-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2017-11-28
2016-04-18
Nie ma światła bez ciemności, a człowiek, który nie zaznał cierpienia, nigdy nie będzie szczęśliwy - takie przesłanie płynie z kart krótkiej, ale niezwykle sugestywnej powieści "Nowy wspaniały świat", klasyki antyutopii, nowego gatunku, z którym wcześniej nie miałam do czynienia. I który dostarczył mi wrażeń, jakich się nie spodziewałam.
W Londynie nie widać już śladów dawnych wojen. Nie ma powodów, żeby zabijać. Ludzie nie mają matek, ojców, żon, mężów, bo nie są żyworodni, proces rozmnażania odbywa się poprzez wybutlowanie zapłodnionych komórek. Społeczeństwo podzielone jest na klasy, ale nie przysparza to problemów, bo każdy przydzielony jest idealnie, według tego, na co został zaprogramowany w życiu płodowym. Zadania odpowiadają więc potrzebom. W dodatku każdy ma pod dostatkiem jedzenia, substancji psychoaktywnych i seksu, potrzeby cielesne są zaspokajane natychmiast i nie generują napięć w umysłach. Świat idealny? Świat wspaniały? Bez wątpienia. Ale czy ludzkość nie płaci wysokiej ceny za tę szczęśliwość?
Są bowiem wśród całych mas szczęśliwców jednostki, którym czegoś brakuje. Nie do końca potrafią odnaleźć się w świecie, w którym orgia to najbardziej aprobowana rozrywka, a słowo "matka" wywołuje zgorszenie. Nie znają innego życia, ale coś nie pozwala im się przyłączyć do ogólnego celebrowania cielesnych rozkoszy, choć nie potrafią tego zdefiniować.
Odpowiedź zdaje się kryć w głuszy, w rezerwacie dzikich, którzy zachowali dawny styl życia. Nadal się starzeją, biorą śluby i rodzą dzieci. Budzą tym obrzydzenie, ale i fascynację, zwłaszcza kiedy okazuje się, że jeden z nich jest dzieckiem cywilizowanej kobiety, która przypadkowo zaginęła w rezerwacie wiele lat wcześniej i zaszła w ciążę. John, zwany dzikusem, zna obie strony lustra i przebywając w cywilizowanym Londynie, do którego został ewakuowany wraz z matką, dał świadectwo prawdziwie ludzkich emocji. Oczywiście niemal przez wszystkich zostały one uznane za nieprzyzwoite, ale kilku wybranym otworzył oczy na zakłamanie, w jakim do tej pory żyli.
Mnie też ta książka skłoniła do przemyśleń, do czego może nas doprowadzić bezustanne dążenie do ułatwiania sobie życia. Pomyślałam, że przecież osiągnięty cel cieszy najbardziej, kiedy dążymy do niego ciężką pracą, doświadczając sukcesów i porażek. Że im dłuższa jest droga, tym bardziej cieszy miejsce docelowe. I że nie da się żyć normalnie w ciągłym blasku słońca, bo przestaje się go doceniać.
Nie ma światła bez ciemności, a człowiek, który nie zaznał cierpienia, nigdy nie będzie szczęśliwy - takie przesłanie płynie z kart krótkiej, ale niezwykle sugestywnej powieści "Nowy wspaniały świat", klasyki antyutopii, nowego gatunku, z którym wcześniej nie miałam do czynienia. I który dostarczył mi wrażeń, jakich się nie spodziewałam.
W Londynie nie widać już śladów...
2016-04-24
Obozy koncentracyjne, obozy zagłady, getta. Wciąż stoją na naszej ziemi, tworzą mapę terenów okupowanych przez Niemców. Przez warszawskie Śródmieście niczym blizna na twarzy miasta, wtopione w chodnik litery, ciągle te same - Mur Getta Warszawskiego 1940-43. I do dziś, kiedy czytamy o milionach zabitych, coś w nas drży. A pęka, gdy zagłębiamy się w losy jednostek.
Na szlaku z Pragi przez Terezin do Auschwitz i nowej Ziemi Obiecanej, czyli Stanów Zjednoczonych, toczy się historia dwójki zakochanych bez pamięci ludzi - Josefa i Lenki. Młodych, utalentowanych, z planami na przyszłość. Nie mają złych zamiarów wobec reszty Europy, po prostu żyją, zachowując własne tradycje. Kiedy wybucha wojna, zostają wraz z rodzinami ograbieni z majątku i rozdzieleni. Rodzice Josefa mają szczęście i udaje im się zorganizować paszporty oraz bilety na statek. Rodzina Lenki zostaje wysłana do czeskiego obozu koncentracyjnego. Wkrótce potem dociera do nich informacja, że statek Josefa został storpedowany, a on sam i jego rodzina stali się jednymi z pierwszych cywilnych ofiar II wojny światowej.
Przez kolejne karty powieści czytelnik śledzi dalsze losy Lenki i Josefa. Oboje są przekonani, że to drugie od dawna nie żyje i mimo wszystko starają się przetrwać. Josef pracuje i studiuje w bezpiecznej Ameryce, Lenka w Terezinie radzi sobie całkiem nieźle, bo jej talent plastyczny jest wykorzystywany do malowania pocztówek dla Niemców. Jej losy są zdecydowanie bardziej dramatyczne, bo stara się działać w ruchu oporu i przekazać światu zewnętrznemu, co naprawdę dzieje się za murem obozu, a następnie trafia do Auschwitz, gdzie cudem udaje się jej uniknąć komory gazowej. A jednak czytelnik współczuje także Josefowi, który codziennie mierzy się z poczuciem winy charakterystycznym dla tych, którzy przeżyli. Kiedy spotykają się po latach, to tak jakby los pozwolił im wreszcie pogodzić się z własnym życiem.
