-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
Dawno już nie czytałam żadnej wampirzej powieści. Kiedy zobaczyłam okładkę "Raven" stwierdziłam, że mam ochotę przeczytać tę książkę. W dodatku jej autorka jest znana z bestsellerowego cyklu "Piekło Gabriela", który to rozkochał w sobie rzeszę fanek na całym świecie. Przyznaję, że tamtego cyklu nie czytałam, ale na "Raven" się skusiłam.
Od razu Wam piszę, że nie jest to "Zmierzch". Nie ma tutaj nieustannego przygryzania wargi, świecenia w świetle słonecznym (czy nawet księżycowym). Nie ma tutaj nastoletniej miłości aż po grób. Nie ma tego wszystkiego ponieważ, jest to książka skierowana do dojrzałego odbiorcy. Jest kilka scen erotycznych, ale nie są one tak - że tak powiem - wyłuszczone. Nie są przesadne i niesmaczne.
Przez moje ręce przewinęło się naprawdę sporo książek z wątkiem wampirzym. Niektóre były tragiczne, inne po prostu słabe, a jeszcze inne rewelacyjne. "Raven" zalicza się do tych dobrych, ale w zasadzie nic nowego w świat wampirzy niewnoszących. Ot, kolejna, przyjemna powieść o wampirzym władcy, którego serce mięknie na widok pięknej niewiasty. Może się to wydawać oklepane, ale szczerze mówiąc, mnie się podobało. Nic w tej książce nie sprawiło, żebym dała jej jakiś minus. Jest konkretna fabuła, są dobrze przedstawione postaci i relacja między nimi.
"Raven" polecić mogę osobom, które lubują się w nieco ostrzejszych klimatach, wampirzym świecie oraz tym, którzy po prostu lubią tego typu literaturę. Mnie się podobało. Miło spędziłam czas podczas czytania książki Reynard.
Dawno już nie czytałam żadnej wampirzej powieści. Kiedy zobaczyłam okładkę "Raven" stwierdziłam, że mam ochotę przeczytać tę książkę. W dodatku jej autorka jest znana z bestsellerowego cyklu "Piekło Gabriela", który to rozkochał w sobie rzeszę fanek na całym świecie. Przyznaję, że tamtego cyklu nie czytałam, ale na "Raven" się skusiłam.
Od razu Wam piszę, że nie jest to...
No i to, to ja rozumiem! Jest ogień, jest moc, jest "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów"! Jestem fanką urban fantasy i z przekonaniem mogę powiedzieć, że niniejsza powieść nie odchodzi zupełnie od zagranicznych pod względem wspaniałości. Pisząc zagranicznych, mam tutaj na myśli takich cudownych autorów jak Patricia Briggs, Kim Harrison czy duet Ilona Andrews - których sobie nieskończenie cenię. Aneta Jadowska swoją najnowszą serią zajęła miejsce wśród nich.
Poprzednia seria autorki, o Dorze Wilk była dobra, ale nie czułam się jakoś szczególnie nią zachwycona. Obawiałam się, że Nikita również otrzyma miano dobrej... Ale zaskoczyła mnie i śmiało rzeknę, iż... Jestem zachwycona. Jeśli kolejne tomy tej serii będą równie dobre, albo lepsze, no to będzie brak słów. Kurde no... będę się zachwycać w niniejszej opinii, bo inaczej nie potrafię. Zaczynając "Dziewczynę z dzielnicy cudów" nie sądziłam, że nie będę się mogła od niej oderwać. Ta książka tak mnie wciągnęła, jak Zakochany Kundel wciągał spaghetti.
Nikita, to twarda babka, a takie w książkach lubię najbardziej. Nie biadoli, tylko działa! Nie będę się za bardzo rozpisywała na jej temat, bo po prostu musicie poznać ją sami. Autorka świetnie wykreowała jej postać i na pewno mocno wyróżnia się ona na tle pozostałych, które są ciekawe, ale jednak nie zapadają tak mocno w pamięć. Jest jeszcze tajemniczy jegomość, którego nie mogłam rozgryźć do samego końca książki. I.. W zasadzie nadal go nie rozgryzłam! Chcę kolejny tom!
Bardzo podobał mi się świat, a w zasadzie dwa światy, jakie stworzyła Aneta Jadowska. Przypominał mi nieco Atlantę z książek o Kate Daniels, dlatego tym bardziej go polubiłam. Odnalazłam się w nim bez problemu i z ogromnym zainteresowaniem poznawałam jego "nowinki". Autorka świetnie poradziła sobie z tą całą otoczką magii, której w książce jest ogrom.
