-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-06-03
2024-05-28
Massaquoi był synem Niemki oraz Liberyjczyka - pary bardzo niespotykanej w międzywojennych Niemczech. Pierwsze lata życia chłopiec spędzał w bogatym świecie ambasady (jego dziadek był konsulem generalnym Liberii w Niemczech), jednak po wyjeździe Liberyjczyków został w Hamburgu sam z matką, która próbowała związać koniec z końcem. A nie były to łatwe czasy dla takich jak on, kiedy naziści doszli do władzy i rozpoczął się państwowy kult rasy aryjskiej...
Wspomnienia Massaquoi'ego z okresu dziecięcego i nastoletniego spędzonego w III Rzeszy to naprawdę pasjonująca lektura. Autor opowiada o tamtych czasach z perspektywy dorosłego człowieka, rozumiejącego już całe zło, które się wtedy wydarzyło. W umiejętny sposób wraca jednak do swoich dawnych odczuć i myśli, kiedy wielu rzeczy nie rozumiał, a niesprawiedliwe traktowanie bardzo go bolało. Trochę mnie tylko rozczarowały proporcje poruszanych w "Neger, Neger..." tematów - spodziewałam się, że "Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech" będzie dokładniej o tym, tymczasem czytając, nagle zdałam sobie sprawę, że wojna się kończy, a ja jestem dopiero w połowie lektury. Potem Massaquoi opowiadał o swoim dalszym życiu - funkcjonowaniu w Hamburgu pod brytyjską okupacją, paru latach spędzonych u ojca i jego rodziny w Liberii, aż w końcu o wymarzonej wyprowadzce do Stanów. Nie zaprzeczę, że dalsze losy autora były ciekawe, dobrze mi się je czytało, ale w pewien sposób przyćmiły dla mnie to dorastanie w III Rzeszy, które miało być myślą przewodnią książki. Zdecydowanie bardziej wolałabym rozwinąć wątki z lat trzydziestych i początku czterdziestych, niż skupiać się na tym, jak Massaquoi próbował sobie układać życie w Liberii - nawet, jeśli też mnie to ciekawiło ;).
"Neger, Neger..." to bardzo wciągająca lektura. Sporo czytałam o wojnie, jednak obserwacja codziennego życia w III Rzeszy z punktu widzenia dziecka w tym kraju niepożądanego oraz jego bliskich, którzy w dużej mierze nie popierali tego, co się działo w państwie, stanowiło dla mnie fascynującą nowość. I dlatego wciąż mnie "boli", że tej tematyki nie było więcej, kosztem opowieści z dorosłego życia poza granicami Niemiec. Książka jest napisana dobrym językiem, pełna trafnych uwag i refleksji - naprawdę warto po nią sięgnąć.
Massaquoi był synem Niemki oraz Liberyjczyka - pary bardzo niespotykanej w międzywojennych Niemczech. Pierwsze lata życia chłopiec spędzał w bogatym świecie ambasady (jego dziadek był konsulem generalnym Liberii w Niemczech), jednak po wyjeździe Liberyjczyków został w Hamburgu sam z matką, która próbowała związać koniec z końcem. A nie były to łatwe czasy dla takich jak on,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-22
Po "Pogo" sięgnęłam z polecenia i muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się tę książkę czytało. Jest to coś pomiędzy reportażem z pracy w pogotowiu, a zbiorem wspomnień i refleksji autora dot. tej pracy. Bardzo krótka lektura, można przeczytać właściwie za jednym podejściem, zwłaszcza że wciąga i jest napisana dobrym językiem. Owszem, czasem nieco potocznym, ale przez to czułam się, jakbym słuchała czyjejś opowieści o pracy ratownika medycznego :). Jest to jeden z zawodów, do których mam ogromny szacunek - ratownicy pracują w ogromnym stresie, biorą na siebie wielką odpowiedzialność, a często stykają się z brakiem szacunku i zrozumienia, nieprzyjemnymi i niebezpiecznymi sytuacjami, a wszystko to za zdecydowanie za niskie wynagrodzenie.
Sieczko opowiada, jak niewdzięczna bywa to praca. Człowiek uczy się latami, zdobywa umiejętności ratownicze, by potem jeździć do śpiących na ulicy pijanych ludzi lub staruszków, których największą bolączką jest samotność i brak drugiej osoby do porozmawiania. Z drugiej strony, obok tych często bezpodstawnych wezwań karetki, są też te bardziej niż konieczne - tragedie, którym nie udaje się zapobiec, tym bardziej bolesne, im młodsza okazuje się ofiara. Nawet lata pracy w zawodzie nie potrafią znieczulić człowieka na wszystkie sytuacje, z jakimi spotyka się w ratownictwie. "Pogo" to bardzo konkretna i szczera do bólu książka i jedyne, na co mogłabym tu narzekać, to długość - z chęcią poczytałabym więcej :).
Po "Pogo" sięgnęłam z polecenia i muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się tę książkę czytało. Jest to coś pomiędzy reportażem z pracy w pogotowiu, a zbiorem wspomnień i refleksji autora dot. tej pracy. Bardzo krótka lektura, można przeczytać właściwie za jednym podejściem, zwłaszcza że wciąga i jest napisana dobrym językiem. Owszem, czasem nieco potocznym, ale przez to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-15
Asiejew to ukraiński dziennikarz, który nawet po utworzeniu Donieckiej Republiki Ludowej nie zdecydował się na wyjazd i zaprzestanie pracy z Doniecka. No i w pewnym momencie "zniknął", trafiając do tzw. Izolacji - donieckiego więzienia, które więźniowie porównywali wręcz do obozu koncentracyjnego. Tortury, głód, niepewność własnego losu, wieczna obserwacja, bo w XXI wieku nie tak trudno zainstalować przecież kamery w celach... Tak, takie miejsca wciąż istnieją we współczesnym świecie i, niestety, wcale mnie to nie zdziwiło. Asiejewowi się udało, bo mimo 15-letniego wyroku, po 2,5 roku więzienia "załapał się" na wymianę więźniów pomiędzy Rosją i Ukrainą - wyszedł na wolność, ale nie ukrywa, że w pewnym stopniu Izolacja zniszczyła go psychicznie.
