-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-01-10
2023-12-15
2023-10-02
„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać w szachy, co kto lubi.”
Elizabeth Best, emerytowana agentka wywiadu i szefowa nieformalnego czwartkowego klubu zbrodni, założonego przez grupę emerytów z osiedla dla seniorów Coopers Chase, dostaje list od człowieka, który nie żyje. Co do tego Elizabeth nie ma wątpliwości, bo sama czterdzieści lat temu znalazła jego ciało. Oczywiście wietrząc podstęp i jednocześnie czując w kościach zbliżającą się rozrywkę, wtajemnicza w sprawę swoich przyjaciół z osiedla. Jak zwykle wszyscy chętnie angażują się w śledztwo, którego droga do rozwiązania będzie usłana róż… yyy… trupami ☠️💀☠️🙃
„Uczę się, że czasem warto się zatrzymać i po prostu napić się wina z przyjaciółmi, i poplotkować, nawet jeśli dookoła trup ściele się gęsto. A ostatnio rzeczywiście się ściele.”
„Człowiek, który umarł dwa razy” to moje drugie spotkanie z literackim wydaniem Richarda Osmana. Kiedy zobaczyłam, że człowiek, którego niezwykle cenię jako wyjątkową osobowość telewizyjną, wydaje kryminał, wiedziałam że muszę go przeczytać. Już po lekturze pierwszego tomu zakochałam się w tym cyklu, polubiłam bohaterów, uzależniłam się od charakterystycznego poczucia humoru i wiedziałam, że chcę więcej! 🤩 Druga część mnie nie rozczarowała. I mogę nawet powiedzieć, że jest lepsza (w warstwie kryminalnej) od pierwszej. Gangsterzy szaleją, oficerowie wywiadu przepychają się z policją, broń jest cały czas odbezpieczona, a nasi emeryci robią swoje, we właściwym tempie… bo przecież zawsze jest odpowiednia chwila na filiżankę herbaty i ciastko. 🍰☕️
„Człowiek, który umarł dwa razy” to niewątpliwie pełnowymiarowy kryminał, ale to jednocześnie książka, która otula nas niczym ciepły koc w jesienny wieczór. Pełna jest życiowych prawd, które, podane tutaj w wersji light, nie uwierają czytelnika. Podczas lektury nie sposób powstrzymać wybuchów śmiechu, szczególnie jeśli angielska rzeczywistość nie jest nam obca, bo Osman ma niezwykły dar obserwacji otoczenia. Bywa, że jest to także śmiech przez łzy, bo lektura wywołuje skrajne emocje i na pewno, czy tego chcemy, czy nie, skłania do refleksji.
Oprócz tego, że autor jest doskonałym obserwatorem, potrafi także pisać. Jego bohaterowie są niezwykle wyraziści, każdy z nich jest inny, wyjątkowy i każdy bez wyjątku ma wszelkie zalety i przywary niczym prawdziwy człowiek, co Osman uwypukla. Bo czyż gangster nie może być romantykiem, a z pozoru ideał miewać wady?
Czekam teraz na trzeci tom, który ma się ukazać pod tytułem „Kula, która chybiła”, bo członkowie czwartkowego klubu zbrodni z Coopers Chase wcale nie są gotowi na emeryturę, chociaż partyjka szachów i filiżanka herbaty nikomu jeszcze nie zaszkodziła. 😉
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora. Współpraca reklamowa.
„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-14
2023-03-29
„Spojrzał na morze. Ławica chmur tak gęstych, że wydawały się twarde w dotyku, zakrywała horyzont. Wyglądało na to, że mgła, która spowijała wyspy tydzień temu, wracała, żeby się zemścić.”
W budynku gospodarczym domu kupionego przez Anglików, którzy niedawno przeprowadzili na Szetlandy, popełnia samobójstwo jego poprzedni właściciel. Flemingom tym bardziej nie jest łatwo zaadoptować się do nowej społeczności. Zaczynają oni otrzymywać niepokojące wiadomości w postaci rysunków szubienicy. Wkrótce po tym, w tym samym miejscu, zostaje odnalezione ciało opiekunki do dzieci zaprzyjaźnionej z nimi rodziny. W trakcie śledztwa, które prowadzi Jimmy Perez, wychodzi na jaw wiele sekretów obu rodzin.
Jimmy musi rozwiązać sprawę tajemniczej zbrodni, a także jednocześnie poukładać swoje życie, którego pozorny spokój w jednej chwili zostaje zburzony. Czy będzie w stanie prowadzić śledztwo w obliczu zmian jakie niesie ze sobą przyszłość?
„W pracy i w życiu osobistym często pozwalał, żeby współczucie brało w nim górę. Dawał się nabierać na ckliwe opowieści, ale ona patrzyła na sprawy trzeźwo, wnikliwie i bez sentymentów. Spojrzał znowu na morze i zobaczył, że mgła jest już coraz bliżej i toczy się ku nim jak jedna, gigantyczna fala.”
„Dziki ogień” to ostatni tom cyklu szetlandzkiego autorstwa Ann Cleeves. Obok „Czerwieni kości” i „Błękitu błyskawicy” to tom, który staje się zdecydowanie moim ulubionym. Przez lekturę tego cyklu bardzo się zżyłam z bohaterami i teraz trudno mi trochę uwierzyć, że to koniec…
Tak jak każda historia tego cyklu i ta z „Dzikiego ognia”, jest świetna! Oczywiście tu także znajdujemy ten ekscytujący, duszny klimat zamkniętej społeczności i spowitej we mgle wyspy. Podczas lektury spotkamy i starych znajomych, i nowe, ciekawe postaci. Dzieje się wiele na różnych płaszczyznach. Zagadka kryminalna jest zawiła, a wątki osobiste naszych starych znajomych… No właśnie, o tym nic nie mogę powiedzieć 😉
Zdecydowanie to trzeba czytać od pierwszego do ostatniego tomu…
Kończę przygodę z Szetlandami, tym samym zazdroszcząc każdemu, kto jeszcze nie czytał…
Wiem, są inne cykle, nie mniej ciekawe, ale są też takie, które z jakiś powodów zapadają nam w pamięć. To jest właśnie jeden z nich.
