-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2012-12-01
2015-02-12
Każde samobójstwo jest bardzo przykre (jak zresztą śmierć w każdym innym wydaniu). Jednak w przypadku samobójstwa bliscy zwykle zaczynają się obwiniać, doszukują swojej winy lub zastanawiają się, w którym momencie mogli zapobiec tej śmierci. Kiedy zmarłym jest policjant to jego śmierć chcąc nie chcąc budzi kontrowersje, zmusza do refleksji, ale też zastanawia czy to na pewno było tylko samobójstwo.
Andy Fallon, był śledczym z wydziału wewnętrznego, ponadto niedawno postanowił przyznać się do odmiennej orientacji seksualnej. Dla niektórych kolegów z pracy już sam fakt bycia jednym z "wewnętrznych" było złe, a do tego gej? W policji z komendy w Minneapolis aż roiło się od homofobów! Nie był nim jednak Sam Kovac z wydziału zabójstw, dla którego każda śmierć, nawet samobójcza, jest podejrzana i rozpatrywana pod kątem morderstwa. Nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że jest inaczej, dlatego też wraz ze swoją zawodową partnerką Nikki Liską na własną rękę podejmuje się śledztwa. Dziwnym zbiegiem okoliczności niecały tydzień później także Mike Fallon, ojciec Andy`ego odbiera sobie życie. Mike był legendą całego oddziału, więc jego śmierć dla wszystkich była szokiem. Sam Kovac już wie, że nie spocznie nim nie pozna prawdy.
Książka porusza dwa kontrowersyjne tematy samobójstwo policjanta oraz odmienną orientację seksualną (i to w miejscu, gdzie zdecydowaną większość pracowników stanowią mężczyźni). Sam Kovac wie, że to niewygodne tematy i najlepiej jeśli o wszystkim nie będzie się rozgłaszać opinii publicznej. Jego podejrzliwa natura, a może zwyczajne "zboczenie zawodowe" nie pozwala zamieść sprawy pod dywan tylko dlatego, żeby cała ta sytuacja nie wpłynęła źle na wizerunek policji. Drąży temat, przesłuchuje świadków, szuka motywów i sposobności. Przyjmuje różne wersje zdarzeń, co nie wszystkim się podoba. Jedni zwyczajnie nie chcą rozdmuchiwać sprawy, niektórzy boją się o swoją karierę, inni nie chcą rozgrzebywać starych ran, jeszcze inni po prostu mają coś na sumieniu.
Przez cały czas myślałam, że wszystko wiem, że nie muszę czytać całości, bo i tak wiem kto lub co się za tym kryje. Jakież że było moje zdziwienie gdy okazało się, że moje zdolności detektywistyczne w tym przypadku były naprawdę marne! Zdołałam odgadnąć jedynie mały fragment przeszłości, który tak naprawdę chyba był najbardziej oczywisty. Jednak w rozwiązaniu sedna sprawy poległam, i to jak! Jeszcze przy samym końcu książki byłam przekonana, że wszystko wiem... całe szczęście jestem bibliotekarzem, a nie śledczym, i to jeszcze z wydziału zabójstw. A tak na poważnie, to nie pamiętam kiedy ostatnio jakiś thriller zaskoczył mnie aż tak bardzo. Zwykle potrafiłam bezbłędnie rozwiązać każdą sprawę, czasem mój osąd różnił się tylko szczegółami, ale żeby aż tak się pomylić?!
Brawa zatem dla autorki, która potrafi wprowadzić czytelnika w błąd, sprowadzić go na manowce, gdy ten pewny siebie myśli, że wszystko wie. Poza wątkiem kryminalnym autorka świetnie nakreśliła postaci występujące w książce, i to nie tylko te główne. Ukazanie życia codziennego Sama Kovaca i Nikki Liski bardzo urzeczywistnia ich postaci, sprawia, że darzymy ich większą sympatią. Szczerze kibicowałam Samowi w jego nowym, rodzącym się dopiero uczuciu, choć potencjalny związek nie był wcale łatwy. A później... ach, lubię kiedy nawet w kryminałach jest czas na ludzkie słabości, uczucia, rozterki. Być może szukam ich podświadomie, gdyż od dłuższego czasu to obyczajówki rządzą moim sercem.
Zaskakujące rozwiązanie, kontrowersyjny temat, para detektywów z krwi i kości to przepis na sukces. Polecam książkę głównie fanom thrillerów i kryminałów. Miłośnicy obyczajówek odnajdą w książce cechy determinacji i konieczność poznania prawdy, nawet jeśli miałaby być niewygodna. Ludzka strona życia detektywów też nie pozostanie im obojętna.
Każde samobójstwo jest bardzo przykre (jak zresztą śmierć w każdym innym wydaniu). Jednak w przypadku samobójstwa bliscy zwykle zaczynają się obwiniać, doszukują swojej winy lub zastanawiają się, w którym momencie mogli zapobiec tej śmierci. Kiedy zmarłym jest policjant to jego śmierć chcąc nie chcąc budzi kontrowersje, zmusza do refleksji, ale też zastanawia czy to na...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-04
Klara Figiel, młoda studentka dziennikarstwa postanawia odkryć tajemnicę Luizy Bein, kobiety, której szczątki właśnie znaleziono podczas remontu Starówki w mieście zamieszkania Klary. Tak naprawdę to nie tylko sama chęć odkrycia historycznej prawdy kieruje kobietą, to coś znacznie głębszego. Dlatego też, bohaterka nie zastanawiając się ani chwili wybiera się do Szwajcarii gdzie poprzez kontakty z żyjącym cztery pokolenia później potomka Luizy, pragnie wybadać sprawę. Dziewczyna nawet nie przypuszczała jak poznanie tej historii wpłynie na jej życie, i jak wiele wydarzy się w najbliższym czasie.
