-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2015-02-15
2014-06-27
Alex Kavę znam z dwóch innych książek - "Dotyk zła" i "Płomienie śmierci" i obie bardzo dobrze wspominam. Tym bardziej cieszyłam się, że mogę poznać kolejną pozycję autorki.
W poprzednim tytule pojawia się pewien nierozwiązany motyw, który bezpośrednio dotyczy agentki FBI Maggie O`Dell. Teraz dowiadujemy się dokąd zawiedzie ją, pozostawiona w zgliszczach jej domu informacja. To co Maggie i jej partner Tully odnajdą w pewnym lesie będzie tylko początkiem wielkiej sprawy. Najgorsze jest to, że sprawca - "Jack", niebezpieczny seryjny morderca, bawi się z agentami. Do pomocy w śledztwie wynajęty zostaje pies tropiący, co nie jest bez znaczenia... Swoją rolę w sprawie odgrywa także Otis P. Dodd, odsiadujący wyrok podpalacz, który wie więcej niż mogłoby się wydawać.
Nie wiem jak to jest, ale tym razem również trudno mi było przebrnąć przez początek książki. Nie była to "wina" nużącego wstępu, czy wolno rozwijającej się akcji. To nie, bo ciągle pojawiały się nowe fakty i trudno się było oderwać od książki. To nadmiar nazwisk, które skądś znałam (z poprzednich książek), i które wprowadzały dla mnie pewien chaos. Ciągle miałam wrażenie, że już to gdzieś czytałam, ale nie do końca byłam pewna gdzie, i to mnie myliło. Natomiast gdy pojawił się Creed i przybył do Iowa to poczułam pewien dreszczyk emocji. Było coraz lepiej, a gdy Maggie i Tully mieli odkryć kolejne miejsce... i to co się tam wydarzyło, było dla mnie apogeum. Podobają mi się wstawki z prywatnego życia bohaterów, a także zażyłość i partnerstwo Maggie i Tully`ego.
Zadziwia mnie "pióro" autorki. Szkoda, że początki jej powieści są słabsze, bo to krzywdzące dla książek, zwłaszcza, że na początku nie domyślamy się jak bardzo książka nas zaskoczy! Za to finały są niezwykłe! Nawet jeśli bardzo wcześnie się domyśliłam kto jest sprawcą to cały proces poznawania prawdy jest bardzo interesujący i ekscytujący.
Książkę polecam fanom autorki i miłośnikom thrillerów. Nie zrażajcie się początkowym zagubieniem, lektura jest naprawdę warta poznania. Proces śledczy ciekawy, a końcówka sprawi, że będziecie obgryzać paznokcie z emocji :)
Alex Kavę znam z dwóch innych książek - "Dotyk zła" i "Płomienie śmierci" i obie bardzo dobrze wspominam. Tym bardziej cieszyłam się, że mogę poznać kolejną pozycję autorki.
W poprzednim tytule pojawia się pewien nierozwiązany motyw, który bezpośrednio dotyczy agentki FBI Maggie O`Dell. Teraz dowiadujemy się dokąd zawiedzie ją, pozostawiona w zgliszczach jej domu...
2014-07-20
Uwaga spojler! Książka dotyczy paskudnego morderstwa, z pozoru świadczącym o rytualnych znamionach. Szybko okazuje się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Zabójstwo Steve`a Kinga bulwersuje nie tylko z powodu okoliczności, w jakich zginął, ale także dlatego, że był to młody i sympatyczny mężczyzna, kandydat na księdza. Dochodzenie od początku nie jest łatwe, bo policja nie potrafi nawet znaleźć jasnych motywów. Detektyw Matthew Diel niechętnie godzi się na pomoc w śledztwie, którą oferuje jego dawna znajoma adwokatka Chloe Ryder - parafianka, której bardzo zależy na oczyszczeniu z podejrzeń księdza Brendana. Próba wyjaśnienia zbrodni we dwójkę, mimo początkowych problemów natury emocjonalnej, przynosi korzyści i popycha śledztwo do przodu...
Autorka w umiejętny sposób wplotła motyw pojedynczego morderstwa w sam środek spisku na szczeblu rządowym. Dochodzenie nie jest błyskawiczne, bohaterowie poznają prawdę małymi kroczkami. Determinacja i chęć odkrycia prawdy oraz ochrona życia księdza Brendana zmusza Matta i Chloe do wielokrotnego analizowania faktów i poszlak. Na całe szczęście mają znajomości, które pozwalają im dotrzeć głębiej. Niestety im bliżej prawdy, tym wcale nie jest łatwiej. Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana i tajemnicza. Śledztwo zbliża tę parę do siebie, jednak romansu mamy tu tyle co na lekarstwo. Nazwa serii sugeruje inaczej, a dla mnie to zwykły kryminał... to chyba nawet lepiej.
Co myśleć o książce? I tu mam zagwozdkę! Książka jest ciekawa, temat oryginalny, zagadka goni zagadkę, napięcie, choć powoli - wzrasta, postaci mają charakter - nie są jałowe, postać księdza Brendana bardzo wiarygodna i konsekwentna. Wszystko jak należy, ale... nie miałam oporów kilkanaście razy odkładać książkę na bok. Ze względu na półkolonie i inne zadania domowe miałam nawet kilkudniowe przerwy. Trzy razy zasnęłam po przeczytaniu kilku stron... czy tak się dzieje gdy książka jest dobra? Chyba nie! Nie bardzo rozumiem skąd taki odbiór lektury skoro książka zawiera wszystkie elementy dobrego kryminału. Niestety obawiam się, że szybko wyparuje z mojej głowy :(
Uwaga spojler! Książka dotyczy paskudnego morderstwa, z pozoru świadczącym o rytualnych znamionach. Szybko okazuje się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Zabójstwo Steve`a Kinga bulwersuje nie tylko z powodu okoliczności, w jakich zginął, ale także dlatego, że był to młody i sympatyczny mężczyzna, kandydat na księdza. Dochodzenie od początku nie jest łatwe, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-29
Przepiękna, mądra i wzruszająca opowieść o "trudnym" dziecku, które przy bliższym poznaniu, nie jest wcale takie "kolczaste" jak się wydawało. Utalentowany konik jest tu miłym dodatkiem :)
Mój powrót do Szumińskich Łąk jest tak naprawdę zapisem zdarzeń poprzedzających te zawarte w części "Aprilek".
Na początku bardzo zdziwiło mnie to, że w "Dżuni" mamy innego narratora. Tutaj tę funkcję pełni Paulina, najlepsza przyjaciółka Klary. Dziewczynka bardzo przeżywała początek wakacji. Bała się nudy, było jej przykro, bo nie miała kontaktu z tatą, a wcześniej miała nadzieję, że razem spędzą lato pod żaglami. Widmo strasznej nudy sprawia, że Paulina podejmuje się zadania, jakim jest pomoc w opiece nad uczestniczkami "obozu w siodle". Wśród nich jest Anabella, osóbka krnąbrna, wiecznie niezadowolona i nadąsana. Jaką tajemnicę kryje w sobie ta smutna dziewczynka? Czy Paulina poradzi sobie z opieką nad grupą obozowiczek i znajdzie w sobie pokłady anielskiej cierpliwości? I co takiego zrobiła Dżunia, że to właśnie jej imieniem zatytułowano książkę?
W Szumińskich Łąkach przeżyłam fascynujące lato, pełne przygód, tajemnic i wrażeń. Paulina stała się dla mnie prawdziwą bohaterką. Zdecydowanie może być wzorem do naśladowania dla swoich rówieśników. Świetnie poradziła sobie ze swoimi trudnymi sprawami, nie zapominając o innych. Przy swoim zbuntowanym charakterze wykazała się wielką empatią i zrozumieniem. Nie skreśliła Anabelli mimo, że ta traktowała wszystkich jak najgorsze zło świata, chodziła z wysoko zadartym nosem i zdawała się nie słuchać nikogo. Paulina za wszelką cenę chciała do niej dotrzeć, zrozumieć... ach nie wiem czy w dzisiejszych czasach dzieci wykazują się taką troską o innych.
