rozwińzwiń

Porwanie Europy

Okładka książki Porwanie Europy Sándor Márai
Okładka książki Porwanie Europy
Sándor Márai Wydawnictwo: Czytelnik literatura piękna
152 str. 2 godz. 32 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Európa elrablása
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
2022-05-20
Data 1. wyd. pol.:
2022-05-20
Liczba stron:
152
Czas czytania
2 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788307034973
Tłumacz:
Irena Makarewicz
Tagi:
Sándor Márai literatura węgierska Europa podróż
Średnia ocen

7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
52 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
99
26

Na półkach:

Znakomite zderzenie Europy przepołowionej, tej sprzed wojny i tej tuż po. Bardzo pogłebione, wnikliwe jak zwykle u tego pisarza spojrzenie na szczegół.

Znakomite zderzenie Europy przepołowionej, tej sprzed wojny i tej tuż po. Bardzo pogłebione, wnikliwe jak zwykle u tego pisarza spojrzenie na szczegół.

Pokaż mimo to

avatar
557
391

Na półkach:

Echo podróży Sandora Marai po kilku krajach Europy tuż po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej; nawet nie tyle echo, co dziennik z tej podróży wzbogacony o myśli i emocje, jakie podróż ta wywołuje w pisarzu. No i ciekawe skonfrontowanie się z wrażeniami z wcześniejszych europejskich podróży, a też spojrzenie na przemiany, jakie w krajach Europy Zachodniej dokonały się po zakończonej właśnie wojnie.
Doświadczenia powojenne Europejczyka “wschodniego” (przydzielonego Rosjanom) są diametralnie różne od tych, których udziałem byli mieszkańcy Zurichu czy Genewy. Oglądanie niezniszczonych miast poprzez okulary rodzinnego Budapesztu pozycjonuje Maraiego jako mieszkańca innej planety, a raczej chyba tam stawia tych pełnych poczucia winy mieszkańców szwajcarskich miast, bo to ich doświadczenie tak jest odmienne od ogólnoeuropejskiego losu…
Przygląda się również w Szwajcarii narodzinom ery konsumpcjonizmu w niemal współczesnym już wydaniu i jeśli wówczas mdliło go od nadmiaru wszystkiego, to ciekaw jestem jak dziś zareagowałby na powszechny zalew tandety, na konsumpcję od razu śmieci i odpadków.
Znamienne są opisy obserwacji przez pisarza normalnie funkcjonującej cywilizacji w świecie nietkniętym tylko co zakończoną wojną; to dziecięce zadziwienie, gdy Marai mówi “każda mała śrubka, sprężyna jest naoliwiona i idealna, czegokolwiek dotknę, natychmiast daje mi to, do czego służy i czego oczekuję…”. I dalej wyjaśnia stan, w jaki wprawia go ta zastana egzotyczna rzeczywistość: “Nie jestem zazdrosny, ale czasem złości mnie ta nienaruszoność i doskonałość.”
Potem podróż przedłuża się na kolejne kraje - Włochy i Francję - i wcale nie jest pisarzowi lepiej. Pisarz zauważa rozpad europejskich więzi, widzi destrukcję wspólnoty kulturalnej kontynentu, znanej mu sprzed lat dziesięciu. Nie dość tego: bardziej bowiem niż obrazy nierealnie bogatej Szwajcarii, dotykają pisarza sceny z niby tylko co pokonanych Włoch, a jednak i tak o głowę przerastających rodzime - teoretycznie zwycięskie - Węgry. To rozpad kontynentu na dwa wrogie obozy okazać się ma - jak prorokuje Marai - kontynuacją zniszczeń z pól bitew; konferencje pokojowe miast odwrócić destrukcję, tylko jeszcze stać się miały utrwalaczem podziałów.
Tej powojennej Europie przygląda się Marai wnikliwie, szczegółowo i punktuje ją dość bezlitośnie. Mamy tu wiele krótkich impresji, przez co swą strukturą upodabnia “Porwanie Europy” do wydanej kilka lat wcześniej “Księgi ziół”. Charakter impresyjnego ciągu świadomości spowalnia lekturę i sprawia, że co chwilę zatrzymujemy się dla przemyślenia czasem nawet pojedynczego zdania. Jasność myśli i ostrość spojrzenia - jak zwykle u Mistrza - bezbłędne. Ja zaś cieszę się, że swym okiem i piórem przygląda się on Europie a nie mojej osobie. Chyba nie chciałbym dać na siebie patrzeć komuś z tą ilością smutku w spojrzeniu (może nawet żalu czy depresji),które pokazuje nam Marai w “Porwaniu Europy”.
Ostatnie zdanie warto poświęcić swoistemu patriotyzmowi Sandora Marai. Mimo osobistej trudnej sytuacji (przed wojną publikował, gdzie się dało, a po - został uznany za pisarza “burżuazyjnego”, co wymusiło wycofanie się na wewnętrzną emigrację) pięknie pisze o swych Węgrzech, choć przebijają z tego pisania imperialistyczne tęsknoty. A już na pewno trzeba przyznać mu słuszność, gdy domaga się należytej pozycji dla literatury swego kraju; niemal wzruszające jest zaś, gdy zazdrości trzymilionowej nacji Norwegów rozpoznawalności ich pisarzy. Pisząc "Porwanie Europy" pisarz nie powiedział jeszcze swego ostatniego słowa i dziś - spoglądając na całą jego spuściznę - trzeba przyznać, że jest równie rozpoznawalny, jak Ibsen czy Hamsun.