Przyznam szczerze, że na początku bardzo trudno było mi wgryźć się w tę historię. Zbyt dużo faktów, co rusz pojawiających się nowych imion i nazwisk wmieszanych w całą sprawę i nieco zbyt obszerne opisy sprawiały, że gdzieś odpływałam myślami. Od początku jednak nie mogłam wyjść z podziwu nad Autorką, która tak dalece zaangażowała się w przedstawienie nam tej historii. Aż niewiarygodne, że to fikcja literacka! Te wszystkie rzeczywiste miejsca, fakty historyczne i znane nazwiska sprawiły, iż myślałam, że to opis prawdziwych wydarzeń. A jednak nie, Autorka po prostu była nimi zainspirowana pisząc swoją książkę. Pomysł zrodził się gdy w 2011 roku podczas rewitalizacji Starówki w Barczewie (dawniej Wartembork) odnaleziono szczątki tajemniczej kobiety. Wiedziałam, że muszę dać książce szansę. Dlatego wraz z opowieścią Alexa (a potem Klary) rozrysowałam sobie dwa drzewa genealogiczne, które choć wciąż niepełne ułatwiły mi zrozumienie kolejno pojawiających się wątków. Wtedy też książka nabrała barw, a ja czytałam ją z wypiekami na twarzy. Ile tam się działo! Klara wraz z Alexem odnajdywała kolejne wskazówki zbliżające ich ku rozwiązaniu tej zagadki. Niestety nie tylko oni chcieli poznać tajemnicę Luizy. Komuś bardzo zależało na tym, by ta para nie poznała nowych informacji i skutecznie im w tym przeszkadzała. Wtedy to już bez reszty przepadłam. Choć wydawało mi się, że rozwiązanie tajemnicy z tak zamierzchłej przeszłości jest niemożliwe to i tak nie mogłam się oderwać. Każdą kolejną odsłoną "śledztwa" i nowymi wskazówkami przyglądałam się z niedowierzaniem. Zdradzę jeszcze, że w ostatnich zdaniach czytelnik dowiaduje się o nowej zagadce związanej z pałacem w Wartemborku, której rozwiązanie zapewne nastąpi w kolejnej książce Renaty Kosin "Kołysanka dla Rosalie".
Autorka dopracowała swoją książkę w najdrobniejszych szczegółach, musiała się do niej mocno przygotować, gdyż ujęła w niej wiele odwołań do historii, religii, literatury, a nawet kina. Umiejętnie wplotła w jej treść znane Polakom postaci takie jak Gabriel Narutowicz czy Feliks Nowowiejski, a całą historię umiejscowiła w prawdziwych punktach na mapie. Stworzyła ciekawe, barwne postaci, nadając im wyraziste charaktery i osobowość. Sprytnie połączyła losy dwóch (a nawet trzech) rodzin, pokazała, że historia lubi się powtarzać. Pokazała prawdziwy kunszt literacki, tą powieścią osiągnęła pełne mistrzostwo. Postawiła naprawdę wysoko poprzeczkę polskim autorom. Brawo, chylę czoła!
Wierzcie mi, nie jest to żadna laurka pod adresem Autorki, zwłaszcza, że zaczęłam od wady książki (a wiadomo, że nie wszyscy czytają recenzję do końca). Ja zwyczajnie jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak pomysłową, rozbudowaną, tajemniczą i intrygującą historią. Ją po prostu trzeba poznać!
Klara Figiel, młoda studentka dziennikarstwa postanawia odkryć tajemnicę Luizy Bein, kobiety, której szczątki właśnie znaleziono podczas remontu Starówki w mieście zamieszkania Klary. Tak naprawdę to nie tylko sama chęć odkrycia historycznej prawdy kieruje kobietą, to coś znacznie głębszego. Dlatego też, bohaterka nie zastanawiając się ani chwili wybiera się do Szwajcarii...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-18
Pamiętacie Scooby Doo i jego przyjaciół? Te wszystkie paranormalne zagadki, które rozwiązywali? Na początku zawsze działo się coś strasznego, pojawiały się jakieś duchy, zjawy czy potwory, często widziano jakieś dziwne światła, czy słyszano niepokojące odgłosy. Takie właśnie było moje pierwsze skojarzenie gdy wzięłam tę książkę do ręki. Zanim przeszłam do lektury zaintrygowała mnie postać śnieżnego potwora widniejąca na okładce. Już na pierwszy rzut oka nie przypomina ona Yeti, widać natomiast, że to ludzka postać w przebraniu. Bardzo chciałam wiedzieć czy mam rację.
Axel, Poppi, Lilo i Dominik poznali się przypadkowo na rozdaniu nagród, w konkursie na najciekawszy projekt spodni, organizowanym przez firmę produkującą skórzane spodnie pumpy. Ich nagrodą okazuje się świąteczny pobyt w górskiej miejscowości Kitzbuhel, powiązany z jadą na nartach. Ta także miejsce zamieszkania Lilo i miejsce, w którym pojawił się śnieżny potwór. Czwórka dzieciaków szybko się zaprzyjaźniła i bardzo chętnie spędzali ze sobą czas. Wkrótce zajęli się sprawą tajemniczej bestii, nie wiedząc na jakie niebezpieczeństwa się narażą, i że rozwiązanie zagadki jest bardzo blisko.