W tej części niewiele jest Klary, za to dużo bliżej poznajemy mieszkańców stadniny. Jest też kolejna "straszna" zagadka, którą będą chciały rozwiązać nasze bohaterki. A to jeszcze nie wszystko....
To jedna z najlepszych i najmądrzejszych książek dla dzieci w wieku szkolnym jakie czytałam. Już zamówiłam pozostałe części do szkolnej biblioteki w ramach rządowego projektu "Książki naszych marzeń" i w przyszłym roku będą cieszyć moje małe czytelniczki. Koniecznie muszę też sprezentować serię mojej 10-letniej siostrzenicy. Seria jest genialna, a ta część dla mnie szczególna.
Polecam tę książkę także rozwiedzionym rodzicom może w ten sposób choć trochę zrozumieją co czują ich dzieci.
Przepiękna, mądra i wzruszająca opowieść o "trudnym" dziecku, które przy bliższym poznaniu, nie jest wcale takie "kolczaste" jak się wydawało. Utalentowany konik jest tu miłym dodatkiem :)
Mój powrót do Szumińskich Łąk jest tak naprawdę zapisem zdarzeń poprzedzających te zawarte w części "Aprilek".
Na początku bardzo zdziwiło mnie to, że w "Dżuni" mamy innego...
2015-07-21
Życie potrafi zaskoczyć nas w najmniej oczekiwanym momencie. Uwielbia niespodzianki... ale nie zawsze te przyjemne. Stare porzekadło mówi "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" i oby zawsze się sprawdzało w przypadku takich nieoczekiwanych zmian. Myszce się sprawdziło...
Myszka, niespełniona artystka, oddana swemu mężowi żona, nagle przestaje być dla niego ciekawa, atrakcyjna i zabawna. Z dnia na dzień zostaje sama, ot tak, po prostu. Duma nie pozwala jej przyjąć pomocy finansowej od męża, więc postanawia zacząć żyć na własną rękę w odziedziczonym po ciotce małym domku w Garbatce Średniej pod Warszawą. Nowy dom od razu staje się jej azylem, to tutaj z pomocą przyjaciółek i znalezionego w lesie psa próbuje na nowo ułożyć sobie życie.
Początkowo trudno było mi zainteresować się książką, choć to dokładnie "mój klimat". Miałam wrażenie, że kolejne wątki są mi już znane z innych powieści czy... seriali. Zjazd absolwentów, cztery przyjaciółki, znaleziony w lesie pies, domek na wsi, zdrada, nowe życie, a nawet nietypowe spotkanie na cmentarzu - to wszystko już było - pomyślałam i z dużą obawą spojrzałam na pozostałych 400 stron, ale... nagle zmieniłam zdanie! Najpierw niezwykle przyjemnie mi było czytać o spotkaniu z Romanem Raduńskim, to chyba wtedy całą sobą przeniosłam się do Garbatki i stałam się naocznym świadkiem toczących się wydarzeń. Potem ubawiona wizytą Piotra do końca książki miałam dobry nastrój. Nawet gdy nie wszystko układało się tak jak być powinno to ja cieszyłam się, że mogę w tym uczestniczyć, że mogę być przy Myszce, Barbarze, a nawet Iwonie (mimo, że strasznie drażniły mnie jej utarczki z Basią). Od tej chwili dosłownie chłonęłam każdą kolejną stronę z żalem, że książka kiedyś się skończy. Lusia, choć jej postać także skojarzyła mi się z inną książką, skradła moje serce. Najbardziej jednak pokochałam Fredka, który mnie oczarował - swoją drogą nie sądziłam, że można tak dobrze "zobrazować" psa. Tak więc książka mnie porwała! Z jednej strony nie mogłam się od niej oderwać, z drugiej, wiedziałam, że muszę ją sobie dawkować, by jak najwięcej czasu spędzić w Garbatce.
Jakże mylne było moje pierwsze wrażenie! To książka bardzo przemyślana, pełna i domknięta. Piękna. Cieszę się, że miałam okazję ją poznać.Garbatka na stałe zagości (obok Bujan, Malowniczego, Pogodnej i Pasymia) na mojej mapie "dobrych, bezpiecznych miejsc". Chciałabym kiedyś zamieszkać w jednej z takich miejscowości (choć nie wszystkie one istnieją naprawdę) i poczuć tę atmosferę, którą czuły bohaterki. Poznać tych wszystkich życzliwych, pomocnych ludzi, upajać się naturą, uprawiać ogródek, robić przetwory i piec ciasta. Marzy mi się taka ucieczka z miasta, odkrycie siebie na nowo, poznanie swoich możliwości w sytuacjach trudnych i możliwość spojrzenia w głąb siebie. Maria (Myszka) miała tą możliwość i to chyba właśnie dzięki temu odkryła swoją wartość, uwierzyła w siebie i zmieniła swoje życie. Stała się dojrzałą, pewną siebie, twardo stąpającą po ziemi kobietą, która wie czego chce i do czego dąży. Oczywiście dużą zasługę w tym jej wewnętrznym rozwoju miały niezawodne przyjaciółki, które stanęły na wysokości zadania, wspierały Myszkę jak mogły. Autorka pokazała czytelnikom najpiękniejszy wymiar przyjaźni, uczucie bezwarunkowe, szczere i prawdziwe.
Wspaniale oddana atmosfera miejsca, niezwykle barwni bohaterowie, tacy z "krwi i kości", pogmatwane losy, smutki i radości, codzienność - to wszystko złożone w całość tworzy piękną historię, którą warto poznać.
Życzę wszystkim takiej głębokiej przyjaźni, dojrzałej miłości, obiektywnej samowiedzy i prawdziwego szczęścia na co dzień. Ja to szczęście mam, odnalazłam je już dawno i choć marzy mi się uroczy domek na wsi, z kawałkiem ziemi, hamakiem, książką i kubkiem herbaty to w pełni doceniam to co już mam, co osiągnęłam, tych, którzy mnie otaczają, to co robię i kim jestem. Jestem szczęśliwa!
Życie potrafi zaskoczyć nas w najmniej oczekiwanym momencie. Uwielbia niespodzianki... ale nie zawsze te przyjemne. Stare porzekadło mówi "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" i oby zawsze się sprawdzało w przypadku takich nieoczekiwanych zmian. Myszce się sprawdziło...
Myszka, niespełniona artystka, oddana swemu mężowi żona, nagle przestaje być dla niego...
2015-05-26
Jakiś czas temu zaintrygowała mnie bardzo negatywna opinia o tej książce napisana przez weisse_taube. Wcześniej czytałam wiele pochlebnych ocen, więc gdy nadarzyła się okazja kupiłam książkę w przystępnej cenie w Biedronce. Jednak to wyżej wspomniana recenzja sprawiła, że sama chciałam się przekonać jaka ta książka jest naprawdę. W wyzwaniu Sylwuch - Grunt to okładka w maju należy przeczytać książkę z filmową okładką i ten tytuł wpasował mi się idealnie :)
Pierwsze kilka kartek nie przypadły mi do gustu. Szczególnie drażniły mnie dialogi (zwłaszcza te na grupie wsparcia i pierwsza rozmowa Hazel z Augustusem). Miałam wrażenie, że te rozmowy są wyrwane z kontekstu, jakiejś dłuższej rozmowy. Hazel jako osoba "skłócona" ze światem, najchętniej zaszywająca się w zaciszu własnego domu podejrzanie szybko zgadza się na odwiedziny u Augustusa. Jakieś to wszystko było dla mnie dziwne... Książkę przeczytałam na początku miesiąca, więc pewnie pominę kilka szczegółów, na które wcześniej zwróciłam uwagę. Mimo wszystko, choć nadal czułam, że brakuje części tekstu to historia tych dwojga śmiertelnie chorych nastolatków zaczęła mnie wciągać. Choć niektóre z ich zachowań wydawały mi się infantylne to podobała mi się więź, która się między nimi zawiązuje i zacieśnia. Mam wrażenie, że chorzy bardziej doceniają to co mają i z pokorą przynoszą to co przynosi im życie. Wcześniej wiedziałam jak ta historia się skończy, bo ktoś opisał zakończenie na swoim blogu...
