-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2011-11-17
2022-07-03
CIAŁO PAMIĘTA...
Powieść "Pod pokładem" Sophie Hardcastle wywarła na mnie duże wrażenie. Jest to głęboka w swojej wymowie, poetycka opowieść o kobiecie, jej dojrzewaniu, odkrywaniu pasji, zmaganiu się z traumą, przeżyciami, doznaniami, lękiem i bólem, który skrywa się pod zwyczajną, wydawać by się mogło, powierzchownością. To lektura obowiązkowa dla wszystkich kobiet, choć nie tylko, książka, którą po prostu trzeba przeczytać. To historia z rodzaju inne niż wszystkie, inteligentna, niełatwa w odbiorze, ale bardzo wymowna, wartościowa i potrzebna.
21 letnia Olivia jest synestetyczką. Otaczający świat, dźwięki i nastroje odbiera za pomocą barw. Uwielbia ocean, a dzięki swoim przyjaciołom Macowi i Maggie zdobywa doświadczenie w żeglowaniu. Dziewczyna jest naprawdę dobra w tym co robi, zaznajamia się z muzyką oceanu, słyszy go, wyczuwa i stara się rozumieć. Po czterech latach żeglowania trafia jej się rejs z Nowej Kaledonii do Auckland. Oli jest jedyną kobietą na pokładzie, ale wydaje się, że nikt nie ma z tym większego problemu. Ocean, jacht, żywioł i przygoda kończy się jednak rozczarowaniem, bólem i traumą. Bo na otwartym morzu nikt nie usłyszy krzyku ginącego pośród fal. Oli próbuje się pozbierać po tym przez co przeszła podczas rejsu, ale jej ciało doskonale pamięta... Dzięki pomocy Maggie i Maca udaje jej się choć częściowo dojść do siebie, jednak niektóre sytuacje nadal wywołują w niej panikę, budzą lęki i bolesne wspomnienia. Kobieta ma nadzieję, że praca w małej londyńskiej galerii pozwoli jej uporządkować życie i rozpocząć je na nowo. Niestety... jej ciało wciąż pamięta.
Opowieść Sophie Hardcastle skojarzyła mi się początkowo z powieścią Sergio Bambarena "Dalekie wiatry", którą czytałam już dosyć dawno, ale dotąd przechowuję w swojej pamięci. Poetycki język, barwne postrzeganie rzeczywistości, pasja w konfrontacji z potęgą żywiołu, który trzeba poznać i zrozumieć sprawiają, że historia nabiera wyjątkowego charakteru. Próba wyrażenia siebie i pokonania własnych ograniczeń przemawia do nas niemal z każdej strony tej powieści. W jakim stopniu jest to możliwe zależy tylko od każdej z nas.
Nie spodziewałam się, że książka tak bardzo mnie poruszy i jednocześnie urzeknie. Zawsze doceniam literaturę, która jest inna, nieoczywista, wnosi coś nowego, nietuzinkowego i przełamuje utarte schematy. "Pod pokładem" idealnie wpisuje się w te reguły i na pewno pozostanie w pamięci na długo.
Powieść Sophie Hardcastle nie jest feministyczną historią dla kobiet, ale głębokim studium złożonej kobiecej natury. Autorce udało się przełamać wszelkie stereotypy ukazując różne oblicza człowieka. Stąd tak duża ilość tematów, jakie zostały poruszone w tej książce. Mamy zatem toksycznych rodziców, samotność, stratę, gwałt, anoreksję, z drugiej strony kryzys klimatyczny, rasizm, odmienność płciową i feminizm. Wobec tak istotnych kwestii nie da się przejść obojętnie, podobnie jak nie da się ominąć powieści Sophie Hardcastle "Pod pokładem". Co prawda okładka nie przyciąga jakoś specjalnie uwagi, ale pobudza wyobraźnię i moim zdaniem bardzo dobrze współgra z fabułą powieści. Dlatego chcę zwrócić Waszą uwagę, że z pozoru niczym nie wyróżniająca się oprawa, skrywa tak wyjątkową opowieść.
CIAŁO PAMIĘTA...
Powieść "Pod pokładem" Sophie Hardcastle wywarła na mnie duże wrażenie. Jest to głęboka w swojej wymowie, poetycka opowieść o kobiecie, jej dojrzewaniu, odkrywaniu pasji, zmaganiu się z traumą, przeżyciami, doznaniami, lękiem i bólem, który skrywa się pod zwyczajną, wydawać by się mogło, powierzchownością. To lektura obowiązkowa dla wszystkich kobiet, choć...
2021-03-13
"Rzeka przeznaczenia" Elizabeth Haran już od dłuższego czasu czekała na półce w kolejce do przeczytania. Ale dopiero ostatnio nabrałam ochotę na australijskie klimaty i przeniosłam się nad rzekę Murray, gdzie pewnej nocy 1866 roku nad samym jej brzegiem młoda kobieta powiła dziewczynkę, umieściła ją w balii i puściła z nurtem wody w stronę oceanu. Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że dziecko zostało uratowane przez bezdzietne małżeństwo Josepha i Mary Callaghanów oraz ich pracownika Neda Guilforda. Mieszkający na statku "Marylou" małżonkowie stworzyli małej istotce szczęśliwą i kochającą się rodzinę.
Po siedemnastu latach dorosła już niemal Francesca wraca z Melbourne, gdzie przebywała w szkole z internatem i chce pomóc ojcu w jego problemach finansowych. Joe jest bliski utraty ukochanego statku, a nieuczciwy, choć wpływowy wierzyciel Silas Hepburn robi wszystko, aby utrudnić Callaghanowi życie. Tak jak w latach dzieciństwa, tak i teraz Franny zamieszkuje na "Marylou" i chce zostać rzecznym kapitanem. Niestety jej pomoc na niewiele się zdaje, w sytuacji, gdy wszelkie próby uczciwego zarobienia pieniędzy są sabotowane przez Hepburna. Wkrótce jedynym sposobem na zatrzymanie sratku staje się przechytrzenie Silasa jego podstępnymi metodami. Czy taki plan się powiedzie i jaką cenę przyjdzie bohaterom zapłacić za spokojne życie na rzece w okolicach Echuki przeczytacie w książce. Intryg i tajemnic nie zabraknie, więc na pewno z zainteresowaniem będziecie mogli śledzić kolejne poczynania bohaterów.
