-
Artykuły
Najlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński4 -
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać8 -
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać5
Biblioteczka
2013-08-05
2013-12-30
2013-12-23
Najobszerniejsza powieść w trylogii, obejmująca chyba także najdłuższy okres (porównując do Sexusa i Nexusa) i... najsłabsza. Skąd zatem tak wysoka ocena? Już spieszę z odpowiedzią.
Otóż książka ta powinna być czytana przez każdego domorosłego pisarza. Każdego, komu wydaje się, że potrafi pisać, że wie o czym pisać i że życie pisarza jest usłane różami. Otóż moi drodzy - nie jest. Henry Miller jest Wam to w stanie uzmysłowić.
W Seksusie poznaliśmy Millera jako seksoholika, jednak wciąż uwikłanego w krępujące więzy sztampowej pracy zarobkowej. U progu Plexusa kajdany zostały zrzucone. Pozostają co prawda jeszcze inne więzy, ale i z nimi wkrótce nasz Autor sobie poradzi. Sprawy jednak wcale nie przybierają lepszego obrotu. Miller wraz ze swoją żoną powoli staczają się na dno. Bez pracy, bez jakichkolwiek umiejętności (poza domniemanymi pisarskimi) Miller powoli staje się niczym innym jak wrzodem na dupie społeczeństwa. Typ zdecydowanie antypatyczny. Co z tego, że swoimi wywodami potrafi ponieść tłumy, skoro przez większość czasu jest zwykłym pasożytem i naciągaczem żerującym na ludzkiej dobroci i naiwności. Co prawda 'załatwianiem' pieniędzy na życie zajmuje się głównie, jego żona, ale odpowiedzialnością za czyny obdzieliłabym ich mimo wszystko po równo.
Należy jednak oddać cesarzowi co cesarskie. Miller jest w jednej dziedzinie konsekwentny. Podjął decyzję odnośnie swojego przyszłego losu i stara się wprowadzić ją w życie. Usilnie stara się odnaleźć natchnienie, czy to poprzez swoich niegdysiejszych idoli (głównie Dostojewskiego), czy poprzez obserwację ludzi znajdujących się najbliżej. Można nawet poczuć jego bezsilność wobec czystej karty w maszynie do pisania, podczas gdy myśli szaleją i kreślą coraz to bardziej fantazyjne obrazy. Któż z nas nigdy nie doznał olśnienia w postaci ciętej riposty po niewczasie? Tylko jak to wszystko przelać na papier? Jak ubrać w słowa, żeby nie uronić krzty doskonałości?
Miller wiódł w owym czasie dość chaotyczne życie. Podobny chaos panował w jego głowie, w jego myślach. W Plexusie podejmuje tysiące wątków, jedne istotne, zaskakujące celnością spostrzeżenia, inne powielające stereotypy, jeszcze inne pobieżne, nacechowane ignorancją przeinaczające fakty historyczne. Istny rollercoaster.
Może część ta powinna nosić podtytuł 'Cierpienia młodego pisarza'? - choć sugerowałoby to związek z bohaterami romantycznymi, których ducha na szczęście tu nie uświadczysz :)
Najobszerniejsza powieść w trylogii, obejmująca chyba także najdłuższy okres (porównując do Sexusa i Nexusa) i... najsłabsza. Skąd zatem tak wysoka ocena? Już spieszę z odpowiedzią.
Otóż książka ta powinna być czytana przez każdego domorosłego pisarza. Każdego, komu wydaje się, że potrafi pisać, że wie o czym pisać i że życie pisarza jest usłane różami. Otóż moi drodzy -...
2013-12-25
2013-12-14
2013-12-08
Wahałam się czy zacząć przygodę z Millerem od tyłu :) tym niemniej wygląda na to, że poznając autora poprzez jego spowiedź prawdopodobnie z większym zrozumieniem podejdę do jego wcześniejszych dzieł.