Nawet jeśli elementy tej historii są mocno naciągane to jednak miłość Hazel i Augustusa wydaje mi się być czysta, szczera i wyjątkowa. Choć są oni bardzo młodzi, to ich uczucie jest bardzo silne i głębokie. Cieszę się, że mimo początkowego zniechęcenia postanowiłam książkę przeczytać do końca. Należy też pamiętać, że to książka dla młodzieży, a nastolatki w literaturze szukają czegoś innego niż dorośli, i dla nich jest to książka jak najbardziej godna polecenia.
Od razu po lekturze książki postanowiłam obejrzeć film. Mimo, że czytałam wydanie z filmową okładką to bohaterów wyobrażałam sobie inaczej (aż dotarłam do wkładki z kadrami z filmu, na których zdjęcia twarzy bohaterów były wyraźniejsze) i to moje wyobrażenie bardziej mi pasowało. Ciekawe jest to, że historię Hazel i Augustusa znałam "na świeżo", a mimo to film wzruszył mnie bardziej. Niestety zabrakło mi w nim jednej z ważniejszych scen, kiedy Hazel po obejrzeniu na Facebooku zdjęć byłej dziewczyny Augustusa czuje się jak granat (o czym mówi rodzicom), wie, że niedługo wybuchnie i nie chce narażać bliskich na zranienie. W filmie mówi o tym Augustusowi, ale nie jest pokazane w jaki sposób doszła do takiego wniosku. Zakończenie natomiast bardziej podobało mi się w filmie niż w książce, więc się równoważy :)
Podsumowując książkę oceniam na plus z zastrzeżeniem, że bardziej zadowoli ona młodzież niż osoby dorosłe. Mimo dziwnych dialogów i niektórych dziecinnych sytuacji to książka zawiera ważny przekaz, który do mnie trafia. Książkę czyta się bardzo szybko.
Jakiś czas temu zaintrygowała mnie bardzo negatywna opinia o tej książce napisana przez weisse_taube. Wcześniej czytałam wiele pochlebnych ocen, więc gdy nadarzyła się okazja kupiłam książkę w przystępnej cenie w Biedronce. Jednak to wyżej wspomniana recenzja sprawiła, że sama chciałam się przekonać jaka ta książka jest naprawdę. W wyzwaniu Sylwuch - Grunt to okładka w maju...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-28
Czy zastanawialiście się kiedyś jak by to było, gdyby Wasze życie z dnia na dzień odmieniło się o 180 stopni? Natalia jednego dnia traci ojca, staje się milionerką i... zyskuje cztery siostry! A teraz pomnóżcie to razy 5, bo Natalii było pięć :) To nie koniec "niespodzianek" w życiu pięciu kobiet. Przed nimi duże wyzwanie. Te niesamowicie żywiołowe dziewczyny (no, może oprócz jednej) muszą ze sobą zamieszkać, by rozwikłać pewną zagadkę... A wierzcie mi, wszystkie są indywidualistkami z bardzo odmiennymi charakterami. Czy uda im się załatwić wspólne sprawy zanim dojdzie do rękoczynów?
Po wszystkich zachwytach, ochach i achach nad książką postawiłam jej wysoko poprzeczkę. Zwykle tego nie robię, ale w tym przypadku przez trzy lata byłam karmiona samymi pochwałami pod adresem książki i samej autorki. Niestety takie podejście mnie zgubiło :(
Tak naprawdę książka jest bardzo ciekawie napisana - z humorem, świetnym, niepowtarzalnym pomysłem na fabułę, oryginalnymi, wyrazistymi postaciami i zabawnymi dialogami. Ja jednak oczekiwałam wielkiego WOW już na początku, a przez długi czas go nie było :( Przyznam nawet, że przez pierwsze 2 tygodnie za każdym razem gdy zaszyłam się z książką wieczorem w sypialni, to po kilku stronach zasypiałam. Drażniło mnie to, że treść się powtarza, choć ubrana w inne słowa. Domyślam się, że autorka chciała usystematyzować wszystkie fakty i nie dopuścić byśmy mylili zdarzenia i postaci. Zaraz na początku wypisałam sobie na kartce sylwetki sióstr Sucharskich w porządku chronologicznym (od najstarszej do najmłodszej), ich cechy i znaki szczególne. W sumie ten zabieg nie był konieczny, bo nawet bez powtórzeń autorki bardzo łatwo można było domyśleć się, która jest która. Im dalej zagłębiałam się w tekst tym było lepiej. Gdy siostry Sucharskie na stałe osiadły w rezydencji zmienił się też sposób pisania, treść stała się płynna i kolejne sceny z ich życia gładko się przenikały. Gdy minęłam dwusetną stronę książka wreszcie zaczęła mi się podobać i... przestałam przysypiać. Jednak żeby okrzyknąć książkę jako naprawdę dobrą to chyba za mało :(
Czy książkę polecam? Mimo wszystko TAK. Myślę, że całe morze pozytywnych opinii jest słuszne, bo książka jest nietypowa. Pomysł na fabułę innowacyjny, książka napisana z dużym humorem, a akcja książki z biegiem czasu przyspiesza. Plastyczny język, nietuzinkowe postaci i komizm sytuacyjny sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością. Ja zrobiłam ten błąd, że żywiłam względem niej pewne oczekiwania, spodziewałam się prawdziwej bomby, choć tak naprawdę nie wiem co mogłoby to być. Przez to, po początkowym rozczarowaniu, zniechęciłam się do książki. Cieszę się jednak, że nie odpuściłam, bo im dalej w las tym książka ciekawsza i "pióro lżejsze". Duże brawa dla autorki za stworzenie tak interesujących, charakterystycznych postaci, które pozostały takie przez całą książkę, w żadnym momencie nie zostały "spłaszczone". W zasadzie to chyba tak świetnie wykreowani bohaterowie (mam na myśli nie tylko siostry Sucharskie) wiodą tu prym nad samą zagadką, którą muszą rozwiązać.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak by to było, gdyby Wasze życie z dnia na dzień odmieniło się o 180 stopni? Natalia jednego dnia traci ojca, staje się milionerką i... zyskuje cztery siostry! A teraz pomnóżcie to razy 5, bo Natalii było pięć :) To nie koniec "niespodzianek" w życiu pięciu kobiet. Przed nimi duże wyzwanie. Te niesamowicie żywiołowe dziewczyny (no, może...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-13
Każda kobieta jest piękna, wystarczy tylko, że w to uwierzy i potrafi umiejętnie uwypuklić swoje największe walory. Szkoła żon jest właśnie takim miejscem, w którym można się tego nauczyć. Nie dla męża, partnera czy otoczenia, a dla SIEBIE. To dla siebie musimy poczuć się pięknie, uwierzyć w siebie i dumnie iść na przód, wtedy wszystko ułoży się po naszej myśli.
Uwielbiam książki Magdy Witkiewicz i ciągle chcę ich jeszcze i jeszcze. Prawdopodobnie przez to, że w każdej swojej książce autorka zawiera cząstkę nas. Jestem przekonana, że każda czytelniczka może w nich odnaleźć cząstkę swojego "ja", bądź lustrzany opis fragmentu własnego życia. W "Zamku z piasku" dużo z siebie widzę w Weronice, jej frustracje związane z brakiem ciąży były dokładnie takie jak moje, w "Pierwszej na liście" dzielę losy Iny, te z przeszłości, w "Opowieści niewiernej" byłam Gośką... choć momentami potrafiłam wczuć się w Ewę. "Szkoły żon" się trochę obawiałam. W końcu to miał być erotyk, a nie moja ulubiona obyczajówka. Zdecydowałam się na nią w końcu przez "Grę w kolory", ale od początku miałam do niej jakieś złe nastawienie. Szczerze mówiąc po kilku stronach myślałam, że to najsłabsza książka autorki, miałam wrażenie, że napisana jest zbyt pośpiesznie... Teraz wiem, że autorka chciała nas po prostu jak najszybciej przenieść do tego nietypowego SPA na malowniczych Mazurach, z którego sama mogłabym nigdy nie wychodzić...
