-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-12-06
Mega ciekawa. Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać następne części.
Była miejscami smutna, bo umierały dzieci, a bohaterka nie wróciła do domu. Jej dom bez jej przyjaciół przestał istnieć.
Książka była też zabawna. Zabawna była główna bohaterka Lyra i to, że kłamała złym ludziom, żeby się czegoś dowiedzieć.
Fajna była walka Iorka, pancernego niedźwiedzia-przyjaciela Lyry z Iofurem, złym królem niedźwiedzi, oraz pojedynek-ćwiczenie Lyry z Iorkiem na patyka.
Historia mówi o tym, że Kościół (innego świata) zabiera dzieci rodzicom, żeby je chronić przed wymyślonym przez Kościół grzechem pierworodnym. A tak naprawdę dzieciom robi się straszną krzywdę i często nawet umierają.
Mega ciekawa. Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać następne części.
Była miejscami smutna, bo umierały dzieci, a bohaterka nie wróciła do domu. Jej dom bez jej przyjaciół przestał istnieć.
Książka była też zabawna. Zabawna była główna bohaterka Lyra i to, że kłamała złym ludziom, żeby się czegoś dowiedzieć.
Fajna była walka Iorka, pancernego niedźwiedzia-przyjaciela Lyry...
2022-03-03
Może działo się troszkę więcej niż w poprzednich tomach, ale nadal nie porywa.
Może działo się troszkę więcej niż w poprzednich tomach, ale nadal nie porywa.
Pokaż mimo to2022-01-07
Jest ok do słuchania bez zbytniego angażowania mózgu.
Jest ok do słuchania bez zbytniego angażowania mózgu.
Pokaż mimo to2020-05-26
Autor postarał się zrobić możliwie antypatycznego, cynicznego i okrutnego bohatera w obrzydliwym, śmierdzącym, okrutnym świecie.
Autor postarał się zrobić możliwie antypatycznego, cynicznego i okrutnego bohatera w obrzydliwym, śmierdzącym, okrutnym świecie.
Pokaż mimo to2019-12-15
Proza tej autorki to w zasadzie poezja, w połączeniu z cudowną wyobraźnią - czyste piękno. Akcja rozwijała się długo, a skończyła szybko obietnicą drugiego tomu. Idealnie komponuje się z herbatą, kocem i kominkiem.
Proza tej autorki to w zasadzie poezja, w połączeniu z cudowną wyobraźnią - czyste piękno. Akcja rozwijała się długo, a skończyła szybko obietnicą drugiego tomu. Idealnie komponuje się z herbatą, kocem i kominkiem.
Pokaż mimo to2019-09-12
Kolejny dowód, że nagrody literackie żyją w oderwaniu od czytelnika. Niezły styl autora niewiele pomógł przy braku pomysłu na fabułę. Najogólniej rzecz mówiąc są dwie szkoły pisania. Pierwsza polega na tym, że wiemy, o czym będzie książka, w mniejszym lub większym zarysie i detalach. Druga polega na tym, że masz nagłą inspirację (myśl, obraz, piosenkę), siadasz i wylewasz mózg na papier, czekając (licząc) aż wyklaruje się, o co mogłoby chodzić.
"Trupojad..." zaczął się ładnym obrazkiem, potem pojawiały się jakieś kompletnie niepowiązane ze sobą, nieudane podejścia do sensu, na koniec wyleciały kosmiczne robaki z kolejnym poronionym pomysłem na fabułę i nagle tylna okładka.
Ale o co...? - pomyślałam z roztargnieniem, bo na szczęście do tego czasu wszystkie wątki były mi już obojętne.
Ostatecznie nie byłoby to nic niezwykłego - czekać do ostatniej strony na rozwiązanie zagadek, bystra w końcu nie jestem. Tylko że cały czas czuło się ten brak ciągu. Bohaterka trafia do innego świata i o nic nie pyta, niczego nie próbuje zrozumieć. Jak w grach komputerowych trafia na kolejne dziwne postaci, do których trzeba podejść, to powiedzą coś nieprzydatnego. Główna bohaterka, w założeniu fantasy detektyw, sprawiała wrażenie pustej i głupiej. Postaci nie miały sensu, wątki nie miały sensu, zachowania nie miały sensu i były oklepane, cała książka nie miała sensu.