W wieku 30 lat Miller nie stronił od seksu. Chyba też nikt przed nim nie był tak obrazowy, tak dosłowny w opisach swoich seksualnych eskapad. Seks to istotnie ważny element jego życia. Niektórzy zarzucają mu mizoginizm. Przedmiotowe traktowanie kobiet przynajmniej. Ja bym się bardziej skłaniała ku mizantropii. Po równo gardzi niektórymi mężczyznami i kobietami. Choć kobiety przynajmniej 'ceni' za te krótkie chwile spełnienia, które dają mu poprzez spółkowanie.
Abstrahując od wręcz niepohamowanego popędu seksualnego, otrzymujemy jeszcze parę detali na temat charakteru i osobowości autora. W wieku Jezusowym dojrzewa u niego pragnienie zostania pisarzem. Uświadamia sobie, gdzie jego miejsce. Widzi w jaki marazm popadł podporządkowując się ogólnym normom (żona, dziecko), pracując w 'kosmopenisowym' przedsiębiorstwie, marnując się. To nie jest życie dla niego. To czysta wegetacja i sprzeniewierzenie się talentom. Zatem lekkoduch, seksoholik. Coś jeszcze? Ano nieprzeciętny zmysł obserwacji, cynizm, bezkompromisowość. Do tego dość spora doza egocentryzmu.
Książka w odbiorze może być trudna. Zarówno ze względu na formę jak i treść. Miller dość często pozwala słowom płynąć. Odtwarzając chaotyczne myśli raczy czytelnika dryfującymi w nieznanym kierunku tyradami. Czasem trudno nadążyć, czasem paragrafy wydają się być nieistotne czy wręcz nużące. Przegadane. W tym potoku słów jednak lśnią perły. Niektóre spostrzeżenia są błyskotliwe, inne absolutnie nie do przyjęcia (dla mnie oczywiście). Nie sposób jednak przejść obok obojętnie.
Wahałam się czy zacząć przygodę z Millerem od tyłu :) tym niemniej wygląda na to, że poznając autora poprzez jego spowiedź prawdopodobnie z większym zrozumieniem podejdę do jego wcześniejszych dzieł.
W wieku 30 lat Miller nie stronił od seksu. Chyba też nikt przed nim nie był tak obrazowy, tak dosłowny w opisach swoich seksualnych eskapad. Seks to istotnie ważny element...
2013-11-19
Fenomen McCarthy'ego polega chyba na zasięgu odbiorcy. Sposób w jaki ten autor pisze pozwala zjednać i bardziej i mniej wymagających czytelników. Ci drudzy pozostaną ukontentowani śledząc temat przewodni, ci pierwsi zaś mogą zapętlić się czytając między wierszami.
To nie jest kraj dla starych ludzi jak wiele innych pozycji McCarthy'ego doczekała się swej ekranizacji. Nie przez byle kogo, bo samych braci Coen. Wygląda na to, że twórczość McCarthy'ego stanowi główne źródło inspiracji filmowców. Trudno się dziwić.
Czy warto sięgać po literacką wersję? Ależ tak! Znając inne pozycje autora wiadomo, że nie będzie to piękna książka. Raczej podróż w mrok. Wgłąb tych ciemniejszych zakamarków ludzkiej psychiki. Trup ściele się gęsto, przewinienia zostają srogo ukarane, a przeszłości nie da się zostawić w tyle. Akcja jest wartka, okoliczności i bohaterowie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Trudno złapać trop autora, a już na pewno nie da się przewidzieć, dokąd historia nas zaprowadzi. Największą siłą książki są jej dialogi. W nich kryje się cała głębia. To one skłaniają do refleksji. I to w nich można się całkowicie pogubić.
Fantastyczna kreacja Mrocznego Mściciela. Kierowanego dziwnym kodeksem moralnym, bezlitosnego i bezwzględnego. Zawsze na tropie. Jeśli kiedykolwiek sprzeniewierzyłeś się zasadom - strzeż się. Być może to Ty będziesz jego następnym zadaniem.