W "Szkole żon", luksusowym ośrodku SPA oferującym swoim kuracjuszkom oprócz typowego relaksu i zabiegów upiększających szereg zajęć dodatkowych, między innymi lekcje wizażu i stylizacji wraz z brafittingiem, zabawy kulinarne, erotyka na co dzień czy sztuka pewności siebie poznajemy cztery zupełnie przypadkowe kobiety. Julka - świeżutka rozwódka przed 30-tką, ma dosyć facetów, a za sprawą wygranego wyjazdu do SPA zamierza odpocząć i zrelaksować się. Jadwiga (Jagoda) - notorycznie zdradzana przez męża chce wreszcie zrobić coś dla siebie, poczuć się piękną i ważną. Misią kierują zupełnie inne powody. Ta dziewiętnastolatka marzy tylko o tym, by zrobić swojemu Misiowi... dobrze! Jest jeszcze Marta, mama dwójki dzieci ze sporą nadwagą. Właściwie nie ma pomysłu na siebie. I choć codziennie powtarza sobie, że od jutra będzie się odchudzać, to tak naprawdę popadła w marazm, z którego nie potrafi wyjść. Do "Szkoły żon" trafia niemal zaciągnięta siłą, przez swoją krewną Eweliną, która tak się składa jest właścicielką tego... przybytku :)
Dla tych kobiet pobyt w "Szkole żon" będzie najważniejszym przełomem życiowym, czasem wielkich zmian i nowym początkiem. Dla Julki, Jagody i Miśki to początek prawdziwej przyjaźni. Dwie z nich zrozumieją, że nie każdy facet to egoista i być może pozwolą sobie na nowe uczucie. Każda z nich po zakończonym turnusie będzie inną kobietą, pewną siebie, znającą własną wartość i dążącą do realizacji nowych, mocnych celów. Postaram się czerpać naukę z tego, co dotyczyło Marty, najbliższej mi bohaterki - szkoda, że jej postaci było w książce tak mało. Wezmę sobie do serca słowa H. Jackson`a Brown`a Jr. przytoczone przez autorkę "Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie."
Ja jak zwykle skupiam się głównie na społecznym wymiarze książki (poprzednio robiłam to przy lekturze thrillera "W proch i pył"), a przecież tutaj aż się prosi by spojrzeć na erotyczną stronę książki. Po pierwsze podoba mi się to jak zgrabnie autorka wplotła sceny seksu w fabułę książki, a po drugie... choć to właściwie powinno być "po pierwsze" autorka stworzyła naprawdę interesującą treść, którą stanowi historia kilku kobiet, z ciekawą osobowością i bagażem doświadczeń. "Momenty" są bardzo subtelne, niewulgarne. Przeważają sceny romantyczne, ale jest też kilka scen spontanicznego, mocniejszego seksu. Wszystko opisane ze smakiem i wyczuciem. Jeśli mam się do czegoś przyczepić to tylko do jednego, jedynego wyrazu w ostatniej, erotycznej scenie. Zwyczajnie nie lubię tego określenia żeńskich genitaliów i tyle. Tak już mam.
Na okładce książki znajdziemy komentarz, mówiący o tym, że powieść jest trochę feministyczna... czy ja wiem? Zupełnie tego nie widzę. Książka ukierunkowana jest na kobiety, więc to o ich rozkosz autorka dba najbardziej. Odejście od stereotypowego wizerunku kobiety nie oznacza zaraz, że książka jest feministyczna, w końcu od dawna mamy w Polsce równouprawnienie, prawda? W większości książek mamy męskich bohaterów typu macho, to mężczyźni, którzy na kiwnięcie palcem mogą mieć każdą kobietę, a jakoś nikt nie pisze o nich, że są seksistowskie...
Magda Witkiewicz jest fenomenalną autorką, jej książki to prawdziwe studium kobiecej natury, ich potrzeb i lęków. Lektura jej książek działa na czytelniczki niczym profesjonalna sesja terapeutyczna. Jest lekarzem dusz, który czyta z każdej z nas jak z otwartej księgi. Jest najwyższej klasy fachowcem w tym co robi i mam nadzieję, że nigdy nie braknie jej chęci i pomysłów na kolejne książki.
Każda kobieta jest piękna, wystarczy tylko, że w to uwierzy i potrafi umiejętnie uwypuklić swoje największe walory. Szkoła żon jest właśnie takim miejscem, w którym można się tego nauczyć. Nie dla męża, partnera czy otoczenia, a dla SIEBIE. To dla siebie musimy poczuć się pięknie, uwierzyć w siebie i dumnie iść na przód, wtedy wszystko ułoży się po naszej myśli.
...
2015-01-10
To niesamowite jak wydarzenia z przeszłości, nawet tej odległej o kilkanaście lat mogą rzutować na nasze obecne życie. Jak czasem jeden, nie do końca przemyślany błąd (niekoniecznie nasz), niewyjaśniona sytuacja mogą nas zmienić.
Taka zmiana dotknęła Inę, niegdyś uśmiechnięta, radosna nastolatka w dorosłym życiu stała się zimna, zgorzkniała i wyrachowana. I wcale się nie dziwię, bo sama przeżyłam podobną sytuację co ona i wiem, że to coś czego się nie zapomina. Ja miałam to szczęście, że całe zdarzenie nie wywarło tak drastycznego wpływu na moje życie i osobowość, ale mimo to zadra w sercu ciągle tkwi i uwiera. I teraz to właśnie ona, ta niezależna singielka musi stawić czoła przeszłości, by wesprzeć swoją przyjaciółkę i jej dzieci. Poznajemy też Patrycję, sprawczynię całego zła. Tylko czy błędy przeszłości już zawsze będą tworzyły obraz naszej osoby? Kto tak naprawdę został w tym wszystkim pokrzywdzony? Kim teraz jest Patrycja? Czy zasłużyła sobie na swój los? Inną bohaterką jest Grażyna, której życie też nie oszczędzało. Dlaczego więc teraz ma pomóc komuś zupełnie obcemu? Te trzy kobiety los połączy bardzo nieoczekiwanie. Wszystkie noszą w sercu żal i smutek, nie potrafią zapomnieć o przeszłości, a sytuacja zmusza je do rachunku sumienia. Czy potrafią zrobić to dobrze? Czy będę mogły iść na przód, zapominając o swoich krzywdach?
Powiedzieć o książce, że jest niezwykła brzmiałoby zbyt banalnie. To słowo zupełnie nie oddaje tego co czytelnik (a raczej czytelniczka) czuje po jej lekturze. Tyle myśli kłębi się w głowie. Czytelnik stara się wejść w każdą z postaci, spróbować zrozumieć co czuje. Zastanawia się jakby postąpił na jej miejscu i czy w ogóle udźwignąłby całą tę sytuację. Ja do tej pory przyłapuję się na rozmyślaniu nad losem tych trzech kobiet, choć książkę skończyłam czytać we wtorek. Zastanawiam się jak wyglądałoby życie Iny i Grażyny, gdyby podjęły inną decyzję... Rozmyślam też o swoim głęboko ukrytym żalu. Niby minęło tyle lat, ułożyłam sobie życie i jestem szczęśliwa. Tamta sytuacja z przeszłości tak naprawdę uchroniła mnie przed ogromnym błędem i wyszła mi tylko na dobre. Mimo to nie potrafię wybaczyć osobie, która po części odpowiedzialna jest za taki obrót sprawy. Jak wiele może znieść przyjaźń? Czy prawdziwa przyjaźń wybacza wszystko? To bardzo dziwna sytuacja, bo sympatia do Niej we mnie nie zmalała, wiem też, że w każdej chwili mogłabym liczyć na jej wsparcie, nawet po miesiącach nie odzywania się do siebie. Myślę, tęsknię i wspominam dobre chwile. Mimo to nie potrafię się przełamać i zdobyć na wybaczenie, kilka razy w ciągu tych 13 lat próbowałam, ale w środku mnie ciągle coś się buntuje, wypiera Jej istnienie, wypełnia żalem, a nawet ciągle żywą złością. Co ciekawe, szczegóły tamtych wydarzeń dawno wyparłam z pamięci, ale i tak nie umiem odpuścić...
