-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-18
2024-04-11
Mamy tutaj dwa światy – zwyczajny świat ludzi oraz Zaczarowaną Krainę elfów.
Główną bohaterką jest elfka Ava, którą jako małe dziecko z tej Krainy wygnano i wychowała się wśród ludzi.
Rozpada się jej wieloletni związek, w którym planowała swoją przyszłość i bardzo się angażowała, również finansowo, więc postanawia te swoje smutki zalać w barze napojami nie 0%. I oczywiście w trakcie tej jej posiadówy tam w telewizji ogłoszone jest, że król elfów urządza turniej, który ma wyłonić jego żonę i ma być transmitowany przez ludzką telewizję. A zaraz po tym ogłoszeniu król z obstawą wybiera się do świata ludzi o oczywiście, totalnie przypadkiem, przyjeżdża do TEGO WŁAŚNIE BARU, żeby się napić whiskey i nasza bohaterka nie omieszkuje wygarnąć mu, jaki to durny pomysł z tym turniejem i jak on to jest bubkiem, delikatnie mówiąc.
No i tutaj miałam oczywiście odczucia, że …. *oh shit, here we go again*…. Drugie takie same odczucia miałam w momencie, w którym później nasza dwójka oczywiście zawiera ze sobą układ, bo król decyduje, że Ava jest idealną kandydatką na jego żonę, bo on nie może się zakochać, ponieważ stwarza zagrożenie, a z Avą połączyła ich na start zdecydowana antypatia.
No więc nasza nisko urodzona elfka dołącza do turnieju i ma się zmierzyć z wysoko urodzonymi i obdarzonymi magią księżniczkami. Do Zaczarowanej Krainy zabiera ze sobą swoją ludzką przyjaciółkę no i przez pół książki czytamy o tym, jak to wygląda ta kraina, pałac, pokoje, jedzenie, ubrania… Nuda i miałam takie poczucie „meh”, bo generalnie wychodziło na to, że do klasycznej wersji biedna dziewczyna – bogaty, przystojny męski mężczyzna dodano tylko element tego, że nie jest bussinesmanem, a królem elfów.
Natomiast z czasem zaczęły się pojawiać tutaj… momenty, które trochę wybudzały mnie z trybu automatycznego czytania i były to te elementy świata fantastycznego.
Oczywiście nic wybitnego, ale kiedy zaczęły się pojawiać, to dotyczyły historii rodziny królewskiej oraz całej krainy i powodowały u mnie delikatne zainteresowanie. Widać, że autorka do tego przysiadła, pozgarniała też nazewnictwo... Także całkiem nieźle jak na tego typu książkę.
Jeżeli chodzi o wady, to w pewnym momencie król staje się wulgarny w swoich myślach i też słowach co do bohaterki i niby jest to uzasadniane tym, że elfy to są dzikie stworzenia, które w lasach wyprawiają rzeczy, ale strasznie sztucznie mi to wypadło.
Sposób działania magii też nie jest zamknięty w jakichś konkretnych ryzach, chociaż minimalne próby wprowadzenia ograniczeń są, ale znowu - bez szału.
A ponieważ jest to dylogia i drugi tom wychodzi w maju, to, ku memu własnemu zaskoczeniu, istnieją niezerowe szanse, że go przeczytam.
Mamy tutaj dwa światy – zwyczajny świat ludzi oraz Zaczarowaną Krainę elfów.
Główną bohaterką jest elfka Ava, którą jako małe dziecko z tej Krainy wygnano i wychowała się wśród ludzi.
Rozpada się jej wieloletni związek, w którym planowała swoją przyszłość i bardzo się angażowała, również finansowo, więc postanawia te swoje smutki zalać w barze napojami nie 0%. I...
2024-04-09
Książka wybrana tak totalnie przypadkowo, nie znałam jej wcześniej, ale że szukałam na kwiecień lekkich rzeczy, to stwierdziłam, że a!, spróbuję, najwyżej zrezygnuję, bo to taka młodzieżówka, z jednej strony zemsta, a z drugiej motyw od wrogów do kochanków, klasycznie…
Ale ja totalnie przepadłam! Nawet, jak nie ja, nie włączałam audiobooka, tylko czytałam zachłannie wersję elektroniczną i ją pochłonęłam.