To świetna powieść przygodowo - detektywistyczna dla młodszej młodzieży. Napisana bardzo przystępnym językiem, budująca emocje i trzymająca w napięciu. Mimo zagadki kryminalnej do rozwiązania, porwania czy grożenia bronią nie znajdziemy w niej jawnej przemocy* czy opisów nieodpowiednich dla nieco młodszych dzieci. To wszystko pokazuje, że autor wie co robi, nie stworzył serii dla nastolatków z przypadku, jestem przekonana, że wszystkie tomy są bardzo dokładnie przemyślane. Młody czytelnik po lekturze książki na pewno nie będzie miał niepokojących koszmarów nocnych. Ja czytałam ją z prawdziwą przyjemnością i chętnie sięgnę po inne tomy (niestety w naszej szkolnej bibliotece mamy tylko dwa). Polecam starszym uczniom podstawówki i gimnazjalistom (bohaterowie mają ok. 12 lat, ale zachowują się jak nieco starsi, dojrzalsi).
* tu brakło mi odpowiednich słów, bo przecież grożenie bronią czy porwanie jest jawną przemocą, ale ta przemoc nie jest w szczególny sposób eksponowana, fragmenty te są zupełnie nieszkodliwe dla czytelnika.
Pamiętacie Scooby Doo i jego przyjaciół? Te wszystkie paranormalne zagadki, które rozwiązywali? Na początku zawsze działo się coś strasznego, pojawiały się jakieś duchy, zjawy czy potwory, często widziano jakieś dziwne światła, czy słyszano niepokojące odgłosy. Takie właśnie było moje pierwsze skojarzenie gdy wzięłam tę książkę do ręki. Zanim przeszłam do lektury...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-16
Nie mam pojęcia dlaczego, ale cały czas myślałam, że książka dotyczy tematu holokaustu. Nie wiem skąd ten mylny osąd, bo przecież czytałam wcześniej opis książki. Być może w tym samym czasie czytałam o innej książce, a jej treść przypisałam tej ze względu na tytuł, który kojarzy mi się z wywozem ludzi do obozów?! Tak czy inaczej to książka o czymś zupełnie innym.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o "sierocych pociągach", ale nie ma się co dziwić, bo większość Amerykanów też nie zna tego fragmentu ich historii, choć rozgrywał się w ich kraju na przełomie ponad 70 lat. Twórca programu "sierocych pociągów" wierzył, że ciężka praca, nauka i surowe wychowanie to jedyny sposób, by uchronić sieroty przed nędzą i deprywacją. Stąd pomysł by osierocone, bezdomne dzieci wywieźć na Środkowy Zachód Stanów Zjednoczonych, gdzie przygarną je wiejskie rodziny i otoczą miłością, opieką i przekażą im chrześcijańskie wartości. Niestety w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej - małżeństwa szukały zwykle taniej siły roboczej. Chłopcy wykorzystywani byli do pracy na roli oraz przy zwierzętach, a dziewczęta do prac domowych i opieki nad młodszymi dziećmi. Szansę na prawdziwy dom miały jedynie bardzo małe dzieci, w szczególności noworodki. Jednym z takich dzieci - pasażerów "sierocych pociągów" był dziadek męża Autorki, więc gdy znalazła w jego domu monografię historyczną na ten temat zainteresowała się tym problemem. Tak zrodziła się kanwa powieści.
"Sieroce pociągi" to książka fikcyjna, ale oparta o autentyczne wydarzenia historyczne i stworzona na podstawie całej masy wspomnień i opowieści żyjących uczestników tej niesamowitej tułaczki.
Poznajemy Molly, siedemnastoletnią wychowankę rodziny zastępczej, która w wyniku pewnego zdarzenia trafia do domu Vivian, dziewięćdziesięcioletniej samotnej staruszki, której ma pomóc uporządkować strych. Dziewczyna ma nadzieję, że szybko "odbębni" swoje i będzie miała kobietę z głowy. Nawet nie przypuszcza, że to początek czegoś głębokiego i ważnego. Vivian każdą, nawet najdrobniejszą rzecz dokładnie ogląda i dzięki temu powoli, niespiesznie opowiada Molly historię swojego życia. Życie staruszki nie było usłane różami (a przynajmniej nie pierwsze jego ćwierćwiecze). Molly chłonie każdą opowieść, nie może się doczekać kiedy znów odwiedzi Vivian. Kobiety, choć dzielą je 74 lata stają się sobie bardzo bliskie, zresztą, jak się okazuje, ich losy wcale się tak od siebie bardzo nie różnią.
Ta niezwykła powieść napisana jest dwutorowo. Lata 1929-1943 przeplatane są czasem współczesnym. Nie sposób się jednak oderwać od żadnej treści. Losy Vivian idealnie dopełniają się z historią Molly. Podróż, w którą zabrała mnie Vivian wzbudziła we mnie wiele przemyśleń. Zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele w życiu bierzemy za pewnik - dom, pracę, rodzinę, a przecież nigdy nie możemy być pewni co nas czeka. Dotąd wydawało mi się, że jestem wdzięczna za to, że mam tak dobre życie, że nie spotkało mnie wiele złego, ale widzę, że właśnie skupiam się na radości z braku negatywnych doświadczeń, a umniejszam rolę tego co wydaje mi się "normalne" i oczywiste. Vivian i Molly przeszły wiele życiowych prób. Warto skorzystać z ich doświadczenia i wyciągnąć z niego wnioski.
