-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2013-03-02
2013-05-04
Codzienność jest normalna, przewidywalna i, powiedzmy to sobie szczerze, nudna. Dlatego też, tak dużą popularnością cieszą się książki z gatunku fantastyki. Dzięki nim przenosimy się w inny świat, poznajemy nadprzyrodzone istoty, czytamy o niesamowitych zdarzeniach. Niestety, studnia pomysłów powoli się wyczerpuje, a autorzy na siłę starają się wymyślić coś, czego jeszcze nie było. Efekt jest taki, że coraz częściej spotykamy książki bezsensowne i niezrozumiałe. Ba! Takie powieści są często określane mianem 'bestsellera'. I sięga tu człowiek po taki hit z nastawieniem, że będzie super, a jest jak jest... Jest po prostu fatalnie...
W pewnej krainie żyją dwa gatunki ludzi (?): ciemnorodni oraz światłorodni. Ci pierwsi, wychodzą na ulice w nocy, ci drudzy, natomiast, w dzień. Powieść opowiada o losach Balthasar'a oraz jego żony Telamine. Są oni małżeństwem już od kilku lat. Doczekali się potomstwa, w postaci 2 córeczek. Niestety, pewnego dnia jedna z nich znika. Zrozpaczeni rodzice rozpoczynają walkę z czasem, ażeby wychwycić córeczkę z rąk złodziejów. Czy im się uda? Napisałabym 'tego dowiecie się w książce', jednakże "Ceimnorodni" są tak fatalni, że nie radziłabym po nich sięgać.
"Nie rusza się do akcji, pozostawiając myślenie o odwrocie na później."
Notki o autorce nie będzie, gdyż informacji za wiele nie znalazłam. Zresztą, chyba wolę nie wiedzieć, kto napisał tak durną książkę... W każdym bądź razie, pewnie już się domyśliłeś, drogi Czytelniku, że "Ciemnorodni" zupełnie mi się nie spodobali. Dlatego też, recenzja ta będzie przepełniona wyliczaniem wad. Żebyś nie nabrał ochoty, drogi Czytelniku, na zapoznanie się z tą pozycją, język tej recenzji będzie dość prosty, ażeby każdy zrozumiał jedno przesłanie: "Ciemnorodni= DZIADOSTWO".
Zacznijmy od tego, że opis tej powieści mówi nam tyle, co gaworzenie dwuletniego dziecka. W tych kilku zdaniach nie ma krzty prawdy, bo książka o tym nie opowiada! Tego typu błędy zdarzają się dość często, jednakże tutaj, odniosłam wrażenie, że opis jest skopiowany z okładki innej książki. A wiecie czym to jest spowodowane? Jeżeli wydawnictwo napisałoby, że książka opowiada o poszukiwaniach dziecka w magicznej krainie, każdy odłożył by tą książkę z powrotem na półkę. A tak, czytamy o walce z magią, pokonaniu czarnoksiężników... Ciekawie prawda? I już słyszymy taki niewinny głosik w głowie: "kup mnie, przecież uwielbiasz powieści fantasy! Czarnoksiężnicy, walka dobra ze złem, no weeeź! No przestań! Przecież wiem, że chcesz mnie przeczytać...".Kontynuując moją teorię, bierzesz książkę i idziesz uśmiechnięty do kasy. A w domu okazuje się, że opis miał tyle wspólnego z akcją, co zawodnik sumo z baletnicą! Określenie "Ciemnorodnych" jako: "jedna z najlepszych książek w dziejach fantasy" to już istne dolewanie oliwy do ognia i podziwiam tego 'odważnego', który miał odwagę umieścić na okładce takie kłamstwo.
Alison Sincair pisze w niezrozumiały sposób. Praktycznie każdą sytuację musiałam czytać kilkukrotnie,a i tak nie do końca rozumiałam, co autorka miała na myśli. Znajdziemy tu pewno skrótów myślowych, które, powiedzmy to sobie szczerze, robią z człowieka debila. Bo czytasz, czytasz i czytasz książkę, skupiasz się maksymalnie, żeby choć trochę zrozumieć, a tu nagle kolejne wydarzenie spada na ciebie niczym grom z nieba i już naprawdę jesteś nie w temacie. A przecież czytałeś uważnie, twój mózg przetworzył każde słowo, więc czemu nic z tego nie rozumiesz? Zagadka...
Uwierz mi, mój drogi Czytelniku. Czytanie "Ciemnorodnych" można porównać do czytania chińskiej książki lub podręcznika medycy na wysokim poziomie. Niby widzisz literki, które układają się w całość, a i tak w Twojej głowie rozbrzmiewa niekończące się: blablablablablablablabla.
Żeby już nie było tak tragicznie to powiem Wam, że coś mi się spodobało. Polubiłam świat, który próbowała nam przedstawić Alison Sinclair. Trzeba przyznać, że istoty takie jak ciemnorodni i światłorodni jeszcze w literaturze się nie pojawiły, więc ta oryginalność przypadła mi do gustu. Podobał mi się sam podział, bo o poszczególnych personach za wiele powiedzieć nie mogę. Byli oni przedstawieni niedokładnie, Sinclair nie zwracała uwagi na postacie, tak więc po przeczytaniu ponad 350. stron tej 'toaletowej lektury' na temat bohaterów elaboratu nie napiszę.
Tę recenzję zakończę bardzo pozytywnym akcentem. Mianowicie... przyjrzyjcie się okładce. Co widzicie? No tak, na pierwszym planie mamy jakiegoś dziwnego gościa, który wygląda jak galareta przelewająca się z rąk do rąk. Jednakże na drugim planie widzimy mury świątyni, w których jestem po prostu zakochana! Gra świateł, kolumny, łuki i wiele innych elementów architektonicznych. Po prostu cudo! A, jeżeli nie widzicie dokładnie tych murów wybierzcie się do księgarni i popatrzcie na okładkę, ale uważajcie, żeby Was nie podkusiło.... Mając do wyboru przeczytanie "Ciemnorodnych", a skok z siódmego piętra, bez wahania wybierz to drugie!
MOJA OCENA:
2/10 LUB 1/6
Codzienność jest normalna, przewidywalna i, powiedzmy to sobie szczerze, nudna. Dlatego też, tak dużą popularnością cieszą się książki z gatunku fantastyki. Dzięki nim przenosimy się w inny świat, poznajemy nadprzyrodzone istoty, czytamy o niesamowitych zdarzeniach. Niestety, studnia pomysłów powoli się wyczerpuje, a autorzy na siłę starają się wymyślić coś, czego jeszcze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-22
Wg piosenki pewnego polskiego wykonawcy każde pokolenie cieszy się swoją chwilą, innymi słowy ma swój własny czas, ażeby zmienić ten brutalny świat. Mało komu to się udaje, częściej młodzi ludzie mają tendencję do psucia naszej planety. Lecz nie o tym dzisiaj mowa... Te kilka zdań to tylko wprowadzenie do mojej recenzji "Małych kobietek", które przenoszą nas do Stanów Zjednoczonych w czasie wojny secesyjnej. Jesteście gotowi? Zapraszam!
Rodzina Państwa March jest dość duża, w jej skład wchodzą mama, tata oraz cztery córeczki- Meg, Jo, Beth oraz Amy. Ojciec dziewczynek musiał pojechać na front, więc wszystkie kobietki mieszkają same. A że są małe stąd ten słodki i przeuroczy tytuł z różowiutką okładką. Czytamy o przygodach dziewczynek, ich losach, pasjach i problemach. Przede wszystkim, jednak, poznajemy siostrzaną miłość i solidarność, której tak niewiele zostało i którą spotykamy już coraz rzadziej...
Louisa May Alcott (29.11.1832- 3.03.1888r.)- pionierka literatury kobiecej. Znakomicie konstruowała swe powieści, nasycając je ciepłem i dowcipem. Umiała stworzyć ciekawe postaci bohaterek, z którymi bardzo łatwo można się utożsamić. W czasie wojny domowej pracowała jako wolontariuszka w szpitalu i na takich obserwacjach została oparta jej pierwsza powieść. Autorka mieszkała w Concord, w stanie Massachusetts. W jej domu powstało muzeum.
Dzięki blogowaniu nauczyłam się sięgać po literaturę, po którą nigdy w życiu bym nie sięgnęła. Dzięki takiemu wyzwaniu, poznaję wiele wspaniałych powieści, których, przez moje uprzedzenia, nigdy bym nie przeczytała. Od jakiegoś czasu staram się przekonać do klasyki. Nadal nie jest to mój ulubiony gatunek, lecz sięgając po "Małe kobietki" liczyłam, że wreszcie polubię ten rodzaj literatury. W końcu po tylu pozytywnych opiniach, na co innego mogłam liczyć? Niestety, po raz kolejny już, troszkę się rozczarowałam, o czym opowiem Wam w następnym akapicie...
Literatura z poprzednich wieków charakteryzuje się kilkoma wyznacznikami. Ma być słodko, ciepło i ckliwie. I tak było też w "Małych kobietkach"- prawie wszystkie dziewczynki są słodkie i wyidealizowane. Niektóre z sióstr miały po 15 lat, a ich niedojrzałość emocjonalna po prostu mnie przerażała- raz zachowywały się zbyt dojrzale, niczym paniusie, a raz jak pięcioletnie dziewczynki. Jeżeli chodzi o to ciepło rodzinne to faktycznie jest to ogromny atut. Czytając powieść niejednokrotnie zagościł uśmiech na mojej twarzy, a widząc żarty dziewczynek wybuchałam gromkim śmiechem. Lecz, mówiąc o ckliwości- tutaj jej nie zabraknie. Każda z sióstr przeżywa swoje "bardzo ważne rozterki", które są po prostu głupie i bezsensowne! Chyba nigdy nie zrozumiem tego wyniosłego języka poprzednich epok.