Kolejny dowód, że nagrody literackie żyją w oderwaniu od czytelnika. Niezły styl autora niewiele pomógł przy braku pomysłu na fabułę. Najogólniej rzecz mówiąc są dwie szkoły pisania. Pierwsza polega na tym, że wiemy, o czym będzie książka, w mniejszym lub większym zarysie i detalach. Druga polega na tym, że masz nagłą inspirację (myśl, obraz, piosenkę), siadasz i wylewasz...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-13
Przed tą książką przeczytałam fanfika w książkowym formacie - autor amator i pożyczeni, gdzie indziej zdefiniowani bohaterowie, którzy służą tylko do tego, żeby ich postawić w sytuacjach sprawiających autorowi nieprzyzwoitą przyjemność. I co się okazało, fanfik był sto razy lepszy od "Przeznaczenia bohaterów"! Nie wiem, jakim cudem zostało ono zakupione przez polskie wydawnictwo, ale Amazon dał mi ją za darmo. Zafascynowana zrobiłam nawet głównemu bohaterowi test na bycie Gary Stu. Oczywiście przekroczył ostateczną punktową granicę fatalnej postaci. Dwukrotnie.
Przykłady (spoilery).
Biedny młody wieśniak Thor (punkt za imię!) musi pasać owce, bo jego ojciec faworyzuje jego braci (!). Straszny los, normalnie, chłopak marzy o służbie w gwardii króla (!). Ledwo jedną nogą uciekł (!) poza wioskę, okazuje się, że włada potężną magią (!!). Dobry powód do biadolenia nad swoją odmiennością (!). Główny mag kraju pojawia się mówić do niego zagadkami (!). Jego matka okazuje się pochodzić z ważnego rodu (!). Ledwo nielegalnie wdarł się na plac ćwiczeń rekrutów, dobry książę stanął w jego obronie (!) i groził straży, która robiła, co do niej należy (!). Drugi dobry książę z miejsca się z nim zaprzyjaźnił na śmierć i życie (!). Największy rycerz królestwa od razu zrobił go swoim giermkiem (!).
Ledwo swojemu rycerzowi podał broń (za drugim podejściem), a ten miał u niego dług życia (!). Pomógł temu rycerzowi w pojedynku - król go usynowił (!!!!). Nie, naprawdę, tak było. W drodze na tą uroczystość przeszedł się korytarzem zamku - piękna (!) następczyni tronu (!) zakochała się w nim na zabój (!), a jej brat im otwarcie kibicuje (!). Przypominam, że dzień wcześniej Thor pasał owce.
Farciarz wszedł do lasu i nadział się na potwora, przegrał - ale i tak cała elitarna jednostka zebrała się u króla żeby świętować jego męstwo (!), za które dostał od samego króla (!) prezent (!) - mistycznego sokoła (!!), z którym od razu nawiązał mistyczną więź (!!). Druga wizyta w zamku i okazuje się, że jak ktoś na dworze jest wredny, cwaniak, ma kompleksy albo jest gej, to z miejsca Thora nie lubi (!), czego chłopak zupełnie nie rozumie, on przecież nikomu nie wadzi. Na szczęście każda szlachetna, piękna, mądra i bohaterska postać (!) oddała by za niego życie od momentu poznania (!), więc nie jest tak źle.
Odsapnijmy na chwilę od Thora. Otóż kraj jest chroniony przed potworami mocą magicznego miecza (!), którego może podnieść tylko przepowiedziany (!) przyszły król (!). No dobra, jakoś tak samo wróciło do tematu.
Idźmy dalej, Thor idzie za potrzebą, i jest to świetna okazja, by mógł znaleźć i adoptować szczenię mistycznego leoparda (!), z którym od razu nawiązał mistyczną więź (!). Tak, znowu. Na szczęście leopardzicy jakoś nie widać, a szczenię nie ma żadnych wymagań, tylko wygląda świetnie i świetnie się je nosi za pazuchą, jak się człowiek szkoli na rycerza. W ogóle życie to bajka, ciągle ktoś ci przepowiada wielką przyszłość, upija w tawernach, kupuje ci nierządnice (a jak!), królewny przez królewiczów przysyłają liściki z zaproszeniami na schadzki, a mistyczne zwierzęta na mistycznych więziach tylko kręcą się wkoło.