Genialna książka. Trudno znaleźć słowa, by opisać to, jak dobra jest ta książka. Autorka podeszła do tematu "sierocych pociągów" i losów ich pasażerów bardzo profesjonalnie. Przed napisaniem książki zdobyła na ten temat niezliczoną ilość materiałów, poznała mnóstwo historii sierot i dogłębnie poznała zagadnienie. Przy tym wszystkim trzymając się tła historycznego, stworzyła opowieść pełną emocji i ważnych prawd życiowych.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale cały czas myślałam, że książka dotyczy tematu holokaustu. Nie wiem skąd ten mylny osąd, bo przecież czytałam wcześniej opis książki. Być może w tym samym czasie czytałam o innej książce, a jej treść przypisałam tej ze względu na tytuł, który kojarzy mi się z wywozem ludzi do obozów?! Tak czy inaczej to książka o czymś zupełnie innym.
Nigdy...
2014-05-20
Kamienica przy ulicy Dworcowej w Chojnicach nie jest zwykłym budynkiem, których niezliczoną ilość mijamy każdego dnia. Ten dom ma duszę. Jego ściany przesiąknięte są niezwykłymi, rodzinnymi wspomnieniami kilku pokoleń rodziny Kreftów (z której wywodzi się autorka).
Maria Kordykiewicz snuje niespieszną opowieść historii rodzinnej sięgającej 1928 roku kiedy to w kamienicy zamieszkali dziadkowie Autorki. Losy rodziny w czasie wojny, zwłaszcza te dotyczące jej ojca Pawła, a także późniejsze gdy Paweł założył własną rodzinę. Są też własne wspomnienia Autorki.
Książkę przeczytałam w maju, ale ze względu na kłopoty z komputerem dopiero teraz mogę napisać opinię. Szkoda, że wcześniej nie zrobiłam tego chociażby "na brudno", bo umknęło mi związanych z nią wiele myśli i doznań i nie umiem teraz nazwać moich pierwszych wrażeń. Z całą pewnością jest to piękna książka o przywiązaniu, miłości, szacunku i wartościach rodzinnych. Czytając, czułam się trochę tak jakbym oglądała film o rodzinie. Wszystko widziałam dokładnie i wyraźnie. Jednak to coś więcej. Słyszałam szmer rozmów, chichot dzieci, a także czułam smaki i zapachy. Czułam jakbym była częścią tej rodziny, i czułam się dobrze.
Język, którym posługuje się autorka jest bardzo przystępny. Treść książki uzupełniają przepisy na tradycyjne, domowe potrawy co jest bardzo miłym dodatkiem. Znajdziemy tu między innymi przepisy na zupę klopsikową, kurę w potrawce, śledź w śmietanie po kaszubsku, szmurowaną kapustę, plińce, golce, krem cytrynowy. Książka zawiera również fotografie rodzinne. Szkoda, że pozycja jest tak krótka. Chętnie spędziłabym w kamienicy jeszcze trochę czasu i poczuła ten specyficzny klimat, być może mi się to jeszcze uda, bo w przygotowaniu są jeszcze dwie powieści autorki" "Zapachy szkoły" i "Kolory miłości"
Książkę polecam wszystkim, którzy lubią wszelkiego rodzaju wspomnienia, listy, pamiętniki. Lektura "Smaków kamienicy" na pewno Was nie zawiedzie.
Kamienica przy ulicy Dworcowej w Chojnicach nie jest zwykłym budynkiem, których niezliczoną ilość mijamy każdego dnia. Ten dom ma duszę. Jego ściany przesiąknięte są niezwykłymi, rodzinnymi wspomnieniami kilku pokoleń rodziny Kreftów (z której wywodzi się autorka).
Maria Kordykiewicz snuje niespieszną opowieść historii rodzinnej sięgającej 1928 roku kiedy to w kamienicy...
2014-04-30
Tym razem wybór książki nie był mój. Sama pewnie bym po nią nie sięgnęła, ale koleżanka z pracy nalegała, więc zrobiłam jej tę przyjemność - ona była z książki zadowolona.
Ja szczerze mówiąc nie mam o niej zbyt wiele do powiedzenia. Owszem lubię książki biograficzne, zwłaszcza gdy łączą się z dzieciństwem i tradycjami regionu, z którego pochodzi autor. Tutaj było tego stanowczo za mało. Nie jest też tak, że autorka skupiła się tylko na wspomnieniach około politycznych. Nie. Dużo napisała o własnym, dorosłym życiu, niezwiązanym z karierą ojca i o dziwo właśnie to było najciekawsze. Jej kroki w świecie mody, pierwsze aranżowane sesje fotograficzne, szkoła wdzięku stylu, "incydent" z psychologią i wybór nowej drogi zawodowej. Nie przekonały mnie natomiast wspomnienia osób znanych i rozpoznawalnych, wydało mi się to nieco wymuszone i napuszone. Mam wrażenie, że to wydawca nalegał na takie treści. Zresztą w jednym z rozdziałów napisała o swoim ukochanym króliku, dodała, że o zwierzętach mogłaby pisać w nieskończoność, ale... wydawca zabronił. Brakowało mi życia prywatnego, mam na myśli mężczyzn życia autorki :)
Generalnie mam mieszane uczucia i nie wiem co o niej myśleć. Z jednej strony to denerwujące, że celebryci, ludzie znani mają taką łatwość w pisaniu książek autobiograficznych, choć wielu "zwykłych" ludzi niejednokrotnie ma nie mniej ciekawe życie od nich. Z drugiej strony - gdybym sama była celebrytą to... też pewnie napisałabym książkę autobiograficzną, bo zawsze o tym marzyłam, a w takim przypadku pewnie jeszcze by mnie o to poproszono, więc jak nie skorzystać?
