-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-12-17
2023-10-02
Pierwszy raz miałam styczność z Oppenheimerem, gdy jako mała dziewczynka wertowałam zapamiętale pozycję o znamiennym tytule "100 najwybitniejszych naukowców wszech czasów". Wówczas nie wzbudził mojego większego szacunku. Miejsce pod koniec stawki budziło dziecięce pobłażanie. Było mi go nawet nieco żal, bo w przeciwieństwie do większości bohaterów książki nie dostał Nobla. Był gorszy.
O dziwo moje dziecięce przemyślenia nie były dalekie od prawdy. Kompleksy stanowiły rewers Oppenheimera. Antysemityzm i szkolna fala odcisnęły na nim piętno, które ciągnęło się za nim całe życie. Z drugiej strony miał tak genialny umysł, iż sterował crème de la crème ówczesnego świata nauki. Dość powiedzieć, że mógł śmiało powiedzieć - bomba atomowa to ja. Osiągnął to nie tylko swoim geniuszem, ale i niespotykaną charyzmą. W przeciwieństwie do kolegów naukowców ogarniał w lot inne dyscypliny naukowe, przetwarzał niezliczoną ilość danych by wyprowadzać wnioski, których inne potężne głowy nie były w stanie objąć rozumem, w końcu zarządzał ludźmi z niespotykanym znastwem. Osiągnął to z pozoru delikatny, chorowity mężczyzna. Niegdyś zahukany i introweryczny chłopiec, balansujący na granicy popadnięcia w otchłań szaleństwa i depresji.
Historię jego życia poznałam dzięki Kai Bird i Martinowi Sherwinowi. Oppenheimer uwiódł ich jak mnie. W rezultacie poświęcili kawał swojego życia, by odtworzyć momentami dosłownie dzień po dniu jego losy. Książka jest więc ogromna, ciężka, napakowana szczegółami. Szeroko osadzona w ówczesnych realiach, które ukształtowaly osobowość Oppenheimera. Zszokowała mnie skala zła jakiej doświadczył jako dziecko nietypowe i zarazem jako potomek Żydów w "nowoczesnej" Ameryce. Oppenheimer w tych antysemickich czasach nawet jako bogate dziecko był wyrzucony poza nawias społeczeństwa. Fakt ten pozwala lepiej zrozumieć jego późniejszą fascynację komunizmem (czy też może właściwiej powiedzieć socjalizmem), a następnie jego pełne zaangażowanie w budowę bomby atomowej oraz nieodwzajemnioną miłość do ojczyzny tak wyśmiewaną przez Einsteina. Ojczyzny, która nigdy mu nie ufała. Traktowała jak obywatela drugiej kategorii. Totalnie inwigilowała przy braku zachowania jakichkolwiek standardów konstytucyjnych. By ostatecznie rozszarpać po długiej nagonce na strzępy.
Oppenheimer wrył mi się w głowę. Tragedia jego życia, zmarnowanie potencjału jego umysłu budzi we mnie gniew i żal. Ludzkość chyba do niego nie dorosła. A on z kolei nie dorósł do odrzucenia mniejszego zła.
Jak powiedział jego przyjaciel - był bardzo mądry i bardzo głupi.
Pierwszy raz miałam styczność z Oppenheimerem, gdy jako mała dziewczynka wertowałam zapamiętale pozycję o znamiennym tytule "100 najwybitniejszych naukowców wszech czasów". Wówczas nie wzbudził mojego większego szacunku. Miejsce pod koniec stawki budziło dziecięce pobłażanie. Było mi go nawet nieco żal, bo w przeciwieństwie do większości bohaterów książki nie dostał Nobla....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-27
Chłopki trudna dola czyli traktat o wsi niewesołej.
Tytułem wstępu zaznaczę, że mój częściowy zawód wynika z rozminięcia się moich oczekiwań z tym, co autorka mi zaoferowała. Liczyłam na ścisłe podejście do tematu. Autorka wolała jednak spojrzenie znacznie szersze momentami przechodzące w wodolejstwo.
Takie podejście, nie ukrywam, nie przypadło mi zbyt do gustu. Dlatego też pierwsze i ostatnie rozdziały mniej lub bardziej mnie nużyły. Pierwsze primo, nie chciałam czytać o innych grupach społecznych - czyli o dzieciach. Drugie primo, nieładnie pisać znowu o tym samym (rozdziały o służących), bo mało kto lubi czytać w kółko to samo.
Kończąc ten przydługi wstęp, nie powiem, że wiecęj wyniosłam z lektury "Chlopów", bo nie byłoby to prawdą. Jednak mam mieszane uczucia. Książka mogła być znacznie lepsza. Zbyt często autorka posługiwała się dowodem anegdotycznym, by uprzyjemnić lekturę skupieniem się na jednej osobie. Zbyt często polegała na swoich domysłach, głównie w rozdziale o przemocy seksualnej. Gdybanie o tym jak było, nie przystoi w tego typu literaturze, którą wielu bierze później za prawdę objawioną.
