-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2012-11-04
2012-06-01
2012-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2012-01-04
Ta książka zapada głęboko w pamięci, jestem świeżo po jej przeczytaniu, ale już wiem, że szybko o niej nie zapomnę. I to jest kolejny dowód na mistrzostwo Kinga. On mógłby napisać całą książkę o szklance mleka, a zrobiłby to w taki sposób, że czytelnik czytałby o tej szklance w napięciu, a po skończeniu książki bałby się wziąć takie mleko do ust. Słowa Kinga osiadają na ludzki umysł i kierują myślami. Bo chyba każdy kto czytał Wielki Marsz czytał z lekką zadyszką, męcząc się i czując wyimaginowane skurcze nóg. I choć tylugodzinny (ba, tyludniowy) marsz jest dla naszej głowy nie do wyobrażenia to jednak czujemy z bohaterami ból, rozpacz, słabość, czujemy wszystko to, co oni w danej chwili odczuwają, kiedy wygrywają z samym sobą lub przegrywają. To niesamowite, że choć King pisze o takich absurdach, w sumie o tak bardzo abstrakcyjnej dla nas sytuacji to jednak w głowie pojawiają się tak realistyczne obrazy. Każdy kto dopiero sięga po tę książkę może sobie pomyśleć "Jaka bzdura 266 stron o marszu i tak będą szli szli i szli". Ale w tej książce nie ma ani jednej strony nudy. I co najważniejsze, nie ma w niej banału. Są niezwykłe przemyślenia o życiu, przemijaniu, o przyjaźni i miłości. Każdy bohater jest tak dokładnie zarysowany, że przy stracie jednego po drugim ma się wrażenie, że właśnie giną nasi dobrzy znajomi. I oczywiście powtarzające się pytanie "Kto wygra?" popędza nas do przodu aż dochodzimy do enigmatycznego zakończenia, które każdy może zinterpretować na swój sposób. I dziękuję Kingowi za to, że po Wielkim Marszu mogłam sobie dowolnie wybrać co chciałabym zrobić z zakończeniem, bo po tak wyczerpującej umysł lekturze należy nam się choć decyzja ostateczna. W zasadzie byłabym rozczarowana gdyby to autor podjął tę decyzję sam. Brawa dla Kinga, po przeczytaniu tej książki długo jeszcze siedziałam i patrzyłam na okładkę. Przerażająca. Ale jakże wymowna.
Ta książka zapada głęboko w pamięci, jestem świeżo po jej przeczytaniu, ale już wiem, że szybko o niej nie zapomnę. I to jest kolejny dowód na mistrzostwo Kinga. On mógłby napisać całą książkę o szklance mleka, a zrobiłby to w taki sposób, że czytelnik czytałby o tej szklance w napięciu, a po skończeniu książki bałby się wziąć takie mleko do ust. Słowa Kinga osiadają na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-01-08
"Biała wilczyca" to była dla mnie bardzo dobra książka. Jednak kontynuacja "Wszystkie marzenia świata" to już książka wybitna. Dzieło, którego szybko się nie zapomina. Akcja "Białej wilczycy" dzieje się w czasach wojen I i II światowej, natomiast "Wszystkie marzenia świata" opisują starcie ludzi z Europą powojenną. Wydawać by się mogło, że nie ma nic gorszego niż wojna, lecz jak ukazuje ta książka, ludzie, którzy ją przeżyli musieli z prawdziwą wojną dopiero się zmierzyć. Musieli stanąć twarzą w twarz ze swoim strachem, żalem, rozpaczą po stracie bliskich, zrozumieniem. Niektórzy pewnie woleli zginąć na wojnie niż żyć w gruzach swojego ukochanego miasta wśród przyjaciół, którzy stracili swoje dzieci, wśród obcych narodowości, które przejęły ich kraj, wśród brudu, kurzu, głodu i zimna, otoczeni wokół jedynie nienawiścią, chęcią zemsty oraz nieufnością. Kiedy czytałam "Białą wilczycę" trudno było mi sobie wyobrazić co ci ludzie musieli przejść w czasie wojny, jednak podczas czytania "Wszystkich marzeń świata" było mi jeszcze trudniej wyobrazić sobie złamaną psychikę człowieka, który po tej wojnie nie tylko musi dojść do siebie, ale także pomóc innym ludziom i pomóc swojej