-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-12-11
2021-01-04
Dla wszystkich miniony rok był bardzo trudny. Dla mnie także, bo nie tylko pandemia ale też mnóstwo zawirowań w życiu osobistym zburzyło mój wewnętrzny spokój i zachwiało posadami mojego małego, pokładanego świata.
Z nadzieją czekałam na 1 stycznia - datę symbolicznego nowego początku. A że od lat wierzę, że pierwsza przeczytana przez mnie książka będzie swoistą wróżbą na na najbliższe miesiące (zgodnie z zasadą jaka książka taki cały rok) postanowiłam dopomóc szczęściu i sięgnąć po "Gorzko, gorzko" Joanny Bator, wiedząc iż będę miała do czynienia z prozą wybitną, która jak żadna inna trafia prosto do mojego serca i duszy.
I choć przepiękna okładka kusiła mnie usilnie już od jakiegoś czasu dzielnie przesuwałam ją w stosiku robiąc wszystko aby była to pierwsza książka, którą przeczytam w 2021 roku.
Pióro autorki cenię od dawna i bez wahanie mogę powiedzieć, że jest to moja ulubiona polska pisarka. Jak nikt inny potrafi ona zajrzeć w głąb kobiecej duszy i przelać na papier historie, w których każda z nas może odnaleźć cząstkę siebie - swoich przeżyć, emocji i pragnień.
Joanna Bator pisze o kobietach i dla kobiet bez popadania w banał i tanie sentymenty. To najczęściej opowieści naznaczone traumą, i cierpieniem ale mimo wszystko dające nadzieję na przyszłość.
W "Gorzko, gorzko" autorka osiągnęła mistrzostwo. To powieść kompletna, która zabiera czytelnika w świat czterech pokoleń kobiet, ośmielających się marzyć, wierzyć w miłość i brać z życiem za bary.
Każda z nich ma swój Everst (a raczej Kilimandżaro) na które chce dotrzeć, potykajac się po drodze i dotkliwie raniąc. Berta marzy o miłości, dla której jest w stanie poświęcić wszystko. Barbara pragnie spokoju, który ukoi jej poczucie pustki i pozwoli odgrodzić się od świata, który jest jej obcy. Violetta (przez V i dwa t) uważa się za kogoś wyjątkowego i marzy o życiu jak z bajki, za którym goni przegapiając rzeczy dobre i wartościowe, które przytrafiają się jej po drodze. Kalina zaś chce zrozumieć dlaczego przyszło jej żyć z piętnem dziecka niekochanego, odrzuconego przez matkę i odtrąconego zaraz po urodzeniu.
Prababka, babka, matka i córka. Losy tych czterech kobiet to poruszajaca saga o odwadze, dążeniu do wolności i poszukiwaniu miłości. To też opowieść o trudach macierzyństwa, w tym rownież o tym, że nie zawsze kocha się swoje dziecko miłościa bezwarunkową. Czasami jest to proces wymagający wysiłku i ciężkiej pracy, co też nie gwarantuje sukcesu.
A wszystko to na tle burzliwej historii ostatniego stulecia, gdzie wojny, komunizm czy przemiany ustrojowe były częścią życia bohaterek.
To nie jest powieść lekka i przyjemna. Przedziera przez nią smutek, rozczarowanie ale i nadzieja. Joanna Bator ukazuje wszystkie barwy kobiecości gdzie więcej jest szarości niż radosnego różu.
Zatraciłam się w tej historii bez reszty przeżywając z bohaterkami ich perypetie, licząc na to, że w końcu osiągną one swój życiowy cel. Ale los gra znaczonymi kartami i nie doczekałam się finalnej frazy "żyły długo i szczęśliwie".
To jedna z najbardziej poruszających powieści, jakie przeczytałam w życiu. Nie szafuję wysokimi ocenami, ale w przypadku "Gorzko, gorzko" i 10 gwiazdek to za mało. Takie książki chcę czytać teraz i w przyszłości.
Za egzemplarz powieści dziękuję Wydawnictwu Znak.
Dla wszystkich miniony rok był bardzo trudny. Dla mnie także, bo nie tylko pandemia ale też mnóstwo zawirowań w życiu osobistym zburzyło mój wewnętrzny spokój i zachwiało posadami mojego małego, pokładanego świata.
Z nadzieją czekałam na 1 stycznia - datę symbolicznego nowego początku. A że od lat wierzę, że pierwsza przeczytana przez mnie książka będzie swoistą wróżbą na...
2023-12-30
Czy już Wam mówiłam, że uwielbiam moją osiedlową bibliotekę i wszystkich cudownych pracowników tego magicznego miejsca? To nie tylko miejsce, gdzie można wypożyczać książki, audiobooki i filmy ale też tętniący życiem ośrodek promujący liczne wydarzenia kulturalne, wieczory autorskie czy zajęcia dla dzieciaków.
Szczególnie cenię sobie akcje nagradzające najbardziej aktywnych czytelników (przed Świętami otrzymałam prezent - książkę niespodziankę) czy te które w niebanalny sposób nakłaniają do tego aby wyjść poza swoją strefę komfortu i skusić się na lekturę, o której wcześniej byśmy nawet nie pomyśleli.
Tak w moje ręce wpadał powieść Elif Shafak "10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie". Stała na półce wraz z innymi książkami z niebieską okładką nawiązując do popularnego żartu bibliotekarzy o kliencie, który prosi o pomoc w znalezieniu odpowiedniej dla siebie pozycji a zna tylko kolor okładki (taka niebieska, chyba).
Zauroczyło mnie to co widzę i od razu sięgnęłam po tę właśnie książkę. Nazwisko autorki widniało już w moim notatniku z adnotacją - trzeba się zapoznać ale jakoś do tej pory się nie złożyło.
Nie przypuszczałam, że sięgając po te powieść zrobię sobie tak cudowny prezent. "10 minut i 38 sekund w tym dziwnym świecie" mogę zdecydowanie ocenić jako najciekawszą i najpiękniejszą książkę przeczytaną w tym roku.
To głęboka, opowiedziana z czułością i zrozumieniem dla ludzkich słabości historia stambulskiej prostytutki Leili i jej przyjaciół, którzy po śmierci kobiety zrobią wszystko aby zapewnić jej godny pochówek. Nie zasłużyła ona bowiem aby jej szczątki spoczęły w bezimiennym grobie.
Życie Leili kończy się tragicznie, zostaje zamordowana przez jednego z klientów. Jednak zanim jej dusza opuści ciało ma jeszcze chwilę aby przypomnieć sobie kilka znaczących scen ze swojego życia: rodzinę, która kochała mimo iż ta nie ochroniła jej przed przemocą, ucieczkę do Stambułu i pracę w domu publicznym czy wielką miłość, która choć na chwilę pozwoliła jej zaznać zwyczajnego, spokojnego życia.
Ta część powieści zauroczyła mnie totalnie. Dałam się porwać tej opowieści pełnej smutku, rozczarowania i buntu. Razem z Leilą przeżywałam jej dramat bycia niezrozumianą, czasami wręcz niewidzialną w oczach jej najbliższych.
To przyjaciele, których poznała już w stolicy okazali się dla niej prawdziwym wsparciem. Sami pokiereszowani przez życie nie wahali się wspierać ją, a po śmierci godnie pożegnać.
"10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie" to powieść, która porusza serce. Mówi o ludzkich słabościach i ułomnościach ale ze zrozumieniem i miłością. To też opowieść poruszająca ważne tematy społeczne, którymi żyła i żyje Turcja takie jak prostytucja, tranzycja, nierówności społeczne i sytuacja napływowych mieszkańców, którzy do tego kraju przyjeżdżają z wielkimi marzeniami a często muszą mierzyć się z rozczarowaniem i biedą.
Na mojej półce stoi już kolejna pozycja autorki, bo w nadchodzącym roku zamierzam przeczytać jej wszystkie książki przetłumaczone na język polski. Już nie mogę się doczekać.