Żeby nie było, że jestem malkontentem, naprawdę urzekły mnie środkowe rozdziały. Zwłaszcza te, które posiłkowały się fragmentami starych pamiętników i dzienników. Bardzo spodobał mi się rozdział o jedzeniu, a raczej o głodzie na wsi. Z ciekawością poczytałam o dysproporcji w podziale pracy.
Szkoda tylko, że początek i koniec pozostawił niedosyt.
Chłopki trudna dola czyli traktat o wsi niewesołej.
Tytułem wstępu zaznaczę, że mój częściowy zawód wynika z rozminięcia się moich oczekiwań z tym, co autorka mi zaoferowała. Liczyłam na ścisłe podejście do tematu. Autorka wolała jednak spojrzenie znacznie szersze momentami przechodzące w wodolejstwo.
Takie podejście, nie ukrywam, nie przypadło mi zbyt do gustu. Dlatego...
2023-04-16
Przeciętna historia powstania nieprzeciętnego filmu.
Nie kupiła mnie ta opowieść, mimo że na pierwszy rzut oka miała wszystko, czego zdaje się pragnąć miłośnik "Ojca Chrzestnego". Zmęczyło mnie permanentne jojczenie o kłodach rzucanych filmowcom pod nogi, szukanie sensacji na siłę tam gdzie jej nie ma, a także - nie zawaham sie tych słów użyć - zimna kalkulacja pana autora i skok na kasę.
Przeczytałam bez większych wzruszeń, zamknęłam bez poczucia satysfakcji.
Przeciętna historia powstania nieprzeciętnego filmu.
Nie kupiła mnie ta opowieść, mimo że na pierwszy rzut oka miała wszystko, czego zdaje się pragnąć miłośnik "Ojca Chrzestnego". Zmęczyło mnie permanentne jojczenie o kłodach rzucanych filmowcom pod nogi, szukanie sensacji na siłę tam gdzie jej nie ma, a także - nie zawaham sie tych słów użyć - zimna kalkulacja pana autora...
2023-02-28
Oczekiwania rozminęły się z treścią książki jak Volkswagen z prawdą o wielkości emisji tlenku azotu przez silnik diesla.
Zdecydowanie Andrzejowi Krajewskiemu zabrakło umiejętności selekcjonowania faktów oraz przetwarzania informacji. Zostałam zasypaną masą niepotrzebnych faktów, z których autor nie wyprowadził interesujących czy oryginalnych wniosków, których nie znalazłabym gdzie indziej. Spodziewałam się pogłębionej analizy. Cóż "Ropie" bliżej do nudnego sprawozdania.
W rezultacie lektura przypominała konsumpcję czerstwej bułki. Stawała mi w gardle i trudno było ją przełknąć.
Oczekiwania rozminęły się z treścią książki jak Volkswagen z prawdą o wielkości emisji tlenku azotu przez silnik diesla.
Zdecydowanie Andrzejowi Krajewskiemu zabrakło umiejętności selekcjonowania faktów oraz przetwarzania informacji. Zostałam zasypaną masą niepotrzebnych faktów, z których autor nie wyprowadził interesujących czy oryginalnych wniosków, których nie...
2022-12-15
Spadkobiercy judaizmu.
Ortodoksi i ateiści, muzealnicy i zwolennicy postępu, orędownicy pokoju i głosiciele polityki siły. Konserwatyści i miłośnicy zachodniego humanizmu. Oz dał dojść do głosu wszystkim. Nie modelował ich wypowiedzi. Pytał. Pozwolił płynąć potokowi słów. Słuchał. Z nim słuchalam ja i czułam się jakbym tam była z nimi.
Dzięki tak przyjętym założeniom oraz geniuszowi literackiemu Oza ta krótka książeczka, napisana przeszło 40 lat czyni więcej dla zrozumienia dzisiejszego Izraela, kwestii Palestyny, kształtu Knesetu niż uczone monografie i elaboraty.
Bo naród to przeróżne, ścierające się jednostki, których Oz wysłuchał:
- Jest sprawiedliwość, ale nad sprawiedliwością jest rzeczywistość.
- Nawet jeśli pewnego dnia obie strony zrezygnują z "ziemi obiecanej", nie nastąpi za żadne skarby kompromis ani rezygnacja z prawa do uchodzenia za ofiary. Z przyjemności bycia prześladowanym. Z gorzko slodkiego ciepłego poczucia, że "cały świat jest przeciwko nam", "obcy tego nie zrozumieją", z wizerunku drobnego Dawida, który zmierzył się z kwiożerczym Goliatem. Zarówno Izrealczycy jak i Palestyńczycy będą zapewne kurczowo trzymać się tych płaczliwych lecz satysfakcjonujących emocji.
- Tak czy owak nigdy nas nie pokochają, ale przynajmniej będą się nas bać.
I wiele, wiele innych słów i poglądów. Tylko ich przekrój pozwala spleść poszarpane nitki w całość.
Spadkobiercy judaizmu.
Ortodoksi i ateiści, muzealnicy i zwolennicy postępu, orędownicy pokoju i głosiciele polityki siły. Konserwatyści i miłośnicy zachodniego humanizmu. Oz dał dojść do głosu wszystkim. Nie modelował ich wypowiedzi. Pytał. Pozwolił płynąć potokowi słów. Słuchał. Z nim słuchalam ja i czułam się jakbym tam była z nimi.
