-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2014-07-20
"Ta druga" to wbrew pozorom nie jest książka o zdradzie. Tą drugą nie jest kochanka, a ... żona! Natomiast pierwszą jest matka męża. No cóż... w sumie nic nowego, w końcu o teściowych powstało tak wiele dowcipów, więc trudno się dziwić, że mateczka miesza w małżeństwie syna. Jak wiadomo mężczyźni bardzo często wybierając żonę szukają odzwierciedlenia swojej matki. Kobiety, która tak samo ugotuje, posprząta, zatroszczy się i jak trzeba pogłaszcze po główce. Czy i tak było w tym przypadku? Czy Joanna rzeczywiście postawiła sobie za cel główny uprzykrzenie życia Leny? Poniżanie, ośmieszanie i wytykanie błędów na każdym kroku? W mniemaniu Leny właśnie tak było!
Sama nie wiem jak to możliwe, że dałam radę przeczytać tę książkę (wszystko przez wyzwania czytelnicze)! Na myśl o... Lenie! straszne słowa cisną mi się na usta. I choć cenzura już dawno nie istnieje, to przyzwoitość nie pozwala mi tych słów tu przytoczyć. Postaram się więc wyrazić to co czuję do postaci głównej bohaterki jak najdelikatniej. Uważam się za dobrego, życzliwego człowieka, myślałam, że wszelkie uczucia nienawiści są mi obce, ale już po pierwszych kartkach tej książki odkryłam w sobie pewne pokłady tych emocji. Z każdą kolejną kartką było ich coraz więcej. Wielokrotnie miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno, utopić w toalecie, usmażyć, a nader wszystko pragnęłam rozszarpać ją na drobne kawałeczki. Książkę czytałam kilka dni, bo co chwilę musiałam ją odkładać przez złość na Lenę, jej ślepotę, debilizm, brak wyobraźni, brak empatii, egoizm i... znowu przez ślepotę i debilizm! Nie pamiętam, żebym kiedyś tak źle znosiła postać głównej bohaterki czy bohatera. Lena jest tak durna, że trudno to sobie wyobrazić! Jestem na nią wściekła! Żeby przez 16 lat nie móc przejrzeć na oczy?! No tak, przecież ona wcale tego nie chciała! Cały czas robiła z siebie ofiarę, zachowywała się jak małe rozkapryszone dziecko niszcząc tak naprawdę siebie, męża, córkę i bliskich. Chory perfekcjonizm nie pozwolił dojrzeć szczęścia, które cały czas miała na wyciągnięcie ręki, wystarczyło je przyjąć. Była wyrachowana i wredna. Dziwię się, że ktokolwiek mógł ją kochać i to z taką siłą. Jak można być tak zapatrzonym w siebie, a przy tym ślepo tkwić w tak mylnym wyobrażeniu rzeczywistości?!
Książki zdecydowanie nie polecam jeśli nie macie ochoty się denerwować. Mam wrażenie, że osioł jest wrażliwszy i mądrzejszy od Leny. Szkoda, bo pomysł na książkę jest bardzo ciekawy, ale ta irytująca bohaterka sprawia, że czytając książkę człowiek się po prostu męczy. Skąpa ilość dialogów i obfite opisy życiowych sytuacji (często w postaci retrospekcji) i uczuć Leny w niczym tu nie pomagają.
"Ta druga" to wbrew pozorom nie jest książka o zdradzie. Tą drugą nie jest kochanka, a ... żona! Natomiast pierwszą jest matka męża. No cóż... w sumie nic nowego, w końcu o teściowych powstało tak wiele dowcipów, więc trudno się dziwić, że mateczka miesza w małżeństwie syna. Jak wiadomo mężczyźni bardzo często wybierając żonę szukają odzwierciedlenia swojej matki. Kobiety,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-04
Klara Figiel, młoda studentka dziennikarstwa postanawia odkryć tajemnicę Luizy Bein, kobiety, której szczątki właśnie znaleziono podczas remontu Starówki w mieście zamieszkania Klary. Tak naprawdę to nie tylko sama chęć odkrycia historycznej prawdy kieruje kobietą, to coś znacznie głębszego. Dlatego też, bohaterka nie zastanawiając się ani chwili wybiera się do Szwajcarii gdzie poprzez kontakty z żyjącym cztery pokolenia później potomka Luizy, pragnie wybadać sprawę. Dziewczyna nawet nie przypuszczała jak poznanie tej historii wpłynie na jej życie, i jak wiele wydarzy się w najbliższym czasie.
Przyznam szczerze, że na początku bardzo trudno było mi wgryźć się w tę historię. Zbyt dużo faktów, co rusz pojawiających się nowych imion i nazwisk wmieszanych w całą sprawę i nieco zbyt obszerne opisy sprawiały, że gdzieś odpływałam myślami. Od początku jednak nie mogłam wyjść z podziwu nad Autorką, która tak dalece zaangażowała się w przedstawienie nam tej historii. Aż niewiarygodne, że to fikcja literacka! Te wszystkie rzeczywiste miejsca, fakty historyczne i znane nazwiska sprawiły, iż myślałam, że to opis prawdziwych wydarzeń. A jednak nie, Autorka po prostu była nimi zainspirowana pisząc swoją książkę. Pomysł zrodził się gdy w 2011 roku podczas rewitalizacji Starówki w Barczewie (dawniej Wartembork) odnaleziono szczątki tajemniczej kobiety. Wiedziałam, że muszę dać książce szansę. Dlatego wraz z opowieścią Alexa (a potem Klary) rozrysowałam sobie dwa drzewa genealogiczne, które choć wciąż niepełne ułatwiły mi zrozumienie kolejno pojawiających się wątków. Wtedy też książka nabrała barw, a ja czytałam ją z wypiekami na twarzy. Ile tam się działo! Klara wraz z Alexem odnajdywała kolejne wskazówki zbliżające ich ku rozwiązaniu tej zagadki. Niestety nie tylko oni chcieli poznać tajemnicę Luizy. Komuś bardzo zależało na tym, by ta para nie poznała nowych informacji i skutecznie im w tym przeszkadzała. Wtedy to już bez reszty przepadłam. Choć wydawało mi się, że rozwiązanie tajemnicy z tak zamierzchłej przeszłości jest niemożliwe to i tak nie mogłam się oderwać. Każdą kolejną odsłoną "śledztwa" i nowymi wskazówkami przyglądałam się z niedowierzaniem. Zdradzę jeszcze, że w ostatnich zdaniach czytelnik dowiaduje się o nowej zagadce związanej z pałacem w Wartemborku, której rozwiązanie zapewne nastąpi w kolejnej książce Renaty Kosin "Kołysanka dla Rosalie".
