-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
-
ArtykułyTargi Książki i Mediów VIVELO już 16–19 maja w Warszawie. Jakie atrakcje czekają na odwiedzających?LubimyCzytać1
-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant8
Biblioteczka
Na początek chciałabym coś powiedzieć o samej okładce. Która przyciągła moja uwagę. Sama w sobie czcionka jaką jest napisany tytuł ma to coś. Okładka jest matowa i miła w dotyku. Przedstawia jak mniemam naszą główną bohaterkę Helenę. Na okładce znajdują się opinie znanych autorów takich jak Lauren Kate - autorki Upadłych, która wyznaje, że sama równie mocno zakochała się w Lucasie jak Helena. (W sumie się jej nie dziwię, ale o tym nieco później) W zachwyt nad powieścią wpadła również autorka Paranormalności - Kiersten White. Opinie właśnie tych znanych osób, których dzieła również są znane i ciekawe przyciągają czytelnika i zachęcają do przeczytania powieści. Bo przecież, skoro tacy autorzy zachwalają dzieło Josephine to warto przecież po nie sięgnąć. Czyż nie?
Teraz coś o samej powieści.
Helena. Zwyczajnie niezwyczajna dziewczyna, która chodzi do szkoły średniej i wiedzie na pozór normalne życie wśród swoich przyjaciół. Wychowywana tylko przez ojca. Gdyż jej matka zostawiła ich jak była małą dziewczynką. Zniknęła z jej życia nie zostawiając żadnych śladów po sobie. Żadnych zdjęć, przez co dziewczyna nie pamięta jak wygląda jej matka.
Helena przez cały ten czas myśli, że matka jej nienawidziła i dlatego zostawiła jej ojca i ją samą.
Jedyną rzeczą jaką dziewczyna ma po swojej matce to naszyjnik, którego nigdy nie zdejmuje.
Na wyspę gdzie mieszka nasza główna bohaterka wprowadza się tajemnicza liczna rodzina. Budzi to niemałe poruszenie w mieszkańcach. Wszyscy na około non stop mówią o nowych przybyszach.
Helena zdaje się tym faktem bardzo rozdrażniona. Pytanie brzmi dlaczego?
Przecież nie zna żadnego z nich, nigdy nie widziała ich na oczy więc wydaje się to dziwne.
W tym samym czasie gdy Delosowie przybywają do Nantucket Helenę nawiedzają okropnie realistyczne koszmary. Dziewczyna zaczyna też mieć przerażające wizje.
Jednak co gorsza jej pierwsze spotkanie z młodymi Delosami nie należy do najnormalniejszych. Helena rzuca im się do gardeł. Dosłownie. Nie jest w stanie pojąć skąd ta nienawiść się u niej pojawiła. Przecież zawsze była miłą, spokojną i normalną dziewczyną. Co najdziwniejsze nienawiść i chęć mordu jest odwzajemniona. Lucas i jego rodzina też nie pałają do niej miłością.
Jak się później okazuje jest to sprawka Erynii, czyli furii szlochających krwawymi łzami, wywodzącymi się z greckiej mitologii. Ścigają one i karzą złoczyńców, są materialnym przejawem gniewu zmarłych.
Kiedy Lucas i Helena ratują sobie nawzajem życie. Erynie zostawiaja ich w spokoju i wtedy dochodzi między nimi do czegoś głębszego. Zakochują się w sobie. Młody Delos wyjawia Helenie prawdę o sobie i o niej. Uświadamia jej jak bardzo jest niezwykła. Helena, ta która właśnie nie chciała być dziwolągiem, zawsze pragnęła być zwyczajną dziewczyną, która pragnie opuścić wyspę. Teraz dociera do niej, że nigdy taka nie będzie i że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo, któremu tylko Delosowie mogą zapobiec, chroniąc ją i trenując aby sama mogła się bronić.