Czy już Wam mówiłam, że uwielbiam moją osiedlową bibliotekę i wszystkich cudownych pracowników tego magicznego miejsca? To nie tylko miejsce, gdzie można wypożyczać książki, audiobooki i filmy ale też tętniący życiem ośrodek promujący liczne wydarzenia kulturalne, wieczory autorskie czy zajęcia dla dzieciaków.
Szczególnie cenię sobie akcje nagradzające najbardziej...
2024-03-04
Wielu ludziom Kanada kojarzy się z bogatym, bezpiecznym i pięknym miejscem do życia. Tak było kiedyś i tak jest teraz. Nie bez powodu magazyny, gdzie gromadzono przedmioty zagrabione więźniom Auschwitz i pozostałych podobozów, nazywano Kanadą. Ogrom dóbr tam przechowywanych więźniom skojarzył się właśnie z tym krajem.
Wysoki poziom życia obywateli, bezpieczeństwo, wysoka jakość edukacji, przyjazne i opiekuńcze państwo, nieskażona przyroda – to te jasne jasne strony Kanady.
W historii tego państwa jest jednak wiele mrocznych kart. Jedna z nich dotyczy tego, jak przez lata traktowano rdzennych mieszkańców tego kraju.
O tym opowiada książka Joanny Gierak - Onoszko "27 śmierci Toby'ego Obedy". Książka poruszająca, książka odważna, książka przepełniona bólem ofiar i prośbą
prośbą sprawców o przebaczenie, choć nadal nie wszyscy, poczuwają się do winy.
150 tysięcy dzieci rdzennych mieszkańców przeszło przez piekło, tak jak tytułowy Toby odebrany rodzicom w wieku 4 lat i umieszczony w szkole z internatem. Zabrany rodzicom w środku nocy, wywieziony do placówki daleko od miejsca zamieszkania, oderwany od swoich korzeni następne lata przeżył w strachu nękany psychicznie i fizycznie przez personel szkoły, której zadaniem było pozbawić rdzenne dzieci swojej tożsamości. Bite, gwałcone, pozbawione kontaktu z bliskimi dzieci, czekały do 15 urodzin, kiedy to można im było opuścić mury szkoły.
To co najbardziej przeraża to fakt, iż takie placówki, a było ich dziesiątki, podlegały zazwyczaj kościołowi katolickiemu, który wziął na siebie zadanie "ucywilizowania" dzieci rdzennych mieszkańców w rzeczywistości pozbawiając ich godności i korzeni.
Lata krzywd, o których dziś mówi się głośno złamały tysiące żyć. Kanada robi wiele aby zadośćuczynić poszkodowanym. Bije się w piersi i nie ucieka od odpowiedzialności, w przeciwieństwie do kościoła katolickiego, który nadal nie przeprosił za swoje zbrodnie, czego ofiary nie są w stanie zrozumieć. Powiedzenie, że takie były czasy, które często pada, boli i jątrzy rany.
Chylę głowę przed autorką, bo podejrzewam, że praca nad tą książką była trudnym doświadczeniem, tak jak trudne, wręcz bolesne, było jej czytanie.
Nie ma ludzi bez skazy, nie ma narodów, które nie miałyby w swej historii mrocznych i wstydliwych okresów. Odwagą jest stanąć z tym twarzą w twarz tak jak stanęła Kanada.
Audiobook (czytał Filip Kosior)
Wielu ludziom Kanada kojarzy się z bogatym, bezpiecznym i pięknym miejscem do życia. Tak było kiedyś i tak jest teraz. Nie bez powodu magazyny, gdzie gromadzono przedmioty zagrabione więźniom Auschwitz i pozostałych podobozów, nazywano Kanadą. Ogrom dóbr tam przechowywanych więźniom skojarzył się właśnie z tym krajem.
Wysoki poziom życia obywateli, bezpieczeństwo, wysoka...
2022-02-05
Imię, nazwisko, data urodzenia, adres - to dane, które musimy uzupełnić w formularzu jeśli chcemy załatwić jakąkolwiek sprawę: rozliczyć PIT, zapisać dziecko do przedszkola, założyć konto w banku czy chociażby wyrobić sobie kartę biblioteczną. Robimy to automatycznie, bezrefleksyjnie, przechodząc szybko do kolejnych podpunktów w wypełnianym formularzu. Te dane są częścią naszej tożsamości i mówią o nas więcej niż mogłoby się wydawać. W szczególny zaś sposób definiuje nas miejsce zamieszkania z którego można wyczytać informacje o naszym statusie społecznym, zamożności czy rasie. Adres bowiem to tajemny kod, dzięki któremu czujemy się członkiem społeczeństwa, częścią większej całości, pełnoprawnym uczestnikiem życia publicznego. Brak własnego adresu automatycznie kojarzy nam się z bezdomnością, która dotyka coraz więcej ludzi na świecie. Są jednak miejsca na ziemi, i nie mówimy tu tylko o Państwach Trzeciego Świata, tak słabo odwzorowane na mapach gdzie żyją ludzi nie posiadający adresu. To rzecz wydawać by się mogła niewyobrażalna, ale niestety prawdziwa. Powoduje to mnóstwo trudności w życiu codziennym: począwszy od niemożności załatwienia jakichkolwiek formalności po problemy służb ratunkowych w odnalezieniu właściwego domostwa, do którego została wezwana karetka lub straż pożarna.
Nigdy wcześniej nie myślałam, że temat tak z pozoru banalny jak adres zamieszkania może być fascynującym zagadnieniem, przez pryzmat którego możemy przyjrzeć się współczesnym społeczeństwom i problemom, które je trapią.
A oczy otworzyła mi fantastyczna książka Deirdre Mask "Adresy. Co nam mówią o tożsamości, statusie i władzy". Autorka zabiera nas w podróż po świecie, poczynając od slamsów w Kolkacie a kończąc na Manhattanie udowadniając, że niezależnie od tego z którego zakątka świata pochodzimy adres ma znaczenie: daje poczucie przynależności, wielu pozwala wyjść z ubóstwa, innym zaś dodaje prestiżu i łechce ich ego.
Bez map i adresów trudno byłoby śledzić gnębiące ludzkość epidemie. Niemożliwym byłoby też sprawne zarządzanie państwem, bo dzięki adresom aparat administracyjny ma pełnię wiedzy o swoich obywatelach.
Deirdre Mask z pasją i charyzmą prowadzi czytelnika po ulicach całego świata snując fascynujące historie o adresach i ich znaczeniu. Ciekawostką jest też rozdział autorstwa Maxa Suskiego poświęcony polskim adresom i trwającej od lat dekomunizacji, która jeśli chodzi o nazwy ulic przebiega z lepszym lub gorszym skutkiem.
Sięgając po tę książkę nie przypuszczałam, że czeka mnie tak porywająca i pełna emocji lektura. Temat, który początkowo wydawał mi się mało frapujący okazał się niezwykle wciągający i zmuszający do refleksji. Polecam Wam tę pozycję. To jedna z lepszych publikacji, jakie ostatnio czytałam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak LIteranova.
Imię, nazwisko, data urodzenia, adres - to dane, które musimy uzupełnić w formularzu jeśli chcemy załatwić jakąkolwiek sprawę: rozliczyć PIT, zapisać dziecko do przedszkola, założyć konto w banku czy chociażby wyrobić sobie kartę biblioteczną. Robimy to automatycznie, bezrefleksyjnie, przechodząc szybko do kolejnych podpunktów w wypełnianym formularzu. Te dane są częścią...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-08
Temat holocaustu i obozów koncentracyjnych to tragiczna karta w życiu mojej rodziny. Jestem kolejnym pokoleniem które stara się ocalić od zapomnienia te straszne wydarzenia aby były przestrogą dla tych co przyjdą po nas.
Po dziesiątkach publikacji które przeczytałam na ten temat rzadko trafiam na książkę które jest w stanie zburzyć mój spokój bo od dawna pracowałam nad sobą aby mieć dystans do tego co czytam i oglądam na ten temat. Jeśli by tak nie było postradałabym zmysły.