Autorka dopracowała swoją książkę w najdrobniejszych szczegółach, musiała się do niej mocno przygotować, gdyż ujęła w niej wiele odwołań do historii, religii, literatury, a nawet kina. Umiejętnie wplotła w jej treść znane Polakom postaci takie jak Gabriel Narutowicz czy Feliks Nowowiejski, a całą historię umiejscowiła w prawdziwych punktach na mapie. Stworzyła ciekawe, barwne postaci, nadając im wyraziste charaktery i osobowość. Sprytnie połączyła losy dwóch (a nawet trzech) rodzin, pokazała, że historia lubi się powtarzać. Pokazała prawdziwy kunszt literacki, tą powieścią osiągnęła pełne mistrzostwo. Postawiła naprawdę wysoko poprzeczkę polskim autorom. Brawo, chylę czoła!
Wierzcie mi, nie jest to żadna laurka pod adresem Autorki, zwłaszcza, że zaczęłam od wady książki (a wiadomo, że nie wszyscy czytają recenzję do końca). Ja zwyczajnie jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak pomysłową, rozbudowaną, tajemniczą i intrygującą historią. Ją po prostu trzeba poznać!
Klara Figiel, młoda studentka dziennikarstwa postanawia odkryć tajemnicę Luizy Bein, kobiety, której szczątki właśnie znaleziono podczas remontu Starówki w mieście zamieszkania Klary. Tak naprawdę to nie tylko sama chęć odkrycia historycznej prawdy kieruje kobietą, to coś znacznie głębszego. Dlatego też, bohaterka nie zastanawiając się ani chwili wybiera się do Szwajcarii...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-15
Jeśli marzyliście kiedyś o domku w małej miejscowości, z dala od zgiełku i pośpiechu dużych miast, w miejscu gdzie wszyscy się znają, wspierają i szanują, to gwarantuję, że Malownicze jest dokładnie takim miejscem.
Madeline wcale o tym nie marzyła, po prostu sytuacja życiowa i nagły splot nieoczekiwanych zdarzeń sprawiły, że kobieta w ciemno kupiła dom u podnóża Sudetów, właśnie w Malowniczem. Nawet nie sądziła, że ta decyzja, w ciągu kilku dni tak diametralnie zmieni jej życie. Już pierwszego dnia po przybyciu do nowego domu poznaje życzliwych ludzi, którzy z miejsca, bezinteresownie chcą jej pomóc. W niedługim czasie zawiązuje prawdziwe przyjaźnie z mieszkańcami miasteczka. W jej życiu pojawia się też mała Marcysia, urocza i ufna dziewczynka, która rozpaczliwie szuka matczynej miłości. Jest i Julia - dziewczyna u progu dorosłości, która szuka prawdy na temat swego ojca. W rozwikłaniu zagadki przeszłości pomoże jej Krysia, sąsiadka Magdy, ale zanim to nastąpi dziewczyna odkryje czym jest troska i uwaga, która jest podstawą zgranej, kochającej się rodziny. Magda poznaje Marysię, która dokonuje w jej nowym domu rewolucji, proboszcza parafii w Malowniczem, który zadba o to, by Madeline nie dopadła nuda, a także inne ciekawe, nietuzinkowe postaci. Pojawia się też ON - Michał, przyjaciel brata, lekkoduch i niespokojna dusza. Tylko czy ponowne spotkanie tych dwóch osób nie skomplikuje życia ich obojgu? A to jeszcze nie koniec całej masy wydarzeń! Od czasu przeprowadzki tak wiele się dzieje, że Madeline nawet nie zauważyła kiedy stała się inną osobą, dojrzała i zrozumiała co jest w życiu najważniejsze.
Strasznie żałuję, że książka się skończyła. Celowo przedłużałam czas z nią spędzony. Na początku była to wina małej ilości wolnego czasu, ale później dawkowałam sobie treść książki, by jak najdłużej cieszyć się Malowniczem. Bardzo bym chciała, żeby bohaterowie książki istnieli naprawdę, chciałabym ich poznać i się z nimi zaprzyjaźnić (nawet z Panem Mieciem!). Ostatnio podobne uczucia towarzyszyły mi przy lekturze "Bluszcza prowincjonalnego", które do tej pory było moją ulubioną książką :) Lubię czytać o życzliwości ludzkiej, przyjaźni, wspólnocie, zwłaszcza gdy w życiu realnym coraz częściej spotykamy się ze znieczulicą, anonimowością i izolacją. Teraz każdy żyje dla siebie, biega za sukcesem, pieniędzmi, a interesuje się jedynie najbliższą rodziną. Z dzieciństwa pamiętam jak dbali o siebie sąsiedzi w Rudnikach k/Wielunia, gdzie spędzałam każde wakacje. Przez wiele lat, to właśnie Rudniki były dla mnie ostoją, oazą spokoju i choć spędzałam tam tylko okres wakacji, ferii i kilka weekendów w roku, to traktowałam je jak dom, do którego zawsze dobrze wrócić i miejsce, w którym zawsze czułam się bezpiecznie. Niestety nastąpiły tam duże zmiany i teraz w niczym nie przypominają już mojej ukochanej wsi, są bardziej nowoczesne i przypominają małe miasto. Tak samo jak wygląd ulic, sklepów i domów zmieniła się tam mentalność ludzka i teraz tylko starsi ludzie znajdują czas by się zatrzymać, porozmawiać, szepnąć dobre słowo. To dlatego tak dobrze odnajduję się w Malowniczem, gdzie każdy dla każdego jest ważny (Grażyna jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę).
Gorąco polecam dobrym ludziom, którym krzywda ludzka nie jest obojętna, którzy dbają o innych, dla których rodzina i przyjaźń są bardzo ważne. Dla osób wrażliwych, bezinteresownych, dla tych, którzy w innych ludziach widzą po prostu drugiego człowieka.
Jeśli marzyliście kiedyś o domku w małej miejscowości, z dala od zgiełku i pośpiechu dużych miast, w miejscu gdzie wszyscy się znają, wspierają i szanują, to gwarantuję, że Malownicze jest dokładnie takim miejscem.
Madeline wcale o tym nie marzyła, po prostu sytuacja życiowa i nagły splot nieoczekiwanych zdarzeń sprawiły, że kobieta w ciemno kupiła dom u podnóża...