Fenomen McCarthy'ego polega chyba na zasięgu odbiorcy. Sposób w jaki ten autor pisze pozwala zjednać i bardziej i mniej wymagających czytelników. Ci drudzy pozostaną ukontentowani śledząc temat przewodni, ci pierwsi zaś mogą zapętlić się czytając między wierszami.
To nie jest kraj dla starych ludzi jak wiele innych pozycji McCarthy'ego doczekała się swej ekranizacji. Nie...
2013-10-10
Smętne i cukierkowate. Ckliwe. Bez wyrazu. Nie moja bajka.
Sparks tą nowelką uderzył w najbardziej chwytliwe struny: wielką i dozgonną miłość, wielkie przeciwności. Tylko jakoś tych przeciwności za wielu się nie doszukałam. Drażnił mnie też przeskok. Skoro narrator chciał ukochanej przypomnieć ich piękne życie, to dlaczego ograniczał się do odległych i najbardziej burzliwych chwil? Co się działo przez te prawie 50 lat wspólnego pożycia? Każdy kto miał styczność z chorobą Alzheimera wie, że akurat wspomnienia odległe są żywe, tych świeższych chory nie pamięta. Stylu pisarskiego czy edycji książki przez grzeczność nie skomentuję.
Rozumiem, że można kogoś kochać nad życie, ale litości! Z takimi ciepłymi kluchami ukrywającymi się pod płaszczykiem romantyzmu chyba żadna kobieta by nie wytrzymała. No chyba, że to ja nie rozumiem idei romantyzmu.
Smętne i cukierkowate. Ckliwe. Bez wyrazu. Nie moja bajka.
Sparks tą nowelką uderzył w najbardziej chwytliwe struny: wielką i dozgonną miłość, wielkie przeciwności. Tylko jakoś tych przeciwności za wielu się nie doszukałam. Drażnił mnie też przeskok. Skoro narrator chciał ukochanej przypomnieć ich piękne życie, to dlaczego ograniczał się do odległych i najbardziej...
2013-10-27
Poznajcie Bruca Robertsona - ucieleśnienie wszelkich możliwych wad. Człowieka bez kręgosłupa moralnego, obrzydliwego i odrażającego. Zewnętrznie i wewnętrznie. Nazwanie go karaluchem czy pasożytem byłoby wręcz komplementem. Choć można odnaleźć pewną paralelę między nim, a zjadającym go od wewnątrz Tasiemcem.
Welsh jest genialny. Potrafi w tak wciągający sposób pisać o degeneracji, że nie sposób oderwać się od książki. Mało tego, nie koncentruje się wyłącznie na szokowaniu - ta sztuka chyba wychodzi mu przy okazji. Problem z Brucem wydaje się być bardziej złożony. Dochodzimy w pewnym momencie do dylematu: czy taka kreatura jest po prostu diabelskim nasieniem, czy może ktoś przyłożył rękę do jego ukształtowania?
Z Brucem czytelnik nie będzie się nudził. Jego knowania, seksualne nadużycia (Bruce jest policjantem i ma władzę!), manipulacje, kłamstwa, oszczerstwa są tak samo uzależniające jak narkotyki, które bierze. Nadmiar alkoholu aż pulsuje w skroniach czytelnika. Lekkość pióra Welsha sprawia, że całość się chłonie. Choć przy niektórych fragmentach nie polecam jedzenia. Może skutkować gwałtownymi skurczami żołądka tudzież przepony.
Fanów ckliwych historyjek, pozytywnych bohaterów i cukierkowych opisów ostrzegam - NIE CZYTAJCIE OHYDY!