ojczyźnie. Ci ludzie odbudowujący swoje miasto z gruzów cegiełka po cegiełce, ludzie, którym brak już wszelkiej godności, ludzie słabi, którzy umierają z głodu oraz ci silni, którzy za wszelką cenę chcą oddać cześć swojej ojczyźnie - oni wszyscy nie będą już nigdy tacy sami i oni właśnie również odcisnęli piętno na mojej wyobraźni. Trudno nam to pojąć kiedy siedzimy w cieple i niczego tak naprawdę nam nie brakuje, ale podziwiam bohaterów książek Theresy Revay za odwagę, zawziętość i upór z jakim dąrzyli do osiągnięcia celów. W krajobrazie powojennej Europy miłość, smutek, tęsknota i odwaga łączyły ludzi na całe życie a były to uczucia prawdziwe i głębokie. Bohaterowie tej książki to barwne postacie, a ich losy wspaniale się przeplatają i z sobą łączą. Język pisarki jest piękny, a sposób w jaki opisuje uczucia... cenny.
Ta książka wyciśnie z was morze łez, więc miejcie w pogotowiu chusteczki, ale czasem warto zapłakać nad losem tych ludzi, którzy tyle przeszli i mimo wszystko przetrwali.
"Biała wilczyca" to była dla mnie bardzo dobra książka. Jednak kontynuacja "Wszystkie marzenia świata" to już książka wybitna. Dzieło, którego szybko się nie zapomina. Akcja "Białej wilczycy" dzieje się w czasach wojen I i II światowej, natomiast "Wszystkie marzenia świata" opisują starcie ludzi z Europą powojenną. Wydawać by się mogło, że nie ma nic gorszego niż wojna,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-01-15
Są takie książki, które uważam za klasyki i aż wstyd nigdy ich nie przeczytać. Tak własnie myślę o "Zabić drozda". Klasyka. Tyle słyszałam o tej książce, zawsze gdzieś tam się przewijała w moim życiu, więc kiedy po raz kolejny zobaczyłam ją w bibliotece, w końcu wsunęłam ją pod pachę i zabrałam z sobą do domu. A w domu strasznie się z nią męczyłam. Nie jest to książka, którą czyta się z zapartym tchem, można nawet ponarzekać na brak akcji. Zastanawiam się czy gdybym była o połowe młodsza to czy ta książka byłaby moją książką dzieciństwa... może tak może nie, teraz jestem dorosła i trudno mi wyciągnąć jakieś nowe morały z tej opowieści. Polecam dużym dzieciom.
Są takie książki, które uważam za klasyki i aż wstyd nigdy ich nie przeczytać. Tak własnie myślę o "Zabić drozda". Klasyka. Tyle słyszałam o tej książce, zawsze gdzieś tam się przewijała w moim życiu, więc kiedy po raz kolejny zobaczyłam ją w bibliotece, w końcu wsunęłam ją pod pachę i zabrałam z sobą do domu. A w domu strasznie się z nią męczyłam. Nie jest to książka,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-01-20
Kolejna przeczytana przeze mnie klasyka w krótkim odstępie czasowym. I choć początek książki trochę mnie wystraszył i zaczęłam wątpić czy ja w ogóle dam radę doczytać tą historię do końca to jednak dałam jej szansę, dotrwałam, a teraz nie żałuję. W większości narratorką książki jest główna bohaterka Celia, niewykształcona wieśniaczka pochodząca z murzyńskiej rodziny. Celia posługuje się swoim językiem jak sama go nazywa "wsiowym" i z początku jest to rzeczywiście trudność dla czytelnika. Chwilami miałam wrażenie, że zamiast dokształcać się czytając, to powoli się cofam. Ale Celia jest prostolinijna, tak prostoduszna i ujmująca, że trudno jej nie polubić czy nie poczuć choćby litości. I w zasadzie to lubienie i litość to już są dobre powody, aby tą książkę przeczytać do końca i dowiedzieć się jak losy Celii się potoczą. Oczywiście, dla osób oglądających film Spielberga nie będzie to żadna niespodzianka, ale mimo wszystko warto uzupełnić swój pogląd na tą historię czytając książkę. Także polecam choćby ze względu na klasyk, którego wstyd nie znać, ale również dlatego, że jest to bardzo dobra książka.