"Małe kobietki" to zwykła obyczajówka, która opowiada o życiu dziewczynek i ich pasjach oraz smutkach. Niby pełno w niej emocji, lecz nie udzielają się one czytelnikowi. Ot, po prostu o nich czytamy- Jo jest smutna, Meg jest szczęśliwa i wszystko fajnie. Osobiście, zupełnie nie przejmowałam się losami bohaterek i było mi obojętne, czy któraś spełni swoje marzenia, czy nie. Cała opowieść jest dość nudnawa, oczywiście zdarzały się wyjątki, lecz pisząc ogólnikowo niezbyt mnie zachwyciła. Zdarzały się nudne momenty, w chwilach desperacji, byłam gotowa odłożyć ją na półkę. Lecz jestem z siebie dumna, że skończyłam powieść, gdyż piękne zakończenie wynagrodziło mi wszystkie męki. Powieść polecam prawdziwym miłośnikom klasyki, tymczasem pozostaje mi tylko wiara, że jeszcze kiedyś znajdę prawdziwą perełkę sprzed paruset lat.
MOJA OCENA:
5/10
Wg piosenki pewnego polskiego wykonawcy każde pokolenie cieszy się swoją chwilą, innymi słowy ma swój własny czas, ażeby zmienić ten brutalny świat. Mało komu to się udaje, częściej młodzi ludzie mają tendencję do psucia naszej planety. Lecz nie o tym dzisiaj mowa... Te kilka zdań to tylko wprowadzenie do mojej recenzji "Małych kobietek", które przenoszą nas do Stanów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-31
Mówią, że miłość nie wybiera... Zakochanie to taki stan, z którym nie da się walczyć, bynajmniej bardzo ciężko przestać lubić w ten szczególny sposób osobę, którą darzy się sympatią. Taka przypadłość to rodzaj miłości, lecz naprawdę ciężko ją opisać, bo każdy przeżywa zakochanie na swój sposób. Jedni zamykają się w sobie, inni robią wszystko, ażeby ten ktoś go zauważył...i pokochał. Inni stają się zupełnie nie do poznania! Są sposoby mniej lub bardziej skuteczne, jednym się udaje zdobyć partnera, inni tego szczęścia nie mają. Czy życie naszych bohaterów jest wyjątkowe, pełne przygód, a przede wszystkim czy posiadają oni ukochaną osobę u swojego boku? Zobaczmy!
Czytając tę powieść zagłębiamy się w ciasne i duszne uliczki w Atenach. Mijamy winnice, starożytne zabytki , urocze restauracje. Wreszcie poznajemy 3 osoby, tak bardzo różniące się od siebie: Rebeccę, George'a oraz Henry'ego. Wszyscy są połączeni, wręcz uzależnieni od siebie, a mimo to do szczęścia brakuje im wiele. Jedno wydarzenie może zmienić wszystko, a co dopiero cała kupa takowych zdarzeń?
"Szczęście i ja zamieniliśmy się miejscami i teraz ono musi gonić mnie."
Simon Van Booy urodził się i dorastał w Wielkiej Brytanii. Jest autorem kilkunastu opowiadań, a także trzech książek filozoficznych. Jego teksty są publikowane w wielu gazetach. Ma za sobą współpracę z telewizją oraz radiem. Mieszka w Nowym Jorku, jest nauczycielem.
"Wszystko, co piękne, zaczęło się potem" to powieść obyczajowa, więc nawet nie spodziewałam się szybkiej akcji i wiru wydarzeń. Mimo, że preferuję fantastykę i książki młodzieżowe, wedle zasady 'warto się rozwijać' lubię czasem sięgnąć po coś innego. Ostatnio czytałam klasykę, teraz padło na obyczajówkę. Czego się spodziewałam? Lekkiej, momentami głupiej, lecz nader wszystko relaksującej powieści. Czy taką otrzymałam? Niekoniecznie. Powieść Boy'a, jakkolwiek by nie patrzeć nie debiut (początkującym autorom mogę niektóre gafy wybaczyć),jest nudnawa, pełno w niej sentencji ( mniejsze zło) i bezsensownych rozmów. Przykładem ostatniego przykładu z poprzedniego zdania może być konwersacja o mysich bobkach, która zajęła (o zgrozo!) prawie dwie strony! Z każdym kolejnym dialogiem moja brew unosiła się coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie kiedy była prawie na czole książka się skończyła- uff. Na okładce dowiadujemy się, że mamy przed sobą 'boleśnie piękną książkę'. Czy taka była? Bzdura nad bzdurami! Może i były przykre dla bohaterów wydarzenia, może i zamysł był 'piękny', ale całość wypada naprawdę przeciętnie. Dziwna forma narracji, która miała być oryginalna, w moim mniemaniu jest głupia i tyle. Ciężko się do niej przyzwyczaić, treść nabiera sztucznego wydźwięku.
Bohaterowie również są przeciętni. Autor wysilił się na stworzenie prostych postaci, nie są oni wyidealizowani (Simonie Van Booy- chwała ci za to!) po prostu ludzcy- jak ty, czy ja, czy miliony innych osób na tym świecie. Osóbki z problemami, które w dodatku są splamione brudnymi sekretami. Pod tym względem persony występujące w tej powieści wypadają dość dobrze. Wadą jest natomiast chora relacja, która łączyła całą trójkę. Występuje tu rodzaj miłosnego trójkącika, rodem taniego romansu. Autor sili się na profesjonalny styl, równocześnie tworząc pospolity trójkąt, o którym możemy poczytać w harlequinach i innych takich toaletowych 'lekturach'.
Podsumowując, "Wszystko, co piękne, zaczęło się potem' to niewypał i średniak nad średniakami. Najważniejszą zaletą jest to, że mimo tej całej bezsensowności wciąga i możemy ją pochłonąć w jeden wieczór, ba! momentami nie mogłam się od niej oderwać, tak mocno trzymała mnie w swoich mackach. Bez względu na to, czy jakieś inne książki tego autora zostaną wydane w Polsce, czy nie, ja z Panem Van Booy już kończę przygodę. Wam ,natomiast,powieści nie polecam, a wręcz odradzam!
MOJA OCENA:
4/10
Mówią, że miłość nie wybiera... Zakochanie to taki stan, z którym nie da się walczyć, bynajmniej bardzo ciężko przestać lubić w ten szczególny sposób osobę, którą darzy się sympatią. Taka przypadłość to rodzaj miłości, lecz naprawdę ciężko ją opisać, bo każdy przeżywa zakochanie na swój sposób. Jedni zamykają się w sobie, inni robią wszystko, ażeby ten ktoś go zauważył...i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-03
Anna jest wilkołakiem, tudzież wilkołaczką (?) i jak większość przedstawicieli jej gatunku należy do stada. W gromadzie nie zajmuje znaczącej pozycji, jest Omegą- czyli ostatnią z ostatnich. Mimo tak niskiej pozycji w tym wilkołackim społeczeństwie przykuła uwagę Charles'a, który jest wysoko postawionym synem przywódcy. Zadawanie się z takim wilkołakiem jest drastyczne w skutkach, gdyż Anna staje w centrum tego nadnaturalnego społeczeństwa i ma dostęp do wielu tajemnic...
Przywództwo dowiaduje się, że w górach grasuje istota, która zabija ludzi. Charles oraz jego ojciec podejrzewają, iż jest to młody wilkołak, który nie należy do żadnego stada. Sprawa jest na tyle poważna, że nie można tutaj gdybać. Trzeba pojechać na miejsce, wytropić istotę i zrobić z nią porządek. Kto się tym wszystkim zajmie? Biorąc pod uwagę młody (jak na wilkołaki) wiek, siłę, umiejętności i znajomości wybór pada na Charles'a. A jak jedzie Charles to i Anna. No i proszę! Dwójka śmiałków wyrusza w podróż, z której mogą już nie wrócić żywi. Chcesz się przyłączyć?
"Ojej,Asil, ty się uśmiechasz! Ktoś umarł?"
Patricia Briggs to amerykańska pisarka, urodzona w 1965 r. Jest znana przede wszystkim jako autorka serii urban fantasy o przygodach niezwykłej mechanik- Mercedes Thompson. Wielki sukces, jaki osiągnęła pisarka, nie przyszedł jednak od razu. Jej pierwsza lektura- "Masques"- wydana w 1990 r. nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem. Lecz dzięki samozaparciu Briggs i wytrwałości każda kolejna powieść zajmowała coraz wyższe miejsce na liście bestsellerów. Obecnie autorka mieszka w stanie Waszyngton, pracuje nad kolejnym tomem serii o Mercedes i stara się spełniać swoje marzenia.
Mimo, że deklarowałam, iż kończę na razie swoją przygodę z książkami, gdzie na tapecie są wampiry i wilkołaki i tak przeczytałam "Wilczy trop". Tak naprawdę to był impuls, chwila załamania... Po tak znanej autorce spodziewałam się czegoś więcej. Myślałam, że przedstawi postaci wilkołaków inaczej, wykreuje naprawdę oryginalne istoty. Tak się nie stało, nad czym ogromnie ubolewam. Lecz głowa do góry, Czytelniku, nie wszystko jeszcze stracone! Często bywa tak, że temat, który wybierze autor/ka jest już zgłębiony do bólu i nic ciekawego nie da się wymyślić, lecz sposób przedstawienia jest fenomenalny. Kołem ratunkowym w takim przypadku jest lekkie pióro i bardzo szybka akcja. Czy "Wilczy trop" taki był? Raczej nie, aczkolwiek nie ma na co narzekać. Mimo, że powieść nie wcisnęła mnie w fotel, nie żałuję, że ją przeczytałam.
Akcja rozwija się dość powoli i zdecydowanie brakuje tu momentów przełomowych. Może inaczej- takowe w książce występują, lecz Briggs nie poświęciła im wystarczającej uwagi, przez co i czytelnik nie przykłada wagi do ważnego wydarzenia. Nie mogłam się wdrążyć i przez większą część książki tylko czytałam, czyli patrzyłam i sklejałam w głowie literki. A żeby książka była fenomenalna lub świetna pragnę nie tylko czytać, a również wyobrażać sobie te wszystkie wydarzenia w głowie i wracać do książki myślami. Tutaj, niestety, czegoś takiego nie było. Sytuacja zaczęła się poprawiać pod koniec książki, kiedy to nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczęłam pochłaniać powieść. A określenie 'średnia książka' zamieniłam na 'wciągająca książka'. Droga Pani Brtiggs. Czy nie można tak było od samego początku ?!
