-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać427
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-01-01
2013-11-02
Muminki zna każdy. Właściwie to tekst miał się zaczynać nawet zaczynać od stwierdzenia, że Muminki zna każdy i albo je kocha albo nienawidzi. Zdałem sobie sprawę, że to jednak będzie bzdura, nieprawda i opowiadanie głupot. Dlaczego?
Ano dlatego że zdecydowana większość ludzi tak naprawdę zna Muminki tylko wyłącznie w wersji telewizyjnej. Część z polskiego serialu robionego przez Se-ma-for, a część z japońskiego anime. Właśnie ta wersja z kraju kwitnącej wiśni zrobiła dla fińskich trolli koszmarną robotę, po oglądnięciu kilku odcinków, w których pojawiała się Buka mnóstwo ludzi zrezygnowało na pewno ze spotkania z oryginałem. A przecież to zupełnie inna opowieść.
Kiedyś przeczytałem wszystkie części, a przynajmniej tak mi się zdawało. Przeczytałem, polubiłem i zapomniałem. Zapomniałem o tym jak magiczne są te historie, ile ciepła i optymizmu niosą ze sobą. Teraz korzystając z tego, że wchodzimy z młodszym synem w poważniejszą literaturę sięgnąłem z przyjemnością. Miałem przeczytać Młodemu, a skończyło się na tym, że przeczytałem sobie, żeby nie musieć czekać na kolejne wieczory :)
W książce Kometa nad dolną Muminków Ryjek z Muminkiem wyruszają w podróż do obserwatorium, pragną dowiedzieć się coś więcej o zbliżającym się kosmicznym gościu. Po drodze spotykają kilkoro postaci, które przez całe życie kojarzyły mi się nieodłącznie z tą historią i zabierają je ze sobą do Doliny Muminków. Najpierw na ich drodze staje Włóczykij, potem spotykają Pannę Migotkę, a w drodze powrotnej dołącza do nich Paszczak.
Kometa nad dolną Muminków to naprawdę znakomita lektura i to zarówno dla dużych i dla małych. W czasach gdy wszyscy się gdzieś spieszą, a idea slow life urosła do rangi życiowej filozofii ta spokojna, pełna ciepła i optymizmu opowieść pozwala na znakomity relaks i odcięcie się od szalonego świata. Trudno jest o niej napisać coś co nie było już wcześniej napisane, bo przecież pierwsze wydanie historii o Muminkach ukazało się w latach czterdziestych, ale spokojnie można ją rekomendować każdemu. No może poza miłośnikami poradników. Teraz pewnie zostanę okrzyknięty bluźniercą, ale uważam, że Muminki są zdecydowanie lepszym wyborem dla malucha niż Kubuś Puchatek. Komercjalizacja nie odarła ich jak na razie z ich magiczności, do ich świata nie zawitał kult dolara i dojenie klienta na każdym kroku. Już wkrótce zaproszę tam swojego syna, zobaczymy, czy i jemu się spodoba. Moja żona nie lubi Muminków, irytują ją. Podejrzewam że ma to jednak związek z serialem, a nie z książkę, więc może uda mi się i Ją namówić na wizytę w tej magicznej dolinie ?
W tym wydaniu, które aktualnie wznawia Nasza Księgarnia chciałbym jeszcze zwrócić waszą uwagę na nowe okładki zaprojektowane przez Kasię Bajerowicz, znakomicie pasują, budzą jeszcze większy sentyment i poprawiają odbiór.
Tekst pochodzi ze strony www.tramwajnr4.pl
Muminki zna każdy. Właściwie to tekst miał się zaczynać nawet zaczynać od stwierdzenia, że Muminki zna każdy i albo je kocha albo nienawidzi. Zdałem sobie sprawę, że to jednak będzie bzdura, nieprawda i opowiadanie głupot. Dlaczego?
Ano dlatego że zdecydowana większość ludzi tak naprawdę zna Muminki tylko wyłącznie w wersji telewizyjnej. Część z polskiego serialu robionego...
Gavin Extence napisał powieść obyczajową, która porusza temat kruchości naszego losu, ale nie poprzez jakieś dramatyczne koleje losu, ale przez pryzmat zdrowia psychicznego. Przez sposoby radzenia sobie z emocjami, z problemami, z tym, co nas na co dzień spotyka, i tym, co nas zaskakuje w rutynie dnia codziennego. Także o tym, że nie zawsze nawet najbliższa osoba jest w stanie pomóc
Zrobił to w sposób wyśmienity, dający do myślenia, a na zakończenie przyznał się także do tego, że pisząc Melody Black, korzystał z własnych doświadczeń. To książka, która wielu się spodoba, ale będą też tacy, którzy stwierdzą, że to klasyczna opowieść „z dupy”, mająca niewiele sensu i opowiadająca jakieś bzdury. Zazdroszczę im.