W swych rozważaniach skupiłam się głównie na problemie trudnej przyjaźni, gdyż temat jest mi szczególnie bliski, bo znany z autopsji. Drugim, równie ważnym, wątkiem tej powieści jest odpowiedzialność - za siebie, za własne decyzje, za innych. Oczywiście pewnych spraw odkręcić nie można, nie da się zmienić ich biegu, ale czasem nasza decyzja może wpłynąć na losy innych ludzi. Dlatego do spraw, od których zależny jej los innych osób trzeba podchodzić z głową. Nie można kierować się egoistycznymi pobudkami, żalem czy utraconym szczęściem. Mścic się na innych za własny los, zwłaszcza, gdy "Ci inni" są Bogu ducha winni. Cieszę się, że Autorka w swojej książce poruszała tak ważny temat, jakim jest bycie dawcą. Nawet jeśli ktoś uzna, że książka jest pewnego rodzaju spotem społecznym to uważam, że takie sprawy warto nagłaśniać. Magdalena Witkiewicz przedstawiła dylematy dawcy, procedurę pobierania szpiku kostnego oraz nieustającą nadzieję chorej i jej rodziny. Sama nigdy wcześniej nie zgłębiłam tego problemu i teraz zastanawiam się nad podjęciem właściwej decyzji, takiej nieodwołalnej, obowiązującej całe życie.
Ja nie wiem skąd Autorka bierze te ogromne pokłady wiedzy na temat przeżyć każdej ze swoich postaci (nie mam tu na myśli tylko tej książki). Doskonale tworzy swoich bohaterów, z całym wachlarzem zalet i wad, bagażem doświadczeń, planów i marzeń. Tak jakby potrafiła idealnie wczuć się w rolę każdej z tych osób, a przecież to niemożliwe! Możemy sobie gdybać co byśmy czuli, czy zrobili w danej sytuacji, w konsekwencji pewnych zdarzeń, ale żeby tak prawdziwie? Osoby występujące w książkach Magdaleny Witkiewicz nie są płaskie, to nie ciąg imion połączonych ze sobą siecią zdarzeń. To ludzie z krwi i kości, z masą emocji, wspomnień i dylematów. Pisarka dba także o postaci poboczne, które zawsze są "jakieś". Wszystko jest to dopracowane w najdrobniejszym szczególe.
Kolejny raz jestem w pełni usatysfakcjonowana. Książkę polecam głównie kobietom wrażliwym, ale nie tylko. Jeśli nosisz w sercu zadrę, koniecznie musisz sięgnąć po tę książkę, może dzięki niej dokonasz wewnętrznego rachunku sumienia i poradzisz sobie z tym wewnętrznym bólem i głęboko skrywaną krzywdą.
To niesamowite jak wydarzenia z przeszłości, nawet tej odległej o kilkanaście lat mogą rzutować na nasze obecne życie. Jak czasem jeden, nie do końca przemyślany błąd (niekoniecznie nasz), niewyjaśniona sytuacja mogą nas zmienić.
Taka zmiana dotknęła Inę, niegdyś uśmiechnięta, radosna nastolatka w dorosłym życiu stała się zimna, zgorzkniała i wyrachowana. I wcale się...
2014-11-06
Do tej pory postać Hello Kitty znałam tylko z nadruków na ubraniach czy grafik zamieszczonych na przeróżnych gadżetach. Zupełnie nie rozumiałam tego szału na punkcie tej bądź co bądź uroczej kotki. Po przeczytaniu pierwszego tomiku serii "Hello Kitty i przyjaciele" doskonale wiem skąd ta cała sympatia fanów w różnym wieku.
W pierwszej części cyklu Hello Kitty wraz z siostrą bliźniaczką Mimmy właśnie zaczyna naukę w nowej szkole. Dziewczynki idą już do trzeciej klasy, ale nie będą na lekcjach razem, gdyż trafiły do dwóch klas równoległych. Siostry nie są jednak tym faktem zasmucone, obie mają w klasie kogoś, kogo znały już wcześniej, więc łatwo będzie im się zaaklimatyzować. Hello Kitty spotyka się ze swoim przyjacielem Dear Danielem oraz poznaje dwie koleżanki z ławki - Tammy i Fifi. Cała czwórka od razu przypada sobie do gustu. Pada pomysł założenia Klubu Przyjaciół, takiego prawdziwego - z kartami członkowskimi, regulaminem i świetną zabawą...
Ta pozycja bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie dość, że postać Hello Kitty urzeka niemal od pierwszego zdania, i czytelnik nie może oderwać się od książki, to jeszcze oprócz opowieści o tej sympatycznej kotce publikacja dostarcza czytelnikowi kilku ważnych prawd, z których można czerpać naukę. Najważniejszym przesłaniem jest to, że każdy ma prawo do "inności", własnych upodobań i zainteresowań. Nie można nikogo zmuszać by coś polubił czy zrobił. Przyjaźń polega na pełnej akceptacji i zrozumieniu. By dobrze się razem bawić nie trzeba być takim samym jak przyjaciel. To właśnie nasze odrębne cechy sprawiają, że jesteśmy wyjątkowi. Dzieciom trudno jest to czasem zrozumieć, starają się przypodobać innym naśladując ich, ubierając się jak oni czy zachowywać tak samo. Każdy człowiek z drugą, bliską osobą powinien czuć się naturalnie, swobodnie i komfortowo, a nie sztucznie, bo prędzej czy później poczujemy się tym zmęczeni, oszukani i zniechęceni. To trudne, bo dzieci nie chcą być odtrąceni i dlatego często poddają się innym. A przecież lepiej mieć jednego prawdziwego przyjaciela niż 10 fałszywych. Hello Kitty i jej paczka na szczęście zrozumieli to bardzo szybko i dzięki temu mają szansę zbudować prawdziwą, silną przyjaźń na pewnych podstawach.
Książkę polecam dzieciom w wieku 5 do 9 lat. Czcionka jest duża i wyraźna, więc to świetna pozycja dla dzieci, które od niedawna samodzielnie czytają. Ilustracje są czarno-białe, ale nie jest to minusem książki, wręcz przeciwnie, te obrazki są ujmujące. Dodatkową gratką jest bonus z tyłu książki. Oprócz fragmentu kolejnej części jest tam wzór karty członkowskiej klubu przyjaciół, który czytelnik może wykorzystać we własnej paczce. Jest też przepis na wykonanie własnych, oryginalnych okładek na książki czy zeszyty. Dodatkowe atrakcje czekają na czytelnika na stronie internetowej, której adres Wydawca podaje z tyłu książki.
Hello Kitty właśnie zyskała nową fankę! Polecam bardzo gorąco!
Do tej pory postać Hello Kitty znałam tylko z nadruków na ubraniach czy grafik zamieszczonych na przeróżnych gadżetach. Zupełnie nie rozumiałam tego szału na punkcie tej bądź co bądź uroczej kotki. Po przeczytaniu pierwszego tomiku serii "Hello Kitty i przyjaciele" doskonale wiem skąd ta cała sympatia fanów w różnym wieku.
W pierwszej części cyklu Hello Kitty wraz z...