Okrucieństwa wojny, którym przeciwstawia się wielka miłość to motyw stary jak świat, wałkowany przez najróżniejszych pisarzy. Po II wojnie światowej temat nabrał nowego znaczenia, został pokazany tysiące razy jako świadectwo tamtych czasów, alegoria losu ludzkiego i, przede wszystkim, jako przestroga dla narodów. Chyba żadna wojna nie odcisnęła na historii takiego piętna. Powieść Alyson Richman nie wymyka się schematom, ale cechuje się bardziej współczesnym stylem i sposobem przedstawienia historii. I dlatego może lepiej trafić do dzisiejszego czytelnika niż dzieła wielkich mistrzów z poprzednich epok. Większy nacisk położyła bowiem na radzenie sobie z traumą w codziennym życiu i na emocje niż na naturalistyczne obrazy ludzkiego okrucieństwa.
A przy tym powieść czyta się z przyjemnością dzięki dobrze rozplanowanej kompozycji i pięknemu stylowi. Autorka o uczuciach pisze bez zbędnej dosłowności, ale i bez purytańskiego zakłamania. A o cierpieniu bez patosu, co daje znakomity efekt. A ja po prostu lubię czytać o wojnie - taki już mój spaczony gust.
Obozy koncentracyjne, obozy zagłady, getta. Wciąż stoją na naszej ziemi, tworzą mapę terenów okupowanych przez Niemców. Przez warszawskie Śródmieście niczym blizna na twarzy miasta, wtopione w chodnik litery, ciągle te same - Mur Getta Warszawskiego 1940-43. I do dziś, kiedy czytamy o milionach zabitych, coś w nas drży. A pęka, gdy zagłębiamy się w losy jednostek.
Na...
2016-05-22
Kiedyś przeczytałam, że tylko geniusz jest w stanie pisać smutne zakończenia i powinien to robić. Veronica Roth geniuszem z pewnością nie jest, a jednak się na to odważyła i dobrze, bo to właśnie zakończenie jest wartością dodaną tej powieści i całego cyklu. Tak rzadko się zdarza, żeby powieści, zwłaszcza przeznaczone dla młodzieży, kończyły się właśnie w ten sposób. Zazwyczaj bohaterowie wyplątują się ze wszystkich kłopotów i żyją szczęśliwie po wsze czasy, bez względu na to, jak gęsto ścielił się za nimi trup. A tutaj autorka poprzez losy głównych bohaterów pokazuje, że wszystko ma swoją cenę.
Akcja może nie zapada w pamięć aż tak bardzo jak w pierwszej części, ale jest znacznie lepiej niż w drugiej, która najmniej zapadła mi w pamięć. Triss wraz z Tobiasem powoli przyzwyczajają się do rzeczywistości poza miastem, które było ich jedyną rzeczywistością, dopóki nie dowiedzieli się, jak ogromny w rzeczywistości jest świat. Wszystko, czego uczyli się w dzieciństwie i młodości okazuje się kłamstwem i początkowo w powieści najwyraźniej rysuje się ich oszołomienie. Nagle Niezgodni przestają być niebezpieczeństwem i stają się najbardziej pożądanymi jednostkami w społeczeństwie, uznanymi za Czyste Genetycznie, natomiast wszyscy inni są Uszkodzeni Genetycznie, traktowani w świecie poza Chicago jak podludzie. Mało tego, Tobias dowiaduje się, że nie jest wcale Niezgodny, tylko z jakiegoś powodu odporny na działanie większości serum. Rodzi to nieporozumienia pomiędzy nim a Tris i jest przyczyną nieszczęścia w budynku Agencji sprawującej nadzór nad eksperymentalnymi miastami, bo mężczyzna angażuje się w rewolucję, która ma na celu zrównanie praw CG i UG.
Tymczasem w Chicago, które bohaterowie mogą podglądać na monitorach Agencji, dochodzi do buntu przedstawicieli frakcji, którzy chcą pozbawić władzy Bezfrakcyjnych. Agencja obawia się, że w wyniku walk zginie zbyt wielu Niezgodnych, których mają za zadanie chronić, w związku z czym postanawiają wymazać wspomnienia całej populacji miasta, żeby zapomnieli, o co mają zamiar walczyć. Tris, Tobias i reszta przyjaciół postanawiają nie dopuścić do resetu miasta, jednocześnie działając na rzecz obalenia władzy Agencji.
Ufff, skomplikowane. I trochę zagmatwane, jeśli mam się przyznać, bo do tego dochodzą wątki rodziny, przebaczenia, miłości, bliskości, przełamywania własnych lęków. Zalecam czytanie większymi fragmentami, wtedy trudniej jest się pogubić w tym, kto z kim i o co właściwie walczy. Kompozycja, na którą wielu czytelników narzekało, mi nie przeszkadza ani trochę, wręcz przeciwnie. I podobała mi się forma, w jakiej autorka starała się uświadomić młodemu czytelnikowi, z jakich elementów składa się dorosłe życie. Sama niejednokrotnie coś tam sobie przemyślałam i pod wpływem tego cyklu (chociaż raczej pierwszej części) postarałam się zdefiniować to, czego tak naprawdę się boję i pokonałam jeden ze swoich lęków. Jeden z lęków Tris.
Kiedyś przeczytałam, że tylko geniusz jest w stanie pisać smutne zakończenia i powinien to robić. Veronica Roth geniuszem z pewnością nie jest, a jednak się na to odważyła i dobrze, bo to właśnie zakończenie jest wartością dodaną tej powieści i całego cyklu. Tak rzadko się zdarza, żeby powieści, zwłaszcza przeznaczone dla młodzieży, kończyły się właśnie w ten sposób....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-19
Samoloty jak z dziecinnych bajek ponad głową coraz szybciej niebo tną... Co można łatwo zaobserwować na którejś z dostępnych powszechnie stron internetowych. Latamy coraz częściej, coraz dalej i coraz taniej. I większość z nas nie ma zielonego pojęcia, jak skomplikowane procedury uruchamiamy, kiedy decydujemy się na zakup biletu.