PS: w slangu londyńskim 'Filth' oznacza również policję :)
Poznajcie Bruca Robertsona - ucieleśnienie wszelkich możliwych wad. Człowieka bez kręgosłupa moralnego, obrzydliwego i odrażającego. Zewnętrznie i wewnętrznie. Nazwanie go karaluchem czy pasożytem byłoby wręcz komplementem. Choć można odnaleźć pewną paralelę między nim, a zjadającym go od wewnątrz Tasiemcem.
Welsh jest genialny. Potrafi w tak wciągający sposób pisać o...
2013-11-13
2013-11-08
2013-11-03
2013-11-03
2013-10-12
2013-10-08
2013-09-25
Znów dałam się zgwałcić prozie Burroughsa. Choć perwersji tu znacznie mniej niż w osławionym Nagim Lunchu. Burroughs był też znacznie dojrzalszy pisząc tę powieść.
Zachodnia Kraina to wielowątkowa, chaotyczna i surrealistyczna mieszanka. Autor bombarduje czytelnika wizjami, obserwacjami, przemyśleniami. Nie tylko na temat śmierci (i pragnienia nieśmiertelności), choć to temat przewodni. Autor odnosi się do Egipskiej Księgi Umarłych, przenosi nas na grunt własnych doświadczeń. Często gorzkich, pełnych zawodu wobec ludzkości, religii, świata. Burroughs nie żałuje oskarżeń nikomu. Postaci przedstawione w książce to nic innego jak pielgrzymi z trudem brnący do celu, a może raczej w poszukiwaniu celu? Nie ma skrótów, trzeba stawić czoła przeciwnościom i wyjść z nich z jak najmniejszym szwankiem, bo zwycięsko, z podniesioną głową to się chyba nie uda...
Książka jest trudna, ma drugie dno (a może i trzecie, czwarte?). Brak linearnej narracji, jasnego powiązania rozdziałów niewątpliwie utrudnia jej odbiór, a jednak odciska ona swoje piętno na psychice czytelnika. Mam wrażenie, że mój mózg został przeciśnięty przez wyżymaczkę, a autorów zdolnych do tego podziwiam najbardziej.
Znów dałam się zgwałcić prozie Burroughsa. Choć perwersji tu znacznie mniej niż w osławionym Nagim Lunchu. Burroughs był też znacznie dojrzalszy pisząc tę powieść.
Zachodnia Kraina to wielowątkowa, chaotyczna i surrealistyczna mieszanka. Autor bombarduje czytelnika wizjami, obserwacjami, przemyśleniami. Nie tylko na temat śmierci (i pragnienia nieśmiertelności), choć to...
2013-10-05
2013-10-01
2013-09-27
2013-09-21
Nie podzielam wszechobecnego zachwytu tą książką. Jedynym jej walorem jest nagłośnienie problemu obrzezania kobiet. Ten element uzasadnia jej publikację i szerokie rozpowszechnianie. Rytuał szokuje większość społeczeństw krajów tzw. rozwiniętych, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, aby takie metody w dalszym ciągu były praktykowane. O tym należy mówić głośno. Niech dotrze do każdego, że jest to wyłącznie okaleczanie, nie ma nic wspólnego z czystością, a tradycje kulturowe uzasadniające obrzezanie zostały wypaczone i skrzywione. Jak pokazuje Waris Dirie same ofiary z niecierpliwością oczekują 'przejścia', ekscytacją wręcz.
Możemy mieć tylko nadzieję, że organizację powołane do walki z tym procederem właściwie wykonują swoją pracę.
Reszta książki? Naczytałam się, że jest to historia kobiety o niezwykle silnej woli, niezłomnej i zdeterminowanej. Nie zauważyłam tego. Dziewczyna miała niebywałe szczęście. Jej determinacja ograniczała się do panicznego lęku przed powrotem do Somalii. Fakt, na dzień dobry sprzeciwiła się ojcu i cała jej przygoda życia rozpoczęła się od ucieczki przed wybranym jej mężem. Z jednej strony mamy dziewczynę szanującą się na tyle, żeby nie poślubić byle kogo, a z drugiej nie ma skrupułów, żeby zapłacić i wyjść za mąż za starego, zapijaczonego Irola, żeby tylko dostać paszport. Skoro jednak ten przekręt się nie udał, no to przecież można wyjść za mąż raz jeszcze - tym razem za imigranta z brytyjskim paszportem jak się okazuje później trochę niezrównoważonego psychicznie. Gdzie jest zatem konsekwencja?
