-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Biblioteczka
2015-05-19
2015-05-16
Dobra kontynuacja "Boy Nobody" z bardziej złożoną fabułą i jeszcze większą dawką adrenaliny.
Choć zakończenie pierwszej części mogło wskazywać na to, iż w tomie drugim główny bohater skupi się na rozszyfrowaniu kłamstw Programu i próbie odnalezienia ojca, to wątek rodzinny został zepchnięty na margines, a wszystkie odkrycia "dziecka Programu" zostały jakby cofnięte i odłożone na półkę. Ich echo gdzieś pobrzmiewa w rozterkach decyzyjnych Daniela, jednak nie mają one realnego wpływu na fabułę.
Tym razem Misja jest zdecydowanie bardziej poważna i "głębsza". Więcej postaci, wiecej lokacji, więcej niedopowiedzeń i sekretów. Czytelnik jednocześnie zdaje sobie sprawę, że tajny rządowy Program wcale nie jest taki potężny na jaki do tej pory wyglądał.
W głównym bohaterze (który teraz przybrał rolę Daniela Martina, syna bogatego biznesmena, sprzeciwiającemu się rządowi i amerykańskiemu systemowi) zachodzi stopniowo zmiana, gdy coraz bardziej zaczyna powątpiewać w słuszność swoich działań i kwestionować decyzję Programu. Na światło dzienne wychodzi także Ojciec, jego główny przełożony, który osobiście odstawia Daniela pod bramy nowego zadania. Postać ta jest o wiele bardziej niejednoznaczna niż początkowo przypuszczałem, co może zaowocować intrygującym rozdaniem w finałowej części.
Choć na terenie nowej misji (obozie szkoleniowym dla młodocianych patriotów) przewija się sporo nowych postaci, nie są one specjalnie wyróżniające się, a powtórkę z rozrywki w postaci nowej kochanicy Daniela uważam za śmieszną. Z pewnością jest to zabieg mający przyciągnąć do lektury wielbicieli romansu, jednak wątek ten jest tak sztampowy i powtarzalny, że szkoda mi słów. Całe szczęście kończy się tak samo jak w tomie poprzednim (i tu brawa).
Bardzo podobały mi się opisy lokacji, szczególnie podgórskiego Camp Liberty. To miła odmiana po Nowym Jorku i przeniesienie się w interesujące rejony o dużym potencjale fabularnym. Został on wykorzystany zadowalająco, jednak element związany z odzwierciedlaniem rzeczywistości w grze konsolowej uważam za mało trafiony. Po co ćwiczyć umiejętności bojowe na ekranie telewizora, skoro ma się do dyspozycji całe hektary terenu z dala od wszystkiego?
Nowy agent, który staje na drodze Danielowi, nie wzbudził we mnie niestety żadnych emocji, a jego kreacja była bliźniaczo podobna do postaci Mike'a, który nie raz dał się we znaki. Trochę szkoda, że rozwiązanie jego historii zakończyło się zbyt szybko, co bardzo negatywnie wpłynęło na psychikę Daniela.
Kreacja bohatera głównego trochę zaczyna szwankować – niby jest posłuszny programowi, ale chce uciec. Gdy ma szansę na ucieczkę, nie robi tego i pragnie jak najszybciej skontaktować się z Programem. A gdy już się spotyka z mocodawcą zupełnie mu nie wierzy. Występuje tu głębokie pomieszanie z poplątaniem, a sumienie Daniela jest dostosowane do potrzeb twistów fabuły (co oznacza delikatny brak logiki). No nic, może jakoś to zostanie naprostowane w tomie trzecim.
"Chłopak nikt 2" to porządny kawałek literatury szpiegowskiej (tym razem osadzonej w leśnej głuszy) z atrakcyjnym wątkiem młodocianego uczenia się na błędach.
Dobra kontynuacja "Boy Nobody" z bardziej złożoną fabułą i jeszcze większą dawką adrenaliny.
Choć zakończenie pierwszej części mogło wskazywać na to, iż w tomie drugim główny bohater skupi się na rozszyfrowaniu kłamstw Programu i próbie odnalezienia ojca, to wątek rodzinny został zepchnięty na margines, a wszystkie odkrycia "dziecka Programu" zostały jakby cofnięte i...
2015-04-17
2015-04-12
Pokręcona historia o absurdalnej fabule i przekomicznych dialogach.
Opowieść tak samo wielowymiarowa co kosmos, w którym dzieją się jej wydarzenia. Bardzo specyficzna, z humorem, który można uznać za kretyński, jest to jednak niezwykle inteligentna a przede wszystkim super-kreatywna porcja nietuzinkowego science-fiction.
Douglasowi Adamsowi bez wątpienia należy się niejedna "Nagroda za Ekstremalną Pomysłowość".
Pokręcona historia o absurdalnej fabule i przekomicznych dialogach.
Opowieść tak samo wielowymiarowa co kosmos, w którym dzieją się jej wydarzenia. Bardzo specyficzna, z humorem, który można uznać za kretyński, jest to jednak niezwykle inteligentna a przede wszystkim super-kreatywna porcja nietuzinkowego science-fiction.
Douglasowi Adamsowi bez wątpienia należy się...
2015-04-01
Klasyczna przygodówka sci-fi.
Choć liczyłem na bardziej naukowe zagadki, historia podziemi Antarktydy wciągnęła mnie na długie godziny. Fabuła nie grzeszy innowacyjnością, wszystko jednak podane jest w bardzo słodkim sosie. Mamy prolog zakończony przerażającym "bad-um", a potem znane etapy: zbierania nowej ekipy, idylli, nieznanego, przerażenia i finalnego katharsis. Główni bohaterowie są dość papierowi, a ich rysy oklepane: przystojna para naukowców-terenowców, których ciągnie do siebie "magnetyzm serc", sympatyczną biolożkę i profesora zarządzającego terenem badań oraz przebiegłego kreta Araba, którego nie znosimy od pierwszych rozdziałów (i o którym wiemy, że z pewnością zbyt szybko nie zginie). Na dokładkę dorzućmy ikonicznych żołnierzy i agentów specjalnych i mamy prawdziwą ekipę gotową na wszystko. Nie jest to złe, ale nie wyrywa nas z krzesła, choć wiele tutaj dobrych dialogów, a każda postać ma swoje (ciekawe, ale nie zaskakujące) backstory.
