rozwińzwiń

Sąd w Canudos

Okładka książki Sąd w Canudos Sándor Márai
Okładka książki Sąd w Canudos
Sándor Márai Wydawnictwo: Czytelnik literatura piękna
184 str. 3 godz. 4 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Ítélet ​Canudosban
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
2022-08-15
Data 1. wyd. pol.:
2013-01-30
Liczba stron:
184
Czas czytania
3 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788307035444
Tłumacz:
Irena Makarewicz
Tagi:
Sándor Márai literatura piękna powieść literatura węgierska Irena Makarewicz Brazylia anarchia demokracja
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
111 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
412
357

Na półkach:

Márai pisze tak, że podskórnie czuje się, że to musi być coś ważnego. Jak nikt potrafi bowiem słowem budować kameralny, gęsty nastrój wyczekiwania. „Sąd w Canudos” stworzył w wieku 70 lat, słychać tu więc wytrawne życiowe przemyślenia i znane z „Dzienników” malkontenctwo. W historii krwawej likwidacji anarchistycznej sekty wyznaniowej łatwo dostrzec odwieczną walkę młodości z dojrzałością. Jednak donioślejszym echem odbija się tu być może nieudane węgierskie powstanie z 1956 roku. Tam również walczono przeciw porządkowi, który był systemem, a pisarz bardzo osobiście odebrał stłumienie tego zrywu.
Te same dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się w brazylijskim miasteczku u schyłku XIX wieku, stały się też kanwą powieści Mario Vargasa Llosy. Peruwiański noblista delektuje się w niej rozmachem batalistycznych scen, umiejscawiając szeroko swych bohaterów w epickim widowisku. Márai tymczasem bardziej skupia się na symbolicznych gestach, na osobistej konfrontacji. Pozostawiając główne wydarzenia jedynie dostojnym tłem, zachęca do smakowania detali. I obie wizje oparte na tej historii na pewno warto poznać.

Márai pisze tak, że podskórnie czuje się, że to musi być coś ważnego. Jak nikt potrafi bowiem słowem budować kameralny, gęsty nastrój wyczekiwania. „Sąd w Canudos” stworzył w wieku 70 lat, słychać tu więc wytrawne życiowe przemyślenia i znane z „Dzienników” malkontenctwo. W historii krwawej likwidacji anarchistycznej sekty wyznaniowej łatwo dostrzec odwieczną walkę młodości...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1232
1218

Na półkach: , ,

8,5/10

8,5/10

Pokaż mimo to

avatar
1178
1154

Na półkach:

Opis kąpieli rebeliantki w obecności marszałka tłumiącego bunt i jego siepaczy oraz późniejszej rozmowy Anarchii z Władzą jest jedną z najlepiej rozpisanych scen w literaturze światowej. Czytałem ją z takimi samymi dreszczami, jak wiele lat temu, gdy niczym gorączka pochłonął mnie ”Żar” – arcydzieło, któremu „Sąd w Canudos” niewiele ustępuje.

To dla mnie duża niespodzianka, bo – o, święta naiwności! - wydawało mi się, że skoro to moja 22. książka Mistrza, to niczym już on mnie nie zaskoczy…

Piorunujący efekt Marai osiąga tu dzięki temu, że czytającym każe uruchomić słuch, a nie wzrok, przewrotnie realizując zasadę „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Zmysłowość tej sceny przewyższa wszystko, co można by sobie przypomnieć spośród wszystkich innych lektur. Ktoś mógłby powiedzieć, że tak naprawdę nic wielkiego tu się nie dzieje. Niby tak, ale to „nic” jest napisane w sposób, za który dają Nobla (to że „nie dali”, to osobny temat, czyli skandal….).

Książka jest zresztą wspaniała nawet gdyby pominąć te scenę. W sposób mistrzowski podejmuje bowiem odwieczny temat i życia, i literatury: „Bunt a Porządek”. A skoro od urodzenia jestem krytycznie nastawiony do zastanego świata i jego przegniłych instytucji, to odnajduję tu bliskie memu sercu klimaty.

Od początku świata nic się w tych mechanizmach nie zmienia i nigdy się nie zmieni. Grupy gdziekolwiek trzymające władzę zawsze będą ją utrzymywać za wszelką cenę, kłamiąc, podsłuchując, zamykając, a w razie potrzeby i coś więcej. I zawsze będą niepogodzeni z „koniecznościami” politycznymi, religijnymi, narodowymi, czy jakie tam jeszcze preteksty znieprawieni władzą oszukańczo wyszukają dla utrzymania korzystnego dla siebie status quo. Ludzie, którzy będą się chcieli dowiedzieć, „jak to jest, gdy coś jest silniejsze od tego, co wymyślą ludzie, w czym żyją, o czym sądzą, że jedynie w tym można żyć”.