Jednak książka Jennifer Teege zburzyła ten mój pozorny spokój wewnętrzny bo uświadomiła mi że ból i strach okrucieństw tamtych czasów przechodzą na kolejne pokolenia tak ofiar jak i sprawców.
Ta piękna czarnoskóra kobieta która patrzy z okładki jest wnuczką jednego z największych zwyrodnialców: Amona Gotha, komendanta obozu w Płaszowie którego postać stworzył Ralph Fiennes w "Liście Schindlera".
Jennifer od dziecka żyła ze świadomością że jej życie jest inne: była mulatką co w latach 70 -tych w Niemczech nie było powszechne, w wieku trzech lat została oddana przez swoją matkę pod opiekę rodziny zastępczej a następnie przez nią adoptowana.
Mimo iż była otoczona miłością swych adopcyjnych rodziców cały czas czuła pustkę i zadawała sobie pytanie: dlaczego jej matka ją oddała.
Gdy wydawać by się mogło że bohaterka, mimo tej pustki, poukładała sobie życie (praca, mąż, dzieci) spada na nią kolejny cios. Przez przypadek w miejskiej bibliotece znajduje książkę z której wynika iż jej matka była córką Amona Gotha a ona jest jego wnuczką.
Świadomość tego wywraca jej życie do góry nogami: burzy spokój wewnętrzny, wpędza w depresje i poczucie winy. Wydawać by się mogło że to chichot losu bo cóż mulatka, studiująca w Izraelu, mówiąca po hebrajsku i mająca przyjaciół żydów moż mieć współnego ze zbrodniarzem wojennym.
Jennifer próbuje skonfrontować się z prawdą ale jest to niezywkle bolesny i długotrwały proces.
Książka "Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił" to poruszająca lektura pełna emocji i trudnych prawd. Postać bohaterki zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Droga którą przeszła po skonfrontowaniu się z faktami wzbudza podziw i szacunek. Polecam. Ta lektura nikogo nie zostawi obojętnym.
Temat holocaustu i obozów koncentracyjnych to tragiczna karta w życiu mojej rodziny. Jestem kolejnym pokoleniem które stara się ocalić od zapomnienia te straszne wydarzenia aby były przestrogą dla tych co przyjdą po nas.
Po dziesiątkach publikacji które przeczytałam na ten temat rzadko trafiam na książkę które jest w stanie zburzyć mój spokój bo od dawna pracowałam nad...
2018-01-18
Niespełna dwa latka - tyle miał Szymek kiedy w męczarniach umierał przez trzy dni pobity przez rodziców. Nawet po śmierci nie zaznał spokoju bo aby zatuszować swój czyn mordercy wrzucili go do stawu w Cieszynie gdzie przez kila dni leżał niezauważony.
O tej sprawie mówiła cała Polska: maleńki chłopiec bez imienia którego podobizna przez wiele miesięcy gościła we serwisach informacyjnych i gazetach. Pochowany na cmentarzu pod imieniem Jasio był żegnany przez kilkaset osób z których każda zadawała sobie to samo pytanie: kim jest to dziecko i kto doprowadził do jego śmierci.
Ewa Winnicka w swojej książce "Był sobie chłopczyk" przypomina tę bulwersującą sprawę od momentu znalezienia anonimowych zwłok w cieszyński stawie po proces morderców Szymonka. Jej reportaż to przerażającą historia o niechcianym dziecku któremu przyszło urodzić się w rodzinie bez żadnych norm moralnych, zimnej, traktującej dzieci jak przedmioty.
Autorka dużo miejsca poświęca rodzicom dziecka. Opowiada historię ich życia, niepowodzeń, braku więzi z najbliższymi. W żaden jednak sposób nie stara się usprawiedliwiać tego przerażającego czynu nie da się w żaden sposób wytłumaczyć.
Ewa Winnicka przytacza fakty, bardzo rzadko pozwala sobie na własny komentarz. Taka właśnie relacja: prosta, pozbawiona emocji sprawia że jeszcze mocniej dociera do nas groza tej zbrodni i przekonanie że śmierci malca można było uniknąć.
Przerażająca jest nie tylko sama zbrodnia ale fakt iż przez wiele miesięcy nikt nie zidentyfikował chłopca. Że rodzina, znajomi dawali się zbyć wymówkami o chorobie, wyjeździe do dziadków. Gdyby nie telefon wścibskiej sąsiadki której dziwiła przeciągając się nieobecność chłopca sprawa mogłaby zostać nierozwiązana.
Mały Szymon to symbol dzieci maltretowanych którzy na bicie, upokorzenia i często śmierć są narażeni z rąk najbliższych. Ilość zbrodni w których ofiarą są nawet noworodki przeraża i jeży włosy na głowie.
Gdy się słyszy takie historie pędzi się zaraz do własnych dzieci: aby przytulić, sprawdzić czy dobrze śpią. I chce się wyć z rozpaczy kiedy słyszy się kolejną historię o pobiciu jakiegoś malucha na śmierć.
Wstrząsająca relacja o przerażającej zbrodni. Niech będzie dla nas impulsem do reagowania na krzywdę dzieci: tych zbyt żałośnie płaczących za ścianą obok, tych dostających klapsa na ulicy i tych zaniedbanych. Za każdą taką sytuacją może kryć się niewyobrażalna tragedia małego człowieka.
Niespełna dwa latka - tyle miał Szymek kiedy w męczarniach umierał przez trzy dni pobity przez rodziców. Nawet po śmierci nie zaznał spokoju bo aby zatuszować swój czyn mordercy wrzucili go do stawu w Cieszynie gdzie przez kila dni leżał niezauważony.
O tej sprawie mówiła cała Polska: maleńki chłopiec bez imienia którego podobizna przez wiele miesięcy gościła we serwisach...
2022-10-27
Nigdy nie poznałam mojego dziadka. Zmarł, gdy mama miała niecałe dwa latka. Schwytany przez Niemców w łapance na ulicach Warszawy trafił do Oświęcimia. Po kilkunastu miesiącach udało się go wykupić zapożyczając się u wszystkich, którzy dysponowali jakimś majątkiem. W pierwszych latach istnienia obozu takie przypadki czasami się zdarzały. Wycieńczony, z zaawansowaną gruźlica umarł w warszawskim szpitalu kilka tygodni później.
Czytając książkę Anny Dobrowolskiej "Byłem fotografem w Auschwitz. Prawdziwa historia Wilhelma Brassego" cały czas miałam z tyłu głowy pytanie, czy bohater tej opowieści uwiecznił mojego dziadka na obozowych fotografiach. Tych przetrwało niecałe 40 tysięcy, tylko dzięki bohaterowi tej książki i jego towarzyszom, którzy z narażeniem życia schowali je przed niemieckim strażnikami w piecu w trakcie ewakuacji obozu.
Książka ta to poruszające świadectwo człowieka, który spędził w obozowym piekle kilka lat, tylko dlatego że odmówił podpisania volkslisty. Od niechybnej śmierci uratował go fakt iż przed wojną był fotografem a jego umiejętności przydały się obozowym władzom. Przez lata pobytu w Auschwitz zrobił kilkadziesiąt zdjęć więźniów do obozowych kartotek oraz tych, które dokumentowały okrutne eksperymentu doktora Mengele.
Wilhelm Brasse o tamtym czasie mówi przez pryzmat fotografii, które wykonywał. To on są dla niego pretekstem do opowiedzenia o swoich doświadczeniach i przeżyciach z tamtego okresu. Jego wspomnienia są przez autorkę uzupełniane relacjami innych więźniów, co zdecydowanie wzbogacę tę historię i pozwala spojrzeć na przedstawiane fakty z różnych punktów widzenia.
Integralną częścią tej książki są też fotografie wykonane przez bohatera, które dziś są świadectwem okrucieństwa i pogardy ówczesnej rasy panów.