Zagadka podziemi rozwiązuje się w moim odczuciu trochę zbyt szybko, nie ma miejsca na stopniowanie napięcia, a gdy zza winkla wyłaniają się stwory ma się wrażenie przeskoczenia paru rozdziałów. "WTF, tak prędko, co to ma być?". Trochę też szwankuje opis samej podróży po tunelach, nie można bowiem wczuć się w klimat powieści i faktycznie doznać wrażenia klaustrofobii. Może być to wina zbyt dużego rozczepienia narracyjnego, gdyż co chwila widzimy wydarzenia oczami innego bohatera, a to wprowadza niepotrzebny chaos.
Osobiście oczekiwałem bardziej naukowego podejścia do tematu – stwory żyjące w podziemiach okazały się już bardziej z gatunku "fantasy" niż "science-fiction". Jeśli bowiem nie przymkniemy oczu na jaszczurzaki i karłów-torbaczy cała opowieść może wydawać nam się parodią podobnych historii.
Należy jednak przyznać, iż nad "Podziemnym labiryntem" unosi się gdzieś echo "Parku Jurajskiego" i w takich kategoriach stylistycznych należy rozpatrywać tę pozycję.
Klasyczna przygodówka sci-fi.
Choć liczyłem na bardziej naukowe zagadki, historia podziemi Antarktydy wciągnęła mnie na długie godziny. Fabuła nie grzeszy innowacyjnością, wszystko jednak podane jest w bardzo słodkim sosie. Mamy prolog zakończony przerażającym "bad-um", a potem znane etapy: zbierania nowej ekipy, idylli, nieznanego, przerażenia i finalnego katharsis. Główni...
2015-03-29
Bardzo dynamiczna opowieść, idealnie nadająca się na scenariusz filmu akcji.
Krótkie rozdziały idealnie nadają się do czytania w biegu, podczas jazdy komunikacją miejską – nigdy nie zostaniemy odcięci w połowie zbyt długiego rozdziału.
Fabularnie nieskomplikowana, z jednym bardzo ograniczonym wątkiem głównym. Historia bohatera i jego ewentualne dalsze losy zostały jedynie delikatnie nakreślone, przez co wątek głównego zadania zawsze stoi na pierwszym miejscu. Chłopak Nikt mimo tego, że jest w anonimowym żołnierzem do zadań specjalnych, jawi się jako bardzo krwista osobistość, z którą nie sposób nie sympatyzować. Choć jego wybory nie zawsze mogą nam się podobać, to w jasny i klarowny sposób przedstawione zostały jego motywacje i podłoże psychologiczne. To także bohater nietypowy, nie mający realnego wpływu na swoje życie, ponieważ zostało ono zdeterminowane przez tajną organizację i przydzielone mu misje specjalne. Rodzina została mu odebrana i zastąpiona przez wojskową hierarchię.
Na uwagę zasługuje kreacja bohaterów drugoplanowych – pozostałych członków Programu oraz kręgu burmistrza. Opisy nowojorskich ulic i lokacji budują bardzo specyficzny klimat – choć rzecz dzieje się w wielkim mieście, to sama intryga jest bardzo zawężona, a wraz z postępem fabuły stale towarzyszy nam uczucie niepokoju i obawy o jutro. Gdzieś tam bowiem czytelnik ma przeczucie, iż stawka jest znacznie wyższa, niż można było się spodziewać.
Wielki plus za niesztampową końcówkę, z bardzo intrygującym wstępem do kolejnej części serii.
„Chłopak Nikt” to połączenie nowoczesnej technologii i nowatorskiego wykorzystania mediów społecznościowych ze starymi szpiegowskimi sztuczkami. Robi wrażenie i gwarantuje świetną rozrywkę.
Bardzo dynamiczna opowieść, idealnie nadająca się na scenariusz filmu akcji.
Krótkie rozdziały idealnie nadają się do czytania w biegu, podczas jazdy komunikacją miejską – nigdy nie zostaniemy odcięci w połowie zbyt długiego rozdziału.
Fabularnie nieskomplikowana, z jednym bardzo ograniczonym wątkiem głównym. Historia bohatera i jego ewentualne dalsze losy zostały jedynie...
2015-03-16
Całkiem intrygująca tematyka z mocnym przesłaniem i bardzo rzeczywistym głównym bohaterem. Choć zarys fabularny można było przewidzieć od drugiego rozdziału, to sposób przeprowadzenia narracji i sam pomysł zasługują na uznanie. Przyczepiłbym się do tłumaczenia z francuskiego, czy też ogólniej – do języka i stylu autora, które nie pasowały do sposobu wysławiania się dwudziestolatka, a dialogi i rozterki wewnętrzne Jeremiasza momentami wpadały w niepotrzebny patos. Na minus również tłumaczenie imion bohaterów – rzecz dzieje się w Paryżu, więc po co to usilne spolszczanie, które wypadło koniec końców głupio?
W swej istocie to opowieść o charakterze prorodzinnym i prospołecznym.
Całkiem intrygująca tematyka z mocnym przesłaniem i bardzo rzeczywistym głównym bohaterem. Choć zarys fabularny można było przewidzieć od drugiego rozdziału, to sposób przeprowadzenia narracji i sam pomysł zasługują na uznanie. Przyczepiłbym się do tłumaczenia z francuskiego, czy też ogólniej – do języka i stylu autora, które nie pasowały do sposobu wysławiania się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-01
Rewelacyjne kompendium wiedzy z najbardziej intrygujących dziedzin (a także tych mniej).
