-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-21
2024-04-19
"Co by było gdyby...? Jestem pewna, że to pytanie każdy z nas zadał sobie choć raz w życiu. Okrągłe urodziny, niespodziewane zdarzenie, które nagle burzy nasz spokój i każe zmierzyć się z trudną rzeczywistością czy jesień życia to sytuacje, w których pada ono najczęściej. Czy gdybym wybrała inne studia, innego mężczyznę z którym miałabym spędzić życie, inną ofertę pracy (i to gdybanie można tak ciągnąć w nieskończoność) to byłabym szczęśliwsza, bardziej spełniona? Czy żyjąc innym życiem osiągnęłabym więcej?
Z takimi pytaniami mierzy się bohaterka książki Matta Haiga "Biblioteka o Północy". Nora Seed jest zmęczona życiem, przytłoczona problemami, pogrążona marazmie. Wzbiera w niej ból i zniechęcenie. Kiedy umiera jej kot, którego bezgranicznie kochała, postanawia odejść z tego świata. Jakież jest jej zdziwienie kiedy budzi się w przedziwnym miejscu: bibliotece pełnej książek, z których każda opowiada inną wersję jej życia.
Dziewczyna ma szansę sprawdzić jak mogłyby potoczyć się jej losy kiedy zdecydowałaby się kontynuować karierę pływacką, wyjechać do Australii z ukochaną przyjaciółką czy zostać glacjolożką. Mnogość możliwości kusi... Jednak czy któryś z tych żywotów jest tym, w którym Nora Seed poczułaby się szczęśliwa?
Pomysł autora, genialny w swej prostocie, zachwycił mnie i ze zniecierpliwienie czekałam na kolejne rozdziały, aby przeżywać z bohaterką jej koleje życia, bo jak twierdzą niektórzy naukowcy istnieje miliony rzeczywistości, w których jesteśmy zupełnie kimś innym.
Wbrew pozorom "Biblioteka o Północy" to nie jest książka o śmierci lecz o życiu i docenianiu tego co mamy tu i teraz, bo szczęście można odnaleźć w rzeczach prostych i zwyczajnych: uśmiechu nieznajomej osoby, mruczeniu kota, zielonej trawie za oknem czy w cieple ulubionego swetra, który wyszedł z mody dwie dekady temu.
To trudne, czasami wręcz niemożliwe w danym momencie. Pamiętać należy jednak, że zawsze "po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój". Życie to droga pełna zakrętów i ślepych uliczek i kiedy zdarzy nam się zgubić w tym labiryncie trzeba pamiętać, że gdzieś tam jest z niego wyjście, choć czasami jego znalezienie wymaga ogromnej pracy i wsparcia. Nie bójmy się prosić o pomoc, bo każdy może się zagubić. To nie jest oznaka słabości a siły. I takiej siły Wam życzę.
Audiobook (czytała Agnieszka Krzysztoń)
"Co by było gdyby...? Jestem pewna, że to pytanie każdy z nas zadał sobie choć raz w życiu. Okrągłe urodziny, niespodziewane zdarzenie, które nagle burzy nasz spokój i każe zmierzyć się z trudną rzeczywistością czy jesień życia to sytuacje, w których pada ono najczęściej. Czy gdybym wybrała inne studia, innego mężczyznę z którym miałabym spędzić życie, inną ofertę pracy (i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-16
Bytomska rzeźba śpiącego lwa ma ciekawą historię. Została wykonana na zamówienie władz miasta i stanowiła część pomnika upamiętniającego mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej. Od 1873 roku kilkakrotnie zmieniała przenoszona z miejsca na miejsce ciesząc oczy mieszkańców Bytomia. W 1953 roku nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach i odnalazła się dopiero na początku XXI wieku w Warszawie, przy bramie Ogrodu Zoologicznego. Po długich pertraktacjach z włodarzami stolicy wróciła na bytomski rynek (co ciekawe w formie depozytu), gdzie po dziś dzień wyleguje się na postumencie.
Tę i inne opowieści o Bytomiu, śląskim mieście do niedawna kojarzącym się z kopalniami węgla i hutami żelaza możemy znaleźć w książce Agaty Listoś-Kostrzewy "Ballada o śpiącym lwie". Autorka w niezwykle eklektyczny sposób opowiada historię tego miasta przywołując na kartach książki postacie, które przyczyniły się do jego rozwoju takie jak gónośląski przedsiębiorca Karol Godula czy Joanna Gryczik zwana śląskim Kopciuszkiem.
Przyglądamy się także trudnej historii Bytomia, który dla wielu mieszkańców narodowości niemieckiej zawsze nazywał się Beuthen.
Wędrujemy po kopalnianych szybach, kiedyś tętniących życiem, dziś już nieczynnych. Spotykamy mieszkańców, opowiadających jak żyje się w mieście, gdzie upadek przemysłu spowodował bezrobocie i ucieczkę młodych ludzi do większych miast w poszukiwaniu pracy i lepszego życia.
Patrzymy na budynki zagrożone zawaleniem z powodu tąpnięć i dramat ludzi, którzy w kilka godzin musieli spakować się do jednej walizki i opuścić zagrożone miejsca.
I chciałoby się powiedzieć, że wszystko to składa się w wartką opowieść o tym mieście założonym w XII wieku ale tak niestety nie jest.
Agata Listoś-Kostrzewa za nic ma chronologię i na jednej stronie możemy nagle XIX wieku przenieść się do 2006 by po kilku zdaniach oglądać to miasto w przededniu II wojny światowej. Dla mnie było to niezwykle męczące. Wielokrotnie traciłam wątek i trudno było mi się skupić na lekturze.
Niemniej to pozycja, która warta uwagi, a dla Bytomian lektura obowiązkowa czuć w niej bowiem miłość do tego miasta i ludzi, którzy tworzyli je przez wieki.
Audiobook (czytał Andrzej Ferenc)
Bytomska rzeźba śpiącego lwa ma ciekawą historię. Została wykonana na zamówienie władz miasta i stanowiła część pomnika upamiętniającego mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej. Od 1873 roku kilkakrotnie zmieniała przenoszona z miejsca na miejsce ciesząc oczy mieszkańców Bytomia. W 1953 roku nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-11
Mnogość tytułów, zapowiedzi kolejnych premier, wypełnione setkami książek półki w bibliotece często wpędzają mnie w zły nastrój. Zdaję sobie wówczas sprawę, że po większość z nich nie będę nawet szansy sięgnąć, no chyba że w kolejnym życiu bo tego mi nie starczy. Ta myśl nurtuje chyba wszystkich nałogowych czytelników, którzy za Stephenem Kingiem mogliby powtórzyć: Tak dużo książek, tak mało czasu".
Nie sposób przeczytać wszystkie pozycje, które nas interesują, poznać autorów, których nazwiska mamy gdzieś zapisane w pamięci, że warto sięgnąć po ich powieści.
Dlatego też nie zdziwiłam się za bardzo gdy uświadomiłam sobie, iż książka "Bez winy" to pierwsza przeczytana przeze mnie pozycja od Charlotte Link, niemieckiej autorki, w której kryminałach zaczytuje się pół świata.
Po Waszych rekomendacjach i wysokich ocenach spodziewałam się wiele, jednak odrobinę się zawiodłam. Trudno oceniać czyjś warsztat po jednej książce, ale jak na razie Charlotte Link bardziej mnie wynudziła niż zafascynowała.