2014-11-18
Pamiętacie Scooby Doo i jego przyjaciół? Te wszystkie paranormalne zagadki, które rozwiązywali? Na początku zawsze działo się coś strasznego, pojawiały się jakieś duchy, zjawy czy potwory, często widziano jakieś dziwne światła, czy słyszano niepokojące odgłosy. Takie właśnie było moje pierwsze skojarzenie gdy wzięłam tę książkę do ręki. Zanim przeszłam do lektury zaintrygowała mnie postać śnieżnego potwora widniejąca na okładce. Już na pierwszy rzut oka nie przypomina ona Yeti, widać natomiast, że to ludzka postać w przebraniu. Bardzo chciałam wiedzieć czy mam rację.
Axel, Poppi, Lilo i Dominik poznali się przypadkowo na rozdaniu nagród, w konkursie na najciekawszy projekt spodni, organizowanym przez firmę produkującą skórzane spodnie pumpy. Ich nagrodą okazuje się świąteczny pobyt w górskiej miejscowości Kitzbuhel, powiązany z jadą na nartach. Ta także miejsce zamieszkania Lilo i miejsce, w którym pojawił się śnieżny potwór. Czwórka dzieciaków szybko się zaprzyjaźniła i bardzo chętnie spędzali ze sobą czas. Wkrótce zajęli się sprawą tajemniczej bestii, nie wiedząc na jakie niebezpieczeństwa się narażą, i że rozwiązanie zagadki jest bardzo blisko.
To świetna powieść przygodowo - detektywistyczna dla młodszej młodzieży. Napisana bardzo przystępnym językiem, budująca emocje i trzymająca w napięciu. Mimo zagadki kryminalnej do rozwiązania, porwania czy grożenia bronią nie znajdziemy w niej jawnej przemocy* czy opisów nieodpowiednich dla nieco młodszych dzieci. To wszystko pokazuje, że autor wie co robi, nie stworzył serii dla nastolatków z przypadku, jestem przekonana, że wszystkie tomy są bardzo dokładnie przemyślane. Młody czytelnik po lekturze książki na pewno nie będzie miał niepokojących koszmarów nocnych. Ja czytałam ją z prawdziwą przyjemnością i chętnie sięgnę po inne tomy (niestety w naszej szkolnej bibliotece mamy tylko dwa). Polecam starszym uczniom podstawówki i gimnazjalistom (bohaterowie mają ok. 12 lat, ale zachowują się jak nieco starsi, dojrzalsi).
* tu brakło mi odpowiednich słów, bo przecież grożenie bronią czy porwanie jest jawną przemocą, ale ta przemoc nie jest w szczególny sposób eksponowana, fragmenty te są zupełnie nieszkodliwe dla czytelnika.
Pamiętacie Scooby Doo i jego przyjaciół? Te wszystkie paranormalne zagadki, które rozwiązywali? Na początku zawsze działo się coś strasznego, pojawiały się jakieś duchy, zjawy czy potwory, często widziano jakieś dziwne światła, czy słyszano niepokojące odgłosy. Takie właśnie było moje pierwsze skojarzenie gdy wzięłam tę książkę do ręki. Zanim przeszłam do lektury...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-27
Szekspir (a właściwie Harvey) stracił swoją wielką miłość gdy miał zaledwie 20 lat. Teraz gdy minęło drugie tyle, wspomnienia tego uczucia są ciągle silne i żywe. Mężczyzna przez te wszystkie lata nie potrafił zbudować nowego szczęścia. Wiedział jednak, że odnajdzie kiedyś swoją miłość, bo tak "mówiła" wróżba z chińskiego ciasteczka - "odnajdziesz miłość, gdy znów spadnie śnieg". W Los Angeles było o to trudno, jednak któregoś wieczoru, a była to akurat wigilia stał się cud i śnieg spadł. Szekspir wyszedł szczęściu na przeciw i zaczął intensywnie się rozglądać. Gdy zobaczył Hannah dosłownie oniemiał! Wyglądała dosłownie jak drugie wcielenie Liv...
Opis fabuły sugeruje miłą, romantyczną lekturę z nutką świątecznego cudu (choć okładka myli co do pory roku). Niestety książka miała tylko świetny potencjał, a treść jest kiepska. Szekspir tak dalece dział mi na nerwy, że kilka razy odrzucałam książkę na bok. Właściwie to miałam z niej zrezygnować, ale po kilku dniach stwierdziłam, że w sumie książka jest na tyle krótka, że jakoś przemęczę. Mimo, że książka nie ma nawet 200 stron to treść wlecze się jak flaki z olejem. Nie podoba mi się sposób narracji. Autor wielokrotnie parafrazuje swoje (tzn. bohatera) myśli, więc miałam wrażenie, że ciągle czytam to samo. Rozumiem, że można kogoś kochać tak bardzo, że ciągle się o nim myśli, ale żeby w każdej minucie swojego życia? Nawet gdy ma się przed sobą kobietę z krwi i kości, całkiem w naszym stylu? Straszne to było! A jego rozmowy z "przyjacielem"? Też mam przyjaciółki z czasów liceum i bywa, że nie rozmawiamy ze sobą miesiącami. Mamy też różne problemy, rozterki, ale nasze rozmowy wyglądają inaczej. Gdy Szekspir mówi Sean`owi o swoich podejrzeniach w temacie reinkarnacji ten go niemal wyśmiewa. Natomiast kilka dni później mam wrażenie, że autor zapomniał jakie było stanowisko w sprawie tych dwóch bohaterów. Spontaniczny wyjazd do Szwecji? Ok. Spontaniczny wyjazd do odległej Europy z nowo poznanym mężczyzną, w dodatku dwa razy starszym od siebie? Też jestem w stanie zrozumieć (i Wy też możecie, jeśli pamiętacie historię mojego związku :p). Jednak w żaden sposób nie potrafię przyjąć faktu, że gdy Szekspir i Hannah odwiedzają rodzinę Liv, swobodnie rozmawiają ze wszystkimi członkami rodziny. Rozumiem, że po angielsku (amerykańsku)?! Z całą pewnością małżeństwo po 60-tce biegle zna ten język i bez problemu potrafi się nim posługiwać w rozmowie z niespodziewanymi gośćmi. Wierzcie mi, ciężko jest się przekonać do tej lektury. Zaskoczona jestem tym, że książka mnie zawiodła, zwłaszcza, że z wydawnictwem Świat Książki mam dobre wspomnienia. Było to do niedawna moje ulubione wydawnictwo. Teraz po prostu, po ich wszystkich zawirowaniach z właścicielami nie widzę ich jakoś na rynku :(
Tak więc nie mam sumienia polecać tej książki komukolwiek. Oczywiście możecie przekornie sami się przekonać, ale ja nie biorę za to żadnej odpowiedzialności!