Dzięki tak przyjętym założeniom...
2022-09-07
Wypadkowa egzaltacji, narcyzmu i mizoginizmu. I to wszystko, w przeciwieństwie do prozy Bukowskiego, śmiertelnie na poważnie.
Tyrmand jest bowiem wcale nierzadkim przypadkiem autofilii. Człowiekiem tak okrutnie rozkochanym w sobie, że pisze co mu ślina na język przyniesie. Raz mądrze, raz głupio, najczęściej bez nijakiego sensu.
A już gwoździem do trumny są wynurzenia 33 letniego Tyrmanda popadającego raz za razem w samozachwyt w związku z jego wyższością intelektualną (i jak myśli również moralną) nad 16 latką.
Kończ waść, wstydu oszczędź - chciałoby się rzec.
Wypadkowa egzaltacji, narcyzmu i mizoginizmu. I to wszystko, w przeciwieństwie do prozy Bukowskiego, śmiertelnie na poważnie.
Tyrmand jest bowiem wcale nierzadkim przypadkiem autofilii. Człowiekiem tak okrutnie rozkochanym w sobie, że pisze co mu ślina na język przyniesie. Raz mądrze, raz głupio, najczęściej bez nijakiego sensu.
A już gwoździem do trumny są wynurzenia 33...
"Jeśli kradniecie, nie kradnijcie dużo za jednym razem, w przeciwnym razie zostaniecie aresztowani. Kradnijcie plasterek, po plasterku"
Tymi słowami Mobutu podsumuję jego biografię oraz szerzej dzieje Konga. Biedny to kraj, który wpierw wyzyskiwany przez Belgów, potem był okradany przez własną wierchuszkę.
Dzieje kolonializmu i postkolonializmu są zatrważające, a ucieleśnia je historia tego, który mając wszystkie przymioty ku temu by być wielkim, wolał być despotą i chytrą babą z Radomia w jednym.
Oby Afryka wyrwała się z zaklętego kręgu Uroborosa.
"Jeśli kradniecie, nie kradnijcie dużo za jednym razem, w przeciwnym razie zostaniecie aresztowani. Kradnijcie plasterek, po plasterku"
Tymi słowami Mobutu podsumuję jego biografię oraz szerzej dzieje Konga. Biedny to kraj, który wpierw wyzyskiwany przez Belgów, potem był okradany przez własną wierchuszkę.
Dzieje kolonializmu i postkolonializmu są zatrważające, a...
2022-08-30
Literatura propagandowa.
Autorka miała pomysł. Japonia azjatyckim tygrysem? Już ja was zaskoczę, bo Japonia zła jest i basta!
Z tej pisaniny powstał reportaż fatalny. Przypisy nie przysłonią miałkości, zerojedynkowości, braku niuansowania, wrzucania wszystkiego do jednego wora, przejaskrawień, czynienia z wyjątków zasad, oderwania zjawisk od kontekstu kulturowego
Ubawiłam się, czytając o zjawisku kawaii przedstawionym wyłącznie z perspektywy upupiania kobiet. Roześmiałam się przy słowach, że Japonki dopiero od lat 90 XX w. wybielają skórę. Oczom nie wierzyłam, gdy problem prostytucji czy uzależnienia kobiet od mężczyzn uczyniono właściwym wyłącznie dla Japonii.
Czytelnik, który o kulturze japońskiej nie ma pojęcia po lekturze tego reportażu zostanie zupełnie zindoktrynizowany. A życie nie jest czarno-białe. Dorośli to wiedzą, dzieci się tego uczą.
Literatura propagandowa.
Autorka miała pomysł. Japonia azjatyckim tygrysem? Już ja was zaskoczę, bo Japonia zła jest i basta!
Z tej pisaniny powstał reportaż fatalny. Przypisy nie przysłonią miałkości, zerojedynkowości, braku niuansowania, wrzucania wszystkiego do jednego wora, przejaskrawień, czynienia z wyjątków zasad, oderwania zjawisk od kontekstu kulturowego...
2022-08-24
Po pierwsze. Nie była to literatura, jak mawia moja koleżanka, tania czyli oparta na łatwych do wzbudzenia emocjach. W takiej tematyce już to zasługuje na uwagę.
Po drugie. Podoba mi sie bardzo perspektywa jaką przyjęła autorka. Spojrzała na ludobójstwo w Rwandzie nie tylko przez pryzmat tytułowych kobiet. Szczególnie pochyliła się nad rolą propagandy w przygotowaniu i realizacji rzezi ok. 1.000.000 ludzi przez okres 3 miesięcy. Rwandyjczycy mieli swoj Der Giftpilz dehumanizujący Tutsi - przede wszystkim radio. Hutu siedzieli i słuchali jakimi karaluchami są Tutsi i w rezultacie nie mieli oporów nawet przed tym aby zabijać własne dzieci z mieszanych małżenśtw. Płynie z tego prosty morał - język nienawiści należy elminować ze sfery publicznej.