Teraz na moment emocje na bok i słowo o fabule:
Główna bohaterka, która też prowadzi narrację, Mingshin, pomogła swojemu ukochanemu księciu pokonać jego przyrodnich braci i zdobyć tron, ale zaraz potem okazuje się, że on ją wykorzystał, wcale nie darzył jej uczuciem, kazał ją torturować i z zimną krwią chce zakończyć jej żywot.
Umierając, dziewczyna błagała bogów, aby cofnęli czas i dali jej okazję wszystko naprawić.
Jej modły zostają wysłuchane. Pojawia się rozbłysk swiatła i Mingshin budzi się dwa lata wcześniej. Wówczas przyrzeka, że Ren nigdy nie zostanie królem, a ona już nigdy się nie zakocha.
No i wiecie, ja myślałam, ze to pójdzie sobie klasycznie, jak po sznurku, że ona będzie się użalać nad sobą i planować jakoś na swój nastoletni sposób zemstę, a my będziemy tak śledzić te wydarzenia, które raz już się zdarzyły, tylko z nią próbującą coś tam zamieszać.
Ale nieee!
Okazuje się, że Mingshin ma łeb na karku, wróciła do swojego szesnastoletniego ciała, ale z doświadczeniem osiemnastolatki, z którego korzysta.
Po drodze musi zawalczyć o zabezpieczenie majątku rodziny po śmierci ojca oraz uchronić matkę od śmierci.
Oczywiście musi się na nowo zderzyć z czwórką książąt rywalizujących o tron, ale ma przy tym naprawdę przemyślenia i rozważa różne opcje, a w tej wersji wydarzeń okazuje się, że sojuszników znajduje tam, gdzie się nie spodziewa i jest tez podejrzliwa, przez co jako czytelniczka też miałam przez całą książkę te podejrzenia i zastanawiałam się, czy na pewno z tym bohaterem powinna się tak spoufalać, czy to może on/ona nie okaże się niespodziewanym zdrajcą w tej osi czasu…. Także było to angażujące.
A do tego w tej wersji pojawia się przeciwnik, którego poprzednio nie było wcale – wysłannik z kraju, z którym królestwo nie utrzymuje stosunków politycznych. On włada magią, która w tym kraju Mingshin jest zakazana.
I pojawienie się tej postaci wypada jako świetne przełamanie historii, kiedy z początku miałam właśnie te pierwsze jakieś nużące myśli o tym, że będziemy tak iść po sznurku i obserwować tylko tą nastolatkę jak próbuje się nie wysypać.
Pojawienie tej postaci wprowadza wątek czegoś w rodzaju turnieju, zadań do wykonania i to jest napisane na tyle dynamicznie, że wyrywa z tego pierwszego marazmu i to tempo i zainteresowanie potem jest utrzymane do końca książki.
Bohaterowie są świetnie nakreśleni, charakterystyczni, mimo ilości tych postaci ja nie miałam problemu z zapamiętaniem, kto jest kim, a ja zwykle mam ten problem przy mnogości osób.
Słabiej wypadają mniej istotne kwestie. Trochę deus ex machina jest wątek tego, że w nowym życiu Mingshin decyduje się brać lekcje fechtunku, żeby się móc bronić i oczywiście po paru lekcjach ona już jest w stanie parować ciosy, kombinować, tak nad wyraz dobrze jej idzie, chociaż niby jest to uargumentowane tym, że jej atutem jest zwinność i szybkość, a nie siła fizyczna. Ona nie staje też jakoś wybitnie do typowych pojedynków 1 na 1, bardziej gdzieś tam do jakiejś szarpaniny albo wsparcia dla kogoś, więc jeszcze nie jest źle, chociaż rzuca się to w oczy.
Kiepsko są zaznaczone zasady funkcjonowania magii, wiemy, że jest jej ileś tam rodzajów i w sumie niewiele ponadto, chociaż znów jest na to argument – magia w tym królestwie jest zakazana i ci ludzie nie mają z nią kontaktu, wiedza jest szczątkowa, bo księgi kazano spalić. Na pewno powinien to być element rozbudowany w kolejnej części.
No i jedna rzecz, która mnie irytowała w głównej bohaterce to to, że ona była naprawdę zafiksowana na tym, że ten jej były narzeczony to na pewno jest oszustem i wszystkich chce zdradzić i ta jej wściekłość na niego jest taka na 100%, podczas gdy w relacjach z innymi postaciami sama zaznacza, że w tej pierwszej wersji oni się zachowywali inaczej, że nie spodziewała się po nich jakiegoś tam zachowania i ma jakieś tam wątpliwości co do ich motywacji, ale nie przyszło jej do głowy, że może w tej wersji ten Ren też ma w sobie coś innego, nie, ona tutaj idzie na równo: dojadę typa, zobaczycie. Czy to było słuszne podejście, no to musicie przeczytać albo przesłuchać tę książkę.