Bill Bryson prócz niezwykłej umiejętności spisywania relacji ze swoich wypraw po globie, idealnie nadaje się na przewodnika po dziejach Ziemi. Choć może nasza planeta powinna nazywać się raczej Woda?
Niezliczona ilość intrygujących historii ludzi, którzy zmienili poglądy na otaczający nas świat, rozszyfrowywali mechanizmy rządzące fizyką, chemią, biologią i kosmosem. Każdy kolejny odkrywca, naukowiec, amator czy profesjonalista, był coraz bardziej szalony i genialny w swoim szaleństwie. Bryson idealnie łączy wątki i splata najważniejsze wydarzenia naukowe na przestrzeni lat, tworząc pełną napięcia historię niemal detektywistyczną.
Robi to wszystko ze swoim ironicznym poczuciem humoru i lekkością narracji. To, co w szkole wydawało się strasznie skomplikowane i nie do ogarnięcia, w książce Brysona nabiera jasności i klarowności. Szkoda, że nie odkryłem jej wcześniej, być może wkuwanie do sprawdzianów z przedmiotów ścisłych stałoby się łatwiejsze.
Dla wszystkich, których fascynuje nauka, ale nie wyobrażają sobie czytania specjalistycznych, opasłych tomiszczy. Bryson potrafi zaciekawić każdym aspektem życia na Ziemi i we Wszechświecie. Od mikroorganizmów, które dążą do nieustannej reprodukcji, po wybuchające galaktyczne supernowe, które sieją zniszczenie, ale i tworzą nowe istnienia.
Rewelacyjne kompendium wiedzy z najbardziej intrygujących dziedzin (a także tych mniej).
Bill Bryson prócz niezwykłej umiejętności spisywania relacji ze swoich wypraw po globie, idealnie nadaje się na przewodnika po dziejach Ziemi. Choć może nasza planeta powinna nazywać się raczej Woda?
Niezliczona ilość intrygujących historii ludzi, którzy zmienili poglądy na otaczający...
2014-09-10
Zawartość książki jest naprawdę zaskakująca, choć niepozbawiona sporych wad. Ale zacznę od plusów – to pierwsza powieść, z jaką przyszło mi się zetknąć, z tak bardzo istotnym wątkiem cyberświata, który został przedstawiony arcyszczegółowo i naprawdę solidnie. Widać, że autor zrobił porządny research i wspomagał się fachową wiedzą, gdyż wszystkie elementy fabularne, których podstawą są szeroko zakrojone działania w internecie, dopracowane są do perfekcji i za to ogromny szacunek. Komputer nie jest już więcej czymś mglistym, a jego wnętrze nie przyprawia bohaterów o zawroty głowy. Jest bardzo niebezpiecznym narzędziem.
Narracja jest bardzo rzeczowa, a przez to momentami wydaje się dosyć sztywna (choć specjalistyczny język przeplatany jest całkiem niezłymi wiązankami przekleństw i na siłę luzackimi dialogami nastoletnich hakerów), przez to cała historia trochę traci na dynamice i w pewnym momencie (miej więcej w po ⅓ całości) mocno hamuje i ślamazarnie osiada. Przez to obawiałem się, że nie uda mi się dotrzeć do finału. Szczególnie, że w pamięci miałem strasznie siermiężny początek (łącznie z rozdziałami rozgrywającymi się w więzieniu), który był absolutnie wyprany z emocji. Na szczęście wszystko zmienia się w połowie opowieści (gdy pętla na szyi głównego bohatera zacieśnia się nie do wytrzymania) i ostatnie rozdziały są prawdziwą czytelniczą przyjemnością.
Oprócz stricte nerdowskiej terminologii informatycznej mam tu wiele odwołań literackich i muzycznych, co dodaje dobrego smaku i sprawia, że świat przedstawiony w powieści nabiera kolorytu i głębi. Bo wszak przekaz historii M1ck3y'a jest wielowymiarowy i ważny z poziomu socjologicznego. To bowiem bardzo prawdopodobny scenariusz społeczeństwa przyszłości, które za cenę bezpieczeństwa wewnętrznego będzie musiało wyzbyć się wszelkiej prywatności jednostek.
Zawartość książki jest naprawdę zaskakująca, choć niepozbawiona sporych wad. Ale zacznę od plusów – to pierwsza powieść, z jaką przyszło mi się zetknąć, z tak bardzo istotnym wątkiem cyberświata, który został przedstawiony arcyszczegółowo i naprawdę solidnie. Widać, że autor zrobił porządny research i wspomagał się fachową wiedzą, gdyż wszystkie elementy fabularne, których...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-08
Dobrze wyważona historia, wprowadzająca w zagmatwany świat prawników, sędziów i wymiaru sprawiedliwości. Wszystko zaczyna się niewinnie, a kolejne etapy fabuły przychodzą nieśpiesznie, z odpowiednim wyważeniem, a charakterystyka postaci i kilka ciekawych wątków pobocznych w zadowalający sposób urozmaicają lekturę. Choć wszystko jest uładzone i poniekąd idealistyczne, to świat Theo wydaje się bardzo miłą odskocznią od brutalnych powieści kryminalnych. Książka spełnia swoją rolę wyśmienicie – uczy odpowiednich zachowań, nastawia na działanie i pomoc innym, pzoytywną aktywność z swoim otoczeniu. Dzięki Theo młody czytelnik szybko zrozumie, że każdy czyn ma swój skutek, a przez to należy brać odpowiedzialność za wszystko, czego się podejmujemy.
Jest to propozycja bez wątpienia dla młodszego czytelnika, jednak jeśli ktoś pragnie spojrzeć na procesy sądowe z nieco innej perspektywy, to "Młody Prawnik" nadaje się do tego idealnie. Zresztą wszyscy lubimy historie o zdolnych i bystrych dzieciakach (w tym przypadku główny bohater jest naprawdę urokliwy, a przez to życzy mu się jak najlepiej), które wiedzą więcej niż przeciętny dorosły.