Ta historia zaczyna się z przytupem. Jej bohaterką jest sierżant sierżant Kate Linville, londyńska policjantka, która po latach zdecydowała się zakończyć pracę w Scotland Yardzie i przenieść w rodzinne strony, by tam stać na straży porządku. Nie będzie jej jednak dane złapać odrobiny oddechu, gdyż zupełnie przypadkowo zostaje wplątana w historię, która swe korzenie ma w dalekiej przeszłości. Śledztwo w które się zaangażuje, pokaże, że nie ma zbrodni bez kary, a zemsta, nawet po latach, smakuje doskonale. Dwie spawy kryminalne, których pozornie nic nie łączy, opowiedzą historię rodziny, która to lata temu podjęła decyzję, za które teraz przyjdzie im zapłacić.
Ta książka to opowieść o ludzkich słabościach i błędach przeszłości ukazująca też problemy z którymi jako społeczeństwo musimy się mierzyć.
Samej fabule nie mam wiele do zarzucenia: jest intrygująca i trzymająca czytelnika w napięciu, ale tylko do połowy. Kiedy zagadka zostaje rozwiązana (a dzieje się to relatywnie szybko) autorka nie zamierza wcale kończyć historii tylko ciągnie ją jeszcze przez następne rozdziały, które niewiele wnoszą do tej opowieści.
To dla mnie to duży minus, obniżający ocenę tej książki, która jest przegadana, rozwlekła i urywa się zupełnie niespodziewanie. Nie jestem fanką otwartych zakończeń, a w kryminałach są one niezwykle irytujące.
Może sięgnę jeszcze kiedyś po inne pozycje tej autorki, ale z pewnością nie prędko.
Audiobook (czytała Joanna Jeżewska)
Mnogość tytułów, zapowiedzi kolejnych premier, wypełnione setkami książek półki w bibliotece często wpędzają mnie w zły nastrój. Zdaję sobie wówczas sprawę, że po większość z nich nie będę nawet szansy sięgnąć, no chyba że w kolejnym życiu bo tego mi nie starczy. Ta myśl nurtuje chyba wszystkich nałogowych czytelników, którzy za Stephenem Kingiem mogliby powtórzyć: Tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-06
"Kto chce zrozumieć, czym jest wojna, niech nie poszukuje jej wyłącznie na polach bitewnych, w bagnetach, w działach. Wojna to przede wszystkim miliony męczarni, cierpień, nędzy i śmierci" powiedział lata temu Wincenty Pol, polski poeta, kawaler orderu Virtuti Militari.
Wydawać by się mogło, że wojna to historia naszych dziadków, temat zamknięty po wsze czasy i mrok, który już nie wróci. Jak pokazują ostatnie lata nigdy nie byliśmy chyba bliżej wybuchu konfliktu zbrojnego na tak dużą skalę.
Dotarło do do mnie ze zdwojoną mocą, podczas lektury książki Roberta Harrisa "Monachium". Bo niby mowa w niej o miesiącach przed wybuchem II wojny światowej, a cały czas miałam wrażenie jakbym czytała o czasach współczesnych i próbach powstrzymania rozlania się wojny rosyjsko-ukraińskiej na całą Europę.
Robert Harris z dokładnością i pasją historyka opowiada czytelnikom o konferencji monachijskiej z 1938 roku, kiedy to przywódcy współczesnego świata reprezentujący Niemcy, Włochy, Wielką Brytanię i Francję zawarli porozumienie części terytoriów Czechosłowacji do Rzeszy Niemieckiej (dodajmy, że przy nieobecności Czechosłowacji, o której terytorium i suwerenności była mowa).
Przyjaciele z młodości, Hugh Legat bystry i doceniany przez przełożonych przedstawiciel brytyjskiej służby dyplomatycznej i Rikard von Holz pracujący w sztabie niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, stoją teraz po dwóch stronach barykady. Ryzykując własne kariery a być może i życie starają się wspólnie przekonać premiera Wielkiej Brytanii Neville'a Chamberlaina, że układ ten to odwleczenie wojny tylko na jakiś czas. Tajne dokumenty do których udało im się dotrzeć wyraźnie pokazują, że Kraj Sudetów i zaanektowana wcześniej Austria, to tylko początek drogi Hitlera, który szykuje już plan na nowe podboje.
Teraz gdy wiemy jak dalej potoczyła się historia trudno nam uwierzyć w naiwność i ufność ówczesnych mężów stanu. Jednak wtedy pragnienie utrzymania pokoju na świecie było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Oddalenie od siebie wizji wybuchy wojny było świętowane jako dyplomatyczny sukces. Gdy wszyscy wiwatowali Niemcy kreślili już swoje plany podboju świata.
Robert Harris zachowując niezwykła dokładność historyczną stworzył fascynującą powieść szpiegowską pełną napięcia i emocji. I mimo, iż wiemy jaki będzie finał tej opowieści to i tak trzymamy kciuki, wierząc, że bohaterom uda się odwrócić losy świata.
"Monachium" czytane teraz to cenna lekcja dla współczesnych, z której warto wyciągnąć wnioski. Polecam!
Audiobook (czytał Marcin Popczyński)
"Kto chce zrozumieć, czym jest wojna, niech nie poszukuje jej wyłącznie na polach bitewnych, w bagnetach, w działach. Wojna to przede wszystkim miliony męczarni, cierpień, nędzy i śmierci" powiedział lata temu Wincenty Pol, polski poeta, kawaler orderu Virtuti Militari.
Wydawać by się mogło, że wojna to historia naszych dziadków, temat zamknięty po wsze czasy i mrok, który...
2024-03-26
Lektura "Pianistki" mocno odcisnęła się na mojej psychice. Nie pamiętam już kiedy, czytałam książkę, która po skończonej lekturze od tygodni "siedzi" mi w głowie. Lektura tej powieści była bolesna, przejmująca a miejscami wręcz drastyczna. Wielokrotnie musiałam przerywać czytanie i robić sobie dłuższą przerwę aby ochłonąć. Książka ta ma w sobie jednak pewien magnetyzm, który nie pozwalał odłożyć jej na długo.
Nie widziałam ekranizacji "Pianistki", ale wielokrotnie czytałam intrygujące opinie o tej książce: że mocna, poruszająca, brutalna. Na sięgnięcie po nią miał również wpływ fakt, iż austriacka pisarka Elfrieda Jelinek to laureatka literackiej Nagrody Nobla, a powieść o której mowa została okrzyknięta przez krytyków jedną z najgłośniejszych powieści XX wieku. Smaczku dodaje też fakt, iż oparta jest na wątkach autobiograficznych.
Bohaterką "Pianistki" jest dobiegająca 40-tki nauczycielka muzyki, która musiała porzucić marzenia o wielkiej karierze i sławie. Jeden nieudany egzamin przekreślił jej plany i skazał na nudne i przewidywalne życie, gdzie nie ma miejsca na radość, miłość czy spontaniczność. Erika Kohut nie lubi nie lubi swojej pracy w wiedeńskim konserwatorium, nienawidzi swoje matki z którą mieszka od lat: kobiety władczej, kontrolującej każdy aspekt życia córki i od której kobieta jest w pełni uzależniona psychicznie. Jedynym sposobem aby wyrwać się choć na moment spod jej rządów są rzadkie samotne spacery po parku, gdzie z ukrycia podgląda prostytutki i ich klientów uprawiających płatną miłość. To dla niej swoisty wentyl bezpieczeństwa pozwalający pozbyć się napięcia seksualnego, tłumionego od lat.
Jej życie jednak pewnego dnia zmienia się gwałtownie. Przyczyną tego jest nowy uczeń Walter Klemmer, pragnący zdobyć względy Eriki Kohut. Nie robi tego ponieważ jest szaleńczo zachowany. Traktuje to raczej jako wyzwanie, rozrywkę, chęć pokazania swojej dominacji nad kobietą, która zdaje się jest zimna jak lód. Związek ten, rozwijający się w tajemnicy przed matką kobiety, to fascynujący obraz walki o władzę, którą ktoś niechybnie musi przegrać.