Kolejna przeczytana przeze mnie klasyka w krótkim odstępie czasowym. I choć początek książki trochę mnie wystraszył i zaczęłam wątpić czy ja w ogóle dam radę doczytać tą historię do końca to jednak dałam jej szansę, dotrwałam, a teraz nie żałuję. W większości narratorką książki jest główna bohaterka Celia, niewykształcona wieśniaczka pochodząca z murzyńskiej rodziny. Celia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-01-21
Ciepła, wzruszająca, zagadkowa, ale jednocześnie chwilami nudna książka. Nużące są w niej przede wszystkim niekończące się opisy medycznych zabiegów oraz wodno-przyrodniczych przygód bohaterów. Owszem, można podbudować trochę swoją wiedzę dotyczącą łodzi i ich kontrukcji oraz dowiedzieć się kilka ciekawych faktów o medycznych przypadkach, ale jednak... co za dużo to niezdrowo akurat w tym przypadku. Nie zmienia to jednak faktu, że historia głównych bohaterów czyli Reese'a oraz Anne, a także ich rodziny jest niezwykle poruszająca. W tej książce wszystko jest takie trudne - miłość jest ciężkim doświadczeniem, dobro przynosi gorzkie konsekwencje, a sprawiedliwość naznacza na całe życie. Chore dziecko to coś bardzo bolesnego chyba dla każdego człowieka, nawet jeśli to dziecko jest nam obce lub jest bohaterem książki to w pewien sposób boli i dotyka to każdego z nas. Często jest rówież tak, że to chore dziecko, czasem nawet umierające i tej swojej zbliżającej się śmerci świadome, jest mimo wszystko silniejsze od wszystkich otaczających je osób. To chore, umierające dziecko staje się pocieszycielem, optymistą i niesie obietnicę lepszych dni. To właśnie tak mnie ujęło w tej książce. Ujęła mnie Anne, ta mała, chora dziewczynka walcząca o życie i jakby dźwigająca odpowiedzialność za życie i samopoczucie wszystkich bliskich jej osób. Jej walka, odwaga oraz otwartość są godne podziwu i naśladowania.
Ciepła, wzruszająca, zagadkowa, ale jednocześnie chwilami nudna książka. Nużące są w niej przede wszystkim niekończące się opisy medycznych zabiegów oraz wodno-przyrodniczych przygód bohaterów. Owszem, można podbudować trochę swoją wiedzę dotyczącą łodzi i ich kontrukcji oraz dowiedzieć się kilka ciekawych faktów o medycznych przypadkach, ale jednak... co za dużo to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-01-25
"Jeden dzień" to jedna z tych książek, które wciągają i nagle czytelnik zdaje sobie sprawę, że przeczytał już połowę nie zerkając co chwila ile jeszcze tych stron do końca zostało.
To historia o przyjaźni czy o miłości? Chyba o przyjaźni rodzącej się w miłość, a także miłości przekształconej w dojrzałą przyjaźń. Pomysł i formuła urzekają - niby takie to banalne, ale gdyby wyciąć z roku każdego z nas jeden dzień i opisywać go rok po roku i tak przez 20 lat to czy wyszłaby z tego piękna historia, nudna czy przerażająca? Po takiej analizie z pewnością każdy z nas poczułby żal i tęsknotę za utraconymi już latami. I tak właśnie ja się czułam czytając "Jeden dzień" - strasznie współczułam bohaterom Dexterowi i Emmie, że przez pół swojego życia się mijali i przeżyli swoje życie wciąż za czymś goniąc, nie potrafiąc tego złapać. Niestety, czasami tak właśnie życie się toczy, oczywiście, czytelnik wymarzyłby sobie innego życia dla Em i Dexa, Dexa i Em, ale czy wtedy byliby szczęśliwsi?