Dobrze wyważona historia, wprowadzająca w zagmatwany świat prawników, sędziów i wymiaru sprawiedliwości. Wszystko zaczyna się niewinnie, a kolejne etapy fabuły przychodzą nieśpiesznie, z odpowiednim wyważeniem, a charakterystyka postaci i kilka ciekawych wątków pobocznych w zadowalający sposób urozmaicają lekturę. Choć wszystko jest uładzone i poniekąd idealistyczne, to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-04
Pomysł na książkę był świetny, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Bez wątpienia ogromny plus za bardzo klimatyczny wstęp, budzący skojarzenia z Serią Niefortunnych Zdarzeń. Wiele tu zasługi w kreacji głównego bohatera, któremu nie brak charakteru. Jednak po interesującym wstępie fabuła zaczyna mocno zwalniać, najgorsze są bardzo widoczne dłużyzny i takie "czekanie na nie wiadomo co" w każdej z lokalizacji – zanim główny bohater udaje się do posiadłości bogacza, który może pomóc mu w poszukiwaniach ojca, spędza on mnóstwo czasu w pustym domu swego rodziciela obijając się po kątach. Gdy pojawia się w nowej scenerii zaczyna być co prawda ciekawie (bardzo wyrazista postać ciotki Matta), jednak ponownie po chwili następuje straszne ślimaczenie, przekładanie akcji na kolejne strony, jakby autor chciał sztucznie podnieść tym całkowitą objętość powieści. Kreacja rodziny Venturów, którzy z założenia mieli być jacyś tajemniczy w ciągu paru stron spaliła na panewce, ponieważ ich sekret długowieczności jest tak oczywisty, że zęby bolą (wszystkie sugestie są wprowadzane bowiem jakby dla niepełnosprytnych umysłowo).
Niby jest tu trochę intrygujących faktów historycznych, jednak zostały one przedstawione w absolutnie niepociągający sposób, a w dodatku ich szczegółowość jest zdecydowanie przesadzona. Niekiedy dialogi bohaterów, które de facto powinny dawać jakiś rezultat, są bezsensowną paplaniną w stylu "kto wyciągnie większy szczegół z kartoteki dziejów nic nie wnoszący do sprawy". Główna postać żeńska, która rzecz jasna musi stać się obiektem zauroczenia głównego bohatera, mimo iż w swej istocie jest najbardziej irytująca postacią w całej książce, okazuje się przy okazji bardzo miałka i sztuczna.
Przez większość czasu czytanie kolejnych rozdziałów staje się coraz bardziej nużące, coś interesującego zaczyna się dziać w połowie (wprowadzanie wątku sterowania żywiołami), jednak zostaje to zaprzepaszczone strasznie naiwną logistyką i po chwili staje się zupełnie nie warte uwagi. Szczególnie, że akcja po tym etapie znowu staje w miejscu, a bohaterowie nie wiedząc czemu powracają do punktu wyjścia, a tam nie uzyskując nic wartościowego (czytaj: zapchajdziura, co by opóźnić finał), ponownie pojawiają się w epicentrum zdarzeń i nagle wszystko już wiedzą. Tak naprawdę ostatnie 50 finałowych stron było bardzo męczące i musiałem skracać je sobie pomijając po kilka akapitów.
Najbardziej absurdalne jest jednak połączenie świata komputerów i rzeczywistego. Mimo, że autor starał się wyjaśnić to jakoś para-naukowo, to wyszło niestety śmiesznie, a wszystkie dialogi bohaterów na ten temat to jakaś szalona paplanina głupot. Zupełnie zmarnowany potencjał Atlantydy, która pojawia się tutaj chyba tylko po to, aby napędzić czytelników łaknących ciekawych nawiązań i jakiegoś logicznego rozwiązania zagadki. Niczego jednak takiego się nie otrzymuje.
Pomysł na książkę był świetny, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Bez wątpienia ogromny plus za bardzo klimatyczny wstęp, budzący skojarzenia z Serią Niefortunnych Zdarzeń. Wiele tu zasługi w kreacji głównego bohatera, któremu nie brak charakteru. Jednak po interesującym wstępie fabuła zaczyna mocno zwalniać, najgorsze są bardzo widoczne dłużyzny i takie...
2014-10-19
WOW. To naprawdę było coś. Jedna z najbardziej niekonwencjonalnych i inteligentnych powieści z jakimi przyszło mi się zetknąć. Dodatkowo mająca tak nieprawdopodobne zakończenie, że szczęka opada.
Zaskakuje już od samego początku – wyjątkową formą, bowiem całe 210 stron to dialog młodej dziewczyny z przewodniczącym komisji egzaminacyjnej wyjątkowej Akademii. Wszystko rozgrywa się w czterech ścianach, narracja prowadzona jest jedynie z poziomu trzeciej osoby. Czy zatem mamy teoretycznie dość ograniczoną perspektywę? Nic bardziej mylnego. Rozprawa Anax jest tak złożona (bowiem wykreowany jest w jej toku cały stary i Nowy Świat drugiej połowy XXI wieku, zaprezentowany jest skrót wydarzeń historycznych, jakie miały miejsce w tamtym burzliwym czasie, a do tego różne systemy społeczne, widzenia światopoglądowe i teorie filozoficzne), że nie potrzebujemy nikogo więcej do całkowitego zrozumienia świata, w jakim żyje główna bohaterka. Choć tak naprawdę do ostatnich stron nie zdajemy sobie sprawy, że pewna część układanki nam umykała, mimo że z pozoru po drodze czekało na nas wiele poszlak.
Świetnie rozwiązany aspekt nowych technologii, które zostały wplecione w fabułę (zarówno w retrospekcjach jak i w prezentacji Anax) niezwykle inteligentnie, stanowiąc nierozerwalną część składową. Oczami wyobraźni widziałem jak kolejne hologramy wyglądałyby na ekranie kina, gdyż pierwotnie uważałem powieść za świetny materiał na przejmujące kino. Do czasu, ale o tym na koniec...