„Taka osobliwość występuje nie tylko w organizmie pojedynczego człowieka, ale i w życiu społeczeństw, ludów ... Pomiędzy wieloma milionami zdrowych komórek trafia się jedna zbuntowana. Myśli inaczej niż pozostali. . . I przerzuty są szybkie. Państwo, rząd, władze są dokładnie tak samo bezradne jak lekarz. A ponieważ nie mogą uczynić nic innego, zatem wyjmują nóż i zaczynają ciąć”.

To jeden z największych problemów na przestrzeni całej ludzkiej cywilizacji, którego scenariusz z zadziwiającą regularnością powtarza się to tu, to tam na tym łez padole. A bardzo podoba mi się, że Autor nie rozstrzyga łopatologicznie tego dylematu ludzkości, raczej tylko stawia pytania, nakazując wręcz czytelnikom wyciągać własne wnioski. Zatem wyciągam, choć konflikt należy do tych nierozstrzygalnych.

Ilustracją jest najważniejszy według mnie fragment rozmowy marszałka z kobietą:

„- Dlaczego odszedł pani mąż?
- Bo pewnego dnia zaczął się bać.
- Czego się bał?
- Tego, co tam po drugiej stronie… W waszym świecie nazywa się porządkiem. Ale nie jest tym. Jest tylko systemem.
- A w Canudos?
- Nie było systemu. Był pełen życia, prawdziwy ład”.

I jeszcze:

„- My budujemy państwo dla ludu.
- Państwo jest dobre dla ludu?
- Nic nie jest idealne, ale… niczego lepszego już nie ma.
- Jeśli nie ma nic lepszego, to jest już za późno.
- Na co jest już za późno? Na państwo?
- Tak. Już nie pomoże”.

Ta książka jest ważna także dlatego, że być może za kilka miesięcy możemy tu mieć „małe Canudos” – w sensie odwiecznej reakcji Porządku na coś, co w jego odwiecznym mniemaniu jest wyłącznie Anarchią. W każdym razie marszałek już jest. Oby zobaczył, „jaka jest siła, z której powstaje potem historia”.

Kilka cytatów…

”Człowiek zawsze się cieszy, gdy odkryje, że w zwierzęciu, którym jest, drzemie też coś ludzkiego, czego nie trzeba uczyć czy wpajać”.

„W Canudos był ład, ale nie było państwa… Byli ludzie, ale nie było instytucji...I nie było niczego, czego trzeba byłoby bronić...”

„Ja też sądzę, że religia jest czymś innym niż to, w co wy wierzycie”.

„Nie było niemoralności, bo nie istniała moralność”.

„Kobieta milczała, ale w wielkiej ciszy, w zgniłym, mdlącym mroku i cieple mówiło zamiast niej wiele drobnych szmerów dialogu z wodą”.

„W pobliżu, na wyciągnięcie ręki, była kobieta, ”prawdziwa kobieta”, która miała ciało…. ciało, które pielęgnowała, myła do czysta mydłem, kobiece ciało, którego wspomnienie naraz wyłoniło się spośród parujących krwią, mglistych obrazów dramatu Canudos”.

„Kąpała się kobieta… a my przypominaliśmy sobie, że było w życiu także coś innego niż amok okrucieństwa i zezwięrzęcenia. Było w życiu coś łagodnego i miłego jak woda, jak świeżo upieczony chleb, jak… tak, jak żywe, delikatne ciało kobiety”.

Opis kąpieli rebeliantki w obecności marszałka tłumiącego bunt i jego siepaczy oraz późniejszej rozmowy Anarchii z Władzą jest jedną z najlepiej rozpisanych scen w literaturze światowej. Czytałem ją z takimi samymi dreszczami, jak wiele lat temu, gdy niczym gorączka pochłonął mnie ”Żar” – arcydzieło, któremu „Sąd w Canudos” niewiele ustępuje.

To dla mnie duża...

więcej Pokaż mimo to

avatar
508
508

Na półkach:

„Nie piszę „historii”, tę napisali już inni. Lecz przez moment – jak gdy w czasie wielkiej suszy gorące powietrze wybucha nad dżunglą – widziałem, jaka jest siła, z której powstaje potem historia. To właśnie chciałbym opisać.”

To słowa narratora, ale równie dobrze mogą być słowami autora, Sandora Marai. To pisarz, dla którego od dawna mam wiele podziwu, zarówno za kunsztowny, wysmakowany, a przy tym bardzo precyzyjny sposób budowania zdań, które czasami aż chce się głośno powtórzyć, by wybrzmiały w przestrzeni, ale też za uniwersalny charakter opowieści. Nawet jeśli wychodzą one od konkretnych wydarzeń, zawsze autor traktuje je na tyle szeroko, by zyskały symboliczną wymowę.