Książkę tę polecam każdemu, kto ceni sobie dobrą fantastykę, niebanalne postaci i świetnie stworzony świat, który wciąga czytelnika w swoje odmęty. Ja osobiście jestem zachwycona i pragnę więcej. Z (nie)cierpliwością będę wyczekiwała drugiego tomu. A jako, że ta opinia jest przedpremierowa, to Wam radzę odkładać pieniążki i czekać na 14 września, bo wtedy będzie premiera "Dziewczyny z Dzielnicy Cudów". Wyczekujcie, bo cholernie warto!
sol-shadowhunter.blogspot.com
No i to, to ja rozumiem! Jest ogień, jest moc, jest "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów"! Jestem fanką urban fantasy i z przekonaniem mogę powiedzieć, że niniejsza powieść nie odchodzi zupełnie od zagranicznych pod względem wspaniałości. Pisząc zagranicznych, mam tutaj na myśli takich cudownych autorów jak Patricia Briggs, Kim Harrison czy duet Ilona Andrews - których sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Fan fiction czytałam jak miałam plus/minus szesnaście lat. W zasadzie czytałam tylko jeden fanfick i bardzo mi się podobał. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby przypomnieć sobie tamten czas. Ciekawa byłam tych opowiadań, których opis, mimo że krótki, to jednak całkiem interesujący. Pierwsze opowiadania wołały o pomstę. Naprawdę czytając je zastanawiałam się, co tak właściwie ja czytam i co autor miał na myśli pisząc to, co czytam. Pomyślałam sobie, że jeśli reszta jest w takim tonie, to ja podziękuję. Jednak nie wszystkie były słabe i jedynie to mnie powstrzymało przed odłożeniem książki.
Na pewno plusem jest pomysł na to, aby czytelnik był bohaterem każdego z opowiadań. To znaczy, właśnie taki był zamysł i wydaje mi się, że plan został osiągnięty. Może nie każda przygoda mnie wciągnęła, nie w każdej się odnalazłam, ale w ogólnym rozrachunku pomysł przypadł mi do gustu. Przyznaję, że mogłabym się przyczepić do czegoś w każdym z opowiadań, ale tego nie zrobię. Może dlatego, że nie oczekiwałam niczego innego ponad to, co otrzymałam i nie fair byłoby się czepiać tego, czego oczekiwałam. Niemniej książka wywarła we mnie mieszane uczucia. Nie do końca pozytywne. Przyznam, że w większej mierze się nudziłam, aniżeli dobrze bawiłam. Cóż, bywa i tak. Niemniej nie czuję się zamęczona i zniesmaczona, tak jak ostatnio - czytając niektóre powieści.
Po tę pozycję sięgnęłam ze względu na to, że chciałam czegoś "odmóżdżającego". Wiem, dziwne to i nigdy wcześniej tego nie robiłam. Przynajmniej nie z premedytacją. Niemniej tym razem tego szukałam i to otrzymałam. Niezobowiązującą lekturę możliwie krótkich opowiastek, z których niektóre mnie osłabiły, a niektóre sprawiły, że podczas czytania mogłam myśleć o wszystkim i o niczym. Mogłam myśleć o czymś innym aniżeli o treści, jaką czytam, a to zdarza mi się naprawdę rzadko. Można podpiąć to pod plusy jak i minusy.
Ogólnie mówiąc/pisząc "Imagines" jest lekkim i prostym zbiorem opowiadań. Jeśli szukacie czegoś w tym tonie, to polecam. Jeśli jednak poszukujecie ambitnej lektury, to odradzam. Trzeba lubić tego typu twórczość i jeśli ktoś lubi, to pewnie "Imagines" przypadnie mu do gustu.
