowe sytuacje brane są właśnie za takie test IAB stąd łatwiej o porządek, bo policjanci wolą dmuchać na zimne (oczywiście mowa o tych, którzy nie do końca byliby uczciwi bez nadzoru).
O samej treści można by dużo mówić. Zresztą sam Charles przyznał, że te opisane przypadki to tylko wybrane historie, które szokują nie tylko nas cywilów, ale głównie innych funkcjonariuszy NYPD. W końcu do Policji idzie się pomagać, a nie dołączać do świata przestępczości. To ma być służba dla państwa, dla miasta, dla ludzi, a nie przeciw nim. Niestety tak zwane czarne owce zdarzają się wszędzie. Każdemu potrafią zepsuć reputację i zagrozić dobremu imieniu tych PRAWYCH obywateli. Serce się kraje, gdy czyta się takie rzeczy, gdy uświadamia się nam cywilom, że nawet mundurowi nie zawsze są godni zaufania tak jak być powinno. I ta chwila, kiedy zastanawiasz się (choć tych "felernych" jest naprawdę znikomy odsetek) czy możesz zaufać, czy mundurowy przed Tobą jest prawdziwy i czy nie uwikłany, jest w jakieś przekręty...
Wierzmy jednak w tych dobrych, stojących po stronie prawa, po NASZEJ stronie. Tak w NYPD, jak u nas. Pozwólmy by Ci PRAWI mundurowi nie tracili przez pojedyncze przypadki dobrego imienia. Jeśli oni pracują dla nas, my bądźmy po ich stronie i nie oczerniajmy z powodu ZŁYCH gliniarzy. Ci DOBRZY zdecydowanie na to zasługują.
Nie minęło zbyt wiele czasu od przeczytania innej, ale przede wszystkim polskiej książki o realiach w policji. Teraz czas przyszedł na fakty, jakie kryje za sobą New York City Police Department. Nim zacznę pozwólcie, że będę pisać skrótami (każdy będzie wyjaśniony). Autor pozycji, czyli Charles Campisi to legendarny szef biura spraw wewnętrznych zwanych u nich IAB (Internal...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-23
Choć zabrzmi to niewłaściwie to jednak to napiszę: uwielbiam czytać o wszelkiego rodzaju tragediach. Po co? Żeby wstrząsnąć samą sobą, żeby dowiedzieć się co ludzie wydawało by się tacy jak ja są w stanie zrobić drugiemu, żeby otrzeźwieć, żeby pomyśleć... Powodów jest wiele, a każdy z nich ma dla mnie jakiś cel. Czytam, bo potrzebuję właśnie czegoś takiego. I choć czasami odczuwam wręcz traumatyczne przeżycia jak bohaterowie takiej pozycji to często właśnie tego chcę.
"Zdrada" to śledztwo przeprowadzone przez reporterski zespół pracujący dla "Boston Globe". To oni w 2001 roku postanowili rozwikłać i przede wszystkim upublicznić sprawę księdza pedofila, który od wielu lat miał kontakty seksualne z dziećmi. Wszystko zaczęło się od Johna Geoghana. I nagle okazało się, że nie była to czarna owca, jedna rysa na szkle. Sprawa, która miała być pojedynczym przypadkiem stała się szokiem, tragedią, która zatrzęsła całym światem, ale przede wszystkim Kościołem, a raczej jego wiernymi. Jak się okazało śledztwo to było wierzchołkiem góry lodowej. Gdy zespół zaczął szukać, zgłębiać i dopytywać okazało się, że oskarżeń było na prawdę wiele i to na wielu księży tyle, że wszystko rozwiązywane było poufnie. Najczęściej przez wypłacanie odszkodowań i podpisywanie przez ofiary zachowania milczenia. Tyle, że zmowa milczenia nie obejmowała tylko księży molestujących, ale również biskupów, kardynałów, ale także osoby świeckie! A to co zszokowało mnie najbardziej to nie fakt występowania pedofilii w Kościele, bo przyznajmy sobie szczerze, że tacy ludzie byli, są i będą wszędzie. To nie fakt, że nie ujawniano tego publicznie, bo nikt z czymś takim się obnosić nie chce. To co mnie zszokowało to fakt, że takich księży nie odsuwano od posługi, nie zwalniano, tylko przenoszono do innej parafii. Mało tego nie zabraniano im nawet kontaktu z dziećmi...