Echo podróży Sandora Marai po kilku krajach Europy tuż po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej; nawet nie tyle echo, co dziennik z tej podróży wzbogacony o myśli i emocje, jakie podróż ta wywołuje w pisarzu. No i ciekawe skonfrontowanie się z wrażeniami z wcześniejszych europejskich podróży, a też spojrzenie na przemiany, jakie w krajach Europy Zachodniej dokonały się po...

więcej Pokaż mimo to

avatar
370
194

Na półkach: ,

"Ta książka jest jak robota bazylejskiego mistrza stolarskiego, kiedy trzy, cztery stulecia wcześniej - rzeźbił jak arcydzieło fotel biskupi dla którejś z kantonalnych katedr (...) Są w niej zdania, które człowiek czyta z taką satysfakcją, jakby przesuwał dłonią, po którymś z kantów, którejś z krzywizn jakiegoś starego mebla. Czuć po tej pracy, że to znakomity kunszt (...)" - to nie jest moja opinia o tej książce, lecz cytat z niej wyciągnięty. Chcę przez to powiedzieć, że to jak węgierski mistrz ubierał w słowa swoje myśli, robiło na mnie znacznie większe wrażenie niż same te myśli. Oczywiście po książki autora „Żaru” będę nadal sięgał.

"Ta książka jest jak robota bazylejskiego mistrza stolarskiego, kiedy trzy, cztery stulecia wcześniej - rzeźbił jak arcydzieło fotel biskupi dla którejś z kantonalnych katedr (...) Są w niej zdania, które człowiek czyta z taką satysfakcją, jakby przesuwał dłonią, po którymś z kantów, którejś z krzywizn jakiegoś starego mebla. Czuć po tej pracy, że to znakomity kunszt...

więcej Pokaż mimo to

avatar
159
22

Na półkach:

Po "Śladami Bogów" "Porwanie Europy" wydało mi się początkowo mało dynamiczne. Bo i rzeczywiście, pozornie niewiele się w tej książce dzieje. Jest zapisem podróży jaką tuż po zakończeniu II wojny światowej pisarz odbył po mniej lub bardziej poranionych krajach Europy "zachodniej". Śpi w hotelach, podróżuje pociągami, spotyka się z wydawcami i literatami. Dla mnie niezwykłą wartość ma to, co dzieje/ nie dzieje się w tle. Ten "krajobraz po burzy", stare rany i kształtujący się nowy porządek świata. Kto jest wygranym a kto przegranym? I wspólne dla "Śladami" i "Porwania" ponadczasowe refleksje Marai o świecie, społeczeństwie, człowieczeństwie..

