-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2013-06-18
2013-04-14
2013-04-18
"Szczęście to po prostu stały uśmiech, który człowiek czuje w sobie. Daje siłę do zrobienia każdej rzeczy, jakiej zapragnę. Pomaga wstać z łóżka i pomaga zasnąć."
Człowiek cały czas musi się rozwijać. Choćbyś umiał rozwiązać każde zadanie z matematyki i znałbyś datę każdej bitwy, istnieje znikome prawdopodobieństwo, że jesteś szczęśliwy i spełniony. Dlaczego? Ano z tego powodu, że Twoja podświadomość musi mieć zakodowane, że osiągnąłeś bardzo dużo i powinieneś czuć się wyjątkowo. A tak nie jest, nieprawdaż? Jeżeli mam rację, proszę, przeczytaj tę recenzję i zastanów się, czy aby najnowsza powieść Beaty Pawlikowskiej nie jest stworzona dla ciebie!
" Wolność nie leży w odcięciu się od fizycznego świata, tylko w zrozumieniu tego, co cię zniewala w twojej własnej podświadomości. "
Beata Pawlikowska to osoba, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Kto choć raz słuchał w niedzielę radia Zet, zna tę Panią właśnie z audycji 'Świat wg blondynki'. Kto radia nie słucha, również nie jest poszkodowany, bo Pawlikowska jest autorką wielu książek- poradników, przewodników i mini podręczników do nauki języków obcych. Na pewno nie raz spotkałeś się z jej publikacjami w księgarni lub w bibliotece. Jej pasją są podróże, toteż co rusz odkrywa nowe zakątki na naszej planecie, a także organizuje egzotyczne wyprawy.
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po poradnik lub inną publikację, dzięki której dowiem się czegoś nowego. Praktycznie zawsze ciekawił mnie temat podświadomości. Co to jest? Jak działa? Czy mam na nią jakiś wpływ? Te i inne pytania dość często nasuwały mi się i nigdy nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Dlatego też, kiedy ujrzałam powieść "W dżungli podświadomości" wiedziałam, że prędzej czy później będę się musiała z nią zapoznać.
Bardzo spodobał mi się styl Pawlikowskiej. Pisze lekko, lecz zawsze stara się zgłębić dane zagadnienie, tak ażeby podzielić się z nami całą wiedzą, o której wie i ma pojęcie. Pani Beata stara się utożsamić z czytelnikiem, a efekt jej starań ma różne skutki, jednakże na dłuższą metę myślę, że autorka stworzyła coś na kształt przyjaźni z odbiorcami jej powieści. Pawlikowska opisuje doświadczenia z własnego życia, dzięki czemu poznajemy jej 'drugą twarz' i dowiadujemy się, że z pozoru kolorowe życie ma bardzo dużo czarnych plam. Autorka nauczyła mnie naprawdę wielu rzeczy. Dzięki lekturze dowiedziałam się w końcu, czym tak naprawdę jest podświadomość i jak mogę ją zmienić. Nauczyłam się, że nigdy nie można się poddawać,a świat jest taki, jakim chcemy go widzieć. Bez wątpienia jest to powieść z przesłaniem, a każde zdanie to idealny cytat. Więc, dlaczego w tej recenzji nie ma więcej sentencji? Bo wtedy cały ten tekst byłby jednym wielkim cytatem!
Podsumowując, "W dżungli podświadomości" uważam za fenomenalny początek serii. Nie sposób, ażeby ta książka nie zmieniła mojego życia i sposobu patrzenia na niektóre sprawy. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy, a Wam polecam tą wielką księgę mądrości. Jeśli mamy możliwość zmiany życia na lepsze, czemu z niej nie skorzystać?
MOJA OCENA:
9/10
" Tak właśnie działa podświadomość. Zmusza człowieka do używania różnych gierek, żeby manipulować ludźmi w taki sposób, żeby dostarczali mu tego, co jest mu potrzebne."
"Szczęście to po prostu stały uśmiech, który człowiek czuje w sobie. Daje siłę do zrobienia każdej rzeczy, jakiej zapragnę. Pomaga wstać z łóżka i pomaga zasnąć."
Człowiek cały czas musi się rozwijać. Choćbyś umiał rozwiązać każde zadanie z matematyki i znałbyś datę każdej bitwy, istnieje znikome prawdopodobieństwo, że jesteś szczęśliwy i spełniony. Dlaczego? Ano z tego...
2012-11-20
2012-12-01
2013-03-27
2013-04-06
Róże to piękne kwiaty, które kojarzą nam się między innymi z miłością. Kiedy kobieta idzie na randkę, może być pewna, że dostanie od swojego adoratora właśnie te kwiaty. Zmysłowa czerwień symbolizuje uczucie, które powinno trwać wiecznie.
Jednakże, wszystko ma swoje wady. Mankamentem róż są ich kolce. Bardzo łatwo się o nie skaleczyć, dlatego też te ostre elementy zawsze są usuwane przed sprzedażą kwiatów. Ale, dlaczego? Przecież usuwając jakiś element, kwiat przestaje być już piękny z natury, człowiek go przerobił. Czy tak można?
Gal jest kobietą w średnim wieku, która od dziecka choruje na raka nerki. Taka się urodziła, taką siebie pamięta. Nie potrafi sobie wyobrazić siebie, jako zdrową i normalną kobietę. Cóż.. Może i życie Gal nie jest w pełni zwyczajne, jednakże stara się zachować wszystkie pozory. Na co dzień jest nauczycielką biologii w katolickim liceum. Próbuje
zapominać o chorobie poprzez pasję jaką jest hodowla róż. Te kwiaty są jej miłością, dba o nie, tworzy nowe gatunki i jeździ z nimi na wystawy. Ale, czy to możliwe, żeby Gal tak kochała róże bo jest do nich podobna, zwłaszcza do tych które mają kolce? Wkrótce, kobieta się o tym przekona, bo niespodziewania zamieszkuje u niej siostrzenica- nastolatka, która na zawsze zmieni życie chorej...
"Czasem osoba, która zapłaciła za swój los dolara zgarnia wszystko, podczas gdy ktoś inny gra za sto dolarów tygodniowo i odchodzi z niczym."
Margaret Dilloway jest amerykańską autorka. Mieszka w Południowej Californii wraz ze swoim mężem oraz trójką dzieci. Jest autorką kilku książek, jednakże, jak na razie, w Polsce została opublikowana jedynie "Sztuka uprawiania róż z kolcami".