Już samo istnienie branży lotniczej to dowód geniuszu umysłu ludzkiego, największego triumfu nad naszymi ograniczeniami i spełnienie snu Ikara. Ta właśnie książka, posługując się przykładem Polskich Linii Lotniczych LOT bardzo dobrze wyjaśnia w sposób przystępny strukturę współczesnego lotnictwa, począwszy od tego, co składa się na cenę biletu i dlaczego nie ma biletów last minute w atrakcyjnych cenach, aż po kwestie bezpieczeństwa na lotnisku i zgubionych walizek. Czytanie uatrakcyjnia dodatkowo fakt, że autor w chwili pisania książki był akurat byłym prezesem PLL LOT, prawdopodobnie nie spodziewał się, że obejmie to stanowisko ponownie, więc pisał ze znacznie większą szczerością niż gdyby wówczas w tej firmie pracował. Skutkiem tego są zabawne anegdoty i ciekawe zastrzeżenia odnoszące się do całego systemu.
Przyznam szczerze, że niektóre rozdziały mnie nieco znudziły, ale inni czytelnicy nie powinni się tym sugerować. Po prostu bilety lotnicze, podatki, taryfy, ceny i zmiany to moja codzienność, od prawie roku pracuję w branży lotniczej i tym właśnie się zajmuję, więc po pracy nie byłam specjalnie zainteresowana tymi fragmentami. Nie zgadzam się również ze zdaniem autora, który twierdzi, że procedury bezpieczeństwa są zbyt ostre i nielogiczne - każdy uczciwy człowiek woli być na lotnisku trochę wcześniej niż narazić się na niebezpieczeństwo, a procedury bezpieczeństwa mają też działanie prewencyjne - na przykład terrorysta, wiedząc, że sprawdzane są buty podróżnych, raczej nie będzie próbował włożyć tam ładunku wybuchowego.
Bardzo fajnie wyjaśnione są też różnice między tradycyjnymi przewoźnikami i tanimi liniami lotniczymi, autor demaskuje ukryte opłaty, które pasażer musi ponieść, kupując okazyjnie bilet, o ile nie podporządkuje się wszystkim jego restrykcjom. Znajdzie się coś dla zainteresowanych katastrofami lotniczymi i dla tych, którzy latania się boją, a chcieliby podróżować. Sebastian Mikosz w tym celu poświęcił cały rozdział, w którym omawia kwestie lotnictwa jako najbezpieczniejszego środka transportu w taki sposób, że przestaje to być frazesem, a staje się popartym dowodami faktem. W sposób wyczerpujący zostało też opisane niezapomniane lądowanie na rzece Hudson. Książka ukazała się natomiast przed zapierającym dech w piersiach lądowaniem kapitana Wrony na Okęciu, zrozumiałe, że nie ma o nim ani słowa.
Styl może nie rzuca na kolana, ale nie przeszkadza w czytaniu. Ostatecznie nie jest to literatura piękna, tylko swego rodzaju poradnik, który wyjaśnia to, co dla większości z nas jest tajemnicą. I tę funkcję spełnia bardzo dobrze, zachęcam więc wszystkich zapalonych podróżników do zapoznania się z tą lekturą.
Samoloty jak z dziecinnych bajek ponad głową coraz szybciej niebo tną... Co można łatwo zaobserwować na którejś z dostępnych powszechnie stron internetowych. Latamy coraz częściej, coraz dalej i coraz taniej. I większość z nas nie ma zielonego pojęcia, jak skomplikowane procedury uruchamiamy, kiedy decydujemy się na zakup biletu.
Już samo istnienie branży lotniczej to...
2017-10-31
Niezwykle przejmująca, choć niezbyt długa książka o pasażerach, którzy wsiedli na pokład latającej trumny, by już nigdy nie zobaczyć swoich bliskich. Zawiera w sobie to, czego zazwyczaj nie dostrzegamy, mówiąc o katastrofach lotniczych - wielkie nadzieje i ostatnie dni tragicznie zmarłych, a także dalsze życie ich rodzin. Do bólu indywidualne historie, które nie pozwalają czytelnikowi dokonać normalnego w takich momentach wyparcia i sprowadzić pasażerów do suchego faktu "183 zabitych, w tym 11 członków załogi". Ogromne znaczenie ma też to, że reportaż ten został napisany dość krótko po katastrofie, kiedy ludzie bezpośrednio dotknięci zdarzeniem nie zdążyli jeszcze do końca przeżyć żałoby, wspomnienia nie zatarły się, a relacje stały się przez to bardziej emocjonalne.
Oczywiście wszyscy woleliby, żeby ta książka nigdy nie została wydana. Katastrofa Iła-62M "Tadeusz Kościuszko" o numerze rejestracyjnym SP-LBG to bez wątpienia najgorsza katastrofa lotnicza w historii Polski, nie tylko ze względu na liczbę ofiar, ale także na okoliczności, które jej towarzyszyły. Jak słusznie zauważa autor, pasażerowie "Kopernika", który rozbił się 7 lat wcześniej w okolicy Alei Krakowskiej, nie zdążyli nawet zorientować się, co się dzieje, bo cały dramat rozegrał się w ciągu 26 sekund. Gehenna "Kościuszki" trwała mniej więcej pół godziny, a pasażerowie mieli dość czasu, żeby domyślić się, że ich życie się kończy. Dowodem na to może być wpis w odnalezionym na miejscu katastrofy egzemplarzu Biblii "Dn. 9.05.1987 r. Awaria w samolocie co będzie Boże".
To, co uderzyło mnie najbardziej, to przeczucia ofiar, które są opisywane przez ich bliskich. Zadziwiające, jak wielu z nich, włącznie z kapitanem, jechało na Okęcie z dziwnym przeświadczeniem, że nie wrócą już z Ameryki. Może nie mieli na myśli akurat takiego wypadku, ale spieszyli się z uporządkowaniem spraw jak nigdy wcześniej, żegnali się bardziej wylewnie, a niektórzy wprost mówili, że już bliskich nie zobaczą. Oczywiście trauma zostawia ślad w psychice rodzin i należy założyć pewną nadinterpretację, ale jednak jest to dla mnie zaskakujące. Bo nie dotyczyło kilku osób, a praktycznie wszystkich, którzy są wspomniani w książce. Wzruszyła mnie także scena pożegnań na Okęciu, to, że jak wspomina jedna z osób "wprawdzie byli jeszcze wszyscy razem, ci, którzy odjeżdżali, i ci, którzy żegnali się z nimi,mogli ze sobą rozmawiać, mogli się dotknąć, ale coś między nimi wyrosło. Tamci, choć fizycznie obecni, byli już przypisani do innego świata. Zawsze tak jest, że odjeżdżający są jakby u celu podróży...".
