-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-01-06
2023-12-06
Czytaliśmy w wydaniu "Złoty kompas". Jest bez porównania lepsza niż film, jeszcze nie tak anty-religijna jak następne. Wartka akcja, trochę mroczna, świetnie się czyta. Zakończenie nawet wywołało łzy.
Czytaliśmy w wydaniu "Złoty kompas". Jest bez porównania lepsza niż film, jeszcze nie tak anty-religijna jak następne. Wartka akcja, trochę mroczna, świetnie się czyta. Zakończenie nawet wywołało łzy.
Pokaż mimo to2022-08-05
Spoko kryminał luźniutko oparty na jakiejś historycznej ciekawostce.
Spoko kryminał luźniutko oparty na jakiejś historycznej ciekawostce.
Pokaż mimo to2022-07-01
Fascynująca i świetnie udokumentowana książka demaskująca działanie nowoczesnego kultu religijnego i życiorys jego założyciela.
Fascynująca i świetnie udokumentowana książka demaskująca działanie nowoczesnego kultu religijnego i życiorys jego założyciela.
Pokaż mimo to2021-11-20
Autor był filologiem - talmudystą, znawcą historii starożytnej i profesorem katedry judaistyki. Zajmował się powstawaniem i rozwojem mitów Świata Zachodu. Można powiedzieć, że badał Jezusa historycznego.
Książka jest tłumaczeniem z niemieckiego miejscami dość topornym i trudnym do czytania, ale ogólnie fascynująco dokumentuje tezę: święty Paweł stworzył chrześcijaństwo i to raczej w opozycji do... Chrystusa.
Autor wywodzi swoją opinię z analizy Nowego i Starego Testamentu pod kątem posiadanej wiedzy o ówczesnych religiach - nie tylko judaistycznej. A poszlak mu nie brakuje. Po pierwsze - listy pawłowe są najstarszymi utworami chrześcijańskimi, a kolejne ewangelie coraz bardziej zmieniają pierwotną historię na modłę jego interpretacji. Paweł nigdy nie poznał Chrystusa, a z Jego apostołami miał stosunki najzwyczajniej złe, co próbował niezdarnie ukrywać w swoich listach, oskarżając apostołów o to, że w swojej głupocie nie zrozumieli bożych słów i planów (oczywiście zrozumiał je Paweł dzięki "objawieniom"). Twierdzenia Pawła jakoby był byłym faryzeuszem autor uznaje za jego koloryzację ("wśród Żydów byłem jako Żyd"), zresztą nie jedyną z tych, które fachowe oko wyłapuje w jego opowieściach o własnej osobie. Za to nauki Jezusa są podobno zupełnie nieodbiegające od ówczesnych nauk faryzeuszy, a jego apostołowie zgodnie z relacją samego Pawła byli już stuprocentowo religijnymi Żydami. Żadnej nowej religii, żadnego "zniesienia" starego prawa.
Paweł w opinii Maccoby'ego był awanturnikiem, miał aspiracje do bycia faryzeuszem (świątobliwi mędrcy cieszący się poważaniem Żydów), ale brakowało mu intelektu, wiedzy i/lub silnej woli, cierpiał mentalne katusze oskarżając nieokreślone siły zła o własną niemoc. Był facetem od brudnej roboty na pasku saduceuszy -znienawidzonych rzymskich kolaborantów. Znał z miasta rodzinnego religie misteryjne (uczestnicy biorą udział w rytualnej śmierci i odrodzeniu swojego bóstwa), do judaizmu i Żydów miał stosunek ambiwalentny, kilkukrotnie wzywany był na dywanik do Jakuba, brata Jezusa, posuwając się nawet do próby przekupstwa datkami zebranymi w kościołach wschodnich (za które ostatecznie kupił sobie rzymskie obywatelstwo, co nieraz uratowało mu skórę).
I tak oto mieliśmy Jezusa Nazarejczyka, pobożnego Żyda, rabbiego nauczającego wykładni Prawa, miłości i ubóstwa w świątyniach, straconego przez Rzymian za podżeganie do buntu przeciw ich okrutnej okupacji Judei. A dzięki Pawłowi mamy Boga, który najwyraźniej nie uznał za stosowne zostawić po sobie nic na piśmie, za ziemskiego życia otaczał się tępakami, nie wyłączając Jego brata, którego w Ewangeliach nawet nie ma, i dopiero po śmierci zwrócił się konkretnie do Pawła z wytycznymi do nowej religii, która Stary Testament uznaje za anulowany, a z ociekających złotem świątyń szerzy nienawiść do Żydów. No cóż, oto wielka tajemnica wiary.
Autor był filologiem - talmudystą, znawcą historii starożytnej i profesorem katedry judaistyki. Zajmował się powstawaniem i rozwojem mitów Świata Zachodu. Można powiedzieć, że badał Jezusa historycznego.
Książka jest tłumaczeniem z niemieckiego miejscami dość topornym i trudnym do czytania, ale ogólnie fascynująco dokumentuje tezę: święty Paweł stworzył chrześcijaństwo i...
2020-10-18
Mój ulubiony motyw książkowy - odkrywanie ukrytej prawdy w historii i legendach. Ardrey może być tylko historykiem-amatorem, a jego książka raczej nie spełnia naukowych standardów. Za to połączenie znajomości celtyckiego, sztuki wojennej, rytuałów druidów i historii Szkocji dało całkiem przekonywujące argumenty za teorią autora - że książę Artur (zmarł niestety przed swoim ojcem) żył naprawdę i był Szkotem.
Autor skupia się przede wszystkim na analizie najwcześniejszych tekstów dotyczących Artura, to jest listy jego zwycięstw. Jak dotąd nie udało się z całą pewnością ustalić, gdzie te bitwy miały miejsce, ale wskazuje się na dość losowe miejsca w całej Wielkiej Brytanii a nawet poza nią. Ardrey po prostu szuka w Szkocji, i o dziwo, znajduje je po kolei, często w jednej linii świadczącej o kolejnych kampaniach odbywanych w szóstym wieku na skraju terenów Celtów, Piktów, Anglów i Brytów, starej i nowej religii.
Najbardziej jednak działa na wyobraźnię opowieść, jak doszło do zapomnienia Artura i z drugiej strony, jego zmiany w legendę. Według Ardreya, Artur miał być bohaterem, który ocalił północ wyspy przed najazdem germanów i bronił starej wiary przed cynicznym kościołem katolickim. Przetrwał w sercach zwykłych ludzi, ale władza świecka i kościelna, nie mogąc go wyrugować z legend pełnych pogańskich zwyczajów, stopniowo zamieniała go w Anglika i wzorcowego chrześcijanina. Malory kończył swoją książkę wyznaniem, że więcej nie znalazł o Arturze w "autoryzowanych" źródłach. Nadaje to całkiem nowe znaczenie wyrażeniu "once and future king".
Mój ulubiony motyw książkowy - odkrywanie ukrytej prawdy w historii i legendach. Ardrey może być tylko historykiem-amatorem, a jego książka raczej nie spełnia naukowych standardów. Za to połączenie znajomości celtyckiego, sztuki wojennej, rytuałów druidów i historii Szkocji dało całkiem przekonywujące argumenty za teorią autora - że książę Artur (zmarł niestety przed swoim...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-09
Nie, nie jest to drugi Dan Brown, choć też kryminał... religijny. Dużo ambitniejszy, choć nie do końca na dobre mu to wyszło. Główną wadą książki jest to, że nie wiadomo O. Czym. Ona. Jest.
Tytuł na przykład jest chwytem marketingowym. Po pierwsze, nie "piąta" ewangelia jest osią fabuły, tylko Całun Turyński. Po drugie, nie ma "piątej" ewangelii, to jest wyraźnie napisane. Po trzecie, prawdziwość Całunu też nie jest motywem przewodnim. Może bardziej, co o nim ma być na jakiejś wystawie, a co ma nie być, albo co o nim myślał ojciec bohatera, jak go widzą katolicy, jak go widzą prawosławni, jak go widzi ewangelista taki, a jak ten drugi, do czego się przyda sekretariatowi stanu a do czego rzeszom innych ludzi, którzy nie wiadomo, jakie mają motywy. Książka zaczyna się od trupa i niby szukamy mordercy, co jest trudne, bo nikt nie chce się podzielić z innymi swoją wiedzą. Oczywiście ze szlachetnych powodów - a to kogoś nie urazić, a to ktoś obiecał, albo myślał, że nieważne, a bo ma urazy/plany/interpretacje/ambicje/psychozy, itp. Koszmarnie frustrujące były kolejne warianty rozważań, kto zabił i dlaczego (czy tym zależy na pojednaniu chrześcijan, czy taki fakt ich pogodzi czy nie), tym bardziej, że wystarczyło, by kilka osób, choćby dowolne dwie na raz, usiadły obok siebie i powiedziały, co wiedzą. Ale nieeee, niech się czytelnik męczy razem z bohaterem i filozofuje nad dobrem jakiejś wystawy.
Postaci są skomplikowane i uduchowione - aż za bardzo, bo ich życie wewnętrzne było dużo ważniejsze niż wielkie tajemnice dziejów. Fabuła wielowątkowa - i nie wiadomo, niestety, o co w niej chodzi. Informacje na temat Całunu oraz Diatessaronu były pasjonujące ale wątki poboczne, jak np. powrót żony bohatera, tylko boleśnie wydłużał męczarnię czytania przemyśleń bohatera na tematy, które mnie nie interesowały.
Bardzo dobry lektor.
Nie, nie jest to drugi Dan Brown, choć też kryminał... religijny. Dużo ambitniejszy, choć nie do końca na dobre mu to wyszło. Główną wadą książki jest to, że nie wiadomo O. Czym. Ona. Jest.
Tytuł na przykład jest chwytem marketingowym. Po pierwsze, nie "piąta" ewangelia jest osią fabuły, tylko Całun Turyński. Po drugie, nie ma "piątej" ewangelii, to jest wyraźnie napisane....
2018-12-16
Opis książki stawia ją na półce z teoriami spiskowymi Dzieci Kwiatów i nie jest to zupełnie nieuzasadniona opinia, zwłaszcza, że zbiorek trochę trąci myszką, ale wbrew pozorom jest to lektura inspirująca. Czyż Arystoteles nie powiedział: "It is the mark of an educated mind to be able to entertain a thought without accepting it."? Zbiór zawiera eseje pojawiające się przez lata w dwumiesięczniku "Atlantis Rising" i łączy je ambiwalentny co najwyżej stosunek autorów do przyjętych teorii na temat historii świata. Poruszone tematy to między innymi katastrofizm, starożytni kosmici, starożytne (przedpotopowe) cywilizacje i ślady po nich.
Katastrofizm na przykład okazał się fascynujący. Jest to trzecia, obok kreacjonizmu i ewolucjonizmu/darwinizmu, teoria o powstaniu i rozwoju ludzkości. Zakłada on, że wielkie katastrofy niszczące całe cywilizacje i zmieniające mapy miały miejsce już za czasów ludzi wysoko rozwiniętych - że około 12 tysięcy lat temu globalny kataklizm zmiótł z powierzchni ziemi wysoko rozwiniętą cywilizację, a przed nią poprzednie. Zostały po nich rozsiane po świecie budowle megalityczne, sfinks ze śladami erozji wodnej, podwodne ruiny, niewyjaśnione znaleziska archeologiczne, mitologie dziesiątków ludów, które wspominają potop, bardzo podobna sztuka i bóstwa. Autorzy chętnie czytają starożytne mity, w tym Biblię, dosłownie, przewracają do góry nogami astronomię i historię.
Szalenie ciekawe były artykuły na temat zabytków Egiptu: Sfinksa i Wielkiej Piramidy. Autorzy zwracają uwagę, że obecnie przyjęte teorie na temat przeznaczenia piramid zostały stworzone przez historyków, ekspertów od rytuałów pogrzebowych, i że niesłusznie odrzuca się wkład inżynierów. I tak jeden z autorów opisuje swoją pracę nad odtworzeniem działania dolnych komór piramidy - stworzył na jej podstawie działającą, rytmicznie pulsującą pompę wodną (można ją obejrzeć na filmach w internecie) i szeroko rozpisał się na temat ponoć genialnej mechaniki płynów pod budowlą. Inny autor fachowo opisywał, jakiej technologii wymagałaby precyzja wykonania jej elementów, i to jakich - bloki o wadze lokomotywy podniesione na wysokość 10 pięter i wpasowane tak, że nie można między nie włożyć noża. Inny autor wcześniej skupił się na górnych partiach piramidy: jej kompletnie pozbawione ozdób i nieprzystosowane do człowieka wnętrze, przeanalizował materiały pod kątem właściwości elektromagnetycznych, przypominające zniszczone diody metalowe pręty w wąziutkich idealnie prostych szachtach, właściwości kondensacyjne kilku warstw stropów nad Komnatą Króla, podobieństw do wieży Tesli, brakowało mu tylko... rytmicznych uderzeń spod spodu piramidy do w pełni funkcjonującej elektrowni. Cały czas mowa o budowli podobno tworzonej kamiennymi młotami i dłutkami z miękkiego brązu. Piszę skrótowo, bo fascynujących faktów i teorii na temat piramidy jest dużo więcej.
Starożytni greccy historycy pisali o tunelach i podwodnym grobie Ozyrysa pod Wielką Piramidą, ale nikt im nie wierzył, aż się nie okazało, że pisali prawdę. Tyle mitów może czekać na ponowne odkrycie. Wszystko, co obecnie wyciągamy z ziemi, to podobno figurki rytualne, każda większa budowla klasyfikowana jest jako świątynia albo grobowiec, hołd dla bóstwa albo martwego wodza. Może to nie starożytnym, a sobie wystawiamy świadectwo.
Opis książki stawia ją na półce z teoriami spiskowymi Dzieci Kwiatów i nie jest to zupełnie nieuzasadniona opinia, zwłaszcza, że zbiorek trochę trąci myszką, ale wbrew pozorom jest to lektura inspirująca. Czyż Arystoteles nie powiedział: "It is the mark of an educated mind to be able to entertain a thought without accepting it."? Zbiór zawiera eseje pojawiające się przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-13
Męczeństwo za nieodstąpienie od wiary, męczeństwo mimo odstąpienia, męczeństwo gdy ktoś inny umiera za wiarę, męczeństwo nie bycia męczennikiem, uff. Cierpienia przesuwają się przed oczyma ojca Rodrigueza, świadka prześladowań chrześcijan w Japonii, jedno po drugim, a my się zastanawiamy: odstąpi od wiary czy wytrwa? Jego mentor, po którego przypłynął, podobno odstąpił. Oczywiście nie pomaga też, że wszystkie potworności Bóg zbywa Milczeniem.
Kilka razy przed oczyma stawał mi "Rok 1984" i niezrozumiałe poświęcenie, jakie torturujący wkładają w złamanie człowieka. Książka zgłębia temat wiary, męczeństwa, kapłaństwa, misji, odpowiedzialności za wiernych, ceny życia. Skupia się na umęczonym umyśle a pomija całkowicie odpowiedzialność władz Japońskich i zwierzchników misji, co mnie zniechęcało. Ani słowa o polityczno-społecznym aspekcie prześladowań, o przerwaniu ich, najważniejszą kwestią było: nadepnąć - nie nadepnąć. Przez historię ciągłych cierpień i skupienie na moim zdaniem mniej ważnych aspektach męczeństwa, nie do końca mi ta książka przypadła do gustu.
Męczeństwo za nieodstąpienie od wiary, męczeństwo mimo odstąpienia, męczeństwo gdy ktoś inny umiera za wiarę, męczeństwo nie bycia męczennikiem, uff. Cierpienia przesuwają się przed oczyma ojca Rodrigueza, świadka prześladowań chrześcijan w Japonii, jedno po drugim, a my się zastanawiamy: odstąpi od wiary czy wytrwa? Jego mentor, po którego przypłynął, podobno odstąpił....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-09
Arianizm, unitarianizm lub Jednota Braci Polskich jest z punktu widzenia kościoła katolickiego herezją. Jest też zdecydowanie jednym z najlepszych polskich produktów eksportowych w historii, po tym, jak został z Polski wygnany, co doprowadziło do jej późniejszego upadku, a Europę Zachodnią do epoki oświecenia.
Sama historia arianizmu jest niezwykła. W czasach gwałtownego kształtowania się teologii chrześcijańskiej wielu teoretyków walczyło na śmierć i życie o uznanie ich "wersji" Chrystusa za obowiązującą. Na przełomie III i IV wieku działał Ariusz, który opierał się powszechnemu trendowi, by Jezusowi przypisywać coraz to większą boskość. Arianizm zaczął przeważać wśród wiernych aż do momentu, gdy ówczesny anty-ariański papież zawarł pakt z kandydatem do tronu Francji o wzajemnym wspieraniu się mieczem i błogosławieństwem. Odłam powrócił wraz z humanizmem w XVI wieku i znalazł sobie miejsce w tolerancyjnej Polsce. Znów z powodów politycznych arianie wraz ze swoją sławną akademią i drukarniami zostali wygnani, zastąpieni edukacją jezuicką i napięciami na tle religijnym i narodowym.
Karol Grycz Śmiłowski popularyzował arianizm aż do połowy XX wieku. Jego pisma, wraz z krótką historią wyznania, biografią autora i skrótem sytuacji arian w obecnej Polsce są tematem tej darmowej broszurki. Szkoda, że najbardziej oświecony, humanistyczny, postępowy odłam chrześcijaństwa ma w tej chwili we własnej ojczyźnie tylko garstkę niestety dość konserwatywnych wyznawców. To, co napisano w tej książeczce jest przepiękną religią miłości, odpowiedzialności, rozumu i wolności sumienia ludzi szanujących wzajemnie siebie i Boga-Prawdę.
Arianizm, unitarianizm lub Jednota Braci Polskich jest z punktu widzenia kościoła katolickiego herezją. Jest też zdecydowanie jednym z najlepszych polskich produktów eksportowych w historii, po tym, jak został z Polski wygnany, co doprowadziło do jej późniejszego upadku, a Europę Zachodnią do epoki oświecenia.
Sama historia arianizmu jest niezwykła. W czasach gwałtownego...
2018-05-27
Autor jest znanym i dość kontrowersyjnym badaczem Biblii, który napisał cały cykl książek tłumaczących kontekst, nieścisłości i paradoksy występujące w Piśmie Świętym i genezę religii chrześcijańskiej jaką znamy dzisiaj (prawdy wiary, tradycja kościoła, wykluczające się święte teksty). Opisuje historię religii trochę jako wojnę o poglądy, tym bardziej zawziętą o im bardziej nieistotne detale dyskutowali ojcowie kościoła. Pytanie, które zainspirowało autora do napisania niniejszej książki i do którego często wraca, brzmi: Jak doszło do tego, że czcimy Boga Ojca i Boga Syna, ale wyznajemy istnienie tylko jednego Boga? Jak z tym dylematem radzili sobie współcześni Chrystusowi i późniejsi wyznawcy?
W kolejnych rozdziałach autor przybliża pojęcie bóstwa i świętych istot, jakie w czasach Chrystusa mieli monoteistyczni Żydzi oraz politeistyczni poganie. Następnie analizuje, czy sam Jezus opisywał siebie jako Boga i z czego wynikają różnice, jakie w tym istotnym temacie prezentują Ewangelie. Doszedł do wniosku, że (uwzględniając późniejsze poprawki wyznawców), nie można powiedzieć, by Chrystus był w nich opisany jako wszechwiedzący, wszechmogący Bóg równy stwórcy, ale raczej jako jeden z wielu wędrownych kaznodziei działających wówczas w tym zacofanym, bardzo religijnym regionie cesarstwa, głoszący rychłą apokalipsę i nastanie królestwa bożego. Jezus pociągnął za sobą tłumy, które wierzyły, że to on z ramienia Boga ma stanąć na czele narodu. Ukrzyżowanie Jezusa z całą pewnością natychmiast zakończyłoby karierę chrześcijaństwa, co widać nawet po opisach zachowania apostołów, gdyby nie... zmartwychwstanie. Ehrman w nie nie wierzy, ale stara się podejść z otwartą głową, wnioskując tylko, że wierzyło w nie bardzo wielu ludzi. I tu tak naprawdę zaczyna się Kościół.
Chrystus nie zostawił żadnych zapisków. Nie wyjaśnił, jak zmartwychwstawać, a jego nauki o rychłym końcu świata, na początku odbierane przez wyznawców bardzo dosłownie, nie sprawdziły się. W kwestii nawracania pogan miał poglądy zmienne. Po jego odejściu natychmiast rozgorzały dyskusje i konflikty na temat jego nauk. Świadczą o tym już pierwsze chrześcijańskie teksty - listy św. Pawła, ujawniające konflikt z bratem Jezusa, Jakubem. Dużo późniejsze Ewangelie są niespójne i im młodsze, tym bardziej opisują Jezusa jako bóstwo zamiast człowieka. Różne chrześcijańskie frakcje, które się temu trendowi sprzeciwiały, lądowały na śmietniku historii z łatką heretyków przyklejoną przez bardziej egzaltowanych współwyznawców.
Narzucając Chrystusowi coraz większą boskość, największe umysły teologiczne dwóch tysiącleci jednocześnie zaangażowały się w próby pogodzenia boskości Chrystusa z monoteizmem. Ehrman analizuje ich przemyślenia, ślepe odnogi tradycji katolickiej, oraz wymyślne teologiczne paradoksy opcji zwycięskiej, na przestrzeni pierwszych 500 lat naszej ery. Ta część książki była trochę męcząca, mimo lekkiego, gawędziarskiego stylu autora, ale nadal ciekawa. Na pewno wrócę jeszcze do Ehrmana.
Autor jest znanym i dość kontrowersyjnym badaczem Biblii, który napisał cały cykl książek tłumaczących kontekst, nieścisłości i paradoksy występujące w Piśmie Świętym i genezę religii chrześcijańskiej jaką znamy dzisiaj (prawdy wiary, tradycja kościoła, wykluczające się święte teksty). Opisuje historię religii trochę jako wojnę o poglądy, tym bardziej zawziętą o im bardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-20
Któż nie słyszał na lekcjach religii historii „rodzinnych” Świętej Rodziny, znanych teologom i wiernym z licznych ewangelii już od starożytności. Nie zostały one włączone w Nowy Testament przez ojców kościoła, i teraz rozumiem dlaczego.
Weźmy taką ewangelię dzieciństwa Jezusa, bynajmniej nie bajeczkę dla dzieci, bo młody Jezusek miał zwyczaj boską mocą okaleczać i zabijać swoich nauczycieli, jeśli wydawali mu się zbyt pewni siebie, a nawet inne dzieci, jeśli mu się napsociły. Wielokrotnie jego rodzina była za to piętnowana a on sam karcony przez Józefa za swoje okrucieństwo.
Ewangelia pokazująca młodość Maryi miała być, według autora zbioru, odpowiedzią na krążące plotki jakoby rodzice Jezusa byli upokarzająco biedni a jego matka zaciążyła z rzymskim żołnierzem wymienionym nawet z nazwiska. Tak więc w tej ewangelii opisane są cudowne narodziny Maryi, wychowanie w świątyni i karmienie przez anioły, oddanie dziewicy „w opiekę” (bo przecież nie za żonę) wdowcowi Józefowi, który tu nie jest stolarzem lecz przedsiębiorcą budowlanym. Dalej jej ciąża, którą trzeba było racjonalnym Żydom tłumaczyć boską interwencją, wielka jasność wydobywająca się z niej przy porodzie oraz poporodowe dziewictwo. To ostatnie potwierdzono badaniem Maryi palcem przez położną, za które to świętokradztwo kobiecie zwiędła ręka (ale na krótko, bo dotknęła Dzieciątka). Ta Ewangelia nie była szeroko znana tylko dlatego, że niektórzy teolodzy uznali ją za uwłaczającą dla Józefa – nie godziło się, aby opiekun Jezusa nie był prawiczkiem. Z bardziej szokujących tekstów wymieniony został choćby opis masturbacji Chrystusa i oczywiście wszystkie gnostyckie, z dwoma bogami, poziomami świadomości i innymi tego typu prawdami wiary. Czasem ewangelie się wzajemnie wykluczają lub przedstawione w nich wersje ewoluują. Np. w kwestii losu Piłata widać rosnący antysemityzm wśród wyznawców Chrystusa - jakby nie było pobożnego Żyda skazanego na śmierć przez Rzymian.
Autor zebrał i przetłumaczył ponad 40 ewangelii niekanonicznych - część zachowała się w formie kilku zdań lub nawet słów, część jednak funkcjonowała długo, szeroko i od pierwszych wieków chrześcijaństwa. Każda została krótko a treściwie omówiona pod względem historycznym i literackim, można więc wyrobić sobie zdanie o dacie ich powstania i czasem źródle informacji, odłamie, który ją wyznawał oraz powodach odrzucenia przez Kościół. Okazuje się, że nieważne, czy dana ewangelia uznawana była za napisaną prze św. Piotra lub inne osoby bliskie Chrystusowi. Były heretyckie i zakazane jeśli zawierały jakieś zdanie, które można by zinterpretować jako argument dla któregoś nieortodoksyjnego odłamu wierzącego na przykład: Chrystus był w połowie Bogiem i w połowie człowiekiem a nie obojgiem na raz i w pełni lub jego boska dusza zamieszkiwała człowiecze ciało zamiast jakiejś innej piętrowej teologicznej interpretacji. Niektóre z przedstawionych ewangelii przypominają teksty kanoniczne, inne - kazania, są mniej i bardziej fantastyczne i różne stylistycznie. Reprezentują wachlarz poglądów odrzuconych przez Ojców Kościoła oraz ewolucję wiary nauczania kościoła.
Któż nie słyszał na lekcjach religii historii „rodzinnych” Świętej Rodziny, znanych teologom i wiernym z licznych ewangelii już od starożytności. Nie zostały one włączone w Nowy Testament przez ojców kościoła, i teraz rozumiem dlaczego.
Weźmy taką ewangelię dzieciństwa Jezusa, bynajmniej nie bajeczkę dla dzieci, bo młody Jezusek miał zwyczaj boską mocą okaleczać i zabijać...
2017-05-10
O co chodzi z tym bajarzem w ostatnim akapicie?
Przedchrześcijańska historia Polski mnie fascynuje, ponieważ nic o niej nie wiadomo, a co więcej nie wiadomo dlaczego nie wiadomo. Dałam się zauroczyć opowieści, ale i miałam momentami ochotę rzucać kindlem o ścianę. Tak czy inaczej, książka prowokuje do myślenia, a to, obok przyjemności czytania, bardzo w książkach cenię.
Pierwsze co muszę podkreślić, to że autor ma uroczy styl pisania, ciepły, pogodny, zabawny, lekki i ciekawy. Idealny na plażę i pod koc. Bohaterów można pokochać, choć wielu było trochę stereotypowych (cena za czasem niewybredny humor). Tajemnica mnie wciągnęła, choć nie wszystko się na końcu wyjaśnia, jak to w życiu. Życie w Ostrogrodzie wydawało mi się wyidealizowane, jakby pisane "ku pokrzepieniu serc", i to również przypadło mi do gustu - że można opowiadać o wieku dziesiątym bez obcinania kończyn i ciągłego chędożenia, jak niektórzy inni polscy pisarze. To chciał nam pokazać autor: nieprawda, że przed chrześcijaństwem nie było zasad moralnych.
Niekoniecznie jest też prawdą (tego nie wiemy, bo skąd), że przed Mieszkiem nie było u nas całkiem rozwiniętej cywilizacji. Tu przechodzimy do fragmentów, które wywoływały u mnie wewnętrzny sprzeciw i zmuszały do poszukiwań w internecie. Bohaterowie używają świec (przed IX wiekiem używane głównie w obrzędach, ale ok), mówią o zapaleniu płuc (znane w Grecji od co najmniej IV w p.n.e.), o języku starosłowiańskim (językoznawstwo - V w p.n.e., Indie), opisują duże obszary geograficzne (pierwsze mapy - XXIIIw. p.n.e. Mezopotamia). Musiałam przyznać, że mogły być znane Słowianom, choć niekoniecznie tym z Ostrogrodu. Gorzej, gdy mowa o kapitalistach (w tym znaczeniu - pewnie XIXw.) i strzyżonej trawie. Najbardziej rozbiły mnie jednak rozdziały o prehistorii, kiedy to jeden z kmieci zaczyna wspominać wydarzenia sprzed czterech tysięcy lat, czasów jakiegoś zlodowacenia, wspomina Babilończyków i Sumeryjczyków i podaje orientacyjną datę czasu akcji książki na około roku 7000 kalendarza słowiańskiego.
Po pierwsze, cyfry arabskie pojawiły się dopiero w VI w a cyfra zero w IXw n.e., do Europy przyjechały w XIII w. Po drugie, żeby wiarygodnie przytaczać tak odległą historię trzeba to jakoś uzasadnić. Może święte księgi, jak u Żydów? Legendę o Atlantydzie Platon spisywał około 9000 lat po jej rzekomym zniknięciu, ale usłyszał ją od kapłanów egipskich, a więc mogła przetrwać w zwojach biblioteki aleksandryjskiej. A może opowiadający był jak Brom z Eragona, nieśmiertelny, i po prostu wszystko pamiętał?
Po trzecie, 7000 lat to bardzo dużo jak na cywilizację. Chińczycy nie mieli tyle, gdy tworzyli terakotową armię, ani Minojczycy w XX w p.n.e., z czasów miast o piętrowych budynkach z kanalizacją, nie wspominając o Rzymianach, których prawo budowlane ograniczało wysokość zabudowy do ośmiu kondygnacji jeszcze w czasach Chrystusa. Tymczasem w Ostrogrodzie główny środek komunikacji to nadal dłubanka, a rano wilki biegają po przysiółku i niewiele pomaga, że niektóre są oswojone.
Po czwarte: Ksaya, córka władczyni z rodu Strażniczek Ognia, co jej nikt nie lubi, bo jest taka ładna. Tak się składa, że mam alergię na merysujki, a to jeszcze nie wszystko. Dlaczego wielkie wojowniczki Amazonki obcinały sobie z narażeniem życia pierś? Żeby były nieatrakcyjne dla handlarzy niewolników, bo najwyraźniej kobiety bez piersi nie kupiłby nawet jednoręki weteran do kiszenia ogórków. Uch...
Wędrówka ludów oraz historia Amazonek to nie jedyne przykłady kiepsko opisanych ekspozycji. Inną jest sytuacja geopolityczna wykładana w dziwnym momencie przez młodą dziewczynę ze środka puszczy, gdzie raz na miesiąc przypływają zawsze ci sami kupcy, a kolejną mitologia Słowian opowiadana przez kapłankę, która nie wie, kto jest kim, bo opinie (badaczy?) są różne.
Dobra, wyżaliłam się. W gruncie rzeczy, jak na tak solidną i kompleksową rozprawę na temat życia Słowian, zarzut mam tylko do jednego (pomijam grobowym milczeniem księżniczkę Ksayę): że w tej podobno szalenie rozwiniętej cywilizacji nie widać tego poziomu na co dzień. Moim zdaniem lepiej byłoby iść na całość. W czasie, gdy dzieje się akcja książki, Khmerowie budowali Angkor, oszałamiające kamienne miasto na milion mieszkańców, które potem zostało połknięte przez dżunglę i zapomniane w ciągu stu lat od wyludnienia. Nietrudno więc sobie wyobrazić wielkie miasta słowiańskie, zapewne drewniane, zdobyte, spalone, wchłonięte przez puszczę, zaorane i wyrugowane z pamięci przez nowych władców i ich ponurą, narcystyczną religię.
Jestem więc za tym, żeby dolać bajarzowi piwa i poprosić o drugi tom, żeby w nim było o historii Obcego, początku kalendarza, zdradzie Mieszka i pięknych miastach słowiańskich, żeby krzepił serca w tych niewesołych, fanatycznych czasach :)
O co chodzi z tym bajarzem w ostatnim akapicie?
Przedchrześcijańska historia Polski mnie fascynuje, ponieważ nic o niej nie wiadomo, a co więcej nie wiadomo dlaczego nie wiadomo. Dałam się zauroczyć opowieści, ale i miałam momentami ochotę rzucać kindlem o ścianę. Tak czy inaczej, książka prowokuje do myślenia, a to, obok przyjemności czytania, bardzo w książkach...
2018-02-14
Mimo wyrażonej we wstępie sympatii dla Kościoła i pomijaniu opisu najtragiczniejszych wydarzeń z jego historii, książka jest w stosunku do papiestwa bardzo krytyczna. Autor wprost mówi o dyktaturze, przemocy, zdradzie, bezpardonowej walce o władzę - oczywiście, można by dużo więcej i bardziej dosadnie, ale temat został skrócony zarówno z dystansem jak i sprawnie literacko. Owszem, zdziwiłam się czytając, że bitwa pod Wiedniem była „sukcesem papieża w walce z Turkami”, ponieważ miał on "udział w zjednoczeniu wojsk Polski i Austrii". Przewracałam oczami, gdy rozłam w kościele autor nazywał „nieobliczalną katastrofą” a powołanie inkwizycji potraktował nieomal jak wyraz geniuszu i oddania kościołowi papieża.
Mimo tego Zamojski chwali tolerancję religijną a krytykuje fanatyzm i politykę papiestwa. Cytuje Napoleona, iż tylko ludźmi wierzącymi da się rządzić. Niektóre herezje popiera, wszystkie docenia za ich wkład w reformę kościoła katolickiego, o której pisze, że jest i była konieczna praktycznie od zawsze. Opisując dzieje Polski zdecydowanie chwali nie tylko tolerancję religijną ale nawet samych heretyków i ich doktrynę. Posunął się wręcz do stwierdzenia, że gdyby nie wygnano z Polski arian, oświecenie zaczęło by się u nas a nie na zachodzie, dokąd się udali. W kontrreformacji i naciskach Watykanu upatruje przyczyn wojen zewnętrznych i wewnętrznych w wielonarodowym państwie, usunięcia elity intelektualnej kraju, ostatecznego upadku moralnego, politycznego, ekonomicznego i w końcu rozbioru Polski.
Najbardziej zapadło mi w pamięć, jak cesarz Konstantyn (i wielu jego następców), prywatnie poganin i egocentryk promujący kult samego siebie, potrzebował zjednoczonej religii, aby łatwiej rządzić ludźmi, a więc godził, mediował i ratował hierarchów wczesnego kościoła przed zjedzeniem siebie wzajemnie we wściekłej, zapiekłej nienawiści i walce o detale teologiczne i satysfakcję z przeforsowania swojej racji.
W kolejnych wiekach istnienia Kościoła pojawiały się wśród duchowieństwa i wiernych idee odrzucane potem na synodach jako herezje. Kościół jakby sam się dziwił, gdy w walce z nimi przekraczał kolejne granice: pierwsza kara śmierci dla głosiciela interpretacji innej niż papieska, pierwsze zbrojne wystąpienie przeciw sekcie, pierwsze ludobójstwo całego odłamu chrześcijaństwa (katarzy), złupienie chrześcijańskiego miasta (Konstantynopol) i profanacja jego kościołów. Autor stoi po stronie tych, co nazywali Kościół rzymski dzikim barbarzyńcą. Większość odłamów opisuje z sympatią, zwłaszcza te bardziej demokratyczne, tolerancyjne, nakierowane na moralność jednostki, niepoddające się dyktatowi krwiożerczych, żądnych władzy, bezwzględnych papieży.
Książeczka dzieli się na kilka części. We wstępie czytamy o niejasnościach w samych ewangeliach, materiale źródłowym późniejszej religii. Niestety autor już do nich nie wrócił, pokazał tylko, na jak słabych podstawach postawiono religię katolicką. W historii pierwszych wieków po śmierci Chrystusa wyznawcy w zasadzie kłócą się o doktrynę. Następnie religia pokonuje drogę od sekty do państwa papieskiego, którego przywódca setki lat stawiał się ponad prawem i królami ochoczo wywołując konflikty o władzę. W kolejnej części przeczytamy, jakie herezje pojawiały się i były likwidowane w dziejach kościoła a następnie krótkie opisy poszczególnych doktryn. Opracowanie, jak na tak obszerny temat, krótkie, przystępne i ciekawe. Zdecydowanie polecam.
Mimo wyrażonej we wstępie sympatii dla Kościoła i pomijaniu opisu najtragiczniejszych wydarzeń z jego historii, książka jest w stosunku do papiestwa bardzo krytyczna. Autor wprost mówi o dyktaturze, przemocy, zdradzie, bezpardonowej walce o władzę - oczywiście, można by dużo więcej i bardziej dosadnie, ale temat został skrócony zarówno z dystansem jak i sprawnie literacko....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-08
W świecie po dwóch pełzających apokalipsach poznajemy trójkę bohaterów: dwoje ludzi i inteligentnego robota, dwóch mężczyzn i kobietę, którą kochają, dwoje kontestujących system i jednego, który jeszcze musi go odrzucić. Cywilizacja zbliża się ku ostatecznemu końcowi. Najpierw człowiek stworzył roboty, żeby ułatwiały mu życie, potem się od nich uzależnił, aż roboty przejęły władzę nad ogłupiałymi niedobitkami ludzkości. W końcu roboty, pozbawione nadzoru wymierającej ludzkości, same zaczęły szwankować, powoli doprowadzając świat do ruiny.
Akcja pojawia się w połowie książki, gdy jeden z bohaterów zaczyna podróż przez kraj, poznaje ludzi, uczy się od nich, z książek i starych filmów staroświeckiego człowieczeństwa. Zakończenie było oczywiste w zasadzie od początku. To, a także łopatologiczna symbolika i naprzemienna perspektywa aż trojga dość męczących bohaterów zmniejszały moją przyjemność z lektury.
"I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem."
W świecie po dwóch pełzających apokalipsach poznajemy trójkę bohaterów: dwoje ludzi i inteligentnego robota, dwóch mężczyzn i kobietę, którą kochają, dwoje kontestujących system i jednego, który jeszcze musi go odrzucić. Cywilizacja zbliża się ku ostatecznemu końcowi. Najpierw człowiek stworzył roboty, żeby ułatwiały mu życie, potem się od nich uzależnił, aż roboty przejęły...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-05
Mettner jest jednym z głosów krytyki pochodzącym z wewnątrz kościoła katolickiego. Opus Dei ucieleśnia wszystkie grzechy instytucji i hierarchów włącznie z ówczesnym papieżem, Janem Pawłem II. Sensacyjny temat mógłby być ciekawszy, gdyby nie to, że Mettner pisze szczegółowo, rozwlekle i nie opuszcza okazji, by każdą myśl powtórzyć na kilka różnych sposobów. Głównie interpretuje autentycznie oburzające pisma założyciela Dzieła, podaje też ogromną ilość informacji, nawet jeśli po tylu latach już nieaktualnych, na temat najpotężniejszej katolickiej sekty.
Zarzuty, jakie Mettner stawia Opus Dei to między innymi: spełnianie wszystkich charakterystycznych cech mafii, tajność, dążenie do władzy i pieniędzy, zniewolenie członków, karność, manipulacja przy werbowaniu członków i werbowanie dzieci, separowanie członków Dzieła od rodziny, odgórny zakaz dyskusji i uznawania kompromisów, elitarność, oszustwa przy beatyfikacji założyciela, zakaz antykoncepcji wzięty z księżyca, szpiegowanie i morderstwa katolików z tak zwanego „kościoła ubogich” w Ameryce Południowej, machlojki finansowe na szeroką skalę, również w powiązaniu z Bankiem Watykańskim, ogromny udział w rządach faszystowskich w Hiszpanii, przemoc psychiczna, fizyczna (biczowanie, pasy z kolcami) i ekonomiczna wobec członków, itd., itp.
Na Opus Dei Mettner nie kończy. Zarzuca całej konserwatywnej części kościoła katolickiego, tej która popiera Dzieło, fanatyzm, indoktrynację, sekciarstwo i doprowadzenie do tego, że ludzie odwracają się od kościoła, który został założony na filozofii miłości, tolerancji, pomocy ubogim i walki z establishmentem, a stał się ich zaprzeczeniem i odrażającą parodią.
Mettner jest jednym z głosów krytyki pochodzącym z wewnątrz kościoła katolickiego. Opus Dei ucieleśnia wszystkie grzechy instytucji i hierarchów włącznie z ówczesnym papieżem, Janem Pawłem II. Sensacyjny temat mógłby być ciekawszy, gdyby nie to, że Mettner pisze szczegółowo, rozwlekle i nie opuszcza okazji, by każdą myśl powtórzyć na kilka różnych sposobów. Głównie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-04
Krytyka słuszna, ale słabo udokumentowana. Autor raczej wylewa swoje uzasadnione żale niż przedstawia przykłady czy bibliografię.
Niektóre argumenty otwierają oczy, na przykład to, że „nasz” papież praktycznie unieważnił soborowe próby nadania Kościołowi ludzkiej, współcześniejszej twarzy, chronił księży-przestępców, a treść jego społecznych encyklik stała w jawnej sprzeczności z jego zachowaniem i polityką (poparcie Opus Dei, neoliberalizmu, politycznych skrajności, krytyka antykoncepcji).
Z drugiej strony nie wszystkie zarzuty są sprawiedliwe. Autor oczekiwał, by papież zamienił „bałwochwalczy” katolicyzm w protestantyzm, poprawił 10 przykazań, potępił Balcerowicza i przestał się „lansować” na dniach młodzieży i spotkaniach z wiernymi. Albo że coś robił, ale mniej niż był w stanie, mając władzę większą, niż autor był mu skłonny przyznać w innym rozdziale. Takie argumenty wypadają słabo, bo trudno w dyskusji potępiać kogoś za to, że się po prostu nie zgadza z rozmówcą.
Uważam, że jest to głos ważny, choćby dlatego, że pisany z innego niż polsko-katolicki punkt widzenia. Mimo to, z braku researchu jest to tylko ciekawa publicystyka, lekka i dobra na początek zgłębiania tematu.
Krytyka słuszna, ale słabo udokumentowana. Autor raczej wylewa swoje uzasadnione żale niż przedstawia przykłady czy bibliografię.
Niektóre argumenty otwierają oczy, na przykład to, że „nasz” papież praktycznie unieważnił soborowe próby nadania Kościołowi ludzkiej, współcześniejszej twarzy, chronił księży-przestępców, a treść jego społecznych encyklik stała w jawnej...
2017-07-31
Przeczytanie tej książki zajęło mi kilka miesięcy i teraz nie wiem, co napisać. Jak na tak ciekawy temat jest nudna, rozwlekła i bez iskry. Napisano ją językiem chaotycznym, któremu nawet podział na rozdziały nie pomaga. Autor rozwodzi się to nad filozofią, to nad jakimś teoretykiem czegoś, nie odpuszcza sobie nawet najmniejszego ruchu czy świętego na przestrzeni tysięcy lat na całym globie, z drobiazgową szczegółowością opisując eteryczne i mistyczne niuanse przeróżnych mistyków, alchemików, gnostyków, kabalistów i różnej maści nawiedzonych świetlistym natchnieniem wariatów.
Ekspertom w dziedzinie nie mogę polecić, bo sama nim nie jestem i nie potrafię ocenić wartości opracowania. Fanom amatorom tematyki też nie polecam, bo czytanie było katorgą.
Przeczytanie tej książki zajęło mi kilka miesięcy i teraz nie wiem, co napisać. Jak na tak ciekawy temat jest nudna, rozwlekła i bez iskry. Napisano ją językiem chaotycznym, któremu nawet podział na rozdziały nie pomaga. Autor rozwodzi się to nad filozofią, to nad jakimś teoretykiem czegoś, nie odpuszcza sobie nawet najmniejszego ruchu czy świętego na przestrzeni tysięcy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-23
Falcio zawsze uważał, że bogowie się na niego uwzięli. Fakt, że Pierwszy Kantor ma talent do robienia sobie potężnych wrogów, chętnie bluźni (mimo dobrych stosunków z kilkoma świętymi), kraj przejmują duchowni, a Wielkie Płaszcze stoją kością w gardle fanatykom religijnym, bo nie klękają ani nie kłaniają się nikomu, nie znaczy, że bogowie osobiście go prześladują. A może jednak?
Trybuni Króla powrócili w wielkim stylu. W tomie trzecim jest jeszcze więcej wspaniałych bohaterów, ważnych tematów, łez smutku, łez wzruszenia, trupów i żartów. Poznajemy przeszłość pożałowania godnego kraju i kolejne starożytne zakony, które walczą ze sobą o jego przyszłość. Obecnie Trattari (Wielkie Płaszcze) wraz z Bardatti (trubadurami), po zniknięciu Dashini (asasynów) stawiają czoła Venerati (duchownym) i ich zbrojnemu ramieniu Cognieri (Inkwizytorom), a w cieniu czają się tajemniczy Inlaudati. Bohaterom przyda się czasem pomoc starych wrogów i dużo poczucia humoru, bo muszą stawić czoło zombiakom a, na zimny lewy cycek świętej Lainy Co Daje Dupy Bogom, nie zawsze ma się pod ręką broń lepszą niż laska inwalidzka i to kiedy jest potrzebna do chodzenia. Pojedynki są nadal znakomite i autor ich nam nie szczędzi.
Wartka akcja, zaraźliwy humor, wzniosłe tematy i wielkie inspiracje to oczywiste plusy książki, ale tym, co w niej uwielbiam najbardziej, jest przyjaźń między Falciem i jego różnymi jak dzień i noc towarzyszami. Oni byli głównym źródłem wzruszeń i wybuchów śmiechu, choć inni członkowie ich zakonu nie pozostawali daleko w tyle. W typowej sytuacji bez wyjścia, Falcio wymyślał wariacki plan, Kest martwił się, że przyjaciel w końcu (znowu) stracił rozum, a Brasti wyszydzał pomysł na czym świat stoi. Przeciw największej magii i najpodlejszemu złu mieli siebie wzajemnie i swoje przysięgi: "Będę przemierzać te drogi...". Oraz wiernego rumaka Dupka.
Książki Castella sprawiają, że marzy się, by zostać Wielkim Płaszczem. To chyba najlepsza możliwa rekomendacja.
Falcio zawsze uważał, że bogowie się na niego uwzięli. Fakt, że Pierwszy Kantor ma talent do robienia sobie potężnych wrogów, chętnie bluźni (mimo dobrych stosunków z kilkoma świętymi), kraj przejmują duchowni, a Wielkie Płaszcze stoją kością w gardle fanatykom religijnym, bo nie klękają ani nie kłaniają się nikomu, nie znaczy, że bogowie osobiście go prześladują. A może...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-26
W filmie Jurassic Park jest taka scena, w której naukowcy uzupełniają DNA tyranozaura genami żaby. Miejmy nadzieję, że w przypadku mitologii Słowian nie wyszłaby żaba wielkości teriera, co najwyżej z zębami.
Z obszernej części na temat warsztatu naukowego dowiedziałam się, że słowiańska mitologia to właściwie twórczość historyków, z racji braku źródeł. Metoda przyjęta przez profesora Gieysztora opiera się głównie na badaniach lingwistycznych, socjologicznych, etnologicznych i porównywaniu skąpych informacji z mitologiami lepiej znanymi, z kultury indoeuropejskiej lub innych rejonów o podobnych zwyczajach. Sam autor podkreśla, że takie metody nie dają najmniejszej pewności, że wnioski są poprawne, ale z braku lepszych można albo uznać te, albo zdecydować, że żadnej mitologii nie było.
Ale do rzeczy. Opracowanie odwołuje się do innych opracowań oraz metod badawczych, jakby czytelnik miał je znać. Jest obszerne, szczegółowe, napisane trudnym językiem, i przy wszystkich wariantach, dygresjach i przypuszczeniach czyta się raczej ciężko. Jest to jednak podobno najlepsza kompilacja badań nad mitologią Słowian, więc nie ma co narzekać.
W filmie Jurassic Park jest taka scena, w której naukowcy uzupełniają DNA tyranozaura genami żaby. Miejmy nadzieję, że w przypadku mitologii Słowian nie wyszłaby żaba wielkości teriera, co najwyżej z zębami.
Z obszernej części na temat warsztatu naukowego dowiedziałam się, że słowiańska mitologia to właściwie twórczość historyków, z racji braku źródeł. Metoda przyjęta...
Kompleksowa odpowiedź na wszystkie możliwe zarzuty wobec ateizmu, zebrane przy niezliczonych debatach z wierzącymi, w tym fanatykami religijnymi. Niestety, choć styl jest humorystyczny, to też dość rozwlekły i czytałam ją wieki.
Kompleksowa odpowiedź na wszystkie możliwe zarzuty wobec ateizmu, zebrane przy niezliczonych debatach z wierzącymi, w tym fanatykami religijnymi. Niestety, choć styl jest humorystyczny, to też dość rozwlekły i czytałam ją wieki.
Pokaż mimo to