Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit Suki Kim 7,2

Początkowo byłam zła, bo książka okazała się być nie do końca o tym o czym wydawało mi się, że będzie. Na szczęście nie przerwałam czytania, bo okazała się całkiem niezła lekturą.
Przedstawia ułamek życia w Korei, takiej codziennej. I przez to chyba bardziej przerażającej, bo wszyscy wiemy o obozach pracy, o wielu zbrodniczych sposobach funkcjonowania kraju.. Ale skoro nawet tak uprzywilejowana grupa, musi żyć pod rygorystycznym przymusem, dotyczącym nie tylko ubioru, fryzur, ale również lektur, muzyki czy nawet, a może przede wszystkim emocji; dotyka to nas "przeciętnych" ludzi bardziej. Niby, żyją tak jak my; uczą się, pracują, a jednak całe życie muszą być pod swoją własną nieustanną kontrolą.
Z drugiej strony pokazuje to o czym czasem zapominamy. W Północnej Korei, również żyją LUDZIE, też mają jakieś marzenia, plany. Nie są źli, tylko urodzili się i wychowali w takiej, a nie innej rzeczywistości.
Co ciekawe, a może łatwo w tej pozycji umknąć jest fakt, że Kim Suki subtelnie porównuje koreański reżim, do skrajnych katolików, z którymi żyła na uczelni. Również narzucają innym swoje jedynie słuszne zdanie i walczą z każdą formą sprzeciwu czy krytyki. Ludzie, którzy mieli mimochodem otworzyć tych młodych ludzi na świat, również dokonują cenzury. Na zasadzie pokażemy wam świat, ale taki jakim my chcemy go widzieć.
Najważniejsze jednak dla mnie zdanie w całej książce, które niestety odnosi się nie tylko do Korei czy innych reżimów, ale często do wielu ludzi żyjących w "wolnych" krajach to:
"Nacjonalizm (...) stworzył obywateli, których ego było tak kruche, że nie chcieli dostrzec reszty świata"