Piszę, że miała szczęście. Jakżeby inaczej udało jej się nie tylko uciec od Nomadów, ale po chwili spędzonej u bogatych krewnych w Mogadiszu, wyjechać do Londynu? Ach, tak, wujek był ambasadorem. Prawdą jest, że Waris Dirie nie stroniła od ciężkiej pracy i w większości sytuacji potrafiła o siebie zadbać, ale to wszystko położyłabym raczej na karb silnego instynktu samozachowawczego, a nie silnej woli. Wbrew pozorom to dwa różne pojęcia.
W wielu miejscach książka mnie mocno irytowała. Niekonsekwencją, manipulatorstwem i moralizatorstwem. Nie lubię tego. Struktura książki nie była zła - na szczęście nie zaserwowano całkiem linearnej narracji, bo przez meandry pracy modelki bym chyba nie przebrnęła (nie mam zbyt dobrego zdania o modellingu).
Podsumowując: wystarczy przeczytać ok. 1/3 książki. Albo przynajmniej zapoznać się z faktami. O samym życiu Nomadów, czy ogólnie rzecz biorąc Somalijczyków, nie dowiecie się z tej książki wiele. Szkoda. Bo właśnie to mnie bardziej interesowało niż wybiegi w Paryżu, Londynie, Mediolanie czy Nowym Jorku.
Nie podzielam wszechobecnego zachwytu tą książką. Jedynym jej walorem jest nagłośnienie problemu obrzezania kobiet. Ten element uzasadnia jej publikację i szerokie rozpowszechnianie. Rytuał szokuje większość społeczeństw krajów tzw. rozwiniętych, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, aby takie metody w dalszym ciągu były praktykowane. O tym należy mówić głośno. Niech dotrze do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Myślę, że istnieje realne ryzyko, iż czytelnicy mogą nie dotrwać do trzeciego tomu. Tom drugi, Plexus, wystawia czytelniczą cierpliwość na dość dużą próbę. Nie śmiem negować pióra Millera, jednak momentami druga część była mówiąc delikatnie nużąca. Nexus na szczęście wynagradza. Najkrótsza część wcale nie ustępuje poprzednikom, wręcz jest bogatsza, bardziej dynamiczna i wartościowa.
W dalszym ciągu śledzimy burzliwe życie Millera z Moną, a dokładniej ich życie w oryginalnym trójkąciku. Miller w pewnym momencie sięga dna i z tegoż właśnie rynsztoku rodzi się Pisarz. Jak Feniks z popiołów? Być może. Wreszcie jego plany, do tej pory pozostające w sferze marzeń, nabierają realnych kształtów. Dryfujące myśli i obserwacje Millera nadal koncentrują się wokół szeroko pojętego życia, śmierci, egzystencji, religii, miłości, literatury i czegokolwiek co mu tam jeszcze do głowy wpadło. Język cięty, bezpardonowy, choć już nie tak zjadliwy jak w pierwszym tomie. Aż chciałoby się z nim podyskutować, polemizować... Choć czasem ze smutkiem trzeba przyznać rację.
Warto!
Myślę, że istnieje realne ryzyko, iż czytelnicy mogą nie dotrwać do trzeciego tomu. Tom drugi, Plexus, wystawia czytelniczą cierpliwość na dość dużą próbę. Nie śmiem negować pióra Millera, jednak momentami druga część była mówiąc delikatnie nużąca. Nexus na szczęście wynagradza. Najkrótsza część wcale nie ustępuje poprzednikom, wręcz jest bogatsza, bardziej dynamiczna i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to