Pan Potwór Dan Wells 7,2
ocenił(a) na 82 lata temu Znając styl opowieści autora z pierwszej części trylogii o fascynująco socjopatycznym nastolatku Johnie Cleavierze - "Nie jestem seryjnym mordercą", byłam przygotowana na wszystko. Zwłaszcza na ciosy mentalno-emocjonalne z zaskoczenia, włączając w to elementy fantastyczne. I tutaj musiałabym uchylić rąbka tajemnicy tych niespodzianek, ale nie mogę odebrać ich przyjemności potencjalnym czytelnikom.
Niech też poczują się, niech też się boją i niech też poobgryzają sobie paznokcie!
Powiem tylko, że moje prorocze wizje zaskoczeń spełniły się w 100%. Jednak zanim się o tym przekonałam, moja czujność i stan pogotowia na każdą ewentualność kierunku rozwoju fabuły, zostały podstępnie uśpione przez dwa wątki.
Pierwszym była samotna walka Johna (jego psychoterapeuta został przecież zamordowany) z Panem Potworem. Wewnętrznym demonem socjopatycznej osobowości, którego uwolniło zabójstwo tym razem demona z krwi i kości rodem z horroru i starożytnej starożytności, ukrytego w ciele przemiłego sąsiada. To przymusowe morderstwo, o którym wiedziała tylko jego matka, uwolniło w nim mroczną stronę jego natury. Pan Potwór, jak ją nazywał chłopak, nie chciał wrócić do klatki umysłu, dopominając się o jeszcze więcej krwi, bólu i śmierci, a John robił wszystko, by powstrzymać swoje dyssocjalne skłonności do patologicznych zachowań. Było tak zabawnie i niewinnie (ech, ten czarny humor nastolatków!),że zaczęłam wierzyć w prawdopodobieństwo chłopięcej wyobraźni na temat przeszłych zdarzeń.
Drugim wątkiem odciągającym moją uwagę od powagi sytuacji była… No właśnie. W przypadku normalnie rozwijającego się chłopaka mogłabym powiedzieć – miłość. Jednak John nie potrafił kochać albo potrafił, ale inaczej. W jego snach i marzeniach Brook, jego „sympatia”, była przykuta do ściany, krzycząc – "Proszę, nie rób mi krzywdy!", a on bawiąc się nożem, łączył się z nią mentalnie na linii strachu i poczucia władzy przeżywając rozkosz „miłości”. I tutaj włączała się dobra strona Johna, ograniczająca kontakty z dziewczyną do śledzenia, podglądania, niedotykania, ograniczenia patrzenia na nią wprost i ukradkiem z limitem wypowiedzianych do niej słów oraz snów i marzeń na jawie. A ona to uwielbiała, próbując zdobyć nieprzystępnego, zdystansowanego, tajemniczego, małomównego, opornego na dziewczęce wdzięki, lekceważącego płeć piękniejszą, na luzie i lekko odklejonego chłopaka o uroczych oczach. I nie ma tutaj w tej sytuacji nic do śmiechu. Wystarczy przypomnieć sobie identyczny schemat z cyklu Zmierzch Stephenie Meyer. Tyle że tam nazywano to wampiryzmem, a tutaj socjopatią. O jednoznaczności tych poważnych zjawisk bili już na alarm autorzy "Zmierzchu i filozofii" - Housel Rebecca, Wiśniewski Jeremy i Irvin William. No ale, przyznam się, że jakoś tak zapomniało mi się o tych podobieństwach i przestrogach, że to nie jest normalna miłość, skoro ona była taka przyjemnie niebezpieczna i słodko zakazana. Powiem więcej, mentalnie poganiałam oboje w ich ostrożnych poczynaniach, żeby chociaż jedna randka nie zakończyła się znalezieniem kolejnej martwej kobiety, które dla Johna były o wiele bardziej atrakcyjne niż kolor stanika u Brook.
No właśnie!
A miałam być czujna! Miałam się pilnować! Miałam być mądrzejsza przed szkodą!
A tu ni z tego, ni z owego, po kilku miesiącach ciszy i spokoju w miasteczku, nowe, kolejne, seryjne trupy! To one były czynnikiem przywracającym mi trzeźwość osądu i powrót do rzeczywistości. Bardzo mrocznych realiów, w których John po raz drugi musiał stanąć do walki ze złem. Dużo bardziej niebezpiecznym niż w części pierwszej, ale nadal perwersyjnie i boleśnie przyjemnie dającym się badać i poznawać. I nie mam na myśli tutaj nieboszczyków w zakładzie pogrzebowym, podczas których mycia i balsamowania wyciszał się John, a wyczesywanie ciemieniuchy z trupich włosów wynosiło go na szczyt nirwany, ale to, co nastąpiło później. Wydarzenia, które w pełni rozwinęły podwójną osobowość chłopca. Zarówno tą złą, jak i dobrą.
Takie zrównoważone moralnie i etycznie rozwinięcie i zakończenie drugiej części trylogii, a jednocześnie bardzo kruche, nie pozwoliło mi jeszcze na znalezienie jednoznacznej odpowiedzi na postawione sobie wcześniej pytanie – Czy polecić te książki mojej zaprzyjaźnionej młodzieży, czy nie? Autor wprawdzie nie przekracza granicy, ale mocno ją narusza, jadąc po bandzie, jednocześnie silnie akcentując przesłanie wewnętrznej i zewnętrznej walki dobra ze złem. Ostateczną decyzję podejmę po przeczytaniu ostatniej części "Nie chce cię zabić", której już tytuł dużo mi sugeruje.
I włącza niebezpieczną wyobraźnię też!
naostrzuksiazki.pl