Po trzecie. Ludobójstwo w Rwandzie miało o dziwo podłoże klasowe. W istocie było kolejną po rewolucji francuskiej i bolszewickiej zemstą ludu pracującego na klasie niegdyś uprzywilejowanej. Warto zapamiętać do czego może doprowadzić wyzysk.
Po czwarte. Tutsi, wspierani w tym zakresie przez aparat państwowy, nie tylko wybaczyli ludobójcom, co zaoferowali im przebaczenie bez proszenia o nie. Programy mające na celu ponowną adaptację ludobójców w społeczeństwie są bezprecedensowe i wyjątkowe w skali świata. Wymagają bowiem wzniesienia się ponad krzywdę bez nazwy.
Oni to robią. My tu w Europie, tego nie umiemy. I kto tu jest w tyle?
Po pierwsze. Nie była to literatura, jak mawia moja koleżanka, tania czyli oparta na łatwych do wzbudzenia emocjach. W takiej tematyce już to zasługuje na uwagę.
Po drugie. Podoba mi sie bardzo perspektywa jaką przyjęła autorka. Spojrzała na ludobójstwo w Rwandzie nie tylko przez pryzmat tytułowych kobiet. Szczególnie pochyliła się nad rolą propagandy w przygotowaniu i...
2022-08-09
Dzieci gorszego boga.
Autyzm to słowo, które każdy słyszał, ale prawie nikt nie wie co się za nim kryje. Po lekturze reportażu dochodzę do wniosku, że nie wiedzą tego ani nauczyciele ani co poniektórzy psychologowie ani nawet rodzice dzieci w spektrum autyzmu.
Historie dzieci ukazane przez Hołuba są straszliwie przygnębiające. Niestety głównie z powodu nastawienia rodziców do własnych dzieci. Brak nadziei i wiary we własne dziecko jest dla mnie absolutnie przerażający i nosi znamiona samo spełniającej się przepowiedni. Inną kwestią jest brak wiedzy rodziców, za co winę ponosi już głównie system. System, który daje papier, a nie mówi z czym to się je. A niezrozumienie czym jest autyzm i kryjąca sią za nim triada autystyczna prowadzi do tego, że rodzice błąkają się po omacku, nie rozumiejąc jak pracuje mózg ich dziecka i w konsekwencji nie potrafiąc mu pomóc, a wręcz mu szkodząc poprzez choćby zabranianie fiksacji pozwalających w przyszłości znaleźć dobry zawód czy wymagając od nieneurotypowego dziecka, że wpisze się w pruski model wychowania. Trudno sie temu niestety dziwić jezeli nawet psycholog udzielający wywiadu stwierdza, że nastąpił wysyp wydumanych w jego ocenie diagnoz. Takich kwiatków w reportażu Hołuba jest niestety więcej.
Przede wszystkim jest on wybitnie zerojedynkowy. Bez wątpienia autor postanowił wywołać płaczliwy efekt i to osiągnął. Nie podoba mi się to. Bardzo. Obecnie jest tyle rodzajów terapii i metod, że doprawdy autyzm czy ADHD to nie wyrok, jak zostało to ukazane w reportażu. Kwestią zasadniczą jest uwzględnianie nieneurotypowości w procesie nauki i wychowania. Oczywiście z tym wiążą się wysokie koszty. Straszliwie smutne jest to, że przez wykluczenie finansowe szanse większości z tych dzieci są okrojone.
Jakie wyjście z sytuacji widzi autor? Ano płacz, zgrzytanie zębów i załamywanie rąk. Doprawdy daleka jestem od romantyzowania autyzmu, ale dostawałam szewskiej pasji, czytając kolejną identyczną płaczliwą historię. Cały reportaż jest w istocie napisany z perspektywy załamanych rodziców. Rodziców nierozumiejących swoich dzieci, zmęczonych i sfrustrowanych ich nieneurotypowością. Punkt widzenia samoorzeczników został właściwie pominięty. Jeden wywiad z nastoletnim chłopcem wiosny nie czyni. Zatem zdanie odebrano tym, którzy mierzą się ze swoją nieneurotypowością na co dzień, maskując stimy, upodabniając się do ogółu i narażając się przez to na depresję. Autor pomimo to skupił się wyłącznie na cierpieniu rodziców. Nie na cierpieniu dzieci czy dorosłych osób w spektrum.
Brakuje mi również wyjaśnienia rzeczy podstawowej czyli czym autyzm w zasadzie jest. Wywiad z psychologiem kończący książkę rozmydla ten temat i załatwia sprawę po łebkach. Zabrakło choćby wyłożenia jak krowie na rowie czym przejawia się triada autystyczna. To by pozwoliło zrozumieć laikom choćby to dlaczego dziecko leży i krzyczy, tylko dlatego, że chce jechać windą, a nie iść schodami. Szkoda również, że zabrakło rozmowy z psychiatrą czyli osobą, która autyzm diagnozuje i splata w ręku wszystkie sznurki pochodzące począwszy od neurologa po psychologa itd. Autor wybrał też stosunkowo podobne przypadki, a spektrum autyzmu jest bardzo szerokie. Mieści się w nim i Elon Musk czy Anthony Hopkins, ale i doktor Oksztulski, który nie mówi.