Przeczytałam już dziesiątki wspomnień, pamiętników czy reportaży na temat obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej. Każda taka książka to świadectwo i przestroga, bo historia lubi się powtarzać.
Ta na długo pozostanie w mojej pamięci, bo poruszyła najwrażliwsze struny mojej duszy. Zachęcam Was do sięgnięcia po tę publikację. Aby ocalić od zapomnienia, tych którzy zginęli pod ścianą straceń lub w zagazowani cyklonem B w Auschwitz i dziesiątkach innych miejsc zagłady.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.
Nigdy nie poznałam mojego dziadka. Zmarł, gdy mama miała niecałe dwa latka. Schwytany przez Niemców w łapance na ulicach Warszawy trafił do Oświęcimia. Po kilkunastu miesiącach udało się go wykupić zapożyczając się u wszystkich, którzy dysponowali jakimś majątkiem. W pierwszych latach istnienia obozu takie przypadki czasami się zdarzały. Wycieńczony, z zaawansowaną...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-07
Siedem osób których przeznaczeniem było urodzić się w tym a nie innym zakątku świata. Siedem, wydawać by się mogło, banalnych historii o dzieciństwie, dorastaniu i wchodzeniu w dorosłość. Siedem hisorii o życiu takim jakim jest: zwykłym, ciężkim, często pełnym wyrzeczeć i kompromisów na które chcąc nie chcąc w końcu się godzimy.
Wydawało się że to niemożliwe aby z historii siedmiu zwykłych ludzi napisać książkę która będzie fascynującą opowieścią o świecie. A jednak Tomaszowi Michniewiczowi ta sztuka się udała. Bo jego "Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata" to opowieść o o codzienności, o mozole i trudzie jaki towarzyszy nam przez całe życie, o celach które sobie stawiammy i o porażkach które odnosimy.
Pragnienie szczęścia i dobrego życia jest marzeniem każdego z nas. Jednak kraj w którym się urodzimy, rodzina która nas otacza, tradycje w których wyrastamy wpływają na nasze wybory i wyznaczją ścieżki którymy podążamy.
Autor zderzając ze sobą losy bohaterów z różnych zakątków świata uzmysławia nam że nie ma jednej definicji szczęśliwego życia.
Dla młodej kobiety z Indii będzie to możliwość pracy na państwowej posadzie jako sprzątaczka z pensją która pozwoli jej kupować codziennie jedzenie i nabyć telewizor na raty.
Dla białego właściciela rezerwatu w Zimbabwe, kraju rządzonego przez czarną partyzantkę, ochrona zwierząt oraz swojej posiadłości przed kłusownikami i przekupnymi urzędnikami a dla Kolumbijki żyjącej w kraju który nadal kojarzony jest głównie z kartelami narkotykowymi możliwość realizowania swojej pasji muzycznej.
To historie słodko-gorzkie, które jednak pokazują że pasja i determinacja w dążeniu do celu jest w stanie sprawić że nasze życie będzie choć trochę ciekawsze, łatwiejsze, spokojniejsze.
Książka ta zmusza też czytelników do zastanowienia się nad światem w ujęciu globalnym: nad biedą, nierównościami społecznymi, brakiem dostępu do edukacji i wykorzystywaniem pracy dzieci oraz zatruwaniem środowiska. Autor wskazuje na konkretne instytucje, wielkie międzynarodowe koncerny (w tym farmaceutyczne) których polityka tylko pogłębia kryzys i trudną sytuację krajów nazywanych (urzywając sformułowań poprawnie politycznych) krajami rozwijającymi się.
Książka napisana z ogromnym wyczuciem i szacunkiem do bohaterów. Bez oceniania, watościowania i podtrzymywania stereotypów. "Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata" w pełni zasługuje na wszystkie pozytywne komentarze i oceny. To jedna z najlepszych książek jakie ostatnio czytałam. Polecam!
*wyzwanie LC/luty 2019
Siedem osób których przeznaczeniem było urodzić się w tym a nie innym zakątku świata. Siedem, wydawać by się mogło, banalnych historii o dzieciństwie, dorastaniu i wchodzeniu w dorosłość. Siedem hisorii o życiu takim jakim jest: zwykłym, ciężkim, często pełnym wyrzeczeć i kompromisów na które chcąc nie chcąc w końcu się godzimy.
Wydawało się że to niemożliwe aby z historii...
2021-10-26
"Czas goryczy" to już niestety ostatnia część wielowątkowej, poruszającej i napisanej z ogromnych rozmachem sagi rodziny Jaśmińskich. Anna Sakowicz stworzyła opowieść, która zauroczyła czytelników barwnymi postaciami, dbałością o szczegóły i prawdę historyczną. To co jest dodatkowym atutem tej powieści to niezwykle wiernie odmalowany portret miasta Gdańsk, gdzie w większości rozgrywa się akcja Jaśminowej Sagi.
Od okresu międzywojennego do czasów współczesnych spacerujemy wraz z bohaterami jego uliczkami, poznajemy urokliwe zakamarki ale też uczestniczymy w przełomowych wydarzeniach historycznych, które dały początek wolnej Polsce.
"Czas grzechu", "Czas gniewu" i "Czas goryczy" to swoista lekcja historii widziana oczami bohaterów: odzyskanie niepodległości, II wojna światowa, wydarzenia Marca '68, stan wojenny i początek zmian ustrojowych. 100 lat trudnej, pełnej chwały ale też smutnych momentów historii Polski.
W ostatnim tomie towarzyszymy młodszemu pokoleniu we wchodzeniu w dorosłość, ich zmaganiach z życiem i poszukiwaniu szczęścia. Nie brak jednak bohaterów starszego pokolenia: nestora rodu Antoniego, sióstr Jaśmińskich, Josefa Hirsza (swoją drogą ta postać to swoisty majstersztyk i mój ulubiony bohater całego cyklu) czy kuzynów Zapolskich. To oni stanowią korzenie tego rodu. Są fundamentem i opoką na której mogą się weprzeć ich dzieci wnuki i prawnuki. A los nie szczędzi im tragedii i co raz wystawia na próbę. Anna Sakowicz w "Czasie goryczy" domyka wcześniejsze wątki, odkrywa rodzinne tajemnice z przeszłości i żegna wielu bohaterów. Żal miesza się z radością, śmierć przeplatana jest narodzinami najmłodszego pokolenia bo w powieści tak jak w życiu: nic nie stoi w miejscu a po nocy zawsze przychodzi dzień.
Będzie mi brakowało moich ulubionych bohaterów. Pokochałam ich całym sercem i trudno mi zaakceptować, że to już koniec tej cudownej opowieści. Czytałam wiele rodzinnych powieści ale to Jaśminowa Saga porwała mnie bez reszty i uważam, że długo przyjedzie mi czekać na równie porywającą historię. Polecam Wam serdecznie cały cykl. Mam nadzieję, że tak jak ja będziecie urzeczeni.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Poradnia K.
"Czas goryczy" to już niestety ostatnia część wielowątkowej, poruszającej i napisanej z ogromnych rozmachem sagi rodziny Jaśmińskich. Anna Sakowicz stworzyła opowieść, która zauroczyła czytelników barwnymi postaciami, dbałością o szczegóły i prawdę historyczną. To co jest dodatkowym atutem tej powieści to niezwykle wiernie odmalowany portret miasta Gdańsk, gdzie w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-24
Od zawsze fascynuje się historią, sztuką i literaturą naszych wschodnich sąsiadów. Jestem niereformowalnym rusofilem i zawsze z chęcią sięgam po literaturę która przybliża mi Rosję, zarówno współczesną jak i tę tonącą w mrokach historii.
"Córka Stalina" Rosemary Sullivan to najlepsza książka jaką w tym roku przeczytałam. To pozycja kompletna: rzetelna, ciekawa, pisana przez autorkę z ogromnym szacunkiem do bohaterki ale też obiektywizmem.
