-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-16
2020-12-03
Najmniej ciekawa z książek Austen. Wszyscy bohaterowie wydawali mi się w różnym stopniu antypatyczni, a główna bohaterka wyróżniała się brakiem jakiegokolwiek charakteru. Co by się nie działo, jej jedyną reakcją było przeżywanie stresu, jakbyśmy to dziś powiedzieli. Jednocześnie autorka jest w tej książce najbardziej kąśliwa, a nawet jadowita wobec przywar klas społecznych, które opisuje.
Ostatecznie cała historia była przestrogą, czym się kończy złe wychowywanie dzieci.
Najmniej ciekawa z książek Austen. Wszyscy bohaterowie wydawali mi się w różnym stopniu antypatyczni, a główna bohaterka wyróżniała się brakiem jakiegokolwiek charakteru. Co by się nie działo, jej jedyną reakcją było przeżywanie stresu, jakbyśmy to dziś powiedzieli. Jednocześnie autorka jest w tej książce najbardziej kąśliwa, a nawet jadowita wobec przywar klas społecznych,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-24
Lady Susan - nietypowa z kilku powodów: cała stworzona z listów, główna bohaterka jest czarnym charakterem (pokazane najlepiej w jej zwierzeniach do przyjaciółki), a prawdziwa heroina (córka głównej bohaterki) od początku przedstawiana jest w listach negatywnie, wręcz za pomocą epitetów.
Watsonowie - pierwsze rozdziały nieskończonej powieści o pięknej i wykształconej Emmie, strąconej w ubóstwo i odesłanej do rodziny. Dziewczyna odtąd śledzi żenującą i bezpardonową walkę swoich sióstr o bogatych mężów.
Sanditon to początek książki o nowo założonym uzdrowisku nadmorskim, coś w stylu prywatnego Ciechocinka. Autorka wyśmiewa hipohondrię oraz drobną szlachtę w sposób elegancki a bezlitosny, nawet jak na nią.
Lady Susan - nietypowa z kilku powodów: cała stworzona z listów, główna bohaterka jest czarnym charakterem (pokazane najlepiej w jej zwierzeniach do przyjaciółki), a prawdziwa heroina (córka głównej bohaterki) od początku przedstawiana jest w listach negatywnie, wręcz za pomocą epitetów.
Watsonowie - pierwsze rozdziały nieskończonej powieści o pięknej i wykształconej...
2019-05-27
Jeśli kwieciste opisy są zaletą książki (choć w pierwszej połowie śmieszą), to nie świadczy o niej dobrze. Nie pomagał też histeryczny albo prześmiewczy sposób czytania, jakby lektorka znała zachowanie dorosłych tylko z MTV. Główna bohaterka, przecudna Mary Sue, wymarzone alter ego autorki, może wzruszać chyba tylko młodsze czytelniczki, nieuodpornione jeszcze na rzewliwy kicz.
O czym to jest?
Autorkę/bohaterkę prześladuje jej płytki, wredny, niewychowany były facet, który wzgardził jej gorącą, czystą jak poranek, młodzieńczą miłością. Broni Stefci wspaniały, bajecznie bogaty magnat, wzór cnót wszelakich, najlepszy dosłownie we wszystkim.
Rozprawiwszy się z eksiem, autorka wczuwa się w piękność i mądrość i niewinność idealną, uwielbianą przez wymieniony wcześniej ideał męski. Kolejnym wrogiem zostaje klasa wyższa, do której on należy. Ba, jeszcze nawet go nie lubiła, a już "kolory rzucały się na jej płeć" pod wzrokiem magnaterii, czy to żywej czy malowanej na obrazach. Hm.
Jeśli chodzi o akcję, to nie występuje, chyba że liczyć obiady, wizyty, wycieczki konne, wystawę, polowania i opisy luksusów. Wszystko co chwila jest pyszne albo przepyszne: od sukni i kandelabrów po rzęsy, dzieci, wąsy, pomniki nagrobne i wota, a z wyjątkiem jedzenia. Opisy, opisy i jeszcze raz opisy, przyznaję, że są przepysz... barwne i wspaniałe.