Zastrzeżeń jak widać mam sporo, ale i tak uważam, że dobrze, iż ta książka powstała. Oby dzięki niej ludzie w spektrum autyzmu spotykali się z coraz większym zrozumieniem i akceptacją społeczną.
Dzieci gorszego boga.
Autyzm to słowo, które każdy słyszał, ale prawie nikt nie wie co się za nim kryje. Po lekturze reportażu dochodzę do wniosku, że nie wiedzą tego ani nauczyciele ani co poniektórzy psychologowie ani nawet rodzice dzieci w spektrum autyzmu.
Historie dzieci ukazane przez Hołuba są straszliwie przygnębiające. Niestety głównie z powodu nastawienia...
2022-07-27
Dawno, dawno temu, gdy byłam jeszcze młoda i płocha, podczas wakacji w Zakopanem, zdarzyło mi się być świadkiem seksistowskiego monologu busiarza o tym jak to połowę najgroźniejszych wypadków powodują kobiety. Cytując klasyka, wówczas wrosła we mnie nienawiść i zatruła krew pobratymczą. Znienawidziłam Zakopane i nie jeździłam do niego przez lata.
Kończąc ten przydługi wstęp, wróciłam do Zakopanego dla Tatr, ale mój stosunek do górali nie uległ diametrialnej zmianie. Tym samym byłam idealnym targetem reportażu "Podhale". Autor punktuje wszystko to, co mnie wpienia w góralach. Od chciwości przez billboardozę, pogardę dla ceprów i dewocję po brak szacunku dla własnej spuścizny. I tak wiem, to miejsce wybitnie turystyczne skażone grzechem pierworodnym wszystkich takich miejsc, ale czemuż to tych wad nie ma Podlasie czy moje ukochane Mazury, a już na pewno nie w takim natężeniu? Dlaczego akurat Zakopane je popełnia? Nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Z reportażu wyziera niechęć do górali i ja ją rozumiem. Natomiast kładzie się ona cieniem na obiektywizmie autora. Zwłaszcza dotyczy to rozdziału o przemocy w rodzinie opartym na kilku dowodach anegdotycznych napisanym pod tezę. Nie lubię górali, ale nie są winni całego zła tego świata. Po prostu zbyt polubili dutki.
Nie był to reportaż zły, nie był to reportaż wybitny. Dla osób takich jak ja. Już przekonanych ;)
Dawno, dawno temu, gdy byłam jeszcze młoda i płocha, podczas wakacji w Zakopanem, zdarzyło mi się być świadkiem seksistowskiego monologu busiarza o tym jak to połowę najgroźniejszych wypadków powodują kobiety. Cytując klasyka, wówczas wrosła we mnie nienawiść i zatruła krew pobratymczą. Znienawidziłam Zakopane i nie jeździłam do niego przez lata.
Kończąc ten przydługi...
Koks, korupcja, ósma mila.
Autor sfabularyzowal historię upadku Detroit, odarł się z prywatności, próbował być jak Bukowski i koniec końców mnie wymęczył. Czytałam ten reportaż kilka miesięcy, bo bufonada autora działała na mnie jak płachta na byka. Jasne, poznałam najciemniejszą stronę Detroit i rodziny autora, przeczytałam kilka wcale niezłych fragmentów, ale czy dowiedziałam się czegoś ponad to, że korupcja, nepotyzm i mężczyzna zbyt zakochany w sobie jest bebe.
Raczej nie.
Koks, korupcja, ósma mila.
Autor sfabularyzowal historię upadku Detroit, odarł się z prywatności, próbował być jak Bukowski i koniec końców mnie wymęczył. Czytałam ten reportaż kilka miesięcy, bo bufonada autora działała na mnie jak płachta na byka. Jasne, poznałam najciemniejszą stronę Detroit i rodziny autora, przeczytałam kilka wcale niezłych fragmentów, ale czy...
Clinton zwykł mawiać - gospodarka, głupcze! Bartosiak powtarza z uporem Katona (i jest w tym tak samo męczący) - geopolityka, głupcze!
W tej dewizie wtóruje mu Zychowicz. Obaj słusznie zauważają, że hasło make love not war nie wystarczy, bo my możemy być piękni i dobrzy, ale już nasi sąsiedzi niekoniecznie. O tym jak teraźniejszość zweryfikowała przymykanie oczu przez Zachód, wiemy wszyscy.
Czym jest "Nadchodzi III wojna światowa"? Najogólniej mówiąc, ostrzeżeniem - nie oglądaj się na innych, rób swoje, jeżeli nie chcesz być traktowany i sprowadzany do pionu jak dziecko
Czym nie jest "Nadchodzi III wojna światowa"? Z pewnością nie jest zbiorem prawd objawionych, które spełnić się muszą. W przyrodzie wszystko płynie i to co jest pewne dziś, jutro już się deaktualizuje.