Kiedy, rozpoczęłam lekturę tej książki po prostu mnie odrzuciło. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda! Ale, cóż... Jak się powiedziało 'A' to trzeba powiedzieć 'B'. Tak więc, kontynuowałam lekturę i ... z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej zachwycona! Bez wad się nie obyło, jednakże na dłuższą metę "Sztuka..." wywarła na mnie dość pozytywne wrażenie.
Zacznę od bohaterów. Praktycznie cała opowieść skupia się wokół Gal- jest ona przewlekle chora na raka i ja to rozumiem. Trudno nie współczuć takiej osobie, jednakże należy zachować zdrowy rozsądek. Kiedy czytałam o kolejnych kaprysach kobiety i o tym jaka była oschła i niesympatyczna miałam ochotę rzucić książkę i nigdy do niej nie wracać. A, jednak. Główna bohaterka jest dość intrygująca, a przede wszystkim dynamiczna. Wraz z przybyciem Riley jej zachowanie zmienia się na lepsze.
Akcja rozwija się dość powoli, aczkolwiek autorka stale dodaje nowe elementy. Bardzo spodobał mi się styl autorki.Margaret Dilloway stworzyła opowieść, która zainteresuje prawie każdą kobietę. Autorka porusza ważne tematy, jednakże pisze lekko, dzięki czemu książkę czyta się przyjemnie. O ile początek książki przyjęłam z lekkim zdziwieniem ( po tylu pozytywnych rec, nie miałam pojęcia czym się tu można zachwycać), o tyle koniec książki przeczytałam ze łzami w oczach. Właściwie próbowałam przeczytać, bo łzy, lejące się po mojej twarzy, zasłoniły cały tekst.
Jednej rzeczy nienawidzę tak bardzo, że odbiera mi całą radość z czytania. Nie potrafię ścierpieć, kiedy opis z tyłu okładki zdradza prawie całą akcję. Wtedy, czytanie danej książki praktycznie nie ma sensu. Bo i po co, skoro wszystkiego dowiadujemy się z opisu? Niestety, w "Sztuce uprawiania róż z kolcami" ten błąd został popełniony. Dość przykro, bo to znacznie obniży ocenę, którą za chwilkę wystawię tej książce. Jest jeszcze jeden mankament. Opis z tyłu mówi,że jest to
Reasumując, "Sztuka uprawiania róż z kolcami" jest dość nietypowa i ciężko mi ją ocenić. Z jednej strony uwielbiam ją za fenomenalną drugą połowę książki oraz postać Riley, z drugiej, jednak, opis, który streszcza całą akcję oraz humoru głównej bohaterki, dyskwalifikują tę powieść, ażeby była moją ulubioną. Niemniej, polecam! Warto się z nią zapoznać :)
MOJA OCENA:
7/10
"- Kto ma ochotę na lody?
- Mamo, jest dopiero dziesiąta!- Podnoszę jej torbę, by wnieść ją do środka, ale mi ją wyrywa.
- Gdzieś na świecie na pewno jest teraz pora na lody."
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu M !
Róże to piękne kwiaty, które kojarzą nam się między innymi z miłością. Kiedy kobieta idzie na randkę, może być pewna, że dostanie od swojego adoratora właśnie te kwiaty. Zmysłowa czerwień symbolizuje uczucie, które powinno trwać wiecznie.
Jednakże, wszystko ma swoje wady. Mankamentem róż są ich kolce. Bardzo łatwo się o nie skaleczyć, dlatego też te ostre elementy zawsze są...
2013-04-01
Jest takie powiedzenie, że każdy orze jak może. I jest to prawda. O ile we współczesnych czasach mamy wiele możliwości zarobków i rozwoju swojej osobowości, o tyle jeszcze kilkaset lat temu praca była rzeczą świętą. Każdy szanował swoje zajęcie, bo wiedział, że bez ciężko zarobionych, marnych pieniędzy będzie ciężko. Dużo ciężej, aniżeli z nimi...
Ruth jest młodą, bo zaledwie szesnastoletnią szwaczką. Jej rodzice zmarli, a opiekę nad nią przejęła osoba, która niezbyt dba o losy dziewczyny, przez co nastolatka musi zarabiać na życie i troszczyć się o siebie.
Pewnego dnia poznaje przystojnego i sympatycznego młodzieńca-Pana Bellinghama. Mężczyzna na stale zagościł w sercu Ruth. Od tej pory, chodzi z młodzieńcem na wieczorne spacery, a z każdym takim wyjściem jest w nim coraz bardziej zakochana. Ale, życie to nie bajka. Pewnego niedzielnego wieczoru młodych spotyka Pani Mason- przełożona Ruth. Widząc dziewczynę, która powinna być w pracy Pani Mason wyrzuca dziewczynę na próg. Od tej pory Ruth może liczyć tylko na Pana Bellinghama. Czy jej pomoże, a może zostawi na pastwę losu? O tym w książce...
"To wielka niezręczność,gdy ma się siwe włosy, a czuje się tak młodo."
Elizabeth Gaskell urodziła się 29 września 1810 roku, natomiast zmarła 12 listopada 1865 roku. Brytyjska pisarka i autorka opowiadań, tworzyła w epoce wiktoriańskiej. Jej powieści przedstawiają szczegółowy portret życia wielu warstw społecznych, co jest przedmiotem zainteresowania zarówno historyków jak i miłośników literatury. Jest autorką tak znanych powieści jak: "Północ i południe" oraz "Żony i córki".
Jak tylko przeczytałam opis "Ruth" wiedziałam, że jest to książka idealna. Lubię od czasu do czasu poczytać klasykę. Są to dość ambitne, ale też mądre lektury, które sprawiają, że wyrabiam sobie pogląd na pewne sprawy. Kiedy, "Ruth" zagościła w mojej biblioteczce, wręcz nie mogłam się na nią napatrzeć. Piękna okładka, pachnące drukiem kartki.. A, później zaczęłam czytać. I z każą stroną było coraz gorzej, aż wreszcie miałam tej książki dość. Tak po prostu.
Bohaterowie są wykreowani bardzo dokładnie, ale nie mogłam ich ścierpieć! Denerwowały mnie zachowania poszczególnych postaci, a główna bohaterka doprowadzała mnie do szału. Ruth była naiwna i głupiutka. Nieustannie marzyła i rozmyślała o niebieskich migdałach, w efekcie niejeden raz miała problemy i kłopoty. Można powiedzieć, że mimo tylu przykrych doświadczeń ta młoda kobieta ,momentami, zachowywała się jak rozkapryszony bachor.