"Świetlana droga" to zbiór wspomnień z tego więzienia, różnych przemyśleń na temat życia, wolności, wiary (autor z wykształcenia jest religioznawcą), no i nieuchronnie: polityki. Bo do Izolacji trafiali zarówno Ukraińcy sprzeciwiający się DRL, jak i ją popierający - ba, trafił tam nawet jeden z więziennych dowódców i sadystów, który nagle miał okazję zobaczyć Izolację z drugiej strony... Książka Asiejewa jest rzetelną relacją z tego miejsca, choć osobiście nie zgadzam się z komentarzami, że jest bardzo poruszająca czy szczegółowa. Może czytałam już za dużo literatury obozowej czy wojennej, ale w porównaniu z wieloma znanymi mi książkami "Świetlana droga" wiele tematów porusza w sposób dość ogólny. Autor nie chce opisywać szczegółowo brutalności, wielu tematów woli unikać - czasem też ze względu na dobro współwięźniów. Wciąż jednak jest to bardzo ciekawa lektura i myślę, że warto po nią sięgnąć, by zrozumieć, co się dzieje na okupowanych przez Rosję ukraińskich terenach...
Asiejew to ukraiński dziennikarz, który nawet po utworzeniu Donieckiej Republiki Ludowej nie zdecydował się na wyjazd i zaprzestanie pracy z Doniecka. No i w pewnym momencie "zniknął", trafiając do tzw. Izolacji - donieckiego więzienia, które więźniowie porównywali wręcz do obozu koncentracyjnego. Tortury, głód, niepewność własnego losu, wieczna obserwacja, bo w XXI wieku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-25
To moja druga książka Kamińskiej i - co ciekawe - biografię Simony Kossak, którą się właściwie nie interesowałam, czytało mi się zdecydowanie lepiej niż biografię Wandy Rutkiewicz, gdy himalaizmem interesuję się bardzo ;). Kilka tygodni temu czytałam też "Serce i pazur" Kossak i tak sobie myślę, że gdyby jej biografia trafiła w moje ręce wcześniej, raczej nie sięgałabym po jej twórczość. Simona wyłaniająca się z tej książki to postać ekscentryczna i apodyktyczna, choć widać, że Kamińska starała się zachować bezstronność i dopuszczać do głosu różne osoby, które miały okazję poznać Simonę z różnych stron.
Podobał mi się sposób opowiadania o Kossak - skupienie się na jej dzieciństwie, wpływie wychowania na jej osobowość i późniejsze zachowanie, takie przedstawienie jej relacji z ludźmi, by nie naruszyć zanadto ich ani jej prywatności. Zabrakło mi za to bardziej szczegółowych opisów relacji Simony ze zwierzętami - w końcu stanowiły one bardzo istotną część jej życia. Ze zdjęć czy krótkich komentarzy wynika, że miała sporo oswojonych zwierząt, wiele z nich pojawiało się w jej opowieściach, ale Kamińska niemal zbagatelizowała ten temat - i szkoda.
Jako że przed lekturą moja wiedza o Simonie Kossak była baaardzo niewielka, z książki dowiedziałam się dużo i czytało mi się ją szybko i dobrze. Na pewno nie jest to bardzo szczegółowa i dokładna biografia, jednak w tym przypadku mi to nie przeszkadzało (nie sądzę, bym chciała się aż tak bardzo zgłębiać w życie Simony) i jestem zadowolona z lektury, wzbogaconej zresztą bardzo fajnymi zdjęciami :).
To moja druga książka Kamińskiej i - co ciekawe - biografię Simony Kossak, którą się właściwie nie interesowałam, czytało mi się zdecydowanie lepiej niż biografię Wandy Rutkiewicz, gdy himalaizmem interesuję się bardzo ;). Kilka tygodni temu czytałam też "Serce i pazur" Kossak i tak sobie myślę, że gdyby jej biografia trafiła w moje ręce wcześniej, raczej nie sięgałabym po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-07
Głośnego filmu Nolana nie byłam w stanie zdzierżyć do końca, więc - jak to ja - postanowiłam sięgnąć po książkę. Nad biografią Oppenheimera Bird i Sherwin pracowali latami, tworząc książkę bardzo dokładną i szczegółową. Momentami aż za bardzo dokładną i szczegółową, przez co niektóre rozdziały mnie wymęczyły, a sama lektura zajęła mi dobre dwa tygodnie. Dobrnęłam jednak do końca, w przeciwieństwie do filmu ;).
Autorzy opisali życie ojca bomby atomowej od dzieciństwa, aż do śmierci, skupiając się głównie na dwóch wydarzeniach: pracy w Los Alamos, która doprowadziła do powstania bomby, oraz na politycznym procesie z 1954 roku. Co zaskakujące, bardziej wciągnął mnie ten drugi wątek - przy wcześniejszej działalności naukowej i politycznej Oppenheimera było po prostu za dużo wątków pobocznych. Czasem ciekawych, czasem nie - nie zawsze nawet związanych z samym fizykiem, a często tylko z projektami, za które akurat odpowiadał.
Z biografii wyłania się postać wielowymiarowa, niesamowicie inteligentna i ambitna, ale też często skupiona mocno na sobie i własnych celach, niecierpliwa i niewyrozumiała. Oppenheimer był niewątpliwie osobą, której działań i zachowań nie da się jednoznacznie ocenić, pozostawił jednak w historii nauki i świata niezatarty ślad. Jego biografia na pewno nie jest książką dla każdego - trzeba się interesować tematem i być gotowym na długie i mozolne zgłębianie szczegółów życia Oppenheimera oraz sytuacji politycznej w USA od lat trzydziestych po lata sześćdziesiąte. Jest to lektura fascynująca, ale dość trudna w odbiorze, jakby nie patrzeć ;).
Głośnego filmu Nolana nie byłam w stanie zdzierżyć do końca, więc - jak to ja - postanowiłam sięgnąć po książkę. Nad biografią Oppenheimera Bird i Sherwin pracowali latami, tworząc książkę bardzo dokładną i szczegółową. Momentami aż za bardzo dokładną i szczegółową, przez co niektóre rozdziały mnie wymęczyły, a sama lektura zajęła mi dobre dwa tygodnie. Dobrnęłam jednak do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-23
Dość zwięzła, ale całkiem porządnie napisana biografia "ostatniego dyktatora Europy". Nocuń i Brzeziecki Białorusią interesują się już od dawna, dotąd pisali bardziej o opozycji, tym razem postanowili więc wziąć na tapet samego prezydenta. Choć "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" zaczyna się faktycznie jak biografia - od najwcześniejszych lat życia Aleksandra Grigorjewicza, to potem dostajemy już mix biografii i reportażu o polityce Białorusi. Oczywiście, nie da się zanegować, że w takim kraju polityka w ogromnej mierze zależy od prezydenta, ale było tu sporo wątków mocno pobocznych. A z drugiej strony wiele innych aspektów bardziej z Łukaszenką związanych omówiono dość pobieżnie. Zresztą nie oszukujmy się, na dwustu kilkudziesięciu stronach ciężko szczegółowo opisać życie i prawie trzydzieści lat prezydentury dyktatora.