http://sol-shadowhunter.blogspot.com/
Fan fiction czytałam jak miałam plus/minus szesnaście lat. W zasadzie czytałam tylko jeden fanfick i bardzo mi się podobał. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby przypomnieć sobie tamten czas. Ciekawa byłam tych opowiadań, których opis, mimo że krótki, to jednak całkiem interesujący. Pierwsze opowiadania wołały o pomstę. Naprawdę czytając je zastanawiałam się, co tak właściwie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niecierpliwie wyczekiwałam kolejnego tomu z serii "Lipowo" i w końcu się doczekałam! Kiedy wpadł w moje sidła, pochłonęłam go raz dwa. Nie mogłam sobie pozwolić na to, by odłożyć tę lekturę na później. Ciekawość by mnie zjadła. Dlatego też, wszystkie plany czytelnicze poszły w kąt, a "Dom czwarty" zajął pierwsze miejsce. Przyznać muszę, że swoją przygodę z tą serią zaczęłam od książki "Utopce", która totalnie mną zawładnęła. Słyszałam, że pierwsze tomy są słabsze - tego nie wiem, ale na pewno to sprawdzę, bo mam już wszystkie na czytniku. Niemniej na razie nie chcę sobie zamieszać w głowie i nieprędko po nie sięgnę. Poczekam (nie)cierpliwie na kolejny tom. A jak wypadł "Dom czwarty"?
Kolejna sprawa. Kolejne morderstwo, a raczej trzy morderstwa. Kolejne tajemnice... I zaginięcie jednej z kluczowych postaci cyklu "Lipowo". Wielu podejrzanych. Masa poszlak i niedopowiedzeń. Zagmatwana przeszłość, która jest kluczem do rozwiązania sprawy... A całość napisana w sposób zrozumiały i lekki, dzięki czeku książkę czyta się niesłychanie szybko. Kiedy skończyłam, to żałowałam, że AŻ tak szybko...
Każda z historii, jakie stworzyła autorka wyróżnia się na tle innych. Inny zabójca, motyw, sprawa, miejsce - to raczej logiczne i Ameryki nie odkryłam. Jednak prócz tych oczywistości jest życie głównych bohaterów. A raczej zmiany, jakie w nim (życiu) oraz nich samych zachodzą. Dzięki temu, bardzo zżyłam się z nimi i przeżywam ich niepowodzenia, wzloty i upadki - co bardzo mi się podoba i sprawia, że książka jest "prawdziwa', a bohaterowie mniej "papierowi". To jest jednym z licznych plusów, jakie dostrzegam w tej serii.
Książka wciągnęła mnie od samego początku, może dlatego, że nie mogłam się doczekać, aż ponownie będę mogła wraz z tymi konkretnymi bohaterami rozwiązywać kolejną sprawę. Tak, temu też, ale przede wszystkim temu, że od niemalże samego początku autorka pobudziła we mnie ciekawość - podrzuciła trop i pozwoliła wczuć się w detektywa. A ja nie lubię - czytając kryminały, książki z wątkiem detektywistycznym - być biernym czytelnikiem. Lubię dedukować, wyłapywać ważne informacje, tworzyć profil zabójcy i pobawić się w dochodzenie. Dlatego cieszę się, że Katarzyna Puzyńska w każdej swojej książce, którą do tej pory przeczytałam - dała mi taką możliwość.
Muszę jednak przyznać, że sprawcę tego ostatniego (chronologicznie biorąc) morderstwa, wytypowałam całkiem szybko i trochę się zawiodłam. Aczkolwiek autorka kompletnie mnie zaskoczyła, wyjawiając tajemnicę pozostałych morderstw. Tego zupełnie się nie spodziewałam.
Podsumowując. Sprawa - na tak! Bohaterowie - świetnie wykreowani, jak najbardziej na plus. Język - nie mam kompletnie nic do zarzucenia. Czy polecam? Oczywiście. Jestem fanką tej serii i wprost łaknę kolejnych jej tomów.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Niecierpliwie wyczekiwałam kolejnego tomu z serii "Lipowo" i w końcu się doczekałam! Kiedy wpadł w moje sidła, pochłonęłam go raz dwa. Nie mogłam sobie pozwolić na to, by odłożyć tę lekturę na później. Ciekawość by mnie zjadła. Dlatego też, wszystkie plany czytelnicze poszły w kąt, a "Dom czwarty" zajął pierwsze miejsce. Przyznać muszę, że swoją przygodę z tą serią zaczęłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie wiem jak mam zacząć niniejszą opinię na temat tej książki... Niezwykłej, wciągającej i w pewien sposób gorszącej (?) książki, jakiej dawno nie czytałam. Książki cholernie dobrej! Książki, której nie sposób zapomnieć, bo "Margo", to książka niesamowita, poruszająca i jednocześnie przerażająca.
Historia, jaką stworzyła Tarryn Fisher, jest jedną z tych prawdziwych, dramatycznych i w pewien sposób strasznych. Nie. Ta książka nie jest dla każdego. "Margo" jest tytułem dla ludzi o mocnych nerwach, to na pewno.