Akcja rozwija się powoli, aż chciałoby się napisać że akcji nie ma, ale cóż... W małym, bo małym stopniu,nieustannie coś się dzieje. Co więcej, zwłaszcza pod koniec, jest kilka ciekawych zwrotów akcji. W książce nie znajdziemy zbyt wiele dialogów, pojawiają się one bardzo rzadko.Za to opisów jest wiele. Niestety, w większości są one nudne i zbyt długie- przynajmniej wg mnie. Najgorsze jest jednak to, że prawie cała treść powieści została streszczona w opisie z tyłu okładki, 'dzięki czemu' wiedziałam, co wydarzy się na, powiedzmy, 400. stronie.
Reasumując, "Ruth" zawiodła moje oczekiwania. Spodziewałam się książki, od której nie będę mogła się oderwać. A,tak się nie stało. Poznawanie tej historii szło mi dość opornie, a smutne jest to, że mam ogromne poczucie niedosytu. Na dzień dzisiejszy mam już dość klasyki. Zdecydowanie, wolę lekkie lektury, które umilą mi wieczór, a nie sprawią, że pochłanianie książki będzie jak droga przez mękę!
MOJA OCENA:
5/10
"Każda rzecz wyjęta z kosza i spożyta na świeżym powietrzu jest warta dwadzieścia razy więcej, niż najwystawniejszy posiłek domowy."
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu MG !
Jest takie powiedzenie, że każdy orze jak może. I jest to prawda. O ile we współczesnych czasach mamy wiele możliwości zarobków i rozwoju swojej osobowości, o tyle jeszcze kilkaset lat temu praca była rzeczą świętą. Każdy szanował swoje zajęcie, bo wiedział, że bez ciężko zarobionych, marnych pieniędzy będzie ciężko. Dużo ciężej, aniżeli z nimi...
Ruth jest młodą, bo...
2011-09-12
Książka podobna do Zmierzchu, a jednak zupełnie inna. Wspaniała akcja ,ciekawa fabuła, a mimo wszystko czasami nudnawa. J-ednakże, polecam
Książka podobna do Zmierzchu, a jednak zupełnie inna. Wspaniała akcja ,ciekawa fabuła, a mimo wszystko czasami nudnawa. J-ednakże, polecam
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-02-14
Bieda była, jest i będzie zawsze i wszędzie. Nie ważne, czy mamy wiek XV, XX lub XV. Nie ma też znaczenia, czy pod lupę weźmiemy Europę, Azję, bądź Amerykę. W każdym kraju znajdzie się bez grosza przy duszy, która nie zgadza się z panującym systemem i nie ma zamiaru utożsamiać się z ludźmi 'normalnymi'...
Takimi wyrzutkami społeczeństwa był Tom Raines i jego tata Neil- alkoholik i hazardzista bez pracy, który wraz ze swoim synem 'podróżował' po świecie, a właściwie po kasynach. Pan Neil wychowywał syna w duchu buntu i sprzeciwu dla władz, przez co nastolatek nie miał za grosz szacunku do własnego kraju. Ojciec, praktycznie w żadnym stopniu nie dbał o swojego syna, chłopak mógł robić, co mu się żywnie podoba, dlatego też nie pojawiał się na zajęciach w internetowej- specjalnej szkole.Jedyną jego pasją były gry, więc w salonach tejże rozrywki spędzał każdą wolną chwilę, czytaj: całe swoje życie.
Jakież było jego zaskoczenie, kiedy o 5 nad ranem w podrzędnym kasynie dostał nietypowe zaproszenie. Tajemniczy starzec zaproponował mu naukę w elitarnej akademii wojskowej, pod tajemniczą nazwą Wieża Pentagonu...
" - Ruso-chińscy hakerzy przypuścili zmasowany cyber atak na salony gier w tej okolicy. Agenci z Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego przesłuchiwali wszystkich w promieniu piętnastu kilometrów. Nie miałem nawet wolnej minutki, żeby wejść do Internetu. Ale chciałem brać udział w lekcjach.
Przysięgam."
"Insygnia" to kolejna dystopia, która mimo tak wielu książek z tego gatunku, bez wątpienia jest wyjątkowa. Akcja toczy się w przyszłości, a na ziemi nie ma wojen, bo... wszystkie konflikty zostały przeniesione do strefy kosmicznej! I ten pomysł tak mnie zauroczył, że na wstępie muszę napisać, iż najnowsza powieść Wydawnictwa Egmont to naprawdę kawał dobrej literatury!
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale podczas czytania wydawało mi się, że jest to kolejna powieść spod pióra Pani Rowling. Tym samym, zaczęłam odczuwać podobieństwo do całej serii o Harry'm Potter'ze. Jednakże, Pani Kincaid stworzyła powieść podobną do bestsellerowej sagi bez głównego wątku. Bo, "Wojny światów" są jak Harry Potter bez walki z Voldemortem! Ot, samo chodzenie do niezwykłej szkoły i już. I w istocie w tej książce tak jest. Akcja, bez wątpienia, jest ciekawa, jednakże brakuje tutaj punktu przełomowego, na który czekalibyśmy przez pół książki, a po przeczytaniu zaparło by nam dech w piersiach. Owszem, punkt kulminacyjny jest, jednakże jest on dość przewidywalny, a co najgorsze, stanowczo za krótki.
Warto wspomnieć o stylu pisania autorki. Biorąc pod uwagę fakt, iż jest to jej debiut literacki, powieść jest napisana w iście mistrzowski sposób! Kincaid bez problemu zaintryguje czytelnika swoim wytworem, nader rozwiniętej, wyobraźni, a co zdarza się rzadko w przypadku początkujących pisarzy, potrafi w jasny, ale intrygujący sposób opisać, co miała na myśli.
Wielkim plusem są bohaterowie powieści. Praktycznie każda persona w "Gwiezdnych wojnach" jest postacią barwną i nietuzinkową. Ciężko odgadnąć, kto jest dobry, a kto zły, a liczne metamorfozy bohaterów, w trakcie trwania powieści jeszcze bardziej utrudniają nam to zadanie! Główny bohater jest bezmyślny, momentami głupi i chciałoby się rzec typowy gimnazjalista dzisiejszych czasów, Jednakże, Tom potrafi docenić przyjaźń, trzymać głowę na karku i być... po prostu sobą- uroczym, pełnym optymizmu chłopakiem, którego po prostu nie można nie kochać!