O ile współczesna sytuacja na Białorusi jest mi całkiem dobrze znana, to jednak okres narodzin tego kraju i burzliwe lata dziewięćdziesiąte stanowiły dla mnie ciekawą lekcję historii. Nocuń i Brzeziecki zgrabnie łączyli dzieje życia Łukaszenki z najważniejszymi wydarzeniami w kraju, pomagając czytelnikowi zrozumieć, jakim cudem ktoś taki zdobył władzę i tak długo ją utrzymywał. Bo Łukaszenka wciąż cieszy się poparciem części - choć regularnie malejącej - społeczeństwa. Na spadek popularności ma wpływ wymiana pokoleniowa, odchodzą powoli ci, którym tęskno za ZSRS, a coraz więcej jest takich, którzy nie znają innej Białorusi niż ta pod Łukaszenką... Zarazem widząc, że na zachodzie, choćby i w Polsce, da się żyć inaczej. "Łukaszenka" to jednocześnie biografia dyktatora i opowieść o kraju i jego mieszkańcach, trochę politycznych faktów, trochę ciekawostek historyczno-społecznych. Dobre wprowadzenie do tematu, ale z przyjemnością przeczytałabym coś dłuższego i bardziej szczegółowego ;)
Dość zwięzła, ale całkiem porządnie napisana biografia "ostatniego dyktatora Europy". Nocuń i Brzeziecki Białorusią interesują się już od dawna, dotąd pisali bardziej o opozycji, tym razem postanowili więc wziąć na tapet samego prezydenta. Choć "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" zaczyna się faktycznie jak biografia - od najwcześniejszych lat życia Aleksandra Grigorjewicza,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-12
Z takimi książkami zbierającymi wspomnienia z czasów wojny i Holokaustu - zwłaszcza, gdy mówimy o wspomnieniach dzieci - jest zawsze ten problem, jak autor/ka umie zadawać odpowiednie pytania i zbierać w całość taką opowieść. Bo są to opowieści trudne, często nieskładne, zatarte przez czas, więc liczy się też umiejętność weryfikowania informacji. Łucyan dobrze podeszła do postawionego przed sobą zadania i "Dzieci Getta" to kilka historii, w których opowieści bohaterów przeplatają się z informacjami historycznymi, tworząc zgrabną całość. Oczywiście, można stwierdzić, że w temacie Holokaustu powiedziano już wszystko, jednak każda historia to indywidualne wspomnienia, każdy człowiek odbierał otaczającą go sytuację inaczej. Łucyan rozmawiała z kilkoma starszymi osobami, które w dzieciństwie przeszły przez koszmar getta, który - niezależnie od ich wieku - pozostawił w pamięci niezatarte wrażenia. Niektórym udało się przetrwać wraz z najbliższymi i dzięki nim, inni po wojnie pozostali sami z nieraz dużych wcześniej rodzin. Jak widać z opowieści, dobra pozycja finansowa przed wojną pomagała przetrwać getto i urządzić się poza nim, ale - naturalnie - nie gwarantowała przeżycia piekła Holokaustu. Dla mnie dodatkową ciekawostką w tym reportażu był rozdział o przeżyciach w getcie w Borysławiu, a także o wcześniejszym życiu żydowskim w tym mieście, które przed wojną szybko rozwijało się dzięki złożom ropy naftowej.
Sporo czytam w tej tematyce, nie jest to więc może najlepsza książka w temacie, ale "Dzieci Getta" to książka bardzo dobra. Ciekawy dobór rozmówców, całość zgrabnie skonsolidowana i ujęta językowo, a samych wydarzeń ocenić nie sposób - to, co przeżyli bohaterowie, to bolesny rozdział historii i powtarzane przez nich przesłanie: "nigdy więcej" jest tutaj najlepszym podsumowaniem.
Z takimi książkami zbierającymi wspomnienia z czasów wojny i Holokaustu - zwłaszcza, gdy mówimy o wspomnieniach dzieci - jest zawsze ten problem, jak autor/ka umie zadawać odpowiednie pytania i zbierać w całość taką opowieść. Bo są to opowieści trudne, często nieskładne, zatarte przez czas, więc liczy się też umiejętność weryfikowania informacji. Łucyan dobrze podeszła do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-19
Bardzo pozytywne zaskoczenie, zwłaszcza że fanką Collinsa nie jestem - znam ledwo kilka hitów na krzyż. Zachęciły mnie jednak pozytywne recenzje jego autobiografii i szybko wciągnęłam się w lekturę. Phila Collinsa raczej nikomu przedstawiać nie trzeba - długa kariera zarówno solowa, jak i z Genesis, uczyniła z niego gwiazdę muzyki światowego formatu. Artysta opowiada o latach dorastania w Londynie, początkach swojej drogi muzycznej w roli perkusisty, czasach Genesis, w końcu starcie własnej kariery solowej... Na to wszystko nakładają się liczne aspekty prywatne: nieudane małżeństwa, rzadko widywane dzieci, alkoholizm i różne choroby. Collins otwarcie opowiada o różnych aspektach swojego życia, które sprawiają, że ciężko go tak naprawdę polubić jako osobę - a mimo wszystko nie chce się odkładać tej biografii na półkę ;). Jest to facet, dla którego przez większość życia najważniejsza była muzyka i związane z nią zobowiązania - ważniejsze od własnego zdrowia, od kochanych kobiet, od życia rodzinnego. Patrząc wstecz na swoje życie widzi trzy rozwody i brak większego uczestnictwa w wychowywaniu dzieci jako swoje prawdziwe porażki - i ciężko się z tym nie zgodzić. Z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że jego droga zawodowa była niesamowita, osiągnął niewyobrażalny wręcz sukces, stworzył hity, które po tylu latach wciąż rozpoznaje się po pierwszych dźwiękach utworu. Mnie "Jeszcze nie umarłem" zachęciło do odświeżenia paru przebojów Collinsa i książka ta stanowiła bardzo przyjemną odskocznię od innych lektur. Polecam nie tylko fanom artysty (bo ci pewnie i tak już większość życiorysu Collinsa znają ;) ).