Nadmienię, iż zastanawiał mnie niezmiernie fakt wykorzystania imion starożytnych myślicieli, jednak biorąc pod uwagę całokształt, doszedłem do wniosku, iż w tym wypadku sprawdziło się to wyśmienicie.
Język, jakim operuje autor (a i gratulacje należą się polskiemu tłumaczowi) jest niezwykle plastyczny, mimo podejmowania dość trudnych tematów i operowania niekiedy skomplikowanymi definicjami, wszystko przyswaja się z ogromną lekkością i pragnie się więcej i więcej. To naprawdę sztuka.
"Genezis" (wybranie takiego tytułu jest perełką) otwiera oczy na wiele spraw, prezentując wyjątkowe spojrzenie na kwestie etyki, bytności, istoty człowieka i dokonań jego cywilizacji. Pikanterii dodaje również lokalizacja Nowego Świata, gdyż nieczęsto się zdarza, iż Nowa Zelandia przybiera tak nieoczywistego charakteru (choć nazwę ma do tego jak najbardziej odpowiednią).
Aby nie spoilerować, napiszę jedynie, iż powieść swoim zakończeniem sprawiła, iż w mojej ocenie jest ona zupełnie niefilmowalna, nieprzekładalna na obraz. Jedynym wyjściem jest zmiana pewnego szczegółu, nie wiem jednak, czy wtedy całość nie straci czegoś absolutnie wyjątkowego (choć zdecydowanie jest to również absolutnie kontrowersyjne).
WOW. To naprawdę było coś. Jedna z najbardziej niekonwencjonalnych i inteligentnych powieści z jakimi przyszło mi się zetknąć. Dodatkowo mająca tak nieprawdopodobne zakończenie, że szczęka opada.
Zaskakuje już od samego początku – wyjątkową formą, bowiem całe 210 stron to dialog młodej dziewczyny z przewodniczącym komisji egzaminacyjnej wyjątkowej Akademii. Wszystko...
2014-10-18
Ciekawy zbiór opowiadań, który (jeśli wyrzucić by z niego dwa teksty) mógłby być śmiało pełnowymiarową powieścią. Ponieważ główny wątek fabularny z postacią Martynki i Tej, Która Wiele Imion Miała, pełen intrygujących zabiegów pisarskich, jest tak wielowątkowy i multipłaszczyznowy, że oczy wychodzą ze zdumienia.
Cała plejada bardzo dobrze nakreślonych postaci pierwszoplanowych, wśród których według mnie prym wiodą wspomniana już sześciolatka oraz Hanna i jej Ferdynand. Dlatego też ostatnie kilkadziesiąt stron było czystą przyjemnością czytania. Świat hotelu na krańcu Polski faktycznie potrafi wciągnąć i zamienić się w ten rzeczywisty. Wielkie uznanie dla autora za kreację roku 2021, choć muszę się przyczepić za trochę bezsensowne stworzenie Kontynentu Socjalistycznego, w którym dzieje się część opowieści, ponieważ nie wypadło to przekonująco, a przecież i bez tego aspektu wszystkie wątki można by było zgrabnie poprowadzić.
Najsłabiej niestety wypada momentami spójność fabuły głównego wątku z tzw. przenoszeniem dusz, ponieważ oba momenty z dreszczykiem są jakby wytłumaczone na siłę i kończą się w jednakowy sposób, co zabrało de facto końcowym stronom czegoś unikalnego. Także postacie Martynki i Czarownicy nikną gdzieś w połowie książki, a trochę o nich aż prosiło się dodać.
Słabo wypadają także opowiadania osobne, "Uprowadzenie" za zupełnie banalne zakończenie oraz "Biwak" (rozgrywający się jednak w tym samym uniwersum co główny nurt opowiadań) za zupełną zapchajdziurę i brak jakiejś większej głębi (choć klimatycznie wypada bardzo dobrze).
Podsumowując, to naprawdę inteligentna, zawierająca ironiczne komentarze polskiej rzeczywistości, choć niepozbawiona wad lektura, osadzona w intrygującym wielowymiarowością paranormalnym i mistycznym świecie.
Ciekawy zbiór opowiadań, który (jeśli wyrzucić by z niego dwa teksty) mógłby być śmiało pełnowymiarową powieścią. Ponieważ główny wątek fabularny z postacią Martynki i Tej, Która Wiele Imion Miała, pełen intrygujących zabiegów pisarskich, jest tak wielowątkowy i multipłaszczyznowy, że oczy wychodzą ze zdumienia.
Cała plejada bardzo dobrze nakreślonych postaci...
2014-10-04
Ciekawa lektura kryminalna z wątkiem historycznym, racjonalnie podchodząca do nabrzmiałej od teorii spiskowej społeczności masońskiej. Wyraziste postacie i mnóstwo szczegółów związanych z burzliwą historią Francji i Stanów Zjednoczonych. Umiejętnie wplatane elementy fikcyjne do faktów i zdarzeń historycznych. Jednak brakuje m w niej pewnego klimatu, który tylko fragmentarycznie pojawia się w retrospekcjach z XIV wieku z udziałem Nicholasa Flamela. Zdarzenia z czasów współczesnych są zbyt wyważone i "przemyślane", jakby zaplanowane z matematyczną precyzją, przez co tracą na dynamiczności – niekiedy akcja przeskakuje z jednej lokacji do drugiej, gubiąc przy tym nurt i rytmikę powieści. Świetny wątek organizacji szarych eminencji, pełny pouczających informacji o złocie, jego właściwościach i oddziaływań na różne obszary gospodarki. Szkoda, że autorzy trochę po macoszemu potraktowali sprawę z głównymi "atrakcjami architektonicznymi", których udział jest jakby wrzucony na siłę, chociaż de facto drzemał w nich ogromny potencjał mistyczny.
"Brat krwi" jest niejako naukową odmianą prozy bazującej na fenomenie "Kodu Da Vinci", nieco obdartą z mgły tajemnicy, a przez to niewystarczająco wciągającą.