"Jeden dzień" to jedna z tych książek, które wciągają i nagle czytelnik zdaje sobie sprawę, że przeczytał już połowę nie zerkając co chwila ile jeszcze tych stron do końca zostało.
To historia o przyjaźni czy o miłości? Chyba o przyjaźni rodzącej się w miłość, a także miłości przekształconej w dojrzałą przyjaźń. Pomysł i formuła urzekają - niby takie to banalne, ale gdyby...
2012-01-31
Podchodziłam do tej książki z dużą ostrożnością, jak do każdej gorąco polecanej przez innych i mającej wspaniałe opinie. Często w takich przypadkach nasze oczekiwania rosną tak bardzo, że trudno im potem sprostać, ale "Ogród kości" sprostał. To bardzo sprawnie napisana książka gatunku thriller/kryminał. Czasy współczesne przeplatane są tutaj z wydarzeniami z roku 1830. Bardzo lubię książki z takich czasów, szczególnie gdy napisane są umiejętnie i przez kogoś, kto zna się na tym temacie, a Tess Gerritsen zna się z całą pewnością, gdyż studiowała ona literaturę, a w szczególności zajmowała się czasami wiktoriańskimi. Ta książka na pewno zachęca do zapoznania się z pozostałą twórczością pisarki. Jedyne co mnie w niej trochę zniechęcało to opis świata lekarskiego w dawnych czasach - ta dosadność autorki i jej bezpośredniość, a chwilami moim zdaniem przesada w opisywaniu chorób i ran jest naprawdę nie dla wrażliwców. Ale efekt końcowy bardzo pozytywny.
Podchodziłam do tej książki z dużą ostrożnością, jak do każdej gorąco polecanej przez innych i mającej wspaniałe opinie. Często w takich przypadkach nasze oczekiwania rosną tak bardzo, że trudno im potem sprostać, ale "Ogród kości" sprostał. To bardzo sprawnie napisana książka gatunku thriller/kryminał. Czasy współczesne przeplatane są tutaj z wydarzeniami z roku 1830....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-02
Oj Bruno Bruno gdzie ty idziesz? Jaki ty naiwny... no w końcu Bruno to tylko dziecko. Bruno to "mały" choć pewnie obraziłby się na to stwierdzenie. Czytając książkę nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wywołuje te same emocje co film "Boże skrawki" i podobie jak w filmie cały czas czeka się na coś złego. Spojrzenie oczami dziecka choć przez chwilę na te obrazy okrucieństwa wojennego, powoduje, że dorosłemu człowiekowi aż się serce ściska. Bruno zabiera nas na wyprawę odkrywczą, a w jego dziecięcej codzienności poznajemy świat pełen przeinaczeń i tak właśnie Fuhrer staje się Furią, Oświęcim to Po-Świecie, a żydowski chłopiec Szymon to Szmul. Niestety, te nazwy zmienione w dziecięcy sposób wcale nie wygładzają problemu i okrutnych zbrodni. A były one tak okrutne, że mały Bruno nie potrafił przyjąć ich do świadomości i do końca tak naprawdę wszystko było dla niego grą, zabawą i niezrozumiałym przedstawieniem. Bo dziecku mimo wszystko trudno wytłumaczyć aż takie zło.
"Chłopiec w pasiastej piżamie" to spojrzenie z zupełnie innej strony niż dotychczas - spojrzenie z tej "dobrej" strony ogrodzenia i spojrzenie oczami dziecka.