"Rzeka przeznaczenia" to trzecia powieść Elizabeth Haran jaką miałam przyjemność przeczytać i kolejna historia, która przeniosła mnie na kilka dni do dalekiej Australii. Autorka ma niesamowity dar do snucia zajmujących opowieści, które w pełni oddają klimat miejsca i epoki. Co prawda nie odwiedziłam nigdy Australii, nie wiem też jak wyglądał ten kontynent w II połowie XIX wieku, ale obrazy nakreślone piórem pani Haran w pełni pokrywają się z moimi wyobrażeniami o tym zakątku świata, wydają się bardzo wiarygodne i realistyczne. Historia rodziny Callaghanów tak ściśle związana z rzeką Murray to przykład życia w zgodzie z naturą i w poszanowaniu zasad współżycia społecznego. Przewozy przeróżnych towarów, handel rzeczny, budowa statków, rozwój osad i miasteczek położonych w strefie przybrzeżnej to element codzienności wielu ludzi tamtej epoki. Miło jest uczestniczyć w życiu, które dziś już odeszło do historii, a za sprawą takich powieści jak "Rzeka przeznaczenia" możemy sobie o nim przypomnieć.
Opowieść przepełniona jest intrygami, sekretami z przeszłości, niespodziewanymi zwrotami akcji, ale znajdziecie w niej też ciekawe wątki romantyczne i kryminalne, które dodają smaczku oraz podsycają zainteresowanie. Bohaterowie to prawdziwi ludzie z krwi i kości stawiający czoła problemom jakby nie z tego świata. Musimy jednak pamiętać, że lektura przenosi nas w czasy sprzed półtora wieku. Polubiłam ich wszystkich, poza Silasem Hepburnem, który do końca pozostał czarnym charakterem i nie otrzymał szansy na rehabilitację. Niektóre reakcje Franceski wydały mi się mało naturalne, ale ostatecznie mam dużo sympatii dla tej zaradnej i przedsiębiorczej dziewczyny.
Elizabeth Haran ma w swoim dorobku pisarskim kilkanaście powieści obyczajowych, ale niestety tylko trzy zostały przetłumaczone i wydane w Polsce. Z przyjemnością sięgnęłabym po pozostałe książki autorki, aby móc znowu delektować się urokliwymi krajobrazami i intrygującymi zdarzeniami w oddalonej o 15 tysięcy km. Australii. Zachęcam do lektury "Rzeki przeznaczenia", a także wydanych wcześniej powieści "Szept wiatru" oraz "Pod płonącym niebem". Jeśli lubicie odwiedzać egzotyczne zakątki świata, odkrywać rodzinne tajemnice i poznawać życie w poprzednich wiekach to są to propozycje właśnie dla Was. Polecam serdecznie.
"Rzeka przeznaczenia" Elizabeth Haran już od dłuższego czasu czekała na półce w kolejce do przeczytania. Ale dopiero ostatnio nabrałam ochotę na australijskie klimaty i przeniosłam się nad rzekę Murray, gdzie pewnej nocy 1866 roku nad samym jej brzegiem młoda kobieta powiła dziewczynkę, umieściła ją w balii i puściła z nurtem wody w stronę oceanu. Tylko szczęśliwy zbieg...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-05
"Wzgórze dzikich kwiatów" Kimberley Freeman to powieść, na którą miałam ochotę od bardzo dawna. Odkąd niemal trzy lata temu pojawiła się w zapowiedziach wydawniczych byłam przekonana, że historia ta poruszy moje serce. I rzeczywiście tak się stało.
Autorka splata ze sobą dwie interesujące historie - byłej baletnicy Emmy i projektantki odzieży Beatie, wnuczki i babci - kobiet, które dzielą pokolenia a łączą silne rodzinne więzy. Tytułowe Wzgórze dzikich kwiatów to posiadłość na Tasmanii, gdzie kiedyś wypasano owce położona nieopodal miasteczka Lewinford. Beatie była mocno związana z tym miejscem w czasach swojej młodości. Opuściła je dość niespodziewanie w przykrych okolicznościach. Po latach właśnie ten dom wraz z przyległą do niego ziemią Emma otrzymuje w spadku po swojej ukochanej babci. Jej skomplikowana sytuacja życiowa sprawia, że zaplanowany krótki pobyt na Tasmanii przedłuża się, a rodzinne pamiątki sprzed wielu lat pomagają odkryć sekrety babcinej młodości. W ten sposób Emma poznaje zupełnie nowe oblicze Beatie, staje się świadkiem jej przeszłości, trudnych wyborów i życiowych decyzji.