„Spojrzał na morze. Ławica chmur tak gęstych, że wydawały się twarde w dotyku, zakrywała horyzont. Wyglądało na to, że mgła, która spowijała wyspy tydzień temu, wracała, żeby się zemścić.”
W budynku gospodarczym domu kupionego przez Anglików, którzy niedawno przeprowadzili na Szetlandy, popełnia samobójstwo jego poprzedni właściciel. Flemingom tym bardziej nie jest łatwo...
2023-02-02
„Kiedyś spytałem go, dlaczego ze wszystkich ludzi na ziemi wybrał akurat mnie.
Popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi ciemnymi oczami.
- Bo ty mnie pokonałeś. Wygrałeś ze mną - odpowiedział.”
Kiedy Jim Hutton po raz pierwszy spotkał Freddiego Mercury’ego nie rozpoznał go, chociaż Queen już wtedy byli bardzo popularni. Potrzeba było czasu, aby tych dwóch mężczyzn stworzyło związek. Uczucie rodziło się powoli. Byli kompletnie różni, ale łączyła ich niezwykła wrażliwość i jednocześnie strach przed całkowitym oddaniem się drugiej osobie.
„Jeszcze jeden, ostatni raz obszedłem powoli dom, wyszedłem przez frontowe drzwi i popatrzyłem na okno sypialni Freddiego, wyobrażając sobie ostatnie „Cooee!”.”
Freddie Mercury to moja ukochana postać z muzycznego świata. Mam już za sobą co najmniej kilka tytułów opisujących życie tego muzyka i zespołu Queen. Nie chciałam czytać wspomnień partnera Mercury’ego wcześniej. Wolałam najpierw poznać tytuły bardziej obiektywne i wiarygodne. Co nie znaczy, że z góry osądzałam książkę Huttona jako niewiarygodną. Raczej jako świadectwo człowieka „związanego ze sprawą”, co oznaczało, że będzie to lektura niezwykle emocjonalna. A po drugie, lektura niepełna, bo przecież historia Huttona rozpoczyna się w miejscu, kiedy Queen było już na ostatniej prostej na drodze na muzyczny szczyt.
I taka też była ta książka. „Freddie Mercury i ja” autorstwa Jima Hutton’a to ciekawa pozycja dla tych, którzy już nieco wiedzą na temat burzliwej historii Queen i jej frontmana. Zdecydowanie nie polecam jej jako pierwszego tytułu, po który sięgniemy by zgłębić biografię tego niezwykłego człowieka jakim był Freddie Mercury. Jest to niezwykle subiektywny zapis, historia pełna wspomnień z siedmiu lat wspólnego życia. Jeśli sięgniemy po nią po takich genialnych tytułach jak „Freddie Mercury. Biografia legendy” Lesley-Ann Jones, czy „Queen. Królewska biografia” autorstwa Marka Blake’a, dostaniemy najpełniejszy obraz jeśli chodzi o osobę Freddiego Mercury’ego. Emocjonalne historie, które poznamy dzięki opowieści Jima Huttona, znakomicie uzupełnią te rzeczowe, ale także czasami zbyt „suche”, ze wspomnianych wcześniej biografii.
Nie chcę „osądzać” tego tytułu, ani jej autora. Nie chcę się zastanawiać, czy napisał ją dla pieniędzy, czy z innych powodów (bo różne były po jej publikacji głosy). Chcę odbierać ją jako świadectwo niezwykłego związku dwóch ciekawych osób, którzy spotkali się na pewnym etapie swojego życia i postanowili ze sobą być. Tak po prostu.
„Oddałbym wszystko za przeżycie związku z Freddiem jeszcze raz.”
To książka hołd. Dla człowieka, którego kochały miliony, a tak naprawdę poznało kilkoro ludzi. To opowieść o przyjaźni, o zaufaniu i o tym jak łatwo je stracić.
To nie jest książka o muzyce. To książka o człowieku, który „był muzyką”. To rzecz o miłości, tak wielkiej, co zdarza się raz i przyćmiewa wszystko to, co przedtem i potem.
To książka, która rozwaliła mnie na milion kawałków.
„Kiedyś spytałem go, dlaczego ze wszystkich ludzi na ziemi wybrał akurat mnie.
Popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi ciemnymi oczami.
- Bo ty mnie pokonałeś. Wygrałeś ze mną - odpowiedział.”
Kiedy Jim Hutton po raz pierwszy spotkał Freddiego Mercury’ego nie rozpoznał go, chociaż Queen już wtedy byli bardzo popularni. Potrzeba było czasu, aby tych dwóch mężczyzn...
2023-01-29
2023-01-23
2022-12-31
2022-11-24
„Uważaj na siebie. Tu wszędzie chodzą duchy i z pewnością nie chciałabyś się z nimi spotkać sam na sam.”
Lily po przeszło dwudziestu latach wraca do rodzinnej posiadłości Endgame. Została zaproszona na Boże Narodzenie. Nie jest to jednak zwyczajne zaproszenie. Właścicielka posiadłości, ciotka Lily, zmarła niedawno. Przed śmiercią wymyśliła grę, która rozpocznie się dokładnie w wigilię i potrwa kolejne dwanaście dni. W grze biorą udział potencjalni spadkobiercy Endgame. Ten z nich, który wygra odziedziczy ten niezwykły dom.
Lily nie zależy na domu, ale wie, że przyjazd do Endgame pozwoli rozwiązać zagadkę śmierci jej matki. Być może będzie to ostatnia szansa, aby dowiedzieć się co zaszło przed dwudziestu laty.
Chce czy nie chce, Lily musi jeszcze raz zagrać w świąteczną grę ciotki Liliany.
