-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
„Kapitał kobiet” kupiłam przy okazji promocji od @Wydawnictwo.Filtry, a sięgnęłam po niezbyt przyjemnej sytuacji w pracy poruszającej temat równouprawnienia. Rozmowa na tyle mnie sfrustrowała, że rzuciłam się do czytania.
Na początek pozachwycam się tym, że autorka dopisała przedmowę do naszego polskiego wydania. Przytacza w niej dane i statystyki bezpośrednio związane z sytuacją w naszym kraju i naprawdę chapeau bas. Możecie się domyślać, że padają w nim hasła takie jak Kościół, aborcja, drenaż mózgów. Stanowi to świetny wstęp do dalszych części, w których poruszane są bardziej globalne kwestie.
Nie było mi łatwo wybrać tylko kilka cytatów z książki do przedstawienia w tym poście; w tym przypadku to było jak ustalanie, co jest ważniejsze – sytuacja zamkniętych w czterech ścianach żon w Bangladeszu, tragedie wdów w Nigerii, a może działania firmy Avon w Afryce? Nawet jeśli są jakieś nieidealne fragmenty książki to multum poruszonych wątków poszerzył w znaczący sposób moją wiedzę nie tylko na temat sytuacji kobiet, ale też ogólnie świata.
Nie możemy zapomnieć o tym, że autorka jest właśnie ekonomistką – rzadko czuć na stronach jej frustrację, dużo częściej opieramy się o fakty i statystyki. Ocena emocjonalna często jest tak oczywista, że narracja nie musi wymalowywać jej czarno na białym.
Dlatego chciałam uspokoić te osoby, które widząc słowo 𝘬𝘰𝘣𝘪𝘦𝘵𝘢 w tytule od razu przechodzą na drugą stronę ulicy i nie chcą mieć z tym nic do czynienia. Nie jest to feministyczny esej wylewając żale. Zdarzały się nawet fragmenty krytyki w kierunku tych idei, aczkolwiek związane już z dość złożonymi zagadnieniami polityki pomocy krajom rozwijającym się.
Aby ubrać to w jakiś konkret: na czytelnika czekają przeróżne wykresy, ale i opisy jakościowe; opowieści osadzające różne kraje w kontekście kulturowym i historycznym, ale i ich obecne problemy. Mimo to, naprawdę szybko i sprawnie się to czyta, choć treść może wkurzyć, jak nam obiecuje cytat Glorii Steinem z początku książki.
instagram.com/tylkotrocheczytam
„Kapitał kobiet” kupiłam przy okazji promocji od @Wydawnictwo.Filtry, a sięgnęłam po niezbyt przyjemnej sytuacji w pracy poruszającej temat równouprawnienia. Rozmowa na tyle mnie sfrustrowała, że rzuciłam się do czytania.
Na początek pozachwycam się tym, że autorka dopisała przedmowę do naszego polskiego wydania. Przytacza w niej dane i statystyki bezpośrednio związane z...
Podnoszę wzrok znad książki, mojej pierwszej przeczytanej w 2024 roku, by przyjrzeć się przez moment spadającym płatkom śniegu za oknem. Czytam o 𝘸𝘪𝘦𝘤𝘻𝘯𝘦𝘫 𝘯𝘰𝘤𝘺, niebieskich lodowcach, skradzionych meteorytach i o mrozie tak przenikliwym, że nawet przepowiadane -17°C w mojej rodzinnej miejscowości przestaje robić wrażenie.
Na pewno jestem wdzięczna takim osobom, jak autorka, które jadą do odległych – jak na moje standardy – miejsc, i przynoszą nam historie, które w natłoku informacji o świecie mogłyby zginąć. Dzięki reportażom jak ten z @wydawnictwoczarne mój świat z jednej strony wciąż się powiększa, z drugiej przynajmniej na jeden moment mogę się poczuć bliżej jakiejś jego cząstki.
O Grenlandii wiedziałam raczej niewiele, samą książką zainteresowałam się już przy okazji słuchania jednego z odcinków Działu Zagranicznego; ale… po tej lekturze moja wiedza zwiększyła się nieznacznie. Owszem poruszanych jest kilka wątków szerszych i historycznych (jak dzieje Roberta Peary’ego, typowego białego mężczyzny, który przyjeżdża, bierze co tam chce i później już nie ogląda się za siebie), jednakże reportaż dotyczy głównie codziennego życia w Qaanaaq i później w Siorapaluk.
Na pewno jest to unikalna perspektywa – naprawdę możemy się poczuć jakbyśmy przez chwilę byli częścią tych społeczności. Oglądamy z nimi telewizję, chodzimy od domu do domu, a nawet na polowanie. I w tym zakresie książka się spełnia. Ukazuje rzeczywistość z mojej perspektywy trudną, okrutną odległą.
Nie zdawałam sobie sprawy jak wygląda życie w takich warunkach. 𝘞 𝘵𝘢𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘸𝘢𝘳𝘶𝘯𝘬𝘢𝘤𝘩. Już w tym zwrocie widać moje życie w wygodzie, widać nakładanie się mojej perspektywy. Dlatego starałam się podchodzić do opisywanych zdarzeń jak najbardziej obiektywnie, choć – tu takie ostrzeżenie – są tu dokładne opisy polowań, obrabiania fok czy lisów, a także sposobów kontroli populacji psów.