2014-08-27
Szekspir (a właściwie Harvey) stracił swoją wielką miłość gdy miał zaledwie 20 lat. Teraz gdy minęło drugie tyle, wspomnienia tego uczucia są ciągle silne i żywe. Mężczyzna przez te wszystkie lata nie potrafił zbudować nowego szczęścia. Wiedział jednak, że odnajdzie kiedyś swoją miłość, bo tak "mówiła" wróżba z chińskiego ciasteczka - "odnajdziesz miłość, gdy znów spadnie śnieg". W Los Angeles było o to trudno, jednak któregoś wieczoru, a była to akurat wigilia stał się cud i śnieg spadł. Szekspir wyszedł szczęściu na przeciw i zaczął intensywnie się rozglądać. Gdy zobaczył Hannah dosłownie oniemiał! Wyglądała dosłownie jak drugie wcielenie Liv...
Opis fabuły sugeruje miłą, romantyczną lekturę z nutką świątecznego cudu (choć okładka myli co do pory roku). Niestety książka miała tylko świetny potencjał, a treść jest kiepska. Szekspir tak dalece dział mi na nerwy, że kilka razy odrzucałam książkę na bok. Właściwie to miałam z niej zrezygnować, ale po kilku dniach stwierdziłam, że w sumie książka jest na tyle krótka, że jakoś przemęczę. Mimo, że książka nie ma nawet 200 stron to treść wlecze się jak flaki z olejem. Nie podoba mi się sposób narracji. Autor wielokrotnie parafrazuje swoje (tzn. bohatera) myśli, więc miałam wrażenie, że ciągle czytam to samo. Rozumiem, że można kogoś kochać tak bardzo, że ciągle się o nim myśli, ale żeby w każdej minucie swojego życia? Nawet gdy ma się przed sobą kobietę z krwi i kości, całkiem w naszym stylu? Straszne to było! A jego rozmowy z "przyjacielem"? Też mam przyjaciółki z czasów liceum i bywa, że nie rozmawiamy ze sobą miesiącami. Mamy też różne problemy, rozterki, ale nasze rozmowy wyglądają inaczej. Gdy Szekspir mówi Sean`owi o swoich podejrzeniach w temacie reinkarnacji ten go niemal wyśmiewa. Natomiast kilka dni później mam wrażenie, że autor zapomniał jakie było stanowisko w sprawie tych dwóch bohaterów. Spontaniczny wyjazd do Szwecji? Ok. Spontaniczny wyjazd do odległej Europy z nowo poznanym mężczyzną, w dodatku dwa razy starszym od siebie? Też jestem w stanie zrozumieć (i Wy też możecie, jeśli pamiętacie historię mojego związku :p). Jednak w żaden sposób nie potrafię przyjąć faktu, że gdy Szekspir i Hannah odwiedzają rodzinę Liv, swobodnie rozmawiają ze wszystkimi członkami rodziny. Rozumiem, że po angielsku (amerykańsku)?! Z całą pewnością małżeństwo po 60-tce biegle zna ten język i bez problemu potrafi się nim posługiwać w rozmowie z niespodziewanymi gośćmi. Wierzcie mi, ciężko jest się przekonać do tej lektury. Zaskoczona jestem tym, że książka mnie zawiodła, zwłaszcza, że z wydawnictwem Świat Książki mam dobre wspomnienia. Było to do niedawna moje ulubione wydawnictwo. Teraz po prostu, po ich wszystkich zawirowaniach z właścicielami nie widzę ich jakoś na rynku :(
Tak więc nie mam sumienia polecać tej książki komukolwiek. Oczywiście możecie przekornie sami się przekonać, ale ja nie biorę za to żadnej odpowiedzialności!
... a taka ładna, optymistyczna okładka....
Szekspir (a właściwie Harvey) stracił swoją wielką miłość gdy miał zaledwie 20 lat. Teraz gdy minęło drugie tyle, wspomnienia tego uczucia są ciągle silne i żywe. Mężczyzna przez te wszystkie lata nie potrafił zbudować nowego szczęścia. Wiedział jednak, że odnajdzie kiedyś swoją miłość, bo tak "mówiła" wróżba z chińskiego ciasteczka - "odnajdziesz miłość, gdy znów spadnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-16
Nie mam pojęcia dlaczego, ale cały czas myślałam, że książka dotyczy tematu holokaustu. Nie wiem skąd ten mylny osąd, bo przecież czytałam wcześniej opis książki. Być może w tym samym czasie czytałam o innej książce, a jej treść przypisałam tej ze względu na tytuł, który kojarzy mi się z wywozem ludzi do obozów?! Tak czy inaczej to książka o czymś zupełnie innym.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o "sierocych pociągach", ale nie ma się co dziwić, bo większość Amerykanów też nie zna tego fragmentu ich historii, choć rozgrywał się w ich kraju na przełomie ponad 70 lat. Twórca programu "sierocych pociągów" wierzył, że ciężka praca, nauka i surowe wychowanie to jedyny sposób, by uchronić sieroty przed nędzą i deprywacją. Stąd pomysł by osierocone, bezdomne dzieci wywieźć na Środkowy Zachód Stanów Zjednoczonych, gdzie przygarną je wiejskie rodziny i otoczą miłością, opieką i przekażą im chrześcijańskie wartości. Niestety w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej - małżeństwa szukały zwykle taniej siły roboczej. Chłopcy wykorzystywani byli do pracy na roli oraz przy zwierzętach, a dziewczęta do prac domowych i opieki nad młodszymi dziećmi. Szansę na prawdziwy dom miały jedynie bardzo małe dzieci, w szczególności noworodki. Jednym z takich dzieci - pasażerów "sierocych pociągów" był dziadek męża Autorki, więc gdy znalazła w jego domu monografię historyczną na ten temat zainteresowała się tym problemem. Tak zrodziła się kanwa powieści.
"Sieroce pociągi" to książka fikcyjna, ale oparta o autentyczne wydarzenia historyczne i stworzona na podstawie całej masy wspomnień i opowieści żyjących uczestników tej niesamowitej tułaczki.
Poznajemy Molly, siedemnastoletnią wychowankę rodziny zastępczej, która w wyniku pewnego zdarzenia trafia do domu Vivian, dziewięćdziesięcioletniej samotnej staruszki, której ma pomóc uporządkować strych. Dziewczyna ma nadzieję, że szybko "odbębni" swoje i będzie miała kobietę z głowy. Nawet nie przypuszcza, że to początek czegoś głębokiego i ważnego. Vivian każdą, nawet najdrobniejszą rzecz dokładnie ogląda i dzięki temu powoli, niespiesznie opowiada Molly historię swojego życia. Życie staruszki nie było usłane różami (a przynajmniej nie pierwsze jego ćwierćwiecze). Molly chłonie każdą opowieść, nie może się doczekać kiedy znów odwiedzi Vivian. Kobiety, choć dzielą je 74 lata stają się sobie bardzo bliskie, zresztą, jak się okazuje, ich losy wcale się tak od siebie bardzo nie różnią.
Ta niezwykła powieść napisana jest dwutorowo. Lata 1929-1943 przeplatane są czasem współczesnym. Nie sposób się jednak oderwać od żadnej treści. Losy Vivian idealnie dopełniają się z historią Molly. Podróż, w którą zabrała mnie Vivian wzbudziła we mnie wiele przemyśleń. Zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele w życiu bierzemy za pewnik - dom, pracę, rodzinę, a przecież nigdy nie możemy być pewni co nas czeka. Dotąd wydawało mi się, że jestem wdzięczna za to, że mam tak dobre życie, że nie spotkało mnie wiele złego, ale widzę, że właśnie skupiam się na radości z braku negatywnych doświadczeń, a umniejszam rolę tego co wydaje mi się "normalne" i oczywiste. Vivian i Molly przeszły wiele życiowych prób. Warto skorzystać z ich doświadczenia i wyciągnąć z niego wnioski.