„Ale dość o tym. Pierwszy klucz, rzecz dziecinnie prosta,
Jest w mrocznym lesie, w gęstwinie gałęzi i wrzośca.”
Co roku, w okresie świat staram się czytać jeden wybrany tytuł nawiązujący klimatem do tego okresu. Robię tak przede wszystkim dlatego, że w innym czasie takie książki „nie smakują” odpowiednio dobrze 😉. Przecież dziwnie byłoby leżeć na leżaku na plaży i czytać książkę ze świątecznym klimatem 🙃
Tym razem, za sprawą przesyłki od Wydawnictwa Kobiecego, czas świąteczny dla mnie zaczął się już kilka dni temu 😉. Z ogromną ciekawością przyjęłam egzemplarz „Świątecznej morderczej gry” początkowo tylko ze względu na genialną okładkę, bo nazwiska autorki zupełnie nie znałam.
Już na początku lektury zatonęłam w tej historii.
Fabuła wydaje się na pierwszy rzut oka nieco oklepana…wielki dom, niezbyt lubiąca się rodzina, rodowy spadek… Jednak wszystko co wkoło - trochę rodzinnych tajemnic, poszukiwanie kluczy według wskazówek przygotowanych przez zmarłą ciotkę - sprawia, że historia nabiera świeżości i wraz z bohaterami (oraz nutą niepokoju w sercu) wędrujemy przez dwanaście świątecznych dni do ostatecznego rozwiązania.
A ponieważ to jednak kryminał, to trup ściele się gęsto…🗝☠️🎁
„Świąteczna mordercza gra” jest książką taką jaką być powinna. To lekka niezobowiązująca, ale jednocześnie, ze względu na gatunek do jakiego należy, wciągająca historia, skrojona w sam raz na odpoczynek po świątecznym obiedzie.
Cieszyłabym się bardzo znajdując ją pod choinką.
…No i ma obłędną okładkę 🗝🎄☠️
„Za takie święta można umrzeć. Niech rozpocznie się zabawa…”
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
„Uważaj na siebie. Tu wszędzie chodzą duchy i z pewnością nie chciałabyś się z nimi spotkać sam na sam.”
Lily po przeszło dwudziestu latach wraca do rodzinnej posiadłości Endgame. Została zaproszona na Boże Narodzenie. Nie jest to jednak zwyczajne zaproszenie. Właścicielka posiadłości, ciotka Lily, zmarła niedawno. Przed śmiercią wymyśliła grę, która rozpocznie się...
2022-04-20
„No to teraz opowiemy ci o Zdrojowym Horrorze!”
Tom Anderson, brytyjski dziennikarz, przyjeżdża z córką na wakacje do „Płytkich Zdrojów”. Po rozwodzie z Tomem, matka Frankie wyprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Niestety bardzo ograniczyło to kontakty ojca z córką. Wybierając ośrodek położony z dala od cywilizacji, Tom ma nadzieję, że będą mieli więcej czasu dla siebie.
Okolica jest sielska, ale już pierwszego dnia Tom dowiaduje się o tragedii, która wydarzyła się w tym miejscu w przeszłości.
„Witamy w Płytkich Zdrojach”
„Głusza” to brytyjski thriller, który niedawno miał swoją premierę w Polsce. Nie jest jednak typowym brytyjskim thrillerem. Kiedy dostałam propozycję otrzymania egzemplarza recenzenckiego nie wahałam się długo. Opis fabuły bardzo mnie zaintrygował. I faktycznie fabuła „Głuszy” jest nietuzinkowa. Mamy tu ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem, z dala od wszystkiego co nazywamy cywilizacją. Mamy piękne i tajemnicze miejsca. Mamy kilka intrygujących postaci. I w końcu, mamy Anglika w Stanach 😉😂
Dzięki takiemu zestawowi książka przeczytała się sama 😉, co niestety nie zagwarantowało mi pełnej satysfakcji z lektury.
Fajna historia została potraktowana trochę infantylnie, a gwoździem do trumny było wyjaśnienie zagadki.
Oczywiście nie chcę spolerować, ale autor mógł postarać się bardziej, bo to co zaserwował czytelnikom było …słabe. Tak po prostu. Podczas czytania brakowało mi poczucia niepewności, dreszczu na plecach, grozy i napięcia 👿 Wszystko było za proste i za łatwe.
Niestety najwiecej atmosfery niepokoju zawiera okładka „Głuszy”. Jest świetna i za to brawa dla wydawnictwa!
Polecam jako niewymagającą „leżakową”lekturę 😉
Sprawdźcie sami jakie wakacje serwuje Mark Edwards 😈
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„No to teraz opowiemy ci o Zdrojowym Horrorze!”
Tom Anderson, brytyjski dziennikarz, przyjeżdża z córką na wakacje do „Płytkich Zdrojów”. Po rozwodzie z Tomem, matka Frankie wyprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Niestety bardzo ograniczyło to kontakty ojca z córką. Wybierając ośrodek położony z dala od cywilizacji, Tom ma nadzieję, że będą mieli więcej czasu dla...
2022-01-28
„#Obserwuje #ją #milion #osób #podgląda #jedna”
Emmy Jackson. Mama dwojga dzieci na pełny etat. Prowadzi swój biznes na instagramie, gdzie nazywa się Najnajmamą. Pod przykrywką autentyczności, sprzedaje swoje idealne życie, które sama kreuje. Uwierzyło jej już milion osób, więc chyba to wszystko nie może być kłamstwem?
Emma jako Najnajmama na pewno nie chce zrobić nikomu krzywdy, sprzedaje tylko to, co inni bez zastanowienia kupują. Wydaje jej się, że panuje nad swoim drugim życiem w równoległej internetowej czasoprzestrzeni. Jednak jest ktoś, kto nie należy do ogromnego grona fanów, kto marzy tylko o tym by zniszczyć jej idealne życie... nie tylko to wirtualne.