Dla mnie to jest ogromne zaskoczenie, bo ja się kompletnie nie spodziewałam. To była taka ksiażka, o której ja myślałam, kiedy jej nie czytałam. Wyczekiwałam tylko, kiedy będę mogła dalej czytać, ona mnie wołała do siebie.
Zamieniłabym na te książkę masę popularnych wśród młodzież durnych, toksycznych pozycji, naprawdę.
Książka wybrana tak totalnie przypadkowo, nie znałam jej wcześniej, ale że szukałam na kwiecień lekkich rzeczy, to stwierdziłam, że a!, spróbuję, najwyżej zrezygnuję, bo to taka młodzieżówka, z jednej strony zemsta, a z drugiej motyw od wrogów do kochanków, klasycznie…
Ale ja totalnie przepadłam! Nawet, jak nie ja, nie włączałam audiobooka, tylko czytałam zachłannie wersję...
2024-04-25
2024-04-24
2024-04-23
2024-03-09
chociaż jest to krótka pozycja, to jest napisana językiem uniwersyteckim i wymaga skupienia i możliwie nie przerywania lektury w trakcie rozdziału, bo można się zgubić.
Autor ze współczesnej perspektywy prowadzi rozważania na temat definicji faszyzmu oraz jego form współczesnych. Jest tutaj rys społeczno-historyczny, analiza powstania tej doktryny i jej korzenie.
Chociaż wydawało mi się, że poza satysfakcją, niewiele z tej książki mi w głowie zostanie, to jednak pamiętam zaskakująco wiele. Najlepiej, uważam, autor obalił mity związane z tą doktryną, np. tę mówiącą o tym, że był to nurt socjalny.
I też należy pamiętać, że skoro jest to książka filozofa, to nie daje ona jednoznacznej definicji ani odpowiedzi, natomiast zwraca uwagę na pewne aspekty i trendy. Dla niektórych może być to więc nudne pitu-pitu lub zwyczajnie za trudny język. Byłoby lepiej dla tej książki, gdyby przeszła redakcję pod kątem uproszczenia tekstu i dodania przypisów co trudniejszych słów. W obecnej formie będzie mieć bardzo ograniczone grono odbiorców.
chociaż jest to krótka pozycja, to jest napisana językiem uniwersyteckim i wymaga skupienia i możliwie nie przerywania lektury w trakcie rozdziału, bo można się zgubić.
Autor ze współczesnej perspektywy prowadzi rozważania na temat definicji faszyzmu oraz jego form współczesnych. Jest tutaj rys społeczno-historyczny, analiza powstania tej doktryny i jej korzenie....
2024-03-04
ciekawy rodzaj wspomnień z perspektywy mężczyzny, wprost w sumie autora, który opisuje przemiany na przestrzeni dekad w Polsce przez pryzmat papierosów – tego jak je rzucał i jak zmieniało się podejście społeczne i jak palenie kształtowało relacje między ludźmi.
I ciekawie było czytać o tym, jak marka papierosa wskazywała an to, z jakiej części społeczeństwa się ktoś wywodzi lub jak wskazuje, czy czasy były w PRL’u akurat cięższe czy był okres jakieś rozprężenia.
Do tego same wspomnienia autora o jego zmaganiach z nałogiem, również opis tego jak wielką zmianą było wprowadzenia zakazu palenia w miejscach publicznych.
I ten obraz byłby naprawdę oryginalny i dający do myślenia… gdyby autor nie zrobił fikoła dosłownie w ostatnim rozdziale. I muszę go opisać wprost, także spojler, ale bez tego nie uzasadnię różnicy: mamy do czasu ostatniego rozdziału naprawdę kawał roboty – wydaje się rzetelny, dobrze oddający ducha danego okresu, PRL, potem lata 90., też wcześniej jeszcze życie autora na emigracji we Francji, potem wiek XX, wprowadzenie wspomnianego zakazu, a na koniec autor tworzy jakąś chorą wizję, że już jest rok któryś tam i ludzie to już nie mają wolności osobistej, bo od zakazu palenia się zaczęło, a teraz to jest w ogóle zakaz posiadania, prohibicja, służby wpadają do domów ludzi, aresztują, ci ludzie znikają, bo ktoś miał ileś sztuk papierosów skitranych i olaboga swobody i wolności obywatelskiej nam odbierają, strzeżcie się!