A jednak muszę przyznać, że gdybym wcześniej wiedziała, jaką formę przyjmuje reportaż, to zaczęłabym od innej książki autorki. Albo znalazła coś innego, oferującego dokładniejszy wstęp do świata Grenlandii.
Podnoszę wzrok znad książki, mojej pierwszej przeczytanej w 2024 roku, by przyjrzeć się przez moment spadającym płatkom śniegu za oknem. Czytam o 𝘸𝘪𝘦𝘤𝘻𝘯𝘦𝘫 𝘯𝘰𝘤𝘺, niebieskich lodowcach, skradzionych meteorytach i o mrozie tak przenikliwym, że nawet przepowiadane -17°C w mojej rodzinnej miejscowości przestaje robić wrażenie.
Na pewno jestem wdzięczna takim osobom, jak...
Gdy zostało mi uświadomione, że „Głusza” od @wydawnictwodowody nie jest książką o głębokich lasach, tylko o g/Głuchych, pomyślałam sobie: a, miałam wykłady na Psychologii z profesorem należącym do środowiska osób Głuchych, więc pewnie co nieco wiem na ten temat.
Cóż za śmiała i absolutnie błędna myśl.
To że wtedy drzwi do tego świata zostały lekko uchylone, zapoznało mnie bardzo oględnie z czubkiem góry lodowej, jeśli chodzi o funkcjonowanie tej grupy. Poczułam to już od pierwszych rozdziałów reportażu Anny Goc. To już kolejna tego typu pozycja, przy której niemal czerwienię się ze wstydu dostrzegając jak daleko sięga moja nieświadomość.
Z jednej strony przecież wyobrażałam sobie, wiedziałam, że osoby niesłyszące nie mają łatwo i że nawet drobny ubytek słuchu może powodować duży dyskomfort. Z drugiej, nigdy wcześniej nie poświęciłam wystarczająco uwagi 𝘬𝘰𝘯𝘬𝘳𝘦𝘵𝘰𝘮. Jak działają aparaty? Jak wygląda edukacja szkolna? Z czym wiąże się rehabilitacja i jak przebiega?
Ba, w sumie to nigdy nie myślałam o użyciu w przypadku wad słuchu słowa 𝘳𝘦𝘩𝘢𝘣𝘪𝘭𝘪𝘵𝘢𝘤𝘫𝘢. Nie myślałam o tym ile czasu, pieniędzy, stresu, rodzajów specjalistów, wizyt w ośrodkach… może to wymagać. O tym, jak to wygląda z perspektywy rodzica, który wcześniej nie znał tego świata, i który nie dostaje instrukcji postępowania, który może odczuwać żałobę w reakcji na diagnozę.
Wiele jest wątków trudnych, otwartych, niejasnych. Wiele jest smutku, żalu, poczucia niezadbania i niezaopiekowania; autorka nie ucieka od trudnych tematów i przedstawia historie i rzeczywistość, które są niezwykle poruszające i wręcz szokujące. Przy wielu fragmentach przerywałam lekturę by ułożyć sobie myśli i odetchnąć przez moment.
Wiem, że nie wszystkich ten reportaż usatysfakcjonował. Ja jednak nie czuję się na tyle kompetentna by móc swobodnie wypowiadać się kwestiach merytorycznych; mogę za to powiedzieć, że takiego laika jak ja – który i tak myślał, że coś tam wie o świecie – było to naprawdę wzbogacające doświadczenie.
Instagram: @tylkotrocheczytam
Gdy zostało mi uświadomione, że „Głusza” od @wydawnictwodowody nie jest książką o głębokich lasach, tylko o g/Głuchych, pomyślałam sobie: a, miałam wykłady na Psychologii z profesorem należącym do środowiska osób Głuchych, więc pewnie co nieco wiem na ten temat.
Cóż za śmiała i absolutnie błędna myśl.
To że wtedy drzwi do tego świata zostały lekko uchylone, zapoznało mnie...
W ogóle to nie lubię książek o wojnie.
A najbardziej nie lubię książek o tematyce I. i II. WŚ, najbardziej nie lubię czytać o bitwach, o batalionach, różnych rodzajach broni, okopach, rozmytej moralności, stawaniu się żołnierzem, sytuacjach bez wyjścia…
No i nagle na horyzoncie pojawia się reportaż o kobietach na wojnie. Właściwie to chyba najpierw pojawił się cytat, ten właśnie, który możecie zobaczyć na trzecim zdjęciu; na tyle zaciekawiło mnie takie podejście – jakoś zbieżne z moim własnym, które po prostu nie akceptuje przemocy – że kupiłam książkę.
I cóż, może jestem nieco naiwną idealistką, lecz według mnie była absolutnie fantastyczna. Oczywiście była smutna, poruszająca, ciężka emocjonalnie; o tego typu tematach chyba nie da się pisać w inny sposób.