Na początku Lucas nie wydawał mi się jakoś specjalny, żebym zamieniała się w ochy i achy nad jego osobą. Jednak po jakimś czasie czytania książki zmieniłam zdanie. Nadal się nad nim nie zachwycam jak Lauren Kate. Jednak chłopak ma coś w sobie co sprawia, że bardzo polubiłam jego postać. Bo czy nie można lubić chłopaka, który tak szczerze kocha i jest tak bardzo oddany swojej miłości?
"Nie mogę cię stracić - wysapał Lukas, odrywając usta od jej ust. - Dlatego nie powiedziałem ci całej prawdy. Myślałem, że gdybyś wiedziała, jak kiepsko to wygląda, to byś ode mnie uciekła. Chciałem, żebyś miała nadzieję. Nie zniosę, jeśli z nas zrezygnujesz."
I właśnie tak kocha Lucas Helenę. Mimo, że ich miłość jest niebezpieczna i nie ma prawa bytu. Więc:
"Czy miłość zdoła przezwyciężyc przeznaczenie?"
Ja mam nadzieję, że tak i życzę im tego.
Autorka fantastycznie wplotła mitologię w powieść. Jestem pod wrażeniem tego jak łatwo się to czyta i nie idzie się w tym pogubić. Wszystko jest czytelnikowi wyjaśnione tak aby mógł z łatwością wejść w świat Heleny i Lucasa. Podoba mi się też jak poboczne postacie są wykreowane. Poznajemy nie tylko to co się rodzi pomiędzy głównymi bohaterami. Lecz również jesteśmy na bieżąco z rozwojem innych postaci. Mnie osobiście do gustu przypadła przyjaciółka Heleny - Claire. Mała, zadziorna i waleczna. Polubiłam również Hektora, który dla swojej rodziny zrobi wszystko. Chroni swoich bliskich i lepiej żeby nikt ich nie krzywdził, bo będzie miał z nim do czynienia. Książkę czyta się lekko, przyjemnie i szybko. Jednym słowem? Pochłania :)
Moja ocena: 5,5/6
Na początek chciałabym coś powiedzieć o samej okładce. Która przyciągła moja uwagę. Sama w sobie czcionka jaką jest napisany tytuł ma to coś. Okładka jest matowa i miła w dotyku. Przedstawia jak mniemam naszą główną bohaterkę Helenę. Na okładce znajdują się opinie znanych autorów takich jak Lauren Kate - autorki Upadłych, która wyznaje, że sama równie mocno zakochała się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Libba Bray podbiła moje serce trylogią "Mroczny sekret", którą gorąco Wam polecam. Następną jej książką, którą miałam przyjemność czytać i, którą również polecam jest książka "Wróżbiarze". Obie te historie wywarły na mnie niemałe wrażenie, i obie trzymały wysoki poziom. Kiedy więc na rynku wydawniczym pojawiła się książka pt. "MISSja survival", która zupełnie nie przypomina swoją historią i stylem pisarskim poprzednich książek pani Bray, mimo to z zaciekawieniem zapoznałam się z jej treścią. Jednak nie do końca mi się spodobała. Osobiście wolę, kiedy autorka wprowadza w swoich książkach swoistą nutę mroczności, napięcia i magii. Tego wszystkiego zabrakło mi w "MISSja survival"...
Zacznę od omówienia fabuły niniejszej pozycji. Jest ona na pewno nieschematyczna i oryginalna. Przyznać muszę, że pierwszy raz spotkałam się z książką, gdzie na bezludnej wyspie rozbija się samolot z (uwaga) pięćdziesięcioma laureatkami młodzieżowego konkursu miss. Przedstawicielki wszystkich stanów Ameryki muszą przetrwać, ale od czego zacząć? Połamane paznokcie, rozmazany tusz, czy też zmierzwione włosy to przecież koniec świata! A co dopiero przetrwanie... Jak się później okazuje, wyspa, na której znalazły się dziewczęta, wcale nie jest bezludna... Tak pokrótce prezentuje się fabuła. Główny cel? Przetrwać i wrócić do domu... Jednak, czy na pewno?