Ciekawa lektura kryminalna z wątkiem historycznym, racjonalnie podchodząca do nabrzmiałej od teorii spiskowej społeczności masońskiej. Wyraziste postacie i mnóstwo szczegółów związanych z burzliwą historią Francji i Stanów Zjednoczonych. Umiejętnie wplatane elementy fikcyjne do faktów i zdarzeń historycznych. Jednak brakuje m w niej pewnego klimatu, który tylko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-20
Najgrubsza książka literatury pięknej, jaką przyszło mi wziąć do ręki, wreszcie przeczytana. W sumie nie było trudno, ponieważ styl i język powieści są jak najbardziej zjadliwe, zawierające w sobie trochę humoru, amerykańskiego patosu i sprytnych zabiegów urozmaicających czytanie.
Miałem na tę pozycje chęć dość długi czas temu, początkowo planowałem zakupić ją w wersji elektronicznej (co w sumie byłoby dobrym posunięciem, mając na względzie objętość wydania papierowego) lecz koniec końców upolowałem ją w bibliotece na początku sierpnia. Chyba suma sumarum tydzień zabrało mi jej dokończenie, choć czytałem ją falami, a ostatnie 150 stron wciągnęło mnie bez reszty.
Okazałość tej powieści sprawia, że początkowo może zniechęcać co bardziej niedzielnych czytelników. Jednak warto patrzeć na nią jak na tomiszcze, w którym zawarte jest kilka opowieści, mogących faktycznie stanowić części wydane osobno. Jednak "Przejście" absolutnie broni się pod względem inteligentnego opracowania historii i jej długość jest jak najbardziej uzasadniona. Świat przedstawiony jest bowiem pełen detali, mnóstwa intrygujących postaci, stopniowo odkrywających swoje tajemnice.
Postacią centryczną jest mała dziewczynka imieniem Amy, która bez wątpienia potrafi zaskarbić sobie całkowitą sympatię czytelnika. Jej postać ewoluuje, zamieniając się w przewodnika po niebezpiecznym świecie. Choć Amy nie jest bohaterką, której zadaniem jest porywanie tłumów, swoją rolę wypełnia świetnie.
W "Przejściu", który ogółem jest powieścią apokaliptyczną, znajdzie się na wstępie prawdziwie soczystą część kryminalną, z postacią agenta Wolgasta, przypominającego trochę ulubieńca czytelników kryminałów Harlana Cobena, którego misja zakańcza pierwszy etap. Druga część to dziejąca się w dystopijnym nowym świecie opowieść psychologiczna, dziejąca się w zamkniętej społeczności – Kolonii, która pozostawiona samej sobie zaczyna wariować. Grupa młodych śmiałków wyrywa się z niej i tak rozpoczyna się część trzecia, będąca powieścią drogi z elementami przygodówki. Prowadzą one do ostatniego etapu, który kumuluje w sobie całe nagromadzone napięcie, stając się thrillerem, którego rozwiązania oczekuje się od kilkuset stron. Wszystkie te etapy spaja właśnie postać Amy, której obecność czasami jest niezauważalna, jednak jej działania w znaczący sposób pchają fabułę do przodu.
Bardzo dobrym zabiegiem literackim jest dodanie pomiędzy kolejnymi etapami narracji pierwszoosobowej fragmentów dziennika jednej z bohaterek. Są one niczym winda, przenosząca akcję powieści na nowy poziom, urozmaicając lekturę i skracając nużące etapy wędrówki grypy śmiałków przez kontynent. Ta podróż jest dość wymagająca dla czytelnika, gdyż faktycznie jest bardzo długa jak na obecne standardy szybkich rozwiązań fabularnych w powieściach. Przez 750 stron czuje się dziwne napięcie, wielką nieprzeniknioną pustkę otaczającą ocalałych ludzi, których zmagania z wirusem są momentami niczym walka z wiatrakami. Przez cały czas miałem wrażenie, że jakaś cząstka historii mi umyka, że coś nadal jest niedopowiedziane. Wszystko wyjaśniło się dopiero na ostatnich stronach, zatem to oczekiwanie potrafiło być męczące. Jednak warte przetrzymania.
Konspekt apokaliptycznego świata jest wręcz fenomenalny, zbudowany na wielu różnorakich płaszczyznach, a w wyniku wędrówki bohaterów odkrywane są kolejne jego zaskakujące elementy. Nic tu nie jest bez znaczenia i warto wgłębić się w świat, który powstał z głupoty ludzi żyjących w naszych czasach. Scenariusz powieści jest bowiem bardzo prawdopodobny, jego różne deformacje wielokrotnie gościły na łamach książek niezliczonej ilości autorów. Po raz pierwszy jednak wszystko jest kompletne, zazębiające się wręcz z mistrzowską precyzją. Oczywiście, sporo tu banałów i dialogów książkowych, pełnych mądrych myśli i patetycznych słów, jednak w całym anturażu "Przejścia" jest to jak najbardziej do przełknięcia.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje kreacja głównego antagonisty (jeśli można go tak nazwać), którego widmo unosi się od pierwszych stron powieści – Babcocka, Zera. Pierwszego obiektu eksperymentów. Jego postać jest po prostu przerażająca, psychiczny wymiar jego działań mrozi krew w żyłach. Co gorsze, każdy człowiek może się nim stać. A najlepsze, że w pewnym momencie staje się nim sam czytelnik, ponieważ otrzymujemy w trakcie "Przejścia" jego pierwszoosobowa narrację. Strach wtedy wydziera spomiędzy kartek, niczym namacalna, zielona maź.
To powieść intrygująca, lecz ciężka. Nie z powodu stylu, ale ogromu nowego świata, jaki spada na barki czytelnika. A to dopiero początek historii zawartej w obszernej trylogii.
Na pewno sięgnę po "Dwunastu" i ich pełne krwi siedemset stron. Ale nie od razu.
Najgrubsza książka literatury pięknej, jaką przyszło mi wziąć do ręki, wreszcie przeczytana. W sumie nie było trudno, ponieważ styl i język powieści są jak najbardziej zjadliwe, zawierające w sobie trochę humoru, amerykańskiego patosu i sprytnych zabiegów urozmaicających czytanie.
Miałem na tę pozycje chęć dość długi czas temu, początkowo planowałem zakupić ją w wersji...
2014-08-09
Największym plusem tej powieści jest osadzenie w bardzo niekonkretnym miejscu i czasie, co sprawia, iż nad całą historią unosi się aura tajemnicy i lęku przed tym, co kryje się za rogiem. Szczególnie, że bardzo blisko jej do klimatu znanego z legendy o demonicznym golibrodzie z Fleet Street. Jednak fabuła jak i postacie są bardzo schematyczne, zbyt proste i przewidywalne. Nie mogłem zatem przeżywać odpowiednio tarapatów, w jakie wpadł mały Ludlow (a de facto wprowadzający rozdział jest najbardziej drastyczny), a już po pierwszej wizycie w lombardzie Joe'ego wiedziałem, jak zakończy się spór z nikczemnym właścicielem tamtejszych posesji. Nie wiem, czy jestem tak bardzo gruboskórny, ale zwierzenia wieśniaków zapisywane w Czarnej Księdze wcale mnie nie przeraziły, a raczej znużyły. W pewnym momencie, po przekroczeniu połowy książki, zacząłem pomijać co niektóre fragmenty, aby jak najszybciej dotrzeć do finału. Który był faktycznie przewidywalny i przez to absolutnie nie intrygujący.
Trochę bardziej interesująco zrobiło się w ostatnim rozdziale, który nakreśla szerokie uniwersum świata Nabywców Tajemnic, ale nie przekonał mnie finalnie do sięgnięcia po kolejną książkę z cyklu.
Ten "dickensowski" styl pisania autorki jest faktycznie wyczuwalny, ale na obecne standardy literatury jest bardziej infantylny niż pociągający. A momentami brakuje mu odpowiedniego wyczucia, co powinno się zawrzeć w książce, nomen omen, dla dzieci. Bo ja zdecydowanie jestem za stary na takie przygody.
Największym plusem tej powieści jest osadzenie w bardzo niekonkretnym miejscu i czasie, co sprawia, iż nad całą historią unosi się aura tajemnicy i lęku przed tym, co kryje się za rogiem. Szczególnie, że bardzo blisko jej do klimatu znanego z legendy o demonicznym golibrodzie z Fleet Street. Jednak fabuła jak i postacie są bardzo schematyczne, zbyt proste i przewidywalne....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-04
"Nie ma takiego problemu, od którego nie można by się teleportować."
Kinowego "Jumpera" z 2008 roku pamiętam jakby przez mgłę, bez wątpienia jednak uwiódł mnie koncept beztroskiego skoczka w osobie Haydena Christensena, całkiem zgrabnie nakręcone sceny akcji i wszechobecna atmosfera zagrożenia ze strony brutalnych tropicieli. Film był w sumie chyba dobry, muszę go sobie wkrótce odświeżyć. Nie wiedziałem, iż został nakręcony na podstawie powieści z 1992, a chętnie zapoznałbym się po wyjściu z sali kinowej z książkowym pierwowzorem. No cóż, pewnie do niektórych książek trzeba dorosnąć, aby odnaleźć je w przyszłości. Może to i dobrze, bo powieść jest genialna.
Na Skoczka natrafiłem przypadkowo podczas szukania innego tytułu w bardzo źle zorganizowanej lokalnej bibliotece. Jakież było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazał się znany plakat filmu, wykorzystany także na okładce książki. Choć grubością Skoczek na pierwszy rzut oka nie powala, to jednak treści w nim zdecydowanie więcej niż przeciętnie na 300 stronach. Wydawnictwo Amber zapakowało tę opowieść bowiem z rzadziej spotykany format, strony są szersze, a marginesy węższe, co powoduje, iż na jednej rozkładówce dzieje się więcej, niż niekiedy na kilkunastu stronach innych książek, wydanych bardziej klasycznie.
Choć z początku sceptycznie nastawiony byłem do rozmieszczenia kolejnych rozdziałów w jednym strumieniu (nie rozpoczynających się od nowej strony), to zmieniłem nastawienie, gdy zrozumiałem, iż książka podzielona została wewnętrznie na kilka części, które faktycznie stanowią takie "twarde przedziały" w fabule, stanowiące etapy ewolucji charakteru głównego bohatera. Także odstępów z napisem "Rozdział X" mogłoby się obejść, a każda partia fabuły stanowić jeden rwący potok słów i akapitów. Ale do rzeczy...
Koncept fabularny jest naprawdę fantastyczny, opowiedziana historia pomysłowo skonstruowana, narracja pierwszoosobowa zdaje egzamin i nadaje się w tym przypadku jak żadna inna. Powieść wgniotła mnie w fotel swoją prostotą, a zarazem stopniem detaliczności; pomimo tak nieprawdopodobnej umiejętności tytułowego Skoczka elementy fabuły są soczyście rzeczywiste i przejmujące. Całość odpowiednio wyważona – inteligentna, dowcipna i bardzo ciepła. Davy to chyba jeden z najlepiej skonstruowanych bohaterów literatury pięknej (z jaką miałem dotychczas styczność). Charakteryzuje go bowiem zaskakująca złożoność charakteru podlana rozbrajającą urokliwością, nic zatem dziwnego, że Millie nie umiała się na niego gniewać.
Każda z pozostałych postaci jest unikalna i ładnie wkomponowuje się w całość przedstawionej historii. Ma swoje zadanie i nakierowuje Davy'ego na nowe tory w działaniach. Szczerze przyznawszy zastanawiało mnie do samego końca, czy ten osiemnastolatek nie przeholuje w pewnym momencie, czy jednak nie porwał się z motyką na słońce, bo sytuacje w jakie się pakował niejednokrotnie przyprawiały mnie o palpitacje serca.
Warto zaznaczyć, iż film z 2008 roku faktycznie jest "na podstawie powieści" czy też "na jej motywach", bo – oprócz imion postaci i głównej istoty fabuły – większość scen, jakie pojawiły się na ekranie, została rozpisana (i odegrana) na nowo, tworząc zupełnie inną opowieść. Trochę szkoda, że karty książki zostały potraktowane w taki sposób.
Duża wartość dodana, która kształtuje wymowę tej powieści, zawiera się w wyborach moralnych głównego bohatera, w jego przemyśleniach i powolnego kształtowania charakteru, aby z chłopaka stać się wkrótce mężczyzną. Posiadającym umiejętność godną pozazdroszczenia.
Zdecydowanie jedna z moich nowych ulubionych książek. Choć wcale nie taka "nowa".
"Nie ma takiego problemu, od którego nie można by się teleportować."
Kinowego "Jumpera" z 2008 roku pamiętam jakby przez mgłę, bez wątpienia jednak uwiódł mnie koncept beztroskiego skoczka w osobie Haydena Christensena, całkiem zgrabnie nakręcone sceny akcji i wszechobecna atmosfera zagrożenia ze strony brutalnych tropicieli. Film był w sumie chyba dobry, muszę go sobie...
2014-07-30
Dosyć schematyczna, a przez to bardzo przewidywalna fabuła, pełna uproszczeń i źle wkomponowanych zbiegów okoliczności, ocierająca się momentami o sztampową literaturę dla nastolatek. Jednak sam koncept jest całkiem interesujący, choć główna bohaterka jest nakreślona pobieżnie, a przez to ciekawszą postacią wydaje się jej przyjaciel z dzieciństwa, Noe (który koniec końców także jest uproszczoną wersją maniaka komputerowego, przypadkowo zamieniającego się w hakera). Denerwujące było także uznawanie kodu kreskowego (naprzemiennie z "metkami") za klipsy antykradzieżowe, które jakby w tej powieści nie istniały, co wywoływało u mnie uśmiech politowania. Nie zabrakło tu jednak kilku bardzo soczystych oraz całkiem mądrych fragmentów, które z pewnością przyciągną oko podczas lektury.
"Miałam dopiero dziewięć lat, ale jednak wiedziałam już, że nie wolno kraść. Nie mogłam wykluczyć, że za karę padnę rażona gromem z nieba. Dreszczyk emocji był przez to jeszcze silniejszy."
"Nie ma takich zmartwień, które nie rozpuszczają się w czekoladzie."
"Lubił wiedzieć, kim są jego przyjaciele, lubił wiedzieć, przez kogo jest mile widziany i lubił wiedzieć, czym się będzie zajmował. Czasami – pomyślał – czuję się tak, jakbym siedział samotnie na księżycu, patrząc z góry na świat i na wszystkich ludzi."
"Skończysz w piekle – Bógjestwielki"
Dosyć schematyczna, a przez to bardzo przewidywalna fabuła, pełna uproszczeń i źle wkomponowanych zbiegów okoliczności, ocierająca się momentami o sztampową literaturę dla nastolatek. Jednak sam koncept jest całkiem interesujący, choć główna bohaterka jest nakreślona pobieżnie, a przez to ciekawszą postacią wydaje się jej przyjaciel z dzieciństwa, Noe (który koniec końców...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nieszablonowa opowieść w świecie magii, na nowo odkrywająca niezwykłą rzeczywistość czarodziejów.
Jeśli J.K. Rowling odkryła Hogwart, to Fforde przebił ją za sprawą Kazam.
Napisana niezwykle plastycznie z dobrą dawką humoru, ironii i zawadiackim puszczaniem oka do czytelnika. Choć można było przypuszczać, że w kwestii czarnoksięstwa już wszystko zostało wymyślone i przelane na karty książek, to autor "Ostatniego Smokobójcy" ostro odcina te przypuszczenia. Redefiniuje świat magi, dodając mu świeżości oraz nowego spojrzenia na dotychczasowe schematy.
Dostajemy zatem niesamowity dom dla czarodziejów i różnych dziwnych istot o nazwie Kazam, umieszczony w prawdziwie czarodziejskim królestwie Herefordu gdzieś na dalekich stepach Niezjednoczonego Królestwa (świetna parodia istoty Wysp Brytyjskich). Wszystko jest tak nowe i cudaczne, że z ochotą chłonie się kolejne fakty przedstawiane przez masę zakręconych postaci. Czytelnik od razu rzucony jest na głęboką wodę, jakby przypadkowo zamienił się ciałami z główną bohaterką w trakcie jej zwyczajnego (!) dnia pracy.
Jennifer to bardzo pomysłowo nakreślona liderka, z przeszłością równie bogatą co jej osobowość. Jej kompanem i przyjacielem jest Kwarkostwór, stworzenie szkaradne lecz przyjazne niczym retriwer. Jest on najjaśniejszym punktem całego wykreowanego świata, a nawet postacią ikoniczną – zbiera bowiem w sobie wszystkie epitety, jakimi można określić tę opowieść.
"Ostatni Smokobójca" delikatnie ociera się o pastisz książek fantasy, serwując żarty ze świata popkultury, biznesu i polityki. Zawiera także rozważania na temat moralności, roli w społeczeństwie i podejmowania słusznych wyborów. Wszystko to łączy się w wielce strawną miksturę (przekomiczną, ale i poważną gdy trzeba) o nieprawdopodobnym uroku, z którą chce się mieć do czynienia jak najdłużej.
Nieszablonowa opowieść w świecie magii, na nowo odkrywająca niezwykłą rzeczywistość czarodziejów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJeśli J.K. Rowling odkryła Hogwart, to Fforde przebił ją za sprawą Kazam.
Napisana niezwykle plastycznie z dobrą dawką humoru, ironii i zawadiackim puszczaniem oka do czytelnika. Choć można było przypuszczać, że w kwestii czarnoksięstwa już wszystko zostało wymyślone i przelane...