Tak spieprzyć dobry tekst to trzeba umieć. Nie wiem, co na koniec pisania autor palił, ale lepiej niech już faktycznie wreszcie rzuci.
ciekawy rodzaj wspomnień z perspektywy mężczyzny, wprost w sumie autora, który opisuje przemiany na przestrzeni dekad w Polsce przez pryzmat papierosów – tego jak je rzucał i jak zmieniało się podejście społeczne i jak palenie kształtowało relacje między ludźmi.
I ciekawie było czytać o tym, jak marka papierosa wskazywała an to, z jakiej części społeczeństwa się ktoś...
2024-03-03
Jest to historia związku, pisana z perspektywy mężczyzny, jest to trochę niby forma strumienia świadomości, ale nie do końca…. Ale ogólnie to jest straszny bełkot i nic z tej relacji nie wynika.
Początek ładny, potem było tylko gorzej, ostatnie 50 stron to tylko przejeżdżałam wzrokiem po tekście.
Dodatkowo jest tu wymuszanie na czytelniku reakcji: "teraz masz się smucić", "teraz masz czuć melancholię", "teraz masz mieć refleksję", a na dodatek jest to dwójka najbardziej irytujących bohaterów roku, a mamy marzec.
Oni rozmawiają ze sobą na jakieś kompletnie odrealnione tematy, ona mu zwraca co chwilę uwagę, że on ze swoim życiem coś robi nie tak, denerwuje ją,. Że on nie chce jej opowiadać o swojej przyszłości, więc ona go atakuje…
w ogóle ta ich relacja to są jakieś spotkania na telefon, na których oni prowadza te dziwaczne dysputy o życiu, głównie ona gada, a on przytakuje albo i nie…. I donikąd to nie prowadzi, to jest strasznie nudne, ludzie nie rozmawiają ze sobą w taki sposób jak oni. I nie ma tam żadnych innych postaci, nikogo.
A na ten niby to „plot twist” na koniec, to wywróciłam oczami, naprawdę… I nawet mi nie szkoda, że to było słabe.
Jest to historia związku, pisana z perspektywy mężczyzny, jest to trochę niby forma strumienia świadomości, ale nie do końca…. Ale ogólnie to jest straszny bełkot i nic z tej relacji nie wynika.
Początek ładny, potem było tylko gorzej, ostatnie 50 stron to tylko przejeżdżałam wzrokiem po tekście.
Dodatkowo jest tu wymuszanie na czytelniku reakcji: "teraz masz się smucić",...
2024-03-02
Książka porównywana nawet na okładce do „Drogi” McCarthiego. Oczywiście głównie w celu marketingowym, bo tematyka jest pokrewna.
Tutaj tez mamy świat po katastrofie, która zdziesiątkowała ludzkość, jednak była to epidemia grupy. Nasz główny bohater zamieszkuje teren lotniska, ma tylko jednego gburowatego towarzysza-weterana, psa i wciąż sprawny samolot, którym patroluje okolice.
Motyw przetrwania oraz emocje i relację są tutaj dominującym punktem. Nie jest to jednak coś, co mnie porwało, nie jest to akcyjniak, więc nie należy się nastawiać na bardzo dużo akcji, ale są momenty.
Książka porównywana nawet na okładce do „Drogi” McCarthiego. Oczywiście głównie w celu marketingowym, bo tematyka jest pokrewna.
Tutaj tez mamy świat po katastrofie, która zdziesiątkowała ludzkość, jednak była to epidemia grupy. Nasz główny bohater zamieszkuje teren lotniska, ma tylko jednego gburowatego towarzysza-weterana, psa i wciąż sprawny samolot, którym patroluje...
2024-03-25
To jest bardzo naiwna historia, raczej nudna i niewiele wnosząca. Gdyby nie sporadyczne przekleństwa, które też wcale nie są jakoś bardzo uzasadnione fabularnie, to ma to wręcz wydźwięk jak z książek dla dzieci z przesłaniem pod tytułem: „Zakręcaj wodę przy myciu zębów, bo woda jest ważna”.