Nie potrafię pisać o katastrofach bez emocji, zbyt wielu ludzi wysyłam codziennie w powietrze, żegnając ich odruchowym uprzejmym uśmiechem. Książka Marka Sarjusza-Wolskiego rzuciła jednak dla mnie nowe światło na przeżycia, które towarzyszą wypadkom lotniczym. Teraz to dla mnie już nie tylko przebieg zdarzenia, śledztwo, przyczyny i wnioski, które poprawiają bezpieczeństwo podróżnych w kolejnych latach. Tym bardziej chcę wierzyć, że dzisiejsze liniowce marzeń nigdy nam takich doświadczeń nie dostarczą.
Niezwykle przejmująca, choć niezbyt długa książka o pasażerach, którzy wsiedli na pokład latającej trumny, by już nigdy nie zobaczyć swoich bliskich. Zawiera w sobie to, czego zazwyczaj nie dostrzegamy, mówiąc o katastrofach lotniczych - wielkie nadzieje i ostatnie dni tragicznie zmarłych, a także dalsze życie ich rodzin. Do bólu indywidualne historie, które nie pozwalają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-21
Uwaga, nie dla ludzi, którzy boją się latać!
Nikogo w swojej pracy nie muszę przekonywać, że na punkcie bezpieczeństwa w lotnictwie mam hopla. Uwielbiam procedury, które służą temu, żeby podróż była bezpieczna, marzą mi się takie lata jak rok 2017, kiedy nikt nie zginął w katastrofie komercyjnego lotu. A po 17 sezonach "Katastrofy w przestworzach" panicznie boję się latać. Uznałam więc, że "Pilot. Naga prawda..." to perfekcyjna lektura na trzy tygodnie przed międzykontynentalną podróżą i już żałuję, choć nie dlatego, że książka jest słaba.
Jest to bowiem wyczerpujące kompendium na temat tego, co w lotnictwie (i właściwie każdej branży) szwankuje najbardziej, czyli człowieka. Który zasiada za sterami potężnej maszyny mądrzejszej niż on sam i przez kilka godzin ma się sprawdzić tylko w roli nadzorcy skomplikowanych systemów. Problem zaczyna się wtedy, kiedy nie wszystko idzie rutynowo, a pilot musi nagle ocknąć się z letargu i wykazać umiejętnościami. I kiedy zawodzi, wszyscy mówią o jego błędzie, a nie o procesie, który do błędnej decyzji doprowadził. Książka obnaża bezlitośnie prawdę o ułomnej naturze ludzkiej i może stanowić źródło wiedzy nie tylko o pilotach, ale o każdym z nas. Temat jest bardzo medialny, bo wszelkie wypadki lotnicze budzą zainteresowanie mediów, wsiadając do samolotu składamy przecież nasze życie w ręce dwóch osób - kapitana i pierwszego oficera. Wydają się nam oni nadludźmi, ale nimi nie są, co aż nazbyt dobitnie pokazują przytoczone analizy konkretnych katastrof. Nadludźmi nie są także menadżerowie linii, ludzie stosunkowo rzadko związani z pilotażem.
Książka jest napisana naprawdę solidnie i z dbałością o szczegóły, ale niestety nie jest zbyt aktualna i niekoniecznie przystaje do naszej rzeczywistości.To zrozumiałe - została wydana w 1991 roku, w branży lotniczej to niemal epoka, brakuje mi zatem uzupełnienia o współczesny obraz lotnictwa na świecie. W 2001 roku zmieniło się przecież wszystko, procedury zostały ulepszone, przydałaby się więc edycja 2018. Niektóre modele samolotów opisywane jako cuda nowoczesności, mają niedługo zostać wycofane ze służby, pojawiły się maszyny, o jakich 26 lat temu nikomu się nie śniło. No i muszę przyznać, że ostatnie rozdziały wydawały mi się napisane na siłę i jakby nie przystające do reszty. O ile pierwszych 15 rozdziałów czytałam z wypiekami na twarzy, reszta dość mocno mi się dłużyła. Po lekturze mam oczywiście wrażenie, że każdy lot to śmiertelne niebezpieczeństwo, wszystkim z takimi samymi objawami polecam wycieczkę na taras widokowy i popatrzenie na bezproblemowe starty i lądowania.
A przede wszystkim jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów teorii spiskowych, podejrzeń o zamachy i wybuchających parówek.
Uwaga, nie dla ludzi, którzy boją się latać!
Nikogo w swojej pracy nie muszę przekonywać, że na punkcie bezpieczeństwa w lotnictwie mam hopla. Uwielbiam procedury, które służą temu, żeby podróż była bezpieczna, marzą mi się takie lata jak rok 2017, kiedy nikt nie zginął w katastrofie komercyjnego lotu. A po 17 sezonach "Katastrofy w przestworzach" panicznie boję się latać....
2016-03-31
Oj, nie do końca po drodze mi tym razem z twórczością pana Falconesa. Długo czytałam i nie mogłam doczytać do końca, a po zamknięciu książki wcale nie westchnęłam z tęsknoty za bohaterami i, co dość dziwne, nie zamyśliłam się nad ich dalszymi losami.
W zasadzie nie wiem, co mi nie zagrało. Przecież wyjątkowo barwne tło Hiszpanii sprzed kilku wieków powinno rozpalić do czerwoności, podobnie jak motyw mniejszości cygańskiej i muzyka, którą powinny być przesiąknięte strony powieści. A nie były.