Styl autorki już poznałam i wiedziałam, że będzie to coś mocnego. Dlatego nie mogłam się doczekać, aż wpadnie w moje ręce i będę ja mogła przeczytać. Nie zawiodłam się, Fisher trzyma poziom, nie tworzy banalnych historii, jakich wiele, oj nie. "Margo" jest tego najlepszym przykładem. A główna bohaterka rozwaliła system. Dosłownie! Ale przejdźmy do konkretów. Jeśli moja opinia wyda Ci się trochę chaotyczna, to przepraszam, ale emocje po lekturze nadal nie opadły.
Nie chcę Wam za wiele zdradzać, bo wiadomym jest, że nie o to chodzi, aby w opinii streścić książkę. Jest pewne miasteczko, o którym niewiele się mówi.... Miasteczko, w którym niewiele się dzieje, przynajmniej niewiele dobrego. W tym miasteczku żyje tytułowa Margo, którą poznajemy jako trzynastolatkę i stopniowo przechodzimy przez etapy jej życia dochodząc do dorosłości. Dziewczynę wychowuje matka, chociaż słowo "wychowuje" jest tutaj co najmniej nie na miejscu, a dlaczego? Dowiecie się sami. Margo, to sympatyczna dziewczynka, która zamienia się w naprawdę nieprzyjemną istotkę. Wystarczyło jedno wydarzenie, a potem lawina poszła w ruch.
Margo to główna postać, która z jednej strony jest postacią pozytywną, a z drugiej jest czarnym charakterem całej powieści. I właśnie to jest najlepsze! Sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tej postaci i w ogóle, po całej historii. I kurczę, Tarryn Fisher zaskoczyła mnie totalnie. Wydawało mi się, że wiem co się dzieje i poniekąd wiem, co się stanie, a tutaj bum! Kompletne zaskoczenie! Autorka wie, co robi i najważniejsze, wie jak to zrobić, żeby czytelnikowi szczena opadła.
Pomysł i jego wykorzystanie: 10/10
Kreacja bohaterów: 10/10
Całość: 11/10
Dobrych książek tego typu jest naprawdę niewiele, dlatego tę należy sobie cenić i czekać na kolejną książkę Fisher, bo warto! A tymczasem lećcie do księgarni, zamawiajcie przez internet... naprawdę nieważne, ważne abyście zakupili "Margo", bo inaczej możecie żałować, że tego nie uczyniliście.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Nie wiem jak mam zacząć niniejszą opinię na temat tej książki... Niezwykłej, wciągającej i w pewien sposób gorszącej (?) książki, jakiej dawno nie czytałam. Książki cholernie dobrej! Książki, której nie sposób zapomnieć, bo "Margo", to książka niesamowita, poruszająca i jednocześnie przerażająca.
Historia, jaką stworzyła Tarryn Fisher, jest jedną z tych prawdziwych,...
Nad tą książką zastanawiałam się dość długo. Czy aby na pewno jest to tytuł dla mnie, czy mi się spodoba... Nie ukrywając, jest to dość obszerna historia, spisana na 800 stronach. Nie przeczytałam jej na "raz". Miałam do niej kilka podejść, ponieważ wiedziałam, że jeśli wmuszę ją w siebie na raz, to może mnie ona zwyczajnie zmęczyć. I powiem Wam, że dobrze zrobiłam, przeplatając ją sobie innymi książkami. Dzięki temu nie mogę jej zarzucić niczego negatywnego.
"7ew" nie jest książką dla każdego. Na pewno spodoba się miłośnikom oryginalnych powieści, ale również fanom science fiction. Każdy, kto lubi niebanalne cegiełki, będzie zadowolony z właśnie tej. Dlaczego? Stephenson stworzył porywające, świetnie dopracowane dzieło, którego świat oszołomi czytelnika. Przynajmniej w moim przypadku tak właśnie było. Już sam początek zwiastował, że "7ew" będzie niezwykłą przygodą. A im dalej, tym lepiej! Oglądałam wiele filmów katastroficznych, gdzie to Ziemia była zagrożona, a ludzkość została skazana na wymarcie i przeważnie każdy mi się podobał. Dlatego kiedy dotarłam do najciekawszego momentu w niniejszej książce, nie mogłam sobie pozwolić na jej odłożenie. Czy wspominałam, że wciąga? Tak wspominałam. Mimo to, tak jak we wstępie wspominałam, kiedy nachodziła pewna zmiana i akcja spowalniała, pozwalałam sobie na odłożenie książki i powrót do niej "za jakiś czas".