... a taka ładna, optymistyczna okładka....
Szekspir (a właściwie Harvey) stracił swoją wielką miłość gdy miał zaledwie 20 lat. Teraz gdy minęło drugie tyle, wspomnienia tego uczucia są ciągle silne i żywe. Mężczyzna przez te wszystkie lata nie potrafił zbudować nowego szczęścia. Wiedział jednak, że odnajdzie kiedyś swoją miłość, bo tak "mówiła" wróżba z chińskiego ciasteczka - "odnajdziesz miłość, gdy znów spadnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-30
W czasach, kiedy to zachłysnęłam się wręcz kryminałami i thrillerami, czytając je na okrągło marzyło mi się żeby zostać sławnym detektywem. Chciałam umieć rozwiązywać najbardziej zawikłane zagadki - dopatrywać się najmniejszych śladów i wskazówek, odszukiwać motywy zbrodni i wyłapywać z rozmów nieścisłości, próby zatajenia prawdy. Wtedy takim wzorem był dla mnie Poirot. Fascynowało mnie to, że bohater potrafi zbadać każdy ślad i połączyć wszystkie fakty i poszlaki. Zapragnęłam też znaleźć się w takiej sytuacji, kiedy to zamknięta w jednym domu/pomieszczeniu z kilkoma innymi osobami muszę odgadnąć kto jest sprawcą zabójstwa. Spokojnie! Nie chciałam nigdy przelewu krwi, ale zabawa w rozwiązywanie kryminalnej zagadki na pewno byłoby ekscytujące.
Podobny pomysł miał bohater książki Heather Graham pt. "Mordercza gra". Jon Stuart, pisarz kryminałów przez lata organizował taką "imprezę" dla swoich przyjaciół po fachu. Zabawa odbywała się w jego szkockim zamku w Lochlyre, co dodawało tajemniczości i przepełniało uczestników nutką strachu. Niestety podczas jednego z Tygodni Tajemnic w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła jego żona Cassandra. Kobieta nie była specjalnie lubiana przez znajomych męża i choć oficjalne stanowisko policji w tej sprawie mówi o samobójstwie (lub nieszczęśliwym wypadku) to Jon jest przekonany, że Cassie zginęła z rąk któregoś z gości. To zdarzenie nie daję mężczyźnie spokoju dlatego po 3 latach postanawia wznowić Tydzień Tajemnic. Celowo zaprasza tych samych członków zabawy co podczas ostatniego, feralnego spotkania, mając nadzieję, że przez nieuwagę ujawni się zabójca jego żony. Odkrycie prawdy nie jest wcale takie łatwe, bo każdy z gości mógł mieć motyw zabójstwa.
Szczerze? Bawiłam się świetnie! Okazuje się, że żeby zostać detektywem wcale nie muszę wychodzić z domu i co więcej narażać się na niebezpieczeństwo. Doskonale wczułam się w klimat zamku Lochlyre - pamiętając, że po remoncie nie ma w nim przeciągów :) Bezpiecznie siedząc na wygodnej kanapie wmieszałam się w tłum i wspólnie z uczestnikami Tygodnia Tajemnic próbowałam odnaleźć fałszywego sprawcę wymyślonej zbrodni, co... bardzo szybko przerodziło się w tropienie prawdziwego zabójcy. Prawdziwy winny doskonale wiedział co się szykuje, dlatego skutecznie manipulował uczestnikami, próbując rzucić podejrzenia na innych. Czy udało mi się określić sprawcę? Nie! O tej osobie pomyślałam tylko przez chwilę. Nooo zdradzę Wam, że zabójca miał wspólnika, co właściwie prawie od początku jest ujawnione, więc nie wyjawiam wielkiego sekretu. Tak czy inaczej ja się na detektywa nie nadaje. Oczywiście kierowałam się zasadą "najciemniej pod latarnią", ale autorka tak umiejętnie prowadziła zwroty akcji, że całkiem się pogubiłam. Momentami drażniące były niepotrzebne dialogi - te niezwiązane z akcją, czy o powtarzającej się treści, tyle że, to jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość i w myślach powtarzałam "no dalej, dalej" :)
Lubię książki Heather Graham i ta również mnie nie zawiodła. Świetnie bawiłam się rozwiązując zagadkę, a fakt, że jej nie rozwiązałam świadczy tylko o znawstwie tematu przez autorkę i umiejętności manipulowania treścią w taki sposób, by czytelnik przedwcześnie nie poznał zakończenia. Jak i w innych pozycjach autorki, tak i w tej pojawił się wątek romansowy, który w tym wydaniu bardzo lubię. Autorka nie przesadza, nie przyspiesza, nie "wciska" wątku na siłę. Uczucie łączące bohaterów nie pojawia się nagle tak jak się to dzieje w większości sensacyjnych filmów. Tutaj jego dawka jest odpowiednia, wyważona i dobrze wkomponowana w treść.
Książkę polecam głównie miłośnikom thrillerów i kryminałów, a także tym, którzy pragną poznać ten gatunek, a do tej pory czytywali głównie książki obyczajowe i romanse. Ze względu na żółty odcień kartek, książka zadowoli także tych, którzy mają problem ze wzrokiem. oczy w tym przypadku tak się nie męczą jak przy białych kartkach.
W czasach, kiedy to zachłysnęłam się wręcz kryminałami i thrillerami, czytając je na okrągło marzyło mi się żeby zostać sławnym detektywem. Chciałam umieć rozwiązywać najbardziej zawikłane zagadki - dopatrywać się najmniejszych śladów i wskazówek, odszukiwać motywy zbrodni i wyłapywać z rozmów nieścisłości, próby zatajenia prawdy. Wtedy takim wzorem był dla mnie Poirot....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-11
Maddie Townsend do tej pory szczęśliwa matka i żona (z dwudziestoletnim stażem) stoi u progu rozwodu. Dla kobiety to był ogromny cios, gdy pewnego dnia jej mąż ze stoickim spokojem oznajmił, że ma romans i ponownie zostanie tatusiem. Chce rozwodu. Świat Maddie nagle wywrócił się do góry nogami. Na szczęście miała przy sobie dwie wierne przyjaciółki - prawniczkę Helen i właścicielkę najlepszej restauracji w mieście Danę Sue. Kobiety wpadły na szalony pomysł, jak odmienić życie Maddie. Wkrótce w życiu bohaterki pojawia się jeszcze jedna osoba, na której Maddie może polegać. Niestety w malutkim mieście nie jest łatwo o prywatność. Każdy wszystko wie, a niszczycielska moc plotki potrafi zniszczyć wszystko. Jak poradzi sobie Maddie???