Książka od lat budzi wiele kontrowersji. Wielu razi wulgarny język, naturalistyczne opisy seksu i przemocy. Kontrowersyjny jest też sposób przedstawienia postaci matki, która zazwyczaj w literaturze funkcjonuje jako postać pozytywna, kojarząca się z bezwarunkową miłością, dobrocią i opiekuńczością.
Mnie "Pianistka" uwiodła od pierwszej linijki i choć brnęłam przez tę powieść nie bez trudu to cieszę się, że po nią sięgnęłam.
Audiobook (czytał Michał Skolmowski)
Lektura "Pianistki" mocno odcisnęła się na mojej psychice. Nie pamiętam już kiedy, czytałam książkę, która po skończonej lekturze od tygodni "siedzi" mi w głowie. Lektura tej powieści była bolesna, przejmująca a miejscami wręcz drastyczna. Wielokrotnie musiałam przerywać czytanie i robić sobie dłuższą przerwę aby ochłonąć. Książka ta ma w sobie jednak pewien magnetyzm,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-22
"Sadyzmowi niemieckiemu, podłości polskiej i tchórzostwu żydowskiemu”. Taka dedykacja znajduje się na pierwszej stronie wspomnień Calka Perechodnika, które po jego śmierci zostały wydane pod tytułem "Spowiedź". To wstrząsająca relacja polskiego Żyda pisana w formie pamiętnika przez kilkanaście miesięcy 1943 roku, ukazująca okrucieństwo wojny, która obraca wniwecz cały świat a w ludziach zazwyczaj wyzwala najgorsze cechy i zachowania.
Autor, wychowany w polskiej kulturze i tradycji po studiach we Francji wraca do Polski aby przejąć rodzinny interes w Otwocku. Żeni się, ciężko pracuje ciesząc się drobnymi przyjemnościami: spacerem ze swoją ukochaną, wieczorem spędzonym w kinie, spotkaniami z przyjaciółmi.
Tę sielankę przerywa wybuch wojny. Niemiecka okupacja dla ludności żydowskiej oznacza pogardę, odczłowieczenie i nieuchronną śmierć. Niewielu jednak wierzy w taki scenariusz. Wydaje się im nierealny, no bo jak to możliwe, że Niemcy, naród tak kulturalny, oczytany i twórczy, może dopuścić się czynów niegodnych i przeczących idei humanizmu.
W 1940 roku na terenie Otwocka zostaje utworzone getto, drugie do do wielkości w dystrykcie warszawskim. Calek Perechodnik zostaje tam policjantem, co ma nadzieję zwiększy szansę jego i jego rodziny na przetrwanie. Bo przecież wojna niedługo się skończy, aby do wiosny... Zapewnienie żonie i malutkiej córeczce względnego spokoju staje się niego priorytetem. Jednak jego wysiłki na nic się zdaję. Systematycznie bowiem mają miejsce wysyłki ludzi w nieznane. Między mieszkańcami getta krążą już słuchy, że pociągi jadą w jednym kierunku, obozu zagłady Majdanek. Taki los spotyka też najbliższych Calka Perechodnika, który do końca życia będzie miał do siebie pretensję, że nie udało mu się uratować żony Anki i córki Alusi, przed śmiercią.
Te wyrzuty sumienia, które nie odstępujące go nawet na moment przeleje na papier a zapiski te cudem ocaleją z wojennej zawieruchy.
"Spowiedź" to z jednej strony książka bardzo osobista, z drugiej zaś obdarta ze złudzeń relacja człowieka rozczarowanego postawą własnego narodu, zachowaniem Polaków i bezwzględnością okupanta. Żydom zarzuca tchórzostwo i brak sprzeciwu wobec agresji Niemców (argument ten będzie się pojawiać także po zakończeniu wojny, szczególnie wśród Żydów palestyńskich) a Polakom chciwość i wykorzystanie sytuacji dla własnych korzyści (należy jednak przyznać, że w tej opowieści oprócz szmalcowników pojawiają się postacie szlachetne udzielające schronienia i pomocy czasami bezinteresownie, częściej za odpowiednią opłatą).
Ta relacja bezpośredniego świadka Zagłady to jedno z najcenniejszy świadectw tamtych dni. Zachęcam Was do lektury.
Audiobook (czytał Maciej Więckowski)
"Sadyzmowi niemieckiemu, podłości polskiej i tchórzostwu żydowskiemu”. Taka dedykacja znajduje się na pierwszej stronie wspomnień Calka Perechodnika, które po jego śmierci zostały wydane pod tytułem "Spowiedź". To wstrząsająca relacja polskiego Żyda pisana w formie pamiętnika przez kilkanaście miesięcy 1943 roku, ukazująca okrucieństwo wojny, która obraca wniwecz cały świat...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-17
Obserwując opinie znajomych i nieznajomych zaważyłam, że wielu z Was zdecydowało się na lekturę "Dżumy Alberta Camusa w trakcie pandemii COVID-19. To był dla mnie wyjątkowo trudny czas pełen trosk i rozczarowań i choć bardzo mnie kusiło postanowiłam odłożyć tę książkę na lepszy moment. Bałam się, że powieść ta dodatkowo mnie przytłoczy a tego chciałam uniknąć.
Pewnie jak wszyscy "Dżumę" czytałam w latach młodzieńczych. Jeśli się nie mylę była to lektura w szkole średniej. Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że będę wracać do książek przeczytanych lata temu, szczególnie klasyków literatury by sprawdzić ja teraz, bogatsza życiowe doświadczenia odbiorę te powieści. I tak jak się spodziewałam nie miała już ona takiej siły rażenia jak czytana za pierwszym razem.
Na jej odbiór teraz nałożyły się też przeżycia pandemii, która na długie miesiące zatrzymała świat.
W książce nie dostrzegłam strachu, paniki czy zbytniej obawy co przyniesie kolejny dzień.
Epidemia, która nawiedziła algierski Oran jest jedynie pretekstem do tego aby obserwować ludzi i ich postawy w mieście odciętym od świata gdzie szaleje zaraza. Choroba to zło, a ci co się z nią stykają prezentują całą paletę ludzkich postaw wobec tego zła: od odwagi i determinacji poprzez chciwość, która pozwala na ludzkiej tragedii budować prestiż i bogactwo czy też bezradność i poddanie się losowi.
Doktor Rieux, od początku zarazy robiący wszystko aby nieść ulgę chorym jest jednym z niewielu, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Mimo choroby miasteczko żyje swoim tempem: ludzie beztrosko spacerują po ulicach, spotykają się w kawiarniach i przekazują sobie plotki o sytuacji w mieście. Żyją swoim nudnym, przewidywalnym życiem i czekają na koniec epidemii, która pochłania coraz więcej ofiar.
Dużo jest w "Dżumie" chaosu, sporo fragmentów nużących jednak nie sposób odmówić autorowi znajomości psychiki ludzkiej. To właśnie ten motyw przemówił do mnie najmocniej. Książka, którą trzeba przeczytać, w końcu Albert Camus to laureat literackiej Nagrody Nobla z 1957 roku.
Audiobook (czytał Adam Ferency)
Obserwując opinie znajomych i nieznajomych zaważyłam, że wielu z Was zdecydowało się na lekturę "Dżumy Alberta Camusa w trakcie pandemii COVID-19. To był dla mnie wyjątkowo trudny czas pełen trosk i rozczarowań i choć bardzo mnie kusiło postanowiłam odłożyć tę książkę na lepszy moment. Bałam się, że powieść ta dodatkowo mnie przytłoczy a tego chciałam uniknąć.
Pewnie jak...
2024-01-10
Gdy w rozmowach ze znajomymi, bądź w artykułach prasowych przewijało się nazwisko Michela Houellebecq'a pierwszym słowem, które przychodziło mi do głowy było słowo "skandal". Ten francuski pisarz był wielokrotnie krytykowany za obsceniczność, rasizm i islamofobię. Jego twórczość przez jednych doceniana i nagradzana u innych budzi niesmak i zażenowanie.