Przy okazji „Sądu w Canudos” nie jest inaczej. Kłaniam się też nisko po raz kolejny tłumaczce, wiernej od lat utworom Sandora Marai – Irenie Makarewicz. To wielka jej zasługa, że możemy i my wychwycić te wszystkie genialne niuanse prozy węgierskiego pisarza.

Punktem wyjścia jest tutaj konflikt zbrojny między wojskiem brazylijskiego rządu, a mieszkańcami miasta Canudos, mający miejsce od grudnia 1896 roku do października roku następnego. Był to czas burzliwy dla Brazylii, przejście od monarchii do republiki zaowocowało chaosem i ogólnym rozprzężeniem. Wówczas zaś do głosu dochodzą przeróżni guru, mistrzowie, prorocy, mający na wszystko pomysł ubrany w odpowiednią filozofię. Tak było i w tym przypadku. Tym, który zgromadził wokół siebie ludzi biednych i rozczarowanych, obiecując im raj i dobre życie był Antonio Conselheiro (co znaczy Doradca). Poprowadził ich do Canudos, opuszczonej osady, i tam osiedlili się, zaprowadzając nietypowe, odmienne od dotychczasowych, rządy. Brak podziału na klasy społeczne, sprzeciw wobec podatków i wspólnota własności – coś nam to przypomina. Dla niedawno powstałej, nieokrzepłej jeszcze Republiki, było to nie do przełknięcia. Musiano stłumić bunt fanatycznie zapatrzonej w swego przewodnika społeczności, co też zostało tutaj opisane przez szeregowego żołnierza, skrybę, świadka i uczestnika zdarzeń. Nawet po upływie z górą 50 lat nie wydaje mu się to ani trochę mniej przerażające.

Mieszkańcy Canudos nie poddali się bez walki. To Doradca „był w stanie sprawić, że przed pięćdziesięciu laty w Canudos, na północno-wschodnich pustkowiach Brazylii ludzie walczyli, mordowali i umierali – zabijali i ginęli z taką zapalczywością, z takim przekonaniem, jakby ten mord na człowieku, nazywany wojną, miał jakiś sens.” Oblężenie trwało całych dziesięć miesięcy, my, dzięki narratorowi, uczestniczymy w ostatnim dniu walki, w jej ostatnich czterech godzinach, tuż przed tym, nim wojsko zabierze się do ostatecznego „oczyszczenia” terenu. Widzimy więc jak wojna, śmierć, konanie, stają się powszedniością dla żołnierzy i dla mieszkańców zbudowanego z gliny miasteczka. Jak z elementarnych oznak cywilizowanego życia odziera ich brud, okrucieństwo, coraz większy chaos i poczucie, że w każdej chwili mogą zginąć. Przywykają do bestialstwa, potrzebują coraz silniejszych bodźców, by nie popaść w marazm i otępienie. Zabija się więc bez pardonu przybywających z Canudos uchodźców: „był to tylko sposób spędzania czasu… podobnie jak przed dziesięcioleciami w Kanadzie i w Stanach nasi sąsiedzi polowali na Indian. Dowództwo wiedziało o tej okrutnej rozrywce i góra wiedziała o losie uchodźców, wyschłych z soków życia, odwodnionych z pragnienia, o brzuchach napuchniętych od głodu i jedzenia ziemi. Lecz przymykano oczy, bo uważano, że szeregowcy się nudzą, a coś trzeba robić… poza tym tutaj, na pustkowiach, pośród jam i pieczar Canudos, ludzkie życie i tak nie miało już żadnej wartości.”

Zabijanie stało się koniecznością, nawykiem i rutyną, mechaniczną czynnością bez uruchomienia najmniejszej nawet refleksji, uczucia zawahania. Sumienie obumarło, serca skamieniały, oczy zaniewidziały – „jakbyśmy wszyscy zrozumieli, że prawdziwym celem tych niezliczonych potworności, jakie w minionych dziesięciu miesiącach miały miejsce tu, na pustkowiach, było nie „zwycięstwo”, lecz możliwość, by z dala od wszelkiej cywilizacji raz a porządnie oddać się zabijaniu.”