Przyznam, że z początku ciężko było mi się przekonać do nowej powieści pani Bray. Po krótkim czasie zmieniłam zdanie i zaczytywałam się w fabule. Z początku ciekawa, zabawna i interesująca przygoda, przerodziła się w trochę mniej ciekawą, mniej zabawną i mniej interesującą. Niestety nie przekonałam się do tej "odsłony" Libby Bray. Wciągu dalszym wolę ją w książkach z wątkiem paranormalnym, gdzie to postaci są takie... majestatyczne. Nie mogę jednak powiedzieć, że postaci z "MISSja survival" nie są barwne i nieciekawe. Co to, to nie. Autorka postarała się jeśli chodzi o kreację swoich bohaterów. Aczkolwiek niestety nie przypadły mi one zbytnio do gustu.
Humoru w książce jest bez liku, o ile każdemu odpowiada właśnie taki humor. Mnie bawił do momentu... w którym zwyczajnie przestał mnie bawić. Co jest plusem? Na pewno pomysł, lekka nuta tajemniczości (szkoda, że tylko lekka), całkiem przyjemny język, dzięki któremu książkę czytało się szybko, chociaż to pewnie również dzięki akcji, która nie dawała wytchnienia.
Ogólnie rzecz biorąc książka jest przyjemna i bogata w dynamiczną akcję. Może nie zachwyciła mnie zbytnio, ale ja, to ja. Nie wszystko musi mnie zachwycać. Sądzę jednak, że większości z Was powieść ta może się spodobać. Ba! Znajdzie zapewne swoich fanów. Dlatego polecam ją tym, którzy szukają chwili wytchnienia przy książce, "MISSja survival" idealnie się do tego nadaje. Książka jest idealna na lato, chociaż w te zimowe dni przyniosła mi taki... Wakacyjny nastrój.
http://sol-shadowhunter.blogspot.com/
Libba Bray podbiła moje serce trylogią "Mroczny sekret", którą gorąco Wam polecam. Następną jej książką, którą miałam przyjemność czytać i, którą również polecam jest książka "Wróżbiarze". Obie te historie wywarły na mnie niemałe wrażenie, i obie trzymały wysoki poziom. Kiedy więc na rynku wydawniczym pojawiła się książka pt. "MISSja survival", która zupełnie nie...
więcej mniej Pokaż mimo toNie wiem. Mnie książka jakoś nie porwała. Nudna. Pierwsza połowa w ogóle do mnie nie przemawia. Druga połowa była ok, ale również bez rewelacji.
Nie wiem. Mnie książka jakoś nie porwała. Nudna. Pierwsza połowa w ogóle do mnie nie przemawia. Druga połowa była ok, ale również bez rewelacji.
Pokaż mimo to
Czytając opis książki nastawiłam się na powieść grozy. W dodatku te mroczne ilustracje, które sprawiały, że czytanie w porze nocnej, wydawało mi się czymś strasznym... "Stigmata", która miała mnie wprowadzić w świat pełen grozy, sprawiła, że wydawało mi się jakbym oglądała horror klasy B. A wszystko przez główną bohaterkę, która doprowadzała mnie do szału, a czasami (z przymrużeniem oka) do myśli samobójczych.
Emma, to ten rodzaj bohaterek, które przez całą powieść non stop uciekają, mdleją, uginają się pod nimi nogi, są przerażone widząc własny cień... A z początku wydawała się taka normalna. Po pewnym czasie zastanawiałam się, dlaczego ona nie leczy się u jakiegoś psychiatry. Poważnie. Nie spodobała mi się główna postać, a i te poboczne jakoś niespecjalnie trafiły w moje gusta. Zdarza się.
Jeśli chodzi o klimat, to jak najbardziej na plus. Kilka sytuacji go psuło, czasem nawet raz za razem, ale ogólnie rzecz biorąc klimat, pomysł, zakończenie i ilustracje to jedyne pozytywne elementy niniejszej powieści. A i jeszcze okładka. Nie można zapomnieć o tym ślicznym wydaniu! Wydawnictwo się postarało.