Z opisu na okładce można sporo wywnioskować, ale to w opisach zawartych w książce jest cały smaczek. W tej akcji, przygodzie i świetnie wykreowanym świecie. Książkę/historię poznajemy w trzech częściach. Pierwsza przygotowuje czytelnika do tego, co ma nadejść. Opisuje nam wszystko sprzed kataklizmu. Część druga jest podzielona na to, co wydarzyło się na Ziemi i to, co się z nią dzieje oraz, to co dzieje się na Arce, która zostaje wystrzelona w kosmos z ludźmi... Ludźmi, którzy od nowa muszą nauczyć się żyć. Żyć na nowo, uczyć się wielu rzeczy i po prostu walczyć o przetrwanie. A część trzecia? Moim zdaniem najsłabsza, w której akcja rozgrywa się długo po tym, co nastąpiło wcześniej. Czyli Nowa Ziemia, powrót - wszystko pięknie i ładnie...
W zasadzie książka jest świetna, mogłabym się trochę czepiać tej wizji autora, że jest ona niezbyt realna, ale hej! Przecież to jest science fiction, więc czepiać się nie będę. Niemniej wspominam o tym, bo czytając te dramatyczne wydarzenia wczułam się w życie tych ludzi. Ba! Czasem nawet stawiałam się w ich, niezbyt komfortowej sytuacji i myślałam sobie "a co by było, gdyby...?". Jak dla mnie bomba! Chociaż, żeby jakoś osobiście odnieść się do któregoś z wielu bohaterów, to ciężko... Autor niespecjalnie dał mi na to szansę. Niemniej nie narzekam.
Ogólnie rzecz biorąc - już gdzieś to czytałam i się z tym zgadzam - historia stworzona przez Stephensona idealnie nadaje się na zekranizowanie. Z chęcią zobaczyłabym "7ew" na dużym ekranie. Kto wie, może ktoś się pokusi. Jeśli lubujecie się w katastrofach, końcach świata i książkach science fiction, to polecam!
sol-shadowhunter.blogspot.com
Nad tą książką zastanawiałam się dość długo. Czy aby na pewno jest to tytuł dla mnie, czy mi się spodoba... Nie ukrywając, jest to dość obszerna historia, spisana na 800 stronach. Nie przeczytałam jej na "raz". Miałam do niej kilka podejść, ponieważ wiedziałam, że jeśli wmuszę ją w siebie na raz, to może mnie ona zwyczajnie zmęczyć. I powiem Wam, że dobrze zrobiłam,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiaj przychodzę do Was z moją opinią na temat nowej książki Ewy Seno. Poprzednich jej powieści nie czytałam, dlatego też nie miałam pojęcia o tym, jaki styl posiada autorka. Jak wiecie, ja nieczęsto sięgam po powieści rodzimych autorów. Wyjątkiem są kryminały i z rzadka, obyczajówki oraz, z bardzo rzadka fantasy. Nie wiem czemu, ale ciągle utrzymuję się w przekonaniu, że książki fantastyczne dla młodzieży, z młodzieżowymi bohaterami wychodzą "nam" słabo. A szkoda.
Jak wypadła książka Ewy Seno?
"Kontrakt" to tom pierwszy, który wprowadza nas w świat Emmy i jej zemsty. Sama się zastanawiam, czy sięgnę po tom drugi, gdyż jakoś niespecjalnie jestem ciekawa dalszych poczynań głównej bohaterki. "W ogień" nie jest zła, ale rewelacji ciężko się tutaj doszukać. Ogromnym plusem i zarazem pochwałą dla autorki jest jej styl. Powieść rewelacyjnie się czyta. Nawet pomimo bardzo irytującej bohaterki, która często mnie denerwowała swoim durnym zachowaniem...
Wiecie, ja nie mam nawet żadnego "ale" względem tego, że w piekle nosi się imiona archaniołów. Najlepsze jest to, że gorliwa katoliczka, jaką jest Emma nawet tego nie zauważa. Co dla mnie jest jawną... ignorancją. Chyba, że to przeoczyłam, wtedy ja wyjdę na ignorantkę, ale nie wydaje mi się, żeby tak było. Rozumiem, że autorka chciała coś zmienić. Nie chciała tej schematyczności i w zasadzie mi to nie przeszkadza. Ale przeszkadza mi to głupie zachowanie Emmy, które niestety musiałam śledzić przez całą powieść. W dodatku ta nagła przemiana Emmy ze spokojnej i wierzącej dziewczyny w kobietę wampa naprawdę mnie rozwaliła. Nawet teraz się śmieję i kręcę głową, jak o tym pomyślę. Może autorka za szybko chciała wszystko rozwinąć... Bo właśnie tego rozwinięcia ważnych moim zdaniem wątków, była potrzebna.
