-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-01
2019-03-26
2019-01-15
2017-01-23
Książka pisana na szybko i byle jak, nie wiem nawet czy przez rzeczywistą autorkę serii o Bridget, czy może przez jakiegoś ghostwritera. Widać, że decyzja o napisaniu "Szalejąc za facetem" i przesunięcie czasu akcji książki o kilkanaście lat do przodu była nieprzemyślana i trzeba było wrócić do czasów, kiedy Bridget była jeszcze postrzeloną panną marzącą o domowym ognisku. Gdyby porządnie się do tego zabrać, mógłby to być całkiem udany pomysł. Tym razem jednak mamy do czynienia z płytką, słabo zarysowaną fabułą, postaciami, które przypominają rozmyte wersje samych siebie z poprzednich części, i zaledwie kilkoma dowcipami w charakterystycznym stylu, które naprawdę bawią (Daniel bawiący się manekinem w szkole rodzenia był uroczy). Skok na kasę i to nieszczególnie subtelny.
Książka pisana na szybko i byle jak, nie wiem nawet czy przez rzeczywistą autorkę serii o Bridget, czy może przez jakiegoś ghostwritera. Widać, że decyzja o napisaniu "Szalejąc za facetem" i przesunięcie czasu akcji książki o kilkanaście lat do przodu była nieprzemyślana i trzeba było wrócić do czasów, kiedy Bridget była jeszcze postrzeloną panną marzącą o domowym ognisku....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-07
Co tu dużo mówić, klasyka gatunku. Właśnie przeczytałam ją po raz trzeci i za każdym razem bawiłam się przednio. To książka z rodzaju tych, które podnoszą ciśnienie, jeżą włosy i każą trochę szybciej niż zwykle zaświecać światło. Przy tym emanuje pewnym sielskim, nadgniłym urokiem, który z jednej strony przyciąga, z drugiej zaś każe się zastanawiać, co kryje się pod uroczą, aż nazbyt jaskrawo kolorową powłoką. Nadpsuta idylla, pleśniejący sen, fałszywe tony wdzierające się w radosną piosenkę - zdecydowanie nie jest to książka dla osób, które właśnie planują kupić rustykalny domek na wsi ;) Dzisiejszym czytelnikom opowieść może się wydać nieco ograna i wykorzystująca banalne elementy, nie można jednak zapominać o tym, że książka może się poszczycić szacownym wiekiem (ma w końcu tyle lat co ja) i jest jedną z cegiełek, które kształtowały gatunek współczesnej literatury grozy. Choćby z tego względu należy się jej szacunek. Dla mnie w tej powieści James Herbert nie ustępuje w niczym Królowi Stefanowi.
Co tu dużo mówić, klasyka gatunku. Właśnie przeczytałam ją po raz trzeci i za każdym razem bawiłam się przednio. To książka z rodzaju tych, które podnoszą ciśnienie, jeżą włosy i każą trochę szybciej niż zwykle zaświecać światło. Przy tym emanuje pewnym sielskim, nadgniłym urokiem, który z jednej strony przyciąga, z drugiej zaś każe się zastanawiać, co kryje się pod uroczą,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-19
Bernard Cornwell napisał już dziewięć tomów serii "Wojny Wikingów", ale na polski język są one tłumaczone dość niemrawo. Z tego względu trochę trudno spamiętać wszystkie poprzednie wydarzenia oraz połapać się w gąszczu tych wszystkich Aethelwoldów i Aethelwulfów, kiedy czyta się jeden tom na rok lub dwa lata. Mimo to "Płonące ziemie" dostarczyły mi takiej samej przyjemności jak każda z poprzednich części. Uhtred to już dojrzały, jak na tamte czasy wręcz wiekowy (35 lat!) wojownik, z ugruntowaną pozycją i wieloma sukcesami na koncie. Tym razem los nieco z niego zakpi, machając mu przed nosem szansą na spełnienie pragnienia, które steruje jego życiem od wczesnych lat młodzieńczych, a jednocześnie jasno dając mu do zrozumienia, że jeszcze nie nadszedł na to czas. Znów będzie szczęk mieczy i wojenna pieśń, mur tarcz, boskie kaprysy, okrutni wojownicy i żądne krwi kobiety, a także przysięgi, których niczym żelaznych kajdan nie da się tak łatwo pozbyć. Polskich czytelników znów zaatakują także literówki. Tym razem konkurs na najciekawszy błąd wygrywają "przszczoły" - korekta najwidoczniej nie mogła się zdecydować, która wersja jest poprawna, więc egalitarnie zdecydowała się pozostawić ten wybór czytającym ;)
Bernard Cornwell napisał już dziewięć tomów serii "Wojny Wikingów", ale na polski język są one tłumaczone dość niemrawo. Z tego względu trochę trudno spamiętać wszystkie poprzednie wydarzenia oraz połapać się w gąszczu tych wszystkich Aethelwoldów i Aethelwulfów, kiedy czyta się jeden tom na rok lub dwa lata. Mimo to "Płonące ziemie" dostarczyły mi takiej samej przyjemności...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-06
To nie jest książka, to jest potwór zakleszczający czytelnika w swoich mackach. Nie wiem, czego się po niej spodziewałam, ale na pewno nie tego, co w niej znalazłam. Opowieść ta jest mroczna, bezwzględna, nierzadko okrutna, dostarczająca emocji i wielu zaskoczeń. Z każdej strony wyzierają intrygi, łotrzy i łajdaczki, pokusy i pułapki, z których największą jest sama powieść. Wystarczy wspomnieć, że przez tę książkę nie zjadłam kolacji i położyłam się spać później, niż planowałam - po prostu nie byłam w stanie jej odłożyć. Mimo objętości książkę pochłania się błyskawicznie, strony przewracają się same i czytelnik sam nie zauważa, kiedy pęka kolejne sto stron. W kategorii "książka na długie, zimowe wieczory, kiedy za oknem hula wiatr, a w dzbanku parzy się herbata", jest to powieść idealna.