Właściwie... To może ze mną jest coś nie tak, bo nie spotkałam się jeszcze z negatywnym odbiorem "Stigmaty". Dlatego też zastanawiam się nad swoim postrzeganiem świata wykreowanego. Może przemyślę jeszcze raz wszystko i napiszę czy coś się zmieniło. A nie. Jednak nie. Nic się nie zmieniło. Pozostaję przy swoim. Nie znaczy to oczywiście, że musicie się ze mną zgadzać, gdyż być może Wam "Stigmata" przypadnie do gustu bardziej. Powiem szczerze, że gdyby główna bohaterka nie była tak... kolokwialnie mówiąc "niezrównoważona", a silna charakterem i psychiką, to uratowałaby całość. Niestety, postać Emmy jest najbardziej na minus.
Pomysł dobry, wykorzystanie go całkiem zgrabne. Postaci niestety słabo dopracowane... Zabrakło tego klimatu grozy, którego się spodziewałam.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Czytając opis książki nastawiłam się na powieść grozy. W dodatku te mroczne ilustracje, które sprawiały, że czytanie w porze nocnej, wydawało mi się czymś strasznym... "Stigmata", która miała mnie wprowadzić w świat pełen grozy, sprawiła, że wydawało mi się jakbym oglądała horror klasy B. A wszystko przez główną bohaterkę, która doprowadzała mnie do szału, a czasami (z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mam niemały problem z tą książką... Niestety, podoba mi się tylko jej okładka i sam pomysł. Cała reszta wypadła niestety... Słabo. Myślałam, że będzie to przyjemna i całkiem lekka historia... Może nie koniecznie tematem, bo temat miał być ciężki - ale w odbiorze. A książka "Nakarmię cię miłością" była po prostu męcząca. Ciężko było mi dobrnąć do końca, ponieważ historia Laury i Tobiasza nie porwała mnie ani na moment.
Zacznę od postaci, które są tragiczne. Wiecznie jęcząca Laura, która ciągle użala się nad sobą, jednocześnie nie robiąc niczego ze swoim życiem, aby to zmieniło się na lepsze. Dorosła kobieta żyjąca w toksycznym związku, ciągle idealizująca swojego nadętego, zapatrzonego w siebie, egocentrycznego chłopaka. Laura nie potrafi zawalczyć o swoje, co mnie strasznie drażniło. Niby kobieta wykształcona, a strasznie naiwna, głupiutka i nie używająca rozumu. Następnie Tobiasz... Tutaj, to porażka kompletna. Autorka na siłę pragnęła zrobić z niego takiego typowego bad boya - widać to gołym okiem. Te jego teksty - porażka! Jaki dojrzały facet się tak wysławia? Jeszcze nie spotkałam się z takim neandertalczykiem i mam nadzieję, że nigdy nie spotkam tak nieuprzejmego, niedojrzałego, prostaka, jakim jest Tobiasz. Nie wiem co Laura w nim zobaczyła. NAPRAWDĘ NIE WIEM! O przyjaciółkach rodem z najgorszej komedii nie wspomnę. Jak dla mnie kreacja bohaterów padła na całej linii.
Przeplotę minusy plusem, którym jest pomysł. Autorka chciała nam pokazać trudy życia i gdyby nie były one tak usilnie przerysowane, to mogłabym powiedzieć, że fajnie to wszystko zostało przedstawione. Chyba każdy z nas miał w życiu pod górkę, raz łatwiej się na nią wychodziło, a innym razem bardzo ciężko. Dlatego rozumiem, że główni bohaterowie nie mieli łatwo... Ale po tych wszystkich swoich przejściach (i patrząc na ich wiek) powinni być bardziej dojrzali, a czasami miałam wrażenie, że zachowywali się jak rozwydrzone dzieciaki.
Podobał mi się pomysł problemów tej dwójki i gdyby był dobrze rozwinięty, zapewne ja byłabym zadowolona z treści.