Książkę czytało się świetnie. Od razu polubiłam bohaterkę, kibicowałam jej i podziwiałam determinację. Czasem zastanawiałam się jak sama postąpiłabym w sytuacjach, w których się znalazła. Jestem przekonana, że ja dawno bym się złamała, uciekła z podkulonym ogonem i udawała, że nic się nie zdarzyło. Maddie to bardzo rozważna kobieta, ale gdy coś jest dla niej ważne to nie boi się trudności. Mimo zagrożeń dąży do realizacji swoich planów i zamierzeń.
"Smak nadziei" to świetna powieść, choć pisana lekkim, przystępnym piórem to traktuje o rzeczach ważnych. Autorka pokazała dwie strony medalu, a także to, że nic nie jest czarne albo białe. Życie niesie z sobą całą paletę barw i... uczuć. Nie zawsze jest łatwo, ale zawsze trzeba mieć nadzieję.
Książkę polecam raczej kobietom, które po pierwsze lubią historie innych ludzi i po drugie lubią się wzruszać. Ja czas z tą książką uważam za wielce udany i przyjemny. Cieszę się, że miałam przyjemność ją poznać.
Maddie Townsend do tej pory szczęśliwa matka i żona (z dwudziestoletnim stażem) stoi u progu rozwodu. Dla kobiety to był ogromny cios, gdy pewnego dnia jej mąż ze stoickim spokojem oznajmił, że ma romans i ponownie zostanie tatusiem. Chce rozwodu. Świat Maddie nagle wywrócił się do góry nogami. Na szczęście miała przy sobie dwie wierne przyjaciółki - prawniczkę Helen i...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-14
Książka Anny Drzewieckiej, choć niewielkich rozmiarów, jest pozycją bardzo wartościową. To zbiór wspomnień rodzinnych przekazywanych z pokolenia na pokolenie oraz własnych przeżyć i uczuć autorki - w takiej formie, w jakiej odbierała je jako mała dziewczynka. Autorka swoje wspomnienia usystematyzowała w zgrabne podrozdziały, dzięki czemu przekazane przez nią informacje nie są chaotyczne.
I tak autorka przedstawia nam zarys powstania rodziny, jej przedwojennych i wojennych losów (te szczątkowo wysupłane ze wspomnień babci); charakterystykę jej wielu ciotek, z których każda odznaczała się czymś szczególnym, niepowtarzalnym. Wszystkie były osobami ciekawymi i bardzo różniącymi się od siebie. Dodatkowo autorka wspomina o swoim dzieciństwie (które oczywiście ściśle było związane z ciotkami i babcią), swoich przyjaciołach, zwierzątkach i wyjątkowych miejscach.
Lektura książki była dla mnie prawdziwą ucztą :) Dawkowałam sobie treść delektując się każdym rozdziałem oddzielnie. Uwielbiam takie historie! Żadna fikcja nigdy nie będzie lepsza od prawdy, rzeczywistości. Czytając książkę czułam się dokładnie tak jak wtedy gdy jako mała dziewczynka siadałam z babcią w jej kuchni, na drewnianych krzesłach przy stole nakrytym ceratą, przy pysznej herbacie (to stąd moje zamiłowanie do herbat wszelakich - ot kojarzy mi się z dobrymi wspomnieniami z dzieciństwa) i słuchałam opowieści babci. Opowiadała mi o czasach wojny, o służbie u Niemców, tęsknotą za szkołą, ale i o latach wcześniejszych gdy jako całkiem jeszcze mała dziewczynka zachwycała się jarmarkiem we wsi (i plastikowym kogucikiem), wyjadała kiełbasę ze święconki, czy pochowała w ogródku nowiutką lalkę w ogrodzie, bo wtedy gdy umierało tyle dzieci zabawa w pogrzeb była na porządku dziennym. Dla mnie to dobre wspomnienia. U babci zawsze czułam się ważna, kochana i bezpieczna. To samo uczucie wróciło podczas lektury książki Anny Drzewieckiej. Gdy czytałam o jabłonce na podwórku przed domem jednej z ciotek doskonale wiedziałam co czuła autorka i płakałam gdy jabłonka zniknęła.
Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać tę pozycję, bo sprawiła mi wiele przyjemności i wywołała lawinę własnych wspomnień. Wielki szacunek dla autorki za sposób opowiedzenia historii i umiejętność uszeregowania wspomnień, co wcale nie jest łatwe. Książkę polecam wszystkim bez wyjątku. Naprawdę warto!
Książka Anny Drzewieckiej, choć niewielkich rozmiarów, jest pozycją bardzo wartościową. To zbiór wspomnień rodzinnych przekazywanych z pokolenia na pokolenie oraz własnych przeżyć i uczuć autorki - w takiej formie, w jakiej odbierała je jako mała dziewczynka. Autorka swoje wspomnienia usystematyzowała w zgrabne podrozdziały, dzięki czemu przekazane przez nią informacje nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-19
Ewa ma poukładane życie. Dobrego męża, dwoje dzieci, dom i pracę, w której realizuje siebie na nowo. Wydawać by się mogło, że ma wszystko, jej znajomi zazdrościli jej takiego życia, a ona mimo to czuła, że czegoś jej brak. Tak już jest gdy ma się duszę chuliganki i w życiu oczekuje więcej emocji. Gdy tylko wśród Czeczeńców - ekipy budowlańców zatrudnionych do remontu strychu wypatrzyła Jego, wiedziała, że znajomość musi rozwinąć się w wiadomym kierunku. I tu wszystko się zaczyna. Ewa całkowicie zatraca się w nowym uczuciu. Zapomina o domu, dzieciach i pracy. Wszystko to przestaje być ważne. Spotkania z Zeliemem uskrzydlają ją, podnoszą adrenalinę i ...