Kończąc, wolę pośmiać się z memów z Bartosiaka niż płakać, że wszystko co mówił, się spełniło.
Clinton zwykł mawiać - gospodarka, głupcze! Bartosiak powtarza z uporem Katona (i jest w tym tak samo męczący) - geopolityka, głupcze!
W tej dewizie wtóruje mu Zychowicz. Obaj słusznie zauważają, że hasło make love not war nie wystarczy, bo my możemy być piękni i dobrzy, ale już nasi sąsiedzi niekoniecznie. O tym jak teraźniejszość zweryfikowała przymykanie oczu przez...
2019-11-17
Paszkwil, który mógł i powinien być kamieniem milowym w odbrązowieniu historii kościoła w czasie wojny.
Trzeba mówić i pisać o zbrodniach oraz zaniechaniach kościoła katolickiego względem narodu żydowskiego w czasie II wojny światowej. Historię trzeba przecież znać by jej nie powtarzać i tępić wszelkie przejawy antysemityzmu czy też szerzej rasizmu u podstaw. Na pewno jednak to rozliczenie nie powinno być dokonane w sposób, jaki to uczynił Leociak.
Autora Młynów Bożych przerosło to co, udało się Władysławowi Szpilmanowi - napisać o Holocauście bez nienawiści. Leociak natomiast opisując poszczególne czarne bądź bardzo czarne karty kościoła, nie umie się obejść bez jadu, sarkazmu, złości i wreszcie gniewu. Fakty, które przedstawił nie potrzebują epitetów, przemawiają do sumienia i bez chwytów erystycznych. Poruszająca jest historia księdza żydowskiego pochodzenia wydanego przez innego księdza. Straszne są antysemickie artykuły w gazetach katolickich w przededniu wojny. Przerażająca jest bierność Watykanu w obliczu zagłady Żydów (owszem milczał cały świat, ale kościół miał szczególny moralny obowiązek piętnowania zła jakim był Holocaust). Obrzydliwie czyta się o biskupie Hudalu szmuglującym zbrodniarzy nazistowskich takich jak doktor Mengele do Ameryki Południowej.
Te fakty zostały jednak przesłonięte przez nieskrywaną nienawiść Leociaka do kościoła katolickiego. Szczególnie irytuje nabijanie się autora z religii katolickiej. A to z wiary w cuda mieszkańców wsi Garnki, a to z wizyty Benedykta XVI w Auschwitz. Leociak piszący o antysemityzmie powinien zdawać sobie sprawę z tego, że pogarda rodzi rasistowskie zachowania. Obojętnie względem jakiej społeczności jest ona przejawiana.
Dlatego pomimo, że uważam Młyny Boże za istotną pozycję merytoryczną o stosunku kościoła do Holocaustu, nie mogę polecić tej pozycji. Jej przesłanie - wzbudzanie niechęci do kościoła - nie przemawia do mnie.
Paszkwil, który mógł i powinien być kamieniem milowym w odbrązowieniu historii kościoła w czasie wojny.
Trzeba mówić i pisać o zbrodniach oraz zaniechaniach kościoła katolickiego względem narodu żydowskiego w czasie II wojny światowej. Historię trzeba przecież znać by jej nie powtarzać i tępić wszelkie przejawy antysemityzmu czy też szerzej rasizmu u podstaw. Na pewno...
Kochaj to, co robisz, wtedy nie przepracujesz nawet jednego dnia w życiu. Tak mówili.
Deweloperzy, o których pisze Schreier kochali gry, były one ich pasją, życiem, wszystkim. Mimo to ich zawód wycisnął z nich wszystko co najlepsze, a potem wziął i porzucił. Branża gier jest nieludzka. Crunch i niepewność jutra to codzienność. Dlaczego programiści rozchwytywani na rynku pracy i przebierający w ofertach jak w ulęgałkach, decydują się akurat na tworzenie gier w świątek, piątek i niedzielę za marny hajs, pozostanie dla mnie wielką tajemnicą wiary.
Przykre to.
"Wciśnij reset" to książka przygnębiająca. Dla kogoś kto nie siedzi w temacie też przeraźliwie nudna. Właściwie nie wiem dla kogo ona jest. To raczej hołd złożony pracownikom zostawionym na lodzie.
Kochaj to, co robisz, wtedy nie przepracujesz nawet jednego dnia w życiu. Tak mówili.
Deweloperzy, o których pisze Schreier kochali gry, były one ich pasją, życiem, wszystkim. Mimo to ich zawód wycisnął z nich wszystko co najlepsze, a potem wziął i porzucił. Branża gier jest nieludzka. Crunch i niepewność jutra to codzienność. Dlaczego programiści rozchwytywani na rynku...
2022-01-25
Bo nie chodzi o to czy pomagać, ale o to jak pomagać.
Bo pomoc to biznes. Zachód kupuje sobie dobre samopoczucie i wizerunek dobrego Samarytanina. Organizacje humanitarne tym kupczą. Co dostają kraje Trzeciego Świata w zamian? (Nie)pomoc. Działania, które wpędzają je w jeszcze wiekszą nędzę, depresję, kryzys i serwilizm polityczny.