Powieść Kimberley Freeman bardzo mi się podobała. Znalazłam w niej wiele emocji i wzruszeń, wydarzenia mocno mnie zaciekawiły, a bohaterowie okazali się bardzo autentycznymi i wiarygodnymi ludźmi. Zestawienie dwóch odrębnych historii - jednej opowiadającej o życiu babci w pierwszej połowie XX wieku i drugiej, z czasów nam współczesnych dotyczącej jej wnuczki - okazało się bardzo dobrym rozwiązaniem dla opisywanych zdarzeń. Opowieści te przeplatają się ze sobą, by w pewnym momencie zacząć się zazębiać i wzajemnie uzupełniać. W rezultacie otrzymujemy przepiękną, rozbudowaną opowieść o rodzinie, trudnych życiowych wyborach, niełatwych, czasem wręcz patowych decyzjach i ich późniejszych konsekwencjach, ale także o wielkiej miłości, która jest ponad czasem, ludzką podłością, zawiścią i nienawiścią. Podróż na Antypody, do egzotycznej, nieznanej Tasmanii jest ekscytującą, ale także pouczającą przygodą, z której należy wyciągnąć właściwe wnioski. Lokalna społeczność małego miasteczka rządzi się swoimi prawami. Plotki i pomówienia nie ułatwiają życia, ale czasem trzeba nauczyć się je ignorować w imię wyższej konieczności. Stosunki społeczne pomiędzy ludnością białą i Aborygenami pozostawiają wiele do życzenia. Konflikty i szykany na tle rasowym doprowadzają do niejednej tragedii, a fałszywe chrześcijaństwo staje się powodem bólu i cierpienia.
Gdybym miała wybrać spośród tych dwóch przeplatających się płaszczyzn tę, która bardziej zapadła mi w serce, to na pewno byłaby to opowieść o przeszłości, czyli historia Beatie. Przyznaję, że w takich dwupłaszczyznowych powieściach zazwyczaj to właśnie dawne wydarzenia budzą we mnie najwięcej emocji. Przyznaję, że autorka bardzo rzetelnie i z dużą dokładnością podeszła do obu relacji oferując nam przepiękną, nastrojową i przepełnioną dobrymi wrażeniami powieść, w której nie ma miejsca na zniechęcenie, czy nudę.Pomimo swoich pięciuset stron książkę czyta się szybko. Plastyczny język pozwala bez trudu wyobrazić sobie opisywane miejsca i docenić piękno tamtejszego krajobrazu.
"Wzgórze dzikich kwiatów" to moje drugie spotkanie z autorką. Pamiętam, że "Zatoka latarni" również wpasowała się idealnie w mój gust literacki. Żałuję tylko, że jak na razie tylko te dwa tytuły doczekały się polskiego przekładu. Może warto byłoby pokusić się o wydanie kolejnej powieści pani Freeman. Myślę, że wielu czytelników ze mną na czele byłoby bardzo usatysfakcjonowanych.
Polecam serdecznie obie książki autorki. Znajdziecie w nich egzotyczne miejsca, tajemniczą przeszłość, ciekawych bohaterów i wiele, wiele miłych wrażeń.
"Wzgórze dzikich kwiatów" Kimberley Freeman to powieść, na którą miałam ochotę od bardzo dawna. Odkąd niemal trzy lata temu pojawiła się w zapowiedziach wydawniczych byłam przekonana, że historia ta poruszy moje serce. I rzeczywiście tak się stało.
Autorka splata ze sobą dwie interesujące historie - byłej baletnicy Emmy i projektantki odzieży Beatie, wnuczki i babci -...
2018-05-23
"Eukaliptus" to intrygująca książka z pogranicza baśni i fantasy, za którą w 1999 roku Murray Bail został uhonorowany australijską nagrodą Miles Franklin Award. Pozornie można by rzec, że autor poświęcił całą historię eukaliptusom - najbardziej popularnym drzewom w Australii, które występują w ponad sześciuset odmianach. Eukaliptus z greckiego oznacza "dobrze okryty", co ma bezpośredni związek z pąkami kwiatowymi tej rośliny. Jednak samo tworzenie plantacji, wybierania i sadzenie drzew, czyli szczegółowa lekcja botaniki to tylko przykrywka, pod którą znajdziemy faktyczną opowieść o ojcu i dorastającej córce, o ich relacjach, uczuciach, życiowych wyborach.
Holland, wdowiec mieszkający z córką Ellen na stworzonej przez siebie plantacji Eukaliptusa, która stała się swoistym muzeum drzew na wolnym powietrzu pragnie znaleźć dla swej ukochanej jedynaczki jak najlepszego kandydata na męża. Wyznacznikiem ma być rozpoznanie i nazwanie wszystkich odmian drzew w jego posiadłości położonej w Australii, w zachodniej części stanu Nowa Południowa Walia. Śmiałek, który tego dokona dostanie rękę Ellen...
Powieść jest mocno nieoczywista i wymaga uważnego czytania. Poszczególne historie składające się na ostateczną całość mają wymowę symboliczną i metaforyczną. Autor wprowadził inteligentne porównania, liczne dygresje, posługuje się paradoksem, czerpie z filozofii, a to wszystko sprawia, że lektura "Eukaliptusa" jest swego rodzaju egzotyczną wyprawą w głąb ludzkiej duszy. Ale to także urzekający zapis unikalnego australijskiego krajobrazu.
Jeśli macie ochotę na wymagającą lekturę, której możecie poświęcić nieco więcej czasu i uwagi to zachęcam do sięgnięcia właśnie po tę książkę. Być może momentami ogarnie Was znużenie, ale warto je pokonać, by poznać zakończenie tej osobliwej powieści. Zapraszam do lektury
"Eukaliptus" to intrygująca książka z pogranicza baśni i fantasy, za którą w 1999 roku Murray Bail został uhonorowany australijską nagrodą Miles Franklin Award. Pozornie można by rzec, że autor poświęcił całą historię eukaliptusom - najbardziej popularnym drzewom w Australii, które występują w ponad sześciuset odmianach. Eukaliptus z greckiego oznacza "dobrze okryty",...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-12
W powieściach obyczajowych zawsze chętnie podziwiam ciekawe miejsca i delektuję się egzotycznymi krajobrazami, które są tłem dla opisywanych zdarzeń. To moja żyłka podróżniczki daje o sobie znać i chyba dzięki niej tak szybko i bezproblemowo przenoszę się w różne ciekawe miejsca, które przyciągają swoją magią i wyjątkowością. Dzięki powieści Kimberley Freeman "Zatoka latarni" mogłam zakosztować Australii z jej urokliwymi, małymi, przybrzeżnymi miasteczkami, pięknymi, piaszczystymi plażami i wszechobecnym szumem oceanu. Co więcej... Ta wyprawa okazała się naprawdę ekscytującą przygodą.