Następnie emocje/uczucia... Hmm.. Niestety nie mogę powiedzieć, że ta książka jest jakoś wybitnie emocjonalna czy też uczuciowa. Jeśli ktoś ma za sobą przeczytanych kilkanaście takich historii, to zgodzi się ze mną, że "Nakarmię cię miłością" niespecjalnie jest lekturą emocjonującą. Ani mnie nie ujęła, ani nie wzruszyła. Jedynie zirytowała. Chociaż może chodzi tutaj właśnie o takie nie do końca pozytywne emocje... Jeśli tak, to mogę się zgodzić, że jest emocjonująca.
Na pewno jest to historia przewidywalna - ja od początku wiedziałam, jak to się skończy. A i niektóre wątki przewidziałam "z zamkniętymi oczami". Kurczę no... nie mogę przestać myśleć o tym, jakie nadzieje miałam po zapoznaniu się z opisem i, jak te nadzieje legły w gruzach po przeczytaniu pięćdziesięciu pierwszych stron. Szkoda. Naprawdę szkoda, zwłaszcza, że nie jest to debiut Anny Dąbrowskiej. Co prawda nie czytałam jej poprzedniej książki, ale chyba już nie mam na to ochoty.
A czy Wy sięgniecie po "Nakarmię cię miłością"? Jestem bardzo ciekawa.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Mam niemały problem z tą książką... Niestety, podoba mi się tylko jej okładka i sam pomysł. Cała reszta wypadła niestety... Słabo. Myślałam, że będzie to przyjemna i całkiem lekka historia... Może nie koniecznie tematem, bo temat miał być ciężki - ale w odbiorze. A książka "Nakarmię cię miłością" była po prostu męcząca. Ciężko było mi dobrnąć do końca, ponieważ historia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jako, że jestem sroką okładkową, to zapragnęłam mieć tę powieść, bo sami przyznajcie... Ta okładka jest przepiękna! I właściwie wiele mówiąca o samej treści książki. W ogóle przemówił do mnie motyw snów. Szkoda tylko, że autorka tematu nie zgłębiła, a powierzchownie nam go przedstawiła. Coś tam o metodach relaksacyjnych, świeczki, liczenie wstecz itp. No zbyt wiele mi to nie wyjaśniło, jakim to sposobem Waverly przenosiła się snem w real. I to jest (moim zdaniem) duży błąd. Dlatego, że bardzo chciałabym wiedzieć skąd autorka wytrzasnęła ten świetny pomysł i, jak to wszystko działa. Książek z motywem snu jest całkiem mało (przynajmniej tak mi się wydaje), a bardzo lubię ten temat i zawsze łaknę nowości z nim związanych. Autorka miała genialny pomysł, ale nie do końca sobie z nim poradziła, albo lepiej zabrzmi - nie do końca go wykorzystała.
W zasadzie sama nie wiem o czym była ta książka. Znaczy... Wiecie, chodzi mi o to, że do końca nie jestem przekonana jaki jest jej fenomen. Jest dziewczyna i jest chłopak. Ona ma problem ze snem, a on nie potrafi poradzić sobie ze swoim życiem. Ok. Tyle rozumiem. Ale ten motyw, kiedy ona przenosi się we śnie za każdym razem tam, gdzie on? Hm... Dlaczego? Czy to jakaś kwestia przyciągania? I co w związku z tym? Bo nie rozumiem. Może mnie ktoś oświeci. Nie chodzi o to, że książka mi się nie podobała, bo podobała.