Bardzo pozytywne zaskoczenie, zwłaszcza że fanką Collinsa nie jestem - znam ledwo kilka hitów na krzyż. Zachęciły mnie jednak pozytywne recenzje jego autobiografii i szybko wciągnęłam się w lekturę. Phila Collinsa raczej nikomu przedstawiać nie trzeba - długa kariera zarówno solowa, jak i z Genesis, uczyniła z niego gwiazdę muzyki światowego formatu. Artysta opowiada o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-19
Bardzo dobra i osobista książka amerykańskiej pisarki, opowiadająca o jej problemach z wagą i relacji z własnym ciałem. Gay jako młoda dziewczynka została ofiarą zbiorowego gwałtu, który sprawił, że przez następne lata za wszelką cenę chciała być nieatrakcyjna. Wiążąc atrakcyjność ze szczupłością, zaczęła jeść i tyć, w pewnym momencie przekraczając niewyobrażalną dla przeciętnego człowieka wagę 200 kg. Do tego miała ok. 190 cm wzrostu i była czarna, obie te cechy też nie ułatwiały jej życia. Autorka krok po kroku opisuje, jak rozwijała się jej nienawiść do swojego ciała, jak bardzo zniszczyło ją psychicznie tragiczne doświadczenie z dzieciństwa, jak próbowała odzyskać kontrolę nad tym "niesfornym" ciałem, które tak bardzo nie spełniało standardów. Jednak "Głód" to nie tylko opowieść o tyciu, ale też o tym, jak odnajduje się w codziennych sytuacjach osoba chorobliwie otyła. Bo Gay nie zamknęła się w czterech ścianach, jak pewnie wiele osób by sobie życzyło. Naucza, pisze, uczestniczy w spotkaniach autorskich, podróżuje, robi zakupy, ma życie towarzyskie... I choć w Stanach duża część społeczeństwa ma problemy z otyłością, okazuje się, że mało co jest do otyłych osób przystosowane. Jest tylko wieczny stres, czy krzesło w restauracji wytrzyma, czy lekarz skupi się na obecnym problemie czy znów będzie komentował wagę, czy kupić jedno czy dwa miejsca w samolocie, czy w ogóle wypada jeść wśród ludzi...? Wiele rozważań autorki było dla mnie szokujących i poruszających, spodobał też mi się jej styl - to była książka pełna nieraz brutalnej szczerości i mierzenia się ze swoimi problemami. Gay nie oczekuje od czytelnika litości czy współczucia, po prostu opowiada swoją historię, ze wszystkimi radościami, ale i licznymi cieniami. "Głód" czyta się bardzo dobrze i daje do myślenia, warto zapoznać się z tą lekturą.
Bardzo dobra i osobista książka amerykańskiej pisarki, opowiadająca o jej problemach z wagą i relacji z własnym ciałem. Gay jako młoda dziewczynka została ofiarą zbiorowego gwałtu, który sprawił, że przez następne lata za wszelką cenę chciała być nieatrakcyjna. Wiążąc atrakcyjność ze szczupłością, zaczęła jeść i tyć, w pewnym momencie przekraczając niewyobrażalną dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-14
To chyba najsłabsza z przeczytanych dotąd przeze mnie książek Anny Bikont, wciąż jednak dobra i drobiazgowa. Jeśli ktoś - tak jak ja - spodziewa się po "Sendlerowej" tradycyjnej biografii, to może być rozczarowany, bo w wielu rozdziałach tej Sendlerowej prawie nie było. Autorka skupiała się na historiach żydowskich, w których często udział bohaterki był niewielki i tych wątków pobocznych było tak dużo, że momentami zapominałam, że czytam książkę poświęconą konkretnej osobie. Brakowało mi też dokładniejszej opowieści o jej latach przedwojennych - jakby nie patrzeć w 1939 roku Sendlerowa miała już prawie 30 lat, nie można uznać, że jej życie zaczęło się dopiero wtedy. Na plus za to wyszło Bikont zmierzenie się z mitem Sprawiedliwej - i nie to, że autorka neguje bohaterstwo Sendlerowej, daleko jej do tego, po prostu wskazuje na dziesiątki nieścisłości w jej opowieściach, które potem tak chętnie powielały media. Otrzymujemy więc bohaterkę bardzo niejednoznaczną - z jednej strony bezkompromisową i odważną, nieznoszącą antysemityzmu i żałującą, że pomogła tak niewielu w morzu potrzebujących, działaczkę społeczną. Z drugiej jest jednak kobieta, która nie ogarniała własnego życia prywatnego, była bardzo pamiętliwa i łatwo się obrażała, a do tego notorycznie przeinaczała fakty, przypisywała sobie lub bliskim cudze historie, a inne po prostu wymyślała. Wierzyła w to, co chciała wierzyć, a przez długi czas był to chociażby komunizm - komunistyczna przeszłość Sendlerowej była dla mnie niemałym zaskoczeniem. Ciężko mi więc ocenić jednoznacznie tę książkę, tak jak niejednoznaczna jest jej bohaterka. Bikont wykonała niesamowitą pracę przy zbieraniu materiałów, ale do tego już autorka zdążyła mnie przyzwyczaić ;). Styl pisania niezmiennie bardzo dobry, jednak ta chaotyczność opowieści i nadmiar wątków pobocznych stanowią minus, nad którym nie potrafię przejść obojętnie.