Bohaterowie to paranormalne istoty, należące do gatunku wilkołaków. Jak już wcześniej wspominałam autorka przedstawiła te istoty jak każdy inny autor. Przemieniają się raz w miesiącu, muszą żyć w stadzie, czasami polują na ludzi. Jedynym niuansem jest wprowadzenie długowieczności, co w znaczący sposób wpłynęło na fabułę. Wraz z poszczególnymi personami zgłębialiśmy parę tajemnic z przeszłości, co naprawdę mi się podobało. Niestety, nie potrafiłam utożsamić się z żadnym bohaterem. Według mnie byli oni mało wyraziści, tacy nijacy, wręcz przezroczyści. Jak się domyślacie jest to ujma dla "Wilczego tropu".
Reasumując moje rozważania, "Wilczy trop" nie zrobił na mnie wielkiego wrażenie. Ciągle mam mieszane uczucia...biorąc pod uwagę początek książki, lektura zasługuje na bardzo niską ocenę, lecz przypominając sobie o fenomenalnym zakończeniu i ostatnich kilkudziesięciu stronach nie mogę wystawić słabej oceny, gdyż skrzywdziłabym tę powieść, jej autorkę oraz cały nakład pracy, jaką poszczególne osoby włożyły w tę powieść. Mi "Wilczy trop" się spodobał, choć szału nie było. Polecam wszystkim miłośnikom fantastyki, a przede wszystkim fanom wilkołaków!
MOJA OCENA:
6/10
Anna jest wilkołakiem, tudzież wilkołaczką (?) i jak większość przedstawicieli jej gatunku należy do stada. W gromadzie nie zajmuje znaczącej pozycji, jest Omegą- czyli ostatnią z ostatnich. Mimo tak niskiej pozycji w tym wilkołackim społeczeństwie przykuła uwagę Charles'a, który jest wysoko postawionym synem przywódcy. Zadawanie się z takim wilkołakiem jest drastyczne w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-18
"Naszymi upodobaniami rządzą okoliczności. Artysta lubi pagórkowaty krajobraz wiejski ze względu na jego malowniczość; inżynier woli teren płaskie, ponieważ łatwiej na nich budować; człowiek poszukujący przyjemności upodobał sobie to, co zwie 'wspaniałą kobietą'. "
Proces zakochania widzimy, widzieli go nasi przodkowie, widzieć go będą nasze dzieci i wnuki. Miłość jest nieodłącznym elementem naszego życia. I tak jak roślina potrzebuje wody i słońca tak my ludzie pragniemy bliskości drugiego człowieka. W sumie tu nie chodzi tylko o całusy i przytulanie. W miłości najważniejsze jest zaufanie. Lecz zanim przyjdzie ślub, trzeba 'zdobyć' ukochaną osobę. Wbrew pozorom wcale to nie jest takie łatwe...
Historię poznajemy z punktu widzenia William'a Cromsworth'a. Młody mężczyzna wyjeżdża z Wielkiej Brytanii do Brukseli, gdzie zamierza rozpocząć swoje życie. Po kilku nieudanych doświadczeniach zawodowych decyduje się na podjęcie pracy nauczyciela języka angielskiego w szkole dla młodych panien. Młodzieniec nie zdaje sobie sprawy, że wybór tej pracy zmieni jego przyszłość. Wiliam przeżyje wiele przygód, pozna też kogoś bardzo ważnego. Może nawet najważniejszego w jego życiu?
"Jedyna droga do wolności prowadzi przez bramy śmierci, więc bramy te trzeba przekroczyć; bo wolność jest rzeczą niezbędną."
Charlotte Bronte (21.04.1816- 31.03.1855 r.)- angielska pisarka i poetka. Wspólnie z siostrami Emily Jane i Anną od wczesnych lat młodości pisała wiersze i opowiadania. W roku 1845 siostry wspólnie wydały kolekcję swoich powieści. Charlotte jest autorką kilku powieści, które charakteryzują się wyraźnym morałem i niesamowitym klimatem.
Wiele razy powtarzałam, że lubię klasykę, i jest to prawda. Niestety, jeszcze nigdy nie pokochałam tego języka sprzed kilku epok. Zdania pełne zdrobnień, wszystko piękne i słodkie- na dłuższą metę powinno to kręcić nastolatkę z romantyczną duszą, lecz mnie mdli. Taka powieści mają w sobie więcej cukru niż cała paczka cukierków! Tak więc, najbardziej obawiałam się języka i... miło się zaskoczyłam! Charlotte używa wyimaginowanych, lecz w pełni zrozumianych słów. Zdania są dość długie, co uwielbiam, bo świadczy to o dużym zasobie słownictwa. W "Profesorze" uwidocznił się talent pisarki, lekkie pióro, inteligencja, a przede wszystkim wielkie zaangażowanie autorki w powstanie tej powieści. Wszystko jest wyjątkowo dopracowane. I choć momentami mój szósty zmysł wyczuł, że dany fragment był pisany na siłę to i tak ta wada mi nie przeszkadzała- niesamowity klimat powieści wszystko zrekompensował! Przenosimy się do epoki wiktoriańskiej- czasy w literaturze, mimo wszystko, dość popularne, lecz ja nigdy nie będę nimi znudzona! Uwielbiam historię i wszystko ( no może nie wszystko, ale wiecie co mam na myśli) co wydarzyło się w przeszłości. Moim marzeniem jest zobaczyć na własne oczy starożytną Grecję, Rzym, za czasów Juliusza Cezara, Hiszpanię w czasie wypraw kolonialnych i wiele,wiele innych. Ta moja zachcianka nie może się spełnić dlatego też, z tak wielką przyjemnością sięgam po książki, które mogą mnie przenieść w przeszłość. W "Profesorze" wszystko przypomina nam epoką wiktoriańską- społeczeństwo, główny bohater, idee i stereotypy. W książce wiele zdań jest napisanych w języku francuskim. Początkowo myślałam, że będzie mi to przeszkadzało, lecz nic z tych rzeczy! Okazało się, że pokochałam tę różnorodność językową! Przed chwilą doszłam do wniosku, że gdyby nie ona, ta powieść straciłaby swój klimat.
Według mnie "Profesor" to jedna z lepszych powieść z gatunku klasyki, jaką miałam przyjemność czytać. Lektura zachęciła mnie do przeczytania innych powieści autorki i/lub jej sióstr. Po niezbyt miłej przygodzie z "Ruth" chciałam już obrazić się na ten gatunek, lecz teraz na nowo pragnę go odkrywać. Może "Profesor" nie jest ideałem, nawet nie wypowiadam takiego zdania, bo dzięki blogowaniu nauczyłam się, że książkowych ideałów nie ma. Po prostu książka jest dla mnie symbolem ciekawej klasyki.
MOJA OCENA:
8/10
"Naszymi upodobaniami rządzą okoliczności. Artysta lubi pagórkowaty krajobraz wiejski ze względu na jego malowniczość; inżynier woli teren płaskie, ponieważ łatwiej na nich budować; człowiek poszukujący przyjemności upodobał sobie to, co zwie 'wspaniałą kobietą'. "
Proces zakochania widzimy, widzieli go nasi przodkowie, widzieć go będą nasze dzieci i wnuki. Miłość jest...
2013-04-13
"- Nie musisz być skazana na swój los, ograniczona nim. To ty możesz dokonać wyboru i nie pozwól, by ktokolwiek ci to prawo odebrał"
Kiedy wojna niszczyłaby kolejne miasta i wioski, a ludzi byłoby coraz mniej, co byś zrobił? Dalej walczył, a może starał się stworzyć maszyny, które ten pojedynek wygrają? Tak, dobrze kombinujesz. Takim samym tropem myślowym szły amerykańskie władze, które stworzyły maszyny nazywane częściowcami. Obiekty te, były zatrważająco podobne do ludzi, jednakże cieszyły się większą wytrzymałością fizyczną i psychiczną. I tak oto wojna dobiegła końca... Czyżby? Prawdziwa walka dopiero się rozpoczyna...
Kira Walker ma szesnaście lat. Jak powinnam ją nazwać? Nastolatka, przedstawicielka młodzieży? Zdecydowanie nie! Mimo swojego młodego wieku, dziewczyna rozpoczęła już pracę i ma naprawdę wiele obowiązków. Całymi dniami bada wirus RM, który sprawia, że noworodki umierają, wskutek czego cywilizacja ludzka niedługo wyginie. Kiedy, jej przyjaciółka -Madison- zachodzi w ciążę, Kira wie, że musi ocalić dziecko. Już chyba nawet ma pomysł jak tego dokonać...
"Jesteś silniejsza niż próby, którym cię poddają"
Na długo przed premierą było o 'Partials' bardzo głośno. Wszyscy o tej książce mówili, wszyscy na tę powieść czekali, a kiedy ukazała się na rynku całe zamieszanie ucichło. Aż do pierwszych recenzji, które były wyjątkowo pochlebne. Widząc, tak wysokie noty nastawiłam się, że będę czytać arcydzieło i młodzieżówkę na bardzo wysokim poziomie. Niestety, pierwsze założenie okazało się nietrafne, bo książka aż takim arcydziełem nie jest, lecz z tą dobrą młodzieżówką miałam rację!
Akcja rozwija się dość szybko i już od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń. Powieść została podzielona na trzy części, dzięki czemu możemy wyróżnić najważniejsze momenty. Jeżeli chodzi o fabułę najbardziej denerwowało mnie to, że początkowo nie miała ona sensu. Nie działo się nic godnego uwagi, choć z drugiej strony poznaliśmy świat Kiry, dzięki czemu będziemy lepiej rozumieć kolejne wydarzenia.
Po przeczytaniu tej książki mam duży mętlik w głowie. Autor pokazał nam brutalny świat po apokalipsie- napady buntowników, zamachy, dyktatura kilku ludzi. Jego wizja bardzo mi się spodobała, zwłaszcza że życie po wojnie i w czasach zarazy RM zostało przedstawione bardzo realistycznie, tak jakby Dan Wells przeżył to wszystko na własnej skórze i teraz opisuje swoje przeżycia. Nie mogłam, jednak zdzierżyć wątku miłosnego. Wg mnie był on po prostu sztuczny i nie pasował do klimatu powieści.