Genialna książka. Trudno znaleźć słowa, by opisać to, jak dobra jest ta książka. Autorka podeszła do tematu "sierocych pociągów" i losów ich pasażerów bardzo profesjonalnie. Przed napisaniem książki zdobyła na ten temat niezliczoną ilość materiałów, poznała mnóstwo historii sierot i dogłębnie poznała zagadnienie. Przy tym wszystkim trzymając się tła historycznego, stworzyła opowieść pełną emocji i ważnych prawd życiowych.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale cały czas myślałam, że książka dotyczy tematu holokaustu. Nie wiem skąd ten mylny osąd, bo przecież czytałam wcześniej opis książki. Być może w tym samym czasie czytałam o innej książce, a jej treść przypisałam tej ze względu na tytuł, który kojarzy mi się z wywozem ludzi do obozów?! Tak czy inaczej to książka o czymś zupełnie innym.
Nigdy...
2014-07-07
W Noczniku, wsi niedaleko Świebodzina mieszka dwudziestoletnia Edyta. Dziewczyna pracuje w miejscowym barze o obiecującej nazwie Copacabana. Jednocześnie marzy o gorącym klimacie Brazylii, temperamentnym chłopaku i zimnych drinkach na słonecznej plaży w cieniu palmy. Jej marzenia to zwyczajne mrzonki, bo niby jak - ona - zwyczajna dziewczyna z "zapyziałej" wioski mogłaby przeżyć taką egzotyczną przygodę? Okazuje się jednak, że czasem nawet najśmielsze plany mogą się ziścić.... choć nie zawsze dokładnie tak, jak sądziliśmy :) Życie bywa przewrotne i w ciągu kilku miesięcy może zmienić się o 180 stopni. W książce główną bohaterką jest Edyta, ale tak naprawdę to historia całego Nocznika. Wątek miłosny jest przewidywalny i oczywisty, ale jednocześnie bardzo przyjemny i ciepły, pozytywnie nastraja i cieszy. Wątek obyczajowy pokazuje polską, nieco śmieszną rzeczywistość - wiejską społeczność i jej zwyczajowe zachowanie, typowo polską życzliwość, ale i zawieść, gdy komuś powodzi się lepiej... Całą tę historię mogę sobie śmiało wyobrazić w zupełnie innej wsi, w innym rejonie Polski, gdzie spędzałam każde wakacje w dzieciństwie.Wszędobylscy sąsiedzi, ciekawość tego co się dzieje na innych podwórkach, ogromne poruszenie i plotki przy każdym nietypowym wydarzeniu. To także ogromne poczucie wspólnoty, wzajemna pomoc i wsparcie oraz troska.
Cieszę się bardzo, że autorka, choć w zamiarze mając stworzenie lekkiej powieści, w sam raz na oderwanie się od rzeczywistości tak dobrze przygotowała się do napisania tej książki. Mamy tu bardzo sympatyczną historię miłosną, rozbudowane tło powieści i egzotyczne smaczki. Całość okraszona jest ciekawostkami dotyczącymi brazylijskich zwyczajów, tradycji i przepisów kulinarnych. Może i jest to bajka, ale jakże piękna i odprężająca! Z wielką przyjemnością sięgnę po kolejne książki autorki :)
Świetna powieść romantyczno - obyczajowa z dużą dawką humoru. Brazylijski klimat sprawia, że nawet polska wieś staje się ciekawym, egzotycznym miejscem. Gorąco polecam wszystkim kobietom. Książka idealnie nadaje się na szybką poprawę nastroju, może być substytutem gorących wakacji i przyjemną odskocznią od codzienności. Książka idealnie wpasowała się w atmosferę tegorocznego Mundialu... w Brazylii.
W Noczniku, wsi niedaleko Świebodzina mieszka dwudziestoletnia Edyta. Dziewczyna pracuje w miejscowym barze o obiecującej nazwie Copacabana. Jednocześnie marzy o gorącym klimacie Brazylii, temperamentnym chłopaku i zimnych drinkach na słonecznej plaży w cieniu palmy. Jej marzenia to zwyczajne mrzonki, bo niby jak - ona - zwyczajna dziewczyna z "zapyziałej" wioski mogłaby...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-30
Tym razem wybór książki nie był mój. Sama pewnie bym po nią nie sięgnęła, ale koleżanka z pracy nalegała, więc zrobiłam jej tę przyjemność - ona była z książki zadowolona.
Ja szczerze mówiąc nie mam o niej zbyt wiele do powiedzenia. Owszem lubię książki biograficzne, zwłaszcza gdy łączą się z dzieciństwem i tradycjami regionu, z którego pochodzi autor. Tutaj było tego stanowczo za mało. Nie jest też tak, że autorka skupiła się tylko na wspomnieniach około politycznych. Nie. Dużo napisała o własnym, dorosłym życiu, niezwiązanym z karierą ojca i o dziwo właśnie to było najciekawsze. Jej kroki w świecie mody, pierwsze aranżowane sesje fotograficzne, szkoła wdzięku stylu, "incydent" z psychologią i wybór nowej drogi zawodowej. Nie przekonały mnie natomiast wspomnienia osób znanych i rozpoznawalnych, wydało mi się to nieco wymuszone i napuszone. Mam wrażenie, że to wydawca nalegał na takie treści. Zresztą w jednym z rozdziałów napisała o swoim ukochanym króliku, dodała, że o zwierzętach mogłaby pisać w nieskończoność, ale... wydawca zabronił. Brakowało mi życia prywatnego, mam na myśli mężczyzn życia autorki :)
Generalnie mam mieszane uczucia i nie wiem co o niej myśleć. Z jednej strony to denerwujące, że celebryci, ludzie znani mają taką łatwość w pisaniu książek autobiograficznych, choć wielu "zwykłych" ludzi niejednokrotnie ma nie mniej ciekawe życie od nich. Z drugiej strony - gdybym sama była celebrytą to... też pewnie napisałabym książkę autobiograficzną, bo zawsze o tym marzyłam, a w takim przypadku pewnie jeszcze by mnie o to poproszono, więc jak nie skorzystać?
Podsumowując - książka nie jest zła. Szybko się ją czyta, a krótkie rozdziały pozwalają na wybiórcze czytanie wybranych wspomnień. Dla mnie chyba po prostu autor nie ten, nie ujmując niczym Pani Monice, bo z całą pewnością to ciekawa osoba, która wiele w życiu widziała i przeżyła.
Tym razem wybór książki nie był mój. Sama pewnie bym po nią nie sięgnęła, ale koleżanka z pracy nalegała, więc zrobiłam jej tę przyjemność - ona była z książki zadowolona.
Ja szczerze mówiąc nie mam o niej zbyt wiele do powiedzenia. Owszem lubię książki biograficzne, zwłaszcza gdy łączą się z dzieciństwem i tradycjami regionu, z którego pochodzi autor. Tutaj było tego...
2014-04-30
W czasach, kiedy to zachłysnęłam się wręcz kryminałami i thrillerami, czytając je na okrągło marzyło mi się żeby zostać sławnym detektywem. Chciałam umieć rozwiązywać najbardziej zawikłane zagadki - dopatrywać się najmniejszych śladów i wskazówek, odszukiwać motywy zbrodni i wyłapywać z rozmów nieścisłości, próby zatajenia prawdy. Wtedy takim wzorem był dla mnie Poirot. Fascynowało mnie to, że bohater potrafi zbadać każdy ślad i połączyć wszystkie fakty i poszlaki. Zapragnęłam też znaleźć się w takiej sytuacji, kiedy to zamknięta w jednym domu/pomieszczeniu z kilkoma innymi osobami muszę odgadnąć kto jest sprawcą zabójstwa. Spokojnie! Nie chciałam nigdy przelewu krwi, ale zabawa w rozwiązywanie kryminalnej zagadki na pewno byłoby ekscytujące.