Oj Bruno Bruno gdzie ty idziesz? Jaki ty naiwny... no w końcu Bruno to tylko dziecko. Bruno to "mały" choć pewnie obraziłby się na to stwierdzenie. Czytając książkę nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wywołuje te same emocje co film "Boże skrawki" i podobie jak w filmie cały czas czeka się na coś złego. Spojrzenie oczami dziecka choć przez chwilę na te obrazy okrucieństwa...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-07
"Może być" czy "przeciętna" jaka to w zasadzie różnica, mimo wszystko wybrałam opcję z mniejszą ilością gwiazdek. Po "Niebanalnej więzi" liczyłam na coś znacznie lepszego. "Złodziejka" nie zachwyca ani nie szokuje. Motyw miłości między dwoma kobietami był już w literaturze poruszany, nawet przez samą Sarah Waters, a ja tak nie lubię, gdy autorzy się powtarzają. Historia strasznie naciągana, mało prawdopodobna i jak sama pisarka napisała w pewnym momencie "banalna historyjka jak z tandetnego romansu". Na okładce można przeczytać, że jest to gotycki kryminał. Kryminał? Rozumiem dylemat zaszufladkowania tej książki w jakims gatunku, ale żeby tak określić tą historię jako kryminalną? Na użytek tej powieści powinien powstać nowy gatunek "książka intrygi".
Historia opowiedziana jest w 3 częściach. Część pierwsza, choć nie porywa to jednak czyta się ją dość gładko, część druga strasznie nużąca, pewnie dlatego, że jest to ta sama historia co w części pierwszej, tylko opowiedziana przez inną osobę, no i część trzecia, czyli zakończenie tego absurdalnego przedstawienia, a właściwie to książkowej szopki. To nie jest gotycki kryminał a groteskowa intryga.
Spodziewałam się dużo więcej po "Złodziejce", a szczególnie po Sarah Waters.
"Może być" czy "przeciętna" jaka to w zasadzie różnica, mimo wszystko wybrałam opcję z mniejszą ilością gwiazdek. Po "Niebanalnej więzi" liczyłam na coś znacznie lepszego. "Złodziejka" nie zachwyca ani nie szokuje. Motyw miłości między dwoma kobietami był już w literaturze poruszany, nawet przez samą Sarah Waters, a ja tak nie lubię, gdy autorzy się powtarzają. Historia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-13
Lubię książki młodzieżowe, jak byłam młodzieżą to lubiłam i teraz też lubię wiedzieć co w trawie piszczy. Ale trudno nazwać tą lekturę aktualną skoro światową karierę seria "Jutro" zaczynała w połowie lat 90tych. Dlaczego więc tak późno zdecydowano się wydać ją na rynku polskim? Czyżby nie wierzono w jej sukces? Pewnie tak właśnie było, aż nagle pojawiła się seria "Zmierzch", która rozwiała wszelkie wątpliwości. Młodzież potrzebuje takich książek.
"Jutro" nie jest o zagładzie ludzkości, o UFO ani o wampirach. "Jutro" to opowieść o wojnie. I nastolatkach, którzy w czasie tej wojny z dnia na dzień muszą dorosnąć. I choć język jest prosty, żeby nie napisać prostacki, a fabuła wciąga, to jednak dla mnie poczynania bohaterów są jednak dziecinne i czasem zupełnie niezrozumiałe. Jest to dobry początek, ale w dalszych częściach liczę na więcej.
Lubię książki młodzieżowe, jak byłam młodzieżą to lubiłam i teraz też lubię wiedzieć co w trawie piszczy. Ale trudno nazwać tą lekturę aktualną skoro światową karierę seria "Jutro" zaczynała w połowie lat 90tych. Dlaczego więc tak późno zdecydowano się wydać ją na rynku polskim? Czyżby nie wierzono w jej sukces? Pewnie tak właśnie było, aż nagle pojawiła się seria...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-17
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to książka o niczym. O niczym, ale jednocześnie o każdym z nas w pewnym wieku. Ja z tego wieku już wyrosłam. Dlatego główny bohater, choć momentami bawił to przede wszystkim jednak denerwował. Tchórzliwy i nie wyróżniający się niczym szczególnym nastolatek, a uważający się za pępek świata. Wszystko jest głupie, nieodpowiednie, tego nie lubi, tego nie rozumie, a ten to pętak, a ten to typek. Gdyby nie lekkie pióro J.D. Salingera, który z opowieści o niczym potrafił uczynić coś, co potrafi rozśmieszyć i mocno poirytować, to pewnie książka skończyłaby jako jedna z niewielu niedokończonych na mojej półce. Ale dokończyłam, aby dowiedzieć się, że zmarnowałam czas. Książka bez puenty, nie wnosi nic szczególnego do życia, może zmienia życia nastoletnie, tego nie wiem. Mojego dorosłego życia ta historia nie naruszyła ani trochę. Historia słaba, ale popis pisarski wielki.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to książka o niczym. O niczym, ale jednocześnie o każdym z nas w pewnym wieku. Ja z tego wieku już wyrosłam. Dlatego główny bohater, choć momentami bawił to przede wszystkim jednak denerwował. Tchórzliwy i nie wyróżniający się niczym szczególnym nastolatek, a uważający się za pępek świata. Wszystko jest głupie, nieodpowiednie, tego nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-18
Część "W pułapce nocy" trzyma w napięciu. Fabuła jest budowana powoli i z rozmysłem. Jest ciekawie, ale muszę tłumaczyć sobie, że to tylko książka, bo ta historia nie jest dla absolutnie wiarygodna. John Marsden mnie w ogóle nie przekonuje. Miło i sprawnie się czyta, ale to wszystko. Ta historia nastolatków mądrzejszych i sprawniejszych od wyszkolonych żołnierzy długo w mojej pamięci nie zostanie.