Powieść, która właściwie nie ma zbyt wielu wątków pobocznych, toczy się wokół dwóch głównych osi - historii wyzwolonej murzyńskiej niewolnicy, Caridad, oraz cygańskiej rodziny Vegów zamieszkałej w miasteczku Triana. I zaczyna się dobrze. Kiedy po śmierci swojego pana Murzynka trafia do Hiszpanii jako wolna kobieta, odkrywa, że w zasadzie nie potrafi żyć i korzystać z tej wolności, na którą nie jest przygotowana. Przeżyła w swoim życiu już wiele i zobojętniała na cierpienie, biernie poddaje się więc przemocy ze strony miejscowej ludności. Spotkanie z Melchorem, Cyganem z Triany, prawdopodobnie ratuje jej życie, bo wybawca decyduje się zabrać ją do cygańskiej społeczności, a jest tam nie byle kim - głową rodu Vegów. Początkowo Caridad przypomina raczej spłoszone zwierzę i nikt nie wie, co z nią zrobić. Na szczęście okazuje się, że świetnie zna się na tytoniu i cygarach, co czyni z niej cenioną cząstkę cygańskiej społeczności, której dochód płynie głównie z przemytu. Stopniowo Caridad otwiera się na świat i odkrywa w sobie uczucia, o których istnieniu nie miała wcześniej pojęcia.
Równolegle toczy się historia młodej Cyganki, Milagros, pierwszej przyjaciółki Caridad. Ta część fabuły niespecjalnie przypadła mi do gustu, może dlatego, że nie lubię tego typu bohaterek - pięknych, utalentowanych, głupiutkich i zaskakująco jak na pisarza tego formatu, jednostronnych. Milagros ma wszystko, czego może chcieć Cyganka, czyli piękny głos i ciało, które rozpala zmysły mężczyzn. Zakochuje się w młodzieńcu imieniem Pedro, synem znienawidzonej przez Vegów rodziny Garciów. W wyniku intrygi tych ostatnich, zostaje jego żoną i zaczyna swoim śpiewem zarabiać na dom. Pokornie znosi poniżenie, zdrady męża, który po ślubie okazał się nie tak cudowny, jak przypuszczała. Święci triumfy jako aktorka największego z ówczesnych madryckich teatrów i jest zdolna do najwyższych poświęceń, żeby odzyskać córkę, choć popadła w niełaskę własnej rodziny.
Równie jednostronne jest przedstawienie Cyganów jako uciśnionej społeczności, która w niczym nie zawiniła Hiszpanii. Rzeczywiście, wspomina się o ich przemycie, ale nie w kategoriach kradzieży, a nawet same kradzieże mienia opisywane są jako coś zabawnego. Podobnie jak usankcjonowane kodeksem oszustwa wobec "gadziów", czyli obcych. I tych oto biednych ludzi, którzy nikomu nie zrobili nic złego, nagle osadzono w więzieniach i obozach przymusowej pracy - tak przedstawia to autor. A mi się wydaje, że jednak w czymś zawinić musieli, dlatego te wątki wybielające wszystko, co cygańskie, stanowiły lekki zgrzyt.
Gdyby autor skupił się bardziej na wątku Caridad, powieść zapewne byłaby lepsza i nie tak rozpulchniona. Pod wieloma względami obie główne bohaterki są podobnie nieświadome prawdziwego życia, ale inaczej próbują sobie z tym poradzić i sposób Caridad bardziej do mnie przemawia. Motyw rozkwitającego uczucia pomiędzy nią a znacznie starszym Melchorem rozczulił mnie i wprawiał w stan dziwnej błogości. Żałuję, że Falcones, choć tak pięknie go opisał, nie poświęcił mu więcej uwagi.
Oj, nie do końca po drodze mi tym razem z twórczością pana Falconesa. Długo czytałam i nie mogłam doczytać do końca, a po zamknięciu książki wcale nie westchnęłam z tęsknoty za bohaterami i, co dość dziwne, nie zamyśliłam się nad ich dalszymi losami.
W zasadzie nie wiem, co mi nie zagrało. Przecież wyjątkowo barwne tło Hiszpanii sprzed kilku wieków powinno rozpalić do...
2016-02-05
Książka, która wstrząsa światopoglądem, chociaż nie opisuje żadnych wstrząsających zdarzeń. Potwierdza starą jak świat prawdę, że za (prawie) każdym wyjątkowym mężczyzną stoi wyjątkowa kobieta. I że nie wszystko złoto, co się świeci.
A jednak fabularyzowana biografia Anne Lindbergh i opis jej relacji z jakże niezwykłym mężem otworzył jakieś nowe kanały mojej świadomości. To oczywiście historia ich życia, ale przede wszystkim obraz relacji, w której druga osoba może jednocześnie nakłaniać do działania i odbierać pewność siebie, motywować i podcinać skrzydła. Przyznam, że chociaż o Charlesie Lindberghu już słyszałam, to jego kult nie jest u nas chyba aż tak rozpowszechniony jak za oceanem, dlatego zaskoczyło mnie zamieszanie medialne wokół ich postaci. I to, jaką cenę zapłacili za swoją popularność, a jeszcze bardziej reakcja ojca porwanego dziecka i to, jak ułożyło się ich dalsze życie.
Każda strona tej książki warta jest poświęconego na nią czasu. Każdy rozdział perfekcyjnie zaplanowany, dopracowany stylistycznie i kompozycyjnie. Chwilami miałam wrażenie, że bohaterowie naprawdę ożywają, a tekst to zapiski samej Anne. Wielkie brawa dla autorki za tak dogłębną analizę faktów i przełożenie jej na barwny opis emocji.
Książka, która wstrząsa światopoglądem, chociaż nie opisuje żadnych wstrząsających zdarzeń. Potwierdza starą jak świat prawdę, że za (prawie) każdym wyjątkowym mężczyzną stoi wyjątkowa kobieta. I że nie wszystko złoto, co się świeci.
A jednak fabularyzowana biografia Anne Lindbergh i opis jej relacji z jakże niezwykłym mężem otworzył jakieś nowe kanały mojej świadomości....