Zatoka latarni - Lighthouse Bay to miejsce, w którym splatają się losy dwóch, zupełnie obcych kobiet, które dzieli całe stulecie, a łączy latarnia na cyplu wychodzącym w morze oraz ród Winterbourne'ów - znanych jubilerów. Na początku XX wieku na oceanie u wybrzeży Australii miała miejsce katastrofa żaglowca, który przewoził cenny ładunek dla miejscowego rządu - złotą buławę wysadzaną drogocennymi kamieniami. Wedlug służb ratowniczych nikomu nie udało się uratować, a tymczasem po niedługim czasie w Lighthouse Bay pojawiła się nieznajoma, młoda kobieta podająca się za Mary Harow.
Kim jest ta nieznajoma osoba i jaki ma związek z zatopionym statkiem?
Co sprowadza ją do Australii?
Dlaczego nie chce ujawnić swojego prawdziwego nazwiska?
W XXI w. do rodzinnego Lighthouse Bay po dwudziestu latach nieobecności powraca Elizabeth Slater. Śmierć mężczyzny, z którym spędziła dwanaście lat życia zmusza Libby do porzucenia pracy, opuszczenia Paryża i przyjazdu do Australii, gdzie czeka na nią mały domek z urządzoną pracownią malarską - prezent od Marka Winterbourne'a - mężczyzny jej życia. W Lighthouse Bay czekają na bohaterkę także echa tragicznej przeszłości oraz rozżalona siostra Juliet, która nie potrafi do końca wybaczyć siostrze zła, jakie wydarzyło się przed laty.
Czy Libby uda się odzyskać miłość siostry?
Jak po powrocie do Australii zmieni się jej życie?
Co sprawi, że kobieta zmieni swoje życiowe plany?
Kimberley Freeman stworzyła intrygującą, pełną napięcia opowieść, w której przeszłość łączy się z teraźniejszością, a bohaterki to silne, odważne kobiety z krwi i kości gotowe do realizacji własnych marzeń. Zgodnie z często wykorzystywanym schematem akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach połączonych poprzez miejsce i członków rodu Winterbourne. Autorce udało się stworzyć magiczny klimat opowieści dopełniony przez szum fal oceanu i niewielkie, egzotyczne miasteczko, na końcu którego wznosi się nieco już zapomniana latarnia morska. Muszę przyznać, że przeszkadzał mi nieco zbyt infantylny język, ale ogólne wrażenie przyćmiło tę niedoskonałość.
To wszystko powoduje, że mamy ochotę wybrać się tam i zamieszkać w pensjonacie prowadzonym przez Juliet, skosztować jej śniadań, by potem wybrać się na spacer po piaszczystej plaży w stronę małego domku stojącego w sąsiedztwie tajemniczej latarni. A jeśli będziemy mieli szczęście, to może podczas odpływu specjalnie dla nas odsłoni się jakaś część pochłoniętego przez ocean żaglowca?...
Właśnie do takich wakacyjnych marzeń skłania lektura powieści "Zatoka latarni". Sięgnijcie po książkę, a przekonacie się sami.
W powieściach obyczajowych zawsze chętnie podziwiam ciekawe miejsca i delektuję się egzotycznymi krajobrazami, które są tłem dla opisywanych zdarzeń. To moja żyłka podróżniczki daje o sobie znać i chyba dzięki niej tak szybko i bezproblemowo przenoszę się w różne ciekawe miejsca, które przyciągają swoją magią i wyjątkowością. Dzięki powieści Kimberley Freeman "Zatoka...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-30
„Rzeka słońca” to pierwsza powieść Patrici Shaw, jaką przeczytałam. Już dawno miałam ochotę zapoznać się z twórczością autorki i cieszę się, że wreszcie mi się to udało.
”Wielka rzeka śpiewała, błyszcząc w słońcu. Jej źródła tryskały w tajemniczych, porośniętych gęstą dżunglą górach Irukandji, później woda spadała z wielkich granitowych urwisk i niosła życie w głąb spieczonego lądu, tocząc się na zachód przez ziemie dzikiego ludu Merkinów. Merkinowie byli dumni ze swojej rzeki. Zwali ją Rzeką Słońca, gdy bowiem opadała po letnich nawałnicach, słoneczne promienie budziły w niej złote iskry. W górskich jeziorach i szczelinach skalnych, wzdłuż całego koryta i w wysychających na równinie odnogach migotały żółtawe kamyki.”
Już w prologu do książki takimi słowami autorka zachęca czytelnika do odwiedzin w Australii – egzotycznym miejscu, do którego mam osobistą słabość i chętnie zgłębiam wiedzę właśnie o tej części świata.
Wraz z bohaterami przenosimy się w XIX wiek, do czasów, gdy Australia stała się prawdziwą mekką dla poszukiwaczy złota. Beztroskie życie i idylliczne piękno dziewiczego krajobrazu ustępowało miejsca coraz bardziej wszechobecnym odkrywkom, prymitywnym osadom, ale także zatargom i bójkom, jakie towarzyszyły chęci bogacenia się. Każdy kto szukał łatwego pozornie zarobku wsiadał na statek i kierował się właśnie na Antypody z nadzieją, że właśnie tu zbije prawdziwą fortunę. Dzikie dotąd tereny były dzielone na mniejsze działki i część po części wydzierane żyjącym tu od wieków Aborygenom. Tubylcy byli wykorzystywani przez białych, nazywani „czarnuchami” i traktowani jak niewolnicy. Na złocie bogacili się przede wszystkim Anglicy, przybywali tu licznie Chińczycy, ale również wielu ludzi z innych krajów świata, a wśród nich także zesłańcy z karnych kolonii i prości osadnicy. Starcia na tle kulturowym i etnicznym zdarzały się coraz częściej…
O tym wszystkim przeczytacie w tej wielowątkowej australijskiej sadze rodzinnej, która wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie. Historia XIX w. Australii w połączeniu z ciekawą intrygą, interesującą przygodą, tajemniczą zagadką, która prosi się o wyjaśnienie oraz wątkiem miłosnym gwarantuje naprawdę dobrą, ciekawą lekturę. Barwne i charakterystyczne postaci to prawdziwe indywidualności. Każdy z bohaterów ma do opowiedzenia własną historię, ich losy zaplatają się ze sobą, aby ostatecznie stworzyć bardzo intrygującą i spójną całość.