Tak jakoś wyszło, że książka jest OK, ale nie jest tą, której kontynuacji łaknę. Nie przemówiła do mnie ta wizja autorki, pomimo, że pomysł naprawdę był fajny. Szkoda, że wykonanie już takie raczej średnie. Myślę jednak, że niektórym może się ona spodobać. Może tym, którzy dopiero wchodzą w świat książek z wątkami fantasy/paranormal. Dlatego, jeśli macie ochotę, to zainteresujcie się niniejszą pozycją. Kto wie, może Wam się spodoba.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Dzisiaj przychodzę do Was z moją opinią na temat nowej książki Ewy Seno. Poprzednich jej powieści nie czytałam, dlatego też nie miałam pojęcia o tym, jaki styl posiada autorka. Jak wiecie, ja nieczęsto sięgam po powieści rodzimych autorów. Wyjątkiem są kryminały i z rzadka, obyczajówki oraz, z bardzo rzadka fantasy. Nie wiem czemu, ale ciągle utrzymuję się w przekonaniu, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytałam poprzednią serię Scott i porównując ją do niniejszej powieści stwierdzam, że "Tytany" podobała mi się o wiele bardziej. Może przez to, że bohaterka wydaje się bardziej ogarnięta od tej, z poprzedniej serii? Tak, chyba głównie dzięki temu.
Zacznę od tego, że pomysł na książkę jest naprawdę dobry. Podobają mi się tytany, ta cała ich wizja i otoczka. Naprawdę fajna sprawa i wykonanie również. Autorka poradziła sobie z pokazaniem czytelnikowi konkretnego świata, konkretnych maszyn i w zasadzie konkretnych postaci. Lubię, kiedy w książkach czuć pewność siebie autora... Pewnie się zastanawiacie o co mi chodzi... Już wyjaśniam. Otóż, często jest tak, że wyczuwam, kiedy autor stracił zapał, pewność siebie, tudzież pomysł na daną postać, wydarzenie czy opis. Chociaż to może wynikać również z tłumaczenia, więc może nie mam racji o pewność autora. Niemniej Victoria Scott i tłumacz, poradzili sobie bardo dobrze, a ja odczułam pełną przyjemność z czytania niniejszej lektury.
We wstępie wspomniałam o tym, że główna bohaterka przypadła mi do gustu. Astrid jest nastolatką z głową na karku. Nie użala się nad sobą, pomimo iż ma niebanalne problemy rodzinne. Co więcej, bierze sprawy w swoje ręce, ażeby poprawić swoim bliskim oraz sobie byt. Zarówno ona, jej przyjaciółka jak i Gałgan - trochę dziwny starszy pan, który pomaga jej zrealizować marzenie i jeden ważny cel. Te trzy, jak i cała reszta postaci zostały naprawdę fajnie wykreowane. W zasadzie nie mam czego się uczepić, tak więc ocena postaci na bardzo dobry.
Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś mniej zaskakującego po "Tytanach", a otrzymałam lekturę, która przekonała mnie do siebie już od pierwszych stron. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość poznania najnowszej powieści Scott. Co więcej, będę wyczekiwać kolejnych, bo mam wrażenie, że autorka może mnie jeszcze zaskoczyć pozytywnie niejeden raz!
sol-shadowhunter.blogspot.com
Czytałam poprzednią serię Scott i porównując ją do niniejszej powieści stwierdzam, że "Tytany" podobała mi się o wiele bardziej. Może przez to, że bohaterka wydaje się bardziej ogarnięta od tej, z poprzedniej serii? Tak, chyba głównie dzięki temu.
Zacznę od tego, że pomysł na książkę jest naprawdę dobry. Podobają mi się tytany, ta cała ich wizja i otoczka. Naprawdę fajna...
Patrząc na okładkę, można się nieźle pomylić co do samej treści. Przyznam, że kiedy pierwszy raz ją ujrzałam, pomyślałam sobie, że będzie to taka typowa obyczajówka, jakich na rynku wydawniczym jest wiele. Niemniej jednak, kiedy zagłębiłam się w treść, odkryłam coś zupełnie innego...