Wspaniałość Thora wyraźnie kontrastuje z zepsuciem dworu królewskiego, gdzie król na przykład zastanawia się, jak po pijaku trafił do swojej komnaty i rano skacowany otwiera drzwi, do których generał rąbie kołatką, mijają królową nadal w piernatach i na stronie decydują o losach państwa. Król jednak jest mądry, bo poza tym, że adoptował Thora i obsypuje go prezentami, uczy królewnę, że „brak wiedzy i naiwność czynią wielką królową”. Co innego królowa, ona jej karze nie zadawać się z wieśniakiem, co znaczy, że jest ZUA i wyraźnie zna jakieś tajemnicze powody, by młodym przeszkodzić. Na szczęście następczyni tronu nie boi się matce wprost powiedzieć, że jej chłopak - jej sprawa!
Po tych wszystkich emocjach książka skończyła się takim cliffhangerem, że aż mi kluski spadły z talerza i teraz nie mogę ich znaleźć. Tak poza tym, myślę, że jeszcze wrócę do bezwstydnych fanfików.
Przed tą książką przeczytałam fanfika w książkowym formacie - autor amator i pożyczeni, gdzie indziej zdefiniowani bohaterowie, którzy służą tylko do tego, żeby ich postawić w sytuacjach sprawiających autorowi nieprzyzwoitą przyjemność. I co się okazało, fanfik był sto razy lepszy od "Przeznaczenia bohaterów"! Nie wiem, jakim cudem zostało ono zakupione przez polskie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-02
Nic się nie dzieje. Główny bohater zrobił coś głupiego i przez resztę książki biadoli kwiecistym językiem. Treści starczyłoby akurat na krótkie opowiadanko, przy którym czytelnik może nie domyśliłby się z kilometra, o co chodzi.
A jak się rozciąga taką mizerną fabułę na tyle stron? Przede wszystkim, opisuj wszystko dokładnie: takie a takie rybki widać w wodzie a takie się nie pokazywały. Koniecznie nazywaj wszystko wymyślanymi trudnymi nazwami, żeby brzmiało poważniej. Nie omijaj żadnego opisu czynności, zwłaszcza tych najprostszych: wziął chleb, włożył do ust, pogryzł, myśląc przy tym o tym, kto mu ten chleb spakował. Po trzecie, jak nic się nie dzieje, to pisz co chwila, że w następnych tomach bohater dokona tego i tamtego, w ten sposób przy kolejnych czytelnik będzie się nudził jeszcze bardziej. Po czwarte, rzekłam, język swój stylizuj na biblijny: a gdy płynęli, płynęli osiem dni, a potem jeszcze osiem. Dialogi pisz tak, żeby było wiadomo, że wszyscy bez wyjątku są patriarchami nie dyskutującymi o niczym mniejszym niż sens świata i natura magii, nawet jak milczą. Moim zdaniem język, sposób czytania audiobooka, a przede wszystkim fabułę czy raczej jej brak skomponowano specjalnie tak, by ukołysać do snu.
Nic się nie dzieje. Główny bohater zrobił coś głupiego i przez resztę książki biadoli kwiecistym językiem. Treści starczyłoby akurat na krótkie opowiadanko, przy którym czytelnik może nie domyśliłby się z kilometra, o co chodzi.
A jak się rozciąga taką mizerną fabułę na tyle stron? Przede wszystkim, opisuj wszystko dokładnie: takie a takie rybki widać w wodzie a takie się...
2018-12-13
Słabe, niestety. Nie wyróżnia się niczym na tle innych pozycji dla młodych dorosłych, a po autorze Wielkich Płaszczy spodziewałam się więcej. Kolejne jednotomowe postaci nie są interesujące, stare nadal są przerysowane. Brakuje temu radości, natchnienia, ikry. Świat przedstawiony jest kalką świata Wielkich Płaszczy i kolejne wydarzenia naśladują tamte, przypuszczam więc, w jakim kierunku idzie akcja i średnio mnie to obchodzi. Coś tam się niby cały czas dzieje, ale jest to akcja raczej na zasadzie wypełniania stron według schematu: wskazówka, włamanie na lokację, coś poszło nie tak i dostajemy następne informacje. Czytało się lekko, ale zawiodłam się.