Największą zaletą tej książki są bohaterowie. Jest ich naprawdę dużo, a prawie każdy jest ważny i odgrywa jakąś rolę, niemniej to Kira jest główną bohaterką i to jej w dużej mierze poświęcę ten akapit. Szalenie podobała mi się jej odwaga, aczkolwiek nie można nie wspomnieć o drugiej twarzy dziewczyny, jaką w pewnym momencie nam pokazała. Gdzieś w głębi duszy Kira była skryta, delikatna i dziewczęca. I to właśnie tę drugą twarz tak bardzo pokochałam i to ona sprawiła, że zapomniałam o wszystkich wadach i niedociągnięciach tej powieści!
Wadą, która najbardziej raziła mnie w oczy był literówki oraz zbyt dosłowne tłumaczenie. Pierwszych, było dość sporo i naprawdę przeszkadzały w lekturze. Jeżeli, chodzi o tłumaczenie to dostawałam szału, kiedy widziałam, że jakieś angielskie przysłowie zostało przetłumaczone dosłownie! Po pierwsze, przez taki nieudolny zabieg całe zdanie nie miało zupełnego sensu. Po drugie, czy tak ciężko zastąpić angielski frazeologizm polskim odpowiednikiem?
Reasumując, 'Częściowcy' są bardzo dobrą powieścią. Bez wyrzutów sumienia mogę stwierdzić, że była to jedna z lepszych dystopii jaką czytałam. Mimo tych paru wad, polecam tę powieść każdemu, a ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom!
MOJA OCENA:
8/10
"Szczęście wydaje się naturalnym stanem, gdy się go doznaje, i nieosiągalnym, kiedy się go doświadcza."
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu jaguar !
"- Nie musisz być skazana na swój los, ograniczona nim. To ty możesz dokonać wyboru i nie pozwól, by ktokolwiek ci to prawo odebrał"
Kiedy wojna niszczyłaby kolejne miasta i wioski, a ludzi byłoby coraz mniej, co byś zrobił? Dalej walczył, a może starał się stworzyć maszyny, które ten pojedynek wygrają? Tak, dobrze kombinujesz. Takim samym tropem myślowym szły amerykańskie...
2013-03-04
"Ten, kto nie ma dobrego podejścia do kobiet, nie zostanie nigdy wielkim szefem kuchni"
Jest takie powiedzenie: "Gdy żona dobrze gotuje, drogę do serca męża znajduje". W domu Państwa Escoffier sytuacja jest odwrotna. To mąż jest znakomitym kucharzem, a żona? Żona próbuje dorównać wybrankowi swojego serca i sprawić, ażeby kochał ją tak jak jedzenie, które przyrządza w mistrzowski sposób!
Auguste Escoffier jest francuskim mistrzem kuchni. Jego potrawy przypominają raj. Z każdym kęsem mamy ochotę na więcej i więcej. Każdy posiłek jest przyrządzony z miłością, elegancją i starannością. Chyba nie ma człowieka, który nie pokochałby kuchni Escoffier'a. Ten rozchwytywany szef kuchni zna całą masę ważnych osobistości, a sam jest pewnego rodzaju gwiazdą, na temat której krążą plotki.
Miłość Aguste'a i Delphine była uczuciem od pierwszego wejrzenia. Kiedy tylko kobieta ujrzała kucharza, poczuła, że to właśnie na tego mężczyznę czekała całe swoje życie. Jednakże, z każdym dniem małżeństwa ich stosunki były coraz gorsze, aż wreszcie, kiedy obydwoje byli bliscy śmierci Delphine miała już tylko jedno marzenie...
Jakie? O tym w książce!
"Pamięć ma to do siebie, że zostawia nieusuwalne plamy. Nawet gdy szczegóły bledną, jest ciemność, która nie znika. Jeśli złamiemy prawą nogę, lewa już zawsze będzie silniejsza. Serce, które poznało swoje granice,już zawsze będzie niechętne, by ich sięgać."
Piękna, tajemnicza okładka, która przedstawia niezwykle urodziwą kobietę. Widząc ten obraz przeczuwałam, że będzie to opowieść o ludziach młodych. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy rozpoczęłam lekturę i okazało się, że głównymi bohaterami są osoby starsze, a wręcz umierające. Tak! Dobrze przeczytałeś Czytelniku. W rzeczywistości Państwo Escoffier nie są dwudziestolatkami, a zgorzkniałymi osiemdziesięciolatkami!
O akcji pisać nie będę, gdyż jest to powieść oparta na faktach. Wzbudziło to we mnie podziw dla autorki. Mimo, że jako powieść obyczajowa "Białe trufle" wypadają dość kiepsko, muszę przyznać, że dowiedziałam się wielu cennych informacji o przełomie XIX i XX w. Pani Kelby w intrygujący sposób opisała zwyczaje panujące we Francji i Anglii,a także sprytnie połączyła fakty z fikcją literacką.
Kolejnym plusem jest klimat powieści. Co prawda, kulinarna strona książki jest kiepska, jednakże pisarka skupiła się bardziej na opisywaniu uczuć i charakterów danych postaci. Czytając te długie opisy czułam się damą z XX w.
"Białe trufle" są przepełnione ponadczasową mądrością. Praktycznie na każdej stronie czytamy zdanie, które jest mądre i wartościowe, a po krótkiej chwili rozważań można odkryć niesamowite znaczenie i filozofię, która w pewnym stopniu na pewno zmieni nasze życie.
I chyba na tym te zalety się kończą. Teraz przejdę do wad, których, niestety, jest o wiele więcej.
Moim zdaniem najgorszą rzeczą w tej powieści jest to, że teraźniejszość (oczywiście ta książkowa) przeplata się z przeszłością. Nieustannie trzeba trzymać rękę na pulsie, gdyż w jednej chwili czytamy o starczym życiu bohaterów, a już w następnej sekundzie poznajemy losy postaci z czasów ich młodości! Na dłuższą metę było to bardzo męczące i odbierało nam całą przyjemność z czytania tej historii.
Kolejnym mankamentem jest to, że autorka skupia się głównie na tworzeniu opisów. Naprawdę niewiele tu dialogów. Opisy,owszem, tworzą klimat, jednakże są długie i bardzo często nudne. Ile można czytać o tym jak to stary Escoffier siedzi w swoim pokoju i rozmyśla ?!
Bohaterowie również mnie nie zachwycili. Są to postacie adekwatne do czasu akcji powieści, więc w żaden sposób nie mogłam się z nimi utożsamić. Mimo, że zarówno Delphine jaki i Auguste byli osobami wykształconymi to czasami zachowywali się jak niekulturalni i mało inteligentni ludzie, których w dzisiejszych czasach jest wiele.
"Białe trufle" na pewno nie są skierowane do młodzieży. Nie chodzi tu o sceny erotyczne, bo takowych nie ma. Mam na myśli raczej wyniosłość i klimat starości, który nie spodoba się każdemu. Ja na przykład niezbyt go polubiłam. Nie żałuję czasu, jakiego poświęciłam "Białym truflom", niemniej na razie mam dość obyczajówek i wykwintnych klimatów.
MOJA OCENA:
5/10 lub 3/6
"-Nic nie jest prawdą oprócz marzeń i miłości."
"Ten, kto nie ma dobrego podejścia do kobiet, nie zostanie nigdy wielkim szefem kuchni"
Jest takie powiedzenie: "Gdy żona dobrze gotuje, drogę do serca męża znajduje". W domu Państwa Escoffier sytuacja jest odwrotna. To mąż jest znakomitym kucharzem, a żona? Żona próbuje dorównać wybrankowi swojego serca i sprawić, ażeby kochał ją tak jak jedzenie, które przyrządza w...
2013-01-21
Ostatnio książki, w których jeden bohater posiada nadprzyrodzone zdolności, tudzież 'magiczny' dotyk. A, wszystko przez "Dotyk Julii", który nieustannie trzyma wysokie miejsca na listach bestsellerów. Jednakże, nie o książce Pani Mafi dzisiaj mowa, a o "Dotyku"- kolejnej perełce od Dreams'ów!
Deznee jest nastolatką, którą ojciec wychowuje samotnie. Jej matka zmarła przy porodzie, a przynajmniej dziewczyna tak sądziła. Z ojcem nie utrzymywała dobrych kontaktów.Od kilku lat jej jedynym celem jest zdenerwowanie tatusia, który cały swój czas poświęca pracy.
Deznee wraca z imprezy,kiedy nagle pojawia się chłopak, który przypomina bardziej dzikie i przestraszone zwierzę, aniżeli normalnego, cywilizowanego człowiek.
Niezrażona nastolatka postanawia jednak, ukryć chłopaka w swoim domu. Tak o... Na złość ojcu. Jednakże, nastolatka nie wie, że dotyk Kale'a zabija, a on uciekł z więzienia dla Szóstek. Niebezpiecznego i okrutnego miejsca, w którym rządzi... jej ojciec!
Czy miłość przezwycięży wszystko?
Na to i wiele innych pytań odpowiedzi znajdziecie w książce. Tak więc, czytajcie szybciutko recenzję i lećcie do księgarni po "Dotyk"! ;)
"Gdyby życzenia były końmi...
To pewnie zostałabym stratowana."
Szczerze mówiąc, nie sądziłam że "Dotyk" będzie aż tak fenomenalny! Ciągle jeszcze mam traumę po "Dotyku Julii", który był dla mnie wielkim rozczarowaniem. Na szczęście, książka Pani Accardo oczarował mnie już od pierwszych stron.
Akcja toczy się tutaj bardzo szybko. Zwłaszcza koniec książki obfituje w wiele wydarzeń, przez co trzeba naprawdę się skupić, ażeby niczego nie przeoczyć. Jednakże, "Dotyk" to także ckliwe momenty, w których Kale i Dez pokazują jak bardzo się kochają. Mi takie romantyczne chwile nie przeszkadzają, lecz osoby które nienawidzą romansów, tych kilkanaście stron na pewno się nie spodoba...