Część "W pułapce nocy" trzyma w napięciu. Fabuła jest budowana powoli i z rozmysłem. Jest ciekawie, ale muszę tłumaczyć sobie, że to tylko książka, bo ta historia nie jest dla absolutnie wiarygodna. John Marsden mnie w ogóle nie przekonuje. Miło i sprawnie się czyta, ale to wszystko. Ta historia nastolatków mądrzejszych i sprawniejszych od wyszkolonych żołnierzy długo w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-20
Po przeczytaniu kilku części serii "Jutro" na raz nasuwa się pewne skojarzenie: każda część ma ten sam schemat. Niby wszystko jest napisane poprawnie i w pewien sposób ta opowieść wciąga... ale te części stają się już przewidywalne. Akcje nastolatków opisywane są z właściwym zbudowaniem napięcia, piękny plan, w czasie jego wykonania zawsze jakieś potknięcia i konsekwencje. Tym razem jednak trochę ciekawsza końcówka. Coś się zaczęło dziać.
Po przeczytaniu kilku części serii "Jutro" na raz nasuwa się pewne skojarzenie: każda część ma ten sam schemat. Niby wszystko jest napisane poprawnie i w pewien sposób ta opowieść wciąga... ale te części stają się już przewidywalne. Akcje nastolatków opisywane są z właściwym zbudowaniem napięcia, piękny plan, w czasie jego wykonania zawsze jakieś potknięcia i konsekwencje....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-27
Narratorem książki jest Śmierć. Ale Śmierć jakiej jeszcze nie znacie. Ta Śmierć jest Mężczyzną, czuje sympatię do ludzi i współczucie do tych, którym zabiera duszę, ta Śmierć czuje dzięki czarnemu sercu, ta Śmierć nosi czarny płaszcz, ale tylko gdy jest zimno i ta Śmierć naśmiewa się z ludzi, którzy wyobrażają go sobie jako kostuchę z kosą. Wybór takiego narratora to naprawdę ciekawe posunięcie. I choć mogłoby się wydawać, że historia, którą opowiada Śmierć, do tego historia pisana w czasach Holokaustu powinna być dramtatyczna, to obok dramatyzmu jest też dużo humoru. Czarnego humoru. Śmierć nie może wyjść z podziwu dla nas ludzi, którzy czasem tak bezmyślnie lub przypadkowo wpadamy w Jego ramiona. Śmierć patrzy na nas z bliska i ocenia z dystansem, ale nie pozostaje obojętny na szczere i prawdziwe więzi, utworzone przez ludzi za życia. Takie więzi stworzyła Złodziejka książek, czy raczej Strząsaczka Słów. Obok tych więzi nie potrafił nawet przejść obojętnie on - Śmierć.
Złodziejka Książek to dziewczynka, która na długo zostanie w mojej pamięci, ale nie tylko ona, również jej rodzice, sąsiedzi, przyjaciele i wrogowie. Na pewno zapamiętam Marsz Żydów, Akordeonistę, Dawcę Chleba, Złodziei Jabłek. Każdy w tej książce jest warty zapamiętania, polecam. Można się przy niej uśmiać i popłakać.