2017-11-12
Powiedzieć, że nie było to to, na co liczyłam, to jak nic nie powiedzieć. Ksiązka kusiła orientalną okładką, obietnicą opowieści o świecie, gdzie tradycja przeplata się z nowoczesnością, a przede wszystkim słowem "Dubaj", moim poniekąd wymarzonym, o którym chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. A dowiedziałam się dużo o problemach autorki, które nie były mi do szczęścia potrzebne.
Becky Vicks przeprowadza się do Dubaju, żeby podjąć nową pracę. Jest przede wszystkim zaskoczona tym, że nie panuje tam znana jej z Londynu swoboda obyczajów. Załamanie wzbudza wręcz w niej spostrzeżenie, że raczej nie będzie mogła po prostu iść do pubu, upić się kiepskim piwem i wymiotować przed drzwiami. Fascynujące i świetnie świadczy zarówno o niej samej, jak i o jej wiedzy ogólnej, wszak wykształcony człowiek powinien wiedzieć, że islam alkoholu zabrania... przynajmniej teoretycznie. Niestety na rozczarowaniu się nie kończy, bo oto Dubaj okazuje się miastem pełnym hotelowych barów i wykwintnych restauracji, gdzie Becky może oddać się swojemu największemu hobby, czyli piciu na umór. Może to brytyjski humor, którego nie rozumiem, a może potwierdzenie wszystkich stereotypów o Brytyjczykach, jakie do nas docierają. Tak czy inaczej, pijaństwo bohaterki irytowało od pierwszych stron.
Drugim niestrawnym elementem książki jest niewymieniony z nazwiska M&M, czyli bogaty i żonaty Arab, który zostaje kochankiem Becky. Znów wychodzi z niej radosna ignorancja i niezrozumienie dla kultury kraju, w którym się znalazła, bo dziwi ją podejście M&M do kobiet - nie ma problemu z tym, że zdradza żonę, ale kochankę traktuje jak swoją własność, jest zaborczy i porywczy, nie pozwala jej też za siebie płacić, co nieco przeszkadza wyzwolonej Europejce. Gdzieś w tle przewijają się oczywiście sympatyczne postaci, jak współlokatorka Stacey czy zaprzyjaźniony gej Ewan, ale ogólny obraz autorki oraz głównej bohaterki jest dla mnie druzgocący.
Dubaju w tej książce jest zdecydowanie za mało. Jeśli już występuje, to rzeczywiście zaciekawia, jako miasto wielkiego przepychu i ogromnych kontrastów, ale też absurdalnych ograniczeń i chaosu. Wiele się tam na pewno zmieniło, bo przedstawia obraz miasta sprzed prawie 10 lat, ale i tak uświadamia mi, jak inny od naszego jest to świat. Wiele anegdot o wystawnym życiu szejków krąży po serwisach internetowych, ale o niektórych szalonych projektach dowiedziałam się dopiero teraz - przykładem jest chociażby The World, którego losy są i pozostaną raczej smutne. Do tej pory postrzegałam Dubaj raczej przez pryzmat lotniska i hoteli, w których nocują turyści i pracownicy Emirates, teraz widzę, że jest tam względnie normalne życie, a turystyka nie jest (nie była?) aż tak rozwinięta. To na pewno plus.
Jeśli pominąć wszystkie wady fabularne, książka nie jest najgorsza. Rozdziały na szczęście są bardzo krótkie, pomagają więc czytać małymi partiami, które łatwiej przyswoić. Lekkie pióro i momentami przyjemny humor autorki rekompensują niektóre niedogodności i chętnie przeczytałabym kiedyś jakąś książkę, na którą będzie miała pomysł, bo pisze naprawdę nieźle.
Powiedzieć, że nie było to to, na co liczyłam, to jak nic nie powiedzieć. Ksiązka kusiła orientalną okładką, obietnicą opowieści o świecie, gdzie tradycja przeplata się z nowoczesnością, a przede wszystkim słowem "Dubaj", moim poniekąd wymarzonym, o którym chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. A dowiedziałam się dużo o problemach autorki, które nie były mi do szczęścia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04-14
Wietnam do niedawna kojarzył nam się głównie z zacofaniem, biedą i państwem niewolników. Ma na to wpływ historia wojny w Wietnamie, znana nam głównie z perspektywy amerykańskich filmów. I nie ma się co dziwić, wszak Wietnamczycy w tych filmach to banda barbarzyńców, którzy atakują niewinnych wyzwolicieli z lepszego świata. Nikt nie wpadnie przy tym na to, że to Amerykanie byli w tej sytuacji agresorami i że wtargnęli tam, gdzie nikt ich nie zapraszał, żeby siłą wprowadzić swoją wizję demokracji w kraju, który chciał dążyć do niepodległości własną drogą.
Na szczęście mam wrażenie, że ta niezbyt pochlebna opinia została już częściowo odczarowana, a Wietnam, zamiast wzbudzać politowanie, coraz bardziej fascynuje. Zaczynamy interesować się egzotycznymi krajobrazami, pasjonującą fuzją kultur azjatyckiej i francuskiej, miastami, którym Warszawa jeszcze długo będzie mogła pozazdrościć architektury centrów biznesowych.
Takie właśnie zainteresowanie skłoniło mnie do przeczytania tej książki. Kiedy zobaczyłam w jednym z biuletynów pokładowych PLL LOT reportaż o współczesnym Wietnamie, postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o kulturze tego kraju. I tak trafiłam na zapis wspomnień Xuan Phuong, dziennikarki, która wychowała się w rodzinie faworyzowanej przez Francuzów, następnie aktywnie działała w ruchu oporu i widziała na własne oczy przemiany, które w tym kraju zachodziły. Jej opowieść nie porusza tematów politycznych, bo te nie obchodziły prostych ludzi, którzy sięgali za broń. Oni chcieli być wolni, pozbyć się okupanta i żyć w niepodległym kraju, za to też oddawali życie. Czy różnili się zatem aż tak bardzo od naszych partyzantów, których pamięć czcimy?