Bo w całej tej pomocy nie chodzi o to by dać wędkę (i nie daj Boże uniezależnić dany obszar), ale by podarować rybę. Rybę złowioną u nas, już trochę nadpsutą, której nikt nie chciał, ale wypadałoby, żeby jej koszt się zwrócił.
Bo przy wieczorze lubimy liczyć dobre uczynki. Dziś wsparliśmy sierociniec w Kambodży (w którym mieszkają dzieci sprzedane tam przez rodziców), oplaciliśmy szkołę dziecka z Kazachstanu mającego polskie korzenie (bo nasz Zakon Św. Nathaniela wymaga dobroczynności, a członkowstwo w nim to same profity), rzuciliśmy trochę grosza na budowę drogi w środku dżungli (kto dba o to, że niczego nie łączy), a za młodu pojechaliśmy budować szkołę gdzieś w Afryce przez dwa miesiące (przy okazji opłaciliśmy jakiś rzezimieszków i odebraliśmy pracę tubylcom, ale wpis w CV jest).
Lindę Polman to wszystko mierzi. To widać, słychać i czuć. Traci na tym jej obiektywizm dziennikarski. Popada w przesadę, powołuje się na liczby z kosmosu, ironizuje i sama traci na bezstronności. W rezultacie napisała książkę bardzo pobieżną i nie zawaham się użyć tego słowa - niechlujną. Niewiele wyżej stawiam ją niż artykuł w gazecie. Nie poszerzyła znacząco mojej wiedzy. O większości tych faktów wiedziałam z innych źródeł. I moje ulubione. Słowniczek zajmujący 1/4 książki. To woła o pomstę do nieba. Serio? Tak się teraz pisze reportaże?
Dwa dobre rozdziały na zachętę, trzy znośne, a reszta, stanowiąca clue problemu, upchana w słowniczku? Takie sztuczki nie ze mną, Polman.
Bo nie chodzi o to czy pomagać, ale o to jak pomagać.
Bo pomoc to biznes. Zachód kupuje sobie dobre samopoczucie i wizerunek dobrego Samarytanina. Organizacje humanitarne tym kupczą. Co dostają kraje Trzeciego Świata w zamian? (Nie)pomoc. Działania, które wpędzają je w jeszcze wiekszą nędzę, depresję, kryzys i serwilizm polityczny.
Bo w całej tej pomocy nie chodzi o to...
2021-12-29
Jak mawiał Tołstoj - "wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób".
Nieszczęściom rodu Gucci przyjrzała się z uwagą Sara Gay Forden. Waśnie rodzinne, donosy, utrata majątku i w końcu morderstwo. Mnie osobiście ta opera mydlana szczególnie nie zszokowała. Nie od dziś wiadomo, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu, a pieniądze szczęścia nie dają.
Warstwa obyczajowa to, ot, kolejna historia rodziny drącej koty o pieniądze. Autorka bawi się w paradokument i barwnie maluje świat Guccich, wkładając w usta bohaterów zdania i przypisując im uczucia, które są jej wersją zdarzeń. Nie przepadam za takim zmyślaniem, choć doceniam, że dodaje literaturze faktu dramaturgii.
Zaciekawiło mnie to, czego się nie spodziewałam, a co wielu nudziło czyli warstwa biznesowo-prawna. Opis tworzenia marki, potem jej podupadania, aż w koncu przejęcia Gucci i zbudowania pod nowym przywództwem marki globalnej czytało mi się świetnie. Chapeau bas za ogrom szczegółów.
Nie wybaczę tylko jednego. Jak historię domu mody można było zobrazować zaledwie kilkoma czarno-białymi zdjęciami?! To nie błąd. To zbrodnia.
Jak mawiał Tołstoj - "wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób".
Nieszczęściom rodu Gucci przyjrzała się z uwagą Sara Gay Forden. Waśnie rodzinne, donosy, utrata majątku i w końcu morderstwo. Mnie osobiście ta opera mydlana szczególnie nie zszokowała. Nie od dziś wiadomo, że z rodziną dobrze wychodzi...
2021-11-17
Biedny nie znaczy brudny.
Niby przeciętna opowieść. Dziewczyna ucieka z dzieckiem od przemocowego partnera. Próbuje zbudować coś z niczego. Ponoć z pustego i Salomon nie naleje, ale jej ta sztuka się udaje. Od bezdomnego do milionera. Powiesz sztampa. Ja myślałam, że powiem to samo.