Podsumowując - książka nie jest zła. Szybko się ją czyta, a krótkie rozdziały pozwalają na wybiórcze czytanie wybranych wspomnień. Dla mnie chyba po prostu autor nie ten, nie ujmując niczym Pani Monice, bo z całą pewnością to ciekawa osoba, która wiele w życiu widziała i przeżyła.
Tym razem wybór książki nie był mój. Sama pewnie bym po nią nie sięgnęła, ale koleżanka z pracy nalegała, więc zrobiłam jej tę przyjemność - ona była z książki zadowolona.
Ja szczerze mówiąc nie mam o niej zbyt wiele do powiedzenia. Owszem lubię książki biograficzne, zwłaszcza gdy łączą się z dzieciństwem i tradycjami regionu, z którego pochodzi autor. Tutaj było tego...
2013-08-30
W rodzinie Ewy już niedługo mają nadejść ważne zmiany, do których szykuje się cała rodzina. Mama dziewczynki jest w ciąży i wkrótce na świecie ma się pojawić braciszek. Wiedziona poczuciem winy, wynikającym z faktu, że niedługo będzie miała mniej czasu dla córki, mama godzi się spełnić jej wielkie marzenie. Dziewczynka od dawna marzy o piesku i teraz nadszedł moment, by to marzenie się spełniło. W domu pojawił się śliczny, mały, biały piesek rasy Westie, któremu nadano imię Alfik. Piesek wniósł w życie całej rodziny wiele radości i śmiechu. Był uroczy i zupełnie nieszkodliwy. Szybko zdobył serce nie tylko Ewci, ale także mamy i taty. Niestety ta sielanka nie trwała długo. Gdy na świecie pojawił się Staś okazało się, że rodzina ma mało czasu dla pieska i coraz częściej zaniedbuje jego nawet podstawowe potrzeby.
Jak się skończyła historia? Czy rodzina się opamiętała i zajęła odpowiednio pieskiem? Może uznali, że to dla nich za wiele? Gdzie w tym wszystkim znajduje się Alfik? I czy naprawdę musiało dojść do tak dramatycznych wydarzeń? Czy pewnych spraw nie można było rozwiązać wcześniej?
Rodzice swoim dzieciom często tłumaczą, że posiadanie psa lub innego zwierzątka to ogromna odpowiedzialność. Zwierzę to nie zabawka i należy się nim odpowiednio opiekować. Tylko co jeśli nawet taka świadoma rodzina nie staje na wysokości zadania i nie potrafi pogodzić wszystkich obowiązków domowych z opieką nad pupilem? Książeczka Holly Webb pokazuje nam dwa rozwiązania. Jedno polega na wielu kompromisach. Drugie jest gorsze, ale czasem po prostu trzeba podjąć trudną decyzję i wybrać z dwojga złego. Autorka oprócz przedstawienia tej trudnej sytuacji i jej rozwiązań skupia się także na emocjach rodziny i pieska. Takie trudne sytuacje dla nikogo nie są łatwe i czasem targają nami sprzeczne emocje. Nie wiemy co robić i myśleć. Ważne by potrafić w porę podjąć właściwą decyzję (choć lepiej wcześniej trzy razy zastanowić się zanim przyjmiemy pupila pod swój dach).
Ta krótka pozycja przeznaczona głównie dla uczniów szkoły podstawowej jest niezwykła. Bardzo wzruszająca i obrazowa. Mnie samej kilka razy popłynęła łza podczas czytania. Jestem przekonana, że inne książki autorki mają równie bogate wnętrze i głębokie przesłanie. I bardzo chętnie to sprawdzę, by przekonać się czy mam rację :)
W rodzinie Ewy już niedługo mają nadejść ważne zmiany, do których szykuje się cała rodzina. Mama dziewczynki jest w ciąży i wkrótce na świecie ma się pojawić braciszek. Wiedziona poczuciem winy, wynikającym z faktu, że niedługo będzie miała mniej czasu dla córki, mama godzi się spełnić jej wielkie marzenie. Dziewczynka od dawna marzy o piesku i teraz nadszedł moment, by to...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-26
Kiki ma dobrych, kochających rodziców. W trójkę stanowią wspaniałą rodzinę. Jest jeszcze stary, brzydki pies, za którym Kiki akurat nie przepada, ale Mona również traktowana jest jak część ich zgranej rodziny. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie upodobanie chęci niesienia pomocy chorym i potrzebującym ludziom przez tatę Kiki, który jest zresztą lekarzem. Ojciec dziewczynki nie był zwykłym lekarzem, który codziennie wychodzi do pracy w przychodni czy szpitalu, on pragnął robić coś więcej. Uważał, że na miejscu jest wystarczająco dużo lekarzy, chciał pomagać bardziej potrzebującym. Dlatego też co jakiś czas wyjeżdżał na misje w tereny dotknięte wojną, powodziami, pożarami czy innymi kataklizmami. Tak było i tym razem. Wydawać by się mogło, że Kiki wraz z mamą przyzwyczaiły się już do tej sytuacji, ale w głębi duszy odczuwały strach, przecież nigdy nie wiadomo czy gdzieś nie czai się zabłąkana kula... Niestety dochodzi do najgorszego, tata Kiki zostaje uznany za zaginionego. Nikt nie wie gdzie jest i co się z nim dzieje, od kilku dni nie ma z nim żadnej łączności.
Z całą tą sytuacją mała bohaterka radzi sobie na swój sposób. Pozornie spokojna, rozluźniona dziewczynka w głębi serca zastanawia się jak odmienić los. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie jeśli popracuje nad zmniejszeniem szansy na najgorsze. Zaślepiona chęcią odzyskania taty, całego i zdrowego postanowiła sama wziąć los w swoje ręce. Sami tylko pomyślcie ile znacie osób, którym umarł tata i pies? A takich, którym umarł tata, pies i mysz? - żadnego, prawda! Kiki uznała, że najlepiej jeśli wyprzedzi smutne fakty i... No właśnie.
