Biblioteczka
"Jako wielka fanka sagi Pieśni lodu i ognia z wielkim entuzjazmem podeszłam do kolejnej części. I po raz pierwszy przeżyłam prawdziwy zawód. Nie podobało mi się prawie wszystko.
Ale po kolei. Zacznijmy od bohaterów. Autor postanowił odsunąć na dalszy plan część ze znanych nam postaci, w zamian dając wątki innym. I jak bardzo ucieszyła mnie możliwość czytania rozdziałów poświęconych Cersei, jak kompletnie nie rozumiem dlaczego zdecydował się – z całej gamy innych postaci – na Brienne. O ile nic do niej nie miałam we wcześniejszych częściach, gdy przewijała się w tle, tak teraz po prostu jej nie lubię. Oprócz zmiany warty jaką zafundował nam Martin (co przy kilku ulubionych bohaterach niepojawiających się w tej części w ogóle, było dość bolesne), wprowadził jeszcze inną innowację. Przyzwyczajeni z poprzednich tomów, że prolog i epilog dotyczy postaci drugo–a niekiedy i trzecio–planowych, zaskoczeni zostajemy tym zabiegiem nie tylko na początku, ale i w środku książki. Co jednak przypisuje jej na plus. Dlaczego? Żeby to wytłumaczyć, muszę najpierw opisać akcję."
Fragment recenzji z bloga: agatonistka.blogspot.com
"Jako wielka fanka sagi Pieśni lodu i ognia z wielkim entuzjazmem podeszłam do kolejnej części. I po raz pierwszy przeżyłam prawdziwy zawód. Nie podobało mi się prawie wszystko.
Ale po kolei. Zacznijmy od bohaterów. Autor postanowił odsunąć na dalszy plan część ze znanych nam postaci, w zamian dając wątki innym. I jak bardzo ucieszyła mnie możliwość czytania rozdziałów...
2012-06-24
"W pierwszym tomie "Uczty dla Wron..." narzekałam na Martina, że trochę się zepsuł, zgubił gdzieś swój styl. Na szczęście w tej części, autor powrócił do formy. Ale zacznijmy od początku.
Tym razem w fabule dzieje się dużo więcej. Spiski knute w poprzednim tomie zaczynają być wprowadzane w życie, a wędrowcy docierają w końcu do celu – choć nie wszyscy szczęśliwie. Tak moi drodzy, wraz z powrotem formy pisarskiej, powróciła także miłość Martina do krzywdzenia swoich bohaterów. Ile razy o mało nie rzuciłam książką – dość skutecznie powstrzymywało mnie tylko to, że posiadam jej elektroniczne wydanie. Chciało mi się krzyczeć i płakać jednocześnie, kilka razy nawet się zarzekałam, że już nie wrócę do czytania. Ale szybko wracałam, na tym w końcu polega magia Pieśni lodu i ognia. Ja sama uważam to za duży (choć czasem naprawdę frustrujący) plus – niepewność czy dana postać przeżyje, sprawia, że czyta się z zapartym tchem i skołatanymi nerwami."
Fragment recenzji z bloga: agatonistka.blogspot.com
"W pierwszym tomie "Uczty dla Wron..." narzekałam na Martina, że trochę się zepsuł, zgubił gdzieś swój styl. Na szczęście w tej części, autor powrócił do formy. Ale zacznijmy od początku.
Tym razem w fabule dzieje się dużo więcej. Spiski knute w poprzednim tomie zaczynają być wprowadzane w życie, a wędrowcy docierają w końcu do celu – choć nie wszyscy szczęśliwie. Tak moi...
"Każdy czytelnik wie, że trzeba się naprawdę naszukać, by znaleźć książki, które zawładną naszą wyobraźnią nie na chwilę, ale na całe lata. Książki do których będziemy wracać z przyjemnością i nutą sentymentu. W swojej czytelniczej karierze natrafiłam na Wiedźmina, który obudził moją miłość do fantastyki, a następnie na Harry’ego Pottera – chyba nic nie będzie się równało z wyczekiwaniem na kolejną część i możliwością dorastania wraz z bohaterami. Później jednak nastało kilka lat posuchy, kiedy to czytałam wiele fantastycznych książek, ale żadna nie miała tego czegoś co zawładnęłoby moim sercem i połączyło z bohaterami powieści na dłużej. A później w moje ręce wpadły Pieśni Lodu i Ognia.