Narratorem książki jest Śmierć. Ale Śmierć jakiej jeszcze nie znacie. Ta Śmierć jest Mężczyzną, czuje sympatię do ludzi i współczucie do tych, którym zabiera duszę, ta Śmierć czuje dzięki czarnemu sercu, ta Śmierć nosi czarny płaszcz, ale tylko gdy jest zimno i ta Śmierć naśmiewa się z ludzi, którzy wyobrażają go sobie jako kostuchę z kosą. Wybór takiego narratora to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-02-29
Póki co, to najlepsza część serii "Jutro". W końcu zaczęło dziać się coś innego, choć aż tak bardzo poza schemat John Marsden nie wyszedł. Była akcja, było napięcie, było niebezpieczeństwo, ale jak zwykle kule leciały i świszczały, lecz niezniszczalnych nastolatków nie trafiły. Do końca serii zostały jeszcze 3 części, ale nie wyobrażam sobie, aby którakolwiek z nich sprawiła, że stwierdzę, że ta opowieść jest fantastyczna. Jest po prostu dobra, dobrze i wciągająco napisana, ale mojego życia i światopoglądu nie narusza.
Póki co, to najlepsza część serii "Jutro". W końcu zaczęło dziać się coś innego, choć aż tak bardzo poza schemat John Marsden nie wyszedł. Była akcja, było napięcie, było niebezpieczeństwo, ale jak zwykle kule leciały i świszczały, lecz niezniszczalnych nastolatków nie trafiły. Do końca serii zostały jeszcze 3 części, ale nie wyobrażam sobie, aby którakolwiek z nich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wstyd się przyznać, ale prawdopodobnie ostatnio przeczytałam książkę naszego rodaka w postaci lektury, więc około 10 lat temu. I właściwie ucieszyłam się kiedy w moje ręce trafiło "Uwikłanie". Taka miła odmiana - polskie nazwiska i polska mentalność. Rozpoczęłam przygodę z Miłoszewskim pozytywnie nastawiona. I właściwie nie mogę napisać, że się rozczarowałam, bo to kawał dobrej lektury. Postacie są tutaj wyraziste, poznajemy prokuratora Szackiego, który jest przeciętnym polskim mężczyzną i ma przeciętne męskie dylematy. Słyszymy jego myśli, refleksje, poznajemy jego problemy i zdanie na wiele tematów. Szacki jest tak wyrazisty, że trudno nie poczuć do niego sympatii. Osoba Szackiego w pewien sposób mnie jednak też irytowała - ciągle niezadowolony, narzekający, szukający dziur i kłopotów. Jednocześnie bezpośredni i bezczelny. Chwilami miałam wrażenie, że Miłoszewski wplótł w myśli Szackiego swoje własne przemyślenia na temat pewnych zachowań polskiego społeczeństwa - jakby za pośrednictwem prokuratora ze swojej książki chciał to z siebie wyrzucić.
Historia też ciekawa - jeden trup i czterech podejrzanych. Dobrze, że nie zakończyła się paranormalnym bełkotem, bo tego bym nie zniosła. Na szczęście Miłoszewski, podobnie jak Szacki to mężczyzna mocno stąpający po ziemi, więc finał okazał się być prosty i logiczny.
I jeszcze jedna refleksja - prokurat Szacki mimo swojego niezbyt ciekawego życia osobistego jest na tyle barwną postacią, że chyba nie zasłużył na to, aby w filmie zamienić go na panią Szacką. Wielka szkoda, że tak się właśnie stało.
Wstyd się przyznać, ale prawdopodobnie ostatnio przeczytałam książkę naszego rodaka w postaci lektury, więc około 10 lat temu. I właściwie ucieszyłam się kiedy w moje ręce trafiło "Uwikłanie". Taka miła odmiana - polskie nazwiska i polska mentalność. Rozpoczęłam przygodę z Miłoszewskim pozytywnie nastawiona. I właściwie nie mogę napisać, że się rozczarowałam, bo to kawał...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to