Do brzegu. Zaczęło sie od serialu Netflixa, który tak bardzo mnie zachwycił, że od razu sięgnełam po pierwowzór. Czytam i myślę - serial lepszy. Psioczyłam, ale czytałam dalej. Dlaczego? Bo Stephanie jest bardzo ludzka. Popełnia błędy, czasem bardzo głupie, robi rzeczy kompletnie irracjonalne, ale mimo wszystko mozolnie wygrzebuje sie z bagna. Bagna tak głębokiego i tak rozległego, że przeciętny czytelnik nawet sobie jego rozmiaru nie wyobraża, bo rodzice go kochali, bo o niego dbali, bo jedynym problemem było czy kupią klocki lego. Stephanie jest zupełnie sama. Trudno to sobie wyobrazić, ale nie ma nikogo. Samotnie przedziera się przez dziedziczone z pokolenia na pokolenie ubóstwo, kompletny brak perspektyw, generacje dysfunkcjonalnych rodzin, brak miłości, państwowe programy dla ubogich i społeczną pogardę. Jest white trash, osobą o ktorej mówi się, że musi być już zupełnym zerem jeżeli rodząc się jako uprzywilejowana, bo biała, snuje się po dnie społeczeństwa. Mimo tego Stephanie znajduje w sobie siłę, żeby wyrwać siebie i dziecko z tego bagna.
Czytając, czułam jej frustrację, zwierzęcy strach i budzącą się nadzieję. Czytając, płakałam. Jako matka wychuchanego trzylatka, nie mogłam znieść tego, że Stephanie musiała posyłać chorą córkę do żłobka i mieszkać z nią w warunkach skrajnie szkodliwych dla zdrowia. Czytając, dużo myślałam. O tym ilu ludziom na świecie, nie tylko w USA, ale choćby w naszych swojskich byłych PGRach nie udało się wyrwać z bagna. Nazywani są śmieciami, dzieciorobami, nieudacznikami i długo by wymieniać. Warto się zastanowić jak dać im wędkę, bo Stephanie gdy ją dostała złowiła całą masę ryb. Oni też na to zasługują.
Nie umiem być obiektywna. Oceniam książkę, wyżej niż na to zasługuje, bo dotknęła mnie do żywego.
Biedny nie znaczy brudny.
Niby przeciętna opowieść. Dziewczyna ucieka z dzieckiem od przemocowego partnera. Próbuje zbudować coś z niczego. Ponoć z pustego i Salomon nie naleje, ale jej ta sztuka się udaje. Od bezdomnego do milionera. Powiesz sztampa. Ja myślałam, że powiem to samo.
Do brzegu. Zaczęło sie od serialu Netflixa, który tak bardzo mnie zachwycił, że od razu...
2021-09-23
Wyznaję. Byłam, jestem i będę nerdem. Amen.
Kultura japońska dała mi to, co czyni życie zjadliwym. Gry, konsole, słuchawki na uszy, pokemony i memy. Uczyniła z 'zabawek' przedmiot pożądania dorosłych. Nazwała to, co mnie zawsze fascynowało, a czego nie umiałam zdefiniować. Teraz już wiem, że wystarczył tylko i aż pisk - kawaii!
Matt Alt porusza się w tym gąszczu bardzo sprawnie. Ciągnie mnie za rękę i mówi - patrz! Pamiętasz jak graliśmy za dzieciaka w Super Mario Bros? Też kochałaś pokemony? Są takie kawaii! Lubisz memy? Wiadomka, ale 4chan to Sodoma i Gomora. Choć z drugiej strony bez niego nie byłoby Anonymous i co gorsza memów. Ile razy oglądałaś "Spirited Away"? Wolisz "Księżniczkę Mononoke"? Tak czy siak studio Ghibli robi robotę. O. Też uważam, że bez Japonii nie byłoby Matrixa, cyberpunku i Blade Runnera. Piąteczka.
"Czysty wymysł" to też historia samej Japonii. Czułam jakby to ona była bohaterem książki i naprawdę mocno trzymałam za nią kciuki. Żal mi było państwa dosłownie wgniecionego w ziemię, a które już 20 lat po wojnie miało odwagę nakręcić serial dla dzieci o atomowym chłopcu.
Poza tym Matt Alt opisał to, co pozornie tylko czai się na obrzeżach kultury, a w rzeczywistości zdominowało wyobraźnię kolejnych młodych pokoleń. Postawił śmiałą tezę, że japońska popkultura jest papierkiem lakmusowym nastrojów społecznych. Szturchnął mnie i powiedział - zobacz. Amerykańscy 'Otaku' z 4chana wynieśli w 2016 r. Trumpa na prezydenta. Przypadek. Nie SONDZĘ!
Krótko. Ależ to było dobre!
Wyznaję. Byłam, jestem i będę nerdem. Amen.
Kultura japońska dała mi to, co czyni życie zjadliwym. Gry, konsole, słuchawki na uszy, pokemony i memy. Uczyniła z 'zabawek' przedmiot pożądania dorosłych. Nazwała to, co mnie zawsze fascynowało, a czego nie umiałam zdefiniować. Teraz już wiem, że wystarczył tylko i aż pisk - kawaii!
Matt Alt porusza się w tym gąszczu bardzo...
Podsumuję tę książkę parafrazą słów słynnego polskiego geopolityka Mariana Baczala - wiedziałam, że ukraińska i polska dyplomacja jest nieprofesjonalna, ale nie spodziewałam sie, że aż tak.
Podsumuję tę książkę parafrazą słów słynnego polskiego geopolityka Mariana Baczala - wiedziałam, że ukraińska i polska dyplomacja jest nieprofesjonalna, ale nie spodziewałam sie, że aż tak.
Pokaż mimo to