George R. R. Martin stworzył świat kompletny z różnorodnymi religiami, obyczajami, rasami, których nie spotka się nigdzie indziej. Z ciekawą historią, mitami i polityką. Z prawdziwymi bohaterami, których albo się kocha, albo nienawidzi – nigdy żaden z nich nie jest nam obojętny."
Fragment recenzji z bloga: http://agatonistka.blogspot.com
"Każdy czytelnik wie, że trzeba się naprawdę naszukać, by znaleźć książki, które zawładną naszą wyobraźnią nie na chwilę, ale na całe lata. Książki do których będziemy wracać z przyjemnością i nutą sentymentu. W swojej czytelniczej karierze natrafiłam na Wiedźmina, który obudził moją miłość do fantastyki, a następnie na Harry’ego Pottera – chyba nic nie będzie się równało z...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-06
"Zastanawiałam się ostatnio, za co pokochałam sagę Pieśni Lodu i Ognia. Co jest w niej takiego, że nie mogę się doczekać przeczytania dalszej części, że jestem w stanie wydać na nią ostatnie pieniądze?
Może zaczniemy od stylu Autora. Jest lekki i przyjemny w odbiorze. Opisy są niezwykle plastyczne i działają na moją wyobraźnię bardzo intensywnie. Wręcz widzę te wszystkie zamki, czuję morską bryzę lub gorące piaski pustyni, słyszę głosy bohaterów, podziwiam krajobrazy rozciągające się z Orlego Gniazda... A przy tym wszystkim Martin nie zanudza. To sztuka tworzyć tak dokładne, a zarazem ciekawe opisy."
Fragment recenzji z bloga: http://agatonistka.blogspot.com
"Zastanawiałam się ostatnio, za co pokochałam sagę Pieśni Lodu i Ognia. Co jest w niej takiego, że nie mogę się doczekać przeczytania dalszej części, że jestem w stanie wydać na nią ostatnie pieniądze?
Może zaczniemy od stylu Autora. Jest lekki i przyjemny w odbiorze. Opisy są niezwykle plastyczne i działają na moją wyobraźnię bardzo intensywnie. Wręcz widzę te wszystkie...
"Alibi na szczęście jest debiutem, choć powinnam raczej napisać Debiutem. I życzyć takiego Debiutu każdemu.
Główną bohaterką książki jest Hania Lerska. Przeżyła ona tragedię, za jednym zamachem straciła rodziców i ukochanego. Poznajemy ją rok po tych wydarzeniach, gdy swoje życie poświęciła pracy nauczycielki i stara się jakoś funkcjonować. Ale czy można żyć normalnie po czymś takim? I gdy Hani wydaje się, że nigdy nie wróci do normalności, że zawsze będzie żyła tworząc wokół siebie iluzję normalnego życia, na jej drodze staje ON. Mężczyzna, który nie był przez nią brany pod uwagę."
Fragment recenzji z bloga: http://agatonistka.blogspot.com
"Alibi na szczęście jest debiutem, choć powinnam raczej napisać Debiutem. I życzyć takiego Debiutu każdemu.
Główną bohaterką książki jest Hania Lerska. Przeżyła ona tragedię, za jednym zamachem straciła rodziców i ukochanego. Poznajemy ją rok po tych wydarzeniach, gdy swoje życie poświęciła pracy nauczycielki i stara się jakoś funkcjonować. Ale czy można żyć normalnie po...
"Na początek muszę się Wam do czegoś przyznać. Mam słabość do informatyków i programistów. Wszyscy, których znam, mają specyficzne poczucie humoru, cechują się dużą inteligencją i – co niezmiennie mnie zaskakuje – uważają, że myszka przy komputerze jest zbędnym dodatkiem, skoro wszystko można obsłużyć skrótami na kalwiaturze. Oczywiście pomijam ich dziwne nawyki, jak niesypianie kilka dni z rzędu, picie tylko i wyłącznie napojów energetyzujących oraz znajomość wszystkich knajpek, gdzie można zamówić coś na wynos. Uważam, że są fascynujący.