Bohaterowie są naprawdę wspaniali i już od pierwszych stron zyskali moją sympatię- bynajmniej Kale, bo z Dez było troszkę inaczej, ale o tym za chwilkę. Chłopak był naprawdę mądrym, odważnym nastolatkiem, który od najmłodszych lat był traktowany jak zwierzę i zmuszany do strasznych czynów. Jego dziecięca fascynacja przedmiotami codziennego użytku budziła we mnie coś na kształt troski i miłości, jaką darzy się członka rodziny. Dez natomiast jest szalona i odważna i to trzeba przyznać. Nie raz i nie dwa wykazywała się brawurą i bardzo szybko kojarzyła fakty, dzięki czemu nie wpadali tak często w tarapaty jak to było możliwe. Jednakże, nasza główna bohaterka czasami zgrywała głupią lafiryndę, a przede wszystkim była niewierna. Kochała Kale'a i to było w tej książce widać, jednakże chwile kiedy migdaliła się z Alex'em były dla mnie nie do przyjęcia i to właśnie przez nie czuje czasami pogardę względem Dez.
Styl autorki jest prawidłowy i przeciętny. I to jest chyba plus, bo jestem tradycjonalistką i normalna, dobrze napisana książka to dla mnie raj na ziemi.Pani Accardo potrafi wciągnąć czytelnika w akcję i zmusić do rozważań.
Reasumując, "Dotyk" to powieść intrygująca, ciekawa i z całą pewnością warta uwagi. Książka Pani Accardo jest dowodem na to, że można stworzyć przecudowną powieść o zbliżonej tematyce bez kopiowania pomysłów innych pisarzy. Jednym słowem jestem na tak! ;)
MOJA OCENA:
8/10
Ostatnio książki, w których jeden bohater posiada nadprzyrodzone zdolności, tudzież 'magiczny' dotyk. A, wszystko przez "Dotyk Julii", który nieustannie trzyma wysokie miejsca na listach bestsellerów. Jednakże, nie o książce Pani Mafi dzisiaj mowa, a o "Dotyku"- kolejnej perełce od Dreams'ów!
Deznee jest nastolatką, którą ojciec wychowuje samotnie. Jej matka zmarła przy...
2013-01-29
Każdy człowiek postrzega miłość inaczej, jednakże nigdy nie znajdziemy persony, która miłości nie potrzebuje.Nie da się żyć ze świadomością, że Twoje życie jest wszystkim obojętne i nikt nic do ciebie nie czuje. Dlatego też, człowiek już od najdawniejszych czasów uporczywie dążyłnieprz do znalezienia swojej drugiej połówki. Partnera na dobre i na złe, osoby z którą bezpiecznie można przejść przez życie...
Anne Blythe to wprost bajkowa kobieta! Nie dość, że odziedziczyła imię po głównej bohaterce "Ani z Zielonego Wzgórza" to jeszcze wygląda tak samo! Jednakże, jej życie nie przypomina powieści dla młodzieży.. Anne boryka się z kilkoma problemami, a najważniejszym z nich jest brak męża! A, najgorsze w tym wszystkim jest to, że nasza główna bohaterka ma już ponad 30 lat i wie, że to najwyższy czas, aby się ustatkować i założyć rodzinę. Dlatego też, kiedy na ulicy znajduje wizytówkę firmy kojarzącej małżeństwa postanawia zaryzykować i zaufać Blythe&Company. W końcu firma z jej nazwiskiem w nazwie na pewno jej pomoże! Ojojoj, Pani Blythe nie ma nawet pojęcia, że została wplątana w spisek i aferę, która jest po prostu nieprawdopodobna! A, dlaczego? Bo, Blythe&Company nie szuka chłopaka, a męża, a pierwsza randka kończy się przed ołtarzem!
"Znaleźli mi partnera.
Już nie potrzebowałam instynktu.
Miałam Blythe&Company."
O "Idealnie dobranych" można napisać naprawdę wiele, ale na pewno nie jedno... To nie jest typowe romansidło, a mądra i zaskakująca opowieść o miłości! Powieść Pani McKenzie zaskakuje, wzrusza i rozśmiesza!
Akcja rozwija się dość powoli, a momentami jest troszeczkę nudnawa, ale... do każdego wydarzenia autorka dodała nutkę tajemniczości. Cała historia jest pełna uroku, a niepoprawne romantyczki ( czyt. ja) będą nią naprawdę oczarowane. Nie jest to ckliwa opowieść, jednakże nie brakuje romantycznych i pięknych chwil. Przyznam, że nie raz i nie dwa czułam jak po mojej twarzy płyną łzy- i te ze śmiechu i spowodowane wzruszeniem. Jedynym mankamentem, jeżeli chodzi o akcję to zbyt szczęśliwe zakończenie. Troszkę głupio to brzmi, ale naprawdę ... Koniec powieści był zbyt ckliwy i przewidywalny.
Bohaterowie są mocno przeciętni. Normalni ludzie z normalnymi problemami. Bardzo łatwo utożsamiłam się z każdą personą, jednakże wiem, że przy tak wielu książkach jakie czytam, osobowości z "Idealnie dobranych" nie zagoszczą na długo w mojej pamięci. Spodobał mi się jeden szczególik, a mianowicie relacje Anne z Gilbertem. Rodzeństwo zawsze wspierało się nawzajem, jednakże również żartowali z siebie nawzajem, a momenty, w których ze sobą rozmawiali były naprawdę intrygujące.
Styl autorki jest poprawny, a sama pisarka potrafi zainteresować czytelnika swoją książką. Czytając powieść, widać że McKenzie nie jest początkującą pisarką. "Idealnie dobrani" są pierwszą powieścią wydaną w Polsce, jednakże sama autorka ma na swoim koncie jeszcze kilka innych powieści.
Reasumując, najnowsza książka wydana nakładem wydawnictwa Otwarte to dobra lektura, z którą można spędzić miły wieczór i pomarzyć o miłości nie z tej ziemi. Mimo, kilku wad na pewno nie można jej skreślać. Warto dać jej szansę i przemyśleć sprawy, która autorka porusza w swojej publikacji.
MOJA OCENA:
7,5/10
"Czemu mi do diabła, tak zależało? Czemu naprawdę musiałam być w związku, wyjść za mąż? Miałam świetną pracę i wspaniałych przyjaciół. Dlaczego to mi nie wystarczało?"
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte!
Każdy człowiek postrzega miłość inaczej, jednakże nigdy nie znajdziemy persony, która miłości nie potrzebuje.Nie da się żyć ze świadomością, że Twoje życie jest wszystkim obojętne i nikt nic do ciebie nie czuje. Dlatego też, człowiek już od najdawniejszych czasów uporczywie dążyłnieprz do znalezienia swojej drugiej połówki. Partnera na dobre i na złe, osoby z którą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-02-03
Jesteśmy istotami rozumnymi. Jak sama nazwa wskazuje myślimy, analizujemy i potrafimy przewidywać skutki wydarzeń. Jest naukowo udowodnione, że człowiek wykorzystuje ok. 10-15% swojego mózgu, reszta to obszar, do którego żaden naukowiec nie miał dostępu- jednym słowem wielka niewiadoma. Zastanawialiście się kiedyś jak by to było używać całego obszaru mózgu? Czy wtedy człowiek byłby omnibusem, żyłby wiecznie, a na świecie nie byłoby wojen? Podobne wątpliwości miał Pan Dominik, który porusza podobne tematy w swoim debiucie literackim- "Brainman'ie" :)
Nick jest studentem Uniwersytetu w Nowym Jorku. Chłopak jest zafascynowany światem nauki. Uwielbia zagadki i tajemnice, których w świecie przyrody jest tak wiele... U jego boku zawsze stoi, wierna niczym pies, Rosa- skryta, zakochana w Nick'u młoda kobieta.
Mimo, że mózg Nick'a pogłębia wszystkie możliwe nauki, chłopak nie dostrzega miłości dziewczyny i zakochuje się w Susan- piękności, która 'należy' do John'a- wielkiego osiłka, gwiazdy Uniwersytetu i idola wszystkich dziewczyn. Podczas bójki o serce Susan, Nick'a i John'a atakują...kosmici! Jednakże, mowa tu o dwóch różnych istotach z przestrzeni. Nick zostaje dobrym Brainman'em, natomiast John silną bestią, która dąży po trupach do celu! Rozpoczyna się walka, której stawką jest istnienie planety Ziemia...
"- Załatw ich ,synu, nie gorzej od pradziadka z Puławskim i dziadka na Yorktown. Żaden Angol, Japoniec czy cholerny kosmita nie będzie nam dyktował, jak mamy żyć!"
Przyznam,że już dawno nie miałam tak sprzecznych uczuć dotyczących danej książki. Bez wątpienia jest to oryginalna i mądra pozycja, dla nastolatków, którzy pragną ambitniejszej lektury. Nie zmienia to faktu, że książka ma wady i elementy, które albo się kocha, albo nienawidzi. Jednym słowem, mam straszny mętlik w głowie, a swoje przemyślenia już Wam przekazuję.
Zacznę od krótkiego przedstawienia autora, który może Wam się wydawać znany.Co prawda, jest to debiut literacki Pana Rettingera, jednakże autor jest sławnym polskim scenarzystom, który we współpracy z reżyserami stworzył, m.in film: "Milion dolarów" oraz serial "Układ Warszawski".
Każdego debiutującego autora traktuję ulgowo. Tutaj, styl pisania Pana Dominika jest nader poprawny, jednakże autor napisał książkę, która momentami przypomina scenariusz! Akcja pędzi jak szalona, przez co momentami czytałam fragmenty kilkukrotnie, aby zrozumieć, co właśnie się dzieje. Lektura powieści nie jest chwilą relaksu. Podczas czytania nieustannie musiałam trzymać 'rękę na pulsie' i dogłębnie analizować słowa autora. Na dłuższą metę było to męczące i zdecydowanie odbierało radość z pochłaniania książki. Warto też wspomnieć o tym, że autor kreuje bardzo dokładne obrazy- kolejne podobieństwo do filmu.Wszystko podaje nam jak na dłoni, a my nic nie musimy sobie wyobrażać. Dla jednych jest to wada, a dla innych zaleta. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy, gdyż uwielbiam wyobrażać sobie i tworzyć w głowie akcję, dodawać do niej elementy.