Jeśli chodzi o historię jaką przedstawia nam autorka w "Wyśnionych miejscach", to można pomyśleć, że to kolejny romans dla nastolatków. A i owszem, jednak tym razem jest to coś nieco innego. W zasadzie najważniejszym wątkiem (tak mi się zdaje) jest relacja i to rodzące się uczucie pomiędzy dwójką bohaterów. Co więc jest tutaj nieschematycznego? Moim zdaniem osobowości. Dużo książek dla młodzieży opiera się na schemacie: on - piękny, seksowny, wysportowany ach, och i ech. Ona - szara myszka, zamknięta w swojej wieży czekająca na księcia z bajki. Yovanoff pokazała nam zupełnie inny obraz nastolatków. W zasadzie można przyjąć, że odwróciła role. Główna bohaterka to pani perfekcyjna, wszystko musi być na tip top, we wszystkim musi być najlepsza i w ogóle bez skazy. Główny bohater, to ten, któremu nic się nie udaje, życie mu się nie układa i w zasadzie to właśnie ona, Waverly okazuje się księżniczką, która wyciąga z wieży ogra. I muszę przyznać, że poniekąd mi się to podobało, tylko, że bohaterka była dla mnie przesadnie idealna. Tym samym przechodząc do oceny tej dwójki...
Waverly - cóż, nie zapałałam do niej sympatią. W zasadzie dziewczyna była mi obojętna i nie do końca wydawała mi się ona konkretna. Czasami dziwnie się zachowywała - spokojna i idealna, a tutaj ni stąd ni zowąd - pyskata jędza - nie wiem skąd jej się to brało. Może taki był zamysł autorki... I to, jak szufladkowała ludzi, nawet tych, których nie znała. Wystarczyło, że rzuciła na nich okiem. Tym już na samym starcie straciła w moich oczach. Za to Marshalla polubiłam od samego początku. Chłopak cały czas był sobą, nie miał dziwnych akcji typu "a teraz będę cwaniakiem, bo tego ludzie ode mnie oczekują". Ale jedno, z czym się nie zgadzam, to to, że Mashall jest bad boyem. Nie wydaje mi się. On jest zwykłym, zagubionym chłopakiem, któremu niełatwo odnaleźć się w sytuacji, w jakiej się znajduje. Tyle.
Plusem prócz okładki i wyżej wspomnianego nieschematycznej relacji, jest styl autorki, która swoim lekkim piórem sprawiła, że przez książkę się płynie. Bardzo przyjemnie się ją czyta. W dodatku pomysł, który może nie do końca został wykorzystany, ale i tak jest dla mnie sporym plusem. Niewątpliwie wątek Marshalla, który skupiał na sobie całą moją uwagę oraz jego szczerość bycia - może dziwnie to zabrzmi - ale wydawał mi się taki... Prawdziwy.
"Wyśnione miejsca" to książka, którą polecam głównie nastolatkom, bo to właśnie do nich jest ona kierowana. Sądzę, że to właśnie ta grupa wiekowa idealnie się w niej odnajdzie.
http://sol-shadowhunter.blogspot.com
Jako, że jestem sroką okładkową, to zapragnęłam mieć tę powieść, bo sami przyznajcie... Ta okładka jest przepiękna! I właściwie wiele mówiąca o samej treści książki. W ogóle przemówił do mnie motyw snów. Szkoda tylko, że autorka tematu nie zgłębiła, a powierzchownie nam go przedstawiła. Coś tam o metodach relaksacyjnych, świeczki, liczenie wstecz itp. No zbyt wiele mi to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wydawnictwo Prószyński i S-ka ponownie zaserwowało mi dawkę obyczajowej powieści. Tym razem w postaci tytułu "We dnie, w nocy". Wiecie z czym skojarzył mi się tytuł? Z modlitwą do Anioła Stróża:
Aniele Boży, stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, wieczór, we dnie, w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy,
Strzeż duszy, ciała mego,
zaprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.
A najlepsze jest to, że niewiele się pomyliłam, bo uwaga! W książce jest anielski motyw (jak ja uwielbiam anioły!). I to właśnie według mnie jest największy plus tej powieści. Nie mówiąc tym samym, że reszta nie jest dobra. Jest, ale nie do końca odnalazłam się w tej powieści. Owszem, dobrze mi się ją czytało. Autorka włada zgrabnym językiem, ale czasami zbyt prostym. Często również są przeplatane wątki, przez co czasami traciłam wątek, kto, co, dlaczego i ale jak to?!. Oczywiście to, że ja się gubiłam i nie bardzo odnalazłam się w powieści, nie znaczy, że inni czytelnicy będą tak samo odbierać niniejszą lekturę.