Po "Śladami Bogów" "Porwanie Europy" wydało mi się początkowo mało dynamiczne. Bo i rzeczywiście, pozornie niewiele się w tej książce dzieje. Jest zapisem podróży jaką tuż po zakończeniu II wojny światowej pisarz odbył po mniej lub bardziej poranionych krajach Europy "zachodniej". Śpi w hotelach, podróżuje pociągami, spotyka się z wydawcami i literatami. Dla mnie niezwykłą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1132
958

Na półkach: ,

Sandor Marai podróżuje po Europie (Szwajcaria, Włochy, Francja) w drugiej połowie lat 40-tych XX wieku i snuje refleksje na temat naszego kontynentu. Nie są owe refleksje optymistyczne. Są wynikiem przenikliwej inteligencji autora, umiejętności obserwacji i logicznego myślenia, jego wojennych przeżyć oraz analizy powojennej sytuacji (podział Europy między dwie siły polityczne, a raczej przehandlowanie Wschodniej Europy za perspektywę politycznej równowagi na świecie).
Marai widzi Europę wycieńczoną wojną i w dużej mierze moralnie skompromitowaną.
Boleje nad upadkiem kultury. Widzi i czuje na własnej skórze tragiczne skutki wojny.
To bezcenne spojrzenie od wewnątrz. Marzeniem pisarza była wspólnota Europy, przede wszystkim wspólnota idei humanizmu i szukanie innych wspólnych wartości. Marai i w tym względzie był pesymistą, a może lepiej napisać - realistą.
„Wszystkie te sny o „światowych rządach”, które wyswobodzi ludzi z manii nacjonalizmu to dziecinne sny. Ludzie nie chcą „światowej ojczyzny”. Ludzie chcą ojczyzn dokładnie tak samo zazdrosnych, małostkowych i odizolowanych, jakimi są oni sami, którzy żyją w tych ojczyznach, patrioci, a więc ludzie.”
Marai wyraża troskę bardziej niż ostrzega, zachęca do refleksji. Także nas, 80 lat po jego podróży.
Czy Europa odbudowała swoją rolę przewodnika świata?
Czy Unia Europejska zjednoczyła Europę?
Czy nadal wygrywa „mania nacjonalizmu”, która, jak pokazuje historia, zawsze i wszędzie w końcu prowadzi do tragedii?
Lektura tej niewielkiej książeczki, jaką jest „Porwanie Europy”, przynosi dziś ważne pytania na temat przyszłości naszego kontynentu.
Jak dzisiaj ją widzimy, jak chcemy ją kształtować. W jakim świecie chcemy żyć. A może w ogóle nas to nie obchodzi?

Sandor Marai podróżuje po Europie (Szwajcaria, Włochy, Francja) w drugiej połowie lat 40-tych XX wieku i snuje refleksje na temat naszego kontynentu. Nie są owe refleksje optymistyczne. Są wynikiem przenikliwej inteligencji autora, umiejętności obserwacji i logicznego myślenia, jego wojennych przeżyć oraz analizy powojennej sytuacji (podział Europy między dwie siły...

więcej Pokaż mimo to

avatar
278
225

Na półkach:

Zimą 1946 r., a zatem zaraz wojnie, Sandor Marai wraca do miejsc, które odwiedzał i chłonął jako młody człowiek. Teraz jest już mężczyzną w średnim wieku, uznanym pisarzem, aczkolwiek na tyle elitarnym (czy może raczej niszowym),że jego nazwisko zachodniemu czytelnikowi mówi bardzo niewiele.

Zachodnia, a w tym przypadku alpejska Europa (Szwajcaria, Włochy, Francja) jest odkrywana i diagnozowana przez węgierskiego autora jako czasoprzestrzeń po wielkiej katastrofie, z której jednak stopniowo wyłania się nowe życie, nowy ład. Pytanie, w jakim duchu, guście i kształcie.

Marai podróżuje pociągami, przesiaduje w hotelowych restauracjach, snuje się po paryskich alejach czy uliczkach Rzymu, przygląda się dziełom architektury i sztuki... I przefiltrowuje to wszystko przez swoją pamięć, tożsamość, doświadczenie.