Postanowiłam więc sprawdzić po której ze stron stanę ja i dlatego sięgnęłam po książkę "Uległość", której wysłuchałam w formie audiobooka w bardzo dobrej interpretacji Adama Baumana.
Powieść ta jeszcze przed premierą była krytykowana za szerzenie nastrojów antyislamskich. Co ciekawe pojawiła się ona na księgarskich półkach w dniu zamachu na redakcję Charlie Hebdo w Paryżu, co tylko podgrzało atmosferę wokół niej. Jej bohaterem jest wykładowca akademicki, żyjący spokojny, żeby nie powiedzieć nudnym, życiem które kręci się wokół pracy, przelotnych romansów ze studentkami i spotkań towarzyskich z kolegami po fachu. Nie ma rodziny, przyjaciół i żyje z dnia na dzień podążając utartymi ścieżkami. Świat wokół niego też go specjalnie nie interesuje, a polityka nudzi. I choć ożywa się trochę gdy po raz pierwszy w historii Francji prezydentem zostaje muzułmanin Mohammed Ben Abbes, to szybko aklimatyzuje się do nowej rzeczywistości i zaczyna dostrzegać więcej zalet niż wad tego, że Francja zmienia się w kraj wyznaniowy.
To opowieść, którą można interpretować na wielu płaszczyznach. Dla większości czytelników jest to utwór islamofobiczny, mający przestrzec Zachód przed niedaleką przyszłością, kiedy to nasza kultura i wartości zniszczone zostaną przez islam. Powstaje jednak pytanie co to za wartości, bo obraz współczesnych Europejczyków nakreślony w tej książce to obraz zepsucia, rozpasania seksualnego i konformizmu. Język, którym operuje autor i obrazy, które kreśli dla wielu mogą okazać się zbyt dosadne i wulgarne jednak doskonale obrazują jego tezę. I choć kilka razy chciałam przerwać lekturę zmęczona chociażby dosadnością opisów łóżkowych igraszek głównego bohatera to muszę przyznać, że "Uległość" dała mi do myślenia. Nieprędko zapewne sięgnę po kolejne powieści Michela Houellebecq'a, ale nie dziwi mnie, że jego twórczość jest tak często komentowana nie tylko w jeśli chodzi o jej wartość literacką.
Audiobook (czytał Adam Bauman)
Gdy w rozmowach ze znajomymi, bądź w artykułach prasowych przewijało się nazwisko Michela Houellebecq'a pierwszym słowem, które przychodziło mi do głowy było słowo "skandal". Ten francuski pisarz był wielokrotnie krytykowany za obsceniczność, rasizm i islamofobię. Jego twórczość przez jednych doceniana i nagradzana u innych budzi niesmak i zażenowanie.
Postanowiłam więc...
2024-01-25
Kiedyś już, przy okazji recenzji innej książki z kanonu arcydzieł literatury światowej, mówiłam że wszystko w życiu ma swój czas.
Tak jest też z lekturami, które czytane w odpowiednim momencie życia mogą dostarczyć nam mnóstwa emocji, wzruszeń i tematów do przemyśleń.
"Idiotę" Fiodora Dostojewskiego pierwszy raz czytałam w czasach licealnych i zrobił on na mnie wtedy tak silne wrażenie że z wypiekami na twarzy w krótkim czasie pochłonęłam wszystkie inne powieści tego autora.
Do dziś pamiętam to uczucie że dotknęłam jakiejś tajemnicy, literackiego świętego graala, prawdy o człowieku i jego naturze.
Po latach postanowiłam sprawdzić jak teraz, bogatsza o życiowe doświadczenia i ze skroniami przyprószonymi z lekka siwizną odbiorę tę książkę. I tak jak się spodziewałam nie miała już ona takiej siły rażenia jak czytana za pierwszym razem.
Dylematy moralne, rozważania nad ludzką naturą, znaczenie religii bądź jej braku w życiu człowieka to tematy, które nurtują młodych w okresie wchodzenia w dorosłe życie. I to właśnie dla młodych ludzi "Idiota" jest idealną lekturą. Mijający czas sprawia, że jej siła odrobinę blednie. Tak przynajmniej jest w moim przypadku.
Osoba księcia Myszkina, bohatera na wskroś dobrego, prawego i szlachetnego, co jest według innych bohaterów skutkiem jego zaburzeń psychicznych, to antyteza "prawdziwego" Rosjanina z wyższych sfer, którego określa pozycja społeczna, zgromadzony majątek i unikanie skandali, a raczej umiejętne ich tuszowanie.
Książę Myszkin, zwany przez wszystkich Idiotą (i sam używający tego określenia wobec siebie) jak lustro odbija wszystkie przywary ówczesnych: pijaństwo, mitomanię, podwójną moralność.
Jednak szczerość głównego bohatera, jego otwartość na innych i chęć niesienia pomocy, nawet tym wyrzuconym poza margines socjety jest mu kulą u nogi. Bo świat rządzi się innymi prawami, które jemu trudno jest zrozumieć. Idąc za głosem serca coraz bardziej gubi się w otaczającej rzeczywistości i popada w obłęd.
"Idiota" to powieść filozoficzna, gdzie na pierwszy plan wysuwają się wątki obyczajowo - społeczne.
Czytana po latach nie poruszyła mnie tak jak kiedyś, jednak to nadal wielka powieść wielkiego rosyjskiego pisarza. Wysłuchana w formie audiobooka w interpretacji Jacka Rozenka przypomniała mi młode lata - pełne przemyśleń nad sensem ludzkiego istnienia. Polecam!
Audiobook (czytał Jacek Rozenek)
Kiedyś już, przy okazji recenzji innej książki z kanonu arcydzieł literatury światowej, mówiłam że wszystko w życiu ma swój czas.
Tak jest też z lekturami, które czytane w odpowiednim momencie życia mogą dostarczyć nam mnóstwa emocji, wzruszeń i tematów do przemyśleń.
"Idiotę" Fiodora Dostojewskiego pierwszy raz czytałam w czasach licealnych i zrobił on na mnie wtedy tak...
2024-02-01
Wielokrotnie czytałam opinie, że Stephen King nie potrafi pisać kryminałów i powinien rozwijać swoja twórczość w kierunku, którego jest już żywym symbolem. To, że pisarz jest mistrzem jeśli chodzi o horrory nikt nie kwestionuje. Ja natomiast niezwykle cenię sobie, iż jest jest w stanie wyjść poza strefę komfortu i mimo słusznego wieku i dziesiątek książek na koncie nadal rozwija swój warsztat.
Ja zaczytuję się w literaturze sensacyjnej, którą tworzy z ogromna przyjemnością, a cykl z Billem Hodgesem wyjątkowo przypadł mi do gustu.
Po świetnym "Panu Mercedesie", zasiadłam do lektury "Znalezione nie kradzione". Polecam czytanie tej serii chronologicznie, bo niby sama zagadka kryminalna jest niezwiązana z poprzednią częścią jednak wątki obyczajowe już tak. To istotne, bo sama postać głównego bohatera jest na tyle intrygująca, że nie ma co zabierać sobie przyjemności poznania jego wcześniejszych losów w formie krótkich wzmianek i nawiązań do poprzedniej książki.
Sprawa, którą tym razem zajmuje się emerytowany detektyw wraz ze swoja nietuzinkową asystentką Holly Gibney sięga daleko w przeszłość, kiedy to w napadzie rabunkowym zginął poczytny pisarz amerykański. Oprócz pieniędzy z jego sejfu zniknęły nigdy nie publikowane rękopisy jego dzieł, o których istnieniu wiedziała tylko gosposia. Padły one łupem jego psychofana i to one były prawdziwym motywem napaści. Mordercy nie przyszło się jednak nimi cieszyć, gdyż trafił do więzienia w związku z innym przestępstwem, które popełnił.
