Szopki polityczne 1922-1931. Pikadora i Cyrulika Warszawskiego Jan Lechoń 7,6
ocenił(a) na 736 tyg. temu Szanowni Państwo! Panowie Hemar, Lechoń, Słonimski i Tuwim zapraszają na widownię legendarnych scen międzywojnia: w podziemia cukierni Ziemiańskiej przy Kredytowej 9, do teatru Qui Pro Quo przy Senatorskiej 29 i do kinoteatru Colosseum przy Nowym Świecie 19. A na scenie – kogóż tam nie ma!
Jakim cudem te teksty w ogóle się uchowały, to nie do pojęcia (zaginęły szopki z lat 1923 i 1924, a publikowana w niniejszym tomie szopka z 1929 r. to tylko fragment). A i dla autorów pisanie tych tekstów było zapewne świetną zabawą, pretekstem do spotkania, jakiejś wódeczki, a przy okazji do zaostrzenia stylu i rozwoju warsztatu. I są te szopki błyskotliwe i inteligentne. To przede wszystkim piosenki, przeplatane krótkimi monologami. W piosenkach jest wszystko: rytm, szlachetny rym, kalambur, zabawa słowem, klasa, wdzięk i inteligencja. Czuć rękę fachowców.
We wstępie Tadeusz Januszewski, który to poskładał w całość, zaznaczył zwłaszcza rolę Lechonia, który był lokomotywą owych szopek, bo zawsze był blisko polityków i polityki. Miał więc bezpośrednią styczność z materiałem i najświeższe ploteczki, które stanowiły potem bazę do poszczególnych utworów.
Szopki te traktuję jako wspaniały zapis historii mitologizowanego dziś dwudziestolecia międzywojennego. Czytając bowiem rozumiałem może ¼. Żarty i anegdoty są sprzed ponad stu lat i ściśle kontekstują z ówczesnymi wydarzeniami i życiem warszawskiej ulicy. Tamtej ulicy. Szopka z 1922 roku była niezrozumiała już w 1932 roku, a co dopiero dla nas, teraz. Można to porównać z teatrzykiem „Polskie zoo” Wolskiego, Kryszaka i Zaorskiego z lat 1991-1994. Można na YouTube obejrzeć tamte nagrania. Kto jeszcze rozumie wszystkie prezentowane tam żarty, choć od nagrania ostatniego odcinka minęło raptem 30 lat?
Szczęśliwie redaktor Januszewski w tomie „Szopek Pikadora i Cyrulika Warszawskiego” dodał 125 stron objaśnień do każdej z szopek – kto był kim i w ogóle o co chodzi. To bardzo pomaga, ale i psuje zabawę. To tak, jak opowiadanie przy stole dowcipu, a potem tłumaczenie go, żeby każdy zrozumiał i się zaśmiał. Redaktor nie zadbał też niestety o tłumaczenia z francuskiego, a autorzy umiłowali sobie dialogi bohaterów szopek w tym właśnie języku.
Mimo wszystko materiał bardzo cenny i warto było, choćby w wyobraźni, zasiąść na tamtej widowni.
Książka polecona przez użytkowniczkę @Wiola https://lubimyczytac.pl/profil/84458/wiola. Szarpio – dziękuję za wypożyczenie mi Twojego egzemplarza!