Dex są postacią irytującą, a jednocześnie płaską i przewidywalną. Momentami mają takie rozkminy na temat świata, jakby się urodzili wczoraj. Budowa świata bazuje na przekazach historycznych i ta cała zmiana społeczna, która zaszła, jest słaba, na zasadzie „O nie, nasze maszyny wykorzystywane dla zysku w fabrykach, zyskały świadomość i od nas odeszły, więc my teraz uznamy ich autonomię i nie będizemy rozwijać dalej żadnej technologii, nie zbudujemy innych robotów, tylko będizemy szanować świat i już”. Rozumiem, że sam przekaz nie ma się skupiać na tej przeszłości, ale ta przemiana społeczna po prostu do mnie nie przemawia, jest dziurawa jak sito mimo wszystko.
Najmocniejszym elementem tutaj jest Mszaczek, czyli robot. Ono ma momentami większą wiedzę o świecie i funkcjonowaniu na planecie niż Dex, którzy podróżują setki kilometrów ze swoją herbatą. No i jest o niebo sympatyczniejsze.
Wywalić z tego te 5 przekleństw na krzyż i zrobić lekturę dla młodszych dzieci w szkole, to się tam nadaje.
To jest bardzo naiwna historia, raczej nudna i niewiele wnosząca. Gdyby nie sporadyczne przekleństwa, które też wcale nie są jakoś bardzo uzasadnione fabularnie, to ma to wręcz wydźwięk jak z książek dla dzieci z przesłaniem pod tytułem: „Zakręcaj wodę przy myciu zębów, bo woda jest ważna”.
Dex są postacią irytującą, a jednocześnie płaską i przewidywalną. Momentami mają...
2024-03-15
2024-02-25
2024-02-16
2024-02-12
2024-02-06
Dałam radę połowę.
Miałam spore oczekiwania, tym bardziej upadek z wysoka.
To jakieś dziwaczny, bełkoczący manifest, który nie jest moim manifestem. Niestety.
Pomieszanie form, bohaterowie, w tym Bohater, to jakieś niby też chyba archetypy lat nie wiadomo jakich, bo ni to lata 90-te, ni to 00'.
Do niczego to nie zmierza, dialogi są durne. Całość nudna i o niczym. Chciałam skończyć, bo przecież to krótkie, ale jak kolejny raz otworzyłam, przeczytałam kawałek kolejnego dialogu o ćmach, czyli o niczym, i odpadłam. Po co się męczyć, życia szkoda.
Dałam radę połowę.
Miałam spore oczekiwania, tym bardziej upadek z wysoka.
To jakieś dziwaczny, bełkoczący manifest, który nie jest moim manifestem. Niestety.
Pomieszanie form, bohaterowie, w tym Bohater, to jakieś niby też chyba archetypy lat nie wiadomo jakich, bo ni to lata 90-te, ni to 00'.
Do niczego to nie zmierza, dialogi są durne. Całość nudna i o niczym....
2024-01-25
Przez większość te historie były dla mnie trochę odtwórcze, jeśli chodzi o Buka, już podobne znałam, ruszały mnie mniej, chociaż nadal niemal każde miało w sobie coś, co mi się podobało… Inaczej nie lubiłabym całej tej twórczości. Po czym nastało opowiadanie pod tytułem „Za zdrowie Waltera Lowenfelsa”. I ja byłam zmieciona z planszy. To jest prosta historia – on na kacu, pojawia się jego kobieta i ich dziecko. On się bardzo cieszy na widok dziecka, jest zainteresowany, tez tym, o czym matka mu opowiada, ale szybko dostajemy pierwszy strzał odnośnie tej relacji i opieki nad dzieckiem. I to w ogóle nie jest oczywiste, nie jest czarno-białe. I na koniec była we mnie i wściekłość i smutek, i rozczarowanie… Ten dualizm, to trochę odwrócenie ról z jednej strony, ale tak naprawdę po prostu pokazanie, że ludzie są różni, role społeczne wcale nie są jednolite i wtedy też nie były. A jeżeli ktoś by mi powiedział, że Bukowski to serca ani honoru nie miał, pisał tylko o chlaniu i rżnięciu… To niech to przeczyta.
I po tym każde kolejne opowiadanie też mnie brało w całości, wciskało mi się między żebra. Każde po prostu: „Chujowy trip”, „Zapiski potencjalnego samobójcy”, „cały ten cyrk z marychą”, a „Zwierzęta napluły mi do zupy” to był jakiś totalny odlot, który czytałam z otwartymi ustami.