Wszystkie te lata, które spędził za kratkami były czasem niecierpliwego oczekiwania, aby móc w końcu zapoznać się z dalszymi losami swojego ulubionego bohatera literackiego. Jednak po wyjściu z więzienia Moris Bellamy odkrywa, że schowane w wydawałoby się bezpiecznej kryjówce rękopisy i pieniądze zniknęły. Jego obsesją staje się wytropienie osoby, która ukradła jego fanty i cena jaką ewentualnie przyjdzie mu za to zapłacić nie ma znaczenia.
Jedyną osobą, która może powstrzymać jest Bill Hodges: bezkompromisowy, inteligentny i wierzący w sprawiedliwość były stróż prawa.
Książka ta pochłonęła mnie pochłonęła mnie bez reszty. Z wypiekami na policzkach śledziła akcję, trzymając kciuki za szczęśliwy finał. "Znalezione nie kradzione" to najwyższej klasy kryminał ze świetnie skonstruowaną zagadką, wyrazistymi bohaterami i satysfakcjonującym zakończeniem. Śmiem twierdzić, że to jedna z lepszych powieści jakie ostatnio czytałam. Stephen King naprawdę umie w kryminały. Sprawdźcie sami.
Audiobook (czytał Jan Peszek)
Wielokrotnie czytałam opinie, że Stephen King nie potrafi pisać kryminałów i powinien rozwijać swoja twórczość w kierunku, którego jest już żywym symbolem. To, że pisarz jest mistrzem jeśli chodzi o horrory nikt nie kwestionuje. Ja natomiast niezwykle cenię sobie, iż jest jest w stanie wyjść poza strefę komfortu i mimo słusznego wieku i dziesiątek książek na koncie nadal...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-13
Zawsze na półce "teraz czytam" mam jakąś książkę Stephena Kinga. Ich lektura gwarantuje mi inteligentną rozrywkę, a styl pisarza sprawia, że cały czas czuję, że obcuje z powieścią świetnie napisaną, zarówno jeśli chodzi o fabułę jak i język. Co jak co, faktem jest iż Stephen King jest autorem znanym i uznanym, a popularność jego książek chyba już nikogo nie dziwi. Cieszy mnie fakt, iż jest on wyjątkowo płodnym autorem i co warte podkreślenia, mimo iż mam na koncie tytuły wybitne i mocno przeciętne, nigdy nie schodzi poniżej pewnego, solidnego poziomu. Wiele jego książek już za mną, ale też wiele przede mną, co mnie niepomiernie cieszy.
"Ręki mistrza" z pewnością nie zaliczę do moich ulubionych pozycji z repertuaru Stephena Kinga. Słuchana przez kilka dni w poprawnej interpretacji Krzysztofa Plewako-Szczerbińskiego zmęczyła mnie i znużyła, choć trzeba przyznać, że sam pomysł na fabułę był bardzo ciekawy. Historia genialnego malarza amatora ciągnęła się jednak niemiłosiernie, a liczne wątki poboczne sprawiły, że gubiłam się w tej opowieści. Wszyscy wiemy, że pisarz nie jest fanem krótkiej formy ale w tym przypadku nadmiar słów był wyjątkowo drażniący.
Postać Edgara Freemantle'a, który po ciężkim wypadku szuka spokoju i ukojenia na odludnej wyspie na wybrzeżu Florydy jest najjaśniejszym punktem tej powieści. To człowiek po traumatycznych przejściach, okaleczony fizycznie i psychicznie, którego stabilne i spokojne życie obraca się w gruzy. Traci rękę i równowagę psychiczną co sprawia, że opuszcza go żona. Jego powolna walka o samego siebie jest fascynująca. Ukojenia szuka w sztuce. Odkrawa w sobie pasję do malowania, jednak jego talent zdaje się mieć źródło tajemnicze źródło. Tworzone przez niego obrazy żyją własnym życiem i mają swe źródło w tajemniczych wydarzeniach sprzed lat. Ich oryginalność i świeżość z jednej strony zachwycają z drugiej zaś przerażają i sieją zniszczenie.
Poczucie zagrożenia i przekonanie, że zaraz wydarzy się coś złego nie opuszczają czytelnika do ostatniej strony, jednak zakończenie, pełne samotności, śmierci i braku nadziei sprawiło, że po skończonej lekturze poczułam ogromną pustkę i nie było to miłe uczucie.
Pesymistyczny wydźwięk tej powieści, wiele wątków w których zaczęłam się gubić i słów, których mnogość przytłaczała mnie z każdym przeczytanym rozdziałem coraz bardziej sprawiły, iż "Rękę mistrza" z ulgą odłożyłam na półkę "przeczytane".
Audiobook (czytał Krzysztof Plewako-Szczerbiński)
Zawsze na półce "teraz czytam" mam jakąś książkę Stephena Kinga. Ich lektura gwarantuje mi inteligentną rozrywkę, a styl pisarza sprawia, że cały czas czuję, że obcuje z powieścią świetnie napisaną, zarówno jeśli chodzi o fabułę jak i język. Co jak co, faktem jest iż Stephen King jest autorem znanym i uznanym, a popularność jego książek chyba już nikogo nie dziwi. Cieszy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-18
Niewyjaśnione zbrodnie sprzed lat rozpalają wyobraźnię współczesnych. W Anglii nadal robią wszystko aby poznać tożsamość seryjnego mordercy prostytutek zwanego Kubą Rozpruwaczem, nad Wisłą zastanawiamy się czy bohaterka jednego z najgłośniejszych procesów międzywojennej Polski zbiła córkę swojego pracodawcy, natomiast w Stanach Zjednoczonych nie milkną echa sprawy sprzed ponad stu lat, kiedy to Lizzie Borden została oskarżona o morderstwo swojego ojca i macochy. Dodajmy, że była to zbrodnia bardzo brutalna i krwawa, ofiary bowiem zmarły na wskutek licznych ran zadanych siekierą. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał choć do zdarzenia doszło w biały dzień. Śledczy z początku nie brali pod uwagę tego, iż sprawczynią może być młoda, delikatna kobieta. Jednak powoli odkrywane fakty, rzucające światło na stosunki jakie panowały w tej rodzinie, przemawiały za tym aby przyjrzeć się wnikliwie Lizzie Borden.
Sarah Schmidt pokusiła się o własną interpretację wydarzeń sprzed lat. W książce "Zobacz, co zrobiłam" kreśli portrety członków rodziny: despotycznego ojca, uległej macochy i dwóch sióstr Emmy i Lizzy, które łączyło niezdrowe przywiązanie, podszyte wzajemnym żalami i pretensjami.
Niezwykle ciekawie w tej opowieści jawi się szczególnie wątek relacji między siostrami, którą można nazwać chłodną miłością. Zresztą w ogóle dom Bordenów był miejscem emanującym emocjonalnym chłodem, gdzie nie okazywało się uczuć. W takim miejscu nietrudno poczuć się samotnym i odrzuconym.
Pisarka świetnie uchwyciła tę atmosferę i krok po kroku prześledziła sprawę, która zaprowadziła Lizzy Borden na ławę oskarżonych. Jednak sam styl tej powieści, niezwykle chaotyczny i niespójny sprawił, iż była to bardzo wymagająca lektura. Gubiłam się w wątkach, traciłam koncentrację, nie wiedziałam z czyjej perspektywy opowiadana jest historia, bowiem narratorów było kilku. Niemniej autorce udało się mnie zaintrygować sprawą morderstwa sprzed lat i poszukać wiadomości na ten temat w innych źródłach.