Tytuł jest adekwatny do samej treści, ponieważ główna bohaterka, Monika, znika w ostatni dzień roku, w którym rozgrywa się powieść. Wychodzi z domu bez torebki, bez komórki... Nie zostawia żadnego listu. Po prostu znika. Nikt nie wie dlaczego, co się stało, gdzie się podziewa. Czy gdzieś wyjechała? Ktoś ją porwał? Ktoś zrobił jej krzywdę? Przecież była szczęśliwą mężatką, kochaną córką i siostrą. Miała dobrą pracę... Co się stało z Moniką?
Powiem tak, pierwsze (około) sto stron było wciągające. Powiedziałabym nawet, że świetne. Ten element dramatu okraszonego tajemnicą i małą dozą czegoś strasznego, był nie tyle ujmujący, co przekonujący. Miałam nadzieję, że książka będzie utrzymana w tym tonie do samego końca. Niemniej, gdzieś, coś zaczęło się psuć... Magda (siostra Moniki), której oczami przemierzaliśmy stronice powieści zaczęła mnie irytować. Jak wcześniej pałałam do niej dużą dozą sympatii, tak gdzieś powoli ta sympatia malała. Może przez jej niedojrzałe zachowanie? Może przez to, że ciągle się nad sobą użalała i oczekiwała, że inni również będą się nie tyle nad nią, co nad sobą użalać. Ileż można? Ja rozumiem, że to, co spotkało tę rodzinę jest czymś okropnym. Ta niewiedza, ciągła nadzieja, że Monika gdzieś tam jest, że wróci... Niemniej, takie "radzenie" sobie z tą traumą, z tym żalem, jakie zaserwowała nam Magda nie jest czymś, co ja aprobuję, nie przekonało mnie to.
Pomysł i wykonanie jak najbardziej na plus. Chociaż autorka mogła się bardziej skupić na tym wątku zaginionej Moniki, a nie na tych jednopoziomowych uczuciach, jakimi zarzucała nas Monika. Chciałam więcej tego dreszczyku emocji, napięcia, które trzymałoby mnie do samego końca w swoich szponach. A tutaj otrzymałam monotematyczność. Magda smutna. Magda zraniona. Magda sama nie wie czego chce. I tak w kółko. Sądzę, że gdyby Katarzyna Misiołek poświęciła więcej uwagi na wątek Moniki, wyszłoby to o wiele bardziej na plus. Jednak to jest moje zdanie. Widziałam kilka opinii, które wskazywały na to, że odbiorca był zachwycony powieścią i sądzę, że wielu z Was może się zachwycić "Ostatnim dniem roku"; tego Wam życzę.
Książka jest fajnie napisana. Przez treść się po prostu płynie. Porusza bardzo ważny temat, który (niestety) zawsze będzie na czasie, ponieważ coraz więcej osób ginie w nieznanych okolicznościach. Rodzina i przyjaciele ich poszukują, często bez rezultatu. Nie chciałabym się znaleźć w podobnej sytuacji, a ta książka z jednej strony sprawiła, że poczułam się jakby Monika była moją siostrą. Z drugiej zaś strony autorka pokazała mi, że nie wolno tracić ani chwili, trzeba spędzać jak najwięcej czasu z bliskimi i docenić to, że się ich ma. I pomimo kilku minusów, i tak bardzo mi się podobała i czytałam ją z niemałą przyjemnością. Chociaż coś z tym zakończeniem nie do końca wyszło...
sol-shadowhunter.blogspot.com
Patrząc na okładkę, można się nieźle pomylić co do samej treści. Przyznam, że kiedy pierwszy raz ją ujrzałam, pomyślałam sobie, że będzie to taka typowa obyczajówka, jakich na rynku wydawniczym jest wiele. Niemniej jednak, kiedy zagłębiłam się w treść, odkryłam coś zupełnie innego...
Tytuł jest adekwatny do samej treści, ponieważ główna bohaterka, Monika, znika w ostatni...
Osobiście nie zakupuję, nie czytuję i nie interesuję się nowościami wydawnictwa Novae Res, gdyż miałam już styczność z kilkoma książkami, które miały kiepskie tłumaczenie, bądź beznadziejną korektę. Jednak tym razem sama autorka napisała do mnie z propozycją wysłania mi książki do recenzji. Stwierdziłam więc, czemu nie. Nie spodziewałam się w sumie niczego konkretnego, aczkolwiek szczerze przyznam, że sądziłam, iż książka będzie całkiem niezła. Niestety, całkiem niezły okazał się pomysł, jednak wykonanie nie do końca mi spasowało.