Przykład:
„Weszli. Pyszne, ciemne oczy Stefci spoczęły na czarnej postaci księżnej z lekką trwogą. Usta jej zadrgały, fala krwi przepłynęła przez perłową karnację jej twarzy. Delikatna łzawa powłoka rozbłysła w jej źrenicach. Zalśniły jak pióra jaskółek, gdy w locie dotknąwszy wody, wzlatują do słońca.”
Bo nie wystarczy samo drganie ust, fale krwi i „łzawa powłoka” w źrenicach. Musi być jeszcze, że lśnią. I że konkretnie jak pióra jaskółek. I należy dodać, że takich, co wzlatują do słońca. Konam na cukrzycę.
Sama Stefcia, cudo wyrosłe z klasy niższej niż on, przez cztery tomy nie wykonała żadnej pracy, poza towarzyszeniem podopiecznej, niewiele młodszej a portretowanej jak niepełnosprawna. Praca z pewnością jest nietwarzowa i uwłaczająca. Sama bohaterka przyznaje, że przyzwyczaiła się do przepychu. Ze trzy zdania poświęca na przemyślenie, czy kocha Waldemara, czy może jego pieniądze i to, co one dają.
Oczywiście okrutne i niesprawiedliwe jest odmawiać jej małżeństwa z arystokratą, ale autorka nie sili się, by niezgodę na mezalians umotywować inaczej niż wstrętnymi inwektywami pod względem gorszej „rasy” czy tytułowego patetycznego „trądu”. Samej Stefci taka segregacja nie razi, sama przyznaje, że przenosi się do wyższej sfery. Nie chodzi o to, że nie ma ludzi gorszych i lepszych, tylko o to, że ludzie są do nich poprzydzielani nie tak, jak trzeba. Miejsce Stefci na przykład jest wśród klasy wyższej, a to z powodu przepysznej urody. Swoje kompetencje jako przyszłej żony ordynata potwierdza, nie żartuję, odpowiednią wyniosłością, prezencją, naturalnym traktowaniem bogactwa i celnymi uwagami w rozmowach. Doskonale się sprawdza, wizytując ochronki i domy starców u boku narzeczonego.
Przepych, kicz i pyszne opisy.
Jeśli kwieciste opisy są zaletą książki (choć w pierwszej połowie śmieszą), to nie świadczy o niej dobrze. Nie pomagał też histeryczny albo prześmiewczy sposób czytania, jakby lektorka znała zachowanie dorosłych tylko z MTV. Główna bohaterka, przecudna Mary Sue, wymarzone alter ego autorki, może wzruszać chyba tylko młodsze czytelniczki, nieuodpornione jeszcze na rzewliwy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-10
O co chodzi z tym bajarzem w ostatnim akapicie?
Przedchrześcijańska historia Polski mnie fascynuje, ponieważ nic o niej nie wiadomo, a co więcej nie wiadomo dlaczego nie wiadomo. Dałam się zauroczyć opowieści, ale i miałam momentami ochotę rzucać kindlem o ścianę. Tak czy inaczej, książka prowokuje do myślenia, a to, obok przyjemności czytania, bardzo w książkach cenię.
Pierwsze co muszę podkreślić, to że autor ma uroczy styl pisania, ciepły, pogodny, zabawny, lekki i ciekawy. Idealny na plażę i pod koc. Bohaterów można pokochać, choć wielu było trochę stereotypowych (cena za czasem niewybredny humor). Tajemnica mnie wciągnęła, choć nie wszystko się na końcu wyjaśnia, jak to w życiu. Życie w Ostrogrodzie wydawało mi się wyidealizowane, jakby pisane "ku pokrzepieniu serc", i to również przypadło mi do gustu - że można opowiadać o wieku dziesiątym bez obcinania kończyn i ciągłego chędożenia, jak niektórzy inni polscy pisarze. To chciał nam pokazać autor: nieprawda, że przed chrześcijaństwem nie było zasad moralnych.