Pytanie kto zabił małżeństwo Bordenów oficjalnie nadal pozostaje bez odpowiedzi gdyż są uniewinnił kobietę od stawianych jej zarzutów a to tylko podsyca zainteresowanie tą sprawą. Jeśli lubicie takie zagadki, sięgnijcie po tę książkę.
Audiobook (czytali Marta Wągrocka i Andrzej Hausner)
Niewyjaśnione zbrodnie sprzed lat rozpalają wyobraźnię współczesnych. W Anglii nadal robią wszystko aby poznać tożsamość seryjnego mordercy prostytutek zwanego Kubą Rozpruwaczem, nad Wisłą zastanawiamy się czy bohaterka jednego z najgłośniejszych procesów międzywojennej Polski zbiła córkę swojego pracodawcy, natomiast w Stanach Zjednoczonych nie milkną echa sprawy sprzed...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-15
W życiu kieruję się zasadą: mniej znaczy więcej. Dlatego też uwielbiam książki, które oferują czytelnikowi maksimum emocji i wzruszeń w krótkiej i zwięzłej formie. Przykładem takiego literackiego cacka jest powieść czeskiej pisarki Petry Dvořákovej "Wrony", która burzy spokój sumienia każdego rodzica i każe odbyć poważną poważną rozmowę z samym sobą na temat tego jak traktujemy nasze dzieci, czy okazujemy im wystarczające wsparcie i czy słowa "kocham" używamy na co dzień a nie tylko od święta.
Pewnie każdy z nas dorastając obiecuje sobie, że będąc rodzicem będzie wystrzegał się błędów, jakie popełnili jego matka i ojciec. Czasem się to udaje, najczęściej jednak schemat w którym wyrośliśmy powtarzamy w dorosłym życiu, często bezwiednie krzywdząc nasze dzieci uczynkiem, mową i zaniedbaniem.
Historia, o której opowiada we "Wronach" autorka to opowieść o z pozoru szczęśliwej, zwykłej rodzinie, która jednak pod pozorem harmonii i beztroski skrywa niewypowiedziane pretensje i żal, które znajdują ujście w kłótniach skupiających się na młodszej z córek, dwunastoletniej Basi. To ona, wrażliwa i złakniona akceptacji, jest łatwym celem do wyładowania frustracji i żalu zarówno rodziców jak i starszej siostry. Wiecznie krytykująca matka, wycofany ojciec sprowadzony wyłącznie do roli egzekutora kar (bo przecież Basia sobie na nie zasłużyła) i siostra mająca ją w pogardzie sprawiają, że dziewczynka czuje się zagubiona i niekochana. Ucieka więc w świat sztuki. Wyjątkowo uzdolniona plastycznie zapamiętale rysuje świat wokół niej, w tym wrony, które obserwuje z okna swojego pokoju. Kiedy na jej drodze pojawia się empatyczny i budzący zaufanie nauczyciel plastyki Basia powoli zaczyna się otwierać i zwierzać ze swoich problemów. Uświadamia sobie, że to co ją spotyka nie jest normą, a przemoc fizyczna i psychiczna której doświadcza to zło, którego nikt zdaje się nie zauważać.
To wstrząsająca książka. To, że ma tak duży ładunek emocjonalny jest kwestią tego, iż opowiada o zwykłej a nie patologicznej rodzinie jakich zapewne wiele wokół nas, gdzie dzieciom po pozorem troski dzieje się niewyobrażalna krzywda. Nie ma bowiem nic gorszego dla dziecka niż przekonanie, że jest mało ważne i niekochane. Przytulmy więc dziś nasze pociechy, spędźmy z nimi czas na zabawie bądź rozmowie a jutro zróbmy to samo, i pojutrze, i tydzień i miesiąc...
Audiobook (czytały Kaja Walden i Ilona Hojnowska)
W życiu kieruję się zasadą: mniej znaczy więcej. Dlatego też uwielbiam książki, które oferują czytelnikowi maksimum emocji i wzruszeń w krótkiej i zwięzłej formie. Przykładem takiego literackiego cacka jest powieść czeskiej pisarki Petry Dvořákovej "Wrony", która burzy spokój sumienia każdego rodzica i każe odbyć poważną poważną rozmowę z samym sobą na temat tego jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-23
Do ludzi medycyny mam stosunek wręcz nabożny: cenię ich wiedzę, poświęcenie i pasję. Nie przeszkadza mi to jednak narzekać na różnych przedstawicieli tego zawodu, którzy minęli się z powołaniem i nie powinni leczyć nawet zwierząt. Jako zapalona czytelnicza z przyjemnością sięgam po książki opisujące historię medycyny. Systematycznie pojawiają się nowe publikacje w tym obszarze ale niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie jest nieżyjący już niemiecki pisarz i dziennikarz Jürgen Thorwald. Jego książki od zachwycają czytelników na całym świecie, popularyzując wiedzę na temat początków medycyny i opisując postacie, które dzięki swojej determinacji, odwadze i nieustępliwości w dążeniu do celu sprawili, że leczenie ze sztuki tajemnej zmieniło się w naukę rozwijającą się po dziś dzień.
"Kruchy dom duszy" to książka opowiadająca o powstaniu i rozwoju chirurgii mózgu. To historia o pionierach, którzy w oparciu o dziesiątki eksperymentów medycznych prowadzonych zarówno na zwierzętach jak i pacjentach, na tyle odważnych bo powierzyć swe zdrowie i życie w ręce lekarzy odrywających dopiero tajemnice mózgu sprawili, że neurochirurgia jest dziś pełnoprawną gałęzią medycyny. Ryzykowali przeprowadzanie zabiegów i operacji na które wcześniej nikt się nie odważył. Metodą prób i błędów, udoskonalając narzędzia chirurgiczne i nieustannie pracując nad swoim warsztatem, wytyczali kierunek rozwoju neurochirurgii. Nowotwory mózgu i rdzenia kręgowego, choroba Parkinsona czy padaczka to choroby które można dziś leczyć (oczywiście z większą bądź mniejszą skutecznością). Sto lat temu oznaczały one śmierć bądź ogromne cierpienie chorych do ostatnich dni.
W książce tej mamy okazję poznać sylwetki takich lekarzy jak Victor Horsley, Harvey Cushing czy Wilder Penfield i ich walkę o dobro pacjentów. Walkę nierówną bo więcej było porażek i chwil zwątpienia jednak postacie te otworzyły drogę kolejnym pokoleniom do kruchego domu duszy.
Lektura ta, niezwykle ciekawa i napisana jak zawsze z kronikarską dokładnością nie była jednak łatwa. Miejscami przytłaczał mnie ogrom postaci, przypadków chorób, co sprawiało, że traciła koncentrację. Może to "wina" tego, że książkę tę odsłuchałam (w rewelacyjnej skąd inąd interpretacji Marcina Popczyńskiego) a nie przeczytałam. Mimo to szczerze ją polecam.
Audiobook (czytał Marcin Popczyński)
Do ludzi medycyny mam stosunek wręcz nabożny: cenię ich wiedzę, poświęcenie i pasję. Nie przeszkadza mi to jednak narzekać na różnych przedstawicieli tego zawodu, którzy minęli się z powołaniem i nie powinni leczyć nawet zwierząt. Jako zapalona czytelnicza z przyjemnością sięgam po książki opisujące historię medycyny. Systematycznie pojawiają się nowe publikacje w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-27
Islandia leży na styku Oceanu Atlantyckiego i Oceanu Arktycznego. Od najbliższego lądu stałego oddalona jest około 970 km. To państwo nordyckie zamieszkuje blisko 390 tysięcy mieszkańców, dumnych ze swojej historii, kultury i prężnie rozwijającej się gospodarki. To państwo nordyckie od lat utrzymuje się w pierwszej dziesiątce krajów z największym PKB per capita. Kojarzy się z dobrobytem i godnym życiem, co sprawia, że z roku na rok rośnie tam liczba emigrantów, w tym Polaków, którzy stanowią już 6% całej populacji Islandii.