Z jego luźnych, fragmentarycznych zapisków z podróży można wywnioskować szereg pytań: Co przetrwa z europejskiego dziedzictwa? Jak zmieni się mentalność społeczeństw naznaczonych traumą i winą? Czy politycy będą umieli sprostać rodzącym się potrzebom i oczekiwaniom? Jak odnajdą się w tej sytuacji twórcy? O jakie idee zawalczą, a może staną się piewcami rozpaczy, rozgoryczonymi cynikami w obliczu śmierci Boga, triumfu nicości? Które wartości ocaleją? Jak głęboki będzie postępujący podział Europy? Czy trwały pokój jest możliwy, skoro człowiek wynalazł bombę atomową?

Marai wydaje się pozbawiony złudzeń. Historia, wbrew łacińskiej sentencji, niczego ludzi nie nauczy. Będą, jak zawsze, egoistyczni, skłonni do konfliktów, pochłonięci tanią rozrywką, gadulstwem i interesami.

W tekście dominuje ton naznaczony dystansem, ironią i goryczą. Jednak w chwilach zachwytu nad jakimś przejawem piękna (górskim widokiem, tekstem kultury, wnętrzem starego kościoła) autor "Wyznań patrycjusza" odnajduje okruchy sensu: "Nie ma nadziei, ale jest coś ponad czasem i ponad tym, co przypadkowe" – zanotuje w mediolańskiej katedrze. A w innym miejscu napisze: "Walkę Włochów przegrał Mussolini; ale wygrał ją Michał Anioł, a także Leonardo da Vinci i Dante. Reszta się nie liczy".

Jeszcze gdzie indziej po epikurejsku zauważy: "Niewiele akcesoriów potrzeba do życia. Potrzebna jest rodzina. Potrzebnych jest czterech, pięciu przyjaciół. Trzysta książek. Jedna, dwie osoby ukochane. Od czasu do czasu jakaś podróż. Wszystko inne tylko przeszkadza".

Z refleksjami i stylem Sandora Maraiego z pewnością warto się zapoznać. "Porwanie Europy" może być dobrym wprowadzeniem w świat twórczości tego nietuzinkowego pisarza.

Zimą 1946 r., a zatem zaraz wojnie, Sandor Marai wraca do miejsc, które odwiedzał i chłonął jako młody człowiek. Teraz jest już mężczyzną w średnim wieku, uznanym pisarzem, aczkolwiek na tyle elitarnym (czy może raczej niszowym),że jego nazwisko zachodniemu czytelnikowi mówi bardzo niewiele.

Zachodnia, a w tym przypadku alpejska Europa (Szwajcaria, Włochy, Francja) jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
341
125

Na półkach:

Trafna i głęboka analiza duszy europejskiej po II wojnie światowej. Marai pięknie pisze. Jest w jego tekstach dużo emocji, myśli, rozważań na tematy historyczne, estetyczne, paradoksów, obserwacji z podróży, także tych psychologicznych. Prawdziwy niegdysiejszy Europejczyk.

Ciarki mnie przeszły, gdy, pisząc w 1946 roku, przepowiedział powstanie Unii Europejskiej, tylko nie pod taką nazwą, ale przede wszystkim - wojnę atomową, że to kwestia czasu. Biorąc pod uwagę wojnę na Ukrainie, też mi się tak niestety wydaje... obym się myliła!

Trafna i głęboka analiza duszy europejskiej po II wojnie światowej. Marai pięknie pisze. Jest w jego tekstach dużo emocji, myśli, rozważań na tematy historyczne, estetyczne, paradoksów, obserwacji z podróży, także tych psychologicznych. Prawdziwy niegdysiejszy Europejczyk.

Ciarki mnie przeszły, gdy, pisząc w 1946 roku, przepowiedział powstanie Unii Europejskiej, tylko...

więcej Pokaż mimo to

avatar
409
167

Na półkach:

W październiku zamówiłam dość dużą przesyłkę z książkami, większość z nich przeczytałam, wszystkie niezmiernie mi się podobały. I nagle człowiek dochodzi do dzieła Maraia i atrakcja wszystkich poprzednich próz jest przyćmiona literami Sandora.
To jego pisanie to taki lingwistyczny balet pomiędzy wersami. Ale nie tylko o słowa tu chodzi. Jego zdania oddychają emocjami. Czuć w nich jego gniew, smutek i rozczarowanie.