Tę książkę naprawdę dobrze się czyta, z zaciekawieniem śledzimy kolejne wątki i nie możemy doczekać się rozstrzygnięcia. Z prawdziwą przyjemnością sięgnę po drugą część tej sagi mając nadzieję na podobne, a może nawet mocniejsze wrażenia, a potem po kolejne opowieści autorki.
Jeśli czytaliście już powieści Pani Shaw, to na pewno dobrze rozumiecie o czym mówię, a jeśli jeszcze nie mięliście przyjemności sięgnąć po dorobek autorki, to naprawdę polecam. I nie zrażajcie się ilością stron. Nawet nie zauważycie kiedy lektura dobiegnie końca. „Rzeka słońca” to mądra książka, której warto poświęcić swój czas.
Dla tych, którzy gustują w australijskich klimatach polecam również powieści Elizabeth Haran - może nieco mniej złożone, ale zdecydowanie warte przeczytania.
„Rzeka słońca” to pierwsza powieść Patrici Shaw, jaką przeczytałam. Już dawno miałam ochotę zapoznać się z twórczością autorki i cieszę się, że wreszcie mi się to udało.
”Wielka rzeka śpiewała, błyszcząc w słońcu. Jej źródła tryskały w tajemniczych, porośniętych gęstą dżunglą górach Irukandji, później woda spadała z wielkich granitowych urwisk i niosła życie w głąb...
2016-01-10
Na pewno zastanawialiście się kiedyś nad tym, co by było gdyby... i czy każda tajemnica powinna być utrzymywana w sekrecie aż po grób.
Intrygujący tytuł powieści Liane Moriarty zachęcił mnie do wypożyczenia książki z biblioteki. Zastanawiałam się, co też za sekret kryje tytułowy mąż i, tak jak się spodziewałam, na stronach powieści otrzymałam odpowiedź na to i inne pytania. Warto nadmienić, że w tej historii nie chodzi li tylko o tę jedną tajemnicę, ale o wiele więcej mniejszych lub większych sekretów i sekrecików, które skrywa każda z trzech rodzin przedstawionych w powieści.
Przenosimy się zatem do Sydney w Australii, gdzie w bliskim sąsiedztwie mieszkają rodziny: Fitzpatrick, Crowley i O'Leary, których przeszłość została w pewien sposób naznaczona poprzez tragiczne wydarzenie sprzed 28 lat.
Cecilia Fitzpatrick - przedsiębiorcza kobieta, głowa rodziny znajduje przypadkiem na strychu list od swojego męża Johna-Paula, który miała otrzymać i otworzyć wyłącznie w przypadku śmierci nadawcy. Mąż - mężczyzna w sile wieku, ma się dobrze, więc powstaje pytanie: czy żona już teraz powinna poznać zawartość listu?... Niestety wrodzona ciekawość oraz pewien ciąg zdarzeń zmusił bohaterkę to przeczytania korespondencji, choć początkowo nie zamierzała w ogóle tego robić.
Rachel Crowley przed 28 laty straciła córkę Janie, która została zamordowana w Wielki Piątek. Sprawca tego czynu nigdy nie został ujęty i nie zapłacił za swój czyn, a matka wciąż próbuje znaleźć dowody na obciążenie winą pewnego mężczyznę, którego podejrzewa od lat.
Tess O'Leary żyje w szczęśliwym związku, ma uroczego synka i wierną przyjaciółkę z dzieciństwa. Jej sielanka zostaje przerwana, gdy bohaterka dowiaduje się o uczuciu jakie łączy jej męża i najlepszą przyjaciółkę. Niewiele myśląc Tess zabiera syna i wyjeżdża z Melbourne do swojej matki do Sydney. Tam czeka na nią prawdziwa niespodzianka - dawna, młodzieńcza miłość.
"Sekret mojego męża" to ciekawa powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym w tle. Wiele tu postaci, mnóstwo przeróżnych, dość oryginalnych charakterów, z których każdy ma jakiś sekrecik w zanadrzu. Akcja powieści rozgrywa się na kilku płaszczyznach umiejętnie ze sobą połączonych. Tajemnica, o której mowa w tytule dosyć długo nie wychodzi na jaw, a kiedy ją poznajemy, nie jest już w stanie nas zaskoczyć. Zastanawiamy się natomiast, co będzie dalej... Niestety zakończenie powieści zupełnie nie przypadło mi do gustu. Nie takiego obrotu sprawy oczekiwałam, chociaż rozwiązanie zaproponowane przez autorkę nie było dla mnie zaskoczeniem. Dopiero kilka stron poświęconych na epilog naprawdę mnie zdumiało i zaintrygowało.
Liane Moriarty stworzyła prawdziwą "rodzinną" powieść o ważkich problemach współczesnego świata, którym nie zawsze poświęcamy wystarczająco dużo uwagi. Chcecie dowiedzieć się więcej - zapraszam do lektury...
Na pewno zastanawialiście się kiedyś nad tym, co by było gdyby... i czy każda tajemnica powinna być utrzymywana w sekrecie aż po grób.