Co by się stało gdyby ten raj na ziemi stracił nagle łączność ze światem? Czy stałby się więzieniem dla swoich mieszkańców, czy wręcz przeciwnie - wrócił do korzeni i oparciu o tradycję budował nową tożsamość.
Takie pytanie zadaje czytelnikom Sigríður Hagalín Björnsdóttir. Jej książka "Wyspa" swego czasu wywołała spore poruszenie nie tylko w Islandii.
Jej wizja kraju, cywilizowanego, bogatego i otwartego, który nagle znajduje się w sytuacji ekstremalnej przeraża głównie dlatego, iż wydaje się wielce prawdopodobna.
Porządek zostaje zastąpiony chaosem, demokracja władzą autokratyczną, cenzura zaś pomaga manipulować informacjami docierającymi do ludności.
Zasady prawa zostają naginane do potrzeb rządzących, a gniew mieszkańców, którym racjonuje się wszystko od prądu po żywność, skupia się na cudzoziemcach, którzy postrzegani są jako, w tej sytuacji, jako balast, którego należy się pozbyć.
Sytuację tę obserwujemy z punktu widzenia dwójki bohaterów. Hjalti to uznany dziennikarz, żyjący dobrze z przedstawicielami władzy, Maria zaś jest z pochodzenia Hiszpanką, od lat mieszkającą w Islandii i tu wychowującą swoje dzieci. Kiedyś tę dwójkę łączyło uczucie, dziś zaś zdaje się stoją po dwóch stronach barykady. Gdy władze chcą deportować Marię wraz z dziećmi i wysłać statkiem w nieznane Hjalti stara się do tego nie dopuścić.
Z przerażeniem obserwuje swoich rodaków, którzy przez kilka miesięcy zmienili się w pozbawionych skrupułów prześladowców, myślących tylko o swoich partykularnych interesach.
Zmroziła mnie ta historia, zachwiała moją w wiarą w drugiego człowieka. Tak niewiele trzeba, żeby odrzucić na bok wartości, wydawać by się mogło, stanowiące kręgosłup współczesnego społeczeństwa: solidarność, empatię i otwartość. Instynkt przetrwania, walka o własne tu i teraz ma za nic przyjęte normy. Najważniejsze to przeżyć, koszty nie mają znaczenia.
Polecam tę książkę Wasze uwadze. Przeczytałam ją już jakiś czas temu a ciągle wracam pamięcią do tej historii.
Audiobook (czytał Andrzej Ferenc)
Islandia leży na styku Oceanu Atlantyckiego i Oceanu Arktycznego. Od najbliższego lądu stałego oddalona jest około 970 km. To państwo nordyckie zamieszkuje blisko 390 tysięcy mieszkańców, dumnych ze swojej historii, kultury i prężnie rozwijającej się gospodarki. To państwo nordyckie od lat utrzymuje się w pierwszej dziesiątce krajów z największym PKB per capita. Kojarzy się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-01
Ta książka to 100% Kinga w Kingu, a właściwie to nawet 200%, gdyż współtwórcą "Śpiących królewien" jest młodszy syn Stephana Kinga - Owen King. Duet ten stworzył powieść, której fabuła nawiązuje do powszechnie znanej baśni o śpiącej królewnie. Nie znajdziemy tu jednak ćwierkających ptaszków, zatrutego jabłka i przystojnego księcia budzącego swa wybrankę pocałunkiem.
Od początku towarzyszy nam mroczny nastrój potęgowany przez roje latających ciem, półmrok więziennych cel i wizja świata, w którym kobiety zapadają w wieczny sen.
Zamykając oczy zasypiają na zawsze, otulone w kokony przypominające pajęczą sieć. Próba ich obudzenie kończy się dla śmiałków przegryzieniem gardła i wydrapaniem oczu. Epidemia śpiączki rozprzestrzenia się po całym świecie, powodując wśród mężczyzn popłoch i zmuszając ich do szukania sposobu, aby przerwać ten proces.
Ich jedyną nadzieją jest tajemnicza więźniarka Evie Black, osadzona w Dooling pod zarzutem morderstwa miejscowego dilera i jego kompana.
Eve zdaje się osobą nie z tego świata: nie morzy ją sen, potrafi zajrzeć w przeszłość i przyszłość i jest jak anioł sprawiedliwości, karząc łotrów i nagradzając ludzi uczciwych i dobrych.
Jednym z nich jest z pewnością więzienny psychiatra, który jako pierwszy zdaje sobie sprawę, że ta tajemnicza kobieta jest kluczem do rozwiązania zagadki śpiących królewien. Chroni on osadzoną przez rozwścieczonym tłumem mężczyzn, którzy chcą ją odbić i zmusić do przywrócenia dawnego porządku rzeczy.
To książka o bardzo feministycznym wydźwięku, w której to kobiety grają główne role. Są silne, odważne i mimo różnych błędów, które popełniły należy im się w druga szansa w życiu. To mężczyźni, ich brutalność, chęć dominacji i poczucie, że to oni żądzą światem sprawia, że prawa kobiet nie są respektowane a ich godność deptana.
Wizja świata bez mężczyzn w pewnym momencie staje się dla kobiet niezwykle kusząca. Stają przed szansą zbudowania takiego świata, gdzieś tam po drugiej stronie, ale czy zdecydują się z niej skorzystać...?
Zachęcam Was do lektury tej książki aby poznać odpowiedź na to pytanie.
Audiobook (czytał Leszek Filipowicz)
Ta książka to 100% Kinga w Kingu, a właściwie to nawet 200%, gdyż współtwórcą "Śpiących królewien" jest młodszy syn Stephana Kinga - Owen King. Duet ten stworzył powieść, której fabuła nawiązuje do powszechnie znanej baśni o śpiącej królewnie. Nie znajdziemy tu jednak ćwierkających ptaszków, zatrutego jabłka i przystojnego księcia budzącego swa wybrankę pocałunkiem.
Od...
2024-03-04
Wielu ludziom Kanada kojarzy się z bogatym, bezpiecznym i pięknym miejscem do życia. Tak było kiedyś i tak jest teraz. Nie bez powodu magazyny, gdzie gromadzono przedmioty zagrabione więźniom Auschwitz i pozostałych podobozów, nazywano Kanadą. Ogrom dóbr tam przechowywanych więźniom skojarzył się właśnie z tym krajem.
Wysoki poziom życia obywateli, bezpieczeństwo, wysoka jakość edukacji, przyjazne i opiekuńcze państwo, nieskażona przyroda – to te jasne jasne strony Kanady.
W historii tego państwa jest jednak wiele mrocznych kart. Jedna z nich dotyczy tego, jak przez lata traktowano rdzennych mieszkańców tego kraju.
O tym opowiada książka Joanny Gierak - Onoszko "27 śmierci Toby'ego Obedy". Książka poruszająca, książka odważna, książka przepełniona bólem ofiar i prośbą
prośbą sprawców o przebaczenie, choć nadal nie wszyscy, poczuwają się do winy.
150 tysięcy dzieci rdzennych mieszkańców przeszło przez piekło, tak jak tytułowy Toby odebrany rodzicom w wieku 4 lat i umieszczony w szkole z internatem. Zabrany rodzicom w środku nocy, wywieziony do placówki daleko od miejsca zamieszkania, oderwany od swoich korzeni następne lata przeżył w strachu nękany psychicznie i fizycznie przez personel szkoły, której zadaniem było pozbawić rdzenne dzieci swojej tożsamości. Bite, gwałcone, pozbawione kontaktu z bliskimi dzieci, czekały do 15 urodzin, kiedy to można im było opuścić mury szkoły.