Wszystko to sprawia że lekturę tę pochłania się z wypiekami na twarzy a koleje życia Swietłany Alliłujewej śledzi się w nieustającym napięciu.
Śledzimy losy córki Stalina od jej narodzin i dzieciństwa na Kremlu po próbę (jakże nieskuteczną) odnalezienia się na emigracji najpierw w Stanach Zjednoczonych a następnie w Anglii.
Autorka kreśli portret swojej bohaterki z najmniejszymi detalami. Jawi nam się ona jako osoba na której piętno ojca odcisnęło się nieodwołalnie i nawet po zmianie nazwiska na panieńskie matki i ucieczce z ZSRR nie była w stanie go zmazać.
Szybko osierocona przez matkę która popełniła samobójstwo gdy Swietłana miała 6 lat przez całe życie szukała akceptacji i ciepła. Najpierw u ojca i braci, potem w ramionach kolejnych mężów.
Nazywana Księżniczką Kremla była samotna, nieszczęśliwa i pełna wyrzutów sumienia kiedy uciekając z kraju zostawiła tam nastoletnie dzieci.
Do końca szukała swojego miejsca na ziemi przeprowadzając się dziesiątki razy.
Zmarła w domu opieki a jej jedyną pociechą na starość była córka Olga którą urodziła będąc mocno po 40-tce.
Rosemery Sullivan wykonała gigantyczną pracę przygotowując się do napisania tej książki: przeczesała archiwa, rozmawiała z krewnymi Swietłany i jej znajomymi, zjechała pół świata szukając śladów swojej bohaterki. Czytając "Córkę Stalina" czuło się że to książka kompletna: doskonała literacko i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach.
Zachęcam Was do lektury bo to wybitna pozycja.
Od zawsze fascynuje się historią, sztuką i literaturą naszych wschodnich sąsiadów. Jestem niereformowalnym rusofilem i zawsze z chęcią sięgam po literaturę która przybliża mi Rosję, zarówno współczesną jak i tę tonącą w mrokach historii.
"Córka Stalina" Rosemary Sullivan to najlepsza książka jaką w tym roku przeczytałam. To pozycja kompletna: rzetelna, ciekawa, pisana...
2022-04-26
Przychodzą w naszym życiu momenty, kiedy jesteśmy tak zmęczeni, zagubieni i pozbawieni motywacji do dalszego działania, że w głowie kołacze nam się tylko jedna myśl: uciec! Zostawić za sobą kłopoty i stresy i zaszyć się w jakimś ustronnym miejscu celebrując nieśpiesznie codzienność i podziwiając świat wokół. Z dala od cywilizacji, blisko natury. Kto z nas choć raz nie pomyślał: a gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w (przysłowiowe) Bieszczady.
Niewielu jednak ostatecznie decyduje się na taki krok. Bierzemy na przeczekanie, spychamy złe myśli w tył głowy i staramy się jakoś żyć dalej robiąc dobrą minę do złej gry.
Nie zawsze jednak tak się da o czym opowiada książka "Dzika droga. Jak odnalazłam siebie" Cheryl Strayed, która doczekała się w Polsce kolejnego wydania w przepięknej szacie graficznej.
To zapis wędrówki bohaterki przez duży fragment liczącego prawie 4300 kilometrów długodystansowego szlaku pieszego Ameryki Pacific Crest Trail , który wiedzie od granicy USA z Meksykiem aż do Kanady.
Kiedy niespodziewania w wieku 45 lat umiera matka autorki jej świat rozpada się na kawałki. Nie jest w stanie wrócić do normalnego życia: rujnuje swoje małżeństwo licznymi zdradami, zostawia niedokończone studia, zaczyna brać narkotyki. Jej życie traci sens. a ona zatraca się w rozpaczy.
Kiedy przypadkowo, podczas zakupów, jej wzrok zatrzymuje się na przewodniku po szlaku PCT, instynktownie czuje, że taka wyprawa może być dla niej ratunkiem.
Z niedorzecznie ciężkim plecakiem, bez fizycznego przygotowania postanawia przejeść jego część samotnie i podczas tej wędrówki przemyśleć swoje życie i znaleźć w nim jakiś sens.
To opowieść o walce z samym sobą, pokonywaniu trudności, które wydają się nie do pokonania i o ludzkiej życzliwości, którą czasami tak trudno nam dostrzec przez łzy i złość, która w nas kipi.
"Dzika droga" mnie zauroczyła autorka zaś zachwyciła swoją szczerością i odwagą, aby zawalczyć o swoje szczęście. To pięknie napisana opowieść o ludziach: ich słabościach, marzeniach i codziennych zmaganiach z trudami życia. Smutna i nostalgiczna, ale dająca nadzieję, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Czasami trzeba go po prosty poszukać trochę mocniej.
Bez wahania powiem, że to najlepsza książka, jaką do tej pory przeczytałam w 2022 roku. Polecam Wam tę pozycję po stokroć.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.
Przychodzą w naszym życiu momenty, kiedy jesteśmy tak zmęczeni, zagubieni i pozbawieni motywacji do dalszego działania, że w głowie kołacze nam się tylko jedna myśl: uciec! Zostawić za sobą kłopoty i stresy i zaszyć się w jakimś ustronnym miejscu celebrując nieśpiesznie codzienność i podziwiając świat wokół. Z dala od cywilizacji, blisko natury. Kto z nas choć raz nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-08
Miniony długi weekend spędziłam z trylogią Roberta Forysia "Gambit Hetmański" i to było ponad 1000 stron czystej przyjemności czytania.
Pomijając objętość książki i fakt iż czytanie jej wymaga niezwykłej tężyzny fizycznej biorąc pod uwagę jej ciężar, pozycja ta jest po prostu mistrzowsko napisaną powieścią historyczną która oprócz rozrywki dostarcza też solidnej dawki wiedzy z czasów opisujących dojście hetmana Sobieskiego do władzy i obrania go królem.
Na kartach książki mamy opisaną całą plejadę postaci zarówno historycznych takich jak Marysieńka i Jan Sobieski, król Korybut i jego żona Eleonora, Klara Pac i jej małżonek jak i tych będących dziełem fantazji i wyobraźni autora jak służka do "zdań specjalnych" Marysieński Charlotta czy wojak Tyner. Ich losy przeplatają się ze sobą kreśląc niezwykle barwny obraz Polski XVII wieku z jej bolączkami, problemami i kolorytem.
Motywem przewodnim trylogii jest gra o realną władzę w Państwie gdzie interes własny jest przekładany ponad wszystko. Mimo iż wątkiem wiodącym jest ten związany z Marysieńką i Janem (znowu biedaczka została pokazana jako francuski szpieg: przebiegły i po trupach dążący do celu) dla mnie najciekawszy był motyw króla Korybuta który trochę wbrew sobie został wybrany do tej godności. Jego wewnętrzna walka z samym sobą, matką, żoną i przeciwnikami politycznymi pochłonęła mnie bez reszty.
To co cieszy to ogromna dbałość o szczegóły i świetne przygotowanie autora do pracy. I nie mówię tutaj o samych faktach historycznych ale również języku którym posługują się bohaterowie, opisie strojów, miast (Warszawa, Zamość).
Książkę czyta się niezwykle płynnie, jest napisana z dbałością a liczne sceny intymne nie rażą kiczem i śmiesznością.
To świetna książka dla tych którzy interesują się historią, którzy z wypiekami na twarzy czytali trylogię Sienkiewicza i chcieliby jeszcze raz poczuć ten klimat.
Wnioskuję że autor zamierza kontynuować swoją opowieść z Janem Sobieski jako królem. Nie mogę się doczekać.
Miniony długi weekend spędziłam z trylogią Roberta Forysia "Gambit Hetmański" i to było ponad 1000 stron czystej przyjemności czytania.