Niekoniecznie jest też prawdą (tego nie wiemy, bo skąd), że przed Mieszkiem nie było u nas całkiem rozwiniętej cywilizacji. Tu przechodzimy do fragmentów, które wywoływały u mnie wewnętrzny sprzeciw i zmuszały do poszukiwań w internecie. Bohaterowie używają świec (przed IX wiekiem używane głównie w obrzędach, ale ok), mówią o zapaleniu płuc (znane w Grecji od co najmniej IV w p.n.e.), o języku starosłowiańskim (językoznawstwo - V w p.n.e., Indie), opisują duże obszary geograficzne (pierwsze mapy - XXIIIw. p.n.e. Mezopotamia). Musiałam przyznać, że mogły być znane Słowianom, choć niekoniecznie tym z Ostrogrodu. Gorzej, gdy mowa o kapitalistach (w tym znaczeniu - pewnie XIXw.) i strzyżonej trawie. Najbardziej rozbiły mnie jednak rozdziały o prehistorii, kiedy to jeden z kmieci zaczyna wspominać wydarzenia sprzed czterech tysięcy lat, czasów jakiegoś zlodowacenia, wspomina Babilończyków i Sumeryjczyków i podaje orientacyjną datę czasu akcji książki na około roku 7000 kalendarza słowiańskiego.
Po pierwsze, cyfry arabskie pojawiły się dopiero w VI w a cyfra zero w IXw n.e., do Europy przyjechały w XIII w. Po drugie, żeby wiarygodnie przytaczać tak odległą historię trzeba to jakoś uzasadnić. Może święte księgi, jak u Żydów? Legendę o Atlantydzie Platon spisywał około 9000 lat po jej rzekomym zniknięciu, ale usłyszał ją od kapłanów egipskich, a więc mogła przetrwać w zwojach biblioteki aleksandryjskiej. A może opowiadający był jak Brom z Eragona, nieśmiertelny, i po prostu wszystko pamiętał?
Po trzecie, 7000 lat to bardzo dużo jak na cywilizację. Chińczycy nie mieli tyle, gdy tworzyli terakotową armię, ani Minojczycy w XX w p.n.e., z czasów miast o piętrowych budynkach z kanalizacją, nie wspominając o Rzymianach, których prawo budowlane ograniczało wysokość zabudowy do ośmiu kondygnacji jeszcze w czasach Chrystusa. Tymczasem w Ostrogrodzie główny środek komunikacji to nadal dłubanka, a rano wilki biegają po przysiółku i niewiele pomaga, że niektóre są oswojone.
Po czwarte: Ksaya, córka władczyni z rodu Strażniczek Ognia, co jej nikt nie lubi, bo jest taka ładna. Tak się składa, że mam alergię na merysujki, a to jeszcze nie wszystko. Dlaczego wielkie wojowniczki Amazonki obcinały sobie z narażeniem życia pierś? Żeby były nieatrakcyjne dla handlarzy niewolników, bo najwyraźniej kobiety bez piersi nie kupiłby nawet jednoręki weteran do kiszenia ogórków. Uch...
Wędrówka ludów oraz historia Amazonek to nie jedyne przykłady kiepsko opisanych ekspozycji. Inną jest sytuacja geopolityczna wykładana w dziwnym momencie przez młodą dziewczynę ze środka puszczy, gdzie raz na miesiąc przypływają zawsze ci sami kupcy, a kolejną mitologia Słowian opowiadana przez kapłankę, która nie wie, kto jest kim, bo opinie (badaczy?) są różne.