Książka nie jest wcale romansem, jak to można wywnioskować po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Owszem opowiada o miłości, ale bardziej z psychologicznego punktu widzenia niż uczuciowego. Związek Ewy z Zeliemem z góry skazany był na porażkę. Duża różnica wieku, inna religia, kultura, odmienny bagaż doświadczeń... to nie mogło się udać. Jednak mimo wszystkich przeciwności para zaczęła się spotykać. Poza głównym wątkiem na uwagę zasługuje przybliżenie czytelnikowi Czeczenów i ich kultury. Choć w książce jest tylko zarys tej tematyki to jednak pobudza do myślenia i zmusza czytelnika do weryfikacji własnych poglądów, a nawet zrozumienia.
Bardzo podobał mi się sposób pisania autorki - luźny, szczery, bezpośredni. Nie było tu owijania w bawełnę, nadmiernego słodzenia, moralizowania, czy cenzury. Język użyty w powieści sprawił, że czytało się ją błyskawicznie. Treść można podzielić na dwie części: ekspresyjną i refleksyjną. Uważam, że to bardzo trafny zabieg literacki. Tym bardziej jest mi trudno uwierzyć, że to debiut. To świetna książka. Jestem przekonana, że w bilansie książek przeczytanych w 2013 roku znajdzie się ona w pierwszej dziesiątce :) Po przeczytaniu książki miałam okazję wysłuchać kilku wypowiedzi autorki na temat tej pozycji. Autorka wyznaje, że użyte w książce imiona: Ewy i jej męża Adama nie jest przypadkowa. Biblijni bohaterowie też mieli wszystko - żyli przecież w Raju, a jednak mimo to skusił ją "wąż". Zastanawiać też może dlaczego w powieści tak mało jest męża i dzieci, przyznam, że sama się nad tym zastanawiałam. Autorka wyjaśnia, że tak naprawdę stanowią oni tylko tło dla treści. Wspomina o nich w książce dla podkreślenia momentu życiowego bohaterki, a nie jako dopełnienie fabuły.
Ewa ma poukładane życie. Dobrego męża, dwoje dzieci, dom i pracę, w której realizuje siebie na nowo. Wydawać by się mogło, że ma wszystko, jej znajomi zazdrościli jej takiego życia, a ona mimo to czuła, że czegoś jej brak. Tak już jest gdy ma się duszę chuliganki i w życiu oczekuje więcej emocji. Gdy tylko wśród Czeczeńców - ekipy budowlańców zatrudnionych do remontu...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-21
Zupełnie nie tego się spodziewałam....
Nie wiem skąd to przeświadczenie, że książka będzie bardzo ciepłym wyrazem pogodzenia się ze śmiercią. Coś jak powieść dziękczynna, podsumowanie życia i potwierdzenie, że choć nie zawsze bywa usłane różami, to w gruncie rzeczy było dobre i spokojne. Książka jest zupełnie inna, a może to ja ją tak odbieram?
Książka rzeczywiście jest opowieścią chorej kobiety o życiu jej (i jej matki), ale nie w formie rachunku sumienia. To opis relacji kobiety i jej matki, konsekwencji takiego, a nie innego wychowania w jej dalszym życiu. O tym, czy inni i w jaki sposób mają wpływ na całe nasze życie. Książka raczej filozoficzna, traktująca życie metaforycznie. Być może się mylę i inni czytelnicy "widzą" to inaczej. Ja jednak, czytając często gubiłam się w tekście. Nie wiedziałam do jakich wniosków zmierzają wywody bohaterki. Kiedy raz wydawało mi się, że to wyznanie żalu i boleści to za chwilę odczuwałam zobojętnienie. Gdy zdawało mi się, że nadejdzie zadośćuczynienie i zemsta odkrywałam zrozumienie i przebaczenie. Dla mnie to trudna książka. Może nie ten czas, może nieodpowiednie nastawienie... Sugerowałam się też tym, że Wydawnictwo M ściśle powiązane jest z Księgarnią Katolicką, więc szukałam tu Boga, sądząc, że będzie On odpowiedzią na wszystkie zawarte w książce pytania. Nie znalazłam Go. Znalazłam za to "przepis" na to, jak radzić sobie z chorobą. Bohaterka stworzyła minidekalog, w którym zawarła ważne prawdy.
Nie wiem, jak ocenić książkę. To dla mnie trudna pozycja. Być może z czasem przetrawię jej treść i zrozumiem przesłanie autorki. Teraz mam w głowie mętlik.
Zupełnie nie tego się spodziewałam....
Nie wiem skąd to przeświadczenie, że książka będzie bardzo ciepłym wyrazem pogodzenia się ze śmiercią. Coś jak powieść dziękczynna, podsumowanie życia i potwierdzenie, że choć nie zawsze bywa usłane różami, to w gruncie rzeczy było dobre i spokojne. Książka jest zupełnie inna, a może to ja ją tak odbieram?
Książka...
2013-04-19
Narratorem książki jest kolega Blumy, profesor Uniwersytetu w Cambridge. Kobieta ginie potrącona przez samochód, gdy zaczytana w wierszach Emily Dickinson przechodzi przez ulicę. Gdy po kilku dniach po pogrzebie Blumy profesor odbiera przesyłkę zaadresowaną do niej, w której znajduje się niezwykły egzemplarz książki "Smugi cienia" Josepha Conrada. Książka jest w opłakanym stanie, wybrudzona... cementem! Przesyłka nie zawierała żadnego listu, informacji, a nawet adresu zwrotnego. Zaintrygowany profesor postanawia odnaleźć nadawcę przesyłki, bierze urlop i wybiera się w podróż. W czasie tej podróży dowiaduje się jakie skutki może mieć bezgraniczna miłość do książek i całkowite im oddanie się. Jaki los spotkał Brauera nadawcę przesyłki? Dlaczego była ona tak skalana, nieuszanowana i wybrudzona cementem? Jaki los może spotkać nawiedzonych bibliofilów (czy bibliofilii?)? Czy aby my nie jesteśmy na dobrej drodze do szaleństwa? Na te pytania odpowiedź znajdziecie w tej niewielkiej objętościowo książce. Ostatnie pytanie musicie sobie zadać sobie samym.
Nie jestem fanką takich książek. Wolę książki proste i rzeczywiste, realne. Może sama jestem zbyt ograniczona myślowo, ale nie zamierzam udawać, że rozumiem klasykę. Tak czy inaczej przeczytałam, niedługo pewnie o książce zapomnę.