Wojna, rzeź, krzyki i smród posoki muszą zmienić ludzką naturę, niemożliwe, by organizm w ramach choćby odruchu obronnego nie starał się na nie uniewrażliwić, przywyknąć, oswoić. Wiele miejsca w książce poświęcono właśnie zagadnieniu granic człowieczeństwa, co powinno zwrócić naszą uwagę. Wszak tego typu historie wciąż się powtarzają. Po Canudos była jeszcze rewolucja w Rosji, dwie wojny światowe i cała masa konfliktów w różnych rejonach na świecie, które zaczynały się od anarchii, zaburzenia dotychczasowego porządku w imię „szczytnych” ideałów. I, jak słusznie zauważa narrator, o ile pod miastem z gliny zabijano jeszcze osobiście, patrząc w oczy, to wymyślona wkrótce potem nowoczesna broń uczyniła śmierć anonimową i masową, bez dźwigania indywidualnego ciężaru na duszy. To zagadnienia podstawowe, szczególnie w obliczu późniejszych konfliktów, coraz groźniejszych także dla osób cywilnych, niezamieszanych bezpośrednio w starcia zbrojne. Tak od maczugi, procy i noża doszliśmy nie wiadomo kiedy do zrzucanych na miasta rakiet i broni nuklearnej. Udoskonalaniu zabijania ludzkość poświęciła bardzo dużo czasu i wysiłku.

Jak to się dzieje, że ludzie poddają się czyjejś charyzmie do tego stopnia, tak silnie uwewnętrzniają głoszone przezeń hasła, że gotowi są dla nich porzucić swoje całe dotychczasowe życie, a nawet ponieść bez wahania śmierć. Wojna to machina, która zamienia człowieka, osobę, syna, męża, ojca, przyjaciela, w suchą, statystyczną liczbę, odbierając mu podmiotowość i wyjątkowość. Mieści się on w jednej z kategorii w tabeli czy na wykresie, po stronie „ma” albo „winien”. „Jakby każdy pojedynczy człowiek, sam w sobie i oddzielnie od innych, wcale nie stanowił całkowitej tragedii.” A ten, który był prorokiem, kapłanem, mędrcem, który wiódł za sobą tysiące ludzi, mających każde jego słowo za święte objawienie, jest teraz wypreparowaną, zakonserwowaną w spirytusie głową, która nic już nigdy nie powie. Ale przecież nie trzeba być wcale żywym, by stać się symbolem i niemo wykrzyczeć „Brazylia”!

Elegancki, pełen umiaru Marai, w tej powieści po prostu musiał sięgnąć po elementy mające nas poruszyć, po budzący grozę realizm śmierci, naturalistyczne obrazy zwłok żołnierzy, które „wyschły niczym mumie – ten i ów pozostał w pozycji siedzącej na skraju drogi, z jedną ręką uniesioną ponad głowę w obronnym geście, zesztywniawszy w suchym gorącu, który wyssał z krzaczastej gęstwiny ostatnią kroplę wilgoci, wypił też żyły wodne, ukryte w głębi ziemi. Z wygarbowanych ludzkich i zwierzęcych zwłok pozostały jedynie wysuszona na sztywno skóra i białe kości.” Zupełnie tak, jakby sama natura, patrząc na zło i cierpienie ludzi, na ich niepotrzebną śmierć, solidaryzowała się z nimi.

Autor (narrator?) poszukuje w tych wypaczonych wojną ludziach, którzy w niczym już nie przypominają siebie sprzed miesięcy, choćby resztek człowieczeństwa. Przygląda się im niezwykle uważnie, rejestrując każde spojrzenie, tembr głosu, spłoszony gest. Analizuje poszczególne wypowiedzi marszałka i jego świty, podniecenie dziennikarzy, polujących na sensację, wychudzone, obojętne twarze jeńców o apatycznym, nieobecnym spojrzeniu. To drobiazgowa, detektywistyczna praca, której oddaje się z wytężoną uwagą.

Zachwyca też niezwykle sensorycznie, niemal organoleptycznie oddany rytuał kąpieli kobiety-jeńca, tak sensualny, zmysłowy, że niemal słyszymy owe jęki rozkoszy, gdy kąpiąca polewa się wodą, podczas gdy panująca wokół susza pozbawiła tej przyjemności wszystkich innych już wiele tygodni temu. „I naraz w świadomości obecnych zamajaczyło to zapomniane zjawisko. Kąpała się kobieta… a my przypominaliśmy sobie, że było w życiu także coś innego niż amok okrucieństwa i zezwierzęcenia. Było w życiu coś łagodnego i miękkiego jak woda, jak świeżo upieczony chleb, jak… tak, jak żywe, delikatne ciało kobiety.”

Styl pisarza, zmienny, podążający za emocjami, raz suchy i analityczny, kiedy indziej niespokojnie wątpiący, zawieszony w zdziwieniu, albo przyduszony ogromem zgrozy czy zastygły w zmysłowym odurzeniu, zachwyca. To ogromna sztuka, zdołać tak plastycznie i precyzyjnie nie tylko opisać rzeczywistość, ale tchnąć w nią klimat danej chwili.

Podczas lektury po prostu musimy zastanowić się nad tym, co jest dla człowieka najważniejsze. Czemu potrafi rzucić wszystko i pójść za głosem serca, intuicją, albo kimś, komu zawierzy na tyle, by zacząć swoje życie zupełnie od nowa. Grupy, jak ta w Canudos, to nic nowego. Nazywamy to sektą i trudno nam uwierzyć, że mogą do niej przystać ludzie światli, mający uporządkowane życie. Autor, słowami kobiety-jeńca próbuje wniknąć w motywacje człowieka, przeanalizować tok myślenia osoby „uwiedzionej” przez taką wspólnotę. I jest to fascynujący dialog, gdy kobieta usiłuje wyjaśnić marszałkowi sens Canudos, społeczności, gdzie ludzie mogli być sobą, czuli się wolni, gdzie nawet czas płynął inaczej, inaczej rozumiano dobro i zło i nie bano się ani trochę śmierci. Mimo wszystko jej punkt widzenia posiada sporo luk, przez co trudno nam zrozumieć ten stanowczy imperatyw, który kazał członkom Canudos dołączyć do Doradcy i trwać przy nim aż do końca. Czujemy wszakże podziw dla niezłomnej wiary jeńców, podobnie jak przez moment poczuł go marszałek, „kiedy zrozumiał, że jest w ludziach coś silniejszego od Władzy.”

Takie zrywy, gdy łamie się i depcze wszelkie prawa i umowy społeczne, snuje utopijne marzenia o czymś nowym, lepszym, sprawiedliwszym, powtarzają się, jakby ujęte w cywilizowane ramy życie wysyciło się już swym spokojem, znużyło nim i zapragnęło nowych doznań. Jak się to kończy? Zwykle utopia okazuje się niemożliwą do zrealizowania ułudą, zmienia się w system, którego tak chciała uniknąć, w system ucisku i opresji lub też ginie samobójczą śmiercią. A ci wszyscy, którzy za nią podążyli, nikną w mrokach historii, popadają w zapomnienie, jakby nigdy nie istnieli. Aż do następnego wielkiego rokoszu, którego zapał, jak wszystkie poprzednie zostanie siłą ugaszony albo też samoistnie wypali się na popiół rozczarowania.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„Nie piszę „historii”, tę napisali już inni. Lecz przez moment – jak gdy w czasie wielkiej suszy gorące powietrze wybucha nad dżunglą – widziałem, jaka jest siła, z której powstaje potem historia. To właśnie chciałbym opisać.”

To słowa narratora, ale równie dobrze mogą być słowami autora, Sandora Marai. To pisarz, dla którego od dawna mam wiele podziwu, zarówno za...

więcej Pokaż mimo to

avatar
475
69

Na półkach:

„Wojna to nazbyt poważna sprawa, by powierzyć ją woj­skowym"-słowa George'a Clemenceau podczas konferencji pokojowej w Paryżu.

Wojna w Canudos konflikt zbrojny wojsk rządu Brazylii i mieszkańców miasta Canudos 1896-97 w stanie Bahia. W 1889 cesarstwo przekształca się w republikę, zmiany destabilizują cały kraj. Ustępujący cesarz Piotr II był popularny w stani Bahia. Sytuacje potęgowały powtarzające długotrwałe susze, rządy twardej ręki oraz zniesienie niewolnictwa (1888r). Pojawiali się różnego rodzaju przywódców duchowi i kaznodzieje m.in. Antônia Conselheiro (Doradcy). Canudos Belo Monte (Piękna Góra),stało się schronieniem dla biedaków, robotników oraz prześladowanych na straży których stali nawróceni bandyci. Nie istniał podział klasowy, a bydło i ziemia należały do wszystkich. Z początkiem wojny miasto liczyło ok. 25-30 tys. mieszkańców. A legenda tego charyzmatycznego człowieka ściągała ludność z daleka. Dla wyznawców Doradcy- Canudos było ziemią obiecaną, oczyszczeniem, "słowem". Tracący wiernych i siłę roboczą miejscowi księża oraz plantatorzy uważali miasto za “twierdzę fanatyków”, która powinna być zrównana z ziemią. Eskalując konflikt rozpuszczano plotki, że osadę zamieszkują zwolennicy monarchii.

Trzeba było 4 kampanii i regularnego wojska i prawie rocznej wojny aby „pozbyć” się problemu anarchistycznego „nowego Edenu”. Starcie republikańskich racji "Wolność, równość, braterstwo" kontra komuna duchowego Świętego Miasta. Po jakiej stronie leży racja? Czy demokracja jest dobra dla jednostki? Sędzia, oskarżony czy zawsze stoją po niezmiennej stronie? Ostatnia konfrontacja dwóch stron konfliktu zaciera granicę. Wielki Szef marszałek „administrator” kontra wojskowi. Czy czynnik ludzki się liczy? Jakie zostaną podjęte decyzje. Gra polityczna czy gra wojskowa? „Zatrzymał się przed długim stołem, oświetlo­nym świecami. W za­dymionym, łopoczącym blasku świec i on mrużył oczy jak krótkowidz.(...) jego twarz szara niczym ołów. W blasku powiewających, łopoczących płomieni świec widać było na tym obliczu wszelkie odcienie wstrętu, rozczarowa­nia. Rozglądał się dokoła, jakby nagle zrozumiał, że w istotnych sytuacjach wszelka rozmowa, argumen­towanie są czymś beznadziejnym - trzeba działać, bez litości. Nic innego nie pomoże. Do tej pory marszałek mówił do kobiety jeńca w sposób uprzejmy, acz urzędowym tonem fachow­ca. Tak, jak przemawia kulturalny urzędnik, prze­słuchując podejrzaną osobę, której nie chce prze­straszyć krzykiem, pytaniami w ostrym tonie, po­nieważ ma nadzieję, że tą metodą, w jakimś skom­plikowanym procesie uda mu się dotrzeć do praw­dy. Dlatego toleruje, jeśli podczas przesłuchania wspomina się i o czymś takim, co nie jest regula­minowe. Nie straszy, nie krzyczy, raczej tylko pro­wadzi konwersację... I mówi cicho, w obcym języ­ku, ponieważ nie chce, by ktokolwiek inny spośród obecnych zrozumiał to, o czym oni dwoje rozmawiają (…) niemal jak wspól­nik. Ale przez cały ten czas mówił jakby z drugiego brzegu, z wysokości pozycji marszałka, z ogromnej wysokości (...) wszyst­ko to było tylko chwytem, strategią.” Z twórczości Marai to jedna z najwybitniejszych powieści. Polecam i to bardzo dla wytrawnego odbiorcy ;-)

„Wojna to nazbyt poważna sprawa, by powierzyć ją woj­skowym"-słowa George'a Clemenceau podczas konferencji pokojowej w Paryżu.

Wojna w Canudos konflikt zbrojny wojsk rządu Brazylii i mieszkańców miasta Canudos 1896-97 w stanie Bahia. W 1889 cesarstwo przekształca się w republikę, zmiany destabilizują cały kraj. Ustępujący cesarz Piotr II był popularny w stani Bahia....

więcej Pokaż mimo to

avatar
826
601

Na półkach:

Márai mnie tu rozczarował. Materiału jest tu może na nowelę, a rozsmarowane do rozmiaru powieści. W efekcie niekończące się ciągnięcie scen. Wałkowanie nieistotnych szczegółów. Egzaltacja. Naciągane grzebanie w psychologii, idealizmie, polityce. A jakiejś pointy w miarę sensownej też tu nie widzę.

Márai mnie tu rozczarował. Materiału jest tu może na nowelę, a rozsmarowane do rozmiaru powieści. W efekcie niekończące się ciągnięcie scen. Wałkowanie nieistotnych szczegółów. Egzaltacja. Naciągane grzebanie w psychologii, idealizmie, polityce. A jakiejś pointy w miarę sensownej też tu nie widzę.

Pokaż mimo to

avatar
159
103

Na półkach:

Mimo, że początek był ciężki całość okazałą się niezwykła. Starcie republikańskich racji ("Wolność, równość, braterstwo") kontra komuna duchowego przywódcy Antonio Maciela zwanego Doradcą ("Ja mam w dupie równość" - głos jednego z wyznawców). Książka pełna jest genialnych stwierdzeń i skojarzeń, jak choćby "Wierzyli, że Słowo jest czymś ważnym, czego należy strzec - ważnym nawet wówczas, gdy go nie rozumieją i gdy wcale nie da się go wytłumaczyć". Dalej przytaczana już przez czytelników kąpiel Kobiety jako catharsis. A w ogóle to smutna historia okrutnej rzezi dokonanej w imię obrony demokracji na członkach sekty z Canudos. To moja druga książka Maraiego. Jestem pod wrażeniem tego autora mało u nas znanego.

Mimo, że początek był ciężki całość okazałą się niezwykła. Starcie republikańskich racji ("Wolność, równość, braterstwo") kontra komuna duchowego przywódcy Antonio Maciela zwanego Doradcą ("Ja mam w dupie równość" - głos jednego z wyznawców). Książka pełna jest genialnych stwierdzeń i skojarzeń, jak choćby "Wierzyli, że Słowo jest czymś ważnym, czego należy strzec - ważnym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
538
240

Na półkach: ,

“- My budujemy państwo dla ludu.
- Państwo jest dobre dla ludu?
- Nic nie jest idealne, ale… niczego lepszego już nie ma.
- Jeśli nie ma nic lepszego, to jest już za późno”

To pozornie najmniej marajowska ze wszystkich książek Maraia. Miejscem akcji jest Brazylia, arystokratów już nie ma, jest tylko pobojowisko po zdławieniu anarchistycznej rebelii. Ale duch twórcy unosi się i nad brazylijskim pustkowiem. Wojna w Canudos to fakt - w roku 1896 brazylijska republika wysyła swoje wojska przeciwko anarchistycznej komunie. Będzie potrzeba czterech kampanii i śmierci kilkudziesięciu tysięcy ludzi aby zetrzeć z powierzchni ziemi miasto zbudowane z gliny i z błota. Powieść Maraia zaczyna się już po upadku miasta i ogłoszeniu zwycięstwa. Do siedziby wodza wojsk brazylijskich przybywa z ruin kobieta, która przynosi zaskakującą wiadomość: przywódca rebeliantów żyje i ma do przekazania wiadomość. Narrator powieści, młody żołnierz, staje się świadkiem dziwacznej rozmowy - starcia dwóch wizji świata. Wprawdzie losów Canudos nie da się już odwrócić, demokracja zwyciężyła, ale gra toczy się jeszcze o zwycięstwo moralne.

Marai wybiera dość osobliwie strony konfliktu. Z jednej strony mamy żołnierza, laickiego demokratę wierzącego w hasła rewolucji francuskiej, wroga ancien regime. Z drugiej strony kobietę, która do Canudos trafiła z pobudek osobistych, ale zdaje się rozumieć więcej niż jej przeciwnik. Mam nieodparte wrażenie, że Marai nie przyznaje racji żadnej ze stron. Prowadzi jednak czytelnika ku kilku dość zaskakującym wnioskom. Po pierwsze kreśli dziwaczne pokrewieństwo pomiędzy dawnymi arystokratami, a anarchistami. Rebelianci walczyli przecież z imieniem cesarza na ustach, ich wrogiem była demokracja, oczekiwali końca świata gdyż po upadku cesarza został zachwiany odwieczny porządek. Po drugie zdaniem Maraia anarchia to choroba, nowotwór trapiący ludzkość. Jest to choroba niezrozumiała i nieuleczalna, a jej przyczyna to właśnie zaprowadzona przez burżuazję demokracja. Po trzecie wreszcie anarchii nie da się zrozumieć, nią można się tylko zarazić, a wtedy nic już nie będzie takie samo.

Marai napisał swoją powieść śledząc doniesienia o strajkach studenckich w Paryżu 68 roku. Trudno mi sobie wyobrazić aby kibicował wtedy zbuntowanym studentom, ale diagnozę ich buntu postawił nader trafną. Canudos było siedliskiem wirusa, którego ludzkość nigdy już się nie pozbędzie.

“- W Brazylii nie ma arystokratów.
- A co jest?
- Tutaj są tylko oligarchowie.
- Jaka to różnica?
- Oligarchowie to ludzie, którzy chcą zachować łup.
- A arystokrata?...
- Niczego nie chce zatrzymywać. Wystarczy mu, że jest tym, kim jest… bez łupu.”

“- My budujemy państwo dla ludu.
- Państwo jest dobre dla ludu?
- Nic nie jest idealne, ale… niczego lepszego już nie ma.
- Jeśli nie ma nic lepszego, to jest już za późno”

To pozornie najmniej marajowska ze wszystkich książek Maraia. Miejscem akcji jest Brazylia, arystokratów już nie ma, jest tylko pobojowisko po zdławieniu anarchistycznej rebelii. Ale duch twórcy unosi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2446
2372

Na półkach:

Sandor Marai (1900-89) to przede wszystkim „Dziennik” (10/10) pisany od 1943 do śmierci. Wydawca („Czytelnik”):
„..Dziennik to lektura dla czytelników wymagających i wyrafinowanych. Nie jest to bowiem spontaniczny i barwny zapis codzienności ani rejestr zwierzeń i osobistych intymnych wyznań pisarza. To dziennik intelektualisty, który w swych notatkach zawarł własną refleksję nad światem, przemyślenia z lektur, ocenę socjologiczną i moralną współczesnych społeczeństw, namysł nad kondycją ludzką, zadumę nad losem emigranta. Nie tylko jednak „wysoka” problematyka czyni te wynurzenia fascynującymi. Głębia myśli, bezwarunkowa uczciwość w ocenianiu otoczeni, ale także siebie samego, błyskotliwość sformułowań, ironiczny dystans do rzeczywistości, finezyjny dowcip –oto co nie pozwala oderwać się od lektury tego niezwykłego dzieła. Bo niewątpliwie jest to dzieło w pełnym tego słowa znaczeniu…”
To również „Żar” z 1942 (7/10) – powieść wydana w 1942 roku. (Wikipedia):
„..Pierwsze wydane w Polsce dzieło wybitnego węgierskiego pisarza Sándora Márai o męskiej przyjaźni, zburzonej przez miłosny trójkąt..”
No i „Sąd w Canudos” z 1970, na LC 7,25 (68 ocen i 18 opinii) . Z notki wydawcy („Czytelnik”):
„…"Sąd w Canudos" (1970) opowiada o ostatnim dniu krwawej wojny domowej… ..Ostatnia konfrontacja dwóch stron konfliktu uświadamia jej uczestnikom, że role sędziów, prokuratorów i oskarżonych w tym sporze nie są rozdzielone tak jednoznacznie, jak sobie wyobrażali. Zdaniem niektórych znawców twórczości Maraiego to jedna z jego najwybitniejszych powieści. ..”
Drobiazgowym czytelnikom polecam poznanie „Wojny w Canudos” z Wikipedii:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_w_Canudos.
Ale miejsce i czas konfliktu są drugorzędne, bo zawsze racje są trzy (wg Tischnera),które na użytek tej książki przekładamy na racje dwóch stron i rację czytelnika, powstałą dzięki mądrościom autora, o których wspomniałem wyżej, umyślnie cytując ocenę „Dziennika”.
Marai napisał to po Powstaniu Węgierskim w 1956 i bezpośrednio po interwencji w Czechosłowacji w 1968. Przypomnijmy odpowiedni fragment jego życiorysu:
„…Márai joined with Radio Free Europe between 1951-1968. Márai was extremely disappointed in the Western powers for not helping the Hungarian Revolution of 1956...”
A więc wiek (70 lat) i przeżycia skłoniły go do tych filozoficznych refleksji nad sensem krwawych wojen i zniewoleniem jednostki w każdej opcji. Dobre, polecam, lecz wolę „Dziennik”. 7/10

Sandor Marai (1900-89) to przede wszystkim „Dziennik” (10/10) pisany od 1943 do śmierci. Wydawca („Czytelnik”):
„..Dziennik to lektura dla czytelników wymagających i wyrafinowanych. Nie jest to bowiem spontaniczny i barwny zapis codzienności ani rejestr zwierzeń i osobistych intymnych wyznań pisarza. To dziennik intelektualisty, który w swych notatkach zawarł...

więcej Pokaż mimo to

avatar
357
330

Na półkach: ,

Marai jak zwykle uwodzi stylem.
Naprawdę pięknie pisze, z dużą subtelnością a jednocześnie bardzo wyraziście i obrazowo.
Opis kobiety w kąpieli nie do zapomnienia, autor stworzył z tego swoisty rytuał. Wydawać by się mogło, że to tak błaha czynność, a tutaj w powieści cała ta sytuacja urosła do rangi pewnego misterium i czyta się to ze swoistego rodzaju emocjami.

Tym razem temat jest raczej ciężki i tragiczny; pewnie poloniści mogliby tę powieść przemaglować na wszystkie sposoby wydobywając z niej setki różnych interpretacji.
Dialogi jak zwykle niejednoznaczne, niby zwięzłe i treściwe a mają w sobie całą moc rożnych przesłań i emocji.
Czy każdy gdzieś ma swoje Canudos ...

Marai jak zwykle uwodzi stylem.
Naprawdę pięknie pisze, z dużą subtelnością a jednocześnie bardzo wyraziście i obrazowo.
Opis kobiety w kąpieli nie do zapomnienia, autor stworzył z tego swoisty rytuał. Wydawać by się mogło, że to tak błaha czynność, a tutaj w powieści cała ta sytuacja urosła do rangi pewnego misterium i czyta się to ze swoistego rodzaju emocjami.

Tym...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    258
  • Przeczytane
    144
  • Posiadam
    53
  • Literatura węgierska
    7
  • 2023
    5
  • 2019
    4
  • Chcę w prezencie
    4
  • 2013
    3
  • Literatura piękna
    3
  • 2018
    3

Cytaty

Więcej
Sándor Márai Sąd w Canudos Zobacz więcej
Sándor Márai Sąd w Canudos Zobacz więcej
Sándor Márai Sąd w Canudos Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także