„Niektóre kobiety sądziły, że macierzyństwo okaże się koszmarem i były miłe zaskoczone, a inne spodziewały się szczęścia i go nie znalazły. Cześć z nad jest wspaniała, część beznadziejna. Większość ma sobie wszystko z powyższych, wymieszane w różnych proporcjach w zależności od dnia.”
Ellery Lloyd - pseudonim literacki brytyjskiego duetu, a prywatnie pary, dziennikarki Collette Lyons i pisarza Paula Vlitosa. „Influencerka” to klasyczny brytyjski thriller. Spośród innych wyróżnia się tym, że jest bardzo na czasie.
Cała historia jest spójna, ale akcja nie pędzi na łeb, na szyję. Dopiero zakończenie, paradoksalnie, zdarzenia, które dzieją się „w realu”, przynosi przyspieszenie tętna czytelnika. Większość stron zapełniło pokazanie życia influencerskiej rodziny od strony prywatnej, co z kolei zmusza czytelnika do przemyślenia swojego zachowania w sieci. Historię poznajemy z perspektywy tytułowej Najnajmamy, jej męża, niespełnionego pisarza i trzeciej osoby - tajemniczego obserwatora instagramowego konta.
Wydaje mi się, że wiele zdarzeń i opisanych zachowań influencerki zostało tu celowo przerysowanych i wyolbrzymionych, po to, by zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa jakie niesie ze sobą funkcjonowanie w wirtualnym świecie. Po to, by skłonić ludzi aby podnieśli głowy znad ekranów i ekraników, by w życiu kierowali się oni własnym rozumem i własnymi doświadczeniami. Że to co widzimy, coraz częściej okazuje się nieprawdą. To książka o kłamstwie, o życiu w wymyślonej rzeczywistości, o ludziach, którzy dla pieniędzy pokażą nam wszystko co chcemy. Ale na pewno nie będzie to prawdziwe.
„Influencerka” z pewnością spodoba się miłośnikom brytyjskiego thrillera. Z pewnością wyróżnia się tym, że niesie ważne przesłanie. Coś, o czym jeszcze niedawno nikt nie mówił, a teraz być może już trzeba. O tym, że najlepiej żyć tylko swoim życiem.
Jedynym prawdziwym.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
„#Obserwuje #ją #milion #osób #podgląda #jedna”
Emmy Jackson. Mama dwojga dzieci na pełny etat. Prowadzi swój biznes na instagramie, gdzie nazywa się Najnajmamą. Pod przykrywką autentyczności, sprzedaje swoje idealne życie, które sama kreuje. Uwierzyło jej już milion osób, więc chyba to wszystko nie może być kłamstwem?
Emma jako Najnajmama na pewno nie chce zrobić...
2020-04-13
„Właściwie powinien wiedzieć, że ucieczka jest tylko inną formą więzienia."
Wracasz do domu po weekendzie spędzonym poza miastem. Na progu zastajesz ciężarówkę z firmy transportowej i ludzi, którzy twierdzą, że własnie go kupili. Co myślisz?...
Tak właśnie rozpoczyna się nowa powieść Louise Candlish. Fiona Lawson, jej główna bohaterka, właśnie wróciła z wyjazdu za miasto. Pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby Fiona świadomie sprzedała swój dom, ale ona nie miała o tym pojęcia, a nowi mieszkańcy twierdzą, że dzisiaj zakończyła się procedura sprzedaży i zostały im przekazane klucze do niego.
Fiona zostaje postawiona w zupełnie absurdalnej sytuacji. Gdzie są jej dzieci? Gdzie Bram, mąż Fiony? Gdzie wszystkie ich rzeczy osobiste i meble? I w końcu, jak do tego doszło, że dom został sprzedany bez jej wiedzy?
"Nie, to nie był dla mnie zwykły powrót do domu. Uświadomiłem sobie, że wszystkie rzeczy, miejsca i osoby, które kochamy, są nam dane tylko na chwilę. Że nikt z nas nie posiada niczego na stałe."
Cieszę się, że jeśli chodzi o fabułę, autorka nie poszła na łatwiznę. Fiona wcale nie okazuje się uciekinierką ze szpitala psychiatrycznego. To żona, matka, pracująca na pełen etat dekoratorka wnętrz, kobieta, która mogłaby być także naszą sąsiadką.
Narracja prowadzona jest na trzech różnych płaszczyznach.
Pierwsza - klasyczna. Jesteśmy tu i teraz. Jest piątek, 13 stycznie 2017 roku i to w tym dniu właśnie Fiona zastaje nowych lokatorów w swoim domu.
Druga - to historia małżeństwa Fiony i Brama, opowiedziana przez nią samą na potrzeby programu telewizyjnego, przedstawiającego ofiary przestępstw, w którym występuje Fiona.
Trzecia - to relacja Brama, przedstawiona w formie listu spisanego przez niego już po zaistniałych wydarzeniach.
Wszystkie te historie znakomicie współgrają ze sobą, chociaż czasami także wprowadzają czytelnika w konsternację, bo przecież to co nam się wydaje, w oczach innej osoby wcale nie musi zgadzać się z prawdą.
Cała historia mimo, że na pierwszy rzut oka tak bardzo nieprawdopodobna, jest bardzo mocno osadzona w brytyjskich realiach. Dlatego wydaje się, że to całkiem możliwy scenariusz, co dodaje fabule smaku i wprowadza czytelnika w pewien stan niepokoju, który sprawia, że nie można odłożyć tej książki póki nie doczytamy do końca.
Sama, zdecydowanie nie będąc fanką thrillera, nie mogłam się od niej oderwać i pochłonęłam, te nieco ponad pięćset stron, w dwa popołudnia.
Na pewno to najlepszy przeczytany przeze mnie thriller w tym roku. Jestem także pewna, że nie zawiedzie również miłośników tego gatunku.