Narratorem książki jest kolega Blumy, profesor Uniwersytetu w Cambridge. Kobieta ginie potrącona przez samochód, gdy zaczytana w wierszach Emily Dickinson przechodzi przez ulicę. Gdy po kilku dniach po pogrzebie Blumy profesor odbiera przesyłkę zaadresowaną do niej, w której znajduje się niezwykły egzemplarz książki "Smugi cienia" Josepha Conrada. Książka jest w opłakanym...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-14
W pierwszych chwilach z książką poczułam się mocno skonsternowana. Nastawiłam się na słodką bajeczkę o nieszczęśliwej miłości Julii i jej spektakularnym happy endem. Jednak pierwsze kartki książki wprowadziły pewien chaos. Kim do diabła była Emily pojawiająca się już na pierwszej stronie??? Szybko jednak przewartościowałam swoje oczekiwania i było coraz lepiej. Moje wymagania nie były wygórowane, ale...
Emily to córka Dulcie - "gwiazdy" czasów szkolnych w małej miejscowości Mullaby. Po śmierci matki przenosi się do ojca kobiety, swojego dziadka, o którym istnieniu nie miała wcześniej pojęcia. Julia to sąsiadka Vanca. Kobieta "po przejściach". Teraz jako dojrzała kobieta postępuje ostrożnie. Wróciła do rodzinnego miasteczka tylko po to, by spłacić długi zmarłego ojca. Nie zamierza wracać tu na stałe. Z miejscem tym kojarzą jej się bardzo złe wspomnienia. Gdy była młodą dziewczyną nie potrafiła odnaleźć się po śmierci matki. Powstałej w ten sposób pustki nie potrafiła wypełnić jej macocha Beverly oraz coraz bardziej dystansujący się ojciec. Dziewczyna by zwrócić na siebie uwagę buntowała się zarówno wyglądem, jak i zachowaniem. Taki stan rzeczy nie ułatwiał jej kontaktów z rówieśnikami. Zwłaszcza z jednym - Sawyerze - w którym była potajemnie zakochana. Aż do pewnej nocy, gdy zmuszona do wyjazdu do szkoły z internatem zrozpaczona uciekła na szkolne boisko, by posiedzieć w ciszy w swym ulubionym miejscu na trybunach...
Z całą pewnością książka nie przypomina słodkiej bajeczki, choć jednak kończy się happy endem (i to potrójnym). Najlepiej czytało mi się środek książki, gdy poznałam przeszłość Julii, "zobaczyłam" jak Emily próbuje wpasować się w społeczność Mullaby. Jednocześnie drażniły mnie tu podchody Julii i Sawyera, lecz tajemniczość miasteczka i sekrety jego mieszkańców wyciągnęły znów powieść na "plus". Takie huśtawki odczuć i doznań towarzyszyły mi właściwie przy całej treści. Momentami nie potrafiłam oderwać się od książki, to znów miałam ochotę rzucić nią w kąt, lecz ostatecznie znów powracałam zachęcona chęcią poznania zakończenia historii. Zakończenie... hmmm... mocno przesłodzone. Jak dla mnie za dużo lukru! Poza tym pomijając paranormalne zjawiska dotyczące poświaty, tapety czy choćby suszarki to zdarzenia, które miały być prawdziwe i rzeczywiste także były przerysowane i naciągane. Trudno to wyjaśnić nie zdradzając szczegółów z życia bohaterów i zakończenia.
Nawet nie wiem czy książka mi się podobała. Książkę czytało się dobrze, ale autorka przesadziła z wątkami, magią i finałem historii. A wątek pieczenia i cudowne właściwości zapachu towarzyszącego pieczeniu ciast wydaje mi się wciśnięty na siłę.
W pierwszych chwilach z książką poczułam się mocno skonsternowana. Nastawiłam się na słodką bajeczkę o nieszczęśliwej miłości Julii i jej spektakularnym happy endem. Jednak pierwsze kartki książki wprowadziły pewien chaos. Kim do diabła była Emily pojawiająca się już na pierwszej stronie??? Szybko jednak przewartościowałam swoje oczekiwania i było coraz lepiej. Moje...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-14
To najbardziej niesamowita i tajemnicza powieść jaką czytałam!
Niestety książkę skończyłam czytać w piątek i dopiero teraz znalazłam chwilę by napisać recenzję - nie wiem tylko czy będzie tak wymowna, jak ta, którą napisała bym na świeżo.
Nie będę szczegółowo opisywać treści. Nakreślę jedynie fabułę dość ogólnikowo.Oscar Drai, uczeń szkoły z internatem to chłopiec praktycznie porzucony przez rodzinę. Swój wolny czas spędza na tułaczkach ulicami Barcelony. Podczas jednej z wędrówek poznaje Marinę, z którą szybko się zaprzyjaźnia. Wkrótce spędza z nią i jej ojcem każdą wolną chwilę. Wraz z nową przyjaciółką próbuje rozwikłać pewną tajemnicę, co wcale nie jest łatwe, bo podczas odkrywania zagadki dzieje się mnóstwo niewiarygodnych zdarzeń. Młodzi mieszkańcy Barcelony nie wiedzą czy ufać własnym doświadczeniom, ale do końca chcą dociec prawdy.
Książka jest niezwykle wciągająca i tajemnicza. Czytając ją cały czas odczuwałam sekretną atmosferę i dreszcz emocji. Wszystko co działo się z udziałem Oscara i Mariny było bardzo dziwne i niepojęte. Autor wspaniale budował napięcie Smaczku całej historii dodawało miejsce, w której autor osadził akcję. Niezwykłe ukazanie Barcelony, która cały czas była jakby spowita mgłą. Wspaniała architektura i tajemne zakamarki miasta zostały przedstawione w bardzo malowniczy i wyrazisty sposób. Czytelnik sam czuje się świadkiem próby rozwiązania sekretu pewnej kwatery na starym cmentarzu i związanym z nią tajemniczym znakiem czarnego motyla. Ciągle jestem jeszcze pod urokiem powieści. Jestem zachwycona atmosferą w jaką wprowadził mnie autor. To po prostu trzeba przeczytać.
Ci, którzy zaglądali tu często wiedzą, że zapierałam się rękami i nogami przed wszelkimi formami fantastyki.... mhmmm to co się dzieje w tej książce nie jest do końca "normalne" i rzeczywiste. Ja jestem pod wielkim wrażeniem. Zauroczona tajemniczością Barcelony nie widzę żadnych wad książki (nawet jeśli jakieś tu są).
To najbardziej niesamowita i tajemnicza powieść jaką czytałam!
Niestety książkę skończyłam czytać w piątek i dopiero teraz znalazłam chwilę by napisać recenzję - nie wiem tylko czy będzie tak wymowna, jak ta, którą napisała bym na świeżo.