A jak u was? Jesteście normalni?
Reszta opinii na www.tramwajnr4.pl
Gavin Extence napisał powieść obyczajową, która porusza temat kruchości naszego losu, ale nie poprzez jakieś dramatyczne koleje losu, ale przez pryzmat zdrowia psychicznego. Przez sposoby radzenia sobie z emocjami, z problemami, z tym, co nas na co dzień spotyka, i tym, co nas zaskakuje w rutynie dnia codziennego. Także o tym, że nie zawsze nawet najbliższa osoba jest w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Młodego Młodszego chwilowo nie ma, a w moje łapy wpadła książka Mikołajek ma kłopoty. Nie mogłem się oprzeć, sięgnąłem i jestem całkowicie pewien, że będziemy czytać Mikołajka jak tylko Młody pojawi się w domu. Powrót do lektur dzieciństwa często okazuje się być ogromną pomyłką. Książki które zapamiętaliśmy jaką świetne tytuły po latach zdecydowanie tracą mnóstwo uroku i okazują się być dużo słabsze niż je pamiętamy. Na szczęście z Mikołajkiem duetu Goscinny-Sampe jest zupełnie inaczej.
Wszystkie książki o Mikołajku które czytałem to zbiory krótkich opowiadań, nie inaczej jest i tym razem. W odróżnieniu od książek wydanych przez Znak Mikołajek ma kłopoty to historie znane już od wielu lat wydane tylko pod zmienionym tytułem, wcześniej ta część nazywała się Joachim ma kłopoty. Zmiana pewnie ma podtekst marketingowy, ale w sumie nie wiem co ją spowodowało. Kiedy czytałem serię o Mikołajku po raz pierwszy, naprawdę wiele lat temu miałem ogromną frajdę, historyjki dotyczyły dzieciaków niewiele młodszych ode mnie, może z ciut innego świata, bo przecież był to okres, kiedy w Polsce królował socjalizm, ale tak naprawdę sporo nas łączyło.
Kiedy teraz czytam ją już jako osoba dorosła to odbieram ją zdecydowanie inaczej. Poza wieloma zabawnymi momentami, z których na pewno pośmiejemy się z Młodym wspólnie zacząłem znajdować dodatkowe smaczki i doceniać świetny zmysł obserwacji Goscinnego. Opowiadania które dzieją się przynajmniej częściowo w domu Mikołajka dostarczają naprawdę sporo dodatkowej zabawy dla dorosłego czytelnika. Kiedyś Bunia to była tylko babcia głównego bohatera, teraz to dodatkowo teściowa, kiedyś sąsiad był tylko sąsiadem, teraz jest typem podobnym do tego upierdliwca za płotem. No i nie czarujmy się, nas też teraz czasem żona wyśle po zakupy, lub też wy szanowne Panie wysyłacie swoich wymądrzających się facetów, żeby spróbowali wam udowodnić, że robią zakupy lepiej i oszczędniej niż wy :).
Zdecydowanie polecam i dla małych i dla dużych, pośmiejcie się wspólnie, niekoniecznie z tego samego.
I kiedy tak czytałem kolejne historyjki o chłopakach, to zdałem sobie sprawę, że Rene Goscinny to prawdziwy geniusz. Tworząc trzy postacie, które na stałe weszły do popkultury wpisał się na stałe w światowe dziedzictwo intelektualne. Któż nie zna bowiem Mikołajka Asteriksa i Lucky Luke’a? Przyznawać mi się tu zaraz!