"Na progu zła" to książka napisana z pomysłem i dopracowana w szczegółach, a jednocześnie nie traci na świeżości i ma zaskakujący finał...
...bo na progu zła staniemy dopiero przy zakończeniu tej powieści ...
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Właściwie powinien wiedzieć, że ucieczka jest tylko inną formą więzienia."
Wracasz do domu po weekendzie spędzonym poza miastem. Na progu zastajesz ciężarówkę z firmy transportowej i ludzi, którzy twierdzą, że własnie go kupili. Co myślisz?...
Tak właśnie rozpoczyna się nowa powieść Louise Candlish. Fiona Lawson, jej główna bohaterka, właśnie wróciła z wyjazdu za...
2020-11-09
„Amanda wpatrywała się w mroczną gęstwinę lasu Gritten. Miejscowi nazywali go Cieniem. Dookoła panowała grobowa cisza, ale w powietrzu czuć było brzemię historii, która rozegrała się w tym miejscu. Najgorsze było jednak to, że koszmar z przeszłości właśnie powrócił.
I nadal zbierał krwawe żniwo.”
Paul Adams wraca do swojego rodzinnego miasta po wielu latach nieobecności. Powodem powrotu jest konieczność pożegnania się z umierającą matką. Wszystko to, o czym starał się zapomnieć przez ostatnie lata, wraca do niego ze zdwojoną siłą, tym bardziej, że w Gritten Wood zaczynają się dziać niepokojące rzeczy. Wszystkie one kierują myśli Paula do zabójstwa, które wydarzyło się tutaj kiedy był nastolatkiem.
Jednocześnie w niedalekim miasteczku dochodzi do kolejnego morderstwa i bez wątpienia sprawca zainspirował się zbrodnią sprzed lat. A może to ten sam człowiek? Niestety Paul znał go kiedyś bardzo dobrze...
„Nie mogłem pozbyć się złych przeczuć, które gnębiły mnie od kilku dni. Miałem wrażenie, że przeszłość nie jest wcale zamkniętym rozdziałem mojego życia. Bałem się, że wkrótce wydarzy się coś strasznego.”
Druga, po „Szeptaczu”, książka Alexa Northa to także thriller. Ponieważ poprzedniej nie czytałam, nie wiedziałam czego się spodziewać.
Pierwsza połowa „W cieniu zła” zaskoczyła mnie zdecydowanie negatywnie. Myślałam sobie, że jak będzie tak dalej to nie dokończę tej lektury. Zastanawiałam się skąd te świetne recenzje „Szeptacza”. Nic mi się tu nie kleiło. Nie mogłam wciągnąć się w narrację, która wydawała się chaotyczna i niespójna. Tym bardziej, że jest podzielona na dwa plany czasowe: „teraz” i „kiedyś”...
Aż nadszedł przełom w drugiej połowie i już nie mogłam oderwać się od tej książki. Zdarzenia, zarówno z teraźniejszości jak i z przeszłości, zaczęły układać się w logiczną całość. Zmienił się także klimat, na bardziej mroczny, odpowiadający temu gatunkowi.
Historia jest ciekawa, ale najciekawsze jest to, że nawiązuje do zjawiska zwanego świadomym snem. Oczywiście pojęcie znane mi wcześniej i z filmów, i z książek (zwane z angielskiego lucid dreams), ale tym razem lektura sprowokowała mnie do głębszego poszukiwania informacji na ten temat w innych źródłach.
Książka ta momentami wywołała we mnie pewien rodzaj niepokoju 😉...Właściwie, to wolałam nie czytać siedząc tyłem do drzwi 😳🤪 Cel więc został osiągnięty.
W końcu tuż za moim ogrodzeniem także rozpościera się Cień...
...yyy...to znaczy las...😉
Jeśli chcecie sprawdzić czy możecie mieć wpływ na swoje sny oraz jakie mogą być tego konsekwencje, polecam „W cieniu zła”.
Fani thrillerów będą zadowoleni, poczujecie chłodny powiew na karku...😉
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Amanda wpatrywała się w mroczną gęstwinę lasu Gritten. Miejscowi nazywali go Cieniem. Dookoła panowała grobowa cisza, ale w powietrzu czuć było brzemię historii, która rozegrała się w tym miejscu. Najgorsze było jednak to, że koszmar z przeszłości właśnie powrócił.
I nadal zbierał krwawe żniwo.”
Paul Adams wraca do swojego rodzinnego miasta po wielu latach nieobecności....
2021-01-26
Południowy Londyn, ulica Lowland Way, kilkanaście kilometrów od centrum, a jednak to cichy i spokojny zakątek przedmieść, głównie za sprawą starań i solidarności jego mieszkańców.
Niestety jedna z mieszkanek tej ulicy umiera, a jej spadkobierca nie jest zainteresowany współpracą z sąsiadami. Ich życie zmienia się w koszmar. To co zdołali już osiągnąć legło w gruzach, więc ze wszystkich sił starają się pozbyć niewygodnego nowego sąsiada. Solidarnie, jak zwykle, ale jak się także okazuje, każdy na własną rękę.
Kiedy dochodzi do tragicznego wypadku policja wszczyna śledztwo...
„Poczucie winy zdawało się zaciskać palce na jej gardle, nie pozwalając zaczerpnąć tchu. Teraz, kiedy wszystko sprowadziło się do walki o przetrwanie, honor był luksusem.”
Louise Candlish kolejny raz zabiera nas na wycieczkę na londyńskie przedmieścia. Tak jak w poprzedniej jej książce narracja „Na progu zła” przedstawiona jest z perspektywy wielu osób. Ten zabieg pozwala na wczucie się czytelnika w każdą z postaci z osobna. Jednak, odmiennie niż w pierwszej książce, akcja „Tuż za ścianą” dzieje się nieśpiesznie, a jej zwroty raczej nie przyprawiają o przyspieszone bicie serca. Zagłębianie się w fabułę przypomina raczej podglądanie sąsiadów zza odchylonej firanki. Wychodzą na jaw grzeszki mieszkańców Lowland Way, ich lęki i obawy, ale także obłuda i fałsz, na co dzień przykryte nieszczerymi uśmiechami i życzeniami „miłego dnia”. Nacisk położony jest tu bardziej na interakcje między bohaterami, niż na to by czytelnikowi przechodził dreszcz po plecach.