Słabe, niestety. Nie wyróżnia się niczym na tle innych pozycji dla młodych dorosłych, a po autorze Wielkich Płaszczy spodziewałam się więcej. Kolejne jednotomowe postaci nie są interesujące, stare nadal są przerysowane. Brakuje temu radości, natchnienia, ikry. Świat przedstawiony jest kalką świata Wielkich Płaszczy i kolejne wydarzenia naśladują tamte, przypuszczam więc, w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-28
Te fajne postacie, które polubiłam w pierwszym tomie? W tym się nie pojawiły. Zamiast nich było sporo przerysowanych. Cały ten zakon (że użyję słowa z serii Wielkich Płaszczy) Argosi nie przemawiał do mnie. Przedumane teksty, idiotyczny sposób walki, nie wiadomo jakie cele. Bohaterowie byli tak słabo napisani, że sam autor co kilka stron ich na nowo opisywał, czy to Argosi, czy Reichisa (ile można pisać, jaki jest morderczy i złośliwy?) czy inne postaci, zasadniczo dwuwymiarowe. Właściwie nie wiadomo, jakie cele ma nawet Kellen, bo chyba tylko iść tam, gdzie go jeszcze nie próbowali zabić, bez jakiegoś planu na życie. Niby o to właśnie chodzi, ale mimo wszystko - rozczarowujące. Stałe jest tylko, że chłopak zdobywa pod koniec nowe umiejętności bojowe i inne, dzięki którym pewnie pod koniec serii pokona bardzo złych ludzi.
Te fajne postacie, które polubiłam w pierwszym tomie? W tym się nie pojawiły. Zamiast nich było sporo przerysowanych. Cały ten zakon (że użyję słowa z serii Wielkich Płaszczy) Argosi nie przemawiał do mnie. Przedumane teksty, idiotyczny sposób walki, nie wiadomo jakie cele. Bohaterowie byli tak słabo napisani, że sam autor co kilka stron ich na nowo opisywał, czy to Argosi,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-22
Krótkie i z konieczności skondensowane. Bardziej mnie zainteresował fragment cyklu "Teatr Węży".
Krótkie i z konieczności skondensowane. Bardziej mnie zainteresował fragment cyklu "Teatr Węży".
Pokaż mimo to2018-11-02
Po książkę sięgnęłam po obejrzeniu obsypanego nagrodami serialu Netflixa i del Toro "Łowcy Trolli". Seria bije rekordy popularności, ma rzesze fanów, 96% na Rotten Tomatoes, jest przepiękna wizualnie, wciągająca, mądra, wzruszająca i zabawna, więc gorąco polecam. Na jej podstawie powstają kolejne książki, komiksy, oraz seriale umiejscowione w tym samym miasteczku. Z "Labiryntem Fauna" jednak nie ma nic wspólnego, może poza słodko-gorzkim zakończeniem.
Natomiast książeczka, która zainspirowała serial i to, co z niego wyrosło, jest raczej niepozorna. Dosyć typowa przygodówka dla chłopców z okropnie amerykańskim hurra-zakończeniem w typie, którego absolutnie nie trawię. Eskapistyczna rozrywka, którą pewnie oceniłabym surowiej, gdyby bohaterowie nie przypominali mi swoich serialowych odpowiedników. Dobra dla chłopców, którzy już wyrośli z koszmarów nocnych.
Po książkę sięgnęłam po obejrzeniu obsypanego nagrodami serialu Netflixa i del Toro "Łowcy Trolli". Seria bije rekordy popularności, ma rzesze fanów, 96% na Rotten Tomatoes, jest przepiękna wizualnie, wciągająca, mądra, wzruszająca i zabawna, więc gorąco polecam. Na jej podstawie powstają kolejne książki, komiksy, oraz seriale umiejscowione w tym samym miasteczku. Z...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-03
Super potencjał, świetny początek, taki sobie środek i brak końca. Nawet nie chodzi o to, że opowiadanie jest krótkie - wydaje się, że gdzieś w połowie dotychczas lekkie pióro zaczęło autorowi ciążyć i rzucił temat.
Znakomicie czytany audiobook.
Super potencjał, świetny początek, taki sobie środek i brak końca. Nawet nie chodzi o to, że opowiadanie jest krótkie - wydaje się, że gdzieś w połowie dotychczas lekkie pióro zaczęło autorowi ciążyć i rzucił temat.
Znakomicie czytany audiobook.
2016-06-20
Kończy się moja ulubiona saga a je nie potrafię ocenić, czy niedosyt, jaki teraz czuję, wynika z tęsknoty za następnymi przygodami, czy z niedociągnięć w fabule. Ale po kolei.
Kocham tę serię i jej cudownych bohaterów mniej więcej tak, jak oni siebie wzajemnie. Uwielbiam sztywność Laurence’a i tok rozumowania Temeraire’a, wierność Granby’ego, dziwactwa Hammonda, język Jane, dobroduszność smoków, dosztukowywaną załogę Temeraire’a, nawet głupotę Admiralicji. Z nostalgią wspominam tereny szkoleniowe Loch Laggan, błotniste kryjówki Brytanii, opuszczony raj w Australii, pokłady Relianta, Allegiance i Potentate’a. Wciągnęłam się od pierwszych rozkazów Laurence’a na Amitie, od pierwszego zaskoczenia i wzruszenia uczuciem smoka do człowieka. Dnie i noce pochłaniałam ich wspólne podróże, gdy zawsze byli razem i zawsze dla siebie. I znów kawałek życia poświęciłam ostatniej książce, gdy nie znają ani nie potrzebują słów, by wyrazić wzajemną miłość i absolutne oddanie. Łza się w oku kręci gdy żegnam ich wszystkich, ich plany na przyszłość, wspólne dni, których już nie będę podglądać.
Miałam jednak wątpliwości, czy autorce uda się zgrabnie zamknąć wszystkie wątki, które poruszyła w poprzednich tomach. Przy swoim talencie do rozciągania w nieskończoność podróży, polityki i ruchów wojsk, istniało ryzyko, że nie uda jej się skończyć tej historii w ramach jednej książki. I rzeczywiście, fabuły starczyłoby chyba na trzy typowe tomy, a z wypełniaczami na pięć. Akcja skacze od lokacji do lokacji, zmieniają się fronty, problemy, motywy, szale wojny, zmartwienia i pomniejsi wrogowie. W samym Paryżu spotykamy ludzi i smoki znane nam z poprzednich ośmiu tomów. I nadal ten niedosyt.
Jeden wątek skończył się tak, że w zasadzie się nie skończył. O innym problemie, wiele razy poruszanym, nie było słowa w końcówce. Następna sprawa tak jakby miała się skończyć zupełnie źle. Na jedną scenę czekałam od tomu drugiego - i w końcu się nie zmieściła, nawet nie została wspomniana. Kilka nowych wątków zaczęto i przydałoby się do nich jeszcze nawiązać. Chciałabym poznać dalsze losu kilku postaci. Jane powinna wsadzić Laurence’a w dyby, skoro mu się należało. Jeśli autorka powie zaraz „Haha, żartowałam z tym końcem” i zacznie produkować kolejne tomy jak niektórzy pisarze fantastyki, ani się nie zdziwię ani nie zbulwersuję.
Nie mogę też niestety powiedzieć, żeby ten tom był jakoś lepszy od innych: jest podobny. Owszem, z przyjemnością powitałam prawa fizyki, które włączyły się do walk powietrznych. Po raz pierwszy ten drobny fakt, że smok się rusza, i to gwałtownie, miał wpływ na walczących na nim żołnierzy. Niewspółmiernie dużo radości sprawiły mi gogle do latania (wyobrażam je sobie steampunkowo) i prawdziwa scena miłosna (między ludźmi!). Powinno ich być więcej. Wszystkiego powinno być więcej. Mam nadzieję, że Novik nie będzie mogła spać po nocach, póki nie napisze kolejnych części.
Na koniec wspomnę, że Peter Jackson niestety zwrócił autorce prawa do ekranizacji jeszcze przed premierą dziewiątego tomu. Kilka lat temu tłumaczył, że epicka seria osadzona w realiach historycznych z elementami fantastyki nie znajdzie widzów. Smoki zionące ogniem na drewniane okręty - kto by to chciał oglądać, prawda? Z delikatnych sugestii autorki na jakimś spotkaniu wnioskuję jednak, że jest kolejny zainteresowany.
Kończy się moja ulubiona saga a je nie potrafię ocenić, czy niedosyt, jaki teraz czuję, wynika z tęsknoty za następnymi przygodami, czy z niedociągnięć w fabule. Ale po kolei.
Kocham tę serię i jej cudownych bohaterów mniej więcej tak, jak oni siebie wzajemnie. Uwielbiam sztywność Laurence’a i tok rozumowania Temeraire’a, wierność Granby’ego, dziwactwa Hammonda, język...
2017-07-27
Tom drugi serii po udanym debiucie jak nic innego pokazuje, jakim pisarzem jest autor. Moim zdaniem Castell ma duży potencjał, w który sam do końca nie wierzy, a poza tym lubi zgrane banały i czasem popada w pompatyczny ton. Historia zrobiła się bardziej mroczna, co ma swoje plusy i minusy.
Zamiast jasnego moralnego konfliktu, motywem przewodnim została skomplikowana polityka. Falcio val Mond (zwany też Falsio dal Vond) musi zdecydować, kogo najlepiej posadzić na tronie i kto byłby skłonny w tym pomóc a kto woli raczej zabić Pierwszego Kantora w jakiś wymyślny sposób. Bohaterowie mają na głowie: krwiożerczych Książąt, wiedźmę Trin, zbuntowanych rycerzy, wojnę domową, rebelię wieśniaków, obrażonych asasynów oraz wredną Krawcową. Co chwila ktoś inny wysuwa się na prowadzenie wśród wrogów, jak w szybkim kryminale. Co gorsza, Falcio umiera od trucizny, Kest walczy z efektami ubocznymi świętości a Brasti ze zwątpieniem w słuszność sprawy. W dodatku w dalszym ciągu nie bardzo wiadomo, do czego zmierzał Król, przy optymistycznym założeniu, że nie był wariatem. Nawet Falcio, jego przyjaciel tak szlachetny, że wszystkich wokół szlag trafia, często wątpi w jego plan, a czasem nawet ideały.
Słowem, dzieje się więcej i szybciej, nadal jest dużo humoru i pojedynków, ale iskra oryginału odrobinę przygasła.
Tom drugi serii po udanym debiucie jak nic innego pokazuje, jakim pisarzem jest autor. Moim zdaniem Castell ma duży potencjał, w który sam do końca nie wierzy, a poza tym lubi zgrane banały i czasem popada w pompatyczny ton. Historia zrobiła się bardziej mroczna, co ma swoje plusy i minusy.
Zamiast jasnego moralnego konfliktu, motywem przewodnim została skomplikowana...
2017-06-12
Uwielbiam bohaterów praworządnych dobrych. Muszkieterowie Castella tworzą zgraną paczkę cynicznych, lojalnych, zabawnych, bohaterskich, zgorzkniałych idealistów. Nie wierzyłabym, gdyby mi ktoś powiedział, że wzruszy mnie odczytywanie (śpiewanie) przepisów prawa. A jednak.
Trójkę bohaterów od razu polubiłam. Do niedawna byli elitą i dumą króla, a potem pozwolili go zabić za własne bezpieczeństwo. Teraz gardzi nimi cały kraj, choć nowi władcy pamięć króla brukają jak mogą. Dlaczego więc jego trybuni nie zrzucili swoich mundurów, Wielkich Płaszczy, tylko na przekór siłom arystokratów, pogardzie wieśniaków, biedzie, własnym demonom i zwątpieniu, nadal wypełniają wariacki plan człowieka, którego zdradzili? Zwłaszcza, że król ekscentryk nie raczył im wytłumaczyć, o co mu chodziło. Czy mogą ufać, że uratują kraj i własny honor?
Inspiracją dla autora byli prawdziwi średniowieczni królewscy sędziowie pokoju, którzy jeździli po kraju wydając wyroki i pilnując, by zostały wykonane. Wielkie płaszcze stworzył na cześć odzienia, które dostał od brata dla umilenia nocy na planie filmowym. Wreszcie amerykańscy politycy, którzy potrafią przekonać wyborców, by nienawidzili tych, którzy właśnie ich chronią.
Książka jest doskonale napisana. Nawet liczne odniesienia do przeszłości wplecione są w akcję tak, że tylko bardziej w nią wciągają. Emocje wylewają się z kartek, tak samo jak fachowo opisane pojedynki, humor i wzruszenia, opisane tak, że czyta się je do czwartej nad ranem i potem znów od ósmej.
Uwielbiam bohaterów praworządnych dobrych. Muszkieterowie Castella tworzą zgraną paczkę cynicznych, lojalnych, zabawnych, bohaterskich, zgorzkniałych idealistów. Nie wierzyłabym, gdyby mi ktoś powiedział, że wzruszy mnie odczytywanie (śpiewanie) przepisów prawa. A jednak.
Trójkę bohaterów od razu polubiłam. Do niedawna byli elitą i dumą króla, a potem pozwolili go zabić za...
2017-11-18
Większość książki to wynurzenia o tym, że nic, ale to NIC się nie dzieje. Żeby nie było wątpliwości, to z dwóch punktów widzenia, w narracji pierwszoosobowej mordującej czytelnika strumieniem świadomości. Powtarzające się, rozwlekłe opisy wewnętrznych przeżyć ludzi znudzonych na śmierć. Ponad pół książki lania wody jako rozbieg przed jakąkolwiek akcją, czyli trzema bitwami w stylu Marvela.
Mare została zakładniczką i przeżywa problemy pierwszego świata. Na co drugiej stronie najchętniej by Mavena ugryzła, ale w sumie to nie wie, co do niego czuje. Musi nosić wspaniałe suknie w kolorze, który ją osobiście obraża. Być druhną na ślubie stulecia i to przed kamerami! Regularnie rozbija ze złości porcelanę, na której przynoszą jej posiłki. Nic dziwnego, że jest straumatyzowana i wojna wojną, ale jak Mare stroi focha, to wszyscy patrzą na nią ze współczuciem i zrozumieniem.
Najlepsze rozdziały to w zasadzie były te, w których narratorem zostaje potworna Evangeline. Ona przynajmniej miała jakąś motywację i dylematy, choć niezrozumiała dla mnie sympatia dla Merysujki trochę je psuła. Jak już identyfikuję się ze szwarccharakterem, to znaczy, że jest źle. Poprzednie książki (delikatnie mówiąc) nie były wybitne i zdecydowanie zmierzały w otchłań melodramatyzmu, ale teraz saga wreszcie sięgnęła dna.
Większość książki to wynurzenia o tym, że nic, ale to NIC się nie dzieje. Żeby nie było wątpliwości, to z dwóch punktów widzenia, w narracji pierwszoosobowej mordującej czytelnika strumieniem świadomości. Powtarzające się, rozwlekłe opisy wewnętrznych przeżyć ludzi znudzonych na śmierć. Ponad pół książki lania wody jako rozbieg przed jakąkolwiek akcją, czyli trzema bitwami...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12
Duch zamordowanej gasi światła w pokoju, wchodzi w czyjeś ciało i rysuje jego ręką, atakuje umysł wizjami swojej śmierci. Znany motyw? W "Czasie Żniw" występuje w zupełnie innym kontekście. Pewna część społeczeństwa widzi a nawet wykorzystuje duchy: do walki, dla zarobku. Tak zwani jasnowidze są jednak ścigani przez państwo jak z Orwella, a wszystkim steruje... rasa obcych.
Książki bardzo młodych autorek mają kilka cech, które lubię, gdy mam ochotę na lżejszą lekturę. Przede wszystkim wspaniały pomysł. Po drugie, główna bohaterka która, mówiąc kolokwialnie, ma jaja, cel i się jej chce. Świat, w którym żyje, oraz fabuła zachwycają złożonością, ilością detali i małych smaczków, po którym poznaję młode, kreatywne umysły oraz Pratchetta. Akcja, wyraźnie inspirowana RPG (idź tam, wymień "x " na "y", idź dalej, oddaj "y" na informację) nie zwalnia ani na chwilę. Wątek romansowy natomiast, zwykle w centralnym miejscu książek tego typu, tutaj jest na tyle schowany, że mniej domyślny czytelnik (jak ja) może się na końcu zdziwić. Właściwie pewnie każdy się zdziwi.
Na minus można policzyć kolejne cechy książek autorstwa nastolatek: postacie są niezbyt skomplikowane i z pięknymi wyjątkami albo nieznośnie dobre albo skrajnie złe. Główna bohaterka, jak to w fantasy, wprawdzie ma uosabiać buntującą się klasę prześladowaną, ale tak się miło składa, że ma i super moce i protekcję ważnych osób, więc tak naprawdę ma lepiej od innych. A poza tym szczęście jej sprzyja, no ale akcja toczy się wartko, więc coś za coś. Książka ma duży potencjał, który mam nadzieję zostanie lepiej wykorzystany w kolejnych częściach.
Dwa słowa o wersji na czytniki: w polskim przekładzie jest słownik nazw własnych - fajna sprawa - ale niestety odnośnik jest tylko przy pierwszym takim słowie i prowadzi do uwagi tłumacza, że resztę znajdziemy na stronie 511.
Duch zamordowanej gasi światła w pokoju, wchodzi w czyjeś ciało i rysuje jego ręką, atakuje umysł wizjami swojej śmierci. Znany motyw? W "Czasie Żniw" występuje w zupełnie innym kontekście. Pewna część społeczeństwa widzi a nawet wykorzystuje duchy: do walki, dla zarobku. Tak zwani jasnowidze są jednak ścigani przez państwo jak z Orwella, a wszystkim steruje... rasa...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-15
Autorka zaczynała pisanie od fanfików i po zakończeniu serii "Temeraire" do tej formy literackiej wróciła. Kolekcja jej sześciu krótkich opowiadań inspirowanych fanartem ze świata raczej spodoba się tylko zagorzałym fanom serii.
Historyjka o namawianiu Volly'ego do głosowania jest krótka i głupiutka jak sam smok. Pierwsze kroki w handlu Johna Wampanoag'a (smoczy bohater epizodyczny w siódmym tomie) o dziwo była i ciekawa i urocza. Novik opisała też pierwsze miesiące Jane w roli kapitana starego Excidiuma i jego szowinistycznej załogi. W tytułowym opowiadaniu poczytamy natomiast alternatywną wersję spotkania Laurence'a ze smokiem niebiańskim - tym razem ma on na imię Celeste i po zatonięciu Amitie wykluł się na wyspie pełnej dzikich smoków zafascynowanych piractwem, a Laurence na polecenie Admiralicji ma usunąć zagrożenie dla żeglugi. Kolejna historia to, jak by nie spojrzeć, opis sposobu rozmnażania niebiańskich w Chinach, ciąży smoczej matki Temeraira i jego brata bliźniaka oraz jak doszło do oddania jaja (dowiemy się wreszcie, które było starsze). I na koniec fanfik, w którym główną bohaterką jest Lizzie Bennet z "Dumy i uprzedzenia" w roli kapitana Longwinga, młodej smoczycy kochającej romansidła. Tu muszę ze smutkiem stwierdzić, że samo w sobie jest niedojrzałe i słabe, a podszywanie się pod twórczość Austen tylko pogarsza sprawę. Do tego możemy obejrzeć fanowskie rysunki, które zresztą krążą w internecie. W przeciwieństwie do samej serii oraz innych opowiadań ze świata "Temeraire'a", ten zbiorek mnie nie zachwycił, ale był lekki i zabawny.
Autorka zaczynała pisanie od fanfików i po zakończeniu serii "Temeraire" do tej formy literackiej wróciła. Kolekcja jej sześciu krótkich opowiadań inspirowanych fanartem ze świata raczej spodoba się tylko zagorzałym fanom serii.
Historyjka o namawianiu Volly'ego do głosowania jest krótka i głupiutka jak sam smok. Pierwsze kroki w handlu Johna Wampanoag'a (smoczy bohater...
Czytaliśmy w wydaniu "Złoty kompas". Jest bez porównania lepsza niż film, jeszcze nie tak anty-religijna jak następne. Wartka akcja, trochę mroczna, świetnie się czyta. Zakończenie nawet wywołało łzy.
Czytaliśmy w wydaniu "Złoty kompas". Jest bez porównania lepsza niż film, jeszcze nie tak anty-religijna jak następne. Wartka akcja, trochę mroczna, świetnie się czyta. Zakończenie nawet wywołało łzy.
Pokaż mimo to