To chyba najsłabsza z przeczytanych dotąd przeze mnie książek Anny Bikont, wciąż jednak dobra i drobiazgowa. Jeśli ktoś - tak jak ja - spodziewa się po "Sendlerowej" tradycyjnej biografii, to może być rozczarowany, bo w wielu rozdziałach tej Sendlerowej prawie nie było. Autorka skupiała się na historiach żydowskich, w których często udział bohaterki był niewielki i tych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-19
Nadia Murad to młoda jezydka wychowana w Iraku, której sporą część rodziny wymordowało ISIS, ją samą zaś sprzedano w niewolę. Po kilku miesiącach udało jej się uciec, z czasem zaczęła głośno opowiadać o swoich przejściach na arenie międzynarodowej, jej działania przyniosły jej Pokojową Nagrodę Nobla. O tragicznych losach jezydek w Iraku czytałam wcześniej w świetnym reportażu "Nasze ciała, ich pole bitwy", wspomnienia Murad stały się dla mnie ciekawą lekturą uzupełniającą. Choć może dlatego, że już trochę znałam tematykę, najbardziej wciągnęły mnie początkowe rozdziały, w których autorka opowiada o życiu jezydzkiej społeczności w Koczo przed atakiem ISIS. Potem przychodzi strach, niepewność co do losu najbliższych i przerażająca świadomość własnej przyszłości. Jezydki zmuszano do "nawrócenia" na islam, a następnie zamieniano w niewolnice seksualne, które bojownicy odsprzedawali sobie nawzajem. Widać, że z czasem autorka nauczyła się odcinać od swojej traumy i opowiadać o okropnościach, które ją spotkały, w sposób zrównoważony, z minimalną ilością szczegółów potrzebnych do tworzenia historii. "Ostatnia dziewczyna" to książka stricte biograficzna, Murad skupia się na losach własnych oraz swoich bliskich, zabrakło mi trochę szerszego kontekstu historii, który mógłby stanowić dobre tło opowieści. Całość napisana została dość potocznym stylem, ale też nie ma co się spodziewać kwiecistego języka po kobiecie, która tylko krótko zetknęła się z irackim systemem edukacji… Książka ważna ze względu na poruszaną w niej tematykę, ale pod kątem wiedzy merytorycznej lepiej poszukać innych lektur w temacie.
Nadia Murad to młoda jezydka wychowana w Iraku, której sporą część rodziny wymordowało ISIS, ją samą zaś sprzedano w niewolę. Po kilku miesiącach udało jej się uciec, z czasem zaczęła głośno opowiadać o swoich przejściach na arenie międzynarodowej, jej działania przyniosły jej Pokojową Nagrodę Nobla. O tragicznych losach jezydek w Iraku czytałam wcześniej w świetnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-17
Książka bardzo wciągająca i napisana takim językiem, że czytając, miałam wrażenie, jakbym słuchała czyjejś opowieści. Bo w gruncie rzeczy "Sprzedane przez ojca" są właśnie taką opowieścią - to wspomnienia Zany Muhsen, wychowanej w Birmingham nastolatki, której matka była Brytyjką, a ojciec Jemeńczykiem. W zebraniu w całość opowieści Zany pomogła brytyjska pisarka Betty Mahmoody, której doświadczenia z kulturą arabską też nie były - delikatnie mówiąc - najlepsze. Zanę i jej siostrę ojciec wysłał na wakacje do Jemenu, ukrywając przed wszystkimi fakt, że dziewczyny zostały sprzedane na żony dla znajomych i na miejscu były traktowane nie jak Brytyjki, którymi się czuły, ale jak Jemenki, które uzyskały po ojcu obywatelstwo... Narratorka opowiada, jak powoli docierało do niej, co jej zrobiono i jak rozpoczęła walkę o uwolnienie i powrót do Wielkiej Brytanii. Udało jej się to osiągnąć po nagłośnieniu sprawy i międzynarodowym skandalu, spędziła jednak w jemeńskiej niewoli osiem lat. Książka powstała krótko po jej powrocie do Birmingham, jest mocno emocjonalna, widać, że Zana jeszcze nie wszystko przepracowała, nie o wszystkim potrafi opowiadać. Z lektury "Sprzedanych przez ojca" wyłania mi się też bardzo niejednoznaczna postać matki bohaterki, która pomagała córkom wrócić do domu. Zana miała dwójkę starszego rodzeństwa, które ojciec w dzieciństwie wywiózł do Jemenu i których matka nigdy nie zdołała "uratować" - nie mieści mi się w głowie, że potem ta kobieta wciąż chciała być z tym mężczyzną (a nie mieli nawet ślubu), decydować się na kolejne dzieci i - skoro już je mieli - pozwalać im, niepełnoletnim, wyjechać do kraju ojca! Działania większości postaci były dla mnie często niezrozumiałe i bardzo irytujące - z drugiej jednak strony to przecież opowieść o świecie, którego kompletnie nie znam i kto wie, jak sama bym się zachowała w zderzeniu z tak skrajną sytuacją...? "Sprzedane przez ojca" czyta się dobrze i szybko, pozostawia trochę niedosyt w warstwie językowej, ale też wywołuje w czytelniku intensywne reakcje - to książka, o której się szybko nie zapomni.
Książka bardzo wciągająca i napisana takim językiem, że czytając, miałam wrażenie, jakbym słuchała czyjejś opowieści. Bo w gruncie rzeczy "Sprzedane przez ojca" są właśnie taką opowieścią - to wspomnienia Zany Muhsen, wychowanej w Birmingham nastolatki, której matka była Brytyjką, a ojciec Jemeńczykiem. W zebraniu w całość opowieści Zany pomogła brytyjska pisarka Betty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-16
"Dzieci wygnane" to książka o tematyce, jakiej jeszcze nie czytałam, choć trochę lektur związanych z II wojną światową czy syberyjskimi wywózkami mam już na koncie. Tutaj jednak Odrobińska skupiła się na losach dzieci, które wraz z rodzicami trafiły do ZSRS, musiały głodować, patrzeć na śmierć bliskich, często samemu nieraz zapracowywać się na śmierć, bo choć były poniżej "wieku roboczego", to boleśnie poznały zasadę "kto nie pracuje, ten nie je". Autorka zebrała tu wiele życiorysów przedstawionych w pierwszej osobie, a te wspomnienia bohaterów nieraz mocno poruszają. No właśnie, nie mogę - niestety - powiedzieć, że zawsze. Jak to w przypadku zbioru opowieści różnych osób, niektóre umieją tak snuć swoją opowieść, że nie chce się oderwać od lektury, inne przedstawiają suche fakty, kilka-kilkanaście stron opowieści i dziękuję, to koniec. Naturalnie zdaję sobie sprawę z tego, jak ciężkie i bolesne są takie wspomnienia, ale zestawienie długich, wciągających rozdziałów z krótkimi, z których niewiele się można dowiedzieć, jest jedną z największych wad tej książki. Za to za największą zaletę uważam zgłębianie szczegółów tego, co było po zsyłce - kiedy na mocy Układu Sikorski-Majski wiele rodzin mogło opuścić Syberię. Nie wszystkie dzieci wróciły z rodzinami do Polski, niektóre trafiły do Iranu, Indii, a nawet Nowej Zelandii. Odrobińskiej udało się porozmawiać nawet z nimi i takie wspomnienia są najlepszą częścią książki. Ponadto całość jest dobrze zredagowana, przystępnie napisana, po prostu "Dzieci wygnane" to dobra książka dla tych, którzy nie chcą zgłębiać samej historii (tej tutaj niewiele), ale interesują się wspomnieniami konkretnych jednostek.