Pisząc, przeplatane wątki mam na myśli to, że autorka wprowadza czytelnika w świat swojej powieści oczami trzech postaci: Anny, Piotra i Anioła Stróża Anny. Muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się ten zabieg, ale mimo wszystko czasami traciłam wątek. Właśnie dzięki temu, że widzimy wszystko z trzech różnych perspektyw i mamy wgląd w sytuację każdej postaci. Podoba mi się również to, że autorka wtrącała wątki z przeszłości, co w zasadzie logiczne, bo przeszłość Anny i Piotra odgrywa kluczową rolę w "We dnie, w nocy".
Agata Kołakowska nakreśliła nam interesujące postaci i równie interesująco przedstawiła nam ich historię. Poznajemy Annę, która na początku książki wydaje nam się spełnioną matką i szczęśliwą żoną. Wszystko z biegiem czasu nabiera zupełnie innych barw. Jako czytelnicy, dowiadujemy się o Annie wielu rzeczy. Na przykład tego, jak wiele ta kobieta tłumi w sobie emocji, jak wiele poświęciła dla swojego obecnego "ja". Dlaczego obecnego "ja"? Dlatego, że odniosłam wrażenie, że Anna tak naprawdę posiada drugie "ja", to, które ukazuje nam przyszłość widzianą oczami jej przeszłości. Jako nastolatka Anna pragnęła zostać aktorką, jej marzeniem było odgrywać wielkie role... Niestety życie sprowadziło ją na ziemię. Aktualne "ja" Anny jawi się tym, że skończyła polonistykę i znalazła pracę jako sekretarka - odniosłam wrażenie, że teraźniejszość ją przytłoczyła. Jest jeszcze druga główna postać, Piotr, który posiada wspaniałą rodzinę: dwie córeczki i żonę, którą kocha... Piotr w przeszłości zrobił coś, co zaważyło nie tylko na jego życiu, ale również życiu Anny.
Zastanawiam się, jak można być takim potworem, który robi innym świadomą krzywdę. Potworem, który wykorzystuje zaufanie innych ludzi i sprawia, że ci cierpią... Nigdy tego nie zrozumiem. Ale wiem jedno, takich drani, jest na tym świecie cała masa... Szkoda, że kary nie są adekwatne do zbrodni. A najgorsza jest nieświadomość, naiwność osób pokrzywdzonych i brak sił aby mogły się bronić.
Reasumując, Agata Kołakowska zrobiła kawał dobrej roboty. Nie dość, że stworzyła intrygującą historię, to jeszcze zgrabnie przelała ją na papier. Historię nie byle jaką, historię, jakich wiele się słyszy w życiu realnym... W pewnym sensie również ostrzega nas kobiety, abyśmy starały się uważać na to zło, które czyha gdzieś za rogiem. Dlatego moje drogie Panie, polecam Wam "We dnie, w nocy", bo książka niesie ze sobą ważny komunikat, obok którego nie da się przejść obojętnie.
http://sol-shadowhunter.blogspot.com/
Wydawnictwo Prószyński i S-ka ponownie zaserwowało mi dawkę obyczajowej powieści. Tym razem w postaci tytułu "We dnie, w nocy". Wiecie z czym skojarzył mi się tytuł? Z modlitwą do Anioła Stróża:
Aniele Boży, stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, wieczór, we dnie, w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy,
Strzeż duszy, ciała mego,
zaprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.
A...