Niestety zakończenie także nie zwala z nóg. Tak jak w poprzedniej książce autorki jest ono z rodzaju otwartych i każdy z czytelników mógłby dopisać jeszcze kilka zdań od siebie.
„- Zamknęli niewinnego człowieka.
- A kto według pana jest winny? - spytała adwokatka, ale jej mina mówiła, że nie spodziewa się odpowiedzi.”
„Tuż za ścianą” czyta się błyskawicznie, wystarczy jedno popołudnie lub dwa wieczory aby rozwiązać zagadkę z Lowland Way. Czy to rozwiązanie okaże się szczęśliwe dla jej mieszkańców? Według mnie nie, ale każdy z nas mógłby rozważyć to na swój sposób.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
Południowy Londyn, ulica Lowland Way, kilkanaście kilometrów od centrum, a jednak to cichy i spokojny zakątek przedmieść, głównie za sprawą starań i solidarności jego mieszkańców.
Niestety jedna z mieszkanek tej ulicy umiera, a jej spadkobierca nie jest zainteresowany współpracą z sąsiadami. Ich życie zmienia się w koszmar. To co zdołali już osiągnąć legło w gruzach, więc...
2021-03-07
Ellie Power jest zwyczajną dziewiętnastolatką. Ma kochającą mamę i chłopaka, z którym wiąże swoją przyszłość.
Niestety wśród nich jest ktoś jeszcze. To alter ego Ellie.
Pomimo, że matka z córką przez wiele lat pracowały nad okiełznaniem drugiej natury Ellie, ta staje się coraz bardziej nieprzewidywalna...i niebezpieczna dla ich obu.
„Nauczyłaś się przenigdy nie ufać ciszy, przenigdy nie odpuszczać czujności. Nawet kiedy śpisz.
Zwłaszcza kiedy śpisz.
Chcesz poznać strach?
Strach ma imię.
Nazywa się Siggy.”
Narracja poprowadzona jest dwutorowo. Pierwszoosobowa w rozdziałach poświęconych Ellie i trzecioosobowa w tych, poświęconych prowadzonemu śledztwu. Co jakiś czas mamy także okazję prześledzić transkrypcje ze starych sesji terapeutycznych głównej bohaterki.
Tym samym autorka nie pozwala czytelnikowi znudzić się tą historią, co zapisuję zdecydowanie na plus, bo książka nie należy do „chudzinek” 😉
Sama fabuła również jest bardzo ciekawa. W pierwszej połowie, tak jak należy, utrzymuje nas w niepokoju. Nie wiemy czego się spodziewać po przewróceniu kartki. Niestety fajnie zbudowane emocje rozsypują się gdzieś w połowie, być może celowo, bo pod koniec znowu wskakujemy na rollercoaster 🙃
„Umysł może zrobić wszystko. Nawet unicestwić przyczynę tego, od czego człowiek rozpada się na kawałki.”
Przyznam się, że trochę mam problem z oceną tej książki.
Fabuła jest ciekawa. Narracja świetna. Autorka wnika tak głęboko w psychikę swoich bohaterów jak tylko się da. Pokazuje, że dobrzy popełniają błędy, a źli, nie zawsze mają niecne pobudki. Uwypukla pewne ludzkie zachowania, czym nie ułatwia czytelnikowi sprawy oceny poszczególnych postaci. Naprawdę rzadko zdarza się w literaturze popularnej tak wnikliwe podejście do natury ludzkiej.
Zdecydowanie jednak przeszkadza mi styl tej powieści. Język momentami jest zbyt kolokwialny (żeby nie powiedzieć prostacki i slangowy). Być może to znowu zamierzony zabieg. Być może miało to zwrócić uwagę na coś, czego ja nie dostrzegłam w tej książce. Jak dla mnie jest za mało „literacko”.
Ale to thriller, jestem przekonana, że fani gatunku będą zadowoleni. Skóra momentami cierpnie, czasami boimy się odwrócić kartkę...zakończenie ciekawe...czego chcieć więcej? 😉
„Chcesz wiedzieć, co to strach?”
Za egzemplarz recenzencki i klucz do zamkniętych drzwi dziękuję Wydawnictwu Muza.
Ellie Power jest zwyczajną dziewiętnastolatką. Ma kochającą mamę i chłopaka, z którym wiąże swoją przyszłość.
Niestety wśród nich jest ktoś jeszcze. To alter ego Ellie.
Pomimo, że matka z córką przez wiele lat pracowały nad okiełznaniem drugiej natury Ellie, ta staje się coraz bardziej nieprzewidywalna...i niebezpieczna dla ich obu.
„Nauczyłaś się przenigdy nie ufać...
2021-03-13
Beth, Megan i Joanne - trzy kobiety, które, pomimo różnic jakie je dzieliły, zostały przyjaciółkami. Poznały się na uniwersytecie. Teraz, po czterdziestce, nadal pozostają ze sobą w kontakcie.
Kiedy jedna z nich, Megan, przyjmuje oświadczyny swojej życiowej partnerki, nie chce wchodzić w nowy etap życia z ciążącym jej od dwudziestu lat kłamstwem. Postanawia wyjawić pewną tajemnicę z przeszłości. Trudy nie potrafi pogodzić się z faktem, że Megan potrafiła przez lata wspólnego życia zataić coś przed nią. Stawia Megan ultimatum i zmusza ją do wyjawienia prawdy Beth i Joanne. Megan, nie widząc innego wyjścia, otwiera Puszkę Pandory...