"Dzieci wygnane" to książka o tematyce, jakiej jeszcze nie czytałam, choć trochę lektur związanych z II wojną światową czy syberyjskimi wywózkami mam już na koncie. Tutaj jednak Odrobińska skupiła się na losach dzieci, które wraz z rodzicami trafiły do ZSRS, musiały głodować, patrzeć na śmierć bliskich, często samemu nieraz zapracowywać się na śmierć, bo choć były poniżej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-02
Miałam tu na start nieco wyższe oczekiwania, ale całościowo nie było źle (choć rewelacyjnie też nie ;) ). "Wasserpolacken" to wspomnienia młodego Polaka urodzonego w Grudziądzu, czyli na terenie Prus Zachodnich. W wyniku niekorzystnego dla Niemców przebiegu wojny rozszerzono Volkslistę i rodzina autora ze względu na to pochodzenie została wpisana do trzeciej kategorii. Z czasem Ceraficki - tak jak wielu innych polskich mężczyzn z tych okolic - otrzymał wezwanie do Wehrmachtu i nie mógł odmówić bez tragicznych konsekwencji dla swoich bliskich. Takich jak on było kilkaset tysięcy, a polska historiografia o tym milczy - traktując wszystkich wpisanych na Volkslistę jednakowo, czyli jak zdrajców. Autor udowadnia, że wielu z nich w nazistowskim wojsku starało się po prostu przeżyć, a gdy była taka możliwość - bez narażania bliskich pozostałych pod okupacją - zdezerterować i przyłączyć się do polskich sił. Jest to ciekawa tematyka i warta zgłębienia, a czytanie o tych "rozwodnionych Polakach" z punktu widzenia jednego z nich, który odważył się podzielić wspomnieniami, jest niewątpliwie dodatkowo interesujące. Ale... Niestety, nie wszystko tu jest idealne. Jestem w stanie zrozumieć, że autor w trakcie wojny był młodym chłopakiem, nieinteresującym się polityką, dopóki ta polityka nie dotknęła bezpośrednio jego samego. Że jak każdemu młodemu człowiekowi chodziły mu po głowie romanse i imprezy, a wojnę po prostu chciał przeżyć. Jednak pisząc wspomnienia z perspektywy czasu, powinien wykazać się tu jakąś refleksją, analizą zarówno swojej własnej sytuacji, jak i dodać nieco więcej faktów o Polakach w Wehrmachcie. Tymczasem mało tu tego wszystkiego, wspomnienia naprawdę oscylują głównie wokół flirtowania z dziewczynami, rozmów z kolegami, jedzenia - jest ta wojna gdzieś w tle, ale wydaje się mieć ona dla Cerafickiego drugorzędne znaczenie... Styl pisarski też tutaj nie powala, ale ok, nie jest to książka historyczna tylko po prostu wspomnienia, które się czyta dość szybko, więc do przeżycia ;). W efekcie "Wasserpolacken" to książka, którą można przeczytać, by poznać osobistą perspektywę Polaka "wrzuconego" na Volkslistę i zaciągniętego do nazistowskiego wojska, ale zdecydowanie nie jest to obowiązkowa lektura w temacie II wojny ;).
Miałam tu na start nieco wyższe oczekiwania, ale całościowo nie było źle (choć rewelacyjnie też nie ;) ). "Wasserpolacken" to wspomnienia młodego Polaka urodzonego w Grudziądzu, czyli na terenie Prus Zachodnich. W wyniku niekorzystnego dla Niemców przebiegu wojny rozszerzono Volkslistę i rodzina autora ze względu na to pochodzenie została wpisana do trzeciej kategorii. Z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-15
Choć generalnie nie przepadam za biografiami, to książka Carpentera naprawdę mnie wciągnęła - od początku aż po sam koniec. Po raz pierwszy wydana została w kilka lat po śmierci Tolkiena i autor miał jeszcze okazję poznać słynnego pisarza i z nim porozmawiać; wspomnienia te zresztą znalazły się na początku książki. Carpenter napisał biografię Tolkiena z ukłonem dla fanów Środziemia - jeśli jakieś wydarzenia, choćby i z dzieciństwa pisarza, miały wpływ na jego późniejszą twórczość, zostało to w książce wspomniane w taki sposób, by czytelnik łatwo za tymi nawiązaniami nadążył. A widać, że Tolkien inspiracje znajdował wcześnie i jeśli coś utkwiło mu w głowie, to potrafił się do tego odnieść w swych dziełach nawet kilkadziesiąt lat później. Carpenter ukazuje nam tutaj ludzką postać pisarza - ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Nie neguje, że był językowym geniuszem o ogromnej wyobraźni, niesamowicie pracowitym i szczegółowym człowiekiem - zresztą stworzony w "Hobbicie", "Władcy pierścieni" i "Silmarillionie" świat to coś bez wątpienia wyjątkowego. Z biografii wyłania się jednak też Tolkien, który nie potrafił dotrzymywać wyznaczonych mu terminów, swój perfekcjonizm rozwinął aż do bólu i przesady, a żona stanowiła dla niego tylko dodatek do życia (skupił się na niej tylko, kiedy o nią zabiegał w młodości i kiedy czuł, że zbliża się koniec jej życia, jednak całe wspólne lata... no, szkoda było kobiety). Podobało mi się, że Carpenter nie rozwijał tu nadmiernie wątków rodzinnych, poza historią rodziców Tolkiena, która akurat też bardzo mnie wciągnęła - jednak inni członkowie rodziny pojawiają się tu tylko o tyle, o ile wpłynęli na jego rozwój (osobisty bądź naukowy) lub twórczość. Mi to odpowiadało, bo chciałam poznać jego życie i historię powstania słynnych książek, wszystko inne stanowiło dla mnie wątki poboczne - potrzebne, ale niekoniecznie rozwinięte. W efekcie dostałam solidną biografię, nieprzegadaną, ale ciekawie rozwijającą najważniejsze wydarzenia z życia Tolkiena. Lekturę wręcz pochłonęłam w kilka wieczorów, czytało mi się ją bardzo dobrze, a przy okazji naszło mnie na ponowne przeczytanie tolkienowskiej "mitologii", bo była to twórczość naprawdę jedyna w swoim rodzaju :).