Intrygujący tytuł powieści Liane Moriarty zachęcił mnie do wypożyczenia książki z biblioteki. Zastanawiałam się, co też za sekret kryje tytułowy mąż i, tak jak się spodziewałam, na stronach powieści otrzymałam odpowiedź na to i inne...
2015-05-30
"Pęknięte odbicie" to jedna z tych książek, w których, moim zdaniem, tytuł został wspaniale dopasowany do opowiedzianej historii.
"Przekręciła głowę tak, że paskudna szczelina w rogu lustra znajdowała się teraz dokładnie pośrodku jej czoła, zniekształcając odbicie. Poruszyła się, a krzywa linia przecięła jej oczy, wargi, podbródek i znowu czoło. Zupełnie jak jakaś rysa: pęknięcie, rozdarcie."
Tak też zmieniło się życie dwudziestokilkuletniej Anny Patton po urodzeniu kochanego i wyczekiwanego dziecka. Wraz z pojawieniem się synka na świecie życie bohaterki zaczęło powoli i stopniowo pękać niczym tafla szkła, na której pojawiły się początkowo malutkie, niemal niewidoczne rysy, a z czasem rozrosły się do ogromnych rozmiarów tworząc całą siatkę spękań.
Depresja poporodowa, na którą cierpiała Anna, zaprowadziła ją na skraj przepaści i stała się bezpośrednią przyczyną tragedii - śmierci jej sześciotygodniowego maleństwa. Do tego feralnego dnia kobieta mogła liczyć właściwie tylko na siebie. Jej zapracowany mąż Anthony starał się z pozoru interesować sytuacją i stanem psychicznym żony, ale tak naprawdę wystarczyły mu jedynie zapewnienia Anny, że wszystko jest w porządku. Bohaterka wyparła problem zaczynającej się depresji ze swojej głowy tłumacząc się zwyczajnym przemęczeniem, a za poważne problemy emocjonalne winiła burzę hormonalną. Jej mąż niestety również wolał nie dostrzegać problemu i wierzyć w nieprawdziwe, puste zapewnienia. Dopiero kiedy wydarzyła się tragedia, zaczęto poszukiwać osób winnych, które można byłoby obarczyć odpowiedzialnością za to, co się stało.
Dawn Barker starała się pokazać złożony problem depresji poporodowej, jej oznaki, symptomy i skutki. Moim zdaniem autorka bardzo dobrze przedstawiła ten temat wykorzystując retrospekcję i kilka różnych punktów widzenia. Dzięki temu powieść nabrała obiektywizmu i pozwoliła przyjrzeć się temu złożonemu problemowi z szerszej perspektywy. Historia wzbudza wiele skrajnych emocji. Lekturze towarzyszy współczucie, żal i smutek związany ze stratą dziecka, ale z drugiej strony budzi ona w czytelniku gniew i złość za brak zrozumienia, bierność i niezdecydowanie skierowane w stronę najbliższej rodziny, która po prostu zawiodła. Napięcie towarzyszące opowiadanym wydarzeniom jest niemalże namacalne i ciągle rośnie do kulminacyjnego momentu powieści.
"Pęknięte odbicie" to także powieść o rodzinie, o różnych płaszczyznach porozumienia pomiędzy małżonkami, rodzicami, rodzeństwem. Na pozór dobre relacje między nimi również posiadają skazy i zadrapania, co jest szczególnie widoczne w trudnych sytuacjach życiowych.
Cieszę się, że powieść Dawn Barker trafiła w moje ręce, że mogłam wniknąć w głąb złożonego problemu depresji, poznać jej symptomy i mechanizm rozwoju. To mądra książka, którą powinny przeczytać przede wszystkim kobiety, które na razie jeszcze nie zostały mamusiami. Tym z Pań, które mają już duże dzieci również polecam tę historię. Kto wie, może gdzieś wśród rodziny lub znajomych, w bliższym lub dalszym otoczeniu, jakaś młoda mama będzie potrzebować naszej pomocy, czy wsparcia...
"Pęknięte odbicie" to jedna z tych książek, w których, moim zdaniem, tytuł został wspaniale dopasowany do opowiedzianej historii.
"Przekręciła głowę tak, że paskudna szczelina w rogu lustra znajdowała się teraz dokładnie pośrodku jej czoła, zniekształcając odbicie. Poruszyła się, a krzywa linia przecięła jej oczy, wargi, podbródek i znowu czoło. Zupełnie jak jakaś rysa:...
2015-04-27
Po lekturze "Pod płonącym niebem" Elizabeth Haran spodziewałam się, że lektura powieści "Szept wiatru" dostarczy mi podobnych emocji. Niestety tak się nie stało... Mam wrażenie, że autorka lubi powielać schematy, co czyni książkę dużo mniej interesującą.
W tej powieści również mamy rozpieszczoną, naburmuszoną panienkę z dobrego domu, z bogatej rodziny, przyzwyczajoną do spełniania jej wszelkich zachcianek. Na skutek nieprzewidzianych okoliczności - zatonięcia statku u wybrzeży Wyspy Kangura w Australii Amelia Divine - jedna z dwóch ocalałych pasażerek, dorosła już pannica, zostaje poddana próbie własnego charakteru. Pozbawiona życia w luksusie musi przystosować się do nowych okoliczności. Wymaga się od niej pomocy przy dzieciach i wykonywania prac domowych, o których wcześniej nie miała pojęcia. I właśnie tu, na farmie położonej na wysokim, skalistym klifie Wyspy Kangura w Australii, z dala od cywilizacji, Amelia przechodzi prawdziwą metamorfozę. Ujawnia się druga, jasna, strona jej natury. Z rozkapryszonej, niemiłej osoby staje się mądrą i wartościową kobietą, która z poprzednią Amelią nie ma w zasadzie nic wspólnego. Dochodzi do tego amnezja, której bohaterka nabawiła się po uderzeniu w głowę oraz pomyłka, której nie sposób wyjaśnić bez poznania prawdziwej tożsamości dziewczyny.