Smutna książeczka o miłości córki do ojca, o nadziei i godzeniu się z trudną sytuacją. Momentami bałam się czytać dalej. Rozumiałam pobudki Kiki, ale miałam ochotę wykrzyczeć jej, że to nie tak, że nie da się odmienić losu, czy zmniejszyć szans. Kiki znała historię o mężczyźnie, który wszystkiego się bał i na wszelki wypadek pozostawał cały czas w domu, by zmniejszyć swoją szansę na to, że coś złego mu się przytrafi. Pewnego razu jednak na jego dom spadło ogromne drzewo i mężczyzna zginął na miejscu. Rodzice Kiki często opowiadali jej tę historię, ale ona nie potrafiła wyciągnąć z niej wniosków. Szkoda, że ze swoimi obawami nie zwróciła się do matki w odpowiednim momencie. I tu nasuwa mi się wniosek dla dorosłych, niekoniecznie rodziców - warto mieć oczy szeroko otwarte.
Czy zachowanie Kiki było złe? Czy można jej wybaczyć to co zrobiła? I jak skończyła się ta historia? To już trzeba samemu osądzić. Niewielka książeczka dla młodzieży, a daje do myślenia także dorosłym.
Kiki ma dobrych, kochających rodziców. W trójkę stanowią wspaniałą rodzinę. Jest jeszcze stary, brzydki pies, za którym Kiki akurat nie przepada, ale Mona również traktowana jest jak część ich zgranej rodziny. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie upodobanie chęci niesienia pomocy chorym i potrzebującym ludziom przez tatę Kiki, który jest zresztą lekarzem. Ojciec dziewczynki...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-05
Myślicie, że życie statecznej, trzydziestoletniej kobiety, która ma męża, dwoje dzieci, własną pracę i idealnie poukładany każdy dzień jest nudne i przewidywalne? Otóż nie! Pozory czasami mogą mylić i to jeszcze jak!
Gdy Ola dowiedziała się o zdradzie męża świat jej się zawalił. Zupełnie nie wiedziała co dalej począć. Zadręczała się i rozpaczała. Szybko okazało się, że na wsparcie przyjaciółki też nie może liczyć. Stopniowo dojrzewała do zmian w swoim życiu - w domu, w pracy, w małżeństwie. Nie był to dla niej łatwy krok, a różne sytuacje po drodze utrudniały jej zmiany, jednak nie poddała się. Co ciekawe, problemy małżeńskie były punktem zwrotnym i początkiem... lepszego życia. Ola bez względu na wszystko postanowiła być niezależna. Nie chciała już być bierną żoną i matką, choć wcześniej było jej to największym marzeniem. Wreszcie z "kury salonowej" (tak, dobrze widzicie, nie z kury domowej) stała się kobietą odważną, dążącą do samorealizacji, postępującą zgodnie z własnym sumieniem, a nie tak, jak oczekiwali od niej tego inni.
Choć dość szczegółowo opisałam fabułę to zachęcam do poznania historii Oli osobiście. Po pierwsze dlatego, że autorka stworzyła ciekawą postać głównej bohaterki. Na początku nie mogłam jej ścierpieć! Uważałam, że jest głupia, nudna i naiwna. Potem nastąpiło pewne BUM! i zaczęłam jej współczuć, a nawet zaczynać rozumieć. Gdy już polubiłam bohaterkę to chciałam "wykopać" z jej życia Pawła, najlepiej butami z ostrymi szpilkami :) Byłam trochę zła na Olę, że jest za mało stanowcza, a o Pawle miałam w głowie same najgorsze epitety. Na szczęście Ola zna swojego męża lepiej i przeczekała ten burzliwy okres, by móc spokojnie i szczerze porozmawiać. Tak, tak, w końcu do tego doszło choć myślałam, że nigdy już to nie nastąpi :) Paweł wydawał mi się egoistycznym tyranem, traktującym żonę jako tanią siłę roboczą. Nie sądziłam, że książka może się TAK skończyć. Jednak autorka pozwoliła mi zrozumieć to specyficzne małżeństwo. Uświadomiłam sobie, że każdy z nas ma inny charakter i osobowość. Małżeństwa dobierają się bardzo różnie i to co z boku wydaje się być źle dobranymi elementami układanki, w rzeczywistości może tworzyć spójną i harmonijną całość (jednak czasem mimo wszystko warto spojrzeć na nie innymi oczami).
Obok dwójki głównych bohaterów bardzo istotnymi postaciami książki były pani Fredzia i teściowa Oli. Pani Fredzia - szefowa galerii, w której pracuje Ola była głównym motorem zmian Aleksandry. Choć bohaterka dojrzała do nich sama to pani Fredzia otworzyła jej oczy na pewne problemy i otwarła przed nią niejako furtkę do zmian i realizacji nowych planów. Najbardziej podobał mi się jednak wątek poboczny - relacji matki Pawła z synową. Tu ogromne brawa dla autorki za zwrócenie uwagi na ten problem. Ja swojej teściowej nie znam i nigdy nie poznam, bo od wielu lat nie żyje, jednak z opowieści znajomych znam wiele sytuacji konfliktów rodzących się na tym gruncie. Dlatego cieszę się, że autorka pokazała drugą stronę medalu. To kolejna zasługa pani Fredzi, która słuchając zwierzeń Oli próbowała tłumaczyć (czy raczej wyjaśniać) zachowania matki Pawła. Nawet nie przypuszczałam, że ta "zakręcona" (brakło mi słownictwa - przepraszam) osoba jest tak mądrą życiowo kobietą z ogromnym bagażem doświadczeń. W sprawiającej wrażenie roztrzepanej, wiecznie rozkojarzonej i mało rozgarniętej Fredzi drzemał ogromny potencjał, który z powodu różnych zdarzeń został uśpiony i schowany.