To nie jest książka, to jest potwór zakleszczający czytelnika w swoich mackach. Nie wiem, czego się po niej spodziewałam, ale na pewno nie tego, co w niej znalazłam. Opowieść ta jest mroczna, bezwzględna, nierzadko okrutna, dostarczająca emocji i wielu zaskoczeń. Z każdej strony wyzierają intrygi, łotrzy i łajdaczki, pokusy i pułapki, z których największą jest sama powieść....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-15
Druga część trylogii arturiańskiej podobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza. Zdecydowanie jest bardziej magiczna - jest wreszcie więcej Merlina, który dowodzi mrożącą krew w żyłach, niebezpieczną wyprawą po Kocioł, największy ze Skarbów Brytanii. Sam Derfel także znacznie zyskał z czasem - dojrzał, zmężniał i z lękliwego młokosa stał się znamienitym wojownikiem, bardzo przypominającym Uhtreda z "Wojen Wikingów". Od opowieści trudno się oderwać, a autor po raz kolejny udowadnia, że w powieściach historycznych jest mistrzem. Królewskie narady, wielkie bitwy, zawierane i łamane przysięgi, spustoszenie siane przez religijny fanatyzm, pragnienia zemsty i marzenia o pokoju w Brytanii - to wszystko tu jest. Do tego spora dawka ironii i niewymuszonego humoru, a przy tym, jak zawsze, zręczne opisy sprawiające, że czytelnik aż czuje swąd dymu zwiadowczych ognisk, świeży zapach deszczu na liściach czy odór rozkładających się trupów. Każda strona tej powieści była przyjemnością.
Jedyny mój zarzut, jak zawsze, dotyczy korekty. Ja rozumiem, że dokładne przeczytanie 550 stron to nie bułka z masłem, ale, na brodę Merlina, zapuszczenie automatycznego spellchecka na tekście w języku, którym się włada, to najwyżej pół godziny. Wielka szkoda, bo słowa takie jak "ochydny", "odderh" czy nagminnie brakujące kreseczki w literze "ł" nieco przeszkadzały w odbiorze tej historii. Korekto, wstydź się!
Druga część trylogii arturiańskiej podobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza. Zdecydowanie jest bardziej magiczna - jest wreszcie więcej Merlina, który dowodzi mrożącą krew w żyłach, niebezpieczną wyprawą po Kocioł, największy ze Skarbów Brytanii. Sam Derfel także znacznie zyskał z czasem - dojrzał, zmężniał i z lękliwego młokosa stał się znamienitym wojownikiem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-16
2014-10-29
2014-10-11
2014-09-05
2014-08-30
2014-05-27
2014-05-20
2014-03-18
2014-04-22
2014-05-04
Spodziewałam się romansu, a dostałam skrzącą się dowcipem powieść obyczajową, momentami zaskakująco wnikliwą i pełną niebanalnych spostrzeżeń na temat natury ludzkiej. Bardzo podoba mi się, że uczucie między dwojgiem postaci rodzi się powoli i ma solidne podstawy, choć obydwoje bohaterów musi do niego dopiero dojrzeć. Nie wszystkie postacie są nakreślone tak wielowymiarowo, ale dwoje kluczowych bohaterów to bardzo ciekawe i niejednoznaczne charaktery. Dodatkowy plus za postać pana Benneta, stoickiego i sarkastycznego jegomościa, który na swój sposób próbuje się odnaleźć w tym obyczajowym, pełnym intryg chaosie ;)
Spodziewałam się romansu, a dostałam skrzącą się dowcipem powieść obyczajową, momentami zaskakująco wnikliwą i pełną niebanalnych spostrzeżeń na temat natury ludzkiej. Bardzo podoba mi się, że uczucie między dwojgiem postaci rodzi się powoli i ma solidne podstawy, choć obydwoje bohaterów musi do niego dopiero dojrzeć. Nie wszystkie postacie są nakreślone tak wielowymiarowo,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to