Ze wspomnianej katastrofy statku uratowana zostaje także Sara Jones, więźniarka, która ma odbyć resztę kary pracując na farmie. Kobieta, widząc w utracie pamięci swojej współtowarzyszki szansę na ucieczkę dla siebie, podszywa się pod Amelię, kradnie jej tożsamość i udaje się zamiast niej do rodziny, gdzie oczekiwana jest panna Divine.
Pomysł na tę powieść naprawdę przypadł mi do gustu. Jednak w miarę jak rozwijała się akcja, a ja coraz bardziej zagłębiałam się w życie obu bohaterek (od pewnego momentu akcja biegnie dwoma torami, tak abyśmy mogli równocześnie poznawać wydarzenia z życia obu kobiet), historia coraz bardziej zatracała swój autentyzm. W końcu zaczęła mnie już męczyć ta cała naciągana intryga, którą potraktowałam jako bajeczkę dla nieco mniej grzecznych dzieci.
Podoba mi się styl autorki, jej powieści czyta się łatwo i szybko. Elizabeth Haran potrafi bardzo dobrze oddać australijskie klimaty, jej opisy tamtejszej przyrody i krajobrazów mają swój niezaprzeczalny urok. Gdyby jeszcze opowiedziana historia zawierała więcej realizmu, to naprawdę oceniłabym tę powieść wysoko. A tak czuję niedosyt, a nawet rozczarowanie. Mam nadzieję, że inne opowieści napisane przez autorkę są bardziej wiarygodne.
Po lekturze "Pod płonącym niebem" Elizabeth Haran spodziewałam się, że lektura powieści "Szept wiatru" dostarczy mi podobnych emocji. Niestety tak się nie stało... Mam wrażenie, że autorka lubi powielać schematy, co czyni książkę dużo mniej interesującą.
W tej powieści również mamy rozpieszczoną, naburmuszoną panienkę z dobrego domu, z bogatej rodziny, przyzwyczajoną do...
2014-11-19
"Pod płonącym niebem" to bardzo dobra powieść romantyczno - przygodowa, której akcja rozgrywa się w Australii.
Poznajemy młodą, rozkapryszoną dziewczynę - Arabelle Fitzherbert, która wraz z rodzicami wybrała się w podróż po Australii. Bohaterka pochodzi z dobrze sytuowanej, angielskiej rodziny, jest wychowywana pod kloszem, zapatrzona w siebie i swoje dolegliwości graniczące z hipochondrią. Arabella i jej rodzice przemierzają kontynent pociągiem z południa na północ, a celem ich podróży jest Alice Springs. Podczas nieplanowanego postoju naiwna i głupiutka, choć licząca sobie już dziewiętnaście wiosen, dziewczyna wysiada z wagonu, aby zerwać rosnący przy torach kolorowy kwiat. Pociąg odjeżdża, a ona zostaje sama na pustyni, w palącym słońcu. Dzięki pomocy tubylców - Aborygenów udaje jej się przeżyć w upale i dostać do małej miejscowości o nazwie Marree usytuowanej przy linii kolejowej łączącej Adelajdę i Alice Springs. Tutaj, w miejscowym hotelu, znajduje schronienie i rozpoczyna życie z dala od rodziców. Z powodu przedłużającej się awarii pociąg nie kursuje, telegraf nie działa, a Marree jest odcięte od świata. Arabella musi pożegnać się z wygodami, do jakich była przyzwyczajona w Londynie. Początkowo sprawia jej to wiele trudu, ale w miarę jak poznaje surowe życie tutejszych mieszkańców, Afgańczyków, Aborygenów oraz białych, bohaterka zmienia swoje nastawienie i punkt widzenia. W ciągu kilku tygodni spędzonych w Maree, pośrodku buszu, jak mawiają o pustyni miejscowi, dziewczyna dorasta, dorośleje i przestaje być tak okropną, zapatrzoną w siebie i własne potrzeby, egoistką. Właściciele hotelu Great Northern - Maggie i Tony McMahonowie stają się jej prawdziwymi przyjaciółmi. Arabella znajduje W Marree także swoją miłość, o której wcześniej zupełnie nie myślała.
Muszę przyznać, że powieść jest trochę naiwna, nawet banalna i na pewno przewidywalna, ale pomimo tego bardzo miło się ją czyta. Zawsze, kiedy mogę dzięki książce poznać bliżej jakiś odległy zakątek świata, staram się skupiać na fabule. Dlatego chętnie poznawałam miejscowych ludzi, ich zwyczaje, kulturę i otoczenie. I tak naprawdę te aspekty stanowią dla mnie o wartości tej książki. Same wydarzenia zeszły nieco na dalszy plan.
Egzotyczna i dzika Australia, piach i kurz pustyni, palące słońce, wielbłądy, a pośród tego wszystkiego ludzie, którzy muszą umieć żyć w zgodzie z przyrodą, mieć dla niej respekt, bo inaczej mogą nawet stracić życie. Jeśli spojrzymy w ten sposób na opowieść Elizabeth Haran to na pewno nie będziemy rozczarowani. Polecam.
"Pod płonącym niebem" to bardzo dobra powieść romantyczno - przygodowa, której akcja rozgrywa się w Australii.
Poznajemy młodą, rozkapryszoną dziewczynę - Arabelle Fitzherbert, która wraz z rodzicami wybrała się w podróż po Australii. Bohaterka pochodzi z dobrze sytuowanej, angielskiej rodziny, jest wychowywana pod kloszem, zapatrzona w siebie i swoje dolegliwości...