To co najbardziej przeraża to fakt, iż takie placówki, a było ich dziesiątki, podlegały zazwyczaj kościołowi katolickiemu, który wziął na siebie zadanie "ucywilizowania" dzieci rdzennych mieszkańców w rzeczywistości pozbawiając ich godności i korzeni.
Lata krzywd, o których dziś mówi się głośno złamały tysiące żyć. Kanada robi wiele aby zadośćuczynić poszkodowanym. Bije się w piersi i nie ucieka od odpowiedzialności, w przeciwieństwie do kościoła katolickiego, który nadal nie przeprosił za swoje zbrodnie, czego ofiary nie są w stanie zrozumieć. Powiedzenie, że takie były czasy, które często pada, boli i jątrzy rany.
Chylę głowę przed autorką, bo podejrzewam, że praca nad tą książką była trudnym doświadczeniem, tak jak trudne, wręcz bolesne, było jej czytanie.
Nie ma ludzi bez skazy, nie ma narodów, które nie miałyby w swej historii mrocznych i wstydliwych okresów. Odwagą jest stanąć z tym twarzą w twarz tak jak stanęła Kanada.
Audiobook (czytał Filip Kosior)
Wielu ludziom Kanada kojarzy się z bogatym, bezpiecznym i pięknym miejscem do życia. Tak było kiedyś i tak jest teraz. Nie bez powodu magazyny, gdzie gromadzono przedmioty zagrabione więźniom Auschwitz i pozostałych podobozów, nazywano Kanadą. Ogrom dóbr tam przechowywanych więźniom skojarzył się właśnie z tym krajem.
Wysoki poziom życia obywateli, bezpieczeństwo, wysoka...
2024-03-08
Są takie książki, które się nie starzeją. Są autorzy, których twórczość, mimo upływu lat, nadal cieszą się uznaniem czytelników na całym świecie. Do tego grona niewątpliwe należą mistrzowie kryminału - Agatha Christie i Arthur Conan Doyle. Wykreowane przez nich historie postacie nietuzinkowych detektywów: Herkulesa Poirot i Sherlocka Holmesa to bohaterowie inspirują współczesnych twórców i podbijają serca kolejnych pokoleń wielbicieli literatury sensacyjne.
Ja z przyjemnością sięgam po książki tych pisarzy, w których to zaczytywałam się w młodości a ich lektura niezmiennie sprawia mi ogromną radość.
Nie przypominam sobie, abym wcześniej czytała "Dolinę Strachu" Arthura Conan Doyle'a więc mając w głowie doskonałe "Studiom w szkarłacie" i "Psa Baskerville’ów" sięgnęłam po tę powieść. Niestety, ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, nie mogę powiedzieć o niej wiele dobrego. Mój podstawowy zarzut jest taki, że niewiele tu genialnego detektywa Sherlocka Holmesa i jego wiernego towarzysza doktora Watsona. To właśnie te postacie i interakcje między nimi sprawiają, że historie z ich udziałem są tak wstrząsające.
W tej opowieści pojawiają się dosłownie na chwilę, na jej początku.
Zostają oni poproszeni o pomoc w rozwiązaniu zagadki morderstwa Pana Douglasa. Na miejscu zastają zwłoki z tajemniczym symbolem wypalonym na przedramieniu, poruszonych domowników i wdowę, która zdaję się niezbyt przejęta śmiercią męża. Pytanie na które muszą sobie odpowiedzieć brzmi: kto i dlaczego zabił tego człowieka. Przesłuchując świadków i zbierając informacje w trakcie śledztwa trafiają na trop tajemniczej "Dolina Strachu", gdzie wszystko się zaczęło... Kiedy Sherlock Holmes jest już pewny rozwiązania zagadki przenosimy się kilka lat wstecz do Doliny Vermissy wsłuchując się w opowieść tajemniczego Johna McMurdo, członka lokalnej mafii działające pod przykrywką loży masońskiej, która opowieść powoli (a nawet bardzo powoli) przybliża nas do poznania prawdy o dokonanym morderstwie.
Początek tej powieści bardzo mnie wciągnął jednak druga część wręcz uśpiła. Była nudna, przewidywalna i jakby oderwana od całości.
Trzeba przyznać, że rozwiązanie zagadki było logiczne jednak droga dojścia to tego rozwiązania okupiona ziewaniem i przysypianiem w trakcie lektury. "Dolina Strachu na pewno nie będzie moją ulubioną książką Arthura Conan Doyle'a.
Audiobook (czytał Janusz Zadura)
Są takie książki, które się nie starzeją. Są autorzy, których twórczość, mimo upływu lat, nadal cieszą się uznaniem czytelników na całym świecie. Do tego grona niewątpliwe należą mistrzowie kryminału - Agatha Christie i Arthur Conan Doyle. Wykreowane przez nich historie postacie nietuzinkowych detektywów: Herkulesa Poirot i Sherlocka Holmesa to bohaterowie inspirują...
więcej mniej Pokaż mimo to
Już po wysłuchaniu pierwszego rozdziału tej książki wiedziałam, że popełniłam błąd. Sięgając po "Szóste dziecko" założyłam, że to kryminał, z bohaterem, którego miałam okazję poznać kilka lat temu, przy okazji lektury "Czwartej małpy". Nie przyszło mi do głowy, że to trzecia część trylogii i bez znajomości drugiego tomu z cyklu, "Piąta ofiara", jej czytanie będzie jak układanie puzzli, których połowa rozsypała się na dywanie a kilka wciągnął odkurzacz.
Przez początek tej historii przebrnęłam jak ślepiec, później było już odrobinę łatwiej ale jestem zła na siebie, iż nie doczytałam, że serię tą należy czytać w porządku chronologicznym i najlepiej w niewielkich odstępach czasu. Zawiłość fabuły, mnogość bohaterów i ofiar sprawiają, że łatwo się zgubić w tej historii.
A jest w niej wszystko, co w dobrych kryminałach być powinno: seryjny morderca, wyrównujący rachunki z przeszłości, policjant w roli oskarżonego, który musi dowieść swojej niewinności, groźny wirus zagrażający całemu miastu i skorumpowani stróże prawa. Są też zbrodnie krwawe i okrutne, które wyglądają jak tajemniczy rytuał. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że autorowi zabrakło umiaru i pewnie zupełnie niezamierzenie zamiast wciągającej opowieści powstał pastisz powieści kryminalnej. Czytelnikowi trudno sobie wyobrazić, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Najbardziej irytująca jest tu postać głównego bohatera, detektywa Sama Portera, który sprawnie lawiruje między rolą ofiary, głównego podejrzanego i ostatniego sprawiedliwego, w zależności od tego, która wersja w danym momencie pasuje autorowi. Brak realizmu to dla mnie największy minus, jeśli chodzi o tego typu literaturę.
Zastanawiam się, czy moja ocena "Szóstego dziecka" byłaby inna gdybym czytała tę trylogię po kolei. Wydaję mi się, że nie. Nie lubię epatowania przemocą, mierzi mnie, kiedy obraża się inteligencję czytelnika, fundując mu akcję, która trzyma się razem tylko na wątłych nitkach a tak jest w tym przypadku. Wiem, że seria ta ma swoich zagorzałych wielbicieli ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Na mnie powieść J.D. Barkera nie zrobiła na mnie wrażenia.
Audiobook (czytał Marcin Hycnar)
Już po wysłuchaniu pierwszego rozdziału tej książki wiedziałam, że popełniłam błąd. Sięgając po "Szóste dziecko" założyłam, że to kryminał, z bohaterem, którego miałam okazję poznać kilka lat temu, przy okazji lektury "Czwartej małpy". Nie przyszło mi do głowy, że to trzecia część trylogii i bez znajomości drugiego tomu z cyklu, "Piąta ofiara", jej czytanie będzie jak...
więcej Pokaż mimo to