Podsumowując, "Wojny światów" to powieść utrzymana na wysokim poziomie, jednakże brakuje jej tego 'czegoś', do czego przyzwyczaiły nas powieści tego wydawnictwa. Na pewno nie można jej porównywać do "Magicznej gondoli" lub "Cieni na księżycu", które są dużo, dużo lepsze. Powieść Kincaid jest zupełnie inna i dość oryginalna, więc albo się ją pokocha, albo znienawidzi, Ja w niej jestem zakochana, więc z całego serca Wam ją polecam!
MOJA OCENA:
8,5/10
"Jak smakuje porażka? Jest gorzka? Widzicie jestem ciekawa, bo sama jeszcze nigdy jej nie doświadczyłam! "
Bieda była, jest i będzie zawsze i wszędzie. Nie ważne, czy mamy wiek XV, XX lub XV. Nie ma też znaczenia, czy pod lupę weźmiemy Europę, Azję, bądź Amerykę. W każdym kraju znajdzie się bez grosza przy duszy, która nie zgadza się z panującym systemem i nie ma zamiaru utożsamiać się z ludźmi 'normalnymi'...
Takimi wyrzutkami społeczeństwa był Tom Raines i jego tata Neil-...
2013-02-27
Tak było nam dane, że żyjemy w XXI w. Wszystko jest inaczej niż kiedyś. Zmienili się ludzie, zmieniła się przyroda. I to właśnie środowisko naturalne będzie tematem tych kilku zdaniowych rozważań.
Zielone łąki, piękne lasy, kolorowe kwiaty i czyste powietrze, które aż zapiera nam dech w piersiach. Widok środowiska naturalnego to najpiękniejszy obraz na ziemi, widząc taką kompozycję mamy wrażenie, że wszystko- nawet najdrobniejsza koniczyna- jest na tym świecie potrzebna. Niestety, takie sielankowe widoki to już rzadkość. Zwłaszcza przy dużych miastach. Troszkę lepiej sprawa wygląda na prowincji, m.in. na Mazurach- Prowincji pełnej smaków...
Ludmiła to główna bohaterka serii "prowincja..." autorstwa Katarzyny Enerlich. Mimo, że poprzednich tomów nie czytałam po czwarty, już, tom sięgnęłam pełna dobrych przeczuć.
Tym razem (co prawda nie wiem jak było poprzednio,ale pomińmy ten szczególik) poznajemy dogłębnie życie Ludmiły - jej problemy, dylematy i szczęśliwe chwile. Tytuł też do czegoś zobowiązuje, dlatego też oryginalne przepisy kulinarne przeplatają się tu z piękną powieścią obyczajową.
"- Jakie fajne były te nagniotki!" wykrzyknęła mała.
- Nie nagniotki, a nagietki- poprawiłam.
- A nie, bo nagniotki. Bo się gniotły!"
"Prowincja pełna smaków" to książka, którą można porównać do czegoś namacalnego. Kiedy czytałam o wiośnie lub pięknych letnich dniach, po prostu czułam na twarzy ciepłe promienie słońca. Kiedy Ludmiła była smutna ja również stawałam się jakoś dziwnie przygnębiona i na odwrót- jak tylko bohaterka przeżywała szczęśliwe chwile na mojej twarzy automatycznie pojawiał się uśmiech!
Ogromną zaletą są fotografie. Co prawda jest ich niewiele, niemniej pozwalają nam wczuć się w klimat powieści i zobaczyć jak wyglądają miejsca, które opisuje autorka. Każdy opis zdjęcia czytałam z zachwytem, a w daną rycinę wpatrywałam się dobre kilka minut, tak żeby żaden szczególik mi nie umknął!
Niesamowite jest to w jak zręczny sposób autorka przeplata fakty z fikcją. Przecież Ludmiła, Hans, Martin i inne postacie tak naprawdę nie istnieją! Miałam wrażenie, że autorka tworzy lepszą wersję historii usłyszanych, przygody, które dzieją się na jej 'ziemi' i w pewien sposób już się zdarzyły. Dzięki temu, lektura jest wypełniona ciekawostkami historycznymi i geograficznymi oraz miejscami, które istnieją naprawdę.
Mimo, że nie jestem wielką fanką gotowania przepisy kulinarne czytało się przyjemnie i aż czułam jak ślinka płynie mi do ust! Pani Kasia opisuje proste potrawy, jednakże do każdego dania dodaje jakiś nietuzinkowy smaczek. Przepisy są napisane w zrozumiały sposób i bez problemu na ich podstawie możemy coś upichcić. Powieść zawiera wiele kulinarnych tajemnic, jednakże sama w sobie pod żadnym pozorem nie jest książką kulinarną! "Prowincja pełna smaków" jest przede wszystkim mieszanką dobrego gustu i geniuszu literackiego!
Praktycznie z każdej kartki przemawia do nas doświadczenie pisarskie autorki. Nie ma tu typowych błędów, jakie mogą popełnić raczkujący pisarze. Książka również nie przypomina, tzw.'sztuki dla sztuki'. Każde słowo ma tu ogromne znaczenie, a wszystko jest dopracowane i dopięte na ostatni guzik.Lekturę czyta się z wielką przyjemnością, a ten styl pełen harmonii i spokoju doskonale pasuje do klimatu książki, który omówiłam wcześniej.
Jednym słowem "Prowincja pełna smaków" to powieść idealna. Oczywiście zdarzały się jakieś drobne szczególiki, które mi przeszkadzały i zniesmaczyły, jednakże już na następnej stronie znowu zakochiwałam się w tej powieści. Mimo, że poprzednich tomów nie czytałam, zagubiona się nie czułam, a po przeczytaniu czwartej części wiem, że muszę koniecznie poznać wcześniejsze przygody Ludmiły!
MOJA OCENA:
9/10
"Pomyślałam: niech seler smakuje jak seler, marchew jak marchew, a życie- jak życie prawdziwe, a nie to inspirowane cudzym życiem lub szklanym ekranem. Bo takie życie nieprawdziwe ma konsystencję kiepskiej zupy z proszku."
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu MG !
Tak było nam dane, że żyjemy w XXI w. Wszystko jest inaczej niż kiedyś. Zmienili się ludzie, zmieniła się przyroda. I to właśnie środowisko naturalne będzie tematem tych kilku zdaniowych rozważań.
Zielone łąki, piękne lasy, kolorowe kwiaty i czyste powietrze, które aż zapiera nam dech w piersiach. Widok środowiska naturalnego to najpiękniejszy obraz na ziemi, widząc taką...