Choć generalnie nie przepadam za biografiami, to książka Carpentera naprawdę mnie wciągnęła - od początku aż po sam koniec. Po raz pierwszy wydana została w kilka lat po śmierci Tolkiena i autor miał jeszcze okazję poznać słynnego pisarza i z nim porozmawiać; wspomnienia te zresztą znalazły się na początku książki. Carpenter napisał biografię Tolkiena z ukłonem dla fanów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-03
Książka z tych "całkiem spoko, ale szału nie ma" ;). Zawsze podchodzę dość sceptycznie do książek pisanych przez influencerów, bo to, co sprawdza się w mediach społecznościowych często okazuje się męczące w dłuższym tekście. Ten sam problem miałam ze Świtałą - mocno potoczny język, przeplatany niepotrzebnymi wulgaryzmami, trochę własnych przemyśleń na temat (nie)działania polskiej ochrony zdrowia, mniej lub bardziej ciekawe wspomnienia z akcji ratowniczych lub pracy na SOR-ze… Nie obserwuję autora na instagramie, więc nie wiem, na ile "Polski SOR" to treść oryginalna, a na ile powtórki z mediów społecznościowych, ale gdyby rozdziały podzielić na części, to całkiem nieźle nadawałyby się na wpisy internetowe. Niezbyt trafiły do mnie zdjęcia, które często sprawiają wrażenie przypadkowych - znów: ok do internetu, ale tutaj po prostu szkoda na nie papieru i tuszu… Ale generalnie nie czytało się tego źle i jestem sobie w stanie wyobrazić, że dla wielu osób zawarte tu informacje mogą być nowością. Dla mnie takie 6/10 ;).
Książka z tych "całkiem spoko, ale szału nie ma" ;). Zawsze podchodzę dość sceptycznie do książek pisanych przez influencerów, bo to, co sprawdza się w mediach społecznościowych często okazuje się męczące w dłuższym tekście. Ten sam problem miałam ze Świtałą - mocno potoczny język, przeplatany niepotrzebnymi wulgaryzmami, trochę własnych przemyśleń na temat (nie)działania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-27
Co ja przeczytałam i dlaczego to sobie zrobiłam...? Bo na pewno nie była to książka, jakiej oczekiwałam, patrząc na tytuł i podtytuł. "Czerwone księżniczki PRL-u" miały być zbiorem biografii partnerek komunistycznych dygnitarzy i innych celebrytek tamtych czasów. Okazało się jednak, że prym wiodą tu zdecydowanie mężczyźni i rozdziały poświęcone żonom polityków są właściwie poświęcone tym politykom, kobiety zaś stanowią tu dla nich jedynie tło. Rozdział dotyczący współzałożycielki "Mazowsza" Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej dotyczy historii samego zespołu, no i oczywiście męża Miry, którego marzeniem to "Mazowsze" było. Trochę więcej informacji znajdziemy tu o Ariadnie Gierek - chyba głównie dlatego, że wątek jej teścia został już omówiony w rozdziale dot. jego żony, no i sama Ariadna co nieco w dziedzinie okulistyki osiągnęła. Na całą jednak książkę pełną "biografii kobiet" tylko jedna właściwie się tutaj nadaje - dziennikarki Ireny Dziedzic, choć nie powiem, żeby mnie jakoś szczególnie ujęła. Na pewno przeszkadzał mi tu styl Kienzler, pełen irytujących powtórzeń - nie zliczę, ile razy padły na stronach tej książki zwroty takie jak "bohater/ka tej opowieści" czy "w tamtych słusznie minionych czasach"... ale dużo, bardzo dużo. Jasne, że w "Czerwonych księżniczkach PRL-u" znalazły się jakieś ciekawostki i nieznane mi informacje, co nieco się tu dowiedziałam. Nie pasowała mi jednak forma, język i styl, nie pasowało mi wysuwanie na pierwszy plan mężów w książce o kobietach. Szkoda czasu na lekturę.
Co ja przeczytałam i dlaczego to sobie zrobiłam...? Bo na pewno nie była to książka, jakiej oczekiwałam, patrząc na tytuł i podtytuł. "Czerwone księżniczki PRL-u" miały być zbiorem biografii partnerek komunistycznych dygnitarzy i innych celebrytek tamtych czasów. Okazało się jednak, że prym wiodą tu zdecydowanie mężczyźni i rozdziały poświęcone żonom polityków są właściwie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-23
Uwielbiam takie sytuacje, gdy sięgam po książkę bez żadnych oczekiwań, a okazuje się, że trafiłam na naprawdę wciągającą perełkę. Dokładnie tak było z "Wolną" Lei Ypi - albańskiej naukowczyni, która dorastała w czasach wielkich zmian politycznych w Albanii i obserwowała je oczami dziecka, a następnie nastolatki. W swym reportażu autorka opowiada, jak szkoła faszerowała ją polityczną propagandą, jak jej własna rodzina musiała ukrywać się z własnymi poglądami przed nią, jak z wolna zaczynała rozumieć historię własnej rodziny i sytuację polityczną własnego kraju... "Wolna" to opowieść o Albanii lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, opowieść, w której polityka ma ogromny wpływ na życie jednostki, która z kolei czuje się tylko pionkiem w wielkiej grze. Książka bardzo dobrze napisana, równie dobrze przetłumaczona, wciągająca od początku do samego końca. Dla mnie, która zmiany polityczne w Albanii znała bardzo pobieżnie, reportaż był też ciekawą lekcją historii najnowszej tego państwa. Bardzo polecam "Wolną" - to jeden z najlepszych reportaży Wydawnictwa Czarnego ostatnimi czasy :)
Uwielbiam takie sytuacje, gdy sięgam po książkę bez żadnych oczekiwań, a okazuje się, że trafiłam na naprawdę wciągającą perełkę. Dokładnie tak było z "Wolną" Lei Ypi - albańskiej naukowczyni, która dorastała w czasach wielkich zmian politycznych w Albanii i obserwowała je oczami dziecka, a następnie nastolatki. W swym reportażu autorka opowiada, jak szkoła faszerowała ją...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-06
Skuszona rozgłosem towarzyszącym tej książce i licznymi pozytywnymi recenzjami, postanowiłam przeczytać wspomnienia Jennette McCurdy - choć nazwisko aktorki nic mi nie mówiło, młodzieżowe seriale z jej udziałem to trochę "nie moje czasy" ;). Jednak zaciekawiła mnie problematyka - dziecka zmuszanego do aktorstwa przez nadambitną matkę, każącą córce spełniać swoje marzenia. Za wszelką cenę - kosztem zdrowia, relacji międzyludzkich, edukacji; kariera i pieniądze miały być najważniejsze. McCurdy opisuje swoje dorastanie w kompletnym uzależnieniu od matki, niszczącej ją psychicznie i fizycznie - anoreksja, bulimia, alkoholizm, wszystko opisane w sposób szczegółowy i poruszający. Na ile prawdziwy? Nie wiadomo, nie mnie oceniać to, co ktoś przeżył, ale nawet jeśli autorka czasem koloryzuje, to w niczym nie przeszkadza to w odbiorze lektury. A tytuł, choć kontrowersyjny, jest bardzo prawdziwy - bo śmierć matki była dla Jennette jedynym sposobem na ucięcie tej toksycznej relacji, jedyną szansą, by spróbować żyć własnym życiem. A zapewne takich historii dziecięcych gwiazd jest znacznie więcej, więc dobrze, że ktoś ma odwagę o tym mówić, podkreślać wszystkie wady takiego życia, że wejście w dorosłość z okrągłą kwotą na koncie wcale niekoniecznie wynagradza wszystkie problemy, które zdążyły się w międzyczasie nagromadzić.