Jak wcześniej wspomniałam trudno mi na początku zainteresować się książką z powodu infantylnej postawy bohaterki. Jednak po dotarciu do ostatniej kartki wiedziałam już wszystko! I bardzo cieszę się, że miałam okazję poznać tę książkę. Otworzyła mi ona oczy - nie wszyscy ludzie muszą podejmować takie decyzje jakie podjęłabym ja. Co więcej ich decyzje choć inne od moich wcale nie muszą być gorsze czy złe. To niezwykłe! Choć "Galeria uczuć" przez wielu oceniana jest jako literatura kobieca to uczy czegoś nowego i pozwala pokonać bariery stereotypów.
Myślicie, że życie statecznej, trzydziestoletniej kobiety, która ma męża, dwoje dzieci, własną pracę i idealnie poukładany każdy dzień jest nudne i przewidywalne? Otóż nie! Pozory czasami mogą mylić i to jeszcze jak!
Gdy Ola dowiedziała się o zdradzie męża świat jej się zawalił. Zupełnie nie wiedziała co dalej począć. Zadręczała się i rozpaczała. Szybko okazało się,...
2013-04-14
Zbliża się wesele Bee i Matta. Wśród długiej listy zaproszonych gości znajdują się nazwiska przyjaciół Bee z czasów studenckich. W tym: Vicki, Hannah i Rob - single. Jak wiadomo single to dość kłopotliwi goście, bo mogą u innych wywołać skrępowanie. Do tej grupy dołączają jeszcze Joe - wujek Bee i Nancy - przyjaciółka matki pana młodego, którą z powodu choroby zastąpi jej syn Phil. Podczas przygotowań do ślubu i w trakcie wesela możemy przyjrzeć się bliżej tym pięciu postaciom. Poznajemy w skrócie ich obecne życie oraz powody, dla których są singlami lub postanowili zjawić się na weselu w pojedynkę.
Nie będę tu opisywać ich życiorysów, bo wątek ten stanowi główny tematykę książki.Każda z tych osób szuka czegoś w życiu, czuje się nie do końca spełniona i ma "w szafie" jakieś demony przeszłości. Podczas wesela dochodzi do kilku konfrontacji. Każdy z pięciu bohaterów podczas tego weekendu wyciąga wnioski na przyszłość, także Rob, który w ostatniej chwili zrezygnował z obecności na weselu. Najlepiej na tym wychodzi Vicki, od lat cierpiąca na depresję wreszcie odzyskuje wiarę w siebie (choć sposób w jaki jej się to udało bardzo mi się nie podobał grrrr...). Joe odkrywa co w życiu liczy się najbardziej i pragnie odbudować pewne relacje. Phil, który tak bardzo czuje się odpowiedzialny za matkę przez co cierpi jego życie prywatne uświadamia sobie, że matka sama świetnie daje sobie radę i postanawia odzyskać swoje szczęście. Rob i Hannah... hmmm może lepiej sami sprawdźcie :)
Książka napisana w inaczej niż większość powieści, ale w sposób ciekawy i odkrywczy. Żałuję, że taka krótka, bo chętnie dokładniej poznałabym życie bohaterów, zwłaszcza to co robią teraz i to co będą robili w przyszłości. Brakowało mi też Bee i Matta, choć wiem, że książka jest nastawiona na portret singli. Szkoda, że autorka tak się pospieszyła z zakończeniem, które zajmuje chyba z 30 stron, a mogło być opisane bardziej szczegółowo i dokładnie. Język powieści jest bardzo przystępny, choć miałam wrażenie, że wszystkie postaci wypowiadają się tym samym stylem.
Po lekturze książki wysuwa mi się mocny wniosek, że autorka w swojej powieści chciała zawrzeć przesłanie, że bycie singlem to nic fajnego. Człowiekowi cały czas czegoś brakuje i nawet mając przyjaciół czuje się ciągle samotny.
Zbliża się wesele Bee i Matta. Wśród długiej listy zaproszonych gości znajdują się nazwiska przyjaciół Bee z czasów studenckich. W tym: Vicki, Hannah i Rob - single. Jak wiadomo single to dość kłopotliwi goście, bo mogą u innych wywołać skrępowanie. Do tej grupy dołączają jeszcze Joe - wujek Bee i Nancy - przyjaciółka matki pana młodego, którą z powodu choroby zastąpi jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-21
Po przeczytaniu książki zastanawiałam się co tak naprawdę autor miał na myśli. Dla mnie aborcja to coś co nigdy nie powinno się wydarzyć i nie ma dla mnie argumentów, które mogłyby mi to wyjaśnić. Każdy ma prawo żyć, "rodzice" powinni przewidzieć konsekwencje swoich działań wcześniej. Dziecko nie jest niczemu winne. Najpierw myślałam, że autor pisząc tę książkę chciał uświadomić kobietom, że dokonując aborcji niszczą ludzkie życie. Te setki dzieci bawiące się w ogrodzie Kathy były w różnym wieku, o różnym kolorze skóry. Wysokie, niskie, szczupłe i grube. Miały swoje marzenia, pragnienia... a nie znały nawet swojego imienia. Bo tak naprawdę te wszystkie dzieci nie istniały! Ktoś przerwał ich życie zaraz na starcie. Nie pozwolił im się urodzić i doznać życia. Te dzieci bardzo chciałyby mieć rodziców, rodzinę i być kochanymi. Później okazało się, że rozmowa Kathy z Tilly zmierza do przebaczenia, "odpuszczenia grzechów", nadziei na wspólne życie wieczne. Dodatkowo w powieści ciągle pojawia się Jezus, który jest dobry i sprawiedliwy, wybacza i rozumie. Nie lubię książek, które narzucają wiarę... tutaj tak to właśnie odebrałam.