Pomijając objętość książki i fakt iż czytanie jej wymaga niezwykłej tężyzny fizycznej biorąc pod uwagę jej ciężar, pozycja ta jest po prostu mistrzowsko napisaną powieścią historyczną która oprócz rozrywki dostarcza też solidnej dawki...
2021-11-07
Relacja matka - córka zazwyczaj nie jest łatwa. I mimo, że to jedna z najsilniejszych więzi jakie tworzymy w życiu, nie zawsze jest ona zdrowa. Obraz matki jaki wyniesiemy z dzieciństwa (czy to jako osoby chłodnej, zbyt wymagającej, nieobecnej, a może wręcz przeciwnie nadopiekuńczej i nie zostawiającej córce przestrzeni na podejmowanie autonomicznych decyzji) rzutuje na późniejsze życie nas córek. A gdy same zostajemy matkami cykl ponowie się powtarza. Miłość-nienawiść, gniew-spokój, nadzieja-rozpacz i tak od zarania dziejów.
Powieść Dawida Grosmana "Gdyby Nina wiedziała" to bolesna, pełna żalu, niechęci i wyparcia historia trzech kobiet - babci Wery, matki Niny i wnuczki Gili - których trudne relacje mają źródło w wydarzeniach sprzed lat. Życie każdej z nich to opowieść o stracie, poczuciu odrzucenia, samotności i braku matczynego ciepła.
Wera, wychowana w dawnej Jugosławii spędziła prawie trzy lata na wyspie, będącej więzieniem dla kobiet buntujących się przeciwko dyktaturze marszałka Tito. Została tam zesłana po śmierci ukochanego męża, zostawiając w domu kilkuletnią córkę Ninę - bez wyjaśnienia, bez opieki, bez czasu na pożegnanie.
Gdy ta dorosła i urodziła własną córkę również powtarza ten schemat: ucieka z domu od kochającego męża i maleńkiej Gili zatracając się w życiu, ramionach przypadkowych mężczyzn, nie mogąc znaleźć sobie miejsca w którym mogłaby osiąść na dłużej. Dla swej córki jest tylko wspomnieniem, kolorową ptakiem, który pojawia się raz na kilka lat by zaraz znowu zniknąć.
Dorosła Gili zaś, mając w pamięci swoje dzieciństwo boi się zostać matką, by historia nie powtórzyła się w kolejnym pokoleniu. Jest przekonana, że sama pozbawiona matczynej miłości, nie byłaby w stanie pokochać swego dziecka.
Dopiero choroba Niny i wspólny wyjazd trzech kobiet na wyspę Gali Otok, gdzie młoda Wera spędziła prawie trzy lata, jest szansą na rozsupłanie ich trudnych, przetykanych żalem i wrogością relacji. Jednak prawda okazuję się jeszcze trudniejsza do zniesienia.
Ta powieść nie pozostawia obojętnym. Drapie, uwiera, wzbudza w czytelniku złość i dyskomfort. Jej czytanie to swoista terapia, która zmusza do zastanowienia się nad relacjami z własną matką, która jak nikt potrafi kochać ale równie często potrafi zmienić nasze życie w koszmar zostawiając nas z konsekwencjami swego postępowania na długie lata, a często na całe życie.
"Gdyby Nina widziała" to książka wybitna, niezwykle odważna i poruszająca. Na pewno zostanie w mojej pamięci na bardzo długo. Polecam ja Waszej uwadze!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.
Relacja matka - córka zazwyczaj nie jest łatwa. I mimo, że to jedna z najsilniejszych więzi jakie tworzymy w życiu, nie zawsze jest ona zdrowa. Obraz matki jaki wyniesiemy z dzieciństwa (czy to jako osoby chłodnej, zbyt wymagającej, nieobecnej, a może wręcz przeciwnie nadopiekuńczej i nie zostawiającej córce przestrzeni na podejmowanie autonomicznych decyzji) rzutuje na...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-20
Chłopak z Czerniakowa, dusza towarzystwa, gruźlik nadużywający alkoholu, literat i osobowość sceniczna - to tylko kilka określeń które opisują nietuzinkową postać jaką był Stanisław Grzesiuk.
Bartosz Janiszewski podjął się zadania napisania pierwszej biografii barda stolicy i wywiązał się z niego w sposób porywający. "Grzesiuk. Król życia" to barwna, napisana z dbałością o szczegóły historia człowieka który żył pełnią życia mimo wojny i wielu lat spędzonych w obozie. Żył szybko i z pasją jakby wiedział że nie zabawi na tym świecie zbyt długo. Ale przede wszystkim żył godnie a motto "boso ale w ostrogach" towarzyszyło mu do końca.
Autor w sposób niezwykle dokładny (ale nie przegadany) kreśli nam życiorys Grzesiuka. Rozmawia z jego rodziną, przyjaciółmi, kolegami z czasów obozowych. Nie koloryzuje, nie gloryfikuje swojego bohatera dzięki czemu otrzymujemy portret prawdziwy: fascynującej osobowości, oddanego przyjaciela ale kiepskiego męża i ojca który nad życie rodzinne przekładał wódeczkę z kolegami.
To postać tak ciekawa a jej życie tak bogate w dramatyczne wydarzenia że naprawdę trudno było mi oderwać się od lektury. Już jako nastolatka zaczytywałam się w książkach Grzesiuka więc najciekawsze dla mnie fragmenty dotyczyły właśnie tego okresu gdy zaczął on spisywać swoje wspomnienia.
"Pięć lat kacetu" i kolejne książki powstały w czasie rekonwalescencji po zabiegach w sanatorium gruźliczym. Pisanie było jedynym sposobem aby utrzymać pacjenta w łóżku po operacji bo Grzesiuk był niespokojnym duchem i nawet wyniszczająca choroba nie była w stanie tego zmienić.
"Grzesiuk. Król życia" to biografia w której każde zdanie, każda fotografia jest na właściwym miejscu. To opowieść napisana z pasją ale też i z dużym obiektywizmem. Chylę czoła przed autorem bo stworzył książkę porywającą. Ta pozycja zasługuje na wysoką ocenę. Zachęcam Was do lektury.
Chłopak z Czerniakowa, dusza towarzystwa, gruźlik nadużywający alkoholu, literat i osobowość sceniczna - to tylko kilka określeń które opisują nietuzinkową postać jaką był Stanisław Grzesiuk.
Bartosz Janiszewski podjął się zadania napisania pierwszej biografii barda stolicy i wywiązał się z niego w sposób porywający. "Grzesiuk. Król życia" to barwna, napisana z dbałością o...
2017-03-28
Zazwyczaj nie szafuję bardzo wysokimi ocenami przeczytanych lektur. Jakaś pozycja musi mnie wyjątkowo poruszyć abym dała jej 9/10 gwiazdek. "Hausfrau" Jill Alexander Essbaum jest właśnie taką książką która zostanie mi w głowie na bardzo długo. Chwycona w biegu w bibliotece okazała się prozą przesyconą ogromną dawką emocji, skłaniającą do refleksji i spojrzenia w głąb siebie.
Anna jest kobietą która powoli zbliża się do 40-tki. Osierocona przez rodziców wiele lat temu opuszcza Stany Zjednoczone i za mężem udaj się do Szwajcarii by tam osiąść i założyć rodzinę. Nie odnajduje jednak szczęścia kraju który wydaje jej się obcy i językowo i kulturowo. Jej samopoczucia nie poprawia też fakt iż jej stosunki z mężem po urodzeniu trójki dzieci mocno się ochłodziły i brak w nich codziennej czułości, życzliwości i zainteresowania. Nasza bohaterka czuje się osamotniona i nieszczęśliwa. Lekarstwem na ten smutek są przelotne romanse i seks jednak to tylko pogarsza jej samopoczucie i jeszcze bardziej komplikuje jej życie uczuciowe. Niewiele pomagają też sesje terapeutyczne na które wysyła ją mąż jak i obecność dzieci którymi zajmuje się głównie jej teściowa.
Dopiero tragiczne w skutkach wydarzenie wybudza Annę z tego letargu i zmusza do działania. Musi ona podjąć decyzję co zrobi dalej ze swoim życiem .