Dobra, wyżaliłam się. W gruncie rzeczy, jak na tak solidną i kompleksową rozprawę na temat życia Słowian, zarzut mam tylko do jednego (pomijam grobowym milczeniem księżniczkę Ksayę): że w tej podobno szalenie rozwiniętej cywilizacji nie widać tego poziomu na co dzień. Moim zdaniem lepiej byłoby iść na całość. W czasie, gdy dzieje się akcja książki, Khmerowie budowali Angkor, oszałamiające kamienne miasto na milion mieszkańców, które potem zostało połknięte przez dżunglę i zapomniane w ciągu stu lat od wyludnienia. Nietrudno więc sobie wyobrazić wielkie miasta słowiańskie, zapewne drewniane, zdobyte, spalone, wchłonięte przez puszczę, zaorane i wyrugowane z pamięci przez nowych władców i ich ponurą, narcystyczną religię.
Jestem więc za tym, żeby dolać bajarzowi piwa i poprosić o drugi tom, żeby w nim było o historii Obcego, początku kalendarza, zdradzie Mieszka i pięknych miastach słowiańskich, żeby krzepił serca w tych niewesołych, fanatycznych czasach :)
O co chodzi z tym bajarzem w ostatnim akapicie?
Przedchrześcijańska historia Polski mnie fascynuje, ponieważ nic o niej nie wiadomo, a co więcej nie wiadomo dlaczego nie wiadomo. Dałam się zauroczyć opowieści, ale i miałam momentami ochotę rzucać kindlem o ścianę. Tak czy inaczej, książka prowokuje do myślenia, a to, obok przyjemności czytania, bardzo w książkach...
2016-09-01
Dowiedziałam się, jak się tworzy książki, które świetnie się filmuje i chętnie kupuje co tydzień po dość wysokiej cenie za rozdział. Otóż Belgravia jest w zasadzie baśnią odzianą w wiktoriański kostium. Można się w niej doszukać Kopciuszka (płci męskiej) czy Romea i Julii (zepsutej arystokracji i snobistycznych przedsiębiorców). Postacie, choć ciekawe i wyraziste, są zasadniczo dobre lub złe. W zamkniętym kręgu dwóch rodzin rozgrywa się na poły szpiegowska towarzyska intryga, która może wywrócić do góry nogami losy wielu ludzi. Ciekawe, jak w sumie przewidywalne, archetypiczne wątki nie pozwalają się oderwać od książki. Chcemy wiedzieć, czy młodzi będą razem, czy chciwość, zdrada i rozwiązłość zostaną ukarane a samotność i szlachetność wynagrodzone - jak w każdej baśni. Autor znakomicie dozuje napięcie, z odcinka na odcinek odraczając najważniejsze wydarzenia. Podziwiam go również za dialogi - iskrzące od konfliktów, knowań, budujące charaktery bohaterów, pchające akcję do przodu. Podsumowując, uważam Belgravię za dobrą, wciągającą literaturę.
Dowiedziałam się, jak się tworzy książki, które świetnie się filmuje i chętnie kupuje co tydzień po dość wysokiej cenie za rozdział. Otóż Belgravia jest w zasadzie baśnią odzianą w wiktoriański kostium. Można się w niej doszukać Kopciuszka (płci męskiej) czy Romea i Julii (zepsutej arystokracji i snobistycznych przedsiębiorców). Postacie, choć ciekawe i wyraziste, są...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-07
Szukałam lekkiego, nieprzesadnie głupiego romansidła i się nie zawiodłam. Dobre postaci mają swoje ułomności, a z tych złych nie każdy to chodzący potwór. Konflikty są w dużej części niewydumane i oparte na sytuacji politycznej oraz wystarczająco solidnej charakterystyce bohaterów. Tło historyczne nakreślone naiwnie, ale nie porażająco. Główni bohaterowie są najpiękniejszymi istotami na świecie, ale przynajmniej nie wszyscy ich za to ubóstwiają. Mam wrażenie, że autorka inspirowała się luźno "Wichrowymi Wzgórzami". Czego chcieć więcej?