Odmienność tej literatury, tego surowego spojrzenia człowieka straconego i upodlonego trafia do mnie w pełni. I nie zamierzam z tym walczyć.
Przez większość te historie były dla mnie trochę odtwórcze, jeśli chodzi o Buka, już podobne znałam, ruszały mnie mniej, chociaż nadal niemal każde miało w sobie coś, co mi się podobało… Inaczej nie lubiłabym całej tej twórczości. Po czym nastało opowiadanie pod tytułem „Za zdrowie Waltera Lowenfelsa”. I ja byłam zmieciona z planszy. To jest prosta historia – on na kacu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-06
2024-01-04
Mamy tutaj świat, na który składa się właściwie jedno miasto, w ramach którego istnieje kilka kręgów. Im dalszy krąg, tym biedniejsi mieszkańcy i bardziej zagrożeni przez tytułową Burzę.
Burza jest magiczna i pożera kolejne części miasta, powiększając się. I w momentach ataków wychodzą z niej różnorakie bestie, a dotknięcie jej powoduje klątwę.
Nasza bohaterka Vesper ukrywa się z ojcem w jednym z niższych kręgów w domu dla przeklętych przez burzę.
Jej ojciec jest bardzo uzdolnionym ikonomantą, ponieważ magia w tym świecie to magia ikon, jednak w przeszłości dokonał zamachu na króla i jest poszukiwany.
Na skutek wydarzeń z początku książki ojciec zostaje złapany, a Vesper postanawia go uratować. Zawiązuje niespodziewany sojusz z jednym z żołnierzy będących blisko księcia i przedostaje się z jego pomocą do wyższych kręgów.
Tyle wystarczy o fabule.
I muszę powiedzieć, że nie do końca wiem, co jest z tą książką nie tak… Bo ona wcale nie jest zła. Natomiast jest coś nie tak z budowaniem zaangażowania czytelnika i trochę z tempem historii. Też autorka momentami źle sygnalizuje istotne elementy, które łatwo zignorować czytając, a potem wybuchają w twarz i w zdaniu zastanawiałam się, o co chodzi i czemu teraz o czymś takim nieistotnym mówimy.
Przykład: jedna z postaci nosi jakiś rzemyk na ręce. Kompletnie pomijalny fakt w momencie opisu postaci, nie ma położonego na to nacisku, a 100 stron dalej jest wypalone coś o tym rzemyku, że on jest ważny. I to wybija z czytania.
Też historia w miarę sprawnie posuwa się do przodu, ale przez większość nie czułam zaangażowania większego.
Motyw romansowy wypada trochę na siłę, chociaż pod koniec jest istotny dla pewnych wydarzeń, to fakt.
Najbardziej intensywne było dla mnie ostatnie 80 stron, natomiast dla dedykowanego odbiorcy, czyli nastolatków, jeżeli nie cała historia, to ostatnie jakieś 150 będzie raczej angażujące.
I tutaj dochodzę do punktu, który uważam za najważniejszy w kontekście przekazu dla tego dedykowanego czytelnika i to uważam jest największa siła tej książki:
bardzo duży jest tu nacisk na emocje, na ich różnorodność, na prawo do ich odczuwania w każdej formie, nie tylko tych pozytywnych, z jednoczesnym podkreśleniem, że zarówno wypieranie się uczuć jak i wpadanie w sidła jednej z nich nie prowadzi do niczego dobrego. To wybrzmiało na koniec bardzo mocno i za to duży plus. Uważam, że z tego powodu naprawdę warto podsunąć to jako lekturę. To mi zostało w pamięci najbardziej. I chociaż nie zapałałam gorącym uczuciem do tego świata, to znów wcale niezerowe są szanse na to, że sięgnę po ten drugi, skoro wygada na to, ze to dylogia.
Mamy tutaj świat, na który składa się właściwie jedno miasto, w ramach którego istnieje kilka kręgów. Im dalszy krąg, tym biedniejsi mieszkańcy i bardziej zagrożeni przez tytułową Burzę.
więcej Pokaż mimo toBurza jest magiczna i pożera kolejne części miasta, powiększając się. I w momentach ataków wychodzą z niej różnorakie bestie, a dotknięcie jej powoduje klątwę.
Nasza bohaterka Vesper...