2013-03-15
Marzenia się spełniają. Moim życzeniem było przeczytanie książki "Tam, gdzie śpiewają drzewa", więc możecie wyobrazić sobie moją radość, kiedy dowiedziałam się, że otrzymam książkę do recenzji! Niemniej, na zachwyty przyjdzie jeszcze pora, a teraz nadszedł czas na wtajemniczenie niewtajemniczonych ...
Bardzo łatwo jest się przyzwyczaić do życia w luksusie. Służba, która jest na każde zawołanie,ciepły posiłek każdego dnia, wielkie i piękne komnaty, mieszkanie w zamku... Można by było wymieniać wiele, jednakże przesłanie jest proste- Viana była bogata i niczego jej nie brakowało. Miała kochającego ojca i opiekunkę, która traktowała ją jak własne dziecko oraz przyjaciółkę, której mogła powierzyć każdy sekret. Niedługo miała wyjść za mąż za Robiana- mężczyznę, którego znała i kochała od zawsze. Jednakże, życie nie jest bajką! Sielankowy żywot mieszkańców Nortii zakłóca najazd barbarzyńców. Rozpoczyna się wojna, której atakowani wygrać nie mogą. Dlaczego? Barbarzyńcy są niezniszczalni i posiadają jeden atut, który decyduje o wszystkim. Jaki? Odpowiedzi szukajcie w krainie, gdzie śpiewają drzewa!
"-Lepiej być martwym bohaterem, niż żywym zdrajcą."
Kiedy tylko dotknęłam tej książki czułam, że będzie wyjątkowa. Piękna okładka, która przyciąga wzrok oraz cudowne wnętrze- grube kartki, wyjątkowe strony, rozpoczynające rozdział- sprawiły, że jeszcze nie zaczęłam czytać, a już byłam tą książką zauroczona! I nie pomyliłam się, ani o jotę! W momencie, kiedy pochłonęłam pierwsze strony, zrozumiałam że mam przed sobą oryginalną i poruszającą do głębi historię!
W "Tam, gdzie śpiewają drzewa" znajdziecie po prostu wszystko! Występuje tu zarówno motyw walki jak i miłości, jednakże ten pierwszy jest tematem głównym, Akcja jest nad wyraz ciekawa, a wszystkie bitwy, walki, czy leśne tułaczki, sprawiły, że czułam ten dreszczyk emocji. Wydarzenia rozwijają się z prędkością światła, a czytelnik nie ma pojęcia, w którym momencie autorka ukaże coś nowego. Jest wiele momentów tak nieprzewidywalnych, że aż zaparły mi one dech w piersiach! Zwłaszcza zakończenie przyprawiło mnie o zawrót głowy, gdyż takiego końca się nie spodziewałam. Wątek miłośny jest, jednakże jakoś mi on nie przeszkadzał. Wyjątkowo, pasował do tej wojennej tematyki i urozmaicał całą historię. Ale, ale... Nie obyło się bez jednej, naprawdę malutkiej, wady. Kilka razy 'przyłapałam autorkę' na tym, że w jednej chwili zmieniała czas akcji. Chodzi mi o to, że w jednym momencie czytamy o jakimś zdarzeniu, które stanęło właśnie w martwym punkcie, a następny akapit przenosi nas już o kilka miesięcy dalej. Na szczęście, Pani Gallego nie wracała już do tamtego momentu, nie zrobiła rzeczy, której ja nienawidzę, czyli nie mieszała czasów akcji. Dzięki temu historię czyta się przyjemnie, bez ciągłych zagadek : 'co autor miał na myśli?'...
Bohaterowie są wykreowani bardzo dokładnie. Przez te 400 stron poznałam charakter każdej osoby, przez co czułam się tak, jakbym każdą personę znała co najmniej kilka lat! Viana- główna bohaterka- jest odważna, jednakże pełno w niej młodzieńczej głupoty i naiwności. Zawsze musiała postawić na swoim, co często okazywało się tragiczne w skutkach. I właśnie ta jej zaborczość najbardziej mnie denerwowała i sprawiła, że traktowałam główną bohaterkę dość surowo.
Uwielbiam Hiszpanię, jednakże jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z literaturą, pochodzącą właśnie z tego kraju! Wreszcie, po przeczytaniu "Tam, gdzie śpiewają drzewa" mogę się pochwalić, że mam już na swoim koncie jedną hiszpańską opowieść. I to jaką! Chyba, nie ma wątpliwości, że najnowsza powieść wydawnictwa Dreams jest fenomenalna! Szybka akcja,intrygujące postacie, piękny język i przecudowna szata graficzna to to, co tygryski lubią najbardziej! Polecam, polecam, polecam!
MOJA OCENA:
8,5/10
" Wszyscy ludzie i wszystkie przedmioty mają jakieś historie do opowiedzenia. Do niektórych z nich dociera się za pomocą takich osób jak ja, którzy je opowiadają, by nie popadły w zapomnienie. Inne, dla odmiany... należy przeżyć."
Marzenia się spełniają. Moim życzeniem było przeczytanie książki "Tam, gdzie śpiewają drzewa", więc możecie wyobrazić sobie moją radość, kiedy dowiedziałam się, że otrzymam książkę do recenzji! Niemniej, na zachwyty przyjdzie jeszcze pora, a teraz nadszedł czas na wtajemniczenie niewtajemniczonych ...
Bardzo łatwo jest się przyzwyczaić do życia w luksusie. Służba, która...
2013-01-15
Mówią, że starość to nie radość. Cóż, ja też tak uważałam... Starzy ludzie kojarzyli mi się z nudnymi i wiecznie marudzącymi emerytami, których jedyną pasją jest chodzenie do lekarzy i wynajdywanie sobie różnych chorób. Z błędu wyprowadził mnie Pan Carlo Meier,który stworzył fenomenalną powieść opowiadającą o starcach, którzy wcale nie są starzy...
Owen Collins- emerytowany policjant wraz ze swoim przyjacielem, znanym od dzieciństwa- Patrickiem postanawia w swoim domu założyć komunę. Przyjaciele tworzą grupę '00-70', która ma na celu pomoc osobom zniedołężniałym, które stają się ofiarą kradzieży, wyłudzeń pieniędzy itd.
Londyn i dom starości 'Sunny garden'. Miejsce spokojne i zaciszne- idealne do relaksu. Niestety, nie każdy może cieszyć się wspaniałą atmosferą i czuć się tu tak dobrze jak w domu. Od kilku tygodni w Sunny Garden grasuje złodziej, który wykrada emerytom pieniądze! No i jeszcze morderstwo...
To już nie są żarty!
Pora, żeby do akcji wkroczyli prawdziwi profesjonaliści, którzy wytropią sprawcę. Zaprośmy na scenę Owen'a i Patricka!
Kiedy przeczytałam imię pisarza pomyślałam sobie: " O! Hiszpan! Ale, super... Uwielbiam ten kraj, więc wypadałoby wreszcie poznać ich literaturę, zwłaszcza że powieść zapowiada się całkiem ciekawie..". Cóż, Pan Meier na pewno Hiszpanem nie jest, gdyż prezentuję on literaturę niemiecką! Biorąc pod uwagę Jego nację oraz to, że powieści z tego kraju są napisane z wielką precyzją, wiązałam z tą lekturą wielkie nadzieję.
I nie zawiodłam się ani trochę!
Pan Carlo posługuje się naprawdę barwnym, a przede wszystkim lekkim językiem. Czytając "Drogę nadziei" po prostu czuć było w każdym słowie doświadczenie i umiejętności pisarskie autora. Znajdziemy tu kilka opisów, jednakże Meier nie poskąpił nam intrygujących dialogów.
Akcja rozwija się całkiem szybko, jednakże i nie aż za dynamicznie. Chciałoby się rzec optymalnie. Autor bardziej skupia się na bohaterach i ich codziennym życiu, aniżeli na śledztwie, tworząc w pewnym stopniu powieść obyczajową. Wielkim plusem powieści jest jej nieprzewidywalność. Mimo, że ja Holmes'em nie jestem i bardzo rzadko sama znajduję mordercę, to z tą powieścią nie nudziłam się ani sekundkę i ani razu nie przeszło mi przez myśl, kto może być winowajcą.
Bohaterowie są barwnymi postaciami, którzy mają tylko jedną wspólną cechę- są starzy. Oczywiście, nie starzy duchem, a starzy ciałem. Bo, i zdrowie już nie takie i siły mniejsze, ale.. to nie przeszkadza w doskonałym i szalonym życiu! Mimo, że ja jestem nastolatką, a każda persona w tej powieści emerytem, nie sprawiło mi żadnego problemu polubienie ich stylu bycia. Nieustannie utożsamiałam się z coraz to nowym staruszkiem, a ich zachowanie i staroświeckie zwyczaje, nieraz doprowadzały mnie do łez (oczywiście ze śmiechu!).
Reasumując, "Droga nadziei" to idealny kryminał i komedia w jednym. Meier zastosował zasadę złotego środka- ani za dużo tu kryminału, anie komedii. Jednym słowem, dla każdego coś dobrego! Powieść to idealny pomysł na prezent: dla nastolatków, aby poznali życie starszych od kuchni oraz dla osób starszych, aby dostrzegli swoje wady i zaczęli brać przykład z Owen'a i Patricka!
MOJA OCENA:
8,5/10
Mówią, że starość to nie radość. Cóż, ja też tak uważałam... Starzy ludzie kojarzyli mi się z nudnymi i wiecznie marudzącymi emerytami, których jedyną pasją jest chodzenie do lekarzy i wynajdywanie sobie różnych chorób. Z błędu wyprowadził mnie Pan Carlo Meier,który stworzył fenomenalną powieść opowiadającą o starcach, którzy wcale nie są starzy...
Owen Collins- emerytowany...
2013-02-06
Każdy kraj ma cechy charakterystyczne. Po zachowaniu rozróżnimy Francuza, Niemca, bądź Hiszpana. Po wyglądzie natomiast możemy zidentyfikować mieszkańców Azji. Widząc Chińczyka, tudzież mieszkańca Japonii bez problemu rozpoznamy ich nację.
Tokio to miejsce, które kojarzy mi się właśnie z nocnym życiem! Mam wrażenie, że mieszkańcy stolicy kraju kwitnącej wiśni nigdy nie śpią i wiecznie są gotowi na zabawę. Co więcej, zarówno Tokio jak i cały kraj jest na dużo wyższym poziome cywilizacyjnym. Wystarczy spojrzeć na nowoczesną architekturę, cuda techniki i mentalność ludzi. Zupełnie inna bajka...
Marcin Bruczkowski wyjechał do Japonii kilka lat temu. Planował zostać na rok, był tam 10 lat. Autor twierdz, że kraj kwitnącej wiśni kocha za... japońskie piwo i łaźnie koedukacyjne! Po powrocie do kraju postanowił opisać swoje przygody i tak oto narodziła się powieść "Bezsenność w Tokio", czyli zbiór zabawnych opowiastek o życiu gajdzina, mentalności Japończyków, kraju kwitnącej wiśni, o... Po prostu o wszystkim!
" Trzęsie.
Otwieram zaspane oczy i odruchowo sięgam po pilota. Pod sufitem lampa kołysze się łagodnie- chyba nie było mocne. Ale słabe trzęsienia bywają preludium do mocniejszych, więc zaczynam wygrzebywać się z pościeli.
Następne."
"Bezsenność w Tokio" należy do gatunku literatury fakty, powieści podróżniczych. Przyznam szczerze, że nigdy nie miałam do czynienie z tym rodzajem książek, więc przed przeczytaniem tejże pozycji kłębiło się we mnie wiele sprzecznych uczuć. Z jednej strony byłam zaintrygowana i pełna dobrych myśli, z drugiej natomiast, bałam się, że powieść będzie dobra, niestety gatunek zupełnie mi nie podpasuje, przez co i książkę przeczytam z wątpliwym zainteresowaniem. Na szczęście tak się nie stało! Już od pierwszych stron świat tak dalekiej krainy wciągnął mnie bez reszty, a ja wprost nie mogłam oderwać się od lektury!
"Bezsenność w Tokio" bez problemu zastąpi nam najlepszy przewodnik! Autor opisuje, kulturalne życie w Tokio, a także umieszcza liczne mapy i dzieli się z nami wartościowymi wskazówkami. Co więcej, w książce znajdziemy wiele zdjęć, dzięki czemu możemy nie tylko wyobrazić sobie, a także zobaczyć życie autora. Zapomniałabym wspomnieć o słowniczku, który znajduje się na końcu publikacji! Widnieje tam spis japońskich słów i zwrotów, jakich autor użył w trakcie pisania powieści. Dzięki słowniczkowi, poznajemy całą masę zwrotów oraz bardziej rozumiemy to, co autor chce nam przekazać.
Podczas lektury nieustannie miałam wrażenie, że jestem w Tokio i towarzyszę Panu Marcinowi w jego wyjątkowej podróży! Czułam, że przyjaciele Bruczkowskiego to również moi kumple, z którymi mogę wyjść do baru i zwierzyć się z męczących mnie problemów.