Tak więc, gdy dowiedziałam się, że mogę zrecenzować książkę o informatykach, zacierałam rączki z radości. Ciekawa byłam, jak postanowiła przedstawić ich Autorka. Wybielić, walczyć z stereotypami? Czy wręcz przeciwnie?"
Fragment recenzji z bloga: http://agatonistka.blogspot.com
"Na początek muszę się Wam do czegoś przyznać. Mam słabość do informatyków i programistów. Wszyscy, których znam, mają specyficzne poczucie humoru, cechują się dużą inteligencją i – co niezmiennie mnie zaskakuje – uważają, że myszka przy komputerze jest zbędnym dodatkiem, skoro wszystko można obsłużyć skrótami na kalwiaturze. Oczywiście pomijam ich dziwne nawyki, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Bałam się tylko jednego: co będzie, jeżeli film popsuje mi książkę? Jeżeli odebrał mi przyjemność poznania tego świata? Na moje wielkie szczęście, moje obawy były płonne. Wiedziałam to już od momentu, w którym zobaczyłam, że Autorka zdecydowała się pisać w pierwszej osobie. Z doświadczenia wiem (zarówno z perspektywy czytelnika, jak i początkującej pisarki), że pierwsza osoba jest najtrudniejszą z możliwych narracji. Trzeba ściśle trzymać się tego, co nasz bohater wie lub może wiedzieć na dany temat. A przecież pisarz wie o wiele więcej i bardzo chce się tym podzielić! – i to jest ten moment, gdy narracja pierwszoosobowa zaczyna leżeć i błagać o litość. Autorka jednak wiedziała co robi."
Fragment recenzji z bloga: http://agatonistka.blogspot.com
"Bałam się tylko jednego: co będzie, jeżeli film popsuje mi książkę? Jeżeli odebrał mi przyjemność poznania tego świata? Na moje wielkie szczęście, moje obawy były płonne. Wiedziałam to już od momentu, w którym zobaczyłam, że Autorka zdecydowała się pisać w pierwszej osobie. Z doświadczenia wiem (zarówno z perspektywy czytelnika, jak i początkującej pisarki), że pierwsza...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Przyznaje, że sama też nie odkryłabym tej książki. Zostałam nią obdarowana i zaintrygowana szybko zasiadłam do lektury.
Pierwsze co rzuca się w oczy, to jej grubość, a raczej nie grubość. Liczy ona bowiem zaledwie 116 stron. Drugą rzeczą są zabawne ilustracje. Jakby je stamtąd usunąć, myślę, że objętość książki zmniejszyła by się gwałtownie. Jest idealna na jeden wolny wieczór.
Ale dlaczego Terry zdecydował się na taką tematykę? Jak sami się już z pewnością domyśliliście, posiada on kota. Ale nie dlatego, że lubi koty. Wręcz przeciwnie. Powód był prosty. Gdy masz kota, inne zwierzaki tego gatunku nie przychodzą do ciebie. A ponieważ jego ogródek był terenem pięciu innych bezpańskich kotów, stwierdził, że od pięciu lepszy jest jeden. I to tyle osobistego kociego wprowadzenia. Bo kot jest nieważny. Ważny jest Kot Prawdziwy."
Fragment recenzji z bloga: http://agatonistka.blogspot.com
"Przyznaje, że sama też nie odkryłabym tej książki. Zostałam nią obdarowana i zaintrygowana szybko zasiadłam do lektury.
więcej Pokaż mimo toPierwsze co rzuca się w oczy, to jej grubość, a raczej nie grubość. Liczy ona bowiem zaledwie 116 stron. Drugą rzeczą są zabawne ilustracje. Jakby je stamtąd usunąć, myślę, że objętość książki zmniejszyła by się gwałtownie. Jest idealna na jeden wolny...