Trochę to wszystko zagmatwane, niespójne i takie naiwne... No sama nie wiem. Nie przekonała mnie ta historia. Miałam wątpliwości czy po kilku rozdziałach czytać dalej, czy może sięgnąć po coś innego. Takie naiwne książki nie są już chyba dla mnie. Może dla nastoletnich, młodszych czytelniczek owszem. I może to właśnie im spodoba się "Świetlna układanka". Miałam styczność z wieloma książkami z wątkiem paranoormalnym/fantastycznym, jednak książka Anny Głuszczak - Turskiej mnie nie zaskoczyła, i nie wniosła w moje czytelnicze doświadczenie nic nowego.
Jak wspomniałam, pomysł na historię był dobry. Tylko wykonanie zawiodło. Brakowało mi konkretniejszego opisu tych dwóch światów, jakie stworzyła autorka. Brakowało mi wciągającej fabuły. Nie zżyłam się również z bohaterami, którzy nie byli dobrze wykreowani. Nie byli, że tak powiem skonkretyzowani, charakterni.
Bardzo natomiast podobały mi się ilustracje, które ja osobiście sobie cenię w każdej książce. A trzeba przyznać, że niestety w większości powieści ich nie ma. I chociaż w "Świetlnej układance" nie było ich wiele, to i tak skradły moje serce.
Komu mogę polecić niniejszą powieść? Młodzieży. Głownie młodzieży. Sądzę, że dorosły czytelnik może nie poczuć tej magii (mój przykład), natomiast młodszy, doceni całokształt i te małe detale, które pomimo iż książka ogólnie jest niezła, sprawią, że wydaje się magiczna.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Osobiście nie zakupuję, nie czytuję i nie interesuję się nowościami wydawnictwa Novae Res, gdyż miałam już styczność z kilkoma książkami, które miały kiepskie tłumaczenie, bądź beznadziejną korektę. Jednak tym razem sama autorka napisała do mnie z propozycją wysłania mi książki do recenzji. Stwierdziłam więc, czemu nie. Nie spodziewałam się w sumie niczego konkretnego,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiaj krótko na temat książki Anny B. Kann pt. "Powrót do Barcelony". Przyznaję, że nie przeczytałam "Do zobaczenia w Barcelonie", ale sądzę, że i tak nie wpłynęłoby to na moją ocenę tej powieści. Kann opisała nam szarą rzeczywistość swoich bohaterek, więc nie spodziewajcie się wesołej i ciepłej lektury. Czasem takie "szarości" są potrzebne, tak więc z ciekawości sięgnęłam po niniejszą nowość wydawniczą. Jednak nie do końca jestem zadowolona z lektury. Nie było to coś, czego oczekiwałam...
Z początku nieco się pogubiłam, bo na okładce wyraźnie nie ma wzmianki o drugiej głównej postaci imieniem Maria (siostrze Ewy). Kiedy więc przez pierwsze kilkadziesiąt stron czytałam losy Marii, to pomyślałam sobie, że coś jest tutaj wyraźnie nie tak, jak powinno. Później pojawia się Ewa, jednak nadal miałam wrażenie, że pierwsze skrzypce tej historii gra Maria i jej problemy życiowe. Niestety nie zapałałam szczególną sympatią do bohaterów książki Anny B. Kann... Nie to, że ich nie polubiłam, ale szczerze powiedziawszy były mi obojętne, a to źle.
Opisy pięknych miejsc, których nie było mi dane poznać były interesujące i ciekawe - to był moim zdaniem najmocniejszy element książki.
Tak naprawdę tempo tej historii jest dosyć mozolne, więc jeśli ktoś lubi porywające książki i akcję, to zapewne nie spodoba mu się niniejsza lektura. Natomiast jeśli drogie Panie szukacie typowo kobiecej powieści z szarościami życia dojrzałej kobiety, to rozważcie przeczytanie Powrotu do Barcelony.
Dzisiaj krótko na temat książki Anny B. Kann pt. "Powrót do Barcelony". Przyznaję, że nie przeczytałam "Do zobaczenia w Barcelonie", ale sądzę, że i tak nie wpłynęłoby to na moją ocenę tej powieści. Kann opisała nam szarą rzeczywistość swoich bohaterek, więc nie spodziewajcie się wesołej i ciepłej lektury. Czasem takie "szarości" są potrzebne, tak więc z ciekawości...
więcej Pokaż mimo to