"Hausfrau" to książka niezwykle przejmująca. To stadium kobiety samotnej wśród ludzi z pozoru bliskich która nie radzi sobie życiem i popada w coraz większy marazm i otępienie. To też opowieść o poszukiwaniu miłości i akceptacji a także niemożności poradzenia sobie z otaczającą rzeczywistością. To zwrócenie uwagi że depresja może dotknąć każdego i trzeba znaleźć w sobie siłę aby zawalczyć o siebie.
Polecam tę książkę waszej uwadze choć nie liczcie na opowieść z happy endem.
Zazwyczaj nie szafuję bardzo wysokimi ocenami przeczytanych lektur. Jakaś pozycja musi mnie wyjątkowo poruszyć abym dała jej 9/10 gwiazdek. "Hausfrau" Jill Alexander Essbaum jest właśnie taką książką która zostanie mi w głowie na bardzo długo. Chwycona w biegu w bibliotece okazała się prozą przesyconą ogromną dawką emocji, skłaniającą do refleksji i spojrzenia w głąb...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-30
Już dawno żadna książka tak mną nie wstrząsnęła. Czytałam ją ze łzami w oczach a także poczuciem bezsilnej złości i wstydu.
Podejrzewam że jej publikacja w Szwecji wywołała podobne poruszenie jak w Polsce premiera "Pokłosia".
Tytułowa Mirmiam to starsza Pani która przeżyła koszmar wojny. Oddzielona od rodziców, zesłana najpierw do Auschwitz a następnie Ravensbruck każdy dzień walczyła o przeżycie w obozowej rzeczywistości.
Historia jakich miliony powiedzielibyśmy. To prawda ale ma ona jeszcze drugie dno. Miriam nie jest Żydówką tylko Romką o imieniu Malika. W trakcie transportu zamienia swoja podartą sukienkę na ubranie zmarłej współwięźniarki. Robi to bez zastanowienia ale bardzo szybko uświadamia że gwiazda Dawida daje większe szanse na przeżycie w obozowym piekle niż romskie pochodzenie.
Od tej pory jej celem jest ukrywanie się pod nową tożsamością do końca wojny.
Szybko jednak okazuję się że koniec wojny nie pozwala wrócić do swoich korzeni bo bohaterka trafia do Szwecji która w swoim ustawodawstwie miała do połowy lat 50-tych ubiegłego wieku zapis o zakazie przyjmowania Romów do kraju a nastroje społeczne i negatywne postrzeganie Cyganów jest w tym społeczeństwie żywe po dziś dzień.
Dla mnie to książka to zapis heroicznej walki o przetrwanie, o godne życie ale też o pamięć o tym skąd pochodzimy i kim jesteśmy.
Nie można uwolnić się od przeszłości, nie można wydrapać jej z duszy.
To też książka która wręcz krzyczy o tolerancję, otwartość i wyzbycie się stereotypów.
W dzisiejszych czasach to nadal apel nad wyraz aktualny.
Już dawno żadna książka tak mną nie wstrząsnęła. Czytałam ją ze łzami w oczach a także poczuciem bezsilnej złości i wstydu.
Podejrzewam że jej publikacja w Szwecji wywołała podobne poruszenie jak w Polsce premiera "Pokłosia".
Tytułowa Mirmiam to starsza Pani która przeżyła koszmar wojny. Oddzielona od rodziców, zesłana najpierw do Auschwitz a następnie Ravensbruck każdy...
2020-05-13
Ta książka to swoisty pomnik postawiony kobietom które były więźniarkami obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Sarah Helm w sposób niezwykle empatyczny ale równocześnie rzetelny i wnikliwy opowiada historię tego miejsca oraz więźniarek które żyły i umierały w tym obozie kobiecym przez cały okres II wojny światowej.
"Kobiety z Ravensbrück. Życie i śmierć w hitlerowskim obozie koncentracyjnym dla kobiet" to hołd złożony polskim "królikom" poddawanym makabrycznym eksperymentom medycznym, rosyjskim żołnierkom Armii Czerwonej, francuskim członkiniom ruchu oporu czy brytyjskim agentkom SOE.
To obozowa historia więźniarek znanych z imienia i nazwiska ale też tysięcy bezimiennych kobiet które trafiły do tego piekła na ziemi gdzie głód, wyczerpująca praca i planowa eksterminacja poprzez rozstrzelania, śmiertelne zastrzyki czy uśmiercanie w komorach gazowych była koszmarną codziennością.
Sarah Helm ze strzępków informacji (większość dokumentacji obozu została celowo zniszczona w ostatnich dniach wojny), nielicznych publikacji i wspomnień ostatnich żyjących więźniarek odtwarza historię obozu, jego załogi i dziesiątek tysięcy więzionych tam kobiet. Determinacja autorki aby ocalić od zapomnienia pamięć o tym miejscu zapomnianym przez ludzi i historię jest godna podziwu. Na mnie ogromne wrażenie wywarł jej obiektywizm i dążenie do prawdy. Pisze o heroicznych postawach więźniarek ale i o aktach podłości które w brutalnej walce o przetrwanie również miały miejsce w Ravensbrück.
Dużo miejsca poświęca oprawcom: komendantom, kapo czy lekarzom którzy codzinnie brali udział w powolnej i systematycznej eksterminacji więźniarek. Szacuje się że w obozie (i licznych jego podobozach) zginęło około 50 000 kobiet.
Ravensbrück jest również częścią mojej rodzinnej historii dlatego z taka zachłannością czytam publikacje które przybliżają mnie do poznania prawdy o tym miejscu. Mam nadzieję że duża popularność powieści których akcja rozgrywa się w obozach koncentracyjnych zachęci chociaż część ich czytelników do sięgnięcia po pozycje naukowe o tej tematyce. Jest wiele wybitnych opracowań, tych najnowszych ale i tych sprzed lat, które są rzetelnym źródłem wiedzy o obozach koncentracyjnych a ta książka jest jedną z najlepszych jaką czytałam. Polecam! To ponad 800 stron żywej historii.
Ta książka to swoisty pomnik postawiony kobietom które były więźniarkami obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Sarah Helm w sposób niezwykle empatyczny ale równocześnie rzetelny i wnikliwy opowiada historię tego miejsca oraz więźniarek które żyły i umierały w tym obozie kobiecym przez cały okres II wojny światowej.
"Kobiety z Ravensbrück. Życie i śmierć w hitlerowskim...
2019-08-08
Czasami w "karierze" mola książkowego pojawiają się takie pozycje które wywołują skrajne emocje. Chce się jak najszybciej skończyć daną lekturę a jednocześnie podświadomie marzy się o tym, by można było ją czytać w nieskończoność bo ma się przekonanie, że to z czym się obcuje to proza wybitna.
"Kotka i Generał" Nino Haratischwili to dla mnie własnie taka książka. Lektura mnie poraziła, obudziła całe morze emocji i refleksji a jednocześnie wprawiła w tak bezbrzeżny smutek że trudno było mi zebrać się aby napisać choć kilka słów.
Autorka, znana w Polsce z świetnie przyjętej książki "Ósme życie (dla Brilki)" ponownie opowiada nam fascynująca historię na tle przemian politycznych i społecznych za naszą wschodnią granicą. Upadek Związku Radzieckiego otworzył nowy rozdział w historii tego kraju którego częścią były także liczne konflikty zbrojne z krnąbrnymi republikami w tym z Czeczenią który przemienił się w regularną wojnę która doszczętnie zrujnowała te tereny a ich mieszkańcom odebrała poczucie bezpieczeństwa i godność.
Wojna wywołuje w ludziach najgorsze instynkty: przemoc i gwałt są na początku dziennym. Wpisane są w prawa wojny. Ofiarom odbiera się prawo głosu. Wygrywa silniejszy a zwycięzców nikt nie sądzi.