Autorka, dzieli się z czytelnikami nie tylko historiami kobiet, z którymi rozmawiała, ale też swoimi przemyśleniami, a także informacjami na temat powstawania tego reportażu. Jak możemy się domyślać, w 1983 roku mało kto miał ochotę rozdrapywać jeszcze niezaleczone rany po wojnie i wiele osób nie chciało rozstawać się z konkretnym wizerunkiem bohaterskości, który panował w ZSRR. Nawet osoby, które udzielają głosu na stronach książki, nie zawsze są zadowolone z ujawnianej prawdy.
A prawda ta dotyka niewygodnych spraw – żalu o utracony czas, współczucia wobec wroga, okrucieństwa po obu stronach. Ale nie tylko. Jest tu też wiele pięknych wątków o przyjaźni, drobnych przyjemnościach, o miłości. O przełamywaniu stereotypów, o noszeniu męskich gaci i za dużych ubrań, o tym, że poranna rosa wygląda zachwycająco niezależnie od tego, czy wokół toczy się wojna.
Struktura kojarzyła mi się trochę z „Chłopkami” (choć tu nie miałam trudności ze śledzeniem postaci i ich historii), mój odbiór też był podobny. Uważam ją za pozycję, z którą każdy powinien się zapoznać. Ja dzięki niej poczułam też ogrom współczucia i empatii dla osób uwikłanych w wojnę… nie zawsze to jest takie czarno-białe, nie zawsze ludzie mają wybór czy świadomość wyboru.
Instagram: @tylkotrocheczytam
W ogóle to nie lubię książek o wojnie.
A najbardziej nie lubię książek o tematyce I. i II. WŚ, najbardziej nie lubię czytać o bitwach, o batalionach, różnych rodzajach broni, okopach, rozmytej moralności, stawaniu się żołnierzem, sytuacjach bez wyjścia…
No i nagle na horyzoncie pojawia się reportaż o kobietach na wojnie. Właściwie to chyba najpierw pojawił się cytat, ten...
Jestem wdzięczna książkom, które otwierają przede mną drzwi perspektyw. Jedną rzeczą jest zapoznanie się z zupełniem nowym konceptem – przykład, twoje ciało składa się z mniejszych elementów zwanych komórkami, a każda komórka zwierzęca posiada jądro – a inną przekroczenie linii okalającej niezbite fakty i wybranie się w podróż do świata teorii. Do świata badań naukowych (często zwłaszcza społecznych), który wyraźnie rozróżnia pojęcia „wyniki pokazują” od „wyniki sugerują możliwy związek”.
Może poszłam o krok za daleko, ale gdy uczyłam się do matury z psychologii to największy nacisk miał być właśnie położony na to jak ważne jest krytyczne myślenie przy interpretowaniu wyników. A podkreślam to wszystko wyłącznie dlatego, że przeszukując internet w poszukiwaniu recenzji tej publikacji natrafiłam na krytykę, która jak dla mnie opierała się na takim dość naiwnym, zerojedynkowym rozumieniu tego typu pozycji.
Brian Hare – przyjęty narrator książki – przedstawia przebieg swojej kariery, przybliżając czytelnikom kolejne zwroty, przypadki i olśnienia, które naprowadziły go na trop teorii samoudomowienia ludzi. Tak, dobrze przeczytaliście. Autorzy wskazują na możliwy dobór naszego gatunku pod kątem przyjazności, który nie tylko pozwoli nam wyeliminować z gry o przetrwanie konkurencję (mam na myśli innych 𝘏𝘰𝘮𝘰), ale także doprowadzić nas na sam szczyt i objąć Ziemię w nasze panowanie.
Ale! Jeśli teraz sobie myślicie, że nie interesują was takie kocykowe lektury do poduszki o tym, jak miło jest być miłym to muszę wyraźnie zaznaczyć, że tak pięknie jak na okładkowej ilustracji to nie będzie. Nie pominięto tutaj ciemnej strony naszej natury; i choć zaczynamy od opisów nawet sympatycznych eksperymentów na psie Hare’a o imieniu Oreo, płynnie przechodzimy do głaskania udomowionych lisów, to kończymy na brutalnej rzeczywistości dehumanizacji, w której jesteśmy mistrzami.
Mimo że wiele wymienionych w środku badań jest mi dobrze znanych, wcześniej nie postrzegałam ich w ten sposób; ta lektura zdecydowanie wzbogaciła moje spojrzenie na świat, a jej przyjemny język powinien też podejść osobom, które niekoniecznie lubią przesadnie przegadane naukowe wywody.
ig: @tylkotrocheczytam
Jestem wdzięczna książkom, które otwierają przede mną drzwi perspektyw. Jedną rzeczą jest zapoznanie się z zupełniem nowym konceptem – przykład, twoje ciało składa się z mniejszych elementów zwanych komórkami, a każda komórka zwierzęca posiada jądro – a inną przekroczenie linii okalającej niezbite fakty i wybranie się w podróż do świata teorii. Do świata badań naukowych...
więcej Pokaż mimo to