Na wstępie napiszę Wam, że zaskoczyła mnie ta książka... I to bardzo zaskoczyła. Spodziewałam się pewnej melancholijnej i dramatycznej powieści, a otrzymałam bardzo zabawną, ciepłą i mega wciągającą lekturę! Jestem bardzo na tak, jeśli chodzi o powieść Dzielnym będzie przebaczone. Kurcze, tak czytałam tę książkę i to chyba pierwsza taka historia z wojną światową w tle, która ukazuje życie bohaterów w taki sposób... W takim ciepłym, pełnym humoru, wyszukanym i przyjemnym klimacie. Jestem niezmiernie zadowolona, że mogłam ją przeczytać i już teraz mogę Wam ją polecić!
Głównych bohaterów jest tutaj dwoje (dodatkowych dwoje, równie ważnych jest nieco na drugim planie), a ich losy są ze sobą bardzo powiązane i splatają się w jedność. Na początku poznajemy Mary i byłam przekonana, że to ona będzie tutaj wiodła prym. Młoda dziewczyna, która podczas wojny pragnie coś zdziałać. Pragnie uczyć dzieci, nawet jej się to udaje, do pewnego momentu. Momentu kiedy jej plany legną nieco w gruzach, ale za to dziewczyna poznaje miłość. Jednak czy to jest miłość jej życia? Czas to wszystko zweryfikował. Niemniej nie o tym... Tom jest interesującym młodzieńcem, który jest nieco tchórzliwy, ale bardzo sympatyczny. Tom mieszka wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Alistairem, który wyrusza na wojaczkę. Pewnego razu Alistair wraca na przepustkę do miasta, w którym niegdyś mieszkał. Tom bardzo chciałby, żeby jego przyjaciel był szczęśliwy, tak jak on sam, i w tym celu pragnie wraz z Mary zapoznać go z Hildą. Najlepszą przyjaciółką Mary. Wszystko się jednak komplikuje, ponieważ Alistair najchętniej widziałby u swego boku ognistą (włosami i temperamentem) Mary...
Nie myślcie jednak, że jest tutaj jakiś trójkąt miłosny, czy coś w tym rodzaju. Właśnie za to taki ogromny plus dla autora, który świetnie to wszystko przedstawił. Tę całą zawiłość w relacjach, emocjach, uczuciach i wydarzeniach. Bardzo mi się do podobało. I to, jak to wszystko potrafiło się zmienić, jak wiele rzeczy mnie zaskoczyło...
Dzielnym będzie przebaczone, to nie historia, która wniesie jakąś nowość w świat książek o tematyce wojny światowej, ale książka, która mimo wszystko wyróżnia się na ich tle. Może tym humorem, tym opisem relacji? Na pewno ja o niej nie zapomnę i zawsze, gdy będę czytała kolejną książkę z wątkiem wojny, będę sobie ją przypominała.
Autor ma świetny styl językowy. Zawsze książki o takim klimacie czytało mi się średnio lekko, a tutaj? Przez całą treść niemalże przepłynęłam ja jednym oddechu. Nawet nie zauważyłam, kiedy ją skończyłam. Lekkość tej książki zawdzięczamy fajnym dialogom, nieprzesadzonym opisom miejsc i wydarzeń, świetnie wykreowanym postaciom oraz wcześniej wspomnianemu stylowi językowemu. Przyjemność czytania oceniam na celujący.
Książka Dzielnym będzie przebaczone, jest o miłości, straconej, nowej, nieszczęśliwej, trudnej. O przyjaźni, zaufaniu, oddaniu, dążeniu do celu... Pomocy bliźniemu i wartościach, o których często ludzie zapominają. Dlatego gorąco polecam Wam tę historię. Sądzę, że jeśli lubicie te wszystkie tematy poruszane w literaturze, to się nie zawiedziecie.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Na wstępie napiszę Wam, że zaskoczyła mnie ta książka... I to bardzo zaskoczyła. Spodziewałam się pewnej melancholijnej i dramatycznej powieści, a otrzymałam bardzo zabawną, ciepłą i mega wciągającą lekturę! Jestem bardzo na tak, jeśli chodzi o powieść Dzielnym będzie przebaczone. Kurcze, tak czytałam tę książkę i to chyba pierwsza taka historia z wojną światową w tle,...
więcej Pokaż mimo to