„Prawo przyczyny i skutku głosi, że każda przyczyna ma swój skutek, a każdy skutek staje się przyczyną czegoś innego.”
Co to była za książka! Historia wciągnęła mnie od pierwszej strony, mimo, że jej początek był dość spokojny. Ot, opowieść o trzech przyjaciółkach i pewnym feralnym wieczorze. Ten drobny „kamyczek” wywołuje jednak lawinę zdarzeń.
Okazuje się, że owy błąd z przeszłości zaważył na życiu każdej z dziewczyn, jednak żadna nie zadawała sobie z tego sprawy.
To jedna z tych książek, gdzie najdrobniejszy błąd w fabule spowodowałby zawalenie się całej opowieści, która została utkana przez autorkę z taką starannością. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, bo historia jest przemyślana w najdrobniejszych szczegółach.
Oprócz tego, że jest to misterna historia, to napisana jest prostym, przystępnym językiem.
Wychwyciłam jeden mały błąd, ale nie ma on większego wpływu na fabułę i wynika chyba z błędu w tłumaczeniu, więc się nie czepiam 😉
Nie mogę napisać zbyt wiele, żeby nikomu nie zepsuć zabawy...
...tak, ta książka jest świetną rozrywką, nie pozwala się znudzić.
Największą zaletą tego thrillera, jest to, że jest odmienny od większości pozostałych.
Gwarantuję Wam, że zakończenie sprawi, że szeroko otworzycie oczy 😉
„Są sekrety, których lepiej nie wyjawiać.”
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
Beth, Megan i Joanne - trzy kobiety, które, pomimo różnic jakie je dzieliły, zostały przyjaciółkami. Poznały się na uniwersytecie. Teraz, po czterdziestce, nadal pozostają ze sobą w kontakcie.
Kiedy jedna z nich, Megan, przyjmuje oświadczyny swojej życiowej partnerki, nie chce wchodzić w nowy etap życia z ciążącym jej od dwudziestu lat kłamstwem. Postanawia wyjawić pewną...
2021-05-12
Alice Henderson pracuje jako dziennikarka w jednej z lokalnych gazet. Pewnej środy odbiera w redakcji telefon z pogróżkami. Początkowo traktuje to jak głupi żart, ale analizując zdarzenia ubiegłych tygodni okazuje się, że w każdą kolejną środę spotykają ją różne niecodzienne sytuacje.
Każda zbliżająca się środa to dla Alice powód do stresu i strachu. Partner dziennikarki wynajmuje prywatnego detektywa, byłego policjanta, Mathew Hill’a, aby chronić Alice i powstrzymać stalkera.
„Dobra wiadomość jest taka, że większość stalkerów to nie zabójcy.
Zła - że wielu zabójców para się najpierw stalkingiem.”
„Zapłacisz mi za to” to drugi thriller Teresy Driscoll. Nie miałam jeszcze przyjemności poznać „Obserwuję cię”, więc podeszłam do niego z „otwartą głową” 😉. Zazwyczaj bowiem, jeśli czytam kolejną książkę danego autora, mam pewne oczekiwania, czasami nawet obawy, że tytuł nie dorówna poprzednim. W tym przypadku zupełnie nowe nazwisko z góry gwarantowało dobrą zabawę. Wynik „z tarczą, czy na tarczy”, nie ma znaczenia, coś nowego oznacza zawsze ciekawe doświadczenie.
Autorka zastosowała narrację nielinearną, więc teraźniejsze wydarzenia przeplatane są tymi z przeszłości Alice i prześladującego ją stalkera. Dzięki takiemu zabiegowi historią nie można się znudzić i czyta się ją błyskawicznie. Zdecydowanie nie działa w tym przypadku powiedzonko „jeszcze jeden rozdział i gaszę światło” 🤣.
Co najbardziej mi się podobało w tej książce, to to, że oprócz głównego wątku, autorka umieściła w niej jeszcze inny, dotyczący relacji łączących Alice z jej matką oraz naszego „złego” z jego bliskimi.
„W tym momencie dociera do mnie, że to, co wcześniej brałam za strach, w ogóle nim nie było. Przez wszystkie tygodnie bałam się stalkera? To nie był prawdziwy strach.”
„Zapłacisz mi za to” to nie jest skomplikowany thriller. To raczej prosta historia. Niemniej jednak utrzymuje czytelnika w ciągłym napięciu przez kilka większych zwrotów akcji. Po drugiej stronie szali autorka kładzie nasze emocje, co gwarantuje czytelniczy rollercoaster, czyli to, na co miłośnicy gatunku czekają najbardziej. Oczywiście muszę przyznać, że chciałam zabawiać się w detektywa, i że, tym razem, udało się autorce wodzić mnie za nos. Obstawiałam raz tego, raz innego. Później okazało się, że nawet dobrze, ale gdzieś w końcu porzuciłam ten trop i typowałam inaczej 😂🤣 Jeden-zero dla autorki!
Z przyjemnością sięgnę również po jej poprzednią książkę.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu SQN.
Alice Henderson pracuje jako dziennikarka w jednej z lokalnych gazet. Pewnej środy odbiera w redakcji telefon z pogróżkami. Początkowo traktuje to jak głupi żart, ale analizując zdarzenia ubiegłych tygodni okazuje się, że w każdą kolejną środę spotykają ją różne niecodzienne sytuacje.
Każda zbliżająca się środa to dla Alice powód do stresu i strachu. Partner dziennikarki...
2021-05-19
Helen Thorpe ma wspaniałego męża, bliskich przyjaciół i piękny dom w Greenwich Park. Spodziewa się także upragnionego dziecka. Kiedy Helen zapisuje się na do szkoły rodzenia nie sądzi, że ten dzień mógłby przesądzić o jej dalszym życiu. W wyniku zbiegu okoliczności na zajęcia dociera sama. Nie ma ani Daniela, ani Sereny, szwagierki Helen, która również spodziewa się dziecka. Jest za to Rachel, nieznajoma samotna kobieta, która chętnie dotrzymuje Helen towarzystwa. Obie kobiety zbliżają się do siebie, ale pewnego dnia Rachel znika...