„Porwanie Europy” to wrażliwie celny opis Europy po II wojnie światowej. Autor wybiera się w podróż do krajów gdzie już kiedyś był, zanim Hitler i Mussolini wprowadzili swe maniakalne porządki. Nic już tam nie jest takie jak było, podróż tę nazywa „kondolencyjną”.

Ironicznie patrzy na Szwajcarów, którzy nie uczestniczyli w wojnie. Porównuje spokojny uśmiech tamtejszych kobiet do smutnych twarzy innych Europejek. Szwajcarzy boją się tylko o „pewną kulturę, bezmierny majątek i dobrobyt, o dojrzałe i nietknięte formy życia”. Jest zawiedziony postawą sąsiadów i po ogromie traumy, którą sam przeżył we własnym kraju, jest zniesmaczony tym eleganckim narodem.
Pisarz zauważa również ogromną różnicę pomiędzy zachodem Europy i państwami rządzonymi teraz przez Rosjan. Ta sytuacja też trwale zmieni jego karierę pisarza i życie w ogóle. Kiedy we własnym kraju zrobiono z niego wroga ludu, artysta opuszcza na zawsze swe ukochane Węgry i emigruje do USA gdzie kilkadziesiąt lat później popełnia samobójstwo.

Marai po raz kolejny udowadnia celność opisu.W „Śladami Bogów” zrobił to tak samo trafnie z krajami muzułmańskimi.
Dziś niektóre analizy narodowości trąciłyby krzywdzącymi stereotypami, ale jakże to czasami śmieszne i w sedno.
„Problem z osobowością Niemców polega nie na tym, że z natury są nazistami, lecz na tym, że są Niemcami. To daje im się we znaki.
Włochom ich osobowość nie przysparza żadnych bolączek. Doskonale znoszą to, że są Włochami, w istocie podskakują i klaszczą z radości nad tym faktem….nicponie ale serce mają dobre”.

Ta książka to obowiązkowa lektura dla podróżników po Europie. Dla podróżników, którzy czują ale nie potrafią tego tak ubrać w słowa jak Sandor.
Podróżowanie przez Europę, gdzie w sztuce, architekturze i słowach pisarzy możemy doszukać się wielu spójności łączących różne kraje Starego Kontynentu, człowiek, który zostaje zmuszony opuścić swój kraj na zawsze dochodzi do innej konstatacji- „jedna jest ojczyzna-język. Wszystko inne to potrzeba bądź pojęcie”.

W październiku zamówiłam dość dużą przesyłkę z książkami, większość z nich przeczytałam, wszystkie niezmiernie mi się podobały. I nagle człowiek dochodzi do dzieła Maraia i atrakcja wszystkich poprzednich próz jest przyćmiona literami Sandora.
To jego pisanie to taki lingwistyczny balet pomiędzy wersami. Ale nie tylko o słowa tu chodzi. Jego zdania oddychają emocjami. Czuć...

więcej Pokaż mimo to

avatar
621
139

Na półkach:

Książka boleśnie zdemaskowała moje braki. Skoro sensem literatury ma być podążanie za autorem, mam dużo do nadrobienia

Książka boleśnie zdemaskowała moje braki. Skoro sensem literatury ma być podążanie za autorem, mam dużo do nadrobienia

Pokaż mimo to

avatar
508
508

Na półkach:

Rok 1946. Już po strasznej wojnie, choć jeszcze trudno w to uwierzyć. Ludzie zaczynają prostować plecy, lękliwie jeszcze rozglądać się dookoła. Bo takie traumatyczne doświadczenie wszystko w nas zmienia, a na ile zmieniło świat, Europę?

Sandor Marai po raz pierwszy od siedmiu lat opuszcza Węgry. Nie bardzo wie, czego się spodziewać, ale przecież rzeczywistość nie mogła pozostać taka sama, nie po czymś takim.

On, który tak cieszył się wcześniej z europejskiej różnorodności, swobody, z wzajemnego wzbogacania kultur, teraz, w podróż do Szwajcarii, Włoch i Francji, która ma potrwać kilka miesięcy, wyrusza niechętnie, jakby w przewidywaniu wielkiego rozczarowania.

I nie pomylił się. Przede wszystkim Marai, każdego dnia przez sześć wojennych lat usiłujący unikać czyhających na rodzinę zagrożeń, chronić swoją żonę–Żydówkę przed represjami, ujrzał teraz spokojny, bezpieczny, przewidywalny świat, który wydaje mu się… nudny. Cóż, wiadomo nie od dzisiaj, że istnieje coś takiego, jak uzależnienie od adrenaliny. Marai pisze: „Ja, podobnie jak toksykoman, przywykłem do silnych trucizn.”

W Szwajcarii, kraju nietkniętym wojną, panuje spokój, elegancja, zamożność wygląda zza każdego węgła, uśmiechnięte twarze kobiet. „Do tego kobiecego uśmiechu potrzeba stu lat pokoju; to właśnie to, co pozostało najbardziej chyba nietknięte w Genewie.”

Marai dzieli się z nami smutną konkluzją, że „pisarze znaczą dzisiaj mniej niż robaki; moralne znaczenie ich słów jest równe zeru”. Dotychczasowe autorytety przestały nimi być, kto więc je teraz zastąpi?

Niemal na każdej stronicy swoich zapisków Marai zamieszcza uwagi na temat lektur, które czyta obecnie, bądź też czytał niegdyś, a teraz w związku z jakąś sytuacją czy mijanym krajobrazem, przyszły mu one na myśl. Zawsze cenię sobie takie spostrzeżenia autora, a szczególnie uznanego pisarza, odnoszące się do literatury, filmu, malarstwa. Pozwala to lepiej poznać jego gust, wrażliwość, a więc i jego samego. Często też, zainspirowana jakąś opinią, sama sięgam do źródła. Teraz z pewnością zacznę poszukiwać dzienników z czasów wojny Gide`a.

Skąd to poczucie wyobcowania, jakby znalazł się na wygnaniu, czemu nie cieszy się ze swobody podróżowania, nie zachwyca? Z każdego niemal zdania bije smutek, zniechęcenie, a niekiedy złość. Na to, że w Szwajcarii wszystko działa jak dobrze naoliwiony szwajcarski zegarek, że ludzie tu nic nie wiedzą, niczego nie rozumieją, zajęci konsumpcją i własnymi sprawami, że wiecznie deszcz, a wszystko drogie….. A gdzieś głębiej czuć po prostu wielką tęsknotę za Węgrami, która sprawia, że zaczyna rozmyślać o ciężkim żywocie emigranta. „Już raczej żyć albo umrzeć, ale u siebie”, stąd nostalgiczne przywoływanie Pesztu. Czyżby Marai już przeczuwał, że i jemu przyjdzie pędzić emigranckie życie? Czy myśli o tym, gdy pisze: „W y j e c h a ć to dla mnie teraz już zawsze oznacza też tyle, co z biciem serca się z czymś żegnać, być może na zawsze.” Wszak wszyscy miewamy przeczucia, a Marai zdawał też sobie z pewnością sprawę, w jaką stronę zmierzają Węgry, że z jednego systemu autorytarnego wpadają teraz w kolejny.

Jednocześnie to, co słyszy, widzi i analizuje prowadzi go do smutnego wniosku. Europa jest już inna. I wcale nie lepsza: „im dłużej wlokę się po tej rozklekotanej Europie, tym bardziej odnoszę wrażenie, że to wizyta nie tyle kurtuazyjna, ile raczej kondolencyjna”. Europa w miejsce dawnej różnorodności, wielości propozycji, obecnie ma tylko dwie twarze.

Możemy się przekonać, jak odmienne uczucia towarzyszą autorowi w każdym z odwiedzanych krajów. Szwajcaria denerwuje swą nieskazitelną obojętnością i pozostaje mimo wszystko obca. Za to zniszczone wojną Włochy, biedne i zrujnowane, ani trochę nie zasmucają, wręcz przeciwnie. Marai czuje z nimi osobliwą więź i podziw dla ich ponadczasowej wielkości. A Francja cała jest wspomnieniem. Dom, w którym lata temu mieszkał, niewiele się zmienił, kelnerzy w ulubionej kawiarni wciąż ci sami. „Bóg mi świadkiem, jeszcze nawet i ten pudel jest jak dawniej. Przychodził tutaj, do winiarni Petrassiana, przed dziesięciu laty. Tylko ogon zrobił mu się krótszy, bardziej pogryziony przez mole.”

Miniona wojna jest w „Porwaniu Europy” stale obecna. I nic dziwnego. Marai podkreśla, że był to najważniejszy punkt zwrotny w ostatnich dziejach Europy. Ale mówi też o cezurze, jaką wojna okazała się dla niego osobiście, ile w nim zmieniła, jak to, co kiedyś ważne okazało się zupełnie błahe, a na pierwsze miejsce wysunęły się rzeczy kiedyś lekceważone, uważane za oczywiste.

A że włoskie kościoły, których nie sposób nie odwiedzić, przywołują myśli o Bogu, to i tych w książce Maraiego nie zabraknie. Podobnie jak pesymistycznego spojrzenia na jednoczącą rolę Kościoła.

Nie oznacza to, że w tekst nie wkradła się ani jedna szydercza nuta. Są tu, pomiędzy momentami nostalgicznymi i ponurymi. Jak mogłoby ich nie być u kogoś tak krytycznie nastawionego do świata, jak Marai? I te właśnie ironiczne fragmenty wywołują mój szeroki uśmiech. Widzę w nich bowiem choć chwilowe odejście Sandora Maraiego od melancholii i rozpamiętywania w stronę tak dla niego charakterystycznej błyskotliwej analizy rzeczywistości.

Są jeszcze urzekające, krótkie podsumowania podziwianych w czasie podróży dzieł sztuki, opinie na temat wysłuchanych koncertów i, te dla mnie najciekawsze, bo najbardziej wyraziste, wrażenia z przeczytanych lektur.

Można powiedzieć, że ta króciutka, 140 stronicowa książeczka, to doprawdy kopalnia informacji i celnych uwag na tematy bardzo od siebie podbiegające, które na zasadzie szybkich skojarzeń nasunęły się akurat autorowi. Bo i polityka, i kultura pojmowana szeroko, i sięganie do psychologii i historii… Swobodne, luźne spostrzeżenia, z których większość i dzisiaj można podzielać i chcieć nad nimi dyskutować.

I to z serca wypływające porównanie piękna Paryża, Rzymu i Genewy, wychwytujące w lot podobieństwa, ale przede wszystkim różnice, te pojmowane indywidualnie, intymnie wręcz.

Zaś nad wszystkim zawisa jedna refleksja, najważniejsza, nasuwająca się bez względu na to, o czym Marai by nie myślał: nastąpił koniec pewnej epoki. Rozpoczyna się nowa. Jaka ona będzie, co przyniesie? Przypuszczenia oparte na obserwacji i uważnej analizie współczesności, znacznie pogłębione w trakcie podróży, nie napawają jednak optymizmem. Cokolwiek wszak nas jeszcze czeka: „Jedna jest ojczyzna – język. Wszystko inne to potrzeba bądź pojęcie.”
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Rok 1946. Już po strasznej wojnie, choć jeszcze trudno w to uwierzyć. Ludzie zaczynają prostować plecy, lękliwie jeszcze rozglądać się dookoła. Bo takie traumatyczne doświadczenie wszystko w nas zmienia, a na ile zmieniło świat, Europę?

Sandor Marai po raz pierwszy od siedmiu lat opuszcza Węgry. Nie bardzo wie, czego się spodziewać, ale przecież rzeczywistość nie...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    106
  • Przeczytane
    62
  • Posiadam
    15
  • 2022
    5
  • 2024
    2
  • Literatura węgierska
    2
  • Literatura piękna
    2
  • 2023
    2
  • Do kupienia
    2
  • E-booki
    2

Cytaty

Więcej
Sándor Márai Porwanie Europy Zobacz więcej
Sándor Márai Porwanie Europy Zobacz więcej
Sándor Márai Porwanie Europy Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także