Bohaterowie są intrygującymi postaciami, które na długo zapadają w pamięć. Nieustannie toczy się tu walka między Nick'iem, a John'em- bitwa dobra ze złem. Każda persona charakteryzuje się różnorodnym charakterem. W tej powieści śledzimy także przemiany charakterów- głupiutkie nastolatki stają się mądrymi kobietami itp. Najbardziej polubiłam Rosę, która była przy Nick'u w chwilach szczęścia i momentach kryzysu. Dziewczyna, a właściwie młoda kobieta wykazała się odwagą i oddaniem, wzbudzając mój zachwyt.
Reasumując, "Brainman" to jakże udany debiut. Idąc za zasadą, że każda kolejna książka jest coraz lepsza, kolejna powieść będzie po prostu fenomenalna! Recenzowany dzisiaj tytuł, bez wątpienia ma kilka wad, jednakże warto się z nim zapoznać ze względu na jego nietuzinkowość. Jedno jest pewne... Drugiej takiej książki nigdzie nie znajdziecie!
MOJA OCENA:
8/10
"- Kiedy ktoś wdrapie się na szczyt pychy, na wierzchołek góry zbudowanej z bogactwa lub sławy, naraża się na parsknięcie prawdy.
Ten podmuch w sekundę może zrzucić go w przepaść."
Jesteśmy istotami rozumnymi. Jak sama nazwa wskazuje myślimy, analizujemy i potrafimy przewidywać skutki wydarzeń. Jest naukowo udowodnione, że człowiek wykorzystuje ok. 10-15% swojego mózgu, reszta to obszar, do którego żaden naukowiec nie miał dostępu- jednym słowem wielka niewiadoma. Zastanawialiście się kiedyś jak by to było używać całego obszaru mózgu? Czy wtedy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-27
2011-12-17
2012-03-09
2012-07-02
Od dluzszego czasu, mialam powies w planach, wiec kiedy przed wakacjami wkroczylam do empiku, wiedzialam co kupie. Stalo sie. Wydalam 40 zl na "Piosenki dla Pauli". Szczesliwa, wrocilam do domu i wlaczylam komputer postanawiajac poszukac w Internecie opini na temat ksiazki.
W pierwszym momencie przerazilam sie. Ujrzalam, same malo zachecajace opinie na temat pozycji. Juz mialam lzy w oczach, kiedy stwierdzilam, ze sa wakacje, wiec warto sie troche odmozdzyc :). Wyrzucilam z mojej glowy wszystkie opinie i zaczelam czytac ksiazke...
Paula- normalna dziewczyna. Szesnastolatka, majaca tylko jedno marzenie - miec, pieknego, inteligentnego i kochajacego ja chlopaka. Dziewczyna czuje, ze jej marzenie, niedlugo sie spelni, bo juz od dwoch miesiecy rozmawia przez Internet, z przystojnym chlopakiem o imieniu Angel. Kiedy, oboje decyduja sie na spotkanie, nie wiedza, ze wlasnie rozpoczynaja brazylijski serial ...
Paula, juz od kilkunastu minut czeka na Angela.. Bohaterka jest zdenerwowana, przeciez zawsze jest na odwrot! To chlopak powinien czekac na dziewczyne ! Smutna dziewczyna idzie do kawiarni.Na oslodze zamawia karmelowe macciato i idzie zajac miejsce.
Siada i zaczyna delektowac sie goracym plynem. Zauwaza pieknego, chlopca i pod wplywem chwili, usmiecha sie do przystojniaka.Nagle, przypomina sobie o kawowych wasikach i szybko straca ksiazke i chowa sie pod stol. Niestety za pozno, chlopak juz zauwazyl dziewczyne. Podchodzi do nie z propozycja pozyczenia chusteczek. Alex, bo tak mu na imie, wykorzystuje sytuacje, do tego, zeby zapoznac sie z dziewczyna, w ktorej zakochal sie od pierwszego wejrzenia..
Zawstydzona, zaistniala sytuacja dziewczyna szybko opuszcza kawiarnie. W tej samej chwili do jest stop pada zdyszany mlodzieniec z czerwona roza. Tak, to Angel! Kilka dni temu obiecal Pauli, ze na ich spotkanie przyniesie czerwona roze. Zauroczeni soba bohaterowi, wychodza z restauracji rozpoczynajac goracy okres, w zyciu kazdego...
Nowe znajomosci bardzo czesto zwiastuja problemy. Tak bylo i w przypadku naszych bohaterow. Paula ma 3 wilbicieli i musi wybrac tylko jednego z nich. Angel, kocha Paule i jest z nia, ale w jego zyciu pojawia sie najpopularniejsza piosenkarka- Katia, ktora ma Angela na oku. Alex, ma w domu wrzoda- przyrodnia siostre, ktora probuje go uwiesc. Dodatkowo, pisze powiesc, gra na saksofonie i przez caly czas mysli o Pauli. A, trzeci wielbiciel ? Mario, jej najlepszy przyjaciel, od 10 lat podkochuje sie w Pauli i ma dosc ukrywania swoich uczuc.
Ksiazka to jedno wielkie bledne kolo. Brazylijski serial w hiszspanskim wydaniu. Szczerze mowiac, mam mieszane uczucia, co do tej ksiazki. Nie zasluguje na najlepsza ocene, ale jakas najgorsza tez nie jest.. Draznia mnie bohaterowie. Nie sa oni barwnie opisani, autor skupil sie bardziej na oddaniu uczuc w swojej ksiazce. Mial bardzo dobry pomysl, jednak opisy uczuc to dlugie i nudne monologi. Powiesc jest najzwyczajniej w swiecie nudna. Nie ma sie co rozczulac. Tempo akcji jest bardzo powolne, a kiedy sa wreszcie jakies ciekawe momenty, autor wogole nie rozwija tematu.
Komu moge polecic ksiazke ? Osobom, ktore nie doszukuja sie wszedzie bledow, bo w ksiazce jest ich naprawde duzo ! Powiesc jest dobra dla nastolatkow, ktorzy chca poczytac o nierealnej milosci :)
MOJA OCENA :
3,5/10
Od dluzszego czasu, mialam powies w planach, wiec kiedy przed wakacjami wkroczylam do empiku, wiedzialam co kupie. Stalo sie. Wydalam 40 zl na "Piosenki dla Pauli". Szczesliwa, wrocilam do domu i wlaczylam komputer postanawiajac poszukac w Internecie opini na temat ksiazki.
W pierwszym momencie przerazilam sie. Ujrzalam, same malo zachecajace opinie na temat pozycji. Juz...
2012-11-10
"Upalne lato Marianny" to powieść, o której ostatnio było bardzo głośno. Czytałam, wiele recenzji i dziwiłam się, co ta książka może mieć szczególnego. Teraz, gdy powieść już za mną wiem, że pozycja autorstwa Pani Kasi jest magiczna i klimatyczna, na tyle, że spokojnie zasługuje na miano bestsellera!
Marianna mieszka na mazowieckiej prowincji w uroczym dworku. Jest lato 1939r. i mimo, że wszyscy napomykają o zbliżającej się wojnie, dziewczyna raduje się z wakacji oraz dostanie się na studia prawnicze. Cieszy się, że zasmakuje życia w stolicy, a jako piękna dziewczyna pozna wielu przystojnych mężczyzn...
Marianna razem ze swoją przyjaciółką Krystyną, udają się do stolicy, aby sprawdzić czy rzeczywiście od października będą studentkami. Następnie, udają się na kawę, a Marianna przypadkowo gubi sweterek. Znajduje go przystojny mężczyzna, który oddaje znalezisko zawstydzonej bohaterce.
Do Kamieńczyka przyjechali w odwiedziny do proboszcza, jego siostrzeniec- Zenon oraz przyjaciel chłopca. To był On- nieziemski, wybawca miętowego sweterka..
Cudowna...! Czytałam ją wracając z Austrii i na tyle zagłębiłam się w lekturę, że podczas jazdy samochodem, kiedy spytałam się taty gdzie już jesteśmy, odpowiedział mi, że za Dreznem. Niesamowite! Była 17:00, a myślałam, że jest dopiero 11:00! Czytając "Upalne lato Marianny" kompletnie straciłam rachubę czasu....
Powieść przenosi nas w klimat XX-wiecznej Polski. Pani Katarzyna Zyskowska-Ignaciak perfekcyjnie, przybliżyła nam klimat prowincji, zwyczaje i tradycje, a także światopogląd ludzi żyjących w poprzednim wieku.
Przyznam, że kiedy zaczęłam czytać byłam znudzona długimi, nudnymi opisami, jednak to wrażenie minęło po niecałych 10 stronach. Faktem jest, że autorka pisze specyficznie. Używa krótkich, często jednowyrazowych, mało rozbudowanych zdań oraz wielu pytań retorycznych. Jej styl pisarski albo się zaakceptuje albo znienawidzi. Ja zaakceptowałam, aczkolwiek bardzo ciężko przyzwyczaiłam się do tego niebanalnego stylu.
Akcja rozwija się powoli, co tylko i wyłącznie podsyca nasze pragnienie, na poznanie przygód dalszych przygód Marianny.
Bohaterowie są wspaniali! Nie są postaciami z XXIw. , których przeniesiono do poprzedniego wieku, tylko ludźmi nietuzinkowymi, aczkolwiek pasującymi do klimatu. Marianna jest przedstawiona jako mądra, inteligentna romantyczna młoda kobieta, która czasami zachowuje się jak rozpieszczona nastolatka. Osobiście, polubiłam Mariannę, aczkolwiek jej egoistyczne zachowanie bardzo mnie denerwowało. Pozostali bohaterowie są barwni i mimo, dziwnych charakterów pasują do czasu akcji.
Uwielbiałam momenty rozmowy Marianny i jej adoratora! Były one przepełnione miłością inną, taką jakiej już nigdzie nie znajdziemy..
Podsumowując, "Upalne lato Marianny" to nietypowo napisana, klimatyczna powieść, którą polecam każdemu! Z niecierpliwością czekam na dalszy tom przygód niezwykłej Marianny! :)
MOJA OCENA:
9/10
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
"Upalne lato Marianny" to powieść, o której ostatnio było bardzo głośno. Czytałam, wiele recenzji i dziwiłam się, co ta książka może mieć szczególnego. Teraz, gdy powieść już za mną wiem, że pozycja autorstwa Pani Kasi jest magiczna i klimatyczna, na tyle, że spokojnie zasługuje na miano bestsellera!