"Cieszę się, że moja mama umarła" jest podzielone na dwie części - przed i po śmierci matki autorki. Pierwsza część to opis dzieciństwa, początki kariery aktorskiej, relacje rodzinne. Druga - próby radzenia sobie z życiem na własną rękę, walka z bulimią i alkoholizm; dla kogoś, kto sam z tymi problemami nie musiał się mierzyć, relacja jest wstrząsająca. Jedyne, co mi mocno zgrzytało podczas lektury, to język - widać, że autorka nie jest pisarką, może i ten brak wykształcenia plus oczytania też się tu odbija, bo styl pozostawia wiele do życzenia. Książka jest napisana prosto, ale może to i w pewnym sensie zaleta, bo oddaje to, jak McCurdy wychowano, na kogo wyrosła. A nieznajomość jej twórczości w niczym mi nie przeszkadzała, nie na tym się skupiałam podczas lektury. Myślę, że warto sięgnąć po "Cieszę się, że moja mama umarła" - nie tylko dlatego, żeby zapoznać się z bestsellerem, ale i dla samego zgłębienia tej problematyki...
Skuszona rozgłosem towarzyszącym tej książce i licznymi pozytywnymi recenzjami, postanowiłam przeczytać wspomnienia Jennette McCurdy - choć nazwisko aktorki nic mi nie mówiło, młodzieżowe seriale z jej udziałem to trochę "nie moje czasy" ;). Jednak zaciekawiła mnie problematyka - dziecka zmuszanego do aktorstwa przez nadambitną matkę, każącą córce spełniać swoje marzenia....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jak generalnie nie jestem fanką biografii, tak te zbeletryzowane czyta mi się zazwyczaj całkiem dobrze. Niestety, przy "Greckim skarbie", który miał być właśnie taką opowieścią biograficzną o małżeństwie Schliemannów, pojawiły się dla mnie pewne zgrzyty. Przede wszystkim Stone opowiada tu tylko o ich życiu razem, a przecież Henryk miał 47 lat, kiedy poznał żonę. Mieszkał wcześniej w kilku krajach, założył rodzinę, dorobił się fortuny - miał naprawdę pasjonujące życie, którego mi w tej książce po prostu brakowało. Z kolei Zofia była od męża o 30 lat młodsza i przeżyła go o ponad 40 - całe jej późniejsze życie najwidoczniej też nie było dla autora warte uwagi. "Grecki skarb" wydawał się napisany bardziej z perspektywy kobiety, co akurat było ciekawym zabiegiem, bo Zofia jednak pracowała w cieniu męża i jego sławy. Ale znów, jeśli autor skupiał się na niej, to chociaż jej późniejsze życie powinno też zostać omówione...
Głównym tematem książki są jednak wykopaliska. Nazwisko Schliemanna nie było mi przecież obce - jako odkrywca Troi i Myken był mi już dobrze znaną postacią. W "Greckim skarbie" miałam jednak okazję przeczytać, jak doszło do tych odkryć, ile problemów one narobiły małżeństwu, ale też i jaką sławę im one przyniosły. Towarzyszymy Schliemannom w zdobywaniu pozwoleń, walce z urzędnikami, powolnym przekopywaniu ton ziemi oraz odkrywaniu coraz to nowych skarbów. Książka jest szczegółowa, momentami aż za bardzo (w pewnym momencie, gdy Stone wymieniał wszystko, co wykopywano w danym miejscu, przelatywałam już tylko wzrokiem listy przedmiotów), ale czyta się ją świetnie. Fakt, że przedstawionych tu postaci Schliemannów nie byłabym w stanie polubić, ale z drugiej strony jawią się mi oni jako zwykli ludzie, ze swoimi wadami i zaletami, a to działa bardzo na korzyść lektury. Szczegółowość Stone'a w opisach irytowała mnie jednak bardziej w sytuacjach niezwiązanych z archeologią, ale np. z greckim życiem Zofii - opisy ceremonii religijnych czy posiłków potrafiły mi się dłużyć.
Myślę, że dla fanów historii i archeologii "Grecki skarb" to dobra książka - po wycięciu paru pierwszych rozdziałów, bo zaczyna się to dobrze czytać, dopiero gdy rozpoczynają się wykopaliska pod Troją. Patrząc jednak na tę lekturę pod kątem biografii bohaterów, odczuwam spory niedosyt. Wciąż jednak marzy mi się wyjazd na stanowiska archeologiczne w Troi i Mykenach... ;)
Jak generalnie nie jestem fanką biografii, tak te zbeletryzowane czyta mi się zazwyczaj całkiem dobrze. Niestety, przy "Greckim skarbie", który miał być właśnie taką opowieścią biograficzną o małżeństwie Schliemannów, pojawiły się dla mnie pewne zgrzyty. Przede wszystkim Stone opowiada tu tylko o ich życiu razem, a przecież Henryk miał 47 lat, kiedy poznał żonę. Mieszkał...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to