„Myślałam o tym, jakie to nowoczesne szukać odpowiedzi w internecie. Ile milionów kobiet siedzi teraz, tak jak ja, w pięknym domu, z kieliszkiem wina w ręce lub z dzieckiem w brzuchu albo z jednym i drugim, i ze łzami w oczach wpisuje dokładnie te same słowa?”
Wydarzenia przedstawione są z punktu widzenia Helen, naszej głównej bohaterki, Sereny, jej szwagierki i Katie, jej przyjaciółki. Pozwala to spojrzeć na postępowanie Helen również z innych perspektyw niż jej własna, co zdecydowanie jest korzystne i ciekawe dla czytelnika. Chociaż poznajemy je wszystkie, to głównymi bohaterkami są zdecydowanie Helen i Rachel. Niestety żadna z tych postaci nie przypadła mi do gustu, żadnej nie polubiłam. Szczególnie Helen była postacią niezwykle irytującą. Do tego stopnia, że miałam ochotę wyciągnąć ją z kart powieści i mocno nią potrząsnąć 🥴😉
To mój największy zarzut dla tej powieści, bo owszem wzbudziła ona we mnie emocje, tylko chyba nie w tym miejscu gdzie powinna. Niestety przez to niejako rozmyły się inne moje odczucia, których powinnam doświadczyć czytając thriller. Irytacja zabiła wszytko. Niemniej jednak, teraz, oceniając „na zimno”, „Greenwich Park” ma również swoje mocne strony, a do nich zdecydowanie należy sama historia, która jest świetna i dobrze opowiedziana. Jest także, co zawsze dopisuję do zalet, mocno osadzona w realiach, co, przy wciągającej lekturze, powoduje złudzenie, że historia toczy się tuż obok nas 🤩
„Greenwich Park” to debiut Katherine Faulkner. Nie jest to thriller idealny, ale jest na tyle ciekawy, że sięgnę po kolejny, jeśli się pojawi.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
Helen Thorpe ma wspaniałego męża, bliskich przyjaciół i piękny dom w Greenwich Park. Spodziewa się także upragnionego dziecka. Kiedy Helen zapisuje się na do szkoły rodzenia nie sądzi, że ten dzień mógłby przesądzić o jej dalszym życiu. W wyniku zbiegu okoliczności na zajęcia dociera sama. Nie ma ani Daniela, ani Sereny, szwagierki Helen, która również spodziewa się...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”
🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić święta wraz ze swoją córką, która mieszka w Fort William w Szkocji. Jako prezent pożegnalny dostała od swoich kolegów bilet na przejazd pociągiem sypialnym. Ma więc nadzieję na wygodną i spokojną podróż. Wraz z Roz na londyńskiej stacji do pociągu wsiada młoda youtouberka wraz partnerem, emerytowana pani profesor z synem, nauczyciel z rodziną, grupa młodych ludzi, samotna kobieta, tajemniczy mężczyzna i… pasażer na gapę.
🚂 Niestety z powodu śnieżyc pociągi są opóźnione, a niektóre odwołane. Pociąg do Szkocji wyrusza, ale niestety dochodzi do wypadku i wykoleja się na pustkowiu. W tym samym czasie okazuje się że jedna z osób nie żyje ☠️ Morderca prawdopodobnie także znajduje się w pociągu…
Roz nie potrafi oprzeć się pokusie poprowadzenia swojego ostatniego śledztwa.
„To, że potrafimy coś znieść, nie oznacza, że nie odczuwamy cierpienia. Oznacza, że umiemy je przezwyciężyć.”
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to druga po „Morderczej świątecznej grze” powieść Alexandry Benedict. Ubiegłoroczna bardzo mi się podobała, więc bez wahania przyjęłam propozycję otrzymania egzemplarza recenzenckiego.
🚂 Schemat jest podobny w obu powieściach, ale „Morderstwo…” porusza również wątki trudne, które na pierwszy rzut oka nie pasują do cosy crime, jakim w założeniu powinna być ta książka. Jednak dzięki temu, w mojej ocenie, zyskuje. Ciekawie wyszło to połączenie, pozornie lekkiego świątecznego kryminału, gdzie szyta grubymi nićmi intryga wywołuje nieustanny uśmiech na ustach czytelnika, ze skomplikowanym tematem trudnych relacji rodzinnych i próby ich naprawienia.
„Przesilenie zimowe, a zatem Boże Narodzenie, wiąże się ze śmiercią światła i obietnicą jego powrotu. Musimy wejrzeć w ciemność, by ujrzeć światło.”
🚂 Tak jak w ubiegłym roku lektura sprawiła mi niemałą radość. Wiele w niej „smaczków” i tych dosłownych, w opisach tradycyjnych świątecznych smakołyków, i tych w postaci zagadek z zakresu literatury i filmu związanych tematycznie z pociągami, co dostarcza czytelnikowi dodatkowej zabawy.
🚂 Historia kryminalna jest ciekawa, mimo że dość przewidywalna. Dla wprawnego czytelnika, nie sposób nie mieć skojarzeń z genialną powieścią autorstwa Agathy Christie „Morderstwo w Orient Expressie”. Nie jest to jednak kalka, to historia mocno zakorzeniona we współczesnych realiach z prawdziwymi „z krwi i kości” bohaterami, w tym z jednym wyjątkowym arystokratą, o cudownym imieniu Mousetache 🐈 😉
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to, tak jak ubiegłoroczna „Świąteczna mordercza gra” książka wydana z niezwykłą starannością! Nie mogę się napatrzeć na tę znakomitą okładkę i rysunki pociągów na jej odwrocie. Aż szkoda zapakować w papier, by położyć pod choinką jako prezent 🎄🎁
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”
więcej Pokaż mimo to🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić...