-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-03-02
W takiej właśnie formie powinno się serwować wiedzę historyczną - prostym współczesnym językiem z odniesieniami do kultury XXI wieku. Gdyby tylko tak „krwiście” prezentowały się podręczniki szkolne zapewne mniej mielibyśmy delikwentów wrzeszczących coś o „wielkiej jednorodnej Polsce”, wymyśle propagandy PRL.
Historia Słowian i Prasłowian jest o tyle intrygująca, iż źródeł pisanych jest jak na lekarstwo, a dotychczasowe wymysły dziadersów zwanych „profesorami historykami” są stałe weryfikowane przez nowe znaleziska archeologiczne, które naprostowują szereg przeinaczeń.
W świetnie rozplanowanych rozdziałach trochę brakowało mi map z zakreślonymi prawdopodobnymi obszarami bytności branych na tapet ludów, działałyby na wyobraźnię.
W takiej właśnie formie powinno się serwować wiedzę historyczną - prostym współczesnym językiem z odniesieniami do kultury XXI wieku. Gdyby tylko tak „krwiście” prezentowały się podręczniki szkolne zapewne mniej mielibyśmy delikwentów wrzeszczących coś o „wielkiej jednorodnej Polsce”, wymyśle propagandy PRL.
Historia Słowian i Prasłowian jest o tyle intrygująca, iż źródeł...
2019-09-25
Powieść o bardzo intrygującej formie sfabularyzowanego wywiadu-rzeki. Wciąga, niepokoi i lepiej nie czytać jej po zmroku.
Jozef Karika staje się pośrednikiem pomiędzy czytelnikiem a źródłem spisanej historii. Jest nim eks bloger, ówcześnie świeżo upieczony absolwent studiów wyższych, który w cyklu spotkań przy kawie relacjonuje Karice niewiarygodne przeżycie, jakiego przyszło mu doświadczyć w słowackim paśmie górskim oraz jakie to wydarzenia doprowadziły go w tamto miejsce. Szybko orientujemy się, że nie będzie to historia z gatunku tych, o których szybko zapomnimy. Bez wątpienia zagadka zaginięć w Trybeczy może równać się z osławionym złą sławą Trójkątem Bermudzkim czy mrożącą krew w żyłach tragedią na przełęczy Diatłowa. W tych miejscach dzieją się rzeczy, których nie sposób wyjaśnić – chociaż nie wiem, czy jesteśmy gotowi na prawdę.
Świetnie stopniowane napięcie dzięki narracji pierwszoosobowej pozaautorskiej. Strumień świadomości, który został sfabularyzowany i wzbogacony o książkową strukturę dialogów. Zachowany został przy tym retrospektywny sposób przytaczana zdarzeń z przeszłości, przetykany wtrąceniami opowiadającego i jego samokrytycyzmu względem wypowiadanych słów.
Choć wielokrotnie zaznacza się, iż nie będziemy mieli do czynienia z opowieścią rodem z Blair Witch Project czy Paranormal Activity, to nad kolejnymi stronami unosi się niezaprzeczalny duch tychże wytworów kultury, a w kulminacyjnych momentach historii atmosferę można ciachać nożem.
Zawsze pociągają mnie książki, które w jakiś sposób starają się oprzeć opowiadaną historię, jakkolwiek dziwaczna by ona nie była, na faktach autentycznych i realnych dokumentach z odnośnikami w przypisach, a "Szczelina" robi to więcej niż świetnie – Jozef Karika jest pisarzem, którego poczynania warto obserwować.
Powieść o bardzo intrygującej formie sfabularyzowanego wywiadu-rzeki. Wciąga, niepokoi i lepiej nie czytać jej po zmroku.
Jozef Karika staje się pośrednikiem pomiędzy czytelnikiem a źródłem spisanej historii. Jest nim eks bloger, ówcześnie świeżo upieczony absolwent studiów wyższych, który w cyklu spotkań przy kawie relacjonuje Karice niewiarygodne przeżycie, jakiego...
2019-07-01
Krótki obraz polskiej rodziny widzianej od miłych początków w okresie transformacji ustrojowej po nieunikniony rozpad w czasach teraźniejszych.
Takie historie są nieobce większości z nas, choć bez wątpienia ukazany obraz rodziny nowobogackich odbiera całości nieco realizmu (bądź co bądź, kto na wspólnych zakupach w markecie z rodzicami w latach dwutysięcznych wydawał kilka tysięcy za jednym zamachem?) i sprawia, że całość odbiera się coraz bardziej jak bajkę. Real na dropsach, jak z prozy Szczygielskiego.
Ogromny plus za przypowieści babci Jadzi i minus za rozdział z punktu widzenia ojca, który nieco mnie wymęczył. Na koniec, jak na złość, dostajemy raczej mało satysfakcjonujący finał, jakby autorowi czas się kończył.
Ale może taki miał być, jak te porwane VHS-y.
Krótki obraz polskiej rodziny widzianej od miłych początków w okresie transformacji ustrojowej po nieunikniony rozpad w czasach teraźniejszych.
Takie historie są nieobce większości z nas, choć bez wątpienia ukazany obraz rodziny nowobogackich odbiera całości nieco realizmu (bądź co bądź, kto na wspólnych zakupach w markecie z rodzicami w latach dwutysięcznych wydawał kilka...
2016-11-20
Świetnie zrealizowana futurystyczna powieść w wywiadach.
Już niewiele książek potrafi autentycznie mnie zaciekawić – czy to formą, pomysłem czy też niebanalnie poprowadzoną fabułą. Powieść Sylvaina Neuvela robi to na wszystkich trzech frontach. Choć z początku dialogi jako jedyny sposób prowadzenia narracji mogą wydawać się pomysłem chybionym, to wystarczy parę stron by zrozumieć, że taka kreacja jest nie do zastąpienia w owym gatunku. Nie tylko wprowadza bardzo ograniczone pole widzenia dla czytelnika, który poniekąd wciela się w postronną osobę prowadzącą rozmowy z uczestnikami niezwykłych wydarzeń, ale również poprzez zdawkowe pytania i odpowiedzi tak mistrzowsko stopniuje napięcie, że doprawdy szczęka opada.
Oprawienie rejestru dialogów mianem "Dokumentów nr XX", bez wdawania się w szczegóły do kogo należą, w jakim celu powstały i czy zostały zachowane w całości wprowadza klimat rodem z "Cloverfielda", gdzie nagrania pokazywane widzom post factum niosły ze sobą wielką niewiadomą co do teraźniejszości. Tak samo jest w przypadku "Śpiących gigantów", w których ma się wrażenie, że opisane wydarzenia rozgrywały się jakiś czas temu i ich finał nie był wcale radosny, a cały materiał dowodowy jest jedynym punktem odniesienia do poznania przyczyn kataklizmu, który spustoszył Ziemię. Może być inaczej, tego nie wiem, ale w przypadku owej historii, w której przeplatają się motywacje wojska, amerykańskiego rządu, dążenia wielu wrogich państw, pragnienia naukowców i konfliktują się z zupełnie przyziemnymi ludzki tragediami oraz tajemniczą organizacją, niewiele wskazuje na happy end.
Najbardziej intrygująca postać, o której czytelnik wie najmniej, paradoksalnie jest obecna przez całą objętość książki, bo to ona jest katalizatorem rozmów. Z początku nie wiadomo czy jest nim mężczyzna czy kobieta (w oryginalnej wersji językowej z pewnością można mieć owe wątpliwości do samego końca), jaka jest jego pozycja względem rządu i wojska, jakie są jego motywacje i cele, dla kogo pracuje i skąd pochodzi, że znalazł się w owym miejscu. Wpierw wydaje się wszystkowiedzący, jednak wraz z postępem wydarzeń czytelnik przekonuje się, że nie jest on aktywnym członkiem zespołu badawczego, a wszystkie informacje co do przebiegu operacji otrzymuje właśnie dzięki tym rozmowom. Choć wszystkie ich rejestry przedstawiane są chronologicznie, to wiele z nich brakuje, co można łatwo zauważyć dzięki skaczącej numeracji dokumentów, jaka pojawia się na początku każdego z nich. Trudno orzec, co zawierały te nieobecne, dlaczego nie zawały się w materiale źródłowym, czy zostały zatajone specjalne czy po prostu zostały zagubione. "On" wydaje się mieć pełnie władzy, większą niż prezydent Stanów Zjednoczonych, większą niż jakikolwiek rządowy oficjel. Jednak gdy tylko akcja przenosi się na teren poza bazą wojskową staje się jasne, że mężczyzna nie jest kimś wyjątkowym, a spotkania w barze z nieznajomym, który nakreśla mitologiczne podłoże obecnych wydarzeń, sprawiają, że wszystko nabiera zupełnie nowego znaczenia, a świat przedstawiony zyskuje drugiego... trzeciego dna.
Właśnie to połączenie fikcyjnego świata z prawdziwą mitologią, wplecenie do fabuły odnośników z Biblii i dzieł starożytności jest tym, co tak wkręca w "Śpiących gigantach". Dzięki tym zabiegom wszystko, czego jesteśmy światkiem staje się bardzo prawdopodobne do rozegrania w rzeczywistości. Nie trzeba nadmieniać, że rozmówcy, którzy z (nie) własnej woli stają częścią projektu jakiego jeszcze świat nie widział, w moment zaskarbiają sobie naszą sympatię, a każdy ich wypadek i niepowodzenie autentycznie porusza. Mocną stroną są tu niewątpliwie postacie kobiece, które nie tylko przeważają, ale są głową (dosłownie) całego projektu. W ich kontraście postawieni są mężczyźni, którzy sprawiają wrażenie małych chłopców bawiących się w wojenkę, co swoimi zachowaniami tylko tworzą coraz to poważniejsze przeszkody na drodze do sukcesu. Jedynym rozsądnym z męskiego grona wydaje się On, i to właśnie cała magia w tworzeniu tejże postaci.
Refleksja nad brakiem opisów w narracji jest jedna – tyle razy widzieliśmy na ekranie filmy o tejże tematyce: roboty bojowe, ataki potworów, ataki obcych, wojny z użyciem futurystycznej technologi; że doprawdy bardzo dobrze potrafimy sobie wyobrazić wszystko o czym opowiadają bohaterowie podczas wywiadów. Zresztą oni sami dostarczają ogromną liczbę szczegółów, niekiedy można złapać się na tym, że ich relacje są aż nazbyt szczegółowe, ale można to gdzieś przykryć tłumaczeniem o naturze naukowców czy też wytrenowaniem wojskowym w zapamiętywaniu detali. Jedynej narracji trzecioosobowej uświadczymy w prologu i jest ona zupełnie wystarczająca.
Oczywiście krótki epilog rzuca zupełnie nowe światło na kończącą się wlasnie historię, i choć w swej istocie stanowi kliszowy hollywodzki zwrot akcji zapowiadający kolejną część, to okazał niczym wymarzony prezent, na który czekałem z utęsknieniem. I właśnie o to chodzi w dobrze napisanej książce. Żeby była niczym wyczekiwany prezent. A ja pragnę kolejnego.
Ponownie przeczytana: 10.06.2018
Świetnie zrealizowana futurystyczna powieść w wywiadach.
Już niewiele książek potrafi autentycznie mnie zaciekawić – czy to formą, pomysłem czy też niebanalnie poprowadzoną fabułą. Powieść Sylvaina Neuvela robi to na wszystkich trzech frontach. Choć z początku dialogi jako jedyny sposób prowadzenia narracji mogą wydawać się pomysłem chybionym, to wystarczy parę stron by...
2018-06-09
Qué carallo, ale to było dobre!
Wreszcie coś odświeżającego w temacie kryminałów obyczajowych, co nie tylko intryguje zawiązaniem fabuły, ale wciąga bez reszty i naprawdę przenosi czytelnika w zupełnie nieznane regiony.
Choć o protagoniście, Manuelu, nie sposób dowiedzieć się zbyt wiele, gdyż w tej historii jest jedynie narzędziem i kluczem do poznawania kolejnych warstw galisyjskiego społeczeństwa, to w swojej roli sprawdza się doskonale i z marszu uzyskał moją sympatię. Jako mężczyzna w średnim wieku (co podkreślone jest kilkukrotnie na początku historii) zachowuje się jednak niekiedy niczym zdecydowanie młodsza osoba, co pozwala mi sądzić, że w oryginalnym zamyśle miał te kilkanaście lat mniej, ale żeby całość nabrała odpowiedniego ciężkiego charakteru, został delikatnie postarzony, tak aby jako postać z zewnątrz wpasowywał się w ramy czasowe wydarzeń z przeszłości Galicjan. Z perspektywy wyrzutka oraz osoby niechcianej i nie mającej już nikogo bliskiego, patrzymy na świat nieufnie i pełni obawy, mając jednak świadomość, że każdy nasz krok jest uważnie śledzony przez niezliczoną ilość oczu.
Książka może wydawać się opasła (dlatego polecam ebooka) i przez to ciężka w przetrawieniu, gdyż jej konstrukcja opiera się w większości na bardzo rozbudowanych dialogach, które posiadają własne retrospektywy i swobodnie żonglują wydarzeniami na osi czasu. Jest jednak odwrotnie, nurt narracyjny - iście mistrzowski, a sensownie podzielone rozdziały zgodnie upływem dni pozwalają poukładać sobie nowe informacje w głowie przed wyruszeniem po nowe tajemnice. A jest co odkrywać, szczególnie, że wątki rodzinne przeplatają się tu z kościelnymi matactwami i sprawiają, że krąg podejrzanych poszerza się diametralnie.
Uwielbiam każdą z postaci przewijających się w posiadłości markiza, od wygadanej i pełnej ciepła gosposi, po oschłą i wyrachowaną seniorkę rodu (do której pała się nienawiścią od samego początku i przy każdej pojawieniu się tej postaci miałem nadzieję, iż Manuel zrzuci ją z balkonu). Dostojne pazo, które jest epicentrum rodzinnych tragedii, zostało odmalowanie fantastycznie, a opisy przechadzek po jego wielkim ogrodzie potrafią przenieść fizycznie do palącej słońcem Hiszpanii. Cały klimat powieści jest nieodłącznie związany z tym miejscem, które jest jednocześnie idyllą jak i mrożącym krew w żyłach więzieniem.
Zaskoczyło mnie w tej historii to, jak z pozoru zwykłe wydarzenia mają drugie, a nawet trzecie dno, które odkrywane jest przed czytelnikiem niezwykle rozważnie, akcentując ich znaczenie w przeszłości i teraźniejszości. Doprawdy, przez całą podróż Manuela współczułem mu z całego serca, najpierw z powodu utraty ukochanego, a potem z powodu brnięcia coraz głębiej w bagno, jakie zgotowała mu 'arystokratyczna' rodzina męża, korzystająca ze swoich przywilejów w tak odrażający sposób.
"Dam ci to wszystko" to wyjątkowy wgląd w tradycyjną społeczność galisyjską, pełną pozorów i konwenansów, nietolerancji i tajemnic, żyjącą wspomnieniem minionych lat, dla których jakakolwiek zmiana status quo jest gorsza od apokalipsy.
Qué carallo, ale to było dobre!
Wreszcie coś odświeżającego w temacie kryminałów obyczajowych, co nie tylko intryguje zawiązaniem fabuły, ale wciąga bez reszty i naprawdę przenosi czytelnika w zupełnie nieznane regiony.
Choć o protagoniście, Manuelu, nie sposób dowiedzieć się zbyt wiele, gdyż w tej historii jest jedynie narzędziem i kluczem do poznawania kolejnych warstw...
2018-05-17
Bardzo dobry kryminał z krwistymi bohaterami, dodający świeżości gatunkowi.
Jest coś takiego, że z automatu kibicuje się młodym, lecz nieco wykolejonym stróżom prawa, którzy nie lubią przestrzegać reguł rządzących światem policyjnych wyg, a śledztwa prowadzą na własną rękę. W "Syrenach" jest to świetnie rozegrane, gdyż to "na własną rękę" zostaje wykorzystane przez starego wyjadacza, ustawiając młodego w szeregu. Prosty zabieg, a jaki skuteczny!
Mamy zatem paskudny Manchester, końcówkę jesieni, szarobure ulice i przegląd nocnego życia ze wszystkimi jego obrzydlistwami. Młodzi bohaterowie w tej powieści są równie zagubieni co wyrachowani, a łączące ich powiązania mogą wprawić w prawdziwe niedowierzenie.
Jak to bywa z młodymi napaleńcami, nasz żołnierzyk (nie mając wiele do stracenia) szybko angażuje się emocjonalnie w prowadzone śledztwo, w którym to, na własne życzenie, staje się czarną owcą i sprawcą rozkręcenia karuzeli przemocy. Ile to razy ma się ochotę złapać za głowę, patrząc co ten osobnik wyrabia i w jakie jeszcze większe szambo się pakuje. Najgorsze, że w jego postępowaniu jest coś nad wyraz błyskotliwego i nie można uznać go za zwykłego głupka. Więc śledzimy jego manewry na samo dno. Nie dość, że nad głową wisi mu szef, baron narkotykowy i jego pomagierzy, to w tle majaczy się bardzo niepokojący polityk, który zdaje się być gorszy niż tamci razem wzięci. W tejże sytuacji też poszlibyśmy na dno.
Zatem czyta się to genialnie, postacie są świetnie rozrysowane i każda otrzymuje odpowiedni czas antenowy, a gdy już akcja rozkręci się na dobre, to kolejne rozdziały przechodzi się jak na szpilkach. Rozwiązania fabularne nie pachną sztampą, a wręcz przeciwnie, wyjątkową świeżością i odejściem od kryminalnego kanonu, sprawiając, że ułożenie wszystkich puzzli (nim zrobi to sam protagonista) okaże się nie lada wyzwaniem.
Bardzo dobry kryminał z krwistymi bohaterami, dodający świeżości gatunkowi.
Jest coś takiego, że z automatu kibicuje się młodym, lecz nieco wykolejonym stróżom prawa, którzy nie lubią przestrzegać reguł rządzących światem policyjnych wyg, a śledztwa prowadzą na własną rękę. W "Syrenach" jest to świetnie rozegrane, gdyż to "na własną rękę" zostaje wykorzystane przez starego...
2018-03-23
2018-03-16
2017-10-01
Świetna kontynuacja szwedzkiego kryminału o młodym porywczym policjancie. Autorzy genialnie tworzą aurę niepewności co do przeszłości głównego bohatera, prowadząc historię w dość nieoczekiwane rejony, dawkując bardzo ostrożne wszelkie informacje. Przez to Zack staje się jeszcze bardziej intrygujący niż wcześniej.
Podobnie jak w pierwszym tomie, tutaj również zbrodnia jest mocno osadzona na podłożu świeżych problemów społecznych, z jakim musi mierzyć się Szwecja, odkrywając przed czytelnikiem inną stronę problemu uchodźctwa. Tym razem na celowniku są dzieciaki, co automatycznie podnosi stawkę, tworząc bardzo nerwową atmosferę już od pierwszych działań jednostki specjalnej.
W grupie do zadań specjalnych mamy te same twarze, delikatnie rozbudowane, ale nadal w większości nieodgadnione, co sprawia, że każdą zmianę narracji (POV) przyjmowałem z nieskrywanym zaciekawieniem. Policjantki, które towarzyszą Zackowi są bowiem równie intrygujące co on sam, przez co nie wydają się tylko ozdobnikiem, ale naprawdę ludźmi z krwi i kości, po mocnych przejściach. Nie mówiąc już o niewidomym wydze, którego nie sposób nie podziwiać za niezłomny charakter i sposób wykonywania swoich obowiązków.
Choć cała intryga wydaje mi się mniej zagmatwana niż w premierowej części, to nie uznaję tego za minus, a raczej dobry sposób na przeciągnięcie uwagi w stronę osobistych problemów Zacka, które nasilały się z rozdziału na rozdział. Jestem ciekaw, jak zostanie pociągnięta historia z jego uzależnieniem, czy pójdzie w znane rejony policjanta-ćpuna, czy może zaskoczy czymś ciekawszym (po "Leonie" nie sposób przewidzieć).
Bez wątpienia fabuła wciąga na długie godziny, świat przedstawiony porywa swoim klimatem, a zobrazowane zawiłe problemy i nierówności społeczne (bo tu one grają pierwsze skrzypce) sprawiają, że chcemy więcej i więcej tego szwedzkiego zmrożonego do kości bajora obrzydliwości.
Świetna kontynuacja szwedzkiego kryminału o młodym porywczym policjancie. Autorzy genialnie tworzą aurę niepewności co do przeszłości głównego bohatera, prowadząc historię w dość nieoczekiwane rejony, dawkując bardzo ostrożne wszelkie informacje. Przez to Zack staje się jeszcze bardziej intrygujący niż wcześniej.
Podobnie jak w pierwszym tomie, tutaj również zbrodnia jest...
2017-03-01
Świetnie zrealizowany thriller polityczny z klimatem tajemnicy rodem z "Aniołów i demonów" i brudnej gry prosto z "Domku z kart". Można się tu spodziewać wszystkiego, co w takich powieściach najlepsze z kilkoma naprawdę genialnymi zwrotami akcji.
To swoiście klasyczny przykład amerykańskiej powieści sensacyjnej, gdzie główna tajemnica rozpala naszą wyobraźnię do czerwoności. Dla miłośników teorii spiskowych pozycja nie do przegapienia. Jak to w książkach Steve'a Berry'ego mamy prolog z wydarzeniami z przeszłości, który zawiązuje całą intrygę i wprowadza nas w klimat świata przedstawionego. Szybko zostajemy przeniesieni do teraźniejszości, w której to Watykan stoi na progu rewolucyjnych zmian, których będziemy naocznymi świadkami.
Mamy tu oczywiście wyidealizowane postacie, w tym dwóch przystojnych księży buntowników, papieża z tajemnicą i złego kardynała, ucieleśnienie najgorszych cech wiekowej instytucji, jakim jest Kościół. Wchodzimy w mury Watykanu, które na łamach książki są bardzo konkretnie zobrazowane, bez specjalnego miejsca na mistycyzm i "bogobojność". jedyne, czego można obawiać się w tych murach to zemsty popleczników.
Uczucie napięcia stale nam towarzyszy, a kolejne strony dosłownie się połyka. Wplecenie faktów historycznych, na czele z objawieniami w Fatimie i Medjugorie, pontyfikatami różnorakich papieży i przepisami stolicy Piotrowej tworzy bardzo wiarygodne tło dla wymyślonej problematyki "kłamstw Watykanu". Chociaż z biegiem czasu czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy przedstawione intrygi nie mogłyby wydarzyć się naprawdę. I właśnie o to chodzi.
Postać przewodnia powieści w osobie papieskiego sekretarza Michenera jest protagonistą doskonałym, którego polubimy od pierwszych stron i którego losem możemy się przejąć. Jego rozterki, toczone w umyśle i sercu są bardzo naturalne i nie mamy tutaj do czynienia z negatywnym przedstawieniem kleru, jak można by pierwotnie zakładać po synopsisie. Jego przeciwnik, nikczemny kardynał Valendrea to czarna postać w podręcznikowym stylu, który dąży do własnego sukcesu bez względu na wszystko. Struktura Watykanu to wdzięczne miejsce na złowieszcze intrygi przykryte pierzynką dbania o przyszłość Kościoła. Obserwuje się je z przyjemnością, a jednocześnie świadomością realizmu, jaki dominuje przez większość fabuły.
Twisty fabularne, jakie serwuje nam Berry to brylanty w swojej kategorii, są nieoczywiste, a przez to bardzo emocjonujące i we właściwy sposób nakręcające wydarzenia.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to postacie rumuńskiej dziennikarki i buntowniczego księdza. Ta pierwsza mimo pierwotnego sportretowania jako "wyzwolona i silna kobieta" jest jedynie kolejna damą w opresji i marionetką w rękach mężczyzn. Jej kąśliwe uwagi czy też racjonalny umysł są raczej słabą próbą przywrócenia jej jakiegokolwiek znaczenia, skutkujące otrzymaniem statuetki najbardziej irytującej z postaci. Amerykański ksiądz, na którego wkrótce ma zostać nałożona ekskomunika, wydaje się być kluczową postacią pierwszych rozdziałów, po czym zupełnie rozmywa się na tle postępujących wydarzeń. Niewykorzystany potencjał, to zdecydowanie, jeśli jego jedyną rolą miało być zwrócenie uwagi na problemy kościoła i zachowanie papieża w tej kwestii. I bez niego ta problematyka jest kluczowa dla wymowy powieści.
Dla osób interesujących się zagadnieniami niejasności historii i miłośników dobrego podejścia do nowożytnych legend to pozycja obowiązkowa. Zresztą cameo Matki Boskiej jest wystarczającą zachętą.
Świetnie zrealizowany thriller polityczny z klimatem tajemnicy rodem z "Aniołów i demonów" i brudnej gry prosto z "Domku z kart". Można się tu spodziewać wszystkiego, co w takich powieściach najlepsze z kilkoma naprawdę genialnymi zwrotami akcji.
To swoiście klasyczny przykład amerykańskiej powieści sensacyjnej, gdzie główna tajemnica rozpala naszą wyobraźnię do...
2016-11-14
2016-07-31
Podręcznikowy przykład literatury na wskroś amerykańskiej. Wychwalającej Amerykę, młodość, przyjaźń i przygodę za jeden uśmiech.
Są takie książki, które pokazują świat takim, jakim chcielibyśmy go wiedzieć. Uładniony, wygładzony i dość prosty, gdzie emocje są czyste, a problemy zawsze mają pozytywne zakończenie. I tak właśnie jest z opowieścią "Aż po horyzont". Poznajemy w niej parę zdolnych i sympatycznych nastolatków, których zrządzenie losu zamyka w puszce na czterech kołach i popycha autostradami przez całe Stany Zjednoczone. Choć z początku żadne z nich nie pali się do spędzenia ze sobą kilku dni w trasie, szybko zmienia się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo wyprawa staje się nie tylko trasą z punktu A do punktu B, ale prawdziwą przygodą i szansą na pogodzenie ze stratą, zamknięciem przeszłości i spróbowaniem nowej, nieznanej przyszłości.
Tak sformowana opinia może i odrzucić od sięgnięcia po tę książkę, jednak pomimo dość schematycznego nurtu fabularnego, klisz i zabiegów narracyjnych, które widzieliśmy już niejednokrotnie, przygoda Amy i Rogera ma w sobie niezaprzeczalny urok i potrafi nas przenieść w mgnieniu oka na bezdroża Ameryki. A to naprawdę ogromna zaleta.
W tle mamy rodzinną tragedię, niespełnioną miłość, problemy z uzależnieniami i strach przed aklimatyzacją w nowym miejscu. Trochę tego dużo, ale nie ma co się przejmować – wszystkie poważniejsze tematy zostały w odpowiedni sposób spłaszczone, tak, aby rozkoszowanie się głównych bohaterów kolejnymi burgerami w przydrożnych dinerach odbywało się bez szczególnych zakłóceń. W tej książce króluje bowiem jasny podział: czas kłopotów i czas na jedzenie.
Trudno jednak nie rozkoszować się opisami krajobrazów tuzina amerykańskich krajów, które Amy i Roger przemierzają zakręconymi drogami, nocując w motelach, a nawet na parkingu przed Wall-Martem. Przygoda i doznania wszelkiej maści, jakich można pozazdrościć, a w trakcie których zapchać maksymalnie pamięć aparatu. I to dwukrotnie.
Lekturę umilają pamiątkowe wstawki ze zdjęciami i skanami pocztówek oraz barowych rachunków z miejsc, które przewinęły się w trakcie zjeżdżania z autostrad. Ciekawym bonusem jest pokaźnej długości lista piosenek towarzyszących nastolatkom w samochodzie, którą bez trudu można znaleźć i przesłuchać na spotify.
"Aż po horyzont" to typowa amerykańska powieść o dorastaniu, która wzmaga apetyt na podróże i poznawanie nowych ludzi. Momentami bawi do łez i uczy odpowiedzialności, pokazując przy okazji to co w Stanach najlepsze.
Podręcznikowy przykład literatury na wskroś amerykańskiej. Wychwalającej Amerykę, młodość, przyjaźń i przygodę za jeden uśmiech.
Są takie książki, które pokazują świat takim, jakim chcielibyśmy go wiedzieć. Uładniony, wygładzony i dość prosty, gdzie emocje są czyste, a problemy zawsze mają pozytywne zakończenie. I tak właśnie jest z opowieścią "Aż po horyzont"....
2016-07-05
Klimat. Piękna historia.
Nic więcej nie potrzeba, aby polecić tę książkę. Krajobrazy, emocje, przeżycia i wspomnienia wylewają się z jej kart niczym prawdziwy kanadyjski potok, oblewając czytelnika wszystkim co najlepsze.
Wyprawa 80-letniej Etty wzdłuż kraju znanego z syropu klonowego jest jedynie przyczynkiem do prezentacji retrospekcji z wydarzeń rozgrywających się całe pół wieku wcześniej. Wydarzeń pięknych, bo zarówno dziecięcych, ale i traumatycznych, bo związanych z wojną.
Pierwsza część swoim klimatem przypomina "Powrót na Route 66" zmieszany z "Dzieci z Bullerbyn", tu bowiem staruszka wyrusza ni stąd ni zowąd na wędrówkę, której mógłby nie podołać rosły mężczyzna, biorąc ze sobą tylko skromny prowiant i zardzewiałą strzelbę, i to tu przywoływane są wspomnienia z lat młodości na wsi, gdy dzieciaki spędzały czas pomiędzy nauką w szkole podstawowej a dopatrywaniem gospodarstwa. Co ciekawe, nie ma w nich miejsca na łagodzenie, wszystko przedstawione jest z brutalną szczerością. Jest zatem krew i smutek, łzy i nieszczęścia. Ale także radość i beztroska, zabawa i pragnienia.
Druga część prezentuje konsekwencje ryzykownej wyprawy. Czy będąc w podeszłym wieku, mając za sobą wiele lat ciężkiej pracy i borykając się z chorobą zdecydowalibyśmy się na coś takiego? A może to najlepszy czas na spełnianie marzeń, skoro niewiele mamy już do stracenia?
Mamy tu także nakreślone realia niezrozumiałego dla bohaterów konfliktu militarnego, który spustoszył ich życia na wielu płaszczyznach. Jaki sens jest bowiem uczestniczyć w wojnie, która nas nie dotyczy? O której nie wiemy praktycznie nic? Czy bierzemy w niej udział, aby się sprawdzić i traktujemy ją jako ciekawe doświadczenie oraz sposób na wyrwanie się z domu?
W tej opowieści pełno jest takich pytań, na które odpowiedzi dostajemy tylko między wierszami. Choć życie na kanadyjskiej prowincji wydaje się proste, w istocie jest bardzo zawikłane. Dobitnie pokazuje to tytułowy czworokąt, który uzupełnia się pod wszelkimi względami. Etta, której mądrość i serce ujmuje od pierwszej strony. Otto, który do końca pozostaje chłopcem. Russel, który swoim poświęceniem onieśmiela. Oraz James, będący ucieleśnieniem utraconego dziecka w postaci kojota, wiernego partnera podróży.
Wiele można jeszcze napisać, o nietypowej narracji, która pasuje idealnie do świata wykreowanego, o wstawkach z przepisami i listami pocztowymi, o słownych zabawach na gruncie francusko-angielskim, o zderzeniu prostych pragnień z żądzami wielkiego świata. Ale najlepiej sprawdzić krajobraz Saskatchewan na własnej skórze.
Klimat. Piękna historia.
Nic więcej nie potrzeba, aby polecić tę książkę. Krajobrazy, emocje, przeżycia i wspomnienia wylewają się z jej kart niczym prawdziwy kanadyjski potok, oblewając czytelnika wszystkim co najlepsze.
Wyprawa 80-letniej Etty wzdłuż kraju znanego z syropu klonowego jest jedynie przyczynkiem do prezentacji retrospekcji z wydarzeń rozgrywających się całe...
2016-06-14
2016-05-27
Długo zabrało mi złapanie tej książki w swoje ręce, wreszcie udało się tego dokonać podczas warszawskich targów książki. Na rozpoczynające się lato - pozycja idealna. Dowcipny język, wartka fabuła i wyraziste postacie, zarówno te żywe jak i umarłe. Śmiało można uznać ją za damską wersję "Brudnej roboty" Chrisa Moore'a, choć w "Pierwszym grobie" nie ma aż tak wielu okazji do zrywania boków.
Co prawda, wewnętrzny głos Charley i jej błyskotliwe komentarze oraz cięte riposty w skali śmieszności plasują się bardzo wysoko, to ogólnie powieść ta bardziej podchodzi pod detektywistyczną przygodówkę niż paranormalną komedię. Choć pewnie na dużym ekranie komedia byłaby z tego boska.
Główna bohaterka wykreowana jest bardzo realistycznie, polubiłem ją od pierwszej strony, a to ostatnimi czasy nieczęsta sprawa. Charley ma nie tylko pokręconą osobowość, ale również pokręconych znajomych, a to wszystko tworzy klimatyczną mieszankę wybuchową. Zawsze z początkami, gdzie protagonista jest przedstawiany po raz pierwszy, bywa ciężko. Tutaj jednak wszystko przebiegło wyjątkowo gładko, bo czytelnik ma możliwość zajrzenia do sypialni głównej bohaterki i obserwowania jej życia od rozwarcia powiek. To czyni ją bardziej ludzką i przybliża prawdopodobieństwo wystąpienia kogoś takiego w rzeczywistości.
Choć fabuła do prawdopodobnych nie należy. Mamy tu trochę thrillera, trochę kryminału (bądź co bądź praca w policji zobowiązuje), trochę zagadek detektywistycznych, ale z biegiem wydarzeń do głosu dochodzi element sensualny, gdy Charley wariuje na punkcie kochanka ze snów. Wszystko to polane jest odpowiednią nutą ironii, a sama Charley patrzy na swoje perypetie jakby zza krzywego zwierciadła, surowo oceniając każdy występek, dlatego też cała historia nie zamienia się w ero-banał. To także pstryczek w nos dla wszystkich wielbicielek romansów z istotami nadprzyrodzonymi - Charley i Pan Idealny to nie bajka dla małych dziewczynek.
Kocham tę książkę za postacie drugoplanowe, na czele z Cookie, mistrzynią załatwiania wszystkiego na wczoraj, oraz Angela, który mimo, iż pojawia się na chwil kilka, kradnie każdą scenę ze swoim udziałem. A Ich Toje w składzie dokazujących nieżywych prawników również znajduje się na podium.
"Pierwszy grób po prawej" to istne kompendium głupich tekstów - obrazoburczych, seksistowskich i patologicznych - które śmiało można stosować w codziennym życiu. Byle w odpowiednim towarzystwie.
PS: Pierwotnie sądziłem, że przygody pani detektyw-kostuchy zawierają się w trylogii. Okazało się jednak, że jest tego z dwanaście tomów i każdy trzyma poziom. No to klops.
Długo zabrało mi złapanie tej książki w swoje ręce, wreszcie udało się tego dokonać podczas warszawskich targów książki. Na rozpoczynające się lato - pozycja idealna. Dowcipny język, wartka fabuła i wyraziste postacie, zarówno te żywe jak i umarłe. Śmiało można uznać ją za damską wersję "Brudnej roboty" Chrisa Moore'a, choć w "Pierwszym grobie" nie ma aż tak wielu okazji do...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-28
2015-06-13
Melancholijna opowieść o głębokiej miłości, trudnościach przyjaźni i skomplikowanych rodzinnych relacjach osadzona w latach 80-tych na obrzeżach Nowego Jorku.
Niezwykle gorzkie stadium psychiki dorastającej dziewczyny, która mimo, iż wychowuje się w "rodzinie pełnej" to nigdy tej "pełności" do końca nie zaznała, utożsamiając się z sierotami. Patrzenie na świat jej oczami to wspaniała okazja do cofnięcia się w swoje dzieciństwo, kiedy odkrywało się bardziej niebezpieczny świat i zaczynało rozumieć, iż zabawa nie będzie towarzyszyć nam przez całe życie. Choć June ma zaledwie czternaście lat, jej sposób rozumowania zdaje się wykraczać poza średnią, a i w niej samej próżno szukać typowej dla dzieci radości, przez co cała historia jest zdecydowanie bardziej poważna, a klimat świata przedstawionego niezwykle duszny i zmuszający do niejednej refleksji.
Więź June z wujkiem, choć relatywnie krótka, jest w tej książce niemal istotą namacalną, wyzierającą z każdej kolejnej strony. Finn był dla dziewczynki zamiennikiem ojca, matki, najlepszego przyjaciela i pierwszej miłości, a jego odejście było dla niej wstrząsające na bardzo wielu płaszczyznach.
Choroba młodego wuja, choć obecna od początku trwania narracji, nie została wyjaśniona z medyczną dokładnością, a dzięki temu jest zamienialna na dowolną, inną przypadłość. Tutaj AIDS ma jednak wymiar dodatkowy, jest próbą przełamywania tabu, a jednocześnie stanowi przyczynek do narastania kolejnej tragedii, która wisi w powietrzu od momentu poznania partnera Finna. Relacja pomiędzy June a Tobym jest szczególna, z początku dziwna i zastanawiająca, z czasem jednak przybiera jasną formę głębokiej przyjaźni.
Prócz sprawy z obrazem i próbom ponownego zjednoczenia się sióstr w opowieści nie uświadczymy wątków pobocznych. Nie są one jednak potrzebne, ale dzięki odpowiedniej strukturze narracji postacie drugoplanowe są odpowiednio rozrysowane i nie ma się wrażenia braku informacji.
"Powiedz wilkom, że jestem w domu" zaskakuje nie tylko niezwykle intrygującym tytułem i motywem lasu, który okazuje się ostoją w goniącym świecie, ale przede wszystkim bardzo dojrzałą tematyką i świeżym podejściem do tematu AIDS. Choć śmierć wyznacza tu drogę fabule, wymowa powieści jest absolutnie jasna i pozytywna, a talent pisarski autorki godny podziwu.
Melancholijna opowieść o głębokiej miłości, trudnościach przyjaźni i skomplikowanych rodzinnych relacjach osadzona w latach 80-tych na obrzeżach Nowego Jorku.
Niezwykle gorzkie stadium psychiki dorastającej dziewczyny, która mimo, iż wychowuje się w "rodzinie pełnej" to nigdy tej "pełności" do końca nie zaznała, utożsamiając się z sierotami. Patrzenie na świat jej oczami to...
