-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz2
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant3
Biblioteczka
2017-08-03
2017-06-04
Na wstępie chcę serdecznie podziękować za przesłanie egzemplarza recenzenckiego najnowszej powieści Cecelii Ahern. Zanim jeszcze mogłam sięgnąć po „Lirogona”, zaciekawiona tytułem musiałam odwołać się do źródeł, aby dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. Kiedy odkryłam, że lirogon jest dość rzadkim, ale niezwykle utalentowanym ptakiem występującym wyłącznie w Australii, wiedziałam, że jeśli główna bohaterka powieści Pani Ahern będzie miała cokolwiek wspólnego z tym osobliwym gatunkiem fauny, na pewno ją polubię.
I rzeczywiście…
Laura Button jest młodą kobietą zamieszkującą dziewicze tereny południowo - zachodniej Irlandii. Po śmierci matki i babki przez dziesięć kolejnych lat swojego życia samotnie zamieszkuje w małej chatce na wzgórzu ukrytej na polanie otoczonej lasem. Życie w zgodzie z przyrodą pozwala jej czerpać z darów natury, które wystarczają na potrzeby codziennego życia. Dzięki różnorodnym odgłosom środowiska u obdarzonej ponadprzeciętną wrażliwością dziewczyny rozwijają się niezwykłe zdolności zapamiętywania, naśladowania i odtwarzania dźwięków, poprzez które Laura wyraża swoje emocje i nastroje. Wydawane przez bohaterkę odgłosy są czymś zupełnie naturalnym, często pojawiają się niespodziewanie i niekontrolowanie. Opieka i pomoc Toma Toolina – biologicznego ojca Laury stanowi urozmaicenie w jej przewidywalnym i powtarzalnym życiu. Po niespodziewanej śmierci mężczyzny w życiu bohaterki wszystko się zmienia i ukryta dotąd na odludziu dziewczyna po raz pierwszy pokazuje światu swoją twarz. W nastawionym na komercję XXI wieku, w dobie reality show i odkrywania talentów niezwykłe zdolności Laury szybko zostają zauważone, a jej osoba za sprawą internetu i telewizji w ciągu kilku dni staje się rozpoznawalna na niemalże całym świecie. Dziewczyna jest dla mediów prawdziwym nieoszlifowanym diamentem, na którym można budować własną popularność i odnieść sukces.
Jak Laura odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Jakie zagrożenia na nią czekają? Kto okaże się jej kołem ratunkowym na wzburzonej fali popularności?
Pani Ahern stworzyła przepiękną, niezwykle aktualną opowieść, w której możemy odnaleźć ponadczasowe wartości. Zderzenie zwyczajnego, prostego, wręcz zacofanego życia z bezlitosną machiną sukcesu często bywa bolesne i wiąże się z określonymi konsekwencjami. Natura ludzka nieprzystosowana do blichtru i splendoru, ale również do manipulacji, ciągłego kontrolowania i „pozostawania na świeczniku” bardzo często musi płacić wysoką cenę za swoją popularność. Dobrze jeśli posiada koło ratunkowe, które pozwoli utrzymać się jej na powierzchni…
„Lirogon” to powieść podejmująca temat niezwykłej wrażliwości. Powrót do przeszłości, do korzeni odgrywa tu niebagatelną rolę. Autorka zwraca uwagę na poszanowanie zasad i wartości oraz nawiązuje do pięknej, czystej miłości, która wpisana jest w naturę człowieka. Zestawienie delikatnej kobiety z osobliwym ptakiem dodaje tej historii lekkości i finezji. Plastyczny język mocno działa na wyobraźnię. Mam nadzieję, że filmowcy już myślą nad ekranizacją tej powieści, bo moim zdaniem opowieść o Lirogonie, podobnie jak wcześniejsze powieści autorki, świetnie się do tego nadaje.
Historia Laury i jej wyjątkowy debiut w bezlitosnym świecie XXI wieku urzekła mnie, ujęła i na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci. Cieszę się, że mogłam poznać tę ciekawą i osobliwą opowieść. Serdecznie polecam lekturę „Lirogona” nie tylko fanom autorki zaznajomionym z jej piórem, ale również wszystkim, którzy poszukują w książkach czegoś nowego, nietuzinkowego i intrygującego. Tej lekturze naprawdę warto poświęcić swój czas!
Na wstępie chcę serdecznie podziękować za przesłanie egzemplarza recenzenckiego najnowszej powieści Cecelii Ahern. Zanim jeszcze mogłam sięgnąć po „Lirogona”, zaciekawiona tytułem musiałam odwołać się do źródeł, aby dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. Kiedy odkryłam, że lirogon jest dość rzadkim, ale niezwykle utalentowanym ptakiem występującym wyłącznie w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-30
"Słodsze niż czekolada" - smakowity tytuł, który zachęca do sięgnięcia po, jak się okazuje, ciekawą opowieść autorstwa Sheili Roberts. Mnie niestety książka dość długo kusiła swoją czekoladową oprawą, ale w końcu postanowiłam po nią sięgnąć. I nie żałuję...
Autorka zabiera czytelników do niewielkiego, ale urokliwego Icicle Falls położonego w stanie Waszyngton, w górskiej krainie, gdzie swoją rodzinną firmę o nazwie "Słodkie Sny" prowadzą prawdziwe kobiety z charakterem. Fabryka czekolady powstała tu już lata temu i od kilku pokoleń jest wizytówką rodziny Sterlingów. Niestety od pewnego czasu biznes kuleje, a nawet znalazł się nad przepaścią i jedyną osobą, która może uratować rodzinne dziedzictwo jest Samantha - najstarsza z sióstr Sterling. Dlaczego dobrze prosperująca firma stanęła na skraju bankructwa przeczytacie w książce. Dodam tylko, że zarówno Samantha, jak i jej mama oraz dwie młodsze siostry łatwo się nie poddają, a Festiwal Czekolady organizowany w okolicach Walentynek wydaje się być trafnym pomysłem. Niestety czasu jest bardzo niewiele, a konkurencja i miejscowy bank są bezlitośni...
Zastanawia Was, czy bohaterkom uda się uratować firmę... Czy widmo bankructwa zniknie, a trudności zostaną zażegnane...
Koniecznie sięgnijcie po tę niewymagającą i przyjemną lekturę, która prawdziwie osłodzi Wam chwile spędzone z książką. Sheila Roberts napisała powieść o kobietach i skierowała ją właśnie do kobiet. Determinacja, siła i przedsiębiorczość bohaterek jest godna pozazdroszczenia i może być przykładem do naśladowania. Kłopoty i trudności są dla sióstr Sterling motorem napędowym, a stawianie wszystkiego na jedną kartę wydaje się być w tej sytuacji jedynym rozsądnym rozwiązaniem. "Słodsze niż czekolada" to optymistyczna historia, która może motywować i zachęcać do działania. Jest w niej wiele optymizmu, pomimo licznych przeciwności losu, którym dziewczyny muszą stawić czoła. Autorka pisze ciekawie, lekko i z humorem. Jestem bardzo pozytywnie nastrojona po lekturze tej powieści i myślę, że każda z nas potrzebuje jeszcze więcej właśnie takich pozytywnych opowieści. Nadmienię jeszcze, że "Słodsze niż czekolada" to pierwsza część całego długiego cyklu opowieści zatytułowanych "Życie w Icicle Falls", których akcja ma miejsce w tym klimatycznym, małym miasteczku. Zastanawiam się, czy doczekamy się kolejnych części w polskim przekładzie...
A tymczasem zachęcam do lektury. Powieść w sam raz na jesienną chandrę i poprawę nastroju.
"Słodsze niż czekolada" - smakowity tytuł, który zachęca do sięgnięcia po, jak się okazuje, ciekawą opowieść autorstwa Sheili Roberts. Mnie niestety książka dość długo kusiła swoją czekoladową oprawą, ale w końcu postanowiłam po nią sięgnąć. I nie żałuję...
Autorka zabiera czytelników do niewielkiego, ale urokliwego Icicle Falls położonego w stanie Waszyngton, w górskiej...
2017-10-29
Na dworze deszczowo i ponuro, więc aby poprawić sobie nastrój postanowiłam sięgnąć po kolejną powieść Richarda Paula Evansa, której dotąd nie czytałam. "Obiecaj mi" to ciepła i piękna historia, która swoim nastrojem otula czytelnika niczym ciepły koc. Niesie nadzieję i pozwala ponownie uwierzyć w drugiego człowieka.
Beth to spełniona kobieta, matka sześcioletniej Charlotte i żona Marca. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zniszczyć jej rodzinnego szczęścia. Nic oprócz... zdrady, a dokładnie kilkunastu romansów męża, czy raczej "skoków w bok", o których kobieta nie miała pojęcia. Nieszczęścia jak wiemy najczęściej chodzą stadami, a wiec do rozbitej rodziny dochodzi jeszcze choroba nowotworowa jej niewiernego małżonka oraz kłopoty ze zdrowiem córeczki. To z kolei pociąga za sobą mnóstwo wydatków, które zaczynają przekraczać saldo oszczędności. I tak w krótkim czasie Beth staje nad przepaścią i nie bardzo umie poradzić sobie z piętrzącymi się trudnościami.
Wtedy na jej drodze pojawia się Matthew - tajemniczy mężczyzna, opiekuńczy anioł stróż, który próbuje pomóc Beth rozwiązać większość jej problemów.