Książka nie jest przyjemna, nie jest łatwa w czytaniu i nie jest też lekturą miłą. Ona szokuje, powoduje ból i żal, że nikt nic z tym nie robił. Za największy plus tej pozycji uważam fakt iż reporterzy nie komentują, nie oceniają. Oni tylko podają nam fakty i to poparte dowodami. Ciężko mi dodać coś jeszcze, ale polecam. Kto może i wytrzyma niech przeczyta. Po prostu polecam żeby zrozumieć, żeby się dowiedzieć, żeby zwrócić uwagę na własne dziecko i jego zachowanie. Bo coś takiego może wydarzyć się wszędzie i zawsze. Uważajmy!
Recenzja także na moim blogu:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Choć zabrzmi to niewłaściwie to jednak to napiszę: uwielbiam czytać o wszelkiego rodzaju tragediach. Po co? Żeby wstrząsnąć samą sobą, żeby dowiedzieć się co ludzie wydawało by się tacy jak ja są w stanie zrobić drugiemu, żeby otrzeźwieć, żeby pomyśleć... Powodów jest wiele, a każdy z nich ma dla mnie jakiś cel. Czytam, bo potrzebuję właśnie czegoś takiego. I choć czasami...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie: dlaczego sięgnęłam właśnie po tę książkę, to jedną z odpowiedzi byłaby po prostu ciekawość. Tyle że właśnie ta ciekawość odnosi się do kilku spraw, mianowicie: jak funkcjonują umysły psychopatów, jak ich dzielimy, kim tak naprawdę oni są, czy znam jakiegoś oraz, czy czasami sama nie mam jakichś elementów umysłu psychopatycznego. Chociaż muszę przyznać, że to ten ostatni powód przerażał i fascynował mnie najbardziej. Jednak nie zdradzę Wam czy mam w sobie jakikolwiek ułamek psychopatki (ponoć u kobiet to jednak rzadsze zjawisko).
Mark Freestone podczas swojej 15-letniej praktyki zawodowej w zakładach zamkniętych i więzieniach miał możliwość poznać nie tylko najciekawsze, ale i najbardziej niepokojące przypadki psychopatów. Opierając się na własnym doświadczeniu, postanowił napisać książkę, w której pokazuje, jak możemy rozpoznać psychopatę, ale też pokazuje kilka podstawowych "gatunków" psychopatii i to, czym między sobą się różnią. Pokazuje nam też ich najgorsze umiejętności, czyli... manipulację, której ofiarą sam padł i to kilkukrotnie. Nie od dziś wiemy, że najbardziej oczywistymi cechami psychopatów są brak empatii czy patologiczna wręcz potrzeba kontroli. Autor tłumaczy nam, że psychopatia dotyka głównie mężczyzn i tłumaczy, dlaczego tak jest.
Myślę jednak, że najważniejszym przesłaniem Marka Freestone'a jest pokazanie, że psychopatia to nie zawsze morderca. Jest wręcz odwrotnie. Tylko niewielki procent psychopatów to zbrodniarze. Większość wykorzystuje swoją przewagą emocjonalną np. w pracy. Niejednokrotnie osoba z tymi zaburzeniami psychicznymi jest szefem czy kierownikiem jakiejś ogromnej i znanej firmy.
Chociaż książka "Jak rozpoznać psychopatę" jest dość niepozorna objętościowo, to muszę przyznać, że jeśli chodzi o treść, to zawiera wszystko, co (według mnie) jest potrzebne. Mało tego napisana jest językiem dostępnym dla zwykłego zjadacza chleba, więc nie trzeba być po studiach psychologicznych, by cokolwiek zrozumieć.
Jedno jest pewne - dzięki tej książce dowiedziałam się, że sama w bliskim otoczeniu mam kilka osób z psychopatią (w tym jedna niezwykle bliska osoba). No cóż, trzeba na siebie uważać i wzbogacać swoją wiedzę właśnie tego typu literaturą. Książkę polecam każdemu nie tylko tym, których interesuje tematyka psychologii i psychiatrii.
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie: dlaczego sięgnęłam właśnie po tę książkę, to jedną z odpowiedzi byłaby po prostu ciekawość. Tyle że właśnie ta ciekawość odnosi się do kilku spraw, mianowicie: jak funkcjonują umysły psychopatów, jak ich dzielimy, kim tak naprawdę oni są, czy znam jakiegoś oraz, czy czasami sama nie mam jakichś elementów umysłu psychopatycznego. Chociaż...
więcej Pokaż mimo to