Nie będę szczegółowo opisywać treści. Nakreślę jedynie fabułę dość ogólnikowo.Oscar Drai, uczeń szkoły z internatem to chłopiec...
Alicja to kobieta po 40-tce, właścicielka dobrze prosperującego salonu fryzjerskiego, matka trójki dzieci i... rozwódka, od 3 lat. Stosunki z byłym mężem nie są złe, potrafią ze sobą rozmawiać (zwłaszcza o dzieciach). Były mąż na swój sposób nawet troszczy się o Alicję, choć nie zawsze przynosi to dobry efekt. Choć od rozwodu w jej sypialni nie gościł żaden mężczyzna i Alicja skrycie marzy by to zmienić, to jednak myśli te nie są jakąś jej obsesją. Nasza bohaterka ma też inne sprawy na głowie - musi znaleźć nowego pracownika do salonu, ale to jej dzieci zaprzątają najwięcej jej uwagi. Najstarszy syn Rafał nagle się zakochał i ..., Gabrysia - bogobojna dziewczyna zgrzeszyła i trudno jej się z tym faktem pogodzić. Także najmłodsze dziecię Alicji - Zuzia, sprawia, że matka się o nią martwi, zwłaszcza gdy rozanielona wychodzi na tajemnicze randki. W końcu też pojawia się na horyzoncie (właściwie nie jeden) pewien irytujący, a potem intrygujący mężczyzna... Oj będzie się działo :)
Nie pamiętam czy kiedykolwiek tak się uśmiałam czytając jakąś książką :) Jestem wdzięczna autorce za tak lekką i humorystyczną historię (Boże autorka jest młodsza ode mnie! a ja w życiu nie byłabym wstanie napisać czegoś takiego). Książkę czytałam głównie na treningach w siłowni (na bieżni i rowerku) i umilałam tym sobie ćwiczenia. Co rusz uśmiechałam się głupio do siebie siłą powstrzymując salwy głośnego śmiechu. Historia Alicji może nie jest oryginalna i zaskakująca, ale napisana w tak świeży i dowcipny sposób, że czytanie książki jest niezwykle odprężające i trudno się oderwać.
Nie lubię umieszczać w recenzjach cytatów, bo uważam je za sztuczne "zapychacze", ale tym razem muszę zrobić wyjątek:
"(...) bo zawsze robił to Grzegorz, w soboty, żeby wyręczyć mnie z obowiązku przygotowania obiadu. Ja tylko szykowałam warzywa i sosy, kroiłam mięso, peklowałam, zawijałam ziemniaczki w folię z masełkiem i czosnkiem, nadziewałam szaszłyki, robiłam deser, rozkładałam sztućce, zmywałam później naczynia z zastygłym tłuszczem - on robił obiad, a ja mu za to z całego serca dziękowałam" s. 92 - 93
"Grzegorz też się przejął moim stanem. Dobry mąż, były:
- Ale z ciebie niezdara! W jednym miesiącu skręcić nogę i złamać rękę! Ty się nie powinnaś z domu ruszać, bo się zabijesz kobieto! I co ci strzeliło do głowy z tą imprezą? Nie masz co robić, tylko sponsorować komuś picie?..." s. 110 - 111
Alicja to kobieta po 40-tce, właścicielka dobrze prosperującego salonu fryzjerskiego, matka trójki dzieci i... rozwódka, od 3 lat. Stosunki z byłym mężem nie są złe, potrafią ze sobą rozmawiać (zwłaszcza o dzieciach). Były mąż na swój sposób nawet troszczy się o Alicję, choć nie zawsze przynosi to dobry efekt. Choć od rozwodu w jej sypialni nie gościł żaden mężczyzna i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwaga spojler! Książka dotyczy paskudnego morderstwa, z pozoru świadczącym o rytualnych znamionach. Szybko okazuje się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Zabójstwo Steve`a Kinga bulwersuje nie tylko z powodu okoliczności, w jakich zginął, ale także dlatego, że był to młody i sympatyczny mężczyzna, kandydat na księdza. Dochodzenie od początku nie jest łatwe, bo policja nie potrafi nawet znaleźć jasnych motywów. Detektyw Matthew Diel niechętnie godzi się na pomoc w śledztwie, którą oferuje jego dawna znajoma adwokatka Chloe Ryder - parafianka, której bardzo zależy na oczyszczeniu z podejrzeń księdza Brendana. Próba wyjaśnienia zbrodni we dwójkę, mimo początkowych problemów natury emocjonalnej, przynosi korzyści i popycha śledztwo do przodu...
Autorka w umiejętny sposób wplotła motyw pojedynczego morderstwa w sam środek spisku na szczeblu rządowym. Dochodzenie nie jest błyskawiczne, bohaterowie poznają prawdę małymi kroczkami. Determinacja i chęć odkrycia prawdy oraz ochrona życia księdza Brendana zmusza Matta i Chloe do wielokrotnego analizowania faktów i poszlak. Na całe szczęście mają znajomości, które pozwalają im dotrzeć głębiej. Niestety im bliżej prawdy, tym wcale nie jest łatwiej. Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana i tajemnicza. Śledztwo zbliża tę parę do siebie, jednak romansu mamy tu tyle co na lekarstwo. Nazwa serii sugeruje inaczej, a dla mnie to zwykły kryminał... to chyba nawet lepiej.
Co myśleć o książce? I tu mam zagwozdkę! Książka jest ciekawa, temat oryginalny, zagadka goni zagadkę, napięcie, choć powoli - wzrasta, postaci mają charakter - nie są jałowe, postać księdza Brendana bardzo wiarygodna i konsekwentna. Wszystko jak należy, ale... nie miałam oporów kilkanaście razy odkładać książkę na bok. Ze względu na półkolonie i inne zadania domowe miałam nawet kilkudniowe przerwy. Trzy razy zasnęłam po przeczytaniu kilku stron... czy tak się dzieje gdy książka jest dobra? Chyba nie! Nie bardzo rozumiem skąd taki odbiór lektury skoro książka zawiera wszystkie elementy dobrego kryminału. Niestety obawiam się, że szybko wyparuje z mojej głowy :(
Uwaga spojler! Książka dotyczy paskudnego morderstwa, z pozoru świadczącym o rytualnych znamionach. Szybko okazuje się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Zabójstwo Steve`a Kinga bulwersuje nie tylko z powodu okoliczności, w jakich zginął, ale także dlatego, że był to młody i sympatyczny mężczyzna, kandydat na księdza. Dochodzenie od początku nie jest łatwe, bo...
więcej Pokaż mimo to