Kim jest zagadkowy mężczyzna? Dlaczego chce pomóc właśnie Beth? Skąd zna jej przeszłość?
"Obiecaj mi", jak sam tytuł wskazuje, to opowieść o obietnicach - tych dotrzymanych i tych niespełnionych. To historia z klimatem, nieco baśniowa, w której dobro zwycięża nad złem. To powieść z pogranicza prawdy i fikcji, świata realnego i nadprzyrodzonego, po którym poruszamy się aktywnie z niesłabnącym zapałem. Akcja wciąga i intryguje, a zatem lektura tej książki to zaledwie jeden wieczór. Po prostu nie da się jej odłożyć na później.
Bardzo się cieszę, że na ponury jesienny weekend wybrałam właśnie tę historię, ponieważ podobnie jak inne książki autora "Obiecaj mi" nastroiło mnie pozytywnie na kolejne dni. Miła, niezobowiązująca lektura odbierana częściowo na serio i trochę z lekkim przymrużeniem oka. Polecam serdecznie.
Na dworze deszczowo i ponuro, więc aby poprawić sobie nastrój postanowiłam sięgnąć po kolejną powieść Richarda Paula Evansa, której dotąd nie czytałam. "Obiecaj mi" to ciepła i piękna historia, która swoim nastrojem otula czytelnika niczym ciepły koc. Niesie nadzieję i pozwala ponownie uwierzyć w drugiego człowieka.
Beth to spełniona kobieta, matka sześcioletniej Charlotte...
2017-03-25
Kiedy przeczytałam informację, że książka była dwukrotnie nominowana do nagrody Bookera od razu wiedziałam, iż nie będzie to zwyczajna lektura. I rzeczywiście powieść "W obcym pokoju" odbiega swoją formą od przyjętych kanonów, a i jej treść jest dość osobliwa.
Powieść składa się z trzech odrębnych części - opowiadań, rozdziałów zatytułowanych "Naśladowca", "Kochanek" i " Opiekun", które łączy osoba narratora, utożsamianego z samym autorem. Damon Galgut jest południowoafrykańskim pisarzem, który ma w swoim dorobku kilka powieści i sztuk teatralnych. Swoją pierwszą książkę napisał w wieku siedemnastu lat.
Wszystkie te historie opowiadają o zamiłowaniu autora do podróży, które stanowią esencję jego życia. Te liczne wędrówki po Afryce, Indiach i Europie mają jeszcze jeden cel - poszukiwanie swojego miejsca na ziemi. Każda z nich to również pewne zadanie do wykonania, inna rola do spełnienia - naśladowcy, kochanka i opiekuna. Na swojej drodze outsider i introwertyk Damon napotyka ludzi, którzy, podobnie jak on, przemieszczają się z miejsca na miejsce, a proza codziennego dnia zamienia się u nich w rutynę ciągłej wędrówki, która zostaje sprowadzona do bardzo przyziemnych spraw jak: jedzenie, spanie, transport, ale także zmęczenie, nuda i oczekiwanie.
Jak kończą się te wszystkie kosztowne eskapady? Czy pozwolą znaleźć Damonowi to, czego poszukuje?
Powieść Damona Galguta ma dość specyficzny i szczególny wymiar. Każde z opowiadań przybiera formę kazania. Tradycyjne dialogi odbiegają od ogólnie przyjętego układu. Narracja wzbudza niepewność i niepokój. Poprowadzona w przeważającej części w trzeciej osobie pozwala narratorowi na przekazywanie możliwie jak najwięcej wspomnień i wrażeń ze swoich wędrówek. Co ciekawe nie znajdziemy tu barwnych opisów afrykańskiej przyrody i otaczających krajobrazów. W to miejsce otrzymujemy garść wewnętrznych przemyśleń bohatera, jego osobistych przemian, wątpliwości i rozterek. Mimo oszczędnego stylu, braku ozdobników, wprowadzenia elementów naturalistycznych każda opowieść Damona trzyma czytelnika w niesłabnącym napięciu, by na koniec spowodować w jego duszy prawdziwą burzę emocji. Autor zwraca uwagę na takie aspekty życia jak dominacja, walka o przywództwo, podporządkowanie, następnie miłość do drugiego człowieka i wstrzymywane do granic możliwości pożądanie, a w końcu przyjaźń, odpowiedzialność za drugą osobę i poświęcenie.
Damon Galgut stworzył nieszablonową historię, z której można wyciągnąć wiele wniosków. Służy ona przemyśleniu i przeanalizowaniu tego, co w życiu naprawdę ma znaczenie, nie zapominając, że:
„Żeby usnąć w obcym pokoju, trzeba wszystko z siebie wyrzucić. A zanim się wszystko wyrzuci, jest się sobą. A kiedy już wszystko wyrzuciłeś, nie ma cię. A kiedy napełni cię sen, nigdy cię nie było”.
Polecam
Kiedy przeczytałam informację, że książka była dwukrotnie nominowana do nagrody Bookera od razu wiedziałam, iż nie będzie to zwyczajna lektura. I rzeczywiście powieść "W obcym pokoju" odbiega swoją formą od przyjętych kanonów, a i jej treść jest dość osobliwa.
Powieść składa się z trzech odrębnych części - opowiadań, rozdziałów zatytułowanych "Naśladowca", "Kochanek"...
2017-07-08
„Zimowy ogród” Kristin Hannah od razu skojarzył mi się z Leningradem (dzisiejszym Sankt Petersburgiem) i jego Pałacem Zimowym zbudowanym przez carycę Elżbietę. I rzeczywiście wydarzenia opisane w powieści są ściśle powiązane z tym pięknym rosyjskim miastem zwanym przez turystów Wenecją Północy. Natomiast fabuła książki nawiązuje do bajek rosyjskich, najczęściej smutnych i przejmujących, ale kryjących w sobie niepowtarzalną magię i wyjątkowy klimat.
„Zimowy ogród” Kristin Hannah to powieść o rodzinie, która nosi piętno tragicznej przeszłości. Siostry Nina i Meredith dorastały u boku zimnej i obojętnej matki Anji, która nie okazywała córkom żadnych ciepłych uczuć oraz kochającego, czułego ojca Evana, który starał się rekompensować dziewczynkom wszystko to, czego nie otrzymywały od matki. To Evan był prawdziwym filarem rodziny, pomostem pomiędzy dziećmi, a żoną. Tylko dzięki niemu stosunki panujące w domu były do zaakceptowania przez wszystkich domowników. Mężczyzna zdawał sobie jednak sprawę, że po jego śmierci nad rodziną zawisną ciemne chmury. Żona nie poradzi sobie z demonami, które męczą ją przez całe życie, a dorosłe córki nie będą potrafiły zrozumieć i zaakceptować zachowania matki. Dlatego wymógł na Anji, aby opowiedziała córkom od lat niedokończoną bajkę o biednej dziewczynie i księciu, którą dziewczyny pamiętały z dzieciństwa i której nigdy nie poznały do końca. Chciał także, aby córki domagały się zakończenia tej historii, która miała być uzdrowieniem dla ich zranionych serc.
I tak popłynęła z ust osiemdziesięciojednoletniej Anji wzruszająca i piękna bajka o dziewczynie i księciu, która przekształciła się w prawdziwą opowieść o życiu, miłości, wojnie, bólu, głodzie i śmierci. A uczestniczką tych wydarzeń była Wiera, która przeżyła oblężenie Leningradu w czasie II wojny światowej. Przez dwa i pół roku (od 8 września 1941 do 27 stycznia 1944 roku) miasto było odcięte od reszty świata, ostrzeliwane, bombardowane i równane z ziemią. Wojenna nawałnica pochłonęła około 1,5 miliona ofiar - mieszkańców miasta, którzy ginęli od bomb, wystrzałów, pracy, nędzy i głodu. Ta przejmująca i tragiczna historia zmieniła na zawsze życie Anji, ale wyjawienie jej córkom pozwoliło wreszcie oczyścić duszę, pogodzić się z przeszłością, zrozumieć i spojrzeć z nadzieją w przyszłość.
Dawno nie czytałam tak pięknej i wzruszającej opowieści opartej na tragicznej prawdzie sprzed lat. Sama fabuła jest bardzo interesująca, a stopniowanie napięcia poprzez kolejne fragmenty niedokończonej „bajki” wzbudza niecierpliwość i podnosi emocje. Autorka zastosowała popularny w powieściach obyczajowych model, gdzie współczesną płaszczyznę wydarzeń przenikają wspomnienia z przeszłości. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Pani Hannah posłużyła się motywem bajki rosyjskiej, która kojarzy mi się z wczesnym dzieciństwem, pięknymi ilustracjami i mądrymi, przejmującymi opowieściami chwytającymi za serce i wzruszającymi do łez. Nie trudno się domyślić, że w tym wypadku przeszłość bierze górę nad teraźniejszością, ale obecne wydarzenia tylko nieznacznie ustępują „bajce”, która posiada niezwykłą moc uzdrawiania zranionych uczuć.
Jeśli nie czytaliście jeszcze książek pani Kristin Hannah, to na pierwsze spotkanie wybierzcie właśnie „Zimowy ogród”, a na pewno z radością sięgniecie po kolejne powieści autorki. Polecam serdecznie. Emocje gwarantowane.
„Zimowy ogród” Kristin Hannah od razu skojarzył mi się z Leningradem (dzisiejszym Sankt Petersburgiem) i jego Pałacem Zimowym zbudowanym przez carycę Elżbietę. I rzeczywiście wydarzenia opisane w powieści są ściśle powiązane z tym pięknym rosyjskim miastem zwanym przez turystów Wenecją Północy. Natomiast fabuła książki nawiązuje do bajek rosyjskich, najczęściej smutnych i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03-14
Mam to szczęście, że w mojej bibliotece znajduje się kącik pt. "Przygarnij książkę". Jest to miejsce, gdzie można zarówno oddać już przeczytaną pozycję, jak również wziąć tytuł, który nas zaciekawił. Właśnie z takiego obiegu trafiła do mnie "Ewangelia według Judasza" w interesującym przekazie Jeffreya Archera. Po wnikliwych konsultacjach z księdzem prof. Francisem J. Moloneyem SDB - badaczem teologii katolickiej, pisarz opowiedział zdarzenia Nowego Testamentu z punktu widzenia Judasza Iskarioty. Opowieść ta oparta została o dawne zapisy i przekazy Beniamina Iskarioty - pierworodnego syna wyklętego Apostoła pochodzące z I w. n.e. Praca nad książką wymagała ogromnej staranności, tak, aby historia opowiedziana przez współczesnego człowieka i skierowana do ludzi XXI w. była wiarygodna i odpowiadała przyjętym kanonom wiary chrześcijańskiej i żydowskiej.
Moim zdaniem obaj autorzy bardzo dobrze wypełnili to zadanie, dzięki czemu mamy możliwość śledzenia tamtych, odległych wydarzeń z innego punktu widzenia. W ten sposób życie Jezusa, jego nauczanie, ale przede wszystkim późniejsze wydanie na śmierć nabiera nowego wymiaru. Niektóre wydarzenia zawarte w ewangeliach podawane są często przez kościół katolicki jednokierunkowo, jednostronnie, a to niesie za sobą brak obiektywizmu. Kiedy jednak dokładnie poznamy Biblię i spojrzymy z szerszej perspektywy na tamtą rzeczywistość, to nasze wnioski mogą okazać się zaskakujące. I nie chodzi tu wcale o to, kto jest winien, kto zdradził, kto i w jaki sposób został ukarany, ale o to, że pomiędzy białym i czarnym jest jeszcze wiele odcieni szarości.
Jest to zwięzła i konkretna opowieść z licznymi cytatami z ewangelii, do których dodano ciekawe komentarze. Warto po nią sięgnąć choćby po to, aby wyrobić sobie własną opinię na tamte wydarzenia. "Ewangelia według Judasza" intrygowała mnie od dawna i cieszę się, że udało mi się ją zdobyć. Jeśli tylko będziecie mięli okazję, poświęćcie jej godzinkę lub dwie swojego czasu. Naprawdę nie będziecie żałować.
Mam to szczęście, że w mojej bibliotece znajduje się kącik pt. "Przygarnij książkę". Jest to miejsce, gdzie można zarówno oddać już przeczytaną pozycję, jak również wziąć tytuł, który nas zaciekawił. Właśnie z takiego obiegu trafiła do mnie "Ewangelia według Judasza" w interesującym przekazie Jeffreya Archera. Po wnikliwych konsultacjach z księdzem prof. Francisem J....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-22
W 2012 roku nakładem wydawnictwa Hachette ukazały się wspomnienia Jaycee Dugard, która w wieku 11 lat została porwana w drodze z domu na przystanek szkolnego autobusu w South Lake Tahoe, w górach Sierra Nevada, w Stanach Zjednoczonych.
Przez 18 lat swojego życia była torturowana, molestowana i przetrzymywana w nieludzkich warunkach przez porywacza - psychopatę Philipa Garrido za przyzwoleniem jego żony Nancy.
W 1991 roku sprawa ta obiegła całe Stany, a mimo to dziewczynki nie udało się odnaleźć.
Przez lata tortur i znęcania dziewczynka starała się stworzyć sobie swój własny, mały, hermetyczny świat. Na początku martwiła się jedynie o własny los, o to, aby przeżyć, aby zobaczyć mamę i młodszą siostrę. Kiedy w wieku 14 lat urodziła pierwszą córeczkę, od tej pory musiała już dbać także o bezpieczeństwo dziecka. Trzy lata później na świat przyszła druga dziewczynka. Jaycee musiała więc opiekować się dwojgiem maluchów. W tej strasznej sytuacji starała się znajdować jakieś jaśniejsze strony i zapewnić swoim dziewczynkom wszystko, co tylko mogła. Nauczyła się postępować ze swoim oprawcą, wyczuwać jego nastroje i posunięcia. Życie w ciągłym lęku przed najgorszym i przebywanie w zamknięciu i izolacji przez 18 lat wpłynęło na jej psychikę i zaburzyło prawidłowy rozwój osobowości.
Gdyby nie przypadek - wizyta u kuratora nadzorującego zwolnienia warunkowe, prawdopodobnie nigdy nie natrafiono by na ślad 29-letniej wówczas Jaycee. Można zatem powiedzieć, że w całej tej tragedii bohaterka miała dużo szczęścia. Po odzyskaniu wolności musiała na nowo uczyć się przebywania wśród ludzi oraz nadrabiać straconych 18 lat. Jako dorosła kobieta i matka musiała również zająć się swoimi dorastającymi córkami, których dotychczasowe życie na terenie posiadłości ojca dalekie było od normalności.
"Skradzione życie" to zapis przerażających wspomnień z okresu niewoli. Te dramatyczne wydarzenia pełne są brutalnych zachowań, terroru i przemocy, manipulacji i prześladowania oraz przyzwolenia osoby trzeciej na to, co dzieje się za płotem posesji.
Ponowny powrót do tamtych wydarzeń, okrucieństwa i agresji seksualnej jest dla Jaycee bardzo trudny. Autorka próbuje usprawiedliwiać niektóre, może trochę chaotyczne, nie do końca chronologiczne zapiski, ale któż mógłby ją winić za takie drobiazgi. Horror, jakiego doświadczyła ta nieśmiała i dzielna 11-latka nie mieści się w żadnych granicach rozumowego pojmowania rzeczywistości.
Jeśli zatem chcecie bliżej poznać historię nagłego zniknięcia dziewczynki na oczach jej ojczyma oraz 18-letnie odosobnione życie autorki w oddalonej o 250 km od miejsca zamieszkania posiadłości, to koniecznie sięgnijcie po "Skradzione życie". Nie jest to łatwa lektura, ale na pewno warta przeczytania. Polecam.
Link do niewiele ponad minutowego trailera ze zdjęciami Jaycee i jej porywaczy zamieszczonego na YOUTUBE:
https://www.youtube.com/watch?v=7woMyksoqzE
W 2012 roku nakładem wydawnictwa Hachette ukazały się wspomnienia Jaycee Dugard, która w wieku 11 lat została porwana w drodze z domu na przystanek szkolnego autobusu w South Lake Tahoe, w górach Sierra Nevada, w Stanach Zjednoczonych.
Przez 18 lat swojego życia była torturowana, molestowana i przetrzymywana w nieludzkich warunkach przez porywacza - psychopatę Philipa...
2017-12-30
Na zakończenie 2017 roku zdecydowałam zaznajomić się z twórczością rodzimej autorki - Pani Renaty Kosin. Rozpatrując kilka potencjalnych lektur zdecydowałam się na "Tatarkę" i muszę przyznać, że był to rewelacyjny wybór. Powieść dosłownie mnie oczarowała i jestem pewna, że niebawem sięgnę po kolejną historię opowiedzianą przez panią Renatę, a mam w czym wybierać...
"Tatarka" to klimatyczna opowieść o niesamowitych kobietach, zatajonej przeszłości i rodzinnych tajemnicach, które prowadzą wprost do polskich Tatarów zamieszkałych po dziś dzień na Podlasiu w okolicach Kruszynian, Bohonik i Supraśla. Powieść dosłownie zaczarowała mnie od pierwszej strony i z żalem żegnałam się z bohaterami tej przesympatycznej historii.
Ksenia przebywając w rodzinnym dworku w Bujanach pragnie poznać dotąd niezbadaną i owianą milczeniem przeszłość swojego przodka - pradziadka Ignacego, który jak głoszą rodzinne przekazy mógł się wywodzić z rodu polskich Tatarów. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że Ignacy wiele lat temu sam próbował dotrzeć do prawdy, ale mu się to nie udało. Nikt z żyjących nie znał jego biologicznych rodziców, a i dzieciństwo okryte było mgłą niepamięci. Tymczasem po latach jego prawnuczka Ksenia odnajduje w pobliskich Kruszynianach ślady dawnej przeszłości, która odkrywa przed nią kolejne tajemnice. Dążenie do prawdy prowadzi ją do tatarskiej zagrody w Kruszynianach, gdzie bohaterka odnajduje stare zdjęcie kobiety bliźniaczo do niej podobnej...
Kim jest owa tajemnicza niewiasta? Jaki ma związek z jej rodziną?
Powieść pani Renaty Kosin tchnie tajemniczością i mistycyzmem. Mamy tu starą leśną mogiłę, którą wszyscy traktują z niezwykłą czcią, mamy nieznanych przodków, którzy przed ponad stu laty żyli na tych terenach, walczyli, pracowali, kochali i dali początek następnym pokoleniom. Mamy rodzinę Śmiałowskich ze szlacheckimi korzeniami i dworkiem w Bujanach, ale również ród polskich Tatarów z ich kulturą, tradycją, obrzędami i... magią - ludzi tak nam dalekich i jednocześnie tak bliskich. To wszystko powoduje, że od historii po prostu trudno się oderwać, czyta się ją jednym tchem dążąc do jak najszybszego poznania prawdy i rozwiązania wszystkich zagadek. W miarę rozwoju wydarzeń ciekawa powieść obyczajowa zmienia się niemalże w intrygującą historię przygodową, której wartka akcja nie pozwala na obojętność i nudę. Nie sposób tu nie wspomnieć o bohaterach, a właściwie bohaterkach powieści, bo to one grają pierwsze skrzypce w tej historii. Polubiłam je od pierwszej strony, a stanowczą i apodyktyczną Honoratę, która z wdziękiem i w dobrej wierze wtrąca się we wszystko i rozbraja swoimi stwierdzeniami, po prostu pokochałam.
To powieść która budzi uśmiech na twarzy, wspaniale odpręża i ... nakłania do poznawania własnych korzeni. Taka ekscytująca podróż w przeszłość do czasów naszych pradziadów pozwala odkryć wiele niesamowitych zdarzeń, a prawda, która wyłoni się z mroków dawnych czasów często wprawia w zdumienie. Na szczęście od pewnego czasu miłośnicy genealogii mają nieco uproszczoną sprawę dzięki archiwom państwowym, które po około stu latach odtajniają stare dokumenty i pozwalają zajrzeć do skanów starych aktów i metryk. Możecie wierzyć mi na słowo, że taka kwerenda dostarcza niesamowitych wrażeń.
A wracając do "Tatarki"... Trzeba Wam wiedzieć, że tak nazywane są tatarskie kobiety, ale również takim mianem określa się pewną mniej szlachetną odmianę gryki. Jeśli zatem macie ochotę na wędrówkę w przeszłość, wycieczkę poprzez pola porośnięte kwitnącą na biało gryką albo uzdrawiającą i odprężającą gimnastykę o wschodzie słońca na pokrytej rosą łące to koniecznie sięgnijcie po "Tatarkę". To powieść jakich nie znajdziecie wiele. Polecam serdecznie.
Na zakończenie 2017 roku zdecydowałam zaznajomić się z twórczością rodzimej autorki - Pani Renaty Kosin. Rozpatrując kilka potencjalnych lektur zdecydowałam się na "Tatarkę" i muszę przyznać, że był to rewelacyjny wybór. Powieść dosłownie mnie oczarowała i jestem pewna, że niebawem sięgnę po kolejną historię opowiedzianą przez panią Renatę, a mam w czym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-27
Z każdą nowo przeczytaną powieścią Susan Wiggs otrzymuję intrygującą i niepowtarzalną historię, która pozwala mi przenieść się w ciekawe miejsce i poznać interesujących ludzi oraz ich często zawiłe i złożone problemy. I nie obchodzi mnie, że nie jest to literatura wysokich lotów, trochę powtarzalna w swoim schemacie. Bo dzięki Pani Wiggs otrzymuję zawsze klimatyczną i ciekawą dobrą opowieść obyczajową z genialnie nakreślonymi relacjami międzyludzkimi i sporą dawką emocji.
„Obudzić szczęście” opowiada o Sarah – autorce poczytnych komiksów i jednocześnie zagubionej kobiecie, która przez ostatnich pięć lat tkwiła w pozornie szczęśliwym małżeństwie. Jej mąż Jack – mężczyzna z klasą i z pozycją zapewnia jej dobre i dostatnie życie. Sarah pozostaje bycie w jego cieniu i spełnianie oczekiwań. Dramatyczne chwile jakie przeżywał Jack walcząc z nowotworem odbijały się i wyczerpywały również Sarah, która poświęciła się całkowicie opiece i pomocy choremu. Zwycięstwo nad chorobą było wspaniałą nagrodą i rozbudziło marzenia bohaterów o posiadaniu potomka. Sarah konsekwentnie korzystała z pomocy kliniki leczenia niepłodności, aby wkrótce oboje mogli cieszyć się dzieckiem. Uhonorowaniem jej starań okazała się zdrada Jacka, który winą za całą sytuację obarczył swoją żonę. Wydarzenie to skłoniło Sarah do przemyśleń i podjęcia radykalnych rozwiązań. Powrót do rodzinnej Kalifornii do niewielkiego Glenmuir i rozpoczęcie życia na własny rachunek okazało się wcale nie takie trudne do realizacji. Tym bardziej, że los zgotował bohaterce kolejne niespodzianki.
Uwielbiam powieści Susan Wiggs za jej sposób prowadzenia wydarzeń, dostosowane tempo akcji i sporo emocji, które da się odczuć, ale nie jesteśmy nimi nadmiernie bombardowani. Ciekawie nakreślone relacje między bohaterami podsycają zainteresowanie. Postacie są autentyczne, a każda z nich to interesująca osobowość, którą albo się lubi i akceptuje, albo nie. Autorka przyzwyczaiła mnie do tego, że lubi zastosować w swojej opowieści nagły i zupełnie niespodziewany zwrot wydarzeń. Jednak tym razem trochę mi zabrakło takiego radykalnego przełomu. Książkę bardzo dobrze się czyta i z niesłabnącym zainteresowaniem. Warto też wychwycić pewne przesłanie, które pani Wiggs stara się zazwyczaj przekazać w opowiadanej historii. Jakie motto podarowała czytelnikom tym razem... Pamiętajcie, że szczęściu trzeba czasem pomóc, aby mogło zagościć w naszym życiu. Taką dewizę przyjęła Sarah i taką myślą powinien się kierować każdy z nas.
I jeszcze na koniec taka mała sugestia z mojej strony: „Obudzić szczęście” podobnie jak inne powieści pani Wiggs obejrzałabym chętnie na kinowym ekranie. Myślę, że mogłyby znaleźć spore grono wielbicieli podobnie jak zekranizowane powieści Nicholasa Sparksa. Może się kiedyś doczekamy…
Z każdą nowo przeczytaną powieścią Susan Wiggs otrzymuję intrygującą i niepowtarzalną historię, która pozwala mi przenieść się w ciekawe miejsce i poznać interesujących ludzi oraz ich często zawiłe i złożone problemy. I nie obchodzi mnie, że nie jest to literatura wysokich lotów, trochę powtarzalna w swoim schemacie. Bo dzięki Pani Wiggs otrzymuję zawsze klimatyczną i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-23
Do sięgnięcia po kontynuację losów Łucji Wróblewskiej przymierzałam się już od dość dawna i tuż przed Bożym Narodzeniem zabrałam się właśnie za tę lekturę. Powrót do Różanego Gaju po ponad dwóch latach nieobecności stał się dla mnie miłym dopełnieniem przedświątecznej krzątaniny.
Pamiętam, że "Obietnica Łucji" wywarła na mnie duże wrażenie i wysoko ją oceniłam. Przeprowadzka tytułowej bohaterki na Podkarpacie z nadzieją na zmiany i lepsze jutro oraz przepełniona emocjami opowieść o życiu w nowym miejscu trafiła prosto do mojego serca. Niestety dalsze losy Łucji przedstawione w "Marzeniu..." początkowo trochę mnie nużyły. Nie mogłam zdzierżyć marazmu i ciągłego "krakania" bohaterki na temat tego, że na pewno stanie się coś złego. Tym bardziej, że takie przewidywania zajęły bohaterce mniej więcej 150 pierwszych stron i nie trudno się tu domyślić, co się wydarzy. Odniosłam wrażenie, że Pani Dorota nie bardzo miała pomysł na dalsze wydarzenia. Na szczęście gdy już przebrnęłam przez te proroctwa i pogodziłam się z faktem, że bohaterka rzeczywiście miała rację, powieść zaczęła zmierzać w nieco innym kierunku. Był to początek naprawdę ciekawego i intrygującego dalszego ciągu wzbogaconego o niespodziewane zwroty akcji. Tempo wydarzeń zdecydowanie wzrosło, pojawiły się emocje, wzmógł pewien niepokój i do samego końca powieść trzymała w napięciu.
Jak się zatem okazuje marzenie Łucji, które wydaje się być na wyciągnięcie ręki wcale nie jest takie proste do spełnienia, a monotonną i cukierkową sielankę burzą gradowe chmury. Niespodziewane pojawienie się w życiu bohaterki osób trzecich wywołuje masę sprzecznych uczuć, z którymi Łucji trudno jest sobie poradzić. Na szczęście w Różanym Gaju są też prawdziwi przyjaciele gotowi służyć radą i nieść pomoc w trudnych chwilach.
Muszę przyznać, że ostatecznie powieść mi się podobała. Gdyby nie ten przydługi i nudnawy wstęp byłaby to naprawdę super opowieść obyczajowa, w której naprawdę sporo się dzieje. Różany Gaj ma swój urok i może być idealnym miejscem na ziemi, a jego mieszkańcy to prawdziwie mili i uczynni ludzie. Warto wiec zawitać w ich progi, aby samemu się o tym przekonać. Zapraszam serdecznie do lektury.
Do sięgnięcia po kontynuację losów Łucji Wróblewskiej przymierzałam się już od dość dawna i tuż przed Bożym Narodzeniem zabrałam się właśnie za tę lekturę. Powrót do Różanego Gaju po ponad dwóch latach nieobecności stał się dla mnie miłym dopełnieniem przedświątecznej krzątaniny.
Pamiętam, że "Obietnica Łucji" wywarła na mnie duże wrażenie i wysoko ją oceniłam....
2017-10-09
Dziś chcę Was zachęcić do sięgnięcia po "Czaromarownik" czyli magiczny kalendarz na 2018 rok. Wydawnictwo Kobiece spieszy by w październiku oddać w Wasze ręce, drogie kobietki, niezwykły terminarz. Pięknie wydany, w twardej oprawie, w granatowej tonacji ze srebrnymi zdobieniami czaruje i kusi swoją magiczną szatą. Jest książeczką niewielkich rozmiarów, tak, że bez trudu zmieści się w damskiej torebce albo na nocnej szafeczce.
A wnętrze... równie gustowne, ale przede wszystkim wygodne i przejrzyste. Każdy dzień 2018 roku posiada swoją własną, odrębną stronę, która opatrzona została dodatkowo nietuzinkowym przesłaniem na właśnie tę, konkretną datę. Od razu przekartkowałam kalendarz, aby odnaleźć własną datę urodzenia i... myśl przewodnia na ten dzień wydaje się po prostu jakby dla mnie stworzona:
"Jeśli dajesz z siebie wszystko, wszystko zdobędziesz".
Ciekawa jestem, czy w Waszym przypadku będzie podobnie...
W "Czaromarowniku" odnajdziecie też sporo ciekawych porad i przydatnych informacji, albo po prostu luźne spostrzeżenia, które można potraktować z przymrużeniem oka. Na stronach kalendarza nie mogło zabraknąć także horoskopu dla wszystkich kolejnych znaków zodiaku.
Powiem szczerze, że już wcześniej, na początku września, zapoznałam się z zawartością "Czaromarownika" przesłaną w wersji elektronicznej i bardzo mi się spodobał. Ale dopiero dzisiaj, gdy otrzymałam do w formie papierowej, wzięłam do ręki, przekartkowałam, poczytałam... Teraz dopiero mogę z czystym sumieniem zachęcać Was do sięgnięcia po ten magiczny kalendarz. Wypatrujcie go niebawem w księgarniach, a jestem przekonana, że i Was zaczaruje. Serdecznie polecam.
Dziś chcę Was zachęcić do sięgnięcia po "Czaromarownik" czyli magiczny kalendarz na 2018 rok. Wydawnictwo Kobiece spieszy by w październiku oddać w Wasze ręce, drogie kobietki, niezwykły terminarz. Pięknie wydany, w twardej oprawie, w granatowej tonacji ze srebrnymi zdobieniami czaruje i kusi swoją magiczną szatą. Jest książeczką niewielkich rozmiarów, tak, że bez trudu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-14
Amanda Prowse to angielska autorka poczytnych powieści obyczajowych. Świetnie odnajduje się w nastrojowych i ciepłych opowieściach świątecznych, ale potrafi być również dobrym psychologiem i w emocjonalny sposób przekazywać treści trudne i bolesne dla bohaterów.
"Świąteczne marzenie" to klimatyczna opowieść z Bożym Narodzeniem w tle, która wspaniale wpisuje się w obecny czas. To także ponowne spotkanie z bohaterami książki "Szczypta miłości", tyle, że tym razem autorka skupiła się na osobie Meg Hope, która nadal mieszka nad ekskluzywną piekarnio - cukiernią "Mayfair" w Londynie, pracuje dla Plum Patisserie i wychowuje swojego uroczego synka Lukasa. Czuwanie nad nowo otwieranymi lokalami należy do jej obowiązków, podobnie jak rozwiązywanie trudności organizacyjnych. Na krótko przed Bożym Narodzeniem dziewczyna musi udać się do Nowego Jorku, gdzie piętrzące się kłopoty mogą uniemożliwić otwarcie cukierni na czas. Na Manhattanie poznaje Eda - intrygującego architekta, który wydaje w się być mężczyzną z jej snów. Cztery dni spędzone w Ameryce zupełnie odmieniają Meg, choć dystans dzielący Londyn i Nowy Jork wydaje się być zbyt duży. Tym bardziej, że trudna przeszłość, którą Megan zostawiła za sobą także do niej powraca...
O tym jak spędzą Boże Narodzenie bohaterowie powieści i z jakimi trudnościami przyjdzie im się zmierzyć przeczytacie w "Świątecznym marzeniu". Dowiecie się też, jakie niespodzianki dla Meg zesłał los. Będziecie mogli delektować się znakomitymi deserami serwowanymi w "Mayfair" i zastanawiać nad następnymi posunięciami bohaterów.
Świąteczna powieść pani Prowse po raz kolejny zwraca uwagę na to, co w życiu najważniejsze. Ukazuje tęsknotę osoby wychowywanej z dala od domu za miłością, ciepłem, dobrem i prawdziwą rodziną. Piętnuje kłamstwo i niedopowiedzenia stawiając na otwartość i szczerość. Docenia autentyczną przyjaźń i dobrych ludzi, którzy mimo, że obcy, mogą stać się najbliższymi.
Opowieść zapowiada się bajkowo i słodko, a wydarzenia bez większego trudu dają się przewidzieć. Ale nie dajcie się zwieść. Zapewniam, że nie znajdziecie tu monotonii i nudy. W życie bohaterów wkradają się coraz to nowe problemy, którym wcale nie tak łatwo jest zaradzić, a że wszystko odbywa się w świątecznym okresie, to pod wpływem tej magii ludzie stają się dla siebie milsi i bardziej wyrozumiali.
Podobało mi się, że autorka wplotła do wydarzeń wątek nawiązujący do 11 września i ataku na WTC. Był też taki moment, w którym Pani Prowse kompletnie mnie zaskoczyła, ale nie będę Wam zdradzać szczegółów. Emocji na pewno nie zabraknie, a wrażliwsze dusze być może nawet łezkę uronią. Książkę dobrze się czyta z niesłabnącym zainteresowaniem. Zachęcam do lektury, która pozwoli Wam poczuć się naprawdę świątecznie, ciepło i miło.
P.S. Za egzemplarz recenzencki książki dziękuję pięknie Wydawnictwu Kobiecemu.
Amanda Prowse to angielska autorka poczytnych powieści obyczajowych. Świetnie odnajduje się w nastrojowych i ciepłych opowieściach świątecznych, ale potrafi być również dobrym psychologiem i w emocjonalny sposób przekazywać treści trudne i bolesne dla bohaterów.
"Świąteczne marzenie" to klimatyczna opowieść z Bożym Narodzeniem w tle, która wspaniale wpisuje się w obecny...
2017-12-07
Uwielbiam powieści obyczajowe, w których przeszłość przeplata się z teraźniejszością, a dawne, czasem bardzo odległe wydarzenia mają wpływ na to co dzieje się tu i teraz. "Oświadczyny" Tasminy Perry to właśnie tego rodzaju ciepła i klimatyczna historia, która wspaniale wpisuje się w atmosferę Bożego Narodzenia. A ja mogłam się nią delektować dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiecego, za co serdecznie dziękuję.
Georgię i Amy różni dosłownie wszystko - narodowość, wiek, status społeczny, pozycja materialna, a łączy w zasadzie tylko jedno - tęsknota za prawdziwą miłością. Zbliżają się święta, magiczny czas w roku - okazja do naprawienia błędów, wybaczenia i pogodzenia się z przeszłością. Siedemdziesięcioletnia Georgia, emerytowana właścicielka wydawnictwa, kobieta z pozycją, pragnie po raz pierwszy w swoim życiu odwiedzić Nowy Jork. Nie czuje się na siłach, aby udać się tam sama, więc poprzez ogłoszenie poszukuje towarzyszki podróży. Na jej ofertę odpowiada Amy - młoda amerykanka, tancerka, której kariera zawodowa, podobnie jak i życie prywatne dalekie są od ideału. Każdej z kobiet przyświeca inny cel podróży. Aż trudno uwierzyć, że wspólny czterodniowy wyjazd za ocean zaowocuje tak ogromnymi zmianami w życiu obu bohaterek. A jednak... Georgii uda się spełnić marzenie z młodości i rozliczyć z bolesną przeszłością, a Amy odnajdzie w sobie siłę do walki z piętrzącymi się przeciwnościami losu.
"Oświadczyny" to pierwsza powieść pani Perry, jaką miałam przyjemność przeczytać. Jestem pod wrażeniem, bo to naprawdę ciekawa opowieść. Jest efektowna, daje do myślenia i pozwala przenieść się w czasie o ponad pół wieku. Zastosowane dwie płaszczyzny czasowe - lata pięćdziesiąte XX wieku - czas młodości Georgii, prestiżowe szkoły dla panien, bale debiutantek, na których dziewczęta znajdowały swoich przyszłych mężów oraz druga dekada XXI wieku, w którym, co ciekawe, prestiż i dobry styl nadal pozostają w cenie bardzo ładnie się komponują i płynnie przenikają. Łącznikiem pomiędzy tymi dwoma światami jest postać Georgii oraz miłość jako uczucie wyjątkowe i ponadczasowe. I teraz i przed laty każdy pragnął znaleźć szczęście u boku wybranej osoby - tutaj nic się nie zmieniło. Pomimo, iż świat poszedł naprzód, lęk, niepokój i trema również pozostały takie same. Autorka w bardzo delikatny i taktowny sposób poprowadziła wątki romansowe, czy raczej romantyczne. Uczuciom łączącym bohaterów nadała wymiar metafizyczny.
Tasmina Perry pokazała, że potrafi zaskakiwać czytelnika zarówno jeśli chodzi o niespodziewane zwroty akcji, jak i o samo zakończenie. Dzięki temu przyjemność lektury była ogromna pomimo, że pewne rozwiązania i zamysły dało się przewidzieć.
Jedyne czego mi zabrakło to prawdziwych, głębokich emocji, które trafiają do serca i poruszają duszę, czasem wycisną łezkę, innym razem wstrząsną lub wzbudzą zdumienie.
Zachęcam do sięgnięcia po tę "gwiazdkową" lekturę. Znajdziecie w niej cudownie ciepły klimat odpowiedni dla świątecznego odpoczynku. Odbędziecie niesamowitą podróż w towarzystwie szacownej starszej Pani i niepewnej siebie młodej dziewczyny. Zagłębicie się w przeszłość i poznacie jej tajemnice. Ja sama natomiast z ciekawością sięgnę po kolejną powieść Pani Perry mając nadzieję, na równie interesującą lekturę.
Uwielbiam powieści obyczajowe, w których przeszłość przeplata się z teraźniejszością, a dawne, czasem bardzo odległe wydarzenia mają wpływ na to co dzieje się tu i teraz. "Oświadczyny" Tasminy Perry to właśnie tego rodzaju ciepła i klimatyczna historia, która wspaniale wpisuje się w atmosferę Bożego Narodzenia. A ja mogłam się nią delektować dzięki uprzejmości Wydawnictwa...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-28
Jak większość nastolatek jakiś czas temu i ja chętnie sięgałam po wszelkie publikacje mające związek z astrologią. I nie chodziło mi o zwyczajne horoskopy drukowane w codziennych czasopismach, którymi albo w ogóle nie zaprzątałam sobie głowy, a jeśli nawet zdarzyło mi się coś takiego przeczytać, to traktowałam te informacje z dużym przymrużeniem oka. Lubiłam natomiast czytać publikacje opisujące poszczególne znaki zodiaku - konkretne cechy charakteru i osobowości oraz ich wpływ na relacje z innymi osobami.
Dlatego kiedy otrzymałam propozycję od Wydawnictwa Kobiecego zrecenzowania książki "Miłość zapisana w gwiazdach" bardzo się ucieszyłam. Z przyjemnością poczytałam sobie na temat dopasowania poszczególnych znaków - tego co je łączy i tego, co dzieli. W książce Brada Kronena nie znajdziecie odrębnych charakterystyk. Autor poświęcił swoją uwagę konkretnym korelacjom pomiędzy znakami. Dzięki temu czytelnik ma uproszczone zadanie. Otrzymuje gotowe porównanie charakterologiczne dwóch danych znaków ze wszystkimi za i przeciw. Co ciekawe autor nie stara się oceniać, doradzać, ani przekonywać. Wybór pozostawia czytelnikowi zwracając jedynie uwagę na pewne właściwości danej osobowości, które należałoby wziąć po uwagę i które mogą mieć znaczenie.
Książka jest ciekawą propozycją dla osób sięgających po portrety astrologiczne. Może stanowić swego rodzaju kompendium wiedzy na ten temat. Może być też interesującym opracowaniem dla tych wszystkich, którzy traktują astrologię z lekkim przymrużeniem oka. Polecam.
Jak większość nastolatek jakiś czas temu i ja chętnie sięgałam po wszelkie publikacje mające związek z astrologią. I nie chodziło mi o zwyczajne horoskopy drukowane w codziennych czasopismach, którymi albo w ogóle nie zaprzątałam sobie głowy, a jeśli nawet zdarzyło mi się coś takiego przeczytać, to traktowałam te informacje z dużym przymrużeniem oka. Lubiłam natomiast...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-25
22 listopada miała miejsce premiera drugiej części sagi o mieszkańcach starego domu i ich tajemnicach, opowiadająca dalsze losy Alicji Pniewskiej i jej najbliższych. Pniewo położone niedaleko Pułtuska ożywa na nowo i staje się miejscem ekscytujących wydarzeń.
Minął już przeszło rok odkąd Alicja powróciła do swego domu lat dziecinnych. Zaaklimatyzowała się i wrosła w środowisko niezwykle ciepłych i uczynnych mieszkańców, którzy traktują ją jak swoją. Związek z Adamem kwitnie. Rozalkę i Michałka nasza bohaterka traktuje jak swoje rodzone dzieci, których nigdy nie miała. Firma projektowania ogrodów "Wrzosowisko" otrzymuje coraz to nowe zlecenia, więc i pod względem finansowym Alicji wiedzie się całkiem nieźle. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko formalnej zgody sądu na adopcję Michałka. Sielską rodzinną atmosferę burzą jednak coraz to nowe sekrety, które na przekór wszystkim nie chcą nadal pozostać w ukryciu. Poszukiwania rzekomej siostry, która być może żyje gdzieś zupełnie niedaleko spędzają Alicji sen z powiek, a dawne wojenne dzieje, które były udziałem jej ukochanego dziadka do pewnego stopnia same odkrywają przed bohaterką swoje tajemnice...
Ponowne odwiedziny w gościnnym Pniewie i spotkanie z bohaterami starego domu dostarczyły mi wielu emocji i wzruszeń. Jak najszybciej chciałam poznać wszystkie sekrety przeszłości i to one nie pozwoliły mi odłożyć książki na później. Uwielbiam styl i sposób, w jaki Pani Ilona snuje swoje opowieści. Magiczny klimat i cudowny nastrój urzekają i całkowicie przenoszą czytelnika w przedstawiony świat. Już od pierwszych stron stajemy się jego nieodłączną częścią, a atary dom w Pniewie otwiera przed nami swoje podwoje. Pomimo tego nieco baśniowego charakteru historia nic nie traci na swojej autentyczności. Sympatyczni i życzliwi bohaterowie mają swoje słabości, zdarzają im się gorsze dni i muszą mierzyć się z nie zawsze łatwą codziennością. To prawdziwi ludzie, którzy radują się, śmieją, ale także smucą, płaczą i zamartwiają. Każda z postaci jest inna, niepowtarzalna i na swój sposób wyjątkowa. Uczucie łączące Alicję i bardzo, bardzo wyrozumiałego Adama wydało mi się nieco zbyt cukierkowe, ale na szczęście do końca pozostało wiarygodne i przekonujące.
Powieści Pani Ilony to zdecydowanie moje klimaty. To dla takich historii jestem gotowa rzucić wszystko i dosłownie zapomnieć o całym świecie. Lektura takich opowieści to prawdziwe lekarstwo na jesienno - zimowe smutki, odskocznia od codziennej rutyny i sposób na poprawę nastroju.
Jeśli jeszcze nie odwiedziliście Pniewa i nie poznaliście Alicji oraz jej najbliższych postarajcie się koniecznie o "Powrót do starego domu". Jeżeli natomiast zaintrygował Was wojenny pamiętnik dziadka Jana, albo niewielka paczuszka z dokumentami znalezionymi na strychu, a może chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o dziwnym zachowaniu Henryka - sięgnijcie po "Tajemnice starego domu, a prawie wszystko stanie się jasne.
Pani Ilono, bardzo serdecznie dziękuję za książkę, wpis z pozdrowieniami, ale przede wszystkim za tę osobliwą historię i... proszę o jeszcze. Ufam, że stary dom ma jeszcze wiele zagadek do rozwiązania i sporo prawd do odkrycia, by
"W szalonym pędzie czas zatoczył wielki krąg,
Na mojej mapie znów był dzisiaj stary dom."
22 listopada miała miejsce premiera drugiej części sagi o mieszkańcach starego domu i ich tajemnicach, opowiadająca dalsze losy Alicji Pniewskiej i jej najbliższych. Pniewo położone niedaleko Pułtuska ożywa na nowo i staje się miejscem ekscytujących wydarzeń.
Minął już przeszło rok odkąd Alicja powróciła do swego domu lat dziecinnych. Zaaklimatyzowała się i wrosła w...
2017-11-16
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res przez cały mijający tydzień miałam przyjemność delektować się inteligentną i emocjonującą lekturą. Szczerze powiem, że już nie pamiętam kiedy jednej książce poświęciłam aż tyle czasu. Ale naprawdę było warto.
Nina Reichter, znana zapewne wielu z Was z cyklu "Ostatnia spowiedź", swoją ostatnią książką pt. "Love line" udowodniła, że jest mistrzynią intryg, niespodziewanych zwrotów akcji, zawoalowanych wątków i historii z polotem.
Podejmując dość niecodzienny, dla niektórych być może kontrowersyjny temat obnażający techniki i metody działania tzw. pick-up artists czyli trenerów podrywu stworzyła powieść niezwykłą, fascynującą i arcyciekawą.
Bethany - dziennikarka, kobieta na zakręcie, w trakcie rozwodu, z niejasną sytuacją zawodową i Matthew - przystojny, charyzmatyczny psycholog, który pomaga kobietom budować szczęśliwe związki. Ona pisze artykuł o trenerach podrywu, od którego może zależeć jej zawodowa przyszłość, a On ma jej w tym pomóc jako znawca kobiecej psychiki. Co wyniknie z ich wspólnych spotkań...
Intrygi, manipulacje, girki, układy i pułapki, w które wpadają nawet najlepsi to zdecydowane atuty tej powieści. I choć książka zakwalifikowana została do literatury kobiecej, to myślę, że także na mężczyznach zrobi duże wrażenie.
Zasiadałam do lektury z mieszanymi odczuciami. Z jednej strony zastanawiałam się czy naprawdę warto poświecić jej swój czas, z drugiej coś mnie do tej książki przyciągało. I powiem Wam, że "Love line" to był strzał w dziesiątkę.
Historia ani przez moment nie nudzi, nie dłuży się, choć trzeba przyznać, że jest rozbudowana, dużo w niej niuansów i szczegółów, stąd jej lektura wymaga skupienia i uwagi. To jedna z tych powieści, w której wraz z biegiem wydarzeń ciekawość i zainteresowanie wzrasta, a zakończenie stanowi zdecydowaną kulminację. Aż boję się pomyśleć czym jeszcze autorka zechce zaskoczyć swoich czytelników w części drugiej. Ale już nie mogę się doczekać.
Jeśli macie ochotę przeżyć interesującą przygodę w towarzystwie przenikliwych bohaterów, cenicie w autorach kreatywność, a w powieściach polot i głębszy sens to "Love line" jest dedykowana właśnie Wam. Skorzystajcie z tej propozycji, bo warto.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res przez cały mijający tydzień miałam przyjemność delektować się inteligentną i emocjonującą lekturą. Szczerze powiem, że już nie pamiętam kiedy jednej książce poświęciłam aż tyle czasu. Ale naprawdę było warto.
Nina Reichter, znana zapewne wielu z Was z cyklu "Ostatnia spowiedź", swoją ostatnią książką pt. "Love line" udowodniła, że...
2017-11-18
Powieść "Ostatnie srebrniki" Tadeusza Biedzkiego łączy elementy kryminalne ze sporą dawką historii cofając czytelnika w czasie o nawet dwa tysiące lat. Stara drewniana szkatułka odnaleziona w Nikozji na Cyprze staje się źródłem dociekań i motywacją do sięgnięcia w zamierzchłą przeszłość aż do czasów początków naszej ery, kiedy to Judasz - uczeń Jeszui wydał go na śmierć za trzydzieści srebrników. Ekscytująca wyprawa w tamte odległe czasy i odkrywanie tajemnic stanowi o prawdziwej wartości tej powieści. Bogate tło historyczne pozwala czytelnikowi przenieść się do samej Jerozolimy, a potem Rzymu z czasów Piłata - do okresu prześladowań chrześcijaństwa, potem do epoki kolejnych papieży. Dzięki temu możemy być świadkami wielu intryg, matactw, zła, a nawet przestępstw, jakich dopuszczały się ważne osobistości świeckie i kościelne na przestrzeni dziejów. Z czasem docieramy też do sekretnego zakonu Piłata i Judasza w Hiszpanii, który stoi za tajemniczymi morderstwami wpływowych osób w czasach nam współczesnych.
Czy rzeczywiście stary drewniany przedmiot z czasów Chrystusa otoczony złą sławą może mieć związek z tym, co dzieje się w dwudziestym pierwszym wieku?...
"Ostatnie srebrniki" to powieść z klimatem. Odkrywanie sekretów tak zamierzchłej przeszłości ma swój niepowtarzalny urok, budzi niepewność i wprowadza dreszczyk emocji. Dla mnie osobiście właśnie tło historyczne wydarzeń stanowi o wartości tej książki. Bardzo ciekawy pomysł, mnóstwo informacji, dobre przygotowanie pod kątem historycznym, ale sama forma przekazu niestety nie przypadła mi do gustu. Fragmenty odnoszące się do kolejnych etapów poszukiwania informacji i odkrywania przeszłości są zbyt odrębne, jakby trochę wyrwane z kontekstu i nie łączą się płynnie w spójną składną całość, która chyba nie została do końca przemyślana. Moim zdaniem autor powinien bardziej zadbać o to, aby przeszłość współgrała i przenikała się ze współczesnością. Nie powinna stanowić odrębnych części, które ostatecznie zostały nieco sztucznie połączone. Zawsze mocno mnie razi w powieściach cytowanie dosyć obszernych fragmentów oznaczonych cudzysłowem z informatorów, przewodników, czy wikipedii (jak w tym przypadku). Dużo lepiej jest wpleść te wiadomości np. w przemyślenia bohaterów, czy dialogi.
Podsumowując jestem trochę rozczarowana. Intrygujący tytuł, ciekawy opis wydawcy, ale autor nie do końca wykorzystał potencjał swojego pomysłu na powieść. Nieco ponad dwieście stron to niezbyt wiele na tak obszerny i ciekawy temat, któremu można było poświęcić zdecydowanie więcej miejsca. Myślę jednak, że miłośnicy zagadek historycznych i intryg kryminalnych odnajdą w tej powieści swoje klimaty.
Na zakończenie serdecznie dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za egzemplarz powieści do recenzji.
Powieść "Ostatnie srebrniki" Tadeusza Biedzkiego łączy elementy kryminalne ze sporą dawką historii cofając czytelnika w czasie o nawet dwa tysiące lat. Stara drewniana szkatułka odnaleziona w Nikozji na Cyprze staje się źródłem dociekań i motywacją do sięgnięcia w zamierzchłą przeszłość aż do czasów początków naszej ery, kiedy to Judasz - uczeń Jeszui wydał go na śmierć za...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-07-03
Był sobie pies... Jeśli macie lub mieliście kiedyś psiego przyjaciela to przemówi on do Was w zupełnie niespotykany sposób ze stron powieści W. Bruce'a Camerona. Jeżeli natomiast dotąd nie posiadaliście psiaka, to istnieje duża szansa, że po lekturze tej powieści zapragniecie, aby Wasza rodzina powiększyła się o sympatycznego czworonoga.
Bailey - ciekawy świata golden retriever pierwsze tygodnie swojego życia spędził w towarzystwie mamy i trójki rodzeństwa. Jego burzliwe dzieciństwo nabrało jasnych kolorów, gdy trafił do domu chłopca o imieniu Ethan. Od tej pory bezgraniczna wierność, bezwarunkowa miłość i przywiązanie stały się sensem życia Baileya, który nie odstępował swojego nowego pana, zawsze gotowy bronić go, pocieszać, zabawiać i rozśmieszać. A Ethan... wiele zawdzięczał psiemu przyjacielowi, mógł na niego liczyć w każdej sytuacji.
Pisząc powieść z punktu widzenia psa W.Bruce Cameron wyszedł poza utarte schematy i sprawił czytelnikom prawdziwą niespodziankę. Na pewno niełatwo było wczuć się w psychikę zwierzęcia i tak ciekawie namalować słowami pieskie pojmowanie świata ze wszystkimi odczuciami, rozterkami, radościami i smutkami czworonoga. Historia Baileya intryguje, wzrusza i jest pełna niespodzianek. Napisana lekko i z humorem wzbudza same miłe uczucia. Pozwala lepiej zrozumieć psią psychikę, a niektóre "dziwne" zachowania przestają być takie dziwaczne.
Mniej więcej w połowie książki, kiedy wydawałoby się, że historia dobiega końca, autor wykorzystuje kolejny trik (nie zdradzę jaki), aby z jednej strony zaskoczyć czytelnika, z drugiej pociągnąć dalej tę osobliwą i jedyną w swoim rodzaju opowieść. Bo trzeba Wam wiedzieć, że "WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA... CHYBA ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI".
W tej niekonwencjonalnej powieści autorowi udało się pokazać zwierzęcy punkt widzenia w bardzo autentyczny i wiarygodny sposób. Czytając historię Baileya zadajemy sobie sprawę, że ten nasz ludzki świat jest naprawdę pomerdany.
Pozostaję pod dużym wrażeniem tej opowieści. Teraz przyszedł odpowiedni moment na obejrzenie ekranizacji. Z radością przeżyję tę historię jeszcze raz i porównam moje wyobrażenie z pomysłem reżysera.
A na koniec dodam jeszcze, że jeśli ktoś z Was zwątpił w przyjaźń drugiego człowieka, to może być pewien, że psia wierność i oddanie nigdy nie zawiedzie.
Powieść "Był sobie pies" to historia uniwersalna - i dla małych i dla dużych czytelników, którzy lubią się uśmiechnąć, wzruszyć i przeżyć ciekawą przygodę. Serdecznie polecam.
Był sobie pies... Jeśli macie lub mieliście kiedyś psiego przyjaciela to przemówi on do Was w zupełnie niespotykany sposób ze stron powieści W. Bruce'a Camerona. Jeżeli natomiast dotąd nie posiadaliście psiaka, to istnieje duża szansa, że po lekturze tej powieści zapragniecie, aby Wasza rodzina powiększyła się o sympatycznego czworonoga.
Bailey - ciekawy świata golden...
2017-07-16
„Wołyń. Bez litości” Piotra Tymińskiego to niezwykłe świadectwo rzezi i ludobójstwa na Wołyniu w latach II wojny światowej. Pierwszy masowy mord na ludności polskiej na tamtym terenie został dokonany 9 lutego 1943 r. przez oddział Ukraińskiej Armii Powstańczej, który zamordował 173 Polaków we wsi Parośla I w powiecie sarneńskim. To właśnie w tej okolicy autor umieścił akcję swojej książki.
Opowieść rozpoczynają wydarzenia Wielkiego Czwartku 1943 roku, kiedy to do domu Stanisława Morowskiego we wsi Osty wkracza uzbrojona banda Ukraińców i dokonuje pojmania członków rodziny. Stanisławowi udaje się uciec, ale jego najbliżsi, podobnie jak sąsiedzi ze wsi zostają zabici z niebywałym okrucieństwem, a domostwa spalone. Po tym szokującym akcie przemocy Stanisław ucieka z Ostów i kieruje się do sąsiedniej Konstantynówki, gdzie samorzutnie tworzy się oddział samoobrony. Mężczyzna wstępuje w szeregi miejscowych powstańców, aby wraz z innymi ochotnikami chronić ludzi przed agresją UPA. I tak rozpoczyna się jego długa walka z banderowcami. Lawirowanie pomiędzy oddziałami Niemców, Ukraińców i sowieckiej partyzantki wymaga inteligencji, sprytu, poświęcenia i całkowitego oddania sprawie. Walka zbrojna, długie i wyczerpujące wędrówki po okolicznych lasach i bagnach, dowodzenie ludźmi, przejmowanie zaopatrzenia, napady na wrogie oddziały i ich rozbrajanie to tylko część zadań, jakie Stanisław musi wykonywać jako „Len”, a potem „Czart”. Wielu ochotników ginie na akcjach, bardzo dużo odnosi rany, ale determinacja, duch i wola walki są przeogromne. Ciężkie i nierówne starcia z Ukraińcami przynoszą efekty, ale jest to tylko maleńka przejrzysta kropelka w całym brudnym morzu cierpienia, gwałtu, tortur, bestialstwa i śmierci.
Powieść Pana Piotra wywarła na mnie ogromne wrażenie i jestem pełna uznania dla autora za podjęcie tak trudnego pod względem emocjonalnym i czysto ludzkim tematu. Jest to powieść historyczna oparta na faktach, ale wydarzenia w niej opisane zostały sfabularyzowane na potrzeby książki. Dlatego nie znajdziecie tu suchych faktów i opisów, ale wartościową i przepełnioną skrajnymi emocjami opowieść o cierpieniu i koszmarze, jaki oprawcy mogą zgotować swoim ofiarom. To także relacja z podejmowanych prób walki z bezwzględnym i nieludzkim wrogiem. Bo na tej wojnie nie ma litości. Tutaj bez mrugnięcia okiem brat zabija brata, syn staje przeciwko ojcu, a sąsiad mści się na sąsiedzie. Tutaj żołnierze samoobrony toczą zaciekłe boje ryzykując własne życie w obronie Polaków i wolnej Polski. Wojenne losy Stanisława Morowskiego i jego kompanów to swego rodzaju dowód na istnienie dobrych, prawych ludzi wśród bezdusznej zawieruchy na Wołyniu.
Książkę bardzo dobrze się czyta, płynnie, z zainteresowaniem i zaangażowaniem w tragiczne wydarzenia, które wciągają czytelnika w prawdziwy koszmar tamtych dni. Niezaprzeczalnym atutem tej opowieści jest duża dbałość o szczegóły, która sprawia, że zdarzenia stają się autentyczne do bólu. Opisy wołyńskich krajobrazów, lasy, bagna, wysepki, wzgórza, a nawet ruiny zniszczonych budynków przemawiają do czytelnika obrazami, które są chwilową odskocznią od smutnej, wojennej rzeczywistości. A następujące po sobie pory roku - wiosna, lato, jesień i zima trwają jakby na przekór wszystkiemu, co dzieje się dookoła.
Nie sposób nie odnosić treści tej książki do filmu Wojciecha Smarzowskiego, który oglądałam jakiś czas temu. Ta trudna, ale jakże wartościowa produkcja była dla mnie równie cennym, co wstrząsającym doświadczeniem. Lektura powieści „Wołyń Bez litości” Pana Piotra Tymińskiego dopełniła to wyobrażenie. Sięgnijcie koniecznie po tę książkę, aby wyrobić sobie własny pogląd na tamte czasy i wrócić do historii, o której powinno się pamiętać i do wydarzeń, które powinno się znać.
Panie Piotrze, jaszcze raz serdecznie dziękuję za egzemplarz książki i gratuluję TAK DOBREJ powieści o TAK TRUDNEJ historii i TAK CIĘŻKICH czasach. Po zakończonej lekturze zastanawiałam się, czy nie podjąłby się Pan napisania kontynuacji losów Stanisława i jego oddziału np. w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty. Proszę o tym pomyśleć.
„Wołyń. Bez litości” Piotra Tymińskiego to niezwykłe świadectwo rzezi i ludobójstwa na Wołyniu w latach II wojny światowej. Pierwszy masowy mord na ludności polskiej na tamtym terenie został dokonany 9 lutego 1943 r. przez oddział Ukraińskiej Armii Powstańczej, który zamordował 173 Polaków we wsi Parośla I w powiecie sarneńskim. To właśnie w tej okolicy autor umieścił akcję...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nieczęsto zdarza mi się czytywać powieści z gatunku fantasy, ale gdy już się na jakąś zdecyduję, okazuje się ona prawdziwą perełką. Już samo nazwisko Cecelii Ahern może być gwarancją sukcesu, a do tego niebanalna, intrygująca opowieść, w której można czytać między wersami i dopatrywać się głębszego znaczenia okazały się "strzałem w dziesiątkę". "Skaza" różni się znacznie od poprzednich powieści autorki, co jest dużym plusem tej historii.
Ktoś kiedyś powiedział, że z ideałem trudno wytrzymać, wprost nie da się z nim żyć. A tymczasem pani Ahern zabiera nas do idealnego świata, gdzie mieszkają prawdziwi perfekcjoniści, a celem ich życia jest nieustanne dążenie do doskonałości. W takim hermetycznym państwie obok rządu, który ma niewiele do powiedzenia, działa trybunał sądowy, który nadzoruje mieszkańców, rozpatruje wykroczenia i wymierza kary. Każdy występek przeciwko doskonałości, przewinienie i łamanie ustalonych zasad jest osądzane i piętnowane wypalanym na ciele znakiem. Osoba naznaczona, posiadająca skazę staje się wyrzutkiem społeczności, a jej życie od tej pory podlega wielu restrykcjom i ograniczeniom.
Niestety coraz częściej zdarza się, że Trybunał przekracza swoje uprawnienia, a stojący na jego czele sędzia jest stronniczy i załatwia swoje prywatne porachunki kosztem innych ludzi. W osądzaniu skazanych coraz mniej jest obiektywizmu, a coraz więcej chaosu. Prasa i telewizja dodatkowo nagłaśniają wszelkie precedensowe sprawy, jak w przypadku Celestine - 17-letniej dziewczyny, która wbrew zakazom pomogła choremu, starszemu człowiekowi naznaczonemu skazą, za co sama stanęła przed Trybunałem.
Ukazując idealny świat autorka pokazała wiele rys i pęknięć na jego doskonałości. Perfekcja, do której dążą bohaterowie prowadzi ich do zguby, bo przecież nikt nie jest z natury idealny. Kreowanie mody na doskonałość za wszelką cenę po prostu się nie sprawdza, a wszystko dlatego, że ludzie mają swoje wady, słabości i braki. Pomimo całej fikcji przedstawionego świata, licznych elementów dystopii i antyutopii powieść zawiera w sobie wiele autentyzmu i prawdy życiowej. Całe mechanizmy działania, niedoskonałość, fałsz i hipokryzję można bez problemu odnieść do obecnej rzeczywistości, a wyeksponowanie niektórych cech i zachowań ma pomóc w prawidłowym odbiorze i trafnej ocenie sytuacji. Przekaz "Skazy" jest uniwersalny i mimo, że historia została skierowana do młodzieży, na pewno wiele z niej wyniosą także dorośli.
Ta ciekawa, frapująca opowieść szybko wciągnęła mnie w przedstawiony świat. Ciekawe sylwetki bohaterów, przełamywanie schematów, elementy zaskoczenia i intrygujące wydarzenia sprawiły, że z ochotą i zainteresowaniem sięgnę po kontynuację losów Celestine w powieści "Doskonała".
Koniecznie przeczytajcie "Skazę", a poznacie zupełnie nowe oblicze Cecelii Ahern i wcale nie będziecie chcieli rozstać się z bohaterami tej nietuzinkowej opowieści.
Nieczęsto zdarza mi się czytywać powieści z gatunku fantasy, ale gdy już się na jakąś zdecyduję, okazuje się ona prawdziwą perełką. Już samo nazwisko Cecelii Ahern może być gwarancją sukcesu, a do tego niebanalna, intrygująca opowieść, w której można czytać między wersami i dopatrywać się głębszego znaczenia okazały się "strzałem w dziesiątkę". "Skaza" różni...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to