2015-05-27
Świetny przykład na to, że książki których fabuła rozgrywa się w świecie wykreowanym na potrzeby konsolowych rozgrywek absolutnie mają rację bytu. Opowieść o 18-letniej sportsmence Melanie to bardzo żywy i krwisty prolog do wydarzeń ukazanych w "Dying Light". Główna bohaterka jest tym, czego świat zombiaków najbardziej potrzebował – spojrzeniem zupełnie odmiennym na rozgrywające się wydarzenia.
Relację Mel czyta się niezwykle płynnie, a kolejne jej starcia z Zarażonymi budzą równie wiele emocji co walki poprzez wciskanie przycisków pada.
Sam rys fabularny może nie jest szczególnie odkrywczy, ile bowiem razy mieliśmy już do czynienia z bohaterami, którzy koniecznie muszą uratować kogoś bliskiego, nie zważając na niebezpieczeństwo? "Aleja Koszmarów" tworząc jednak zupełnie nowy i nieznany świat fascynuje do tego stopnia, że znane nam zabiegi literackie i schematyczne charakterystyki postaci pobocznych nie są żadnym minusem. Gdzieś w połowie drogi przez miasto Harram autentycznie zacząłem kibicować Mel, aby odnalazła swojego brata, znalazła lekarstwo i uwolniła się z tego przerażającego miejsca.
Mogę jedynie przyczepić się do zdawkowych opisów krajobrazu, który bazuje na lokacjach z gry. Gdyby nie zakończona rozgrywka na konsoli trudno byłoby połapać się w przestrzeni Haramu, nie mówiąc już o wyglądzie Zarażonych (choć w książce opisane zostały pierwsze dwa tygodnie po wybuchu epidemii, dlatego postęp wirusa był dopiero w swojej początkowej fazie rozwoju i zombiaki nie stały się jeszcze tak groźne).
Pozycja obowiązkowa dla fanów gier (znaczące rozbudowanie świata przedstawionego o intrygujące szczegóły, nie pojawiające się w oryginalnej grze), seriali o zombie i miłośników dobrych przygodówek z mocnymi, kobiecymi postaciami na pierwszym planie.
Świetny przykład na to, że książki których fabuła rozgrywa się w świecie wykreowanym na potrzeby konsolowych rozgrywek absolutnie mają rację bytu. Opowieść o 18-letniej sportsmence Melanie to bardzo żywy i krwisty prolog do wydarzeń ukazanych w "Dying Light". Główna bohaterka jest tym, czego świat zombiaków najbardziej potrzebował – spojrzeniem zupełnie odmiennym na...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-05-19
Nieszablonowa opowieść w świecie magii, na nowo odkrywająca niezwykłą rzeczywistość czarodziejów.
Jeśli J.K. Rowling odkryła Hogwart, to Fforde przebił ją za sprawą Kazam.
Napisana niezwykle plastycznie z dobrą dawką humoru, ironii i zawadiackim puszczaniem oka do czytelnika. Choć można było przypuszczać, że w kwestii czarnoksięstwa już wszystko zostało wymyślone i przelane na karty książek, to autor "Ostatniego Smokobójcy" ostro odcina te przypuszczenia. Redefiniuje świat magi, dodając mu świeżości oraz nowego spojrzenia na dotychczasowe schematy.
Dostajemy zatem niesamowity dom dla czarodziejów i różnych dziwnych istot o nazwie Kazam, umieszczony w prawdziwie czarodziejskim królestwie Herefordu gdzieś na dalekich stepach Niezjednoczonego Królestwa (świetna parodia istoty Wysp Brytyjskich). Wszystko jest tak nowe i cudaczne, że z ochotą chłonie się kolejne fakty przedstawiane przez masę zakręconych postaci. Czytelnik od razu rzucony jest na głęboką wodę, jakby przypadkowo zamienił się ciałami z główną bohaterką w trakcie jej zwyczajnego (!) dnia pracy.
Jennifer to bardzo pomysłowo nakreślona liderka, z przeszłością równie bogatą co jej osobowość. Jej kompanem i przyjacielem jest Kwarkostwór, stworzenie szkaradne lecz przyjazne niczym retriwer. Jest on najjaśniejszym punktem całego wykreowanego świata, a nawet postacią ikoniczną – zbiera bowiem w sobie wszystkie epitety, jakimi można określić tę opowieść.
"Ostatni Smokobójca" delikatnie ociera się o pastisz książek fantasy, serwując żarty ze świata popkultury, biznesu i polityki. Zawiera także rozważania na temat moralności, roli w społeczeństwie i podejmowania słusznych wyborów. Wszystko to łączy się w wielce strawną miksturę (przekomiczną, ale i poważną gdy trzeba) o nieprawdopodobnym uroku, z którą chce się mieć do czynienia jak najdłużej.
Nieszablonowa opowieść w świecie magii, na nowo odkrywająca niezwykłą rzeczywistość czarodziejów.
Jeśli J.K. Rowling odkryła Hogwart, to Fforde przebił ją za sprawą Kazam.
Napisana niezwykle plastycznie z dobrą dawką humoru, ironii i zawadiackim puszczaniem oka do czytelnika. Choć można było przypuszczać, że w kwestii czarnoksięstwa już wszystko zostało wymyślone i przelane...
Genialne kolory i ten niepokojący klimat, wylewający się z każdej strony.
Krótka, ale treściwa historia o uprzedzeniach rasowych i dojrzewaniu w małym miasteczku.
Genialne kolory i ten niepokojący klimat, wylewający się z każdej strony.
Pokaż mimo toKrótka, ale treściwa historia o uprzedzeniach rasowych i dojrzewaniu w małym miasteczku.