Akcji tu nie ma, a każdy rozdział jest o czym innym. Jednakże, jest to powieść podróżnicza, więc nie będę się dzisiaj nad tym elementem rozczulać. Wolę przejść do innej sprawy, która zdarza się bardzo rzadko, bynajmniej w książkach, które ja czytuję. A, mianowicie chodzi o... Miłość autora do tematu, który opisuje! Z kartek książki po prostu przebija się uśmiech Bruczkowskiego, na myśl o życiu w Tokio. Wyczuwalna jest także jego miłość i zafascynowanie krajem kwitnącej wiśni! Autor po prostu zaraża nas swoim dobrym humorem oraz przekazuje namiastkę swojej osoby.
Podczas czytania nieustannie wybuchałam gromkimi salwami śmiechu! Nasz podróżnik stworzył nader zabawną powieść, która rozśmieszy nas do łez! Nie mogłabym nie napisać o tym jak wielu informacji dowiedziałam się po tej lekturze! przed przeczytaniem tej publikacji moja wiedza o Japonii i Tokio była bliska, momentami równa zero. Teraz, mogę z dumą stwierdzić, że o kraju kwitnącej wiśni i jego stolicy wiem dużo, a nawet bardzo!
Podsumowując, "Bezsenność w Tokio" to niesamowita książka podróżnicza, która na długo zostanie w mojej pamięci. Po jej przeczytaniu do listy marzeń mogę dopisać kolejną zachciankę. Odwiedzić Tokio i zwiedzić wszystkie miejsce, które opisuje autor oraz odkryć coś nowego!
MOJA OCENA:
9/10 lub 6/6
"Japonia macha mi wesoło ręką, po czym wzywa następnego przyjaciela"
Każdy kraj ma cechy charakterystyczne. Po zachowaniu rozróżnimy Francuza, Niemca, bądź Hiszpana. Po wyglądzie natomiast możemy zidentyfikować mieszkańców Azji. Widząc Chińczyka, tudzież mieszkańca Japonii bez problemu rozpoznamy ich nację.
Tokio to miejsce, które kojarzy mi się właśnie z nocnym życiem! Mam wrażenie, że mieszkańcy stolicy kraju kwitnącej wiśni nigdy nie śpią...
2013-02-23
Znacie bajkę o Piotrusiu Panie? Ja ją znam doskonale, a swojego czasu była to moja ulubiona opowieść. Podobną sympatię ma do tej baśni Jakub Ćwiek, a chcąc pokazać swoją miłość do Piotrusia, napisał "Chłopców"- oryginalną i baśniową powieść.
Zagubieni Chłopcy stworzyli Drugą Nibylandię- miejsce, gdzie wraz z mamą- Dzwoneczkiem- spędzają wspólnie czas i przeżywają zapierające dech w piersiach przygody. Chłopcy z Piotrusia Pana byli jeszcze dziećmi, natomiast Chłopcy z wyobraźni Ćwieka są już dorośli- jeżdżą na motocyklach,szukają wybranki swojego serca i ubierają się w skórzane wdzianka. Niemniej są dorośli tylko ciałem, bo duszą ciągle są malutkimi brzdącami, którzy nie znają smutków i problemów tego świata. Także Dzwoneczek przeszła wielką metamorfozę. Z maleńkiej i słodkiej wróżki 'wyrosła' na seksowną i odważną kobietę.
Jesteście gotowi na poznanie Drugiej Nibylandii? Ja byłam jak najbardziej na tak, a zaraz opiszę Wam moje odczucia, co do tej lektury. Na początek, jednak napiszę jedno zdanie, które streści całą recenzję. A, więc: lektura "Chłopców" była wspaniałą rozrywką, niesamowitym umilaczem czasu, przerwą od ckliwych romansów, a przede wszystkim najbardziej męską książką, jaką kiedykolwiek czytałam!
"Życie życiem, realność realnością, ale gdy raz wdepniesz w jakąś bajkę , to Twój świat będzie nią śmierdział, aż zdechniesz"
Trochę już mnie znacie i wiecie, że nie mam zbyt dobrych wspomnień związanych z polską fantastyką. Co prawda, nie czytałam wielu powieści moich rodaków, jednakże nie zmienia to faktu, że właśnie do tego gatunku jestem uprzedzona. O ile Pilipiuka i jego książki w miarę toleruję, a swego czasu byłam nawet fanką tego autora, o tyle innych pisarzy i wytworów ich wyobraźni nie mogę ścierpieć. Uwierzcie mi! Niezliczoną ilość razy próbowałam przebrnąć przez fantastykę spod pióra polaka, ale po kilku stronach wymiękałam i wybierałam inne książki.
"Chłopcy" Jakuba Ćwieka od samego początku zbierały pozytywne opinie czytelników, więc kiedy znalazłam sposobność przeczytania tej książki postanowiłam zaryzykować i przeczytać. Czy podjęłam dobrą decyzję? Ależ, oczywiście!
Najnowsza powieść Ćwieka to zbiór opowiadań. Jedne są dłuższe, drugie krótsze, jedne ciekawsze, drugie mniej. Niemniej nie znalazłam ani jednej opowieści, która mi się nie spodobała, co jest ogromnym plusem, bo zwykle takie zbiory opowiadań charakteryzują się dużą różnorodnością pod względem jakości.
Autor pisze lekkim, aczkolwiek strasznie potocznym językiem, co trochę mnie denerwowało, bo książka ma być dziełem, a nie pełną potocyzmów opowieścią. Oczywiście, nie oczekiwałam Sienkiewicza, czy Mickiewicza, ale niektóre wyrazy można było zastąpić bardziej poprawnymi określeniami.
Mimo że, polskiej fantastyki czytam niewiele zauważyłam, że praktycznie w każdej książce z tego gatunku jest masę przekleństw. A, żeby tradycji stało się zadość powieść Ćwieka również naszpikowana jest brzydkimi słowami, które są całkiem niepotrzebne. Ja rozumiem, że autor chciał wytworzyć specjalny, taki 'ostry' klimat, ale i bez przekleństw by się obyło, a myślę, że sporo czytelników podobnie jak ja była tym zjawiskiem zniesmaczona .
Wielkim plusem są bohaterowie. Chłopcy są bardzo urokliwi i zabawni. Niezliczoną ilość razy, czytając o ich szalonych pomysłach, wybuchałam gromkim śmiechem. Każda persona ma inny charakter, jednakże będąc w grupie wszyscy mężczyźni idealnie do siebie pasują. Podczas czytania utożsamiłam się z kilkoma postaciami i wiem, że dzięki nim na pewno nie zapomnę szybko o tej książce.