Szukałam lekkiego, nieprzesadnie głupiego romansidła i się nie zawiodłam. Dobre postaci mają swoje ułomności, a z tych złych nie każdy to chodzący potwór. Konflikty są w dużej części niewydumane i oparte na sytuacji politycznej oraz wystarczająco solidnej charakterystyce bohaterów. Tło historyczne nakreślone naiwnie, ale nie porażająco. Główni bohaterowie są...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09-10
Kto lubi "Jane Eyre", powinien zasmakować w "Rebece", książce o podobnym, gotyckim klimacie. Wręcz nie mogłam się przyzwyczaić, że bohaterowie jeżdżą samochodami i palą papierosy. Nie jest to arcydzieło, ale dobra, wciągająca i nastrojowa książka.
Inspiracja klasyką Bronte jest widoczna: biedna młoda dziewczyna wychodzi za bogatego wdowca, właściciela wspaniałego zamku, w którym straszy upiór jego zmarłej pierwszej żony. Upiorem dla nieśmiałej bohaterki jest pamięć o Rebece, najwyraźniej perfekcyjnej, tragicznie zmarłej poprzedniczce, wspominanej przez wszystkich z miłością, czcią i czymś w rodzaju obawy. Przez większość książki obserwujemy, jak niepewna siebie dziewczyna daje się wpędzać w paranoję, gdy wszyscy wokół niej zdają się być w klubie fanów Rebeki, do którego ona nie ma nawet wstępu, i z którą nie może się porównywać.
Dopiero w drugiej części książki akcja przyspiesza i zmienia się w thriller, wychodzą na jaw sekrety z przeszłości, ważą się dalsze losy bohaterów. Znając zakończenie historii z prologu, możemy się domyślać, jakie wydarzenia do tego doprowadziły. Trzyma w napięciu do ostatniego zdania.
Kto lubi "Jane Eyre", powinien zasmakować w "Rebece", książce o podobnym, gotyckim klimacie. Wręcz nie mogłam się przyzwyczaić, że bohaterowie jeżdżą samochodami i palą papierosy. Nie jest to arcydzieło, ale dobra, wciągająca i nastrojowa książka.
Inspiracja klasyką Bronte jest widoczna: biedna młoda dziewczyna wychodzi za bogatego wdowca, właściciela wspaniałego zamku, w...
2016-11-26
Warsztatowo książka nieco lepsza od Sagi o Ludziach Lodu, ale nadal autorka ma nad czym pracować, zwłaszcza jeśli chodzi o postaci i ich interakcje. Ciekawie natomiast wygląda świat alternatywny, z czarownicami i czarnoksiężnikami ukrywającymi się przed inkwizycją. Taka średniowieczna, skandynawska wersja Harrry'ego Pottera. Tom pierwszy jest wprowadzeniem do historii, to znaczy tajemnice pozostają niewyjaśnione a akcja kończy się w miejscu, które wydaje się absolutnie losowe. Nie będę czytać kolejnych części.
Warsztatowo książka nieco lepsza od Sagi o Ludziach Lodu, ale nadal autorka ma nad czym pracować, zwłaszcza jeśli chodzi o postaci i ich interakcje. Ciekawie natomiast wygląda świat alternatywny, z czarownicami i czarnoksiężnikami ukrywającymi się przed inkwizycją. Taka średniowieczna, skandynawska wersja Harrry'ego Pottera. Tom pierwszy jest wprowadzeniem do historii, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-30
Na chwilę przed oficjalnym ogłoszeniem tajemnicy, która ma przewrócić do góry nogami życie dwóch rodów, intrygi mogą doprowadzić do tego, że... nic się jednak nie zmieni. Mistrzowski odcinek.
Na chwilę przed oficjalnym ogłoszeniem tajemnicy, która ma przewrócić do góry nogami życie dwóch rodów, intrygi mogą doprowadzić do tego, że... nic się jednak nie zmieni. Mistrzowski odcinek.
Pokaż mimo to2016-06-22
Po przeczytaniu całości mogę powiedzieć, że rozumiem, jak autor tworzy książki, które świetnie się filmuje i chętnie kupuje co tydzień po dość wysokiej cenie za rozdział. Otóż Belgravia jest w zasadzie baśnią odzianą w wiktoriański kostium. Można się w niej doszukać Kopciuszka (płci męskiej) czy Romea i Julii (zepsutej arystokracji i snobistycznych przedsiębiorców). Postacie, choć ciekawe i wyraziste, są zasadniczo dobre lub złe. W zamkniętym kręgu dwóch rodzin rozgrywa się na poły szpiegowska towarzyska intryga, która może wywrócić do góry nogami losy wielu ludzi. Ciekawe, jak w sumie przewidywalne, archetypiczne wątki nie pozwalają się oderwać od książki. Chcemy wiedzieć, czy młodzi będą razem, czy chciwość, zdrada i rozwiązłość zostaną ukarane a samotność i szlachetność wynagrodzone jak w każdej baśni. Autor znakomicie dozuje napięcie, z odcinka na odcinek odraczając najważniejsze wydarzenia. Podziwiam go również za dialogi - iskrzące od konfliktów, knowań, budujące charaktery bohaterów, pchające akcję do przodu. Podsumowując, uważam Belgravię za dobrą, wciągającą literaturę.
Część 1: Kupiec Trenchard jest synem straganiarza, ale dzięki szczęściu i ambicji zaopatruje obecnie w jedzenie całą armię Wellingtona. Jego status ma znów poszybować w górę, gdy jego śliczna i bezczelna córka Sophia dostaje od młodego wicehrabiego zaproszenie na słynny bal arystokratów u księżnej Richmond, w przededniu krwawej bitwy pod Waterloo. Pewne wydarzenia pokazują jednak, że niekoniecznie czytamy romans z mezaliansem.
Po przeczytaniu całości mogę powiedzieć, że rozumiem, jak autor tworzy książki, które świetnie się filmuje i chętnie kupuje co tydzień po dość wysokiej cenie za rozdział. Otóż Belgravia jest w zasadzie baśnią odzianą w wiktoriański kostium. Można się w niej doszukać Kopciuszka (płci męskiej) czy Romea i Julii (zepsutej arystokracji i snobistycznych przedsiębiorców)....
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-07
Coraz bliżej ujawnienia tajemnicy, która poprzewraca wszystko do góry nogami.
Coraz bliżej ujawnienia tajemnicy, która poprzewraca wszystko do góry nogami.
Pokaż mimo to2016-07-14
Jaskrawy przykład jak pisać powieści w odcinkach oparte w całości na kreacji bohaterów. Otóż postaci muszą być wyraziste, zasadniczo czarno-białe, niepozbawione jednak cech podpatrzonych w towarzystwie i celnie opisanych. Obecnie już zamknięte grono antypatycznych bohaterów robi sobie wzajemnie eleganckie świństwa. Czytelnik czuje, że jedyną odtrutką są świeżo wprowadzeni na scenę, krystalicznie czyści bohaterowie, których autor wyraźnie prowadzi ku bajkowej historii miłosnej.
Jaskrawy przykład jak pisać powieści w odcinkach oparte w całości na kreacji bohaterów. Otóż postaci muszą być wyraziste, zasadniczo czarno-białe, niepozbawione jednak cech podpatrzonych w towarzystwie i celnie opisanych. Obecnie już zamknięte grono antypatycznych bohaterów robi sobie wzajemnie eleganckie świństwa. Czytelnik czuje, że jedyną odtrutką są świeżo wprowadzeni...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-28
Od ostatnich wydarzeń minęło 26 lat i główni bohaterowie romansu już nie żyją. Matka Sophie, Anna, źle znosi obowiązki towarzyskie, jakie nakłada na nią coraz bogatszy i bardzo ambitny Trenchard. Podczas jednej z wymuszonych herbatek Anna spotyka matkę dawnego ukochanego swojej córki. Nuworyszka decyduje się powierzyć hrabinie ważną tajemnicę, ale czy słusznie?