Podobny pomysł miał bohater książki Heather Graham pt. "Mordercza gra". Jon Stuart, pisarz kryminałów przez lata organizował taką "imprezę" dla swoich przyjaciół po fachu. Zabawa odbywała się w jego szkockim zamku w Lochlyre, co dodawało tajemniczości i przepełniało uczestników nutką strachu. Niestety podczas jednego z Tygodni Tajemnic w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła jego żona Cassandra. Kobieta nie była specjalnie lubiana przez znajomych męża i choć oficjalne stanowisko policji w tej sprawie mówi o samobójstwie (lub nieszczęśliwym wypadku) to Jon jest przekonany, że Cassie zginęła z rąk któregoś z gości. To zdarzenie nie daję mężczyźnie spokoju dlatego po 3 latach postanawia wznowić Tydzień Tajemnic. Celowo zaprasza tych samych członków zabawy co podczas ostatniego, feralnego spotkania, mając nadzieję, że przez nieuwagę ujawni się zabójca jego żony. Odkrycie prawdy nie jest wcale takie łatwe, bo każdy z gości mógł mieć motyw zabójstwa.
Szczerze? Bawiłam się świetnie! Okazuje się, że żeby zostać detektywem wcale nie muszę wychodzić z domu i co więcej narażać się na niebezpieczeństwo. Doskonale wczułam się w klimat zamku Lochlyre - pamiętając, że po remoncie nie ma w nim przeciągów :) Bezpiecznie siedząc na wygodnej kanapie wmieszałam się w tłum i wspólnie z uczestnikami Tygodnia Tajemnic próbowałam odnaleźć fałszywego sprawcę wymyślonej zbrodni, co... bardzo szybko przerodziło się w tropienie prawdziwego zabójcy. Prawdziwy winny doskonale wiedział co się szykuje, dlatego skutecznie manipulował uczestnikami, próbując rzucić podejrzenia na innych. Czy udało mi się określić sprawcę? Nie! O tej osobie pomyślałam tylko przez chwilę. Nooo zdradzę Wam, że zabójca miał wspólnika, co właściwie prawie od początku jest ujawnione, więc nie wyjawiam wielkiego sekretu. Tak czy inaczej ja się na detektywa nie nadaje. Oczywiście kierowałam się zasadą "najciemniej pod latarnią", ale autorka tak umiejętnie prowadziła zwroty akcji, że całkiem się pogubiłam. Momentami drażniące były niepotrzebne dialogi - te niezwiązane z akcją, czy o powtarzającej się treści, tyle że, to jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość i w myślach powtarzałam "no dalej, dalej" :)
Lubię książki Heather Graham i ta również mnie nie zawiodła. Świetnie bawiłam się rozwiązując zagadkę, a fakt, że jej nie rozwiązałam świadczy tylko o znawstwie tematu przez autorkę i umiejętności manipulowania treścią w taki sposób, by czytelnik przedwcześnie nie poznał zakończenia. Jak i w innych pozycjach autorki, tak i w tej pojawił się wątek romansowy, który w tym wydaniu bardzo lubię. Autorka nie przesadza, nie przyspiesza, nie "wciska" wątku na siłę. Uczucie łączące bohaterów nie pojawia się nagle tak jak się to dzieje w większości sensacyjnych filmów. Tutaj jego dawka jest odpowiednia, wyważona i dobrze wkomponowana w treść.
Książkę polecam głównie miłośnikom thrillerów i kryminałów, a także tym, którzy pragną poznać ten gatunek, a do tej pory czytywali głównie książki obyczajowe i romanse. Ze względu na żółty odcień kartek, książka zadowoli także tych, którzy mają problem ze wzrokiem. oczy w tym przypadku tak się nie męczą jak przy białych kartkach.
W czasach, kiedy to zachłysnęłam się wręcz kryminałami i thrillerami, czytając je na okrągło marzyło mi się żeby zostać sławnym detektywem. Chciałam umieć rozwiązywać najbardziej zawikłane zagadki - dopatrywać się najmniejszych śladów i wskazówek, odszukiwać motywy zbrodni i wyłapywać z rozmów nieścisłości, próby zatajenia prawdy. Wtedy takim wzorem był dla mnie Poirot....
więcej mniej Pokaż mimo to
Pensjonariuszki Szkoły Żon zrozumiały, że w życiu nie można być tylko matką, żoną i kochanką, idealną panią domu. By osiągnąć pełnię szczęścia trzeba znaleźć też czas dla siebie - zadbać o wygląd i własne potrzeby, realizować siebie i swoje zainteresowania, pasje. Tylko czy tę nowo zdobytą wiedzę łatwo jest wdrożyć w życie?
Nasze bohaterki - Julia, Jagoda, Misia i Marta, po powrocie do codzienności rzeczywiście stały się pewniejsze siebie, bardziej świadome i zrozumiały, że od życia chcą czegoś więcej. Jak się okazało, ta samoświadomość paradoksalnie sprawiła, że zaczęły gonić za czymś nowym. Chciały robić więcej, czuć intensywniej, a przy tym do końca pozostawać niezależne. Nie zadowalały się półśrodkami. Czy wieczne szukanie czegoś lepszego wyszła im na dobre? Tylko jak z tymi zmianami radzili sobie ich bliscy, a w końcu one same?
W drugiej części "Szkoły Żon" równolegle poznajemy losy czterech bohaterek, dodatkowo pojawia się postać Agnieszki - trenerki personalnej Marty. W książce najwięcej jest Jadwigi i Marty, choć u wszystkich kobiet zachodzą znaczące zmiany. Pojawia się też Ewelina, która postanawia otworzyć drugą szkołę żon i po długich poszukiwaniach znajduje odpowiedni budynek. Od dawna nieużywany pensjonat usytuowany w wiejskim lesie gdzieś na Kaszubach roztacza nieodparty urok na samych zainteresowanych. Jest idealny, doskonale nadaje się na Pensjonat Marzeń. Nowe przedsięwzięcie udaje się zrealizować z pomocą rodziny i oddanych przyjaciół w ciągu kilku miesięcy. I wszystko zaczyna się układać...
"Pensjonat Marzeń" zdecydowanie nie jest erotykiem, to najprawdziwsza powieść obyczajowa - dla mnie to akurat duży plus, choć jeśli ktoś nastawił się na erotyczną lekturę to się zawiedzie. Bardzo cieszę się, że wątek Marty został tu mocno rozszerzony, cały czas kibicowałam także Jagodzie, która swoje życie zmieniła w największym stopniu. Z niedowierzaniem przypatrywałam się słowom opisującym wątpliwości Misi - jak to? ta naiwna, uległa dziewczyna i taki nagły dystans? Jak to możliwe??? Z zahukanej, ciągle zależnej od innych dziewczyny zmieniła się ambitną kobietę, która ceni sobie prywatność i zawsze ma ostatnie zdanie. Julka ustabilizowała się życiowo, uspokoiła i zwolniła, by... nie mogę zdradzać wszystkiego.
Książka to przede wszystkim kontynuacja losów bohaterek poprzedniej części. Tym razem nie dostajemy dobrych rad, przysłowiowego "kopa w tyłek", by ruszyć do przodu czy wprowadzać w życie zmian. Autorka przestrzega przed tym, że zmiany mogą wywołać burzę i to nie zawsze tę oczyszczającą. Samoświadomość też może być niebezpieczna, bo gdy osiągniemy swój pierwotny cel to możemy chcieć więcej i więcej. Czasem warto dokonać analizy życia, sprawdzić jakie zmiany nam się opłacają, a jakie lepiej odpuścić. Niestety nie można mieć wszystkiego i często możemy zdobyć coś kosztem (niestety) czegoś innego. Jednak jesteśmy panami swojego losu i sami decydujemy o tym jak pokierujemy swoim życiem, ważne, by umieć wypośrodkować realizowanie własnych potrzeb, szczęście rodzinne, przyjaźń i ambicje.
Pensjonariuszki Szkoły Żon zrozumiały, że w życiu nie można być tylko matką, żoną i kochanką, idealną panią domu. By osiągnąć pełnię szczęścia trzeba znaleźć też czas dla siebie - zadbać o wygląd i własne potrzeby, realizować siebie i swoje zainteresowania, pasje. Tylko czy tę nowo zdobytą wiedzę łatwo jest wdrożyć w życie?
więcej Pokaż mimo toNasze bohaterki - Julia, Jagoda, Misia i...