Reasumując, "Chłopcy" to lekka i przyjemna opowieść, dzięki której przekonałam się troszkę do polskiej fantastyki. Jakby nie patrzeć na moją recenzję książka kilka wad ma, niemniej oceniam ją naprawdę pozytywnie.
MOJA OCENA:
7,5/ 10
„- Im później nauczysz się bać, ksiądz - Kruszyna dobył noża i rozejrzał się za jakimś patykiem - tym później dorośniesz.”
Znacie bajkę o Piotrusiu Panie? Ja ją znam doskonale, a swojego czasu była to moja ulubiona opowieść. Podobną sympatię ma do tej baśni Jakub Ćwiek, a chcąc pokazać swoją miłość do Piotrusia, napisał "Chłopców"- oryginalną i baśniową powieść.
Zagubieni Chłopcy stworzyli Drugą Nibylandię- miejsce, gdzie wraz z mamą- Dzwoneczkiem- spędzają wspólnie czas i przeżywają...
"Naszymi upodobaniami rządzą okoliczności. Artysta lubi pagórkowaty krajobraz wiejski ze względu na jego malowniczość; inżynier woli teren płaskie, ponieważ łatwiej na nich budować; człowiek poszukujący przyjemności upodobał sobie to, co zwie 'wspaniałą kobietą'. "
Proces zakochania widzimy, widzieli go nasi przodkowie, widzieć go będą nasze dzieci i wnuki. Miłość jest nieodłącznym elementem naszego życia. I tak jak roślina potrzebuje wody i słońca tak my ludzie pragniemy bliskości drugiego człowieka. W sumie tu nie chodzi tylko o całusy i przytulanie. W miłości najważniejsze jest zaufanie. Lecz zanim przyjdzie ślub, trzeba 'zdobyć' ukochaną osobę. Wbrew pozorom wcale to nie jest takie łatwe...
Historię poznajemy z punktu widzenia William'a Cromsworth'a. Młody mężczyzna wyjeżdża z Wielkiej Brytanii do Brukseli, gdzie zamierza rozpocząć swoje życie. Po kilku nieudanych doświadczeniach zawodowych decyduje się na podjęcie pracy nauczyciela języka angielskiego w szkole dla młodych panien. Młodzieniec nie zdaje sobie sprawy, że wybór tej pracy zmieni jego przyszłość. Wiliam przeżyje wiele przygód, pozna też kogoś bardzo ważnego. Może nawet najważniejszego w jego życiu?
"Jedyna droga do wolności prowadzi przez bramy śmierci, więc bramy te trzeba przekroczyć; bo wolność jest rzeczą niezbędną."
Charlotte Bronte (21.04.1816- 31.03.1855 r.)- angielska pisarka i poetka. Wspólnie z siostrami Emily Jane i Anną od wczesnych lat młodości pisała wiersze i opowiadania. W roku 1845 siostry wspólnie wydały kolekcję swoich powieści. Charlotte jest autorką kilku powieści, które charakteryzują się wyraźnym morałem i niesamowitym klimatem.
Wiele razy powtarzałam, że lubię klasykę, i jest to prawda. Niestety, jeszcze nigdy nie pokochałam tego języka sprzed kilku epok. Zdania pełne zdrobnień, wszystko piękne i słodkie- na dłuższą metę powinno to kręcić nastolatkę z romantyczną duszą, lecz mnie mdli. Taka powieści mają w sobie więcej cukru niż cała paczka cukierków! Tak więc, najbardziej obawiałam się języka i... miło się zaskoczyłam! Charlotte używa wyimaginowanych, lecz w pełni zrozumianych słów. Zdania są dość długie, co uwielbiam, bo świadczy to o dużym zasobie słownictwa. W "Profesorze" uwidocznił się talent pisarki, lekkie pióro, inteligencja, a przede wszystkim wielkie zaangażowanie autorki w powstanie tej powieści. Wszystko jest wyjątkowo dopracowane. I choć momentami mój szósty zmysł wyczuł, że dany fragment był pisany na siłę to i tak ta wada mi nie przeszkadzała- niesamowity klimat powieści wszystko zrekompensował! Przenosimy się do epoki wiktoriańskiej- czasy w literaturze, mimo wszystko, dość popularne, lecz ja nigdy nie będę nimi znudzona! Uwielbiam historię i wszystko ( no może nie wszystko, ale wiecie co mam na myśli) co wydarzyło się w przeszłości. Moim marzeniem jest zobaczyć na własne oczy starożytną Grecję, Rzym, za czasów Juliusza Cezara, Hiszpanię w czasie wypraw kolonialnych i wiele,wiele innych. Ta moja zachcianka nie może się spełnić dlatego też, z tak wielką przyjemnością sięgam po książki, które mogą mnie przenieść w przeszłość. W "Profesorze" wszystko przypomina nam epoką wiktoriańską- społeczeństwo, główny bohater, idee i stereotypy. W książce wiele zdań jest napisanych w języku francuskim. Początkowo myślałam, że będzie mi to przeszkadzało, lecz nic z tych rzeczy! Okazało się, że pokochałam tę różnorodność językową! Przed chwilą doszłam do wniosku, że gdyby nie ona, ta powieść straciłaby swój klimat.
Według mnie "Profesor" to jedna z lepszych powieść z gatunku klasyki, jaką miałam przyjemność czytać. Lektura zachęciła mnie do przeczytania innych powieści autorki i/lub jej sióstr. Po niezbyt miłej przygodzie z "Ruth" chciałam już obrazić się na ten gatunek, lecz teraz na nowo pragnę go odkrywać. Może "Profesor" nie jest ideałem, nawet nie wypowiadam takiego zdania, bo dzięki blogowaniu nauczyłam się, że książkowych ideałów nie ma. Po prostu książka jest dla mnie symbolem ciekawej klasyki.
MOJA OCENA:
8/10
"Naszymi upodobaniami rządzą okoliczności. Artysta lubi pagórkowaty krajobraz wiejski ze względu na jego malowniczość; inżynier woli teren płaskie, ponieważ łatwiej na nich budować; człowiek poszukujący przyjemności upodobał sobie to, co zwie 'wspaniałą kobietą'. "
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toProces zakochania widzimy, widzieli go nasi przodkowie, widzieć go będą nasze dzieci i wnuki. Miłość jest...