Zupełnie nie wiem co myśleć o książce. Chciałabym wiedzieć co tak naprawdę autor miał na myśli, bo te dwa komunikaty, które ja odebrałam są raczej sprzeczne. No nie wiem...
Po przeczytaniu książki zastanawiałam się co tak naprawdę autor miał na myśli. Dla mnie aborcja to coś co nigdy nie powinno się wydarzyć i nie ma dla mnie argumentów, które mogłyby mi to wyjaśnić. Każdy ma prawo żyć, "rodzice" powinni przewidzieć konsekwencje swoich działań wcześniej. Dziecko nie jest niczemu winne. Najpierw myślałam, że autor pisząc tę książkę chciał...
więcej mniej Pokaż mimo to
Los sprawił, że cztery zupełnie różne kobiety trafiają do jednego domu i razem mieszkają przez niemal rok. Diana odkrywa, że nie ma już dla niej miejsca w rodzinnym domu, czuje się niepotrzebna i postanawia się usamodzielnić. Vanessa - kobieta, którą kilka miesięcy wcześniej w dniu ślubu porzucił narzeczony. Dziewczyna swoje smutki "zajadała" i teraz boryka się z ogromną nadwagą. Rachel jest nieletnią matką, ucieka z domu, by nie odebrano jej dziecka. I wreszcie Brodie - właścicielka domu zwanego "Kasztany". Ona również przechodzi niepewny okres w życiu. postanawia wyprowadzić się od męża, by móc w spokoju przemyśleć pewne sprawy. Brodie i Diana od pierwszej chwili przypadają sobie do gustu, z pozostałymi kobietami nie jest tak łatwo, są skryte i zamknięte w sobie. Trudno z nimi porozmawiać, a co dopiero dotrzeć do ich serc. Mimo wszystko cała czwórka zaprzyjaźnia się. Razem tworzą całkiem udaną "rodzinę", tworzącą w domu niezwykłą atmosferę.
Książka ukazuje dobitnie, że w życiu wszystko może się zmienić w ciągu kilku chwil, czasem wystarczy jedno wypowiedziane słowo, jeden czyn... czy brak pewnych słów. Życie nie zna litości, w jednej chwili wszystko może się posypać jak domek z kart. Jednak najważniejsze to nie poddawać się. Bohaterki książki, choć ich życie albo stanęło całkowicie w miejscu albo niespodziewanie obróciło się o 180 stopni nie poddają się. Postanawiają odmienić swój los i walczyć o szczęście. Uwielbiałam towarzyszyć im każdego dnia, obserwując jak budują wszystko na nowo, jak stawiają czoła przeciwnościom. Chętnie towarzyszyłam im przy herbatce w "gabinecie" i w ogrodzie, uczestniczyłam w seansach filmowych... Razem z nimi przeżywałam smutki, radości, małe sukcesy i rozczarowania, denerwowałam się i wybaczałam. Byłam razem z nimi w musztardowej kuchni z pomidorowymi kafelkami :p
"Nic nie trwa wiecznie" to książka niezwykła. Urzeka czytelnika od pierwszych stron. Co ciekawe od połowy książki czytałam coraz wolniej i po mniej kartek - myślicie, że mnie znudziła? O nie! Ja po prostu rozpaczliwie nie chciałam żeby się skończyła! Jednak ciekawość była silniejsza... czego bardzo żałuję :( Ostatnie 60 stron zostawiłam sobie na koniec. Miałam wczoraj doczytać i od razu zrecenzować, ale... nie byłam w stanie! Zupełnie się nie spodziewałam takiego zakończenia :( Przepłakałam pół wieczoru... bardzo bym chciała o tym "porozmawiać", ale nie mogę ze względu na czytelników bloga, którzy książki jeszcze nie czytali.
Choć zakończenie mnie rozstroiło i rozkleiło totalnie, to uważam, że książka jest niezwykła. Autorka stworzyła wspaniałe, wyjątkowe postaci o odmiennych charakterach i osobowościach. Pokazała, że w każdej sytuacji można się odnaleźć i iść do przodu z podniesioną głową. W końcu "co nas nie zabije to nas wzmocni", prawda? Bardzo cieszę się z lektury tej książki i myślę o kolejnych pozycjach autorki. Gdyby nie to, że stosik na mym biurku urósł ogromny i grozi zawaleniem to w pierwszej kolejności przeczytałabym "Matka Pearl", "Wrześniowe dziewczynki" i "Wędrówkę Marty". Polecam książkę wszystkim, bez wyjątku.
Los sprawił, że cztery zupełnie różne kobiety trafiają do jednego domu i razem mieszkają przez niemal rok. Diana odkrywa, że nie ma już dla niej miejsca w rodzinnym domu, czuje się niepotrzebna i postanawia się usamodzielnić. Vanessa - kobieta, którą kilka miesięcy wcześniej w dniu ślubu porzucił narzeczony. Dziewczyna swoje smutki "zajadała" i teraz boryka się z ogromną...
więcej Pokaż mimo to