Zdecydowanie więcej w książce znajdziemy informacji o wietnamskiej kulturze, codziennym życiu i tradycjach miejscowej ludności. Mi bardzo się to podobało, bo nie oczekiwałam spektakularnych zwrotów akcji, tylko informacji o kraju z punktu widzenia mieszkańców. I dostałam je, w dodatku w formie sfabularyzowanej. Co do przebiegu zdarzeń, jestem pod wrażeniem bogatego życiorysu autorki, która z partyzantki produkującej miny stała się właścicielką prestiżowej galerii sztuki. Może trochę brakowało emocji, ale to składam na karb azjatyckiej mentalności. Może mogło być więcej opisów, ale to już drobne niedociągnięcie.
Czy ta pozycja zachęciła mnie do odkrywania współczesnego Wietnamu? Tak. I do wyjazdu tam również.
Wietnam do niedawna kojarzył nam się głównie z zacofaniem, biedą i państwem niewolników. Ma na to wpływ historia wojny w Wietnamie, znana nam głównie z perspektywy amerykańskich filmów. I nie ma się co dziwić, wszak Wietnamczycy w tych filmach to banda barbarzyńców, którzy atakują niewinnych wyzwolicieli z lepszego świata. Nikt nie wpadnie przy tym na to, że to Amerykanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-05-03
Nie tyle przeczytane, co pochłonięte. Mimo obowiązków i napiętego grafiku przeczytałam "Niezgodną" w dwa dni. Autorka ma w sposobie pisania coś takiego, co nie pozwala się oderwać od jej powieści, chociaż może piórem nie dorównuje wielkim mistrzom prozy. Ale budowanie napięcia i wciągającej fabuły udało jej się w 100%. Do tego stopnia, że czytałam z zagryzionymi wargami, chociaż przecież wcześniej obejrzałam film (i cieszę się, że kiedyś zupełnym przypadkiem ktoś w domu przełączył na HBO).
"Niezgodna" to pewnie typowa antyutopia, ale w związku z tym, że ten gatunek odkryłam stosunkowo niedawno, dla mnie obraz świata i społeczeństwa był w pewnym stopniu przytłaczający. Sposób, w jaki młodzi ludzie są programowani w pozornie idealnym świecie, naprawdę może przerazić. Nam trudno jest czasem wybrać kierunek studiów czy zdecydować się na konkretną ścieżkę zawodową, a grupa nastolatków przedstawionych przez Veronicę Roth musi w jedną noc dokonać wyboru, który na zawsze zdeterminuje ich życie. Ułatwić im to mają testy przynależności, ale co dzieje się, kiedy ktoś urodzi się... inny?
Dowiaduje się o tym Beatrice, pełna sprzeczności nastolatka wychowana w sekcji Altruizmu, która podświadomie przez całe życie czuje, że nie pasuje do tego środowiska. Test przynależności uświadamia jej, że w zasadzie nie pasuje do żadnej frakcji, bo jego wynik jest niejednoznaczny. Innymi słowy, jest Niezgodna i łączy w sobie predyspozycje kilku frakcji. Jest wystarczająco bezinteresowna, żeby zasilić szeregi Altruistów, wystarczająco błyskotliwa, żeby wybrać Erudycję i wystarczająco odważna, żeby dołączyć do Nieustraszonych, jednak żadna cecha nie przeważa w sposób wyraźny. W dzisiejszym świecie, gdzie cenimy indywidualność, taki wynik świadczyłby o jej wyjątkowości, w kolektywistycznym społeczeństwie postapokaliptycznego Chicago jest wyrokiem śmierci. Bo każdy Niezgodny zagraża wypracowanemu przez lata systemowi.
Beatrice ostatecznie decyduje się na frakcję Nieustraszonych, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele wyzwań czeka ją podczas nowicjatu, kiedy już zdejmie szary strój Altruistów i zostanie waleczną Tris. Na kartach powieści czytelnik śledzi jej wzloty i upadki, problemy z odnalezieniem się w nowej grupie, stopniowe odkrywanie jasnych i ciemnych stron ludzkiej natury. I wreszcie to, co zawsze towarzyszy wchodzeniu w dorosłość, czyli zwyczajny, ludzki strach przed odpowiedzialnością za swoje życie i nowymi rodzajami relacji międzyludzkich.
Moim zdaniem autorka stworzyła bardzo smaczną mieszankę sensacji, powieści obyczajowej i właśnie antyutopii. Dobrze wykreowała świat przedstawiony, który nie tylko oddaje klimat powieści, ale stwarza szerokie pole do wyobraźni tym, którzy chcieliby na dłużej pozostać w świecie pięciu frakcji - bardzo lubię, kiedy pisarz osadza akcję powieści w dobrze przemyślanych okolicznościach, a nie odkrywa kolejne miejsca i zdarzenia dopiero wtedy, kiedy coś jest mu potrzebne do kontynuowania wątku głównego. Podobają mi się też proporcje pomiędzy dwiema płaszczyznami powieści - tą globalną, która porusza problemy całego sztucznie wykreowanego społeczeństwa, i tą bardziej intymną przestrzenią, w której główna bohaterka mierzy się z własnymi problemami i dojrzewaniem.
To naprawdę ciekawa książka, jestem żywo zainteresowana tym, co autorka pokaże w następnych częściach.
Nie tyle przeczytane, co pochłonięte. Mimo obowiązków i napiętego grafiku przeczytałam "Niezgodną" w dwa dni. Autorka ma w sposobie pisania coś takiego, co nie pozwala się oderwać od jej powieści, chociaż może piórem nie dorównuje wielkim mistrzom prozy. Ale budowanie napięcia i wciągającej fabuły udało jej się w 100%. Do tego stopnia, że czytałam z zagryzionymi wargami,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-05-12
Jak powszechnie wiadomo, kolejne części cyklu często bywają rozczarowujące. I rzeczywiście, kontynuacja "Niezgodnej" Veronici Roth, która przebojem weszła w moje czytelnicze życie, nie porywa aż tak bardzo. Trochę za dużo tu chaosu, trochę za mało przemyślanej kompozycji. Ale może to ja za szybko czytałam, bo akcja nadal jest dynamiczna i napisana tak, że z chęcią rezygnowałam ze snu, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej.