2015-08-07
Zaintrygowana notką The Washington Post, która brzmi: "Czytanie tej książki można porównać do jazdy kolejką górską. Po zakończeniu przejażdżki z trudnością łapiesz oddech" z ochotą i ciekawością sięgnęłam po powieść Petera Careya.
Jako prawdziwa miłośniczka przejażdżek górskimi kolejkami muszę jednak przyznać, że lektura tej książki nie wzbudziła we mnie aż tak ekstremalnych doznań, ani nie spowodowała takiego wzrostu poziomu adrenaliny. Niemniej "Oskara i Lucyndę" warto przeczytać.
Dwoje tytułowych bohaterów: On, anglikański pastor osierocony przez matkę i wychowywany głównie przez ojca w Wielkiej Brytanii w hrabstwie Devon. Uważany wśród kolegów za odludka, nazywany "Dziwolągiem" odstaje od swojego środowiska. Za namową kolegi wybiera się na wyścigi konne i od tej pory rozbudza się w nim prawdziwa pasja do gier i zakładów. Jeździ po różnych miastach i opracowuje całe systemy, każdy zakład jest skrupulatnie zaplanowany. Pieniądze z hazardu Oskar przeznacza na swoje utrzymanie.
Ona, mieszkanka Parramaty, młoda dziewczyna osierocona najpierw przez ojca, a w wieku siedemnastu lat także przez matkę otrzymuje po rodzicach ogromny spadek. Lucynda z niecierpliwością oczekuje swoich osiemnastych urodzin, aby mogła rozpocząć życie na własny rachunek. Wyjeżdża do Sydney, aby tam zainwestować pieniądze w dość nowoczesne jak na połowę XIX wieku przedsięwzięcie - kupuje miejscową hutę szkła. Jako młodej kobiecie trudno jej zaistnieć w środowisku miejscowych ludzi biznesu, mężczyźni nie traktują jej poważnie. Aby zmienić tę sytuację kobieta zaczyna grywać wieczorami w pokera i od tej pory hazard staje się niodłącznym towarzyszem jej życia.
Z pozoru zupełnie różni bohaterowie mają jednak ze sobą wiele wspólnego. Oboje są ludźmi wyróżniającymi się w swoim środowisku, brak im akceptacji, uwielbiają ryzyko, dreszczyk emocji towarzyszący grze.
Podczas podróży morskiej z Londynu do Australii ścieżki Oskara i Lucyndy niespodziewanie krzyżują się ze sobą. Okazuje się, że razem tworzą idealny wręcz duet. Ona pragnie spełnić swoje marzenie, a on podsuwa jej pomysł na realizację. A wszystko oczywiście w formie zakładu. Co z tego wyniknie? Kto wygra ten osobliwy zakład?
"Na tym właśnie polega hazard: jest potworem stale domagającym się żeru."
Peter Carey podjął trudny, choć bardzo aktualny temat. Okazuje się, że świat XXI wieku wcale tak bardzo nie zmienił się przez te 150 lat, a mechanizmy rządzące nałogiem pozostają wciąż takie same.
Lektura tej powieści to spacer wyboistą ścieżką po stromym zboczu raz w dół, a raz pod górę, to balansowanie na granicy przyzwoitości, konwenansów, przyjętych zasad i reguł oraz własnych słabości i przekonań. A wszystko to w odniesieniu do religii, doktryn kościoła i nakazów Biblii.
Wydarzenia rozgrywają się w naprawdę szybkim tempie, towarzyszą im niespodziewane zwroty zupełnie jak podczas przejażdżki rollercoasterem. Jedynie styl pisarski autora niezbyt do mnie przemówił. Książkę czyta się dość szybko i z zainteresowaniem, ale jej lektura wymaga dużej rozwagi i skupienia na treści. Liczne wtrącenia, dygresje powodują, że łatwo zgubić wątek.
"Oskar i Lucynda" to idealna propozycja dla osób poszukujących dość oryginalnych lektur, oczekujących od książki czegoś więcej. Warto zainteresować się tą powieścią, choć w jej lekturę trzeba się bardziej zaangażować. Polecam.
Zaintrygowana notką The Washington Post, która brzmi: "Czytanie tej książki można porównać do jazdy kolejką górską. Po zakończeniu przejażdżki z trudnością łapiesz oddech" z ochotą i ciekawością sięgnęłam po powieść Petera Careya.
Jako prawdziwa miłośniczka przejażdżek górskimi kolejkami muszę jednak przyznać, że lektura tej książki nie wzbudziła we mnie aż tak...
Rewelacyjna, jedyna w swoim rodzaju, bardzo ciekawa. Obfituje w wiele głębokich, cennych prawd o życiu i o człowieku. Oto niektóre z nich:
"Zawsze żałuję, że nie jestem taki mądry jak w dniu, w którym się urodziłem."
"Tysiąc milowa podróż zaczyna się od pierwszego kroku... we właściwym kierunku"
"Człowiek jest tym bogatszy, im więcej umie bez żalu zostawić."
"Ze wszystkich dróg, które możesz w życiu wybrać jest jedna, ważniejsza od innych.To jest droga, która uczyni z ciebie prawdziwego człowieka."
"Chociaż podróżujemy po całym świecie, aby znaleźć piękno, musimy nosić je w sobie, bo inaczej go nie znajdziemy."
Książka na tyle mnie zafascynowała, że pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po jej przeczytaniu to wypisałam sobie z niej wszystkie "złote myśli".
Rewelacyjna, jedyna w swoim rodzaju, bardzo ciekawa. Obfituje w wiele głębokich, cennych prawd o życiu i o człowieku. Oto niektóre z nich:
więcej Pokaż mimo to"Zawsze żałuję, że nie jestem taki mądry jak w dniu, w którym się urodziłem."
"Tysiąc milowa podróż zaczyna się od pierwszego kroku... we właściwym kierunku"
"Człowiek jest tym bogatszy, im więcej umie bez żalu zostawić."
"Ze...