Autorka, biorąc za punkt wyjścia jedyny (!) proces który wytoczono żołnierzom rosyjskim za gwałt i zabójstwo nastoletniej Czeczenki, opowiada niezwykle porażającą historię grupy ludzi wciągniętych w tryby wielkiej historii często wbrew sobie.
To opowieść o winie i karze, poszukiwaniu sprawiedliwości i trudnym rozliczeniu z przeszłością której ciężar dotyka kolejne pokolenia.
"Kotka i Generał" to książka przez którą brnie się z trudem. Dobija czytelnika psychicznie ale też trzyma w napięciu do ostatniego zdania.
Jestem wykończona po lekturze ale też niezwykle spełniona jako czytelnik poszukujący w książkach nie tylko rozrywki ale też prawdy o życiu i ludzkiej naturze.
Polecam. To jedna z piękniejszych, trudniejszych i smutniejszych książek jakie przeczytałam ostatnio.
Czasami w "karierze" mola książkowego pojawiają się takie pozycje które wywołują skrajne emocje. Chce się jak najszybciej skończyć daną lekturę a jednocześnie podświadomie marzy się o tym, by można było ją czytać w nieskończoność bo ma się przekonanie, że to z czym się obcuje to proza wybitna.
"Kotka i Generał" Nino Haratischwili to dla mnie własnie taka książka. Lektura...
2021-01-27
Z dzieciństwa najmilej wspominam wieczory, kiedy to leżąc w łóżku słuchałam opowieści czytanych mi przez rodziców. Były to czasy rosyjskich baśni, serii "Poczytaj mi mamo" czy nieśmiertelnych wierszy Tuwima i Brzechwy. Gdy więc sama zostałam mamą obiecałam sobie, iż również będę czytać mojemu synowi dopóki będzie mu to sprawiało radość. I tak minęło nam 10 (zaraz 11) lat wspólnego czytania. I mimo, że z małego szkraba wyrósł mi okaz o pół głowy tylko niższy ode mnie, który samodzielnie pochłania książki od 6 roku życia, to nadal z ogromną przyjemnością urządzamy sobie wieczorne seanse z książką. To jedna z przyjemniejszych chwil w ciągu dnia.
Ostatnio wpadła nam w ręce opowieść, która niespodziewanie w ocenie mojej latorośli stała się hitem czytelniczym ostatnich miesięcy.
"Kraina smoków" Cornelii Funke oczarowała nas już od pierwszych stron i żalem co wieczór opuszczaliśmy cudowny świat pełen magii i niesamowitych stworzeń wykreowany przez autorkę.
To prziepiękna opowieść o przyjaźni i współpracy, pełna niezwykłych przygód i bajkowych postaci. Uczy, bawi, rozśmiesza do łez i co najważniejsze skłania młodego człowieka do wielu przemyśleń dotyczących chociaży ingerencji ludzi w środowisko naturalne.
Kiedy smoki, od lat zamieszkujący odległą dolinę dowiadują się, że może ona zostać zalana przez ludzi w związku z planami rozbudowy ich siedzib postanawiają poszukać dla siebie bezpiecznego schronienia. W opowieściach krążących od wieków miedzy nimi pojawiają się wzmianki o Skraju Nieba, ukrytym gdzieś Himalajach miejscu gdzie smokom żyje się spokojnie i dostatnio.
Lung, smok o srebrzystych łuskach postanawia odnaleźć tę mityczną dolinę. Z pomocą koboldki i małego chłopca Bena rusza w daleką podróż, napotykając na swej drodze skalne krasnale, dżiny czy piaskowe elfy. Krok w krok podąża za nim smok Parzymort. Chce on również dotrzeć do Skraju Nieba by pożreć wszystkie ukrywające się tam smoki.
Ta symboliczna walka dobra ze złem do której stają bohaterowie jest pełna zwrotów akcji co trzyma młodego czytelnika w napięciu aż do ostatnich stron.
"Kraina smoków" to pełna magii historia, a przecież nie od dziś wiadomo że dzieciaki uwielbiają wszystko co czarodziejskie. Jeśli mój syn pisałby tę opinię to zawierałaby ona zapewne tylko jedno zdanie - mega fajna książka. Zachęcamy do lektury.
Za egzemplarz ksiażki dziękujemy Wydawnictwu Poradnia K.
Z dzieciństwa najmilej wspominam wieczory, kiedy to leżąc w łóżku słuchałam opowieści czytanych mi przez rodziców. Były to czasy rosyjskich baśni, serii "Poczytaj mi mamo" czy nieśmiertelnych wierszy Tuwima i Brzechwy. Gdy więc sama zostałam mamą obiecałam sobie, iż również będę czytać mojemu synowi dopóki będzie mu to sprawiało radość. I tak minęło nam 10 (zaraz 11) lat...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka to prezent od Mikołaja, którego tylko odrobinę zainspirowałam. "Cztery siostry" Helen Rappaport to dzieło genialne które długo pozostaje w pamięci i inspiruje czytelnika do dalszego zgłębiania wiedzy o upadku rodu Romanowów.
Książka jest niezwykle dokładnym, sumiennym i obiektywnym zapisem życia czterech sióstr: Olgi, Tatiany, Marii i Anastazji od dnia ich narodzin do tragicznej śmierci. To na tych czterech postaciach koncentruje się autorka, w tle zostawiając wątki Rasputina, chorego na hemofilię Aleksego czy przemian społeczno-politycznych które z początkiem XX wieku miały miejsce w Rosji.
To wszystko jest sceną na której główną rolę odgrywając carskie córki i to one są najważniejsze w tej opowieści.
Autorka każdej z nich poświęca tyle samo uwagi starając się wydobyć na pierwszy plan ich indywidualne cechy charakteru, upodobania, sposób bycia. Jest to o tyle trudne że nawet przez swoich rodziców Aleksandrę i Mikołaja dziewczynki były traktowane jako pewna zbiorowość podzielona ze względu na wiek na Dużą i Małą Parę.
Helen Rappaport wykonując gigantyczną pracę dociera do informacji które pomagają jej zbudować kompletne portrety księżniczek. Najstarsza Olga jawi nam się jako melancholiczka i mistyczka, Tatiana jako najbardziej poukładana i zorganizowana, Maria jest najbardziej uczuciowa a Anastazja to trzpiotka i śmieszka.
To co rzuca się w oczy to ogromna miłość w jakiej rosły dziewczynki. Ich rodzice mimo iż czekali na pojawienie się na świecie chłopca byli dumni ze swoich córek i bardzo je kochali.
Dziewczynki były wychowywane w skromności i szacunku do pracy. Mimo iż były córkami cara żyły bardzo prostym życiem wypełnionym nauką, obowiązkami i dziecinnymi zabawami. Sytuacje gdy pojawiały się na jakimś balu czy w teatrze były niezwykle rzadkie.
Pewnie dlatego też łatwiej było im przywyknąć do spartańskim warunków po aresztowaniu i wywiezieniu od Tobolska gdzie pod koniec ich uwięzienia jedyną rozrywką było pisanie listów, rąbanie drewna i czytanie książek.
To książka jest niezwykle intymnym, rodzinnym, obdartym z blichtru portretem czterech młodziutkich dziewcząt które zamiast bawić się a potem wychodzić za mąż za europejskich książąt powoli kroczą ku końcowi, do końca mając nadzieję że uda im się uniknąć najgorszego.
To najlepsza książka jaką przeczytałam w 2015 roku. Chylę czoło przed autorką.
Ta książka to prezent od Mikołaja, którego tylko odrobinę zainspirowałam. "Cztery siostry" Helen Rappaport to dzieło genialne które długo pozostaje w pamięci i inspiruje czytelnika do dalszego zgłębiania wiedzy o upadku rodu Romanowów.
więcej Pokaż mimo toKsiążka jest niezwykle dokładnym, sumiennym i obiektywnym zapisem życia czterech sióstr: Olgi, Tatiany, Marii i Anastazji od dnia ich...