Od ostatnich wydarzeń minęło 26 lat i główni bohaterowie romansu już nie żyją. Matka Sophie, Anna, źle znosi obowiązki towarzyskie, jakie nakłada na nią coraz bogatszy i bardzo ambitny Trenchard. Podczas jednej z wymuszonych herbatek Anna spotyka matkę dawnego ukochanego swojej córki. Nuworyszka decyduje się powierzyć hrabinie ważną tajemnicę, ale czy słusznie?
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-16
Historia luźno oparta jest na wydarzeniach z końca X wieku. Mściwój jest księciem u Słowian Połabskich, Swanhilda księżniczką Niemców (nie Germanów), oboje gorliwie kochają Chrystusa oraz siebie wzajemnie. Ich zwaśnione od wieków plemiona właśnie zawarły pokój - stryj Swanhildy obiecał Mściwojowi nie nękać Słowian oraz rękę dziewczyny w zamian za pomoc jego wojów w wojnie Niemców w Italii. Mściwój stracił swoje wojsko w cudzej wojnie, ale Niemcy nie będąc w nastroju uznać Słowian za równych sobie, złamali słowo i poniżyli go. Książę przysiągł zemstę i że siłą odbierze swoją Swanhildę.
Jego zadanie nie jest łatwe. Musi wejść w sojusz z innymi Słowianami, którzy, choć nienawidzą wspólnego wroga, kłócą się również ze sobą. Co więcej, Połabskich uznają za zdrajców za ich wcześniejszy sojusz a Mściwojowi nie ufają za odejście od wiary ojców. Chrześcijaństwa nie akceptują, bo Niemcy narzucali je ogniem i mieczem. Mściwój potępia metody biskupów choć przyjął ich Boga. Poprzysiągł bronić honoru swojego ludu, choć jego wiara zabrania mu mordować, zwłaszcza braci w wierze. Ci bracia również mordują chrześcijan, uważając się za lepszych, ale czy to jego zwalnia z bycia miłosiernym?
Autor przedstawił dylematy najbardziej na zachód wysuniętych plemion Słowiańskich a jednocześnie przekonania Polaków pod zaborami. W tle opowieści o kochankach widzimy silnych, wyniosłych i sprytnych Niemców krzewiących nową wiarę oraz dumnych i niezależnych Słowian o wspaniałej, bogatej kulturze i wierzeniach. Na kartach książki dwie tak różne cywilizacje ścierają się w świętej wojnie a w głowie Mściwoja toczą ze sobą bój słowiańska duma i chrześcijańska wiara.
Historia luźno oparta jest na wydarzeniach z końca X wieku. Mściwój jest księciem u Słowian Połabskich, Swanhilda księżniczką Niemców (nie Germanów), oboje gorliwie kochają Chrystusa oraz siebie wzajemnie. Ich zwaśnione od wieków plemiona właśnie zawarły pokój - stryj Swanhildy obiecał Mściwojowi nie nękać Słowian oraz rękę dziewczyny w zamian za pomoc jego wojów w wojnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-08
Gdy byłam mała, jedna z moich babć miała w biblioteczce rzędy Harlequin'ów a druga w meblościance Sagę o Ludziach Lodu. Co to jest Harlequin domyślałam się z okładek, ale Saga mnie fascynowała. Czy to jakaś seria fantasy?
Okazało się, że w zasadzie to samo, co Harlequin. Proste, naiwne, przewidywalne, kiepsko stylizowane na średniowieczną Norwegię, lekko się czyta.
Gdy byłam mała, jedna z moich babć miała w biblioteczce rzędy Harlequin'ów a druga w meblościance Sagę o Ludziach Lodu. Co to jest Harlequin domyślałam się z okładek, ale Saga mnie fascynowała. Czy to jakaś seria fantasy?
Okazało się, że w zasadzie to samo, co Harlequin. Proste, naiwne, przewidywalne, kiepsko stylizowane na średniowieczną Norwegię, lekko się czyta.
Historia miłości jak każdej innej - on właśnie się zaręczył, ona jest rozwódką - pełnej ciepła, fascynacji, idealnej. A teraz dodajmy do tego tło społeczne: ciasny gorset konwenansów, tradycji, fasadowej grzeczności, zamkniętego grona elit rządzonego szeptanymi w kuluarach ploteczkami. Rozwód - skandal. Narzeczeństwo uświęcone akceptacją towarzystwa. Przyjaciele, którzy nie pozwolą bohaterom zbłaźnić się choćby sugestią tego, co wszyscy i tak widzą i za ich plecami wytykają palcami. Nie chodzi o uczucie, chodzi o to, jak to wygląda przed ludźmi.
Książka jak obrazek misternie tkany z aluzji, niedopowiedzeń, przemilczeń, pod którą tylko raz po raz widać cały bagaż wzbierających emocji. Mistrzostwem jest jedna z ostatnich scen - wesołe, pozornie, przyjęcie. Nic nie zostało otwarcie powiedziane, ale wszyscy rozumieją aluzje. Tytuł jest gorzką ironią opisanych konwenansów, ale to w pełni docenić można dopiero po przeczytaniu-przeżyciu tej książki.
Historia miłości jak każdej innej - on właśnie się zaręczył, ona jest rozwódką - pełnej ciepła, fascynacji, idealnej. A teraz dodajmy do tego tło społeczne: ciasny gorset konwenansów, tradycji, fasadowej grzeczności, zamkniętego grona elit rządzonego szeptanymi w kuluarach ploteczkami. Rozwód - skandal. Narzeczeństwo uświęcone akceptacją towarzystwa. Przyjaciele, którzy nie...
więcej mniej Pokaż mimo toKlasyka. Jest to jednak bardziej powieść moralizatorska niż romans, piętnująca różne wady i przywary zarówno głównych bohaterek jak i innych postaci.
Klasyka. Jest to jednak bardziej powieść moralizatorska niż romans, piętnująca różne wady i przywary zarówno głównych bohaterek jak i innych postaci.
Pokaż mimo toNie moja ulubiona książka tej autorki, ale jednak pierwsza, jaką czytałam i to ona zachęciła mnie do tej autorki. Lekka i zabawna, postacie trochę przerysowane, główna bohaterka naiwna i głupiutka a romans... cóż, niesztampowy. :)
Nie moja ulubiona książka tej autorki, ale jednak pierwsza, jaką czytałam i to ona zachęciła mnie do tej autorki. Lekka i zabawna, postacie trochę przerysowane, główna bohaterka naiwna i głupiutka a romans... cóż, niesztampowy. :)
Pokaż mimo to
Autorka wydaje się, że poradziła sobie z językiem i konwencją powieści Jane Austen. Jej styl jest inny: nieskończona książka "Watsonowie" jest najbardziej ponurym dziełem Austen. Tymczasem to rozwinięcie jest pisane przez nowoczesną wyemancypowaną kobietę chyba lubiącą wesołe młodzieżowe seriale. Czytając zakończenie miałam jednak wrażenie, że duch powieści Austen został, jeśli nie dokładnie zachowany, to oddano mu w tej książce cześć.
Autorka wydaje się, że poradziła sobie z językiem i konwencją powieści Jane Austen. Jej styl jest inny: nieskończona książka "Watsonowie" jest najbardziej ponurym dziełem Austen. Tymczasem to rozwinięcie jest pisane przez nowoczesną wyemancypowaną kobietę chyba lubiącą wesołe młodzieżowe seriale. Czytając zakończenie miałam jednak wrażenie, że duch powieści Austen został,...
więcej Pokaż mimo to