Tekst pochodzi ze strony www.tramwajnr4.pl
Młodego Młodszego chwilowo nie ma, a w moje łapy wpadła książka Mikołajek ma kłopoty. Nie mogłem się oprzeć, sięgnąłem i jestem całkowicie pewien, że będziemy czytać Mikołajka jak tylko Młody pojawi się w domu. Powrót do lektur dzieciństwa często okazuje się być ogromną pomyłką. Książki które zapamiętaliśmy jaką świetne tytuły po latach zdecydowanie tracą mnóstwo uroku i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Salomea Przygoda ucieka z domu. Zmęczona pomysłami swojej rodziny trafia do Wrocławia, gdzie wynajmuje pokój w dość interesującym domiszczu. A potem się zaczyna. Jej brat Niedaś próbuje ją zabić, w księgarni w której pracuje pojawia się filolog o zacięciu romantycznym i prawie łamie jej serce, a właścicielki domu w którym mieszka okazują się być nie do końca zwykłymi osobami. Na dokładkę upiór, papuga z charakterem, mnóstwo humoru i odrobinę historii Wrocławia, całkiem mrocznej, takiej w stylu Marka Krajewskiego
Nowa książka Marty Kisiel jest świetna! Oczywiście będzie mnóstwo kręcenia nosem, że to nie Dożywocie 2, ale kręcący powinni sięgnąć po Nomen Omen zanim zaczną marudzić. Oczywiście trudno będzie uniknąć porównań do debiutu Ałtorki, ale nowa książka to już nie zbiór powiązanych ze sobą opowiadań, a rasowa fabuła. Fabuła bardzo interesująca, okraszona w dodatku mnóstwem charakterystycznego dla Marty Kisiel humoru. Są znakomicie zbudowane, zabawne i charakterystyczne postacie, jest zagadka z przeszłości, są nieoczekiwane zwroty akcji i zaskoczenia. A za numer z wykorzystaniem bardzo klasycznego motywu trzech pań należy się autorce medal (jak chce może być z ziemniaka). Jakkolwiek by nie mówić to Pani Marta potrafi piekielnie dobrze pisać, a Nomen Omen to książka bardzo udana. Jak tylko skończyłem czytanie, to zdałem sobie sprawę, że to jest jedno z najlepszych urban fantasy z jakim miałem do czynienia w życiu . Bez rozwiązań fabularnych z powietrza, z wciągającą treścią i z zachowanymi świetnie jak na fantastykę ciągami przyczynowo-skutkowymi. A to ostatnie nie zawsze pisarzom z obszaru literatury fantastycznej wychodzi dobrze :)
Małżonka właśnie czyta i z sofy dobiegają do mnie regularne chichoty, zobaczymy co będzie kiedy pojawi się pradziadek :). Tak więc szanowni Państwo pędzimy biegusiem nabywać i trzymamy kciuki, żebyśmy na następną książkę nie czekali cztery lata!
Salomea Przygoda ucieka z domu. Zmęczona pomysłami swojej rodziny trafia do Wrocławia, gdzie wynajmuje pokój w dość interesującym domiszczu. A potem się zaczyna. Jej brat Niedaś próbuje ją zabić, w księgarni w której pracuje pojawia się filolog o zacięciu romantycznym i prawie łamie jej serce, a właścicielki domu w którym mieszka okazują się być nie do końca zwykłymi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mamy ostatnio ogromne szczęście jeśli chodzi o literaturę dziecięcą którą udaje się nam pozyskać i pewnie niektórzy wkrótce zarzucą mi brak krytycyzmu. Jednak patrząc z drugiej strony, to jeśli książka podoba się i dziecku i rodzicowi, to czego chcieć więcej ?
W książeczce Tappi i pierwszy śnieg znajdziemy 10 historii skierowanych do młodszego czytelnika, wcześniejsze historie o dobrodusznym wikingu kierowane chyba były do starszych dzieci. Pierwszy śnieg kierowany jest raczej do dzieciaków wieku lat trzy-pięć, a opowieści znakomicie sprawdzają się jako wieczorne poczytajki. Każda jest pełne ciepła, opowiada nową historię, a mały regularnie chichota przy czytaniu, i to nie tylko przy Chichotku :).
A i rodzic ma frajdę. Mnie Tappi ujął swoją dobrodusznością, pogodą ducha i pełnym optymizmu spojrzeniem na świat. Mimo czterdziestki na karku i tego, że zdaję sobie sprawę, że nie wszystko można rozwiązać przy pomocy dobrego śniadanie, to jednak i dla mnie jego podejście do problemów okazuje się na swój sposób przydatne. Tak wiem, że idiotycznie to brzmi, ale jednak :)
Poza tym, że Tappi i pierwszy śnieg czyta się bardzo przyjemnie, mały nie odpuszcza i musimy wieczorem przeczytać dwie opowieści, to także wygląda znakomicie. Pani Marta Kurczewska narysowała cudny, pełen kolorów Szepczący Las, a bohaterowie już na okładce budzą sympatię. A należy pamiętać, że poza Tappim i Chichotkiem zdobiącym książkę w środku znajdziemy jeszcze pięknie rudą wiewiórkę Śmigaczkę, odrobinę fioletowego bobra Chrobotka, cudnie skrzywionego czarodzieja Zgrzytka i wielu innych.
A na koniec jeszcze powiem tak.
Zarzucajcie mi brak krytycyzmu, zbytni entuzjazm i zachwyt. Mam to w nosie, nam się bardzo podobało. Wszystkim! Zdecydowanie!
Mamy ostatnio ogromne szczęście jeśli chodzi o literaturę dziecięcą którą udaje się nam pozyskać i pewnie niektórzy wkrótce zarzucą mi brak krytycyzmu. Jednak patrząc z drugiej strony, to jeśli książka podoba się i dziecku i rodzicowi, to czego chcieć więcej ?
więcej Pokaż mimo toW książeczce Tappi i pierwszy śnieg znajdziemy 10 historii skierowanych do młodszego czytelnika, wcześniejsze...