Polowanie na Niezgodnych nadal trwa i przybiera na sile. Walka frakcji to już nie wysublimowane procesy, ale otwarta wojna, w której Erudyci bezlitośnie eliminują Altruistów, posługując się otumanionymi Nieustraszonymi. Jedynie Serdeczni, żyjący na obrzeżach miasta, trzymają się z dala od konfliktu i udzielają schronienia uciekinierom, pod jednym wszakże warunkiem - między członkami społeczności Serdecznych nie może być żadnych sporów. Niestety, to sprzeczne z naturą Tris i pozostałych Nieustraszonych i Niezgodnych, którzy wyruszają walczyć o swoje miasto i życie.
Na drodze tej spotykają się nie tylko z kolejnymi przeciwnościami budowanymi przez przywódczynię Erudytów, lecz także z osobami dawno uznanymi za zmarłe i swoimi lękami. Okazuje się, że Erudyci są w posiadaniu serum, które pozwala sterować wszystkimi ludźmi poza Niezgodnymi. Dlatego z tym większą determinacją walczą o to, żeby ich sobie podporządkować lub zniszczyć. A Tris i Tobias oprócz problemów całego świata mają na głowie także rozwój swojej relacji, której przyszłość niejednokrotnie wisi na włosku, kiedy okazuje się, że strach nieobcy jest również Nieustraszonym.
Ogólnie rzecz biorąc, świetna rozrywka. Może już nie aż tak odkrywcza jak pierwsza część, ale nadal wyróżnia ją wartka akcja i ciekawie nakreślone postaci. Dla młodzieży dodatkowo dość pouczająca pozycja, w której porusza się tematy poczucia winy, przemocy w imię większego dobra i powinność wobec rodziny - wszystkie te rozterki opowiedziane bez zadęcia i zbytniej pompatyczności.
Jak powszechnie wiadomo, kolejne części cyklu często bywają rozczarowujące. I rzeczywiście, kontynuacja "Niezgodnej" Veronici Roth, która przebojem weszła w moje czytelnicze życie, nie porywa aż tak bardzo. Trochę za dużo tu chaosu, trochę za mało przemyślanej kompozycji. Ale może to ja za szybko czytałam, bo akcja nadal jest dynamiczna i napisana tak, że z chęcią...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Korea Północna - ciemna plama na satelitarnych zdjęciach, dla większości z nas zagadka, dla innych, o zgrozo, ciekawostka podróżnicza. A jednak i tam, w kraju zgnębionym dyktaturą, żyją ludzie podobni do nas, którzy mają swoje uczucia, ambicje i marzą o lepszym życiu, a nie tylko o wychwalaniu swoich przywódców. Dzięki tej książce możemy się o tym przekonać jak nigdy wcześniej.
Reportaż śledzi bowiem losy szóstki uciekinierów, którzy wiedli życie przykładnych obywateli. Wszystko zmienił jednak wielki głód w latach 90. Nagle okazało się, że partia jednak nie jest w stanie wszystkim zapewnić choćby podstawowych warunków, na niewielką skalę rozwinął się prywatny handel, a z Chin i Japonii docierały wieści o dobrobycie, których symbolem były trzy miski ryżu dziennie w każdej chińskiej rodzinie. Powoli zaczęli myśleć o wyjeździe, chociaż nie pomyśleli nawet o tym, że pewnego dnia zawitają do znienawidzonej Korei Południowej i opowiedzą reporterce o swoim życiu. Byli wśród nich zamożni przedstawiciele wyższych klas, kobieta w średnim wieku, dobrze zapowiadający się młodzi absolwenci uczelni wyższych, lekarka... czyli ci, którym niczego nie powinno brakować. Ich historie demaskują ponure oblicze Korei Północnej bez zbędnego komentarza, a to szczególnie uderza czytelnika. Poza tym, pokazane jest bardzo obszerne tło kulturowe, sceny z codziennego życia, ograniczenia w nawiązywaniu relacji, podziały społeczne, ale też chwile, które dają szczęście i autentyczna rozpacz po śmierci przywódcy.
To, co w tym reportażu najlepsze, to wcale nie spektakularne opisy ucieczki przez rzekę Tumen, sama ucieczka nie była dla większości aż tak dramatyczna. Najważniejszy jest proces, który doprowadził ich do wyjazdu, ich losy począwszy od względnego dobrobytu, przez smierć Kim Ir Sena, po stopniowe pogrążanie się kraju w chaosie. Co więcej, nie są to historie opisywane jedna po drugiej, czytelnik może towarzyszyć bohaterom jednocześnie w danym momencie historii kraju. Dzięki tak skonstruowanej kompozycji nie pojawia się uczucie znużenia, a jedynie dziwne wrażenie, że czyta się opowieść z innego świata.
Jedyne zażalenie, niestety dość mocne, dotyczy strony technicznej, mianowicie nazwisk oraz słów pochodzących z języka koreańskiego. Na pierwszej stronie uśmiechnęłam się z zadowoleniem, widząc, że autorka zapowiedziała użycie transkrypcji McCune’a- Reischauera, ale ktoś wykazał się wielką i nieprofesjonalną kreatywnością, bo koreańskich nazw odczytać się nie da, ani zgodnie z zasadami, ani intuicyjnie. Dla mnie to bardzo frustrujące, chociaż nie sądzę, żeby ktoś niezwiązany z językiem koreańskim zwrócił na to uwagę. Poza tym, wrażenie piorunujące. Mam też nadzieję, że część ciekawskich turystów dostrzeże tragedię, która rozgrywa się na północ od 38. równoleżnika i przestanie traktować Koreę Północną jako swego rodzaju skansen lub ogród zoologiczny.
Korea Północna - ciemna plama na satelitarnych zdjęciach, dla większości z nas zagadka, dla innych, o zgrozo, ciekawostka podróżnicza. A jednak i tam, w kraju zgnębionym dyktaturą, żyją ludzie podobni do nas, którzy mają swoje uczucia, ambicje i marzą o lepszym życiu, a nie tylko o wychwalaniu swoich przywódców. Dzięki tej książce możemy się o tym przekonać jak nigdy...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to