Marianna mieszka na mazowieckiej prowincji w uroczym dworku. Jest lato...
2012-11-16
Wenecja to miasto słynące z rozbudowanej sieci kanałów, zastępujących drogi. Turyści z całego świata przyjeżdżają, aby zobaczyć to niesamowite miejsce. Według ustawy, z bodajże 1633 r. wszystkie gondole powinny być w kolorze czarnym. W Wenecji wykreowanej przez niemiecką pisarkę wszystko jest tak samo, z wyjątkiem jednej, jedynej magicznej, czerwonej gondoli...
Anna spędza wakacje we Włoszech wraz ze swoimi rodzicami. Jest typową, rozpuszczoną nastolatką. Podczas tych wolnych dni, poznaje chłopaka o imieniu Matteo, z którym spędza słoneczne dni. Pewnego dnia, odkrywają stary sklep z maskami, gdzie Anna kupuje piękną kocią maskę. Zwykły przypadek? Raczej nie..
Wszystko zmienia się podczas corocznego festynu Regata Storcia, kiedy Anna zostaje strącona do wody. Zostaje z niej wyciągnięta przez przystojnego nieznajomego. Dziewczyna nie zdążyła nawet wydukać ani jednego słowa, gdyż świat wokół nie zaczął wirować i znikać...
Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem! Minęło już kilka dni od skończenia lektury, a moje myśli ciągle wracają świata wykreowanego przez Evę Voller. W "Magicznej gondoli" wszystko jest niesamowite i wspaniałe. Akcja pędzi jak szalona, przez co nie ma miejsca na nudę. Natomiast, nietuzinkowe zwroty akcji po prostu zapierają dech w piersiach! Widać, że autorka zna się na historii miasta, gdyż w świetną fabułę, wplata fakty historyczne. Co więcej, klimat powieść jest po prostu niesamowity! Podczas czytania, miałam wrażenie, że to ja przeniosłam się do przyszłości. Bohaterowie są oryginalnymi postaciami, które swoim 'ludzkim' postępowaniem, sprawiają, że da się ich polubić. Osobiście, utożsamiłam się z Anną, która okazała się mądrą, waleczną dziewczyną. Pani Eva udowodniła, że niektóre zachowania ludzkie są takie same w każdym wieku.
Pisząc tę recenzję, po prostu muszę wspomnieć o cudownej okładce. Jej tajemniczość sprawia, że po prostu nie można oderwać od niej wzroku.
Widać, że autorka "Magicznej gondoli" ma pisarskie doświadczenie. Wszystko jest dopracowane, nie ma błędów językowych. Powieść jest przeznaczona dla młodzieży, dlatego pozycja ta napisana jest prostym, zrozumiałym językiem. Dzięki temu, nie trzeba się zastanawiać 'co autor, ma na myśli'.
Podsumowując, "Magiczna gondola" to idealna powieść, którą polecam każdemu!
MOJA OCENA:
9,5/10
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com
Wenecja to miasto słynące z rozbudowanej sieci kanałów, zastępujących drogi. Turyści z całego świata przyjeżdżają, aby zobaczyć to niesamowite miejsce. Według ustawy, z bodajże 1633 r. wszystkie gondole powinny być w kolorze czarnym. W Wenecji wykreowanej przez niemiecką pisarkę wszystko jest tak samo, z wyjątkiem jednej, jedynej magicznej, czerwonej gondoli...
Anna spędza...
2012-11-23
Ostatnio, zaczęłam spędzać te szaro bure wieczory z romansidłami. Tak po prostu.. Nie wiem, dlaczego, ale jestem fanką historii miłosnych, dlatego byłam bardzo ciekawa, czy spodoba mi się romans dla młodzieży, jakim jest "Serce w chmurach" Muszę przyznać, że ta zaledwie dwustu stronicowa powieść wzbudziła we mnie sporo sprzecznych uczuć, ale zacznijmy od przedstawienia akcji..
Hadley jest całkiem zwyczajną, amerykańską nastolatką ( i tu już zaczęło się marudzenie, bo niezbyt lubię Amerykanów- kojarzą mi się z głupimi ludźmi z reality show). Od kilku miesięcy razem z mamą próbuje rozpocząć normalne życie i zapomnieć o odejściu do innej kobiety i przeprowadzce do Wielkiej Brytanii ojca. 4 lipca jest dla dziewczyny dniem śmierci. Dlaczego? Tego dnia Hadley ma polecieć do Anglii, poznać macochę, a przede wszystkim być druhną na ślubie swojego ojca!
Koszmarna podróż zaczyna się od fatalnego zdarzenia. Dziewczyna spóźnia się na samolot! Nie pozostaje jej nic innego jak poczekać na kolejny lot. Czekając poznaje Olivera, który ma w samolocie miejsce obok siedzenia nastolatki, a cały jej świat przewraca się do góry nogami...
Powiem szczerze, że czytani tej książki było dla mnie wielką przyjemnością. Mimo, że "Serce w chmurach" pozornie nie jest niczym szczególnym, ma niesamowity klimat, przez co powieści się nie da zapomnieć! Autorka we wspaniały sposób przedstawiła nastoletnią miłość od pierwszego wejrzenia i uczucia łączące dwojga ludzi. Pani Smith zbudowała tak wielkie napięcie, że wprost nie mogłam się doczekać pierwszego pocałunku Hadley i Olivera...A, kiedy wreszcie nadszedł, był tak niespodziewany, że mnie 'zatkało'! ;). Akcja jest pisana z punktu widzenia Hadley. Mimo, że nie pędzi jak szalona od lektury wprost nie można się oderwać.
Jeżeli chodzi o bohaterów, są oni moim zdaniem bardzo przeciętni, choć zdarzają się perełki takie jak Oliver. Autorka niesamowicie wykreowała tego chłopca. Zachowuje się jak dżentelmen, jednak jeśli trzeba odpowie ciętą ripostą i postawi na swoim. Co więcej, jest on romantyczny, błyskotliwy i inteligentny, a jego wypowiedzi wywoływały uśmiech na mojej twarzy... Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o Hadley. Dziewczyna, momentami zachowuje się jak typowa głupiutka, amerykańska nastolatka, do której nie dociera do końca, co się wokół niej dzieje. Jeszcze częściej jest nieprzewidywalna, przez co sprawia wrażenie niezrównoważonej psychicznie...
Podsumowując, "Serce w chmurach", mimo kilku wad jest powieścią obowiązkową dla każdego czytelnika, który ma ochotę na lżejszą lekturę! :)
MOJA OCENA:
8/10
Recenzja została, również opublikowana na blogu:
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
Ostatnio, zaczęłam spędzać te szaro bure wieczory z romansidłami. Tak po prostu.. Nie wiem, dlaczego, ale jestem fanką historii miłosnych, dlatego byłam bardzo ciekawa, czy spodoba mi się romans dla młodzieży, jakim jest "Serce w chmurach" Muszę przyznać, że ta zaledwie dwustu stronicowa powieść wzbudziła we mnie sporo sprzecznych uczuć, ale zacznijmy od przedstawienia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-11-26
-"Głupiutka książka dla nastolatek"- pomyślałam, kiedy po raz pierwszy znalazłam książkę w Internecie. Cóż, czasami dobrze przeczytać coś głupiego, aby później być zadowolonym, że jednak ambitne lektury również się czyta :)
Sophie zdecydowanie nie jest grzeczną dziewczynką. Co więcej, jest czarownicą, która wykazuje szczególne zdolności do wpadania w tarapaty...Podczas, balu w swojej normalnej szkole do której uczęszczała przeholowała i delikatnie mówiąc, wywróciła swoją 'budę' do góry nogami..
Za nieumiejętne użycie czarów nastolatka trafia do Hekate Hall- szkoły z internatem dla elfów, czarownic i innych mitycznych istot. Szkoła, która miała zapewnić jej bezpieczeństwo jest jeszcze gorsza niż inne miejsca na całej Ziemi... W Hex Hall grasuje morderca, który z zimną krwią atakuje uczniów. Nikt, a nikt nie może czuć się bezpieczny...
Przyznam się szczerze, że oczekiwałam płytkiej, a wręcz głupiej opowiastki dla ograniczonych, słodziutkich dziewczynek. Dodatkowo, całość mocno zalatuje cyklem "Dom Nocy", na którego widok mój organizm dostaje torsji...
Owszem, podobieństwo do 'bestsellerowej' serii P.C Cast jest, ale tylko i wyłącznie pod względem wątku miłosnego oraz roli bohaterów. Należy wspomnieć, że "Dziewczyny z Hex Hall" są jedną z lepszych powieści młodzieżowych, a przede wszystkim wielką niespodzianką czytelniczą..
Akcja rozwija się z zawrotną prędkością.. Choć zdarzają się rozdziały, gdzie dzieje się bardzo mało, to i tak na koniec spada na nas niespodziewane wydarzenie, przez co od książki nie można się oderwać i nieustannie chce się wiedzieć więcej!
Bohaterowie są standardowi. Rachel Hawkins serwuje nam wielki misz-masz postaci, przez co mamy do czynienia zarówno z diabelsko złymi jak i grzecznymi i dobrymi jak aniołki nastolatkami.. Główna bohaterka- Sophie jest nieprzewidywalna, za co daję książce naprawdę ogromny plus! Dziewczyna jest szarą myszką, jednak bardzo często wykazywała się odwagą i humorem.
Autorka pisze lekko i na temat. Podstawą jej debiutanckiej powieści są przede wszystkim dialogi. Pani Hawkins oszczędza nam długich i żmudnych opisów, dzięki czemu powieść czyta się szybko, łatwo i przyjemnie..
Komu polecam? Przede wszystkim nastolatkom oraz osobom, które mają ochotę na przyjemną lekturę, Tak jak już wcześniej wspominałam.. "Dziewczyny z Hex Hall" są dla mnie wielkim zaskoczeniem, więc już poluję na kolejny tom :)
MOJA OCENA:
8/10
Recenzję znajdziecie, również tutaj:
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2012/11/dziewczyny-z-hex-hall-rachel-hawkins.html
-"Głupiutka książka dla nastolatek"- pomyślałam, kiedy po raz pierwszy znalazłam książkę w Internecie. Cóż, czasami dobrze przeczytać coś głupiego, aby później być zadowolonym, że jednak ambitne lektury również się czyta :)
Sophie zdecydowanie nie jest grzeczną dziewczynką. Co więcej, jest czarownicą, która wykazuje szczególne zdolności do wpadania w tarapaty...Podczas,...
2012-12-09
"Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" to powieść stosunkowo młoda, bo wydana zaledwie kilka tygodni temu. Od kiedy zobaczyłam ją na półce w księgarni, postanowiłam, że prędzej czy później książka będzie moja! Później zaczęła się faza, na czytanie wszystkich możliwych recenzji tej lektury. I mimo, że nie każda była pochlebna, ja ciągle miałam chrapkę na "Dziewczynę...". Okazja do przeczytania nadarzyła się, kiedy zauważyłam, u jednej z użytkowniczki portalu lubimyczytac.pl książkę, na półce 'do wymiany'. Nie zastanawiając się zbyt wiele, napisałam i już po kilku dniach książka była u mnie w domku :3
Meg mieszka w małym miasteczku niedaleko Brimingham. Tutaj każdy zna każdego i wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Jednym słowem: totalna wieś!
Takie klimaty nie pasują do nastolatki. Meg uwielbia nocne życie,a w szczególności imprezy nakrapiane alkoholem i dorywcze związki z facetami, w których, jak się domyślacie, chodzi tylko o jedno..
Pewnego wieczora, czwórka 'przyjaciół', która była, delikatnie mówiąc, pod wpływam alkoholu i narkotyków postanawia się zabawić..
Młodzież, wchodzi na most kolejowy, słynący ze śmiertelnych wypadków. Piją alkohol i wciągają trawkę, a żadne z nich nie słyszy jadącego pociągu.Od tragedii ratuje ich, młody policjant, z którym Meg będzie musiała spędzić najbliższy tydzień...
Ostatnio, moje wielkie książkowe marzenia mnie rozczarowują. Po "Dziewczynie, która chciała zbyt wiele" spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Oczywiście, powieść nie jest totalnym dnem, ale kilka wad ma..
Narratorką jest Meg i to z jej punktu widzenia poznajemy akcję powieści.. Może dlatego, całość jest napisana w szalony,nietypowy sposób.. Co więcej, akcja bardzo szybko się rozwijała i o ile na początku była dość przewidywalna, o tyle na końcu naprawdę nie miałam pojęcia, co spotka bohaterkę na następnej stronie!
Bohaterowie są oryginalni i we wspaniały sposób odzwierciedlają charakter i uczucia młodzieży. Oczywiście, nie mam tu na myśli dwunastolatków- przecież wiadomo; mimo, że ich wiek ma już końcówkę '-nastolatek' oni są jeszcze nieświadomymi niczego dziećmi. Miałam na myśli, młodzież w wieku 16-18 lat, którzy momentami faktycznie myślą tylko o okazji do spożycia alkoholu i zapalenia kolejnego papieroska..
Wracając do bohaterów.. Meg, czyli główna bohaterka jest rozpieszczoną, bezmyślną, a momentami po prostu dziwną dziewczyną.... Ciągle, zastanawiam się jak ona mogła nie kochać swoich rodziców rodziców i nie być im wdzięczna, za wszystko, co dla niej zrobili. Dla mnie to jest po prostu niemożliwe!
Moją uwagę zyskał za to John- wybawca, który uratował młodzież sprzed kół pociągu. Mimo, że był on niewiele starszy od głównej bohaterki zachowywał się zupełnie inaczej. Potrafił doceniać, to co ma, a przede wszystkim kochał swoją malutką mieścinę. Dlaczego przykuło to moją uwagę? Ponieważ, wszyscy mieszkający w miasteczku, po zakończeniu szkoły wyjeżdżali. Nieważne jakie mają oceny, ważne aby zakosztować miejskiego życia.. A, on mając wielkie możliwości został i służył swojej malutkiej ojczyźnie. Oczywiście, później dowiadujemy się, że wiązało się to z jego brutalną przeszłością, ale ciiii!. O tym przeczytacie w książce ;)!
Podsumowując, "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" to lekka powieść, która pokazuje życie nastolatków. Lekturę polecam szczególnie młodzieży. Naprawdę warto poznać historię Meg, a później trzeźwym okiem popatrzeć w lustro i spytać samego siebie: "Czy ja też taki jestem?"...
MOJA OCENA:
8/10
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2012/12/dziewczyna-ktora-chciaa-zbyt-wiele.html
"Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" to powieść stosunkowo młoda, bo wydana zaledwie kilka tygodni temu. Od kiedy zobaczyłam ją na półce w księgarni, postanowiłam, że prędzej czy później książka będzie moja! Później zaczęła się faza, na czytanie wszystkich możliwych recenzji tej lektury. I mimo, że nie każda była pochlebna, ja ciągle miałam chrapkę na "Dziewczynę..."....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wyobraźmy sobie świat podobny do naszego, jednakże zupełnie inny. Ludzie korzystają z telefonów komórkowych, jeżdżą samochodami, oglądają telewizję i surfują po Internecie Tamten świat również jest okrutny, a ludzie są egoistyczni i niewrażliwi. Ale, chyba na tym kończą się podobieństwa, gdyż w opisywanej przeze mnie krainie magia jest rzeczą oczywistą, a na lekcji historii dzieciaki w szkołach uczą się o walkach ze smokami! Krajem rządni arogancki król, a ludzie nawet nie próbują mu się przeciwstawić...
W takim świecie jest dane żyć Jennifer Strange, ale chyba nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Jennifer Strange ma szesnaście lat i gdyby pisała swoje CV mogłoby zabraknąć jej kartek! Nie zna swoich rodziców, dzieciństwo spędziła w domu dziecka, a w wieku 12 lat rozpoczęła pracę na stanowisku asystentki mistrza Zambiniego w wieży Kazam- firmie, która zrzesza wielu czarodziejów i w tych ponurach czasach daje im możliwość zarobku. Od kilku miesięcy nastolatka stała się menadżerem firmy i jest odpowiedzialna za wszystko od chwili zniknięcia mistrza.
Nagle czarodzieje zaczynają miewać wizje o Starej Magii, a świat obiega wiadomość o ostatnim smoku i tajemniczym smokobójcy. Domyślacie się kto to może być? Sięgnijcie po książkę!
"Tu chodzi o coś więcej niż o mnie czy o ciebie. Czy nam się to podoba , czy nie, mamy swoje role do odegrania. Niewielu z nas rozumie, po co w ogóle stąpa po tej ziemi. Bądź więc wdzięczna, że masz tak jasny cel w życiu."
Już od kilku tygodni miałam ochotę na lekką historię. Zwłaszcza to powieść chodziła za mną jak cień,dlatego też w końcu zdecydowałam się ją przeczytać. Oczywiście, początkowo nie byłam do niej przekonana, gdyż po "Eragonie", którego nie mogłam przetrawić jakoś wolę nie mieć do czynienia z podobnymi powieściami. Niemniej huragan pozytywnych recenzji "Ostatniego smokobójcy" sprawił, że podjęłam jedną z lepszych książkowych decyzji w swoim życiu i przeczytałam lekturę. Jak się już pewnie domyśliliście nie żałuję ani trochę!
"Ostatni smokobójca" jest przeznaczony dla młodszych czytelników (ok. 13/14 lat), co można odczuć czytając tę książkę. Nie znajdziemy tu wyimaginowanego słownictwa lub nużących opisów. Akcja pędzi jak szalona i nie pozwala na chwile nudy! W natłoku obyczajówek, które ostatnio pochłaniam już zapomniałam, co to znaczy szybka i zapierająca dech w piersiach akcja! Muszę przyznać, że losy bohaterów są naprawdę nietuzinkowe, a książkę czyta się z uśmiechem na twarzy i dreszczykiem emocji, który przebiega nam po całym ciele. Należy też wspomnieć o rysunkach, które wykonał Robert Sienicki. Może i nie są one dziełem sztuki (widziałam lepsze, chociażby w "Chłopcach" Ćwieka), jednakże dzięki nim możemy lepiej zrozumieć świat Jennifer i sytuacje, o których czytamy w tej publikacji.
Ogromnym plusem są bohaterowie, a właściwie główna postać oraz jej towarzysz. Jennifer jest odważną nastolatką, która w małym stopniu przypomina mi mnie samą. Wiecznie zabiegana, roztrzepana nastolatka, która wszędzie szuka podstępu ( efekt czytania kryminałów w dzieciństwie ^^). Natomiast towarzysz Panny Strange- Kwarkostwór - stał się bezapelacyjnie moim ulubionym, zwierzęcym bohaterem książkowym! Jest pełnym uroku stworzonkiem, który podbił moje serce i na pewno na długo w nim zagości!
Jedyną wadą jest opis z tyłu okładki. Na początku buduje klimat i intryguje czytelnika, ale potem... zdradza najważniejszy szczegół akcji! Na szczęście ja opisu przed lekturą nie czytałam, więc pozostałam w błogiej nieświadomości i mogłam sama odkrywać uroki książki!
Hmmm... O czym tu jeszcze napisać? Myślę, że wszystko dokładnie Wam opowiedziałam i zachęciłam do przeczytania "Ostatniego smokobójcy". Polecam i z niecierpliwością czekam na kontynuacje!
MOJA OCENA:
8,5/10
"Miłość i magia są jak olej i woda- nie sposób ich zmieszać."
Wyobraźmy sobie świat podobny do naszego, jednakże zupełnie inny. Ludzie korzystają z telefonów komórkowych, jeżdżą samochodami, oglądają telewizję i surfują po Internecie Tamten świat również jest okrutny, a ludzie są egoistyczni i niewrażliwi. Ale, chyba na tym kończą się podobieństwa, gdyż w opisywanej przeze mnie